Sondaż badania opinii publicznej 'Social Changes', wykonany na zlecenie portalu 'wPolityce.pl', a opublikowany 1.07.2022 m.in. na stronach 'wnp.pl', wykazał zasadnicze poparcie Polaków dla ordynacji większościowej i jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW) w wyborach do Sejmu.
Wojciech Błasiak
Ktoś musi zacząć
Sondaż badania opinii publicznej 'Social Changes', wykonany na zlecenie portalu 'wPolityce.pl', a opublikowany 1.07.2022 m.in. na stronach 'wnp.pl', wykazał zasadnicze poparcie Polaków dla ordynacji większościowej i jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW) w wyborach do Sejmu.
Produkcja ciszy
"W odpowiedzi na pytanie jaka ordynacja wyborcza w wyborach parlamentarnych powinna obowiązywać w Polsce, 33 proc. respondentów wskazało na ordynację większościową, która pozwala na głosowanie na konkretnego kandydata w każdym okręgu. 16 proc. badanych opowiedziało się za ordynacją proporcjonalną, której istotą jest głosowanie na listy partyjne. 11 proc. badanych popiera ordynację mieszaną, czyli proporcjonalno-większościową. 40 proc. respondentów wybrało odpowiedź 'trudno powiedzieć'."
Po ponad 30. latach produkowania ciszy o JOW w wyborach do Sejmu przez aparat państwa III Rzeczpospolitej, nagle okazało się, że jest to nieskuteczne.
A cisza i jej produkcja jest potężną bronią polityczną. Jest też bronią całkowicie niedocenianą. Na tę rolę po raz pierwszy zwrócił uwagę i ją opisał mistrz Ryszard Kapuściński. "Cisza - pisał w swym 'Chrystusie z karabinem na ramieniu' w 1976 roku - jest sygnałem nieszczęścia i często przestępstwa. Jest takim samym narzędziem politycznym jak szczęk oręża czy przemówienie na wiecu. Cisza jest potrzebna tyranom i okupantom, którzy dbają, aby ich dziełu towarzyszyło milczenie. Zwróćmy uwagę, jak pielęgnował ciszę każdy kolonializm. Z jaką dyskrecją pracowała Święta Inkwizycja... Cisza chciałaby, żeby jej spokoju nie zakłócał żaden głos - skargi, protestu, oburzenia. Tam gdzie rozlega się taki głos, cisza uderza z całej siły i przywraca stan poprzedni - to znaczy stan ciszy."
Nienazwane nie istnieje w życiu społecznym
Stan ciszy jest bowiem warunkiem nieistnienia społecznego. W życiu społecznym bowiem 'nienazwane nie istnieje', jak to określa część socjologów. 'Nienazwane' istnieje materialnie jako obiektywny fakt, ale nie istnieje jako społeczna rzeczywistość. Nie można wtedy nic zmienić, nic społecznie z tym uczynić. 'Nienazwane' istnieje poza rzeczywistością życia społecznego, które jest ludzkie, czyli intersubiektywne, międzyludzkie. A więc 'nienazwane' nie informuje, nie motywuje, nie wzrusza. Jest społecznie martwe, choć obiektywnie żywe. 'Nienazwane' to właśnie stan ciszy. Wtedy można indywidualnie do ludzi nawet ostrzegawczo krzyczeć. Na ogół większość wzruszy tylko ramionami, gdyż krzyczy się o czymś co dla nich nie istnieje.
Stan ciszy się celowo produkuje, wytwarza, tworzy. Ciszę produkuje na masową skalę zwykle ta władza państwowa, która chce utrzymać swój stan posiadania lub ukryć swe praktyki. Taka produkcja ciszy wymaga bowiem wielkich nakładów ludzkich sił i środków. I to w skali państwa czy nawet grupy państw, acz również w skali globalnej. "Byłoby ciekawe - pisał R. Kapuściński - gdyby ktoś zbadał, w jakim stopniu światowe systemy masowego przekazu pracują w służbie informacji, a w jakim - w służbie ciszy i milczenia. Czego jest więcej; tego, co się mówi, czy tego co się nie mówi? Można obliczyć liczbę ludzi pracujących w dziedzinie reklamy. A gdyby obliczyć liczbę ludzi pracujących w dziedzinie utrzymania ciszy? Których byłoby więcej?"
Produkowanie ciszy o JOW w III Rzeczpospolitej
W III Rzeczpospolitej produkuje się ciszę o JOW od ponad już 30. lat. Pierwsze wolne wybory do Sejmu w 1991 roku miały się odbyć pierwotnie w ordynacji mieszanej, czyli proporcjonalno-większościowej. Ale odpowiedzialny za kontakty z Sejmem kontraktowym ówczesny prezydencki minister Jarosław Kaczyński doprowadził ostatecznie do ustalenia wyborów do Sejmu w ordynacji proporcjonalnej.
Wszystkie te pertraktacje odbywały się poza wiedzą opinii publicznej. Tego wymagała bowiem produkcja ciszy o ordynacji wyborczej JOW. Ta produkcja polegała i polega na tym, aby nie dopuszczać do pojawienia się w przestrzeni publicznej żadnych informacji o JOW. A więc całkowicie i uważnie kontrolować przekaz informacji. Ale też uniemożliwiać i to aktywnie występowanie w przestrzeni publicznej tym, którzy mogliby takie informacje nadawać. A więc aktywnie ich zwalczać, ale również tak, aby na ten temat panował cisza. I to nie tylko media czy partie, ale nawet indywidualnych obywateli, którzy mieliby takie publiczne możliwości.
W tej produkcji ciszy chodziło o to, aby Polacy nie wiedzieli, że są dwa różne systemy wyborcze. System ordynacji większościowej oparty o regułę JOW i system ordynacji proporcjonalnej oparty o regułę partyjnych list wyborczych. Chodziło o to, aby sądzili, iż każde wybory muszą odbywać się w systemie proporcjonalnym, w którym mogą kandydować obywatele tylko zaakceptowani na partyjnych listach wyborczych przez kierownictwa partii politycznych. I aby nie wiedzieli, iż jest to odebranie Polakom ich biernego prawa wyborczego. Aby też nie wiedzieli, że takie wybory to fasadowa demokracja, gdyż wyborcy głosują na już wybranych przez partyjne kierownictwa kandydatów. I że to kierownictwa partii politycznych ustalają szanse wyborcze kandydatów decydując o ich kolejności na liście. Wielka ilość kandydatów uniemożliwia bowiem ich rozpoznawalność, więc wyborca wybiera jedno z pierwszych nazwisk, najczęściej pierwsze.
W tej produkcji ciszy o JOW chodziło i chodzi o to, aby ukryć głęboko prawdę, iż Polacy żyją w ustroju partyjnej oligarchii wyborczej, a demokracja polityczna jest fasadowa. Chodziło i chodzi o to, aby Polacy nie dowiedzieli się, że pełne prawa wyborcze i obywatelską demokrację polityczną zapewniają im tylko wybory w systemie JOW. Tam bowiem każdy obywatel bez czyjejkolwiek zgody może kandydować do Sejmu. Tam też każdy obywatel może dokonywać w pełni demokratycznego wyboru swego kandydata spośród wszystkich chętnych.
Producenci ciszy o JOW
Producentów ciszy o JOW można dość prosto zidentyfikować, choć oni sami udają że ich nie ma i nie ma takiego problemu jak produkcja ciszy.
Najważniejszą grupą producencką są polscy politycy i partyjne grupy władzy politycznej. Jest to grupa najważniejsza, gdyż kontroluje ona władzę w aparatach państwa. W tym w jego służbach specjalnych. Te partyjne grupy władzy politycznej wyniesione na scenę polityczną układem 'okrągłego stołu', od postsolidarnościowych po postkomunistyczne, produkują ciszę o JOW, aby zapewnić sobie byt na tej scenie, a w konsekwencji możliwość sprawowania władzy politycznej. Dotyczy to szczególnie oligarchii partyjnych w tych grupach, gdyż listy partyjne dają im pełnię władzy nad kandydatami na posłów, a w konsekwencji nad posłami. Produkcja ciszy jest więc warunkiem ich przeżycia, ale i pełni sprawowania oligarchicznej władzy partyjnej.
