Wojciech Błasiak
10-ta rocznica zamachu pod Smoleńskiem
10 kwietnia tego roku minęła, przysłonięta informacyjnie pandemią koronawirusa, 10 rocznica tragicznej katastrofa na lotnisku pod Smoleńskiem samolotu prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego wraz z małżonką i towarzyszącej im delegacji 96 najważniejszych osób w państwie, od szefów wszystkich rodzajów broni Wojska Polskiego, po prezesa Narodowego Banku Polskiego. 10 kwietnia 2010 roku zginęli wszyscy. Była to największa katastrofa z udziałem przedstawicieli władz państwa w historii Polski.
I 10 już lat jesteśmy jako społeczeństwo narodowe karmieni kłamstwem o wypadku lotniczym, w którym 90-tonowy Tu-154 zbudowany z aluminium i stali potrącił na wysokości 5,5 metra skrzydłem brzozę, która mu je urwała i wywróciła go półbeczką do góry nogami, w efekcie czego runął na las, rozpadając się na ponad trzydzieści tysięcy części. Tak po dziś dzień brzmi oficjalna wersja polskiej komisji do spraw wypadków lotniczych niejakiego M. Laska badającej tę katastrofę. Brzmi tak samo, jak oficjalna wersja rosyjska. I brzmi tak już od 10 lat.
Bezczelność tego kłamstwa jest nie tylko porażająca, ale i upokarzająca. Twierdzenie, że samolot o rozpiętości skrzydeł blisko 38 metrów może zrobić półbeczkę wokół swej osi na wysokości 5,5 metra jest obrazą rozumu. Twierdzenie, że trzydziestocentymetrowej grubości brzoza może urwać skrzydło 90. tonowemu samolotowi, jest traktowaniem ludzi jak idiotów. Twierdzenie, że zbudowany z aluminium i stali samolot spadając z relatywnie niewielkiej wysokości może rozpaść się na ponad trzydzieści tysięcy części jest napluciem opinii publicznej w twarz.
Na prostej podstawie innych wypadków tego typu maszyn w podobnych warunkach, można było przewidzieć, iż prezydencki Tu-154 spadając wytnie w pień kawałek lasu, rozpadnie się na kilka zaledwie części i większość pasażerów wyjdzie z opresji żywo. Przecież rozpad samolotu, który nie był ze szkła, gliny czy plastiku na ponad trzydzieści tysięcy części, jest oczywistym bezpośrednim dowodem na przeprowadzony wobec niego zamachu w postaci zdetonowania wewnątrz niego ładunków czy ładunku wybuchowego. I do tego nie potrzeba robić skomplikowanych symulacji komputerowych i badań w zagranicznych ośrodkach badawczych. Wystarczy symulacja rozumem z użyciem elementarnej wiedzy z zakresu fizyki ciała stałego na poziomie szkoły średniej, podparta praktyczną wiedzą o zachowaniu fizycznym przedmiotów aluminiowych i stalowych.
Dlaczego więc przez 10 już lat, w tym przez 5 lat rządów formacji politycznej, której przywódcą jest brat zamordowanego prezydenta L. Kaczyńskiego, to obraźliwe dla narodowej, ale i ludzkiej godności, kłamstwo smoleńskie jest stale oficjalną wykładnią katastrofy pod Smoleńskiem? Dlaczego od 10 lat były premier polskiego rządu Donald Tusk, który zmawiał się ponad głową prezydenta polskiego państwa z obcym mocarstwem, dopuszczając się zbrodni stanu, nie został pociągnięty do odpowiedzialności karnej? Dlaczego do odpowiedzialności karnej nie zostali pociągnięci polscy prokuratorzy wojskowi, którzy nie uczestniczyli w sekcji zwłok zamordowanych w katastrofie? Dlaczego nie zostało pociągnięte do odpowiedzialności sądowej kierownictwo kontrwywiadu wojskowego, które nie zapewniło osłony kontrwywiadowczej prezydenckiego lotu? Dlaczego nie odpowiedzieli przed sądem szefowie Biura Ochrony Rządu za brak ochrony tej wizyty prezydenta na terytorium co najmniej nieprzyjaznego, a w istocie wrogiego Polsce państwa? Dlaczego nic nie spotkało złego państwa rosyjskiego za bezprawne przetrzymywanie wraku polskiego samolotu i jego czarnych skrzynek od 10 już lat?
Dlatego, że państwo polskie, jako miękkie państwo postkolonialne, jest wewnętrznie sparaliżowane nieudolnością i skorumpowaniem swoich struktur władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, a równocześnie w pełni kontrolowane przez agentury wpływu zarówno postkomunistycznej oligarchii polityczno-finansowej, jak i zagraniczne centra polityczne i kapitałowe. Ten paraliż i kontrola jest zaś możliwy dzięki brakowi podporządkowania polskich posłów do Sejmu wyborcom oraz trwającej od poczęcia państwa III Rzeczpospolitej negatywnej selekcji polityków dzięki proporcjonalnej ordynacji wyborczej. Od ponad 30. już lat ta ordynacja zapewnia, dzięki partyjnym listom wyborczym, samoreprodukcję partyjnym grupom władzy. A ich wyjątkowo niskim punktem startowym była selekcja przez komunistyczną policję cywilną i wojskową dla potrzeb tzw. okrągłego stołu i tzw. wyborów kontraktowych w 1989 roku. Wtedy powstało i do tej pory jest reprodukowane miękkie państwo postkolonialne III RP. A negatywna samoreprodukcja partyjnych elit politycznych przekształciła je już obecnie w masę miernoty, aż po hołotę polityczną.
I jeśli nie zmienimy tej ordynacji na podporządkowującą posłów wyborcom ordynację większościową opartą o 460 jednomandatowych okręgów wyborczych do Sejmu, będą nas nadal mogli traktować jak idiotów, obrażać naszą godność i pluć nam w twarz. I dopóki tego jako Polacy nie zrobimy, to na to zasługujemy.
22.04.2020.
Inne tematy w dziale Polityka