Witek Witek
4272
BLOG

Pogrom Żydów w Kielcach 1946 - przebieg, główni aktorzy i reżyserzy

Witek Witek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 35

4 lipca 1946 roku doszło w Kielcach do niewyobrażalnych tu wcześniej zdarzeń, w które trudno uwierzyć nawet po ich wydarzeniu się, a których prawdziwych przyczyn, a nawet dokładnego przebiegu, nie udało się przez ostatnie 69 lat wyjaśnić.
   Pretekstem miała być makabryczna plotka, że nieliczni uratowani z Holocaustu kieleccy Żydzi porwali polskiego chłopca (chłopców) i wcisnęli go (ich) do specjalnej beczki z nabitymi wewnątrz gwoździami, aby tym sposobem uzyskać niewinną chrześcijańską krew do wyrobu ich religijnego specjału - macy.
    Brzmi to dziś bardzo absurdalnie, ale właśnie ta plotka była detonatorem wydarzeń, które kosztowały życie około stu ludzi - mężczyzn, kobiet i dzieci, w tym kilkumiesięcznego niemowlęcia, zabitych w makabryczny sposób - kamieniami, deskami, prętami, rękoma - wszystko publicznie w białym dzień, w centrum wojewódzkiego miasta i na okolicznych stacjach kolejowych.
     Zaczęło się rankiem od zgłoszenia w kieleckim komisariacie MO Walentego Błaszczaka, że jego 8-letni syn Henryk przez ostatnich kilka dób "miał być zamknięty przez Żydów w piwnicy". Kierownik komisariatu st.sierżant Zagórski natychmiast wysłał do pobliskiego żydowskiego domu milicjantów, aby aresztowali porywaczy i zabezpieczyli dowody. Udając się tam funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej, opowiadali po drodze napotkanym ludziom o tym zgłoszeniu i swojej misji: "chłopak uciekł od Żydów, którzy chcieli go przerobić na macę". Podczas przeprowadzanej rewizji okazało się, że budynek nie posiada piwnicy, a mały Błaszczak zaczął zmieniać zeznania - "nie mógł wskazać miejsca, gdzie go przetrzymywano, raz mówił, że w psiej budzie, drugi raz, że w chlewie". W tym czasie przed zamieszkałą przez Żydów kamienicą zebrał się tłum ludzi żądających ukarania Żydów, najbardziej zapalczywymi było kilkoro pijanych mężczyzn i oburzonych kobiet. Świadek wydarzeń wspomina:
   "Od czasu do czasu podbiega ktoś do zamkniętych drzwi i zaczyna w nie łomotać pięściami.
W pewnym momencie do drzwi zbliża się milicjant.Rozgląda się po placu, patrzy na wszystkich bardzo groźnie. No, nareszcie! Ludzie cofają się na odległość 15 m. A on, poprawia sobie pas, odchodzi od drzwi i powoli wychodzi przez bramę. Dla ludzi tam zebranych to jest jak HASŁO! Władzy nie interesuje co się tu będzie działo!
"
     Po kilku minutach do drzwi podchodzi 3 mężczyzn - 2 w ubraniach cywilnych i trzeci w wojskowym mundurze bez dystynkcji. Są zdecydowani, wyłamują drzwi, wchodzą do środka. Do zgromadzonych przed domem dochodzi huk wystrzału pistoletowego i z drzwi wychodzi, słaniając się ten trzeci - wojskowy, widocznie zakrwawiony, ranny.
Jego dwaj towarzysze wykrzykują: "Żydzi zabili polskiego oficera!"
Wywołuje to coraz bardziej agresywne reakcje tłumu, w tym zgromadzonych żołnierzy w mundurach ludowego Wojska Polskiego.
Bo po godz. 10-tej na Plantach pojawili się żołnierze. »Przybyłe wojsko nie miało wytłumaczone, że chodzi o prowokację, ani też nie miało specjalnych rozkazów od dowództwa. Jednostki wojskowe pomieszały się, obstawiły budynek komitetu żydowskiego, pozostawiając rozwydrzony tłum w zgromadzeniu«. Część żołnierzy weszła do budynku... Wejście milicjantów i żołnierzy do domu żydowskiego było początkiem pogromu"
(Bożena Szaynok, "Pogrom Żydów w Kielcach 4 lipca 1946", Wydawnictwo Bellona, Wrocław 1992, str. 39)