Te grupy i ich przywódcy doskonale wiedzą, że gdyby dopuścić do pełnej politycznej konkurencji w ramach reguły JOW, to ich zdecydowana większość wyląduje na polskim śmietniku historii współczesnej. Wiedział i wie o tym Jarosław Kaczyński i jego PiS-owska oligarchia partyjna, ale i Leszek Miller czy Włodzimierz Czarzasty z ich kolejnymi wcieleniami grup partyjnego postkomunizmu. Wiedział i wie o tym Waldemar Pawlak i Władysław Kosiniak-Kamysz z ich postkomunistycznym satelickim PSL-em. Wie o tym i Donald Tusk z jego partyjną oligarchią PO, z którą zmielili w sejmowej niszczarce dokumentów setki tysięcy zebranych przez siebie podpisów obywateli za wprowadzeniem ordynacji JOW.
Drugą kluczową grupą producentów ciszy o JOW są media elektroniczne i prasowe, z ich właścicielami, nadzorcami i kontrolerami oraz publicystami, komentatorami i dziennikarzami. Przez ponad 30. lat w żadnym z kluczowych mediów nie postawiono problemu fasadowej demokracji w Polsce i odebraniu Polakom ich politycznych praw obywatelskich. Jedynym wyjątkiem były nieliczne artykuły i wypowiedzi w gazecie, radiu i telewizji ks. o. Tadeusza Rydzyka. Po dziś dzień media, którym dobro Polski i Polaków oraz patriotyzm nie schodzi z ust, łamów czy anten udają, że żyją w politycznej demokracji, a prawa obywatelskie Polaków mają się doskonale. Nie widzi więc fasadowej demokracji i partyjnej oligarchii wyborczej niezwykle wnikliwy intelektualnie Paweł Lisicki i jego tygodnik "Do Rzeczy" z przeznakomitymi publicystami Rafałem Ziemkiewiczem czy Piotrem Semką i Łukaszem Warzechą. Nie widzi tego przepojony głębokim patriotyzmem Tomasz Sakiewicz ze swym dziennikiem, tygodnikiem i telewizją. Nie widzi tego niezwykle spostrzegawczy i zorientowany politycznie Jacek Karnowski z jego znaczącym medialnie tygodnikiem "Sieci". Nie widzą, gdyż nie chcą widzieć, jako że są częścią tego oligarchicznego systemu politycznego. Podobnie jak media rządowe z TVP na czele oraz krajowe media kompradorskie oraz polskojęzyczne media zagraniczne, są bowiem beneficjentami tego systemu i to pozbawionymi własnych patriotycznych ambicji obywatelskich.
Trzecią kluczową grupą producentów ciszy o JOW są naukowcy i środowiska akademickie nauk społecznych, z naukami politycznymi w roli głównej. Akademicka politologia, socjologia i historia współczesna całkowicie wyeliminowała analizę problematyki JOW ze swoich nie tylko akademickich podręczników, ale i naukowych publikacji. Oczywistością naukową jest proporcjonalność i głosowanie na listy partyjne. Akademickie nauki społeczne w Polsce pełnią faktycznie rolę stricte ideologiczną a nie naukową, legitymizując fasadową demokrację i pozbawienie politycznych praw obywatelskich Polaków. Tak jak w komunistycznej Polsce Ludowej ówczesna politologia uzasadniała istnienie demokracji socjalistycznej 'kierowniczą rolą partii komunistycznej', tak współczesne nauki społeczne uzasadniają istnienie demokracji liberalnej proporcjonalną ordynacją wyborczą. Legitymizują tym samym fasadową demokrację i ustrój partyjnej oligarchii wyborczej degenerujący funkcjonowanie polskiego państwa. A dotyczy to nie tylko setek szeregowych akademickich profesorów, ale tak patriotycznie nobilitowanych uczonych profesorów jak politolog Andrzej Zybertowicz, historyk współczesny Andrzej Nowak, czy też socjolog Zdzisław Krasnodębski.
Ale to też szerszy problem całkowitego już upadku nauki i uczelni wyższych w Polsce.
Łamanie i złamanie ciszy o JOW
Skąd więc takie zaskakujące wyniki sondażu na temat ordynacji wyborczej do Sejmu?
Jest to efekt działającego w całkowitej ciszy przez blisko już 30. lat Ruchu JOW. Założony i przewodzony przez śp. profesora Jerzego Przystawę w 1993 roku we Wrocławiu Ruch Obywatelski na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych (JOW), miał i ma na celu doprowadzenie do zmiany ordynacji wyborczej w Polsce. Decydującą rolę w Ruchu, tak intelektualną, jak i organizacyjną, odegrał właśnie prof. J. Przystawa. Ruch JOW był jedynym podmiotem społecznym stale działającym na rzecz wprowadzenia w Polsce JOW.
Przez 30 lat swej działalności Ruch dokonał dwóch fundamentalnych rzeczy.
Po pierwsze Ruch JOW dokonał intelektualnego i naukowego przełomu w diagnozie polskiego systemu politycznego i stanu polskiej państwowości oraz sformułował projekt naprawy polskiego państwa. Dzięki dziesiątkom seminariów, konferencji, sympozjów i spotkań oraz debat, dyskusji i publikacji, Ruch wykonał pracę intelektualną dużego instytutu naukowego i to o najwyższym światowym poziomie naukowym. Ruch wypracował pełną i twardą naukowo argumentację na rzecz ordynacji większościowej, a przeciw ordynacji proporcjonalnej, pokazując ich konsekwencje dla stanu polskiego państwa. Ruch dokonał tego przełomu wbrew stanowisku praktycznie całej polskiej akademickiej politologii, socjologii i akademickiemu prawu konstytucyjnemu.
Po drugie Ruch JOW dokonał dyskretnego przełomu w świadomości polskiego społeczeństwa i wprowadził do tej świadomości kwestię ordynacji większościowej. Mimo medialnej i politycznej oraz naukowej cenzury, postulat wprowadzenia JOW stał się postulatem znaczącej części polskiego społeczeństwa. Ruch przełamał szczelną cenzurę publiczną, dzięki dziesiątkom i tysiącom, dziesiątkom tysięcy i setkom tysięcy rozmów, dyskusji, spotkań, akcji ulicznych, marszów, wieców i happeningów. W sytuacji całkowitego bojkotu i cenzury publicznej, oba zadania Ruch dokonał działając metodą nieustannie powtarzalnych przez 30 lat niewielkich i ograniczonych w zasięgu działań.
Ruch dokonał tego przy całkowitym bojkocie publicznym w oparciu o własne niewielkie siły i środki ze składek publicznych. Paradoksalnie jedynym polskim politykiem, a zarazem biznesmenem, który udzielał Ruchowi JOW stale wsparcia finansowego był polski emigrant z Kanady Stan Tymiński. Dodam, iż S. Tymiński, któremu prof. J. Przystawa udzielił publicznego poparcia w trakcie jego kampanii prezydenckiej w 1991 roku, omalże nie zmienił historii Polski, próbując zatrzymać neokolonialną transformację w ramach tzw. planu Balcerowicza. S. Tymiński wspierał finansowo i organizacyjnie Ruch JOW aż do śmierci prof. J. Przystawy w 2012 roku. To z jednej strony pokazuje oczywiście indywidualną wielkość S. Tymińskiego, ale z drugiej odsłania miernotę polskich biznesmenów i polityków. W Polsce nie znalazł się bowiem nikt w ciągu 30. lat, kto takiego wsparcia finansowego by udzielił. Nie znalazła się ani jedna osoba.
W 2015 roku współpracujący początkowo z Ruchem kandydat na prezydenta Polski Paweł Kukiz, podniósł postulat wprowadzenia JOW jako swoje główne hasło wyborcze, doprowadzając do ogłoszenia przez ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego referendum w tej sprawie. To prezydenckie referendum zostało całkowicie zbojkotowane przez polskie państwo i wszystkie media, co było jedynym takim przypadkiem we współczesnej Europie. Sfinansowane przez Ruch JOW ze składek publicznych, przy znaczącym wsparciu finansowym S. Tymińskiego, jedyne zresztą filmy zachęcające do udziału w referendum, TVP emitowała rano o godzinie 6.00 i po południu o godzinie 14.00.
Używanie służb specjalnych dla tworzenia ciszy
Dodam, iż produkcja ciszy o JOW w ciągu ostatnich z górą 30. lat odbywała się z użyciem brutalnych instrumentów policyjnych i to również używanych w absolutnej ciszy. A dowiedziałem się o tym i to dość przypadkowo już po latach. W 2017 roku przekazano mi wiarygodnie informację, że moje nazwisko zostało w 2002 roku wpisane przez służby specjalne, czyli Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, na listę osób stanowiących zagrożenie dla polskiego państwa.
Założono mi podsłuch w mieszkaniu i samochodzie oraz monitorowano moje zachowania. W tym okresie nie prowadziłem żadnej działalności politycznej, a moją jedyną aktywnością publiczną było pełnienie funkcji krajowego koordynatora Ruchu JOW. Byłem jednym z czterech krajowych koordynatorów, obok śp. prof. Jerzego Przystawy, śp. Janusza Sanockiego i prof. Mirosława Dakowskiego.
I dopiero po jakimś czasie skojarzyłem to z faktem sześciokrotnego zwolnienia mnie z pracy, każdorazowo w nagłych i zaskakujących dla mnie okolicznościach, na państwowych i prywatnych uczelniach wyższych w latach 2002 - 2015. Złamano mi brutalnie karierę naukową. Tak się w praktyce tajnej policji politycznej ABW załatwiało głębokie milczenie o JOW. Brutalnie, acz w całkowitej ciszy. A mój przypadek nie mógł być wyjątkiem.
Pokazuje to dodatkowo całkowity brak kontroli politycznej nad ABW i bezkarność jej działań łamiących prawo, co zresztą udokumentował Wojciech Sumliński w swej książce "ABW. Nic nie jest tym, czym się wydaje" z 2017 roku.
Polityczny sens złamania ciszy o JOW
Powstaje wszakże pytanie co może wynikać z faktu, iż znacząca i to liczebnie największa grupa wyborców popiera wprowadzenie ordynacji JOW w wyborach do Sejmu? Oczywiście poza tym, iż produkcja ciszy okazała się nieskuteczna i Ruch JOW odniósł swe historyczne zwycięstwo.
To oznacza, iż pod ustrojem politycznym partyjnej oligarchii wyborczej został podłożony polityczny materiał wybuchowy. To oznacza, iż pod partyjną ordynację proporcjonalną, która jest współczesnym 'liberum veto' polskiego państwa i źródłem negatywnej selekcji polskich polityków od ponad 30.lat, podłożono wiązkę dynamitu politycznego. Ten polityczny materiał wybuchowy sam oczywiście nie wybuchnie i nie rozsadzi patologii 'miękkiego' państwa III Rzeczpospolitej. Do tego musi być polityczny zapalnik, polityczny lont i polityczna iskra, które wywołają polityczną implozję. Ale ładunek jest podłożony i tego nic nie zmieni.
Nie da się przewidzieć czy to w ogóle nastąpi i w jakich politycznych okolicznościach oraz kto sięgnie po tę broń polityczną. Ale nad Polskę i Europę nadciągać może chaos i załamanie, który może ułatwiać głębokie zmiany wywoływane relatywnie małymi siłami politycznymi, acz może też prowadzić do głębokiego upadku politycznego i ekonomicznego naszego kraju i kontynentu.
Możliwy chaos i załamanie gospodarcze oraz polityczne
Wojna Rosji na Ukrainie przyspiesza globalne i europejskie procesy głębokiego kryzysu gospodarczego, energetycznego, żywnościowego i finansowego. Po destrukcji światowej gospodarki pandemicznymi lockdownami i zrywaniem globalnych łańcuchów dostaw, a w warunkach stałej kontynuacji mimo krachu finansowego 2008 roku praktyk globalnej spekulacji finansowej, narasta już groźba nie tylko oczywistej recesji, ale wręcz długotrwałej światowej depresji gospodarczej. A więc stałego spadku światowej produkcji przemysłowej i narastającego bezrobocia.
W warunkach Europy wzmocnieniem możliwej depresji gospodarczej jest i będzie ograniczenie dostaw rosyjskiego gazu, ropy naftowej i węgla kamiennego w związku z wojną na Ukrainie. Uderzy to szczególnie silnie w gospodarkę Niemiec, opartą na tanich surowcach energetycznych z Rosji oraz opartą w aż 50 proc. na eksporcie swych finalnych wyrobów przemysłowych. Już mówi się w Niemczech o możliwości spadku produkcji przemysłowej nawet o kilkanaście procent i o wzroście bezrobocia o 4-5 mln osób.
