Obchodzimy dzisiaj rocznicę 110 urodzin pisarza polskiego Józefa Mackiewicza. Przyszedł na świat w Petersburgu 1 kwietnia 1902 zmarł 31 stycznia 1985 roku w Monachium. Oba miejsca, to miejsca narodzin dwóch najohydniejszych totalitaryzmów świata. Józef Mackiewicz spiął je symboliczną klamrą swego życia. W wolnej Polsce przeżył dwadzieścia lat. W Polsce okupowanej, dane mu było przeżyć kolejnych lat pięć. A potem musiał ją raz na zawsze opuścić. Musiał uciekać przed "wyzwoleniem". Wolnej Polski nie doczekał. Ale czy my, żyjący dzisiaj możemy powiedzieć, że nam się do niej dotrwać udało? No, nie wiem.
W prywatnym liście do Stefanii Kossowskiej z 15.07.1981 napisał o Lechu Wałęsie jawny człowiek partii komunistycznej, działający na jej korzyść. Za podobne słowa w dzisiejszej Polsce trafić można pod sąd. Mackiewicz wypowiadał je w środku solidarnościowego karnawału, kiedy nazwisko Wałęsy odmieniano we wszystkich przypadkach, jako symbol nieskazitelnie antykomunistycznej postawy. I co? Czas wyświechtał politurę na symbolu i trzeba go bronić w sądzie. Ale w tamtym czasie, stała za nim murem, cała polska ulica. A Mackiewicz nie stał. Kilka lat później Wałęsa założy z paroma kolegami nową Solidarność i sami w kilku obalą komunę, bez udziału ulicy, za to przy pełnej aprobacie obalanych.
W powieści Lewa wolna zarzucił Józefowi Piłsudskiemu jawną zdradę interesów polskich i tajne konszachty z bolszewikami w uzgadnianiu porozumień pokoju ryskiego. Nie miał możliwości aby oprzeć swoją tezę na materiale dowodowym. Posłużył się więc fikcją literacką. Jeden z rozdziałów powieści poświęcił na rozmowę dwóch wujów głównego bohatera Karola Krotowskiego, w której expressis verbis ten zarzut został postawiony. Po ukazaniu się powieści piłsudczycy wyłapali wszystkie bezpańskie psy w Londynie i Nowym Yorku, a następnie średniowiecznym obyczajem zawiesili na szyi pisarza. Jego samego też najchętniej by powiesili za obrazę majestatu Marszałka. I co? Minęło trochę czasu i dokumenty powoli, powoli, ale się znajdują. Fikcja literacka zamienia się w rzeczywistość na naszych oczach. Zainteresowanych odsyłam do artykułu profesora Andrzeja Nowaka "Lewa wolna albo o spiskach Piłsudskiego z Leninem"[1]
O zbrodniach w Katyniu i nad Drawą napisał jako pierwszy na świecie. Podobnie o zbrodni w Ponarach.
O sekcji polskiej Free Europe mówił, że jest jawnym agentem CIA i realizuje uzgodnioną w Jałcie politykę podziału świata na wschodni - komunistyczny i zachodni - kapitalistyczny. Politykę, którą radio propaguje na swoich falach nazwał polrealizmem, czyli inną formą socrealizmu, różniącą się od internacjonalistycznego socrealizmu, swoim narodowym charakterem. Czyli połączenie bolszewizmu z nacjonalizmem. Trudne to, więc nie będę zawracał państwu głowy marudzeniem tuż przed północą. Pewnie kiedyś do tego wrócę, przy innej okazji. Dzisiaj nadmienię tylko, że tak to ubodło szefa sekcji polskiej, Jana Nowaka, że ten zmontował na chybcika podwórkową koalicje do obszczekania Mackiewicza kolaborantem. Wyszło im to, pożal się Boże, jak za przeproszeniem, obalanie komunizmu Urbanowi. Kupa śmiechu i kompromitacja tych aspirujących intendentów. A ja do dzisiaj, mimo intelektualnych wygibusów paru historyków nadal nie wiem dlaczego w czasach, kiedy przeciętny budowniczy państwa dyktatury proletariatu, czekał na połączenie z ciotką mieszkającą w pobliskim mieście wojewódzkim, dajmy na to pół dnia, tak plus minus dwie godziny, to w tym samym czasie opozycyjny przeszkadzacz w tej budowie, Jacek Kuroń, dzwoni do Nowaka w Monachium bez specjalnych przeszkód i szykan, i w zasadzie na bieżąco transmituje wydarzenia z polskiego boiska. Czyżby nie było w esbecji jakiegoś gościa z kombinerkami, co by mu te newsy przeciął? Nie zależało im? A może właśnie zależało? No, dobra.. dobra.. zagłuszali. Czasami, można powiedzieć, zagłuszali rzadziej niż częściej.