"Widziałam, jak milicjanci wyrzucili dwie dziewczyny żydowskie przez balkon drugiego piętra na podwórze, a znajdujący się na dole tłum dobił je." (zeznania Ewy Szuchman)
"Harcerze stali, rzucali kamieniami, milicjanci strzelali, walili jak cholera do tamtych okien."
"Wyszła Żydówka na balkon, w tym momencie ją odstrzelili i ona przechyliła się za poręcz i wypadła..."
Pogrom kielecki - pretekst, przebieg, główni aktorzy i reżyserzy - cz.2

Ciała Reginy Fiszowej i jej dziecka tygodnik.onet.pl/wyjasniam-ze-krew-na-moim-ubraniu
"Na balkonie pojawił się typowy Słowianin, to mi się utrwaliło w pamięci, blond sterczące włosy, takie chamskie, proste włosy. Trzymał małe dziecko... Niemowlę. to był dla mnie widok straszny. Ale teraz co dalej. No więc właśnie tych chłopaków było więcej. Rzecz była rozegrana genialnie."

Może na przykład takie "blond sterczące włosy, takie chamskie, proste włosy" ?
Pogrom kielecki - pretekst, przebieg, główni aktorzy i reżyserzy - cz.2

Te wszystkie niewiarygodnie dla cywilizacji bestialstwa odbywały się w biały dzień targowy, 4 lipca, w samym centrum wojewódzkiego miasta Kielce, kilka minut drogi od wypełnionych funkcjonariuszami gmachów Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, Milicji Obywatelskiej, koszar Wojska Polskiego i Armii Czerwonej. Użycia jej żołnierzy przeciw atakującemu Żydów motłochowi sprzeciwił się sowiecki doradca UBP płk Natan Szpilewoj, mówiąc: "Eto ne budiet charaszo" (wg. J. Sledzianowski, "Pytania nad pogromem kieleckim") .
    K.Kąkolewski przytacza informację, iż na prośbę o pomoc odpowiedział on co następuje:
- "Nie może przysłać pomocy, bo nie ma jednostek w mundurach polskich. Ma tylko mundury rosyjskie, a gdyby wystąpili w rosyjskich, mogliby potem powiedzieć, że Rosjanie mordują Polaków" (cyt. za K. Kąkolewski "Umarły cmentarz" Warszawa 1996, s. 146).
Rok wcześniej podczas pogromu w Krakowie radzieckie czołgi wyruszyły na ulice Krakowa i niezwłocznie ochłodziły zamiary tłumu. W Kielcach garnizon radziecki znajdował się kilkaset metrów od miejsca pogromu".
     Polskiego wojska, ani milicjantów również nie użyto, aby ratować Żydów - "zbrojne ramię władzy ludowej" było zmęczone po nocnej akcji przeciw "leśnym bandytom z AK-WiN", a oddziały 2.dywizji piechoty LWP pod dowództwem sowieckiego komunisty ukraińskiego pochodzenia Kupszy-Kuprija czekały na rozwój wypadków.
      Poniżej świadectwo oficera tej dywizji, w latach 90-tych generała brygady w stanie spoczynku Antoniego Frankowskiego który 4 lipca 1946 roku był oficerem dyżurnym kieleckiego garnizonu):
- "Zameldowałem dowódcy dywizji pułkownikowi Stanisławowi Kupszy o tym, że zajścia antyżydowskie przybrały niezwykle groźny charakter. Kupsza odpowiedział mi na to po rosyjsku:
- "Poszedł, zobaczył parę przekupek i robi alarm"