Dla Polski to są szczególnie złe prognozy, gdyż nasz eksport do Niemiec to aż blisko 29 proc. ogółu eksportu, a import z Niemiec to 27 proc. całości. Nasz eksport do Niemiec jest przy tym zasadniczo poddostawczy, konfekcjonowany i montażowy. Przemysł krajowy Polski stał się bowiem istotnym a neokolonialnym przy tym dodatkiem do produktu finalnego Niemiec. Depresja w niemieckim przemyśle to więc jeszcze głębsza depresja przemysłowa w Polsce.
Samobójcza polityka rządu Mateusza Morawieckiego
Ale największym zagrożeniem jest polityka energetyczna rządu Mateusza Morawickiego. Blisko rok temu w swej książce "Zdrada węglowa i jej narodowa alternatywa. Niszczenie polskiego górnictwa węglowego a narodowa strategia rozwoju Polski", tak pisałem o decyzji tego rządu z 25 września 2020 roku o całkowitej docelowo likwidacji polskich kopalń węgla kamiennego:
"Decyzja rządu M. Morawickiego o likwidacji polskiego górnictwa węglowego jest zamachem na bezpieczeństwo energetyczne Polski, ponieważ pozbawia ją własnych źródeł energii i niszczy jej samowystarczalność energetyczną. Polska jako kraj i państwo dysponujące zasobami najtańszego w świecie surowca energetycznego i to w perspektywie co najmniej pół wieku, całkowicie zaspakajającej jego zapotrzebowanie, miała zapewnione zasadnicze bezpieczeństwo energetyczne. To perspektywiczne bezpieczeństwo energetyczne jest równie ważne jak bezpieczeństwo militarne. Gwarantuje bowiem podstawy bezpieczeństwa ekonomicznego rodzimej produkcji przemysłowej i rolniczej. Gwarantuje światową konkurencyjność własnej produkcji przemysłowej. Gwarantuje taniość warunków pracy i życia polskiego społeczeństwa narodowego. Jest gwarancją biologicznego bezpieczeństwa polskiego narodu. ...
Decyzja rządu M. Morawieckiego o długofalowej likwidacji górnictwa węgla kamiennego jest zamachem na bezpieczeństwo energetyczne Polski, a więc zamachem na bezpieczeństwo ekonomiczne, a w konsekwencji i biologiczne, polskiego społeczeństwa narodowego. Jest zdradą narodową."
Likwidując krajowe wydobycie węgla i uzależniając się rosnąco od importu węgla z Rosji, rząd M. Morawickiego tę zdradę narodową realizował konsekwentnie przez blisko 2 lata. Wydawało się więc, że wybuch wojny na Ukrainie i skądinąd kompletnie nieprzemyślane embargo na import rosyjskiego węgla do Polski, przyniesie otrzeźwienie, gdyż stanęliśmy w obliczu braku blisko 10 mln ton samego tylko rosyjskiego węgla. I to w sytuacji, gdy posiadamy w praktyce wszystkie złoża węgla Unii Europejskiej. Takiej groteski nawet komunizm w Polsce Ludowej nie wymyślił.
Ale nic się nie zmieniło. Kilka dni temu premier potwierdził kontynuację zielonej transformacji energetycznej i co najwyżej "krótkotrwały" powrót do węgla.
Za tę arogancką ignorancję gospodarczą M. Morawieckiego, czy może coś więcej, gdyż jak twierdzą moi koledzy z Obywatelskiego Komitetu Obrony Polskich Zasobów Naturalnych - "On nie może być aż taki głupi!", wysoką cenę zapłaci większość Polaków i to jeszcze tej jesieni i tej zimy.
Czy te wszystkie konsekwencje marności polskich polityków i to w obliczu możliwego chaosu politycznego i gospodarczego, skłonią Polaków do wprowadzenia ordynacji większościowej JOW, by zacząć ich pozytywną selekcję? To zależy od tego czy pojawi się ruch polityczny, który dokona w trakcie wyborów parlamentarnych mobilizacji choćby tylko tych 33 proc. już istniejących zwolenników wprowadzenia 460 jednomandatowych okręgów wyborczych do Sejmu, przy możliwym wsparciu dalszych 11 proc zwolenników ordynacji mieszanej. Potencjał jest, gdyż to jest razem 44 proc. dzisiejszych wyborców. Ale jak zawsze - ktoś musi zacząć.
10.07.2022
Inne tematy w dziale Polityka