Uwaga: to nie jest żart. Ja wiem, że teraz, gdy tylko ktoś publikuje artykuł z takim tytułem jak powyżej, to zaraz potem okazuje się, że autor się wygłupia: że tym kandydatem jest Pies Pluto, albo Dżyngis Chan, albo Roman Polański. Otóż – ostrzegam: mój tekst jest najzupełniej, absolutnie poważny. Cienia ironii.
Ważniejszy zresztą w tym tekście jest zestaw kryteriów, jakie chciałbym zaproponować, niż nazwisko(-a), które z tych kryteriów – moim zdaniem – się wyłania(-ją). Co do nazwisk, można dyskutować: ludzie przychodzą i odchodzą, poważni błaźnią się a pajace poważnieją (czasami); są politycy, niezmiernie inteligentni i błyskotliwi, którym nagle przychodzi ochota na walkę z Niemcami w samolocie – i szanse na utrzymanie poważnego wizerunku pryskają. Więc tak naprawdę nie chodzi mi o nazwisko, ale o kryteria.
Formalne kryteria oczywiście mamy zapisane w Konstytucji, ale ważniejsze od tych konstytucyjnych są kryteria polityczne i osobowościowe. Chciałbym zaproponować następujący ich katalog:
1. Najważniejsze – kandydat powinien być w miarę „ekumeniczny politycznie”. Ja wiem, że to dziwaczne pojęcie, ale lepszego nie znalazłem. Nie chodzi mi o kogoś, kto jest „ponad-partyjny” – bo taki w Polsce nie ma szans na wybór. Nie chodzi też o kogoś, kto jest ekumeniczny, bo nie ma żadnych poglądów. I nie chodzi o kogoś, kto zmieniał partie jak rękawiczki – wtedy wystarczyłoby wybrać Ryszarda Czarneckiego. Nie, chodzi o kogoś, kto – nawet jeśli jest w jakiejś partii lub ma jasne poparcie jednej partii, pokazał swoją biografią i poglądami, że także z inną formacją jest mu po drodze. Więc nie jest nie-akceptowalny dla przynajmniej dwóch głównych politycznych formacji Polski.
2. W Polsce, polityczno-partyjną przewagę mają partie centro-prawicowe: można tym się cieszyć albo nie (ja się specjalnie nie cieszę), ale tak już jest i najbliższe wybory parlamentarne tego pewno nie zmienią. Prezydent powinien mieć silne polityczne wsparcie w Sejmie: ergo – powinien być politykiem centrowym lub centro-prawicowym. Ostatnie, czego potrzebujemy, to szorstka koabitacja.
3. W Polsce mamy ustrój parlamentarno-gabinetowy, ale z pewną domieszką ustroju prezydenckiego, która wprowadza pokusę parcia na konflikt prezydencko-rządowy. Nowy Prezydent, dla uspokojenia systemu, powinien zaakceptować generalne polityczne zwierzchnictwo układu parlamentarno-gabinetowego i nie rozpychać się w systemie, by popychać go, poza-konstytucyjnie, w kierunku prezydenckim. Musi to więc być człowiek, powiedzmy to łagodnie, o nie-monstrualnych ambicjach osobistych.
4. Mimo tego, co powiedziałem w punkcie 3, Prezydent w RP nie jest postacią czysto ceremonialną: związane z tą funkcją są pewne istotne kompetencje rządzenia (np. decydowanie o wetach wobec ustaw lub o kierowanie ustaw do TK): ergo, kandydat na Prezydenta nie może być polityczną dziewicą. Powinien mieć pewien staż polityczny lub administracyjny, z przyzwoitymi (co najmniej) wynikami: bałaganiarz, raptus lub człowiek dotknięty paraliżem decyzyjnym niech nie aplikuje.
5. Jedną z głównych funkcji Prezydenta jest reprezentacja na forum międzynarodowym. Prezydent powinien być więc być osobą, cieszącą się popularnością i szacunkiem za granicą. A najlepiej – w sferze, która jest do nas najważniejszym punktem odniesienia, czyli w Unii Europejskiej.
6. Powinna to być – zdaję sobie sprawę z mglistości przymiotników, jakie zaraz wymienię, ale mam nadzieję, że będzie to zrozumiale – osoba przynajmniej wyglądająca na sympatyczną, ciepłą, spokojną; taki Prezydent, którego naprawdę da się lubić; którego pojawianie się w telewizorze – oby nie za częste! – witane będzie jako wizyta dobrego sąsiada, z którym może nie zgadzamy się w tym czy owym, ale generalnie jest OK. Niekoniecznie brat-łata, ale nie arogant; ani „słuchaj-stary” ani gbur. (Pisząc to, chcę podkreślić, nie mam na myśli żadnych konkretnych osób, które by podpadały pod te określenia; po prostu stawiam pewne warunki progowe).
Można tę listę ciągnąć, można ją przykrócić. Można nie zgodzić się z tym czy innym kryterium. Ale jak tak to wszystko napisałem, to wygląda mi na to, że w tej chwili jeden jest tylko taki polityk. (I tu moja deklaracja, na wszelki wypadek – nie znam Go osobiście i niczego od przyszłego Prezydenta nie chcę: profesurę belwederską już odebrałem z wdzięcznością od Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ambasadorem nigdzie nie chcę zostać, orderów nie oczekuję, o prawo łaski mam nadzieję nie będę musiał nigdy prosić, więc piszę to całkowicie bezinteresownie).
A chociaż dziś jest zajęty – żaden dobry polityk nie chodzi bezrobotny – to chyba akurat skończy mu się przed wyborami ta część kadencji, na którą został wybrany w Parlamencie Europejskim jako jego Prezydent. Zresztą – jeśli Polska go wezwie, to Europa zrozumie.
Inne tematy w dziale Polityka