(cyt. za J. Śledzianowski, op. cit., s. 71).
    Tak zachował się najwyższy wówczas zwierzchnik wojskowy w mieście - dowódca 2.Dywizji Piechoty WP im. Henryka Dąbrowskiego. Kupsza vel Kuprij był synem Rosjanina - urzędnika gubernialnego i urodził się w Kielcach. Po powstaniu niepodległej Polski Kuprije wyjechali do sowieckiej Rosji. Przybył do Polski po 1944 roku dla "utrwalenia władzy ludowej" (wg J. Śledzianowski, op. cit. s. 72). Po wydarzeniach na Plantach Kupsza opuścił Kielce, był sądzony przez wojskowy sąd sowiecki, usunięty ze stanowiska i zdegradowany do stopnia szeregowca. Później został zabity na ulicy w Olsztynie (tamże s. 74). Znów kolejna tajemnicza śmierć kogoś, kto miał wpływ na wydarzenia. Nasuwa się znowu pytanie - dlaczego taki, a nie inny los spotkał płk. Kupszę, podczas gdy szefa UB, podejrzanego o bezpośrednie przygotowanie pogromu w Kielcach, wybronili przed sądem jego sowieccy protektorzy i nawet zrobił później błyskawiczną karierę. A może płk Kupsza z czymś się niepotrzebnie "wygadał" i stał się dlatego "niebezpieczny"?
   Major Sobczyński, stary agent Kominternu sprzed wojny, uważany za głównego organizatora masakry ze strony polskiej bezpieki, uratował się od wszelkiej odpowiedzialności dzięki stanowczej interwencji władz sowieckich w jego sprawie. A później robił dalej przyśpieszoną karierę wojskową, mimo braku nawet matury ("Nie matura, a a chęć szczera zrobi z ciebie oficera"- powtarzano sobie wtedy w kręgach oddanych władzy komunistycznej).

   Znalazłem w RUnecie foto innego pułkownika Kuprija, nota bene to wschodnioukraińskie nazwisko, podobnie jak Sudopłatow - "agent 007" Stalina (zabójstwo Konowalca i Trockiego, hiszpańskie złoto i inne słynne operacje wywiadu sowieckiego) i specjalisty od zwalczania (wzmacniania?) ukraińskiego podziemia niepodległościowego...
http://oldthing.ru/619-foto-polkovnika-kupriy-tarasa-nikolaevicha.html
- Przyjemniaczek, prawda?

    "Kiedy na placu zjawiło się wojsko, odetchnęliśmy przekonani, że to ocalenie - Chil Alpert był wówczas wewnątrz budynku. - I zaczęła się strzelanina, ale nie do napastników, lecz do nas! Żołnierze zaczęli strzelać w nasze okna...
Podkreślam to, co widziałem na własne oczy. W samym domu Planty 7 w Kielcach Żydów mordowało wojsko. Do kibucu żołnierze najpierw strzelali przez drzwi, a potem wdarli się, strzelali do ludzi i rzucali ofiary w tłum, który je dobijał" (Chil Alpert, w: "About Our House Which Was Devastated", Tel Aviv, 1981, str. 201)
    "Kiedy koło szóstej po południu wojsko wywiozło wreszcie z budynku na Plantach ostatnich Żydów do koszar KBW na tzw. Stadionie, "słyszałam, jak jeden z wojskowych wskazując na nas, wyraził się: »po coście tu ich przywieźli, trzeba było ich wybić«. Na wzmiankę drugiego wojskowego, że tam znajdują się dzieci, wojskowy mu odpowiedział: »nie wiecie, co z dziećmi robić, wziąć za nogi, pociągnąć w przeciwne strony i rozerwać«" (zeznanie świadka Ewy Szuchman, złożone na rozprawie 10 lipca 1946)
   Baruch Dorfman został tego dnia ciężko pobity, stracił oko, przez 10 miesięcy leżał w szpitalu w Łodzi na rekonwalescencji: "Ok. godziny 10-11 myśmy byli na drugim piętrze w kibucu, widzieliśmy już przez okno, co się dzieje, więc ok. 20 osób schroniliśmy się do małego pokoiku. Ale zaczęli strzelać do nas przez drzwi, jeden został ranny, potem umarł od ran. Wdarli się, to byli żołnierze w mundurach oraz kilku cywilów. Ja wtedy byłem ranny. Kazali nam wyjść, utworzyli szpaler. Na schodach już byli cywile i kobiety też. Żołnierze bili nas kolbami. Cywile, mężczyźni i kobiety też nas bili."
    Mjr Konieczny, szef sztabu II Dywizji Piechoty stacjonującej w mieście, połączył się w ciągu dnia z wiceministrem obrony narodowej, gen. Spychalskim, który kategorycznie zabronił strzelania do tłumu.
    Najlepiej udokumentowane jest zabójstwo Reginy Fisz i jej małego synka. Dzięki zbiegowi okoliczności - a właściwie dzięki temu, że zbiegł Abram Moszkowicz, który był wtedy razem z Fiszami - mordercy zostali aresztowani, osadzeni i skazani w pierwszym kieleckim procesie. Dysponujemy więc relacją niedoszłej ofiary i zeznaniami morderców ze śledztwa. Epizod ten jest dość znany, bo "zapytany po pogromie milicjant Mazur o to, dlaczego zastrzelił z automatu leżące przy matce dziecko, odpowiedział sędziemu: »Matka i tak nie żyła już, więc dziecko by płakało«.
  
   Mordowano Żydów również na bliskich Kielcom stacjach kolejowych i w przejeżdżających pociągach:
"... z wagonów wypychano ludzi, opierających się wyciągali znajdujący się na peronie mężczyźni... zaczęto ich zabijać. Kamienowano, a gdy padali, bestialsko dobijali klockami hamulcowymi... Młodemu wychudzonemu Żydowi równie młody Polak rozwalił czerep jakimś ciężkim żelastwem. Uderzył tak mocno, że czaszka oiary pękła jak sucha makówka, a mózg rozprysnął się na wszystkie strony, gęsto oblepiając twarz mordercy. A ów młodu zabójca oblizał swoje wargi oblepione szczątkami rozwalonego w nienawiści mózgu i nadal miażdżył jego resztki."
(Michał Chęciński, "Jedenaste przykazanie", Toruń 2004, s.307)

   Oficerowie MBP i WP, którzy "zaświecili się" 4 lipca 1946 r. w Kielcach to ciekawy materiał do dalszych studiów nie tylko na temat żydowskich pogromów: główny UBek mjr Sobczyński, jego zastępca mjr Gwiazdowicz, podpułkownik Stanisław Styk, Markiewicz, sowiecki doradca WUBP płk Natan Szpilewoj (pochodzenia żydowskiego); Michaił Aleksandrowicz Diomin (w 1964-67 pracownik ambasady w Izraelu, sowiecki spec od spraw żydowskich); porucznik 2.dywizji, później najmłodszy generał LWP Bednarz, wg wiki:
    "Po wojnie zajmował wysokie stanowiska służbowe. Był m.in.: zastępcą szefa Wydziału Polityczno-Wychowawczego 2 Dywizji Piechoty, szefem Oddziału Młodzieżowego w Głównym Zarządzie Polityczno-Wychowawczym WP i w Głównym Zarządzie Politycznym WP (1948–1953), zastępcą dowódcy – szefem Zarządu Politycznego Krakowskiego Okręgu Wojskowego oraz zastępcą komendanta ds. politycznych – szefem Wydziału Politycznego Wojskowej Akademii Technicznej. W 1956 objął funkcję zastępcy szefa Głównego Zarządu Politycznego WP."

    Jeszcze ciekawszy jest życiorys głównego UBeka Kielc czasu pogromu - majora Władysława Sobczyńskiego: "Skończył 7 klas szkoły powszechnej. W II RP wielokrotnie więziony za działalność komunistyczną. Na początku lat czterdziestych ukończył kurs wywiadowczy przy Ludowym Komisariacie Spraw Wewnętrznych (NKWD) w Smoleńsku, gdzie został zorganizowany szkolny batalion NKWD, określany wówczas jako Aleksandrowskaja Szkoła. Kształciło się tam ok. 200 staranie dobranych przez NKWD reprezentantów narodowości zamieszkujących Kresy Wschodnie, m.in. Polaków, Ukraińców, Żydów i Białorusinów. W listopadzie 1941 został funkcjonariuszem NKWD. Od 1943 r. szef bezpieczeństwa Obwodu II Armii Ludowej. Jesienią 1944 roku przerzucony został samolotem przez linię frontu do Lublina, gdzie otrzymał rozkaz objęcia stanowiska zastępcy kierownika Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego województwa kieleckiego. Następnie od 28 czerwca 1945 roku kierownik WUBP w Rzeszowie, a później w Kielcach, którą to funkcję pełnił w czasie pogromu kieleckiego. Ze względu na jego wyjątkowe służalstwo wobec Sowietów jeszcze przed tragedią na Plantach nazywano majorem "Sabaczyńskim" (SABAKA to w jezyku rosyjskim pies. Czyli człowiek groźny, wściekły, ślepo oddany swojemu panu, jakim by on nie był). Ciekawe, że w czerwcu'45 mamy w Rzeszowie do czynienia z pierwszą, nieudaną na szczęście, próbą żydowskiego pogromu. Jonasz jakiś ten Sobczyński ...

   A między Rzeszowem'45 i Kielcami'46 w okupowanej przez Sowietów Polsce odbył się jeszcze jeden pogrom żydowski - w Krakowie 11 sierpnia. Zginęła w nim jedna osoba, wiele zostało rannych. Pretekst i przebieg był standardowy - oskarżenie o wykrwawianie polskich dzieci na macę i tłumne atakowanie żydowskich domów.

    Wracając do Kielc 4 lipca 1946 r.: wiele godzin trwał pogrom Żydów, wojsko i UB zachowały zdumiewającą bezczynność, a liczni Żydzi w kierownictwie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i UB nie zrobili absolutnie nic dla pogonienia opieszałych kieleckich podwładnych, dla zagrożenia im odpowiednio surową karą za bezczynność. Przecież działały wtedy telefony i telegrafy. Równie bezczynni wobec tragedii swych ziomków pozostają na miejscu tragedii w Kielcach jakże wpływowi tamtejsi Żydzi: prezydent miasta Zarecki, zastępca szefa Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego Albert Grynbaum, szef sekretariatu Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego Eta Lewkowicz-Ajzenman, szef wydziału personalnego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Marian (Morris) Kwaśniewski. I gdzie tu jest osławiona żydowska solidarność?
   Jeśli rzeczywiście w ataku na Żydów brał tylko udział "reakcyjny, rasistowski motłoch", to przecież jakże łatwo byłoby go rozpędzić w sytuacji, gdy według dokładnie potwierdzonych świadectw nigdy nie liczył więcej niż 300 osób. Tymczasem, jak przypomina Kąkolewski: naczelnik wydziału personalnego WUBP Morris Kwaśniewski, raportując o siłach bezpieczeństwa ocenia, że można było wystawić 600 osób. "Z samych tylko wartowników i szkoły WUBP - twierdzi - można było wystawić siłę zbrojną zwartą do 150 osób" (K. Kąkolewski: "Umarły cmentarz", Warszawa 1996, s. 146). Można było wystawić więc siłę zbrojną 600 osób wobec cywilów, liczących najwyżej 300 osób.
   Dlaczego więc nie ściągnięto takiej siły dla spacyfikowania zajść? Komu zależało na ich przedłużaniu i dalszym mordowaniu Żydów? Dlaczego nie dopuszczono na miejsce zajść prokuratora i duchownych?
(Prof. Jerzy Robert Nowak, Prawda o Kielcach 1946 r.)
    Według tajnego raportu opracowanego przez ks. biskupa Czesława Kaczmarka: "dwie trzecie Żydów zostało zamordowanych przy pomocy broni używanej przez wojsko" (wg K. Kąkolewski, op. cit., s. 119).
   Niewiele ofiar miało uszkodzone szczęki i wybite zęby. A przy spontanicznym biciu, bije się zazwyczaj „w mordę”, dusi się za szyję. Ponadto u 11 ofiar są rany postrzałowe i u 11 rany, które mogły powstać tylko od bagnetów o bardzo charakterystycznym kształcie – do karabinów rosyjskich typu Mosin. Natomiast bicie w głowę ze zmiażdżeniem czaszki ludzkiej wyglądało bardziej na egzekucję – bić, żeby zabić – niż na spontaniczne bicie. Karabiny z bagnetami miało wojsko i KBW. Wskazywało to na typowe działanie wojska, a nie miejscowej ludności. (wywiad z sędzią Andrzejem Jankowskim, wieloletnim dyrektorem Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Kielcach, a w czasie wydarzeń 4 lipca 1946 r. mieszkańcem Kielc)
    "Warto dodać, że w zajściach antyżydowskich czynny udział wzięła jeszcze bojówka PPR - ORMO z huty "Ludwinów". Według sędziego A. Jankowskiego, było w niej 6 nieznanych robotników, którzy mieli broń, zaraz po pogromie zniknęli i przypuszczalnie byli prowokatorami. (por. J Śledzianowski op. cit. s. 108). Niestety, księga zapisów działań ORMO przy hucie "Ludwinów" zginęła w latach 80. (tamże s. 105).
Ksiądz Śledzianowski przypusza, że w miejsce autentycznych robotników z "Ludwinowa", do zbrodniczej akcji na Plantach został skierowany w przebraniu robotniczym oddział UB  majora Władysława Sobczyńskiego, uważanego za głównego organizatora zbrodni na zlecenie sowieckie.

