Strona wykorzystuje pliki cookies.
Informujemy, że stosujemy pliki cookies - w celach statycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat.
Serdecznie Pana pozdrawiam.
To naprawdę ważna sprawa - kojarzy mi sie jednoznacznie z takimi "polskimi obozami koncentracyjnymi".
I albo położy pan kres takim nadużyciom czy jak w przypadku Julki Palmer oszczerstwu i szkalowaniu albo będą sobie panem gębę wycierali. Wybór należy do pana.
Jeszcze będzie wam gorąco :))))
mówisz o łamaniu prawa w śledztwie z Sawicką, grożeniu mężowi swojej kochanki(obecnie żony) i podejrzanemu o nadużycia w stowarzyszeniu Helper prowadzonym przez żonę - Tomaszu Kaczmarku? Sprawę o 50 tys, jak sam ukradł miliony?
10 maja trzech sędziów Sądu Najwyższego zbada kasacje złożone w tej sprawie przez mazowiecki wydział zamiejscowy Prokuratury Krajowej ds. przestępczości i korupcji oraz przez obronę L. - poinformował w środę PAP Krzysztof Michałowski z zespołu prasowego SN.
Michałowski podał, że prokuratura skarży w całości prawomocny wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie z września 2016 r. SO utrzymał wtedy wyrok Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli z grudnia 2015 r. SR uniewinnił Sumlińskiego oraz skazał na cztery lata więzienia i ponad 54 tys. zł grzywny drugiego oskarżonego Aleksandra L. - emerytowanego oficera tajnych służb wojska PRL, a potem Wojskowych Służb Informacyjnych.
Czytaj więcej
Sumliński plagiatował McLeana i Chandlera? Dziennikarz zapowiada pozew przeciw "Newsweekowi"
Jak podał Michałowski, kasacja prokuratury na niekorzyść dziennikarza i na korzyść Aleksandra L. zarzuca wyrokowi SO "rażące i mające istotny wpływ na treść orzeczenia naruszenie przepisów prawa procesowego". Miały one polegać na "dokonaniu nienależytej kontroli instancyjnej zaskarżonego wyroku, niepełnym ustosunkowaniu się przez sąd odwoławczy do wszystkich zarzutów apelacji prokuratora, w tym zawartych w części niejawnej oraz niewykazaniu konkretnymi, znajdującymi oparcie w ujawnionych w sprawie okolicznościach, argumentami - dlaczego uznano poszczególne zarzuty i wnioski apelacji za nietrafne, bądź niezasadne oraz bezkrytycznym powieleniu stanowiska sądu I instancji".
Prokuratura wnosi, by SN uchylił wyrok SO w całości i zwrócił mu sprawę do ponownego rozpoznania.
Także obrońca L. wnosi, by SN uchylił wyrok SO i przekazał sprawę SO. Według obrony, SO naruszył prawo do rzetelnego procesu, co miało polegać na skazaniu L. "W przeważającej mierze na niepełnym materiale dowodowym w postaci wybranej części dostarczonych nagrań oraz zeznań Leszka T., złożonych w postępowaniu przygotowawczym, którego skazany nie mógł przesłuchać w procesie, co przyczyniłoby się do ujawnienia prawdy materialnej". Zdaniem obrony, SO niesłusznie zaaprobował ocenę materiału dowodowego dokonaną przez SR, co nastąpiło "z pominięciem swobodnej jego oceny, zasad obiektywizmu, prawidłowego rozumowania oraz wskazań wiedzy i doświadczenia życiowego". SO miał też uzasadnić swój wyrok "w sposób lakoniczny, pobieżny oraz nie wystarczająco szczegółowy, nie odnosząc się wyczerpująco do podniesionych w apelacjach argumentów".
W odpowiedzi na powyższą kasację prokurator wnosi o uwzględnienie jej i uchylenie w całości zaskarżonego wyroku - dodał Michałowski.
Podał on ponadto, że 15 marca br. SN wstrzymał wykonanie wyroku SO wobec Aleksandra L. SN uzasadnił to m.in. wagą zarzutów podniesionych w kasacji. Według SN, nie wszystkie argumenty apelacji znalazły "pełne odzwierciedlenie w rozważaniach SO". SN wziął także pod uwagę sytuację L., który "cierpi na wiele poważnych schorzeń".
W grudniu 2009 r. Sumliński i L. zostali oskarżeni przez warszawską prokuraturę apelacyjną o powoływanie się od grudnia 2006 r. do stycznia 2007 r. na wpływy w Komisji Weryfikacyjnej WSI i podjęcie się - w zamian za 200 tys. zł - załatwienia pozytywnej weryfikacji oficera WSI płk. Leszka T. Ten oficer tajnych służb wojska jeszcze z PRL ostatecznie został negatywnie zweryfikowany. Oskarżonym groziło do ośmiu lat więzienia.
L. od początku przyznawał się do zarzucanego mu czynu i sam wnosił o wymierzenie mu takiej kary, jaką otrzymał. Od oskarżonego, który pobiera wysokie świadczenia od Skarbu Państwa, należy oczekiwać zachowania odpowiedniego dla oficera Wojska Polskiego. Czyn oskarżonego jest haniebny, zagrażający bezpieczeństwu kraju. Mógł zdestabilizować, czy wręcz zdestabilizował działanie ważnej instytucji państwowej, jaką była komisja weryfikacyjna - wskazał SR w swym wyroku.
Czytaj więcej
Dziennikarz śledczy Wojciech Sumliński uniewinniony
Za okoliczności łagodzące SR uznał, że L. stał się ofiarą prowokacji Leszka T. (zmarł w 2012 r.), któremu w rzeczywistości na tej weryfikacji nawet nie zależało. Sąd ustalił też, że L. dramatycznie potrzebował pieniędzy, by pomóc ciężko chorej żonie.
SR podkreślił, że przestępstwo płatnej protekcji, czyli powoływania się na wpływy w instytucji w zamian za korzyści dla siebie, ma charakter formalny. Wystarczy się powołać na wpływy. Nie trzeba ich mieć. Wystarczy obietnica łapówki. Nie trzeba nawet jej przyjąć - wyjaśniał. "Gdyby istniała możliwość załatwienia pozytywnej weryfikacji za łapówkę, groziłoby to bezpieczeństwu państwa. Nawet pozorne wpływy mogłyby dezawuować tę instytucję" - mówił sędzia Stanisław Zdun.
Śledztwo zainicjował Leszek T., który nagrywał rozmowy z płk. L. i Sumlińskim. W listopadzie 2007 r., po przegranych przez PiS wyborach, zawiadomił o sprawie ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, który poinformował o niej ABW. Sprawa nabrała rozgłosu w mediach w 2008 r., gdy sąd - po uwzględnieniu zażalenia prokuratury - zdecydował o aresztowaniu Sumlińskiego. Dzień później dziennikarz próbował popełnić samobójstwo w warszawskim kościele. Po tym zdarzeniu odstąpiono od jego aresztowania. Przez pewien czas aresztowany był natomiast L.
Sumliński od początku nie przyznawał się do winy. Mówił, że była to prowokacja T. wymierzona m.in. w Komisję Weryfikacyjną kierowaną przez Antoniego Macierewicza. W mediach zwracał uwagę na prowadzone przez siebie dziennikarskie śledztwa i sugerował, że "mógł się tym narazić wielu osobom". Media ponownie nawiązywały do tej sprawy w 2012 r., kiedy zmarł Leszek T., mający zeznawać w procesie. Prokuratura podała, że przyczyną śmierci była niewydolność krążenia. Śledztwo w sprawie jego śmierci umorzono.
W 2014 r. przez prawie 4 godziny prezydent Komorowski zeznawał jako świadek w tym procesie - rozprawa odbyła się w Pałacu Prezydenckim. Sugeruje się moje dziwne kontakty z WSI - oświadczył wtedy Komorowski. Dodał, że wszystkie jego kontakty z WSI "zawsze miały charakter formalny, wynikający z przełożeństwa nad nimi w roli wiceszefa czy też szefa MON". "Niektórzy chwytają się brzytwy, a nawet brzydko się chwytają" - oświadczył.
Serdecznie pozdrawiam
Ci dwaj są oskarżeni o żądanie 200 tys. zł za pozytywną weryfikacji oficera WSI przez komisję weryfikacyjną Antoniego Macierewicza. Na ich procesie zeznawał jako świadek Komorowski.
Przypomnijmy fakty. Sumlińskiego i L. na ławę oskarżonych zaprowadził płk Leszek Tobiasz (zmarł w 2012 r.), były agent WSI, który starał się o pozytywną weryfikację dla siebie i syna przez komisję Macierewicza. Tobiasz od 2007 r. nagrywał spotkania z Aleksandrem L., podczas których pada propozycja "dojścia" do członków komisji weryfikacyjnej za 200 tys. zł. Sumliński miał być pośrednikiem, zaprowadził Tobiasza na spotkanie z historykiem Leszkiem Pietrzakiem (jeden z członków komisji).
Tobiasz, gdy PiS przegrał wybory, poszedł z nagraniami do posła Bronisława Komorowskiego. Dlaczego do niego? Można tylko przypuszczać, że nie ufał służbom i prokuraturze, które za rządów PiS wciągnięto do politycznej walki. Może chciał się przypodobać nowej władzy?
Komorowski naradził się z koordynatorem służb specjalnych Pawłem Grasiem (któremu ufał) i oddał sprawę ABW. ABW założyło podsłuch Sumlińskiemu i L., nagrania z podsłuchu są obok nagrań Tobiasza głównym dowodem oskarżenia.
Mniej jasne jest to, po co przyszedł w tym samym czasie do Komorowskiego Aleksander L. To zagadkowa postać. Komorowski uważał go za niebezpiecznego człowieka i przyczynił się do jego wyrzucenia z WSW na początku lat 90., gdy był wiceszefem MON. Po co się z nim spotkał? L. chwalił się, że ma dostęp do tajnego aneksu do raportu z likwidacji WSI. Komorowski wstępnie wyraził zainteresowanie nim, by - jak zeznał - nie płoszyć L. Sumliński oskarżał prezydenta w czwartek, że podżegał do popełnienia przestępstwa nielegalnego zdobycia aneksu.
Ale Komorowski w zeznaniach tłumaczył, że chciał zobaczyć, o co chodzi L. Obawiał się, że aneks wycieknie np. do rosyjskich służb i będzie wykorzystany do politycznej awantury, która zaszkodzi państwu. W aneksie - którego nie zdecydował się opublikować prezydent Lech Kaczyński - miały być m.in. haki na Komorowskiego. Kontakt z L. Komorowski zakończył po dwóch spotkaniach, gdy już wiedział, że sprawą zajęła się ABW.
Według "Wprost" aneks obciąża Komorowskiego za aferę fundacji Pro Civili, która w drugiej połowie lat 90. brała udział w wielomilionowych wyłudzeniach i robiła interesy z WAT. W Pro Civili działał b. agent WSI Piotr P., obecnie główny podejrzany w aferze SKOK Wołomin. Ale gdy Komorowski został szefem MON, trwało już śledztwo w sprawie Pro Civili. Mimo to dla prawicowego portalu wPolityce.pl zbitka Komorowski - WSI - Pro Civili - SKOK Wołomin wydaje się oczywista.
Sprawa Sumlińskiego to jednak sprawa Sumlińskiego, nie Komorowskiego.
Teraz powinna rozpocząc się sprawa Komorowskiego et consortes.
---------------------------
To niech megaloman Sumliński poda do sądu.
---------------
-Do tego zdolny jest Sumliński?
Znaczy, manuskrypt książki, którą Sumliński napisał, i który mu zabrano, nie był jego, choć sam go napisał, bo go nielegalnie napisał? Lecz się.
"Czy te materiały należały do Sumlińskiego i czy w legalny sposób wszedł w ich posiadanie."
Ty się nie martw o Sumlińskiego, Ty się martw o swojego idola TW Bolka i nielegalnie zgromadzone przez niego archiwalia.
Satysfakcji z posmakiem goryczy. Bo czyż człowiek po to żyje by doświadczać tego co było Pana udziałem? Bo czyż państwo po to państwem się mieni by tak koszmarnie długo człowiekowi goryczy dostarczać ogdaniając na wszelkie sposoby Temidę chcącą tu swoje przeznaczenie wypełnić?
Gratulować tego sukcesu nie sposób bo cóż to za sukces gdy odrobina normalności zaświtała?
Dziękować za postawę - też nie bardzo się godzi, wszak to nromalna postawa człowieka walczącego już o swoje życie i życie najbliższych.
Pozostanie Pan wzorcem skutecznej walki z systemem. A system nie zamierza ustapić stąd i wielu naśladowców widzę.
Dobrego zdrowia życzę.