Jestem ostatnią osobą, która broniłaby łotrów vide Donald Tusk czy Bronisław Komorowski. Po tym, co o nich wiem i po „atrakcjach” skutkujących dziewięcioletnią gehenną i doprowadzeniem na skraj samobójstwa, jakie przy pomocy podległych i zaprzyjaźnionych służb specjalnych, WSI i ABW, zafundowali mi rzeczeni panowie, nikt nie może mieć wątpliwości, że nie jest mi po drodze z tymi i podobnymi im szubrawcami – a wprost przeciwnie. Kropka. A jednak nie zmienia to w niczym mojej oceny, że robienie z Sylwestra Latkowskiego krynicy prawdy objawionej tylko dlatego, że powiedział przed komisją ds. Amber Gold kilka negatywnych zdań o Donaldzie Tusku nie jest nawet śmieszne - jest po prostu żałosne. Te same media, które jeszcze niedawno przypominały – i słusznie – gangsterski dorobek Latkowskiego udowadniając, jak bardzo negatywna, niewiarygodna i w gruncie rzeczy marna to postać, dziś prześcigają się w komentowaniu tego, co ów powiedział, czego nie powiedział, a co może miał na myśli i jakie to istotne – bo akurat dziś pasuje to do tezy. Zapomnieli, zdaje się, koledzy dziennikarze, jak pokrętny ów człowiek za czasów pierwszego PiS wkradł się w łaski kilku osób z tej formacji – m.in. zakolegował się z Jackiem Kurskim, a próbował też, z gorszym skutkiem, pozyskać zaufanie Zbigniewa Wassermana - by natychmiast po dojściu do władzy PO obwieścić wszem i wobec, że za rządów PiS … był prześladowany. To wtedy wraz z dziennikarzem „Polityki” Piotrem Pytlakowskim nakręcił firm i napisał książkę „Wszystkie ręce umyte” o śmierci Barbary Blidy, jednoznacznie bijący w środowisko PiS. Tym, którzy mają słabą pamięć, warto też przypomnieć, jak osobiście wręczał nagrodę człowieka roku łotrowi Bronisławowi Komorowskiemu z ramienia tygodnika „Wprost”, którego Latkowski był wówczas naczelnym. Dziś sytuacja polityczna odwróciła się i Latkowski znów, jak zawsze, próbuje popłynąć z prądem uderzając w środowisko, któremu wiernie sekundował – bo taka akurat jest koniunktura, a zawsze dobrze przypodobać się ludziom władzy, prawda? Przypominam o tym ku przestrodze, bynajmniej nie dlatego, że Latkowski to były gangster i to wbrew temu, co twierdził, nie byle jaki gangster – który właśnie do mnie przyszedł przed laty na dziennikarski dyżur w dzienniku Życie, skąd, na jego prośbę, odprowadziłem go do prokuratury, gdzie na moich oczach zakuto w kajdanki i skąd trafi do więzienia na blisko dwa lata – ale przede wszystkim dlatego, że w tym przypadku naprawdę warto pokusić się o odrobinę refleksji i wstrzymać ręce od oklasków. Jeśli już nie z innych powodu, to przynajmniej dlatego, by w przyszłości się tego nie wstydzić. Bo jeśli ktoś naprawdę wierzy, że to przyjaciel „dobrej sprawy”, który gotów jest za tę sprawę umrzeć, to powinien przypomnieć sobie, co o takich „przyjaciołach” mówił Winston Churchil, a co w mojej ocenie idealnie pasuje do Sylwestra Latkowskiego – „jeśli mam takich przyjaciół, nie potrzebuję już wrogów.” Tylko tyle i aż tyle.
Wojciech Sumliński
sumlinski.pl
Inne tematy w dziale Polityka