    Dziwnym bardzo jest wylądowanie w Kielcach już przed południem 4 lipca 1946 r. specjalnych wysłanników KC PPR, wysłanych z Warszawy wcześinie rano, kiedy nawet w Kielcach nie zanosiło się na żaden pogrom!
    Włodzimierz Kalicki z Gazety Wyborczej: jakim cudem specjalni wysłannicy KC PPR, Chełchowski i Buczyński, zjawili się w Kielcach przed południem? Decyzję o wysłaniu ich do Kielc podjąć musiał ktoś z najściślejszego kierownictwa partyjnego. Podjęcie decyzji i dojazd do lotniska zająć musiały 20-30 minut. Lot na podkieleckie lotnisko stosowanym powszechnie wówczas do takich celów kukuruźnikiem, osiągającym w sprzyjających warunkach prędkość do 150 km na godz., trwać musiał około 1,5 godziny. Dojazd częściowo gruntową, a częściowo szufrową drogą do Kielc nie mógł trwać krócej niż następne pół godziny. Decyzję o wylocie delegatów w celu obserwacji pogromu podjęto zatem w Warszawie między godz. 9.00 a 9.30, gdy pogrom się jeszcze nie zaczął i nic nie wskazywało, że dojdzie do poważnego rozlewu krwi". (Śledzianowski: op. cit., s. 81-82).
To w KC PPR byli tak "przewidujący" tego, co się zdarzy w Kielcach?!

    Drastyczne szczegóły zorganizowania prowokacji sugeruje ten fragment wspomnień:
"Dopiero jak tatę mieli wieszać, ten Wilczkowski przyznał się jak było: Jakieś 10 dni przed wydarzeniami był wzięty z kilkoma innymi chłopcami przez kogoś do jakiegoś mieszkania, tam trzymany i tłuczony, po buzi, po tyłku, było wiele śladów. Pod koniec te imprezy powiedziano mu:
- "Teraz słuchaj, gówniarzu, ty byłeś przez