Krytykował posoborowy Kościół za jego politykę wschodnią, polegającą na kohabitacji komunizmu i katolicyzmu. W ostrych słowach zaatakował kościelnych hierarchów za kompromisy z bolszewikami. Te zaskakująco twarde słowa zapewne dla nie jednego katolika były zaskoczeniem. W tej chwili nie będę go bronił, odsyłam do jego dwóch napisanych na tematy kościelne książek: Kościół w cieniu krzyża oraz Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy. Jestem przekonany, że one go obronią lepiej ode mnie. Pozwolę sobie jedynie przytoczyć fragment opinii o tej drugiej książce, którą wyraził profesor uczelni we Fribourgu, o. Józef M. Bocheński, dobrze zorientowany w zakamarkach władzy kościelnej a równocześnie wybitny znawca bolszewizmu: Przypisuję jej dwojakie znaczenie. Najpierw i przede wszystkim ta książka jest jednym z bardzo rzadkich dobrze sformułowanych protestów przeciw zdradzie systematycznie popełnianej przez naszych własnych ludzi w wolnym świecie - zdradzie na nieszczęśliwych braciach. Każdy kto czuje się solidarny z prześladowanymi, a w szczególności każdy Polak powinien być Panu za to wdzięczny. (...) Chciałbym Panu także całkiem osobiście za to podziękować.
Uwagi Mackiewicza musiały być bardzo celne i bolesne dla niektórych księży, skoro osoba duchowna dopuściła się profanacji uroczystości żałobnych w kościele św. Andrzeja Boboli w Londynie. Przepiszę za prof. Włodzimierzem Boleckim z jego książki Ptasznik z Wilna stosowny fragment:
Poprzedzająca wmurowanie urny uroczystość celebrowana przez ks.prałata Jareckiego - pisze Kazimierz Zamorski - skończyła się skandalem. W czasie przemówienia Tymona Terleckiego ks. prałat "ziewał ostentacyjnie (...) nie usiłując nawet osłonić ust dłonią. (...) Spoglądał na zegarek, zrywał się, siadał znowu, wybiegał do zakrystii", a kiedy mówca przedłużał swą wypowiedź, "oświadczył stanowczo:'Dość dłużej nie można, proszę wychodzić!' Spostrzegłszy, że na stopniach ołtarza stoi urna, dodał: 'No, kto weźmie tę skrzynkę?'
W tym miejscu zakończyłem ten okolicznościowy tekst, który pisałem z nadzieją załatania, jako tako, urodzinowej dziury, i chcąc "rozprostować kości" przed publikacją, zajrzałem na stronę główną. A tam na szczycie - Poezja. Pod jej wpływem postanowiłem dopisać jeszcze jeden akapit.
Józef Mackiewicz w swoich politycznych diagnozach praktycznie nie popełniał błędów. Pisałem już o tym i będę starał się w miarę systematycznie do tematu wracać. W tym miejscu zdradzę państwu jedną z jego nielicznych pomyłek. Mackiewicz mianowicie wierzył w godność człowieka. Uważał, że jest dla niego tak wielką wartością, że jeżeli nawet zostanie splugawiona , to wcześniej czy później odrodzi się w nim , da o sobie znać i ta przyrodzona człowiekowi właściwość potrafi poprowadzić go triumfu nad oprawcą, a jego ludzka dusza wyzwoli się z pęt psiej uległości. Mackiewicz wierzył w człowieka, w jego indywidualizm w jego humanizm i ta wiara zaprowadziła go do przekonania, że powszechnie stosowana przez bolszewików metoda pirekowki przynosić będzie jedynie czasowy efekt. Wierzył w triumf Człowieka nad Metodą. Pomylił się.
Ale w tamtych czasach nie pisał jeszcze wierszy pan Sadurski, a pan Blumsztajn nie biegał w Dniu Kobiet z plakatami, a młodzi adepci Metody nie sikali do zniczy na Krakowskim.
No cóż, trzeba mu będzie to wybaczyć, gdyż urodzony na początku poprzedniego wieku, swoje wnioski wyprowadzał z obserwacji ludzi urodzonych i wychowanych w czasach, kiedy światem rządziła dusza buntu, a nie dusza psiej uległości.
Dziękuję państwu za uwagę.
[1] tylkoprawda.akcja.pl/ojm063.html
Inne tematy w dziale Kultura