Przyszła pora na opisanie w jednej notce dwóch przesileń, które mają miejsce nad głowami Polaków piszących na portalu Salon 24. Przedstawiam na wykresach długość dni od 1 grudnia 2020 do 31 stycznia 2021 roku w Warszawie oraz w Sydney w Australii.
W Australii mieszka spora grupa salonowych Autorów, którzy wprawdzie nie chodzą nogami do góry, ale pory roku mają na odwrót. Gdy u nas zaczyna się zima, to u nich jest początek lata z Bożym Narodzeniem, oczywiście. Tę odwrotność widać wyraźnie na przygotowanych przeze mnie grafikach. Gdy Ziemia jest zwrócona ku Słońcu swoim "podwoziem" zwaym też przeze mnie "tylnym czołem", wówczas u nas rodzi się zima a w Australii rodzi się lato. I tak w koło Macieju, każdego roku to samo, z podanymi terminami wystąpienia tych momentów na wiele lat do przodu.
W tym roku przesilenie grudniowe wystąpi:
w Warszawie 21 grudnia o godzinie 11:03.
W Sydney będzie wówczas godzina 21:03.
Przesilenie - moment obecności Słońca w zenicie nad zwrotnikami - jest wyznaczane przez strażników czasu ziemskiego z dużą dokładnością w stosunku do długości dnia, nawet tego najkrótszego, i może być obliczone dla każdego punktu na Ziemi o znanej szerokości i długości geograficznej. Najkrótszy i najdłuższy dzień w tych punktach lokuje się pomiędzy dniem najwcześniejszego zachodu słońca a dniem najpóźniejszego jego wschodu. Przedstawiłam to dla Warszawy na wykresach w notce zatytułowanej "Słońce rodzi się 13 grudnia".
Z narodzinami słońca w grudniu każdego roku są szczególnie zżyci mieszkańcy Skandynawii, których przodkowie mieszkający na północy kraju lub polujący za kołem podbiegunowym wypatrywali z tęsknotą pojawienia się jego oblicza po długiej polarnej nocy. Nic więc dziwnego, że św. Łucja, przyrzucająca dnia, jest do tej pory czczona w krajach skandynawskich. W obrębie koła podbiegunowego najdłuższe noce i dnie liczy się w tygodniach, a nawet miesiącach.
Podane przeze mnie przykłady długości dnia w Warszawie i Sydney podobne w kształcie lustrzanym do siebie, nie są odpowiednio dobrane. Miasta na antypodach powinny mieć sumę dnia wynoszącą około 24 godziny, a tu brakuje nam około dwóch godzin.
W Warszawie najdłuższy dzień w roku trwa 16 godz. i 46 minut,
czyli jest dłuższy od najdłuższego dnia w Sydney o 2 godziny i 22 minuty. Szukałam miasta położonego na podobnym do Warszawy równoleżniku szerokości geograficznej południowej - około 53o i znalazłam tylko... Falklandy, bez danych.
Pomyślałam w drugiej kolejności, o znalezieniu na półkuli północnej bliźniaka dla Sydney oraz okolicznych miast w Australii. Bez sprawdzania danych, strzałem na chybił trafił, udało mi się dobrać miasto prawie idealnie dopasowane dla Sydney - Los Angeles. W ten sposób poszerzam zakres swoich zainteresowań Kalifornią przez dodanie podstawowych danych dla sukcesów energetyki słonecznej. Oto grafiki dla przesilenia grudniowego w Los Angeles oraz porównanie długości dnia miast bliźniaczych.
Los Angeles leży na szerokości geograficznej 34o03'N a Sydney na 33o52', w związku z czym za pół roku miasta te zamienią się miejscami, przedstawionymi na grafiku drugim. W obu tych miejscach na ziemi różnica pomiędzy najkrótszym i najdłuższym dniem wynosi około 4 1/2 godziny, a w Warszawie aż 9 godzin.
W Los Angeles przesilenie miało miejsce 21 grudnia o 2:03.
Obydwa miasta są na osi czasu oddalone od Warszawy o 10 i 9 godzin, a między sobą o 5 godzin. Oto pełny zegar światowy, zatrzymany 3 minuty po warszawskim przesileniu.
Poboczne wnioski z pracy nad tą notką
Inwentaryzacja powierzchni lądów na obu półkulach przekonała mnie do potrzeby częstszego używania w kartografii odwzorowania biegunowego dla obu półkul - północnej i południowej. Widzi się takie połówki pionowe - wschodnia i zachodnia półkula obok siebie. Odwzorowanie N i S może być dowodem na płaskość ziemi w przeszłości. Ziemia obecnie też jest spłaszczona, bo wiecie, rozumiecie - działają na nią i na niej siły odśrodkowe przy wirowaniu, tak jak w automacie pralniczym. Ta spłaszczona geoda ma też bogate życie wewnętrzne, uzewnętrzniające się górotwórczością. Zastanawiam się dlaczego kontynenty wylazły na wierzch, a pod spodem zostało ich niewiele? Może zostały wypchnięte siłą z półkuli północnej przez jakiegoś wykidajłę lub nie lubią tłoku i same się oddaliły?
Wykształcenie techniczne, praca w zawodzie.
Do pisania na S24 namówił mnie wnuk Jędrzej.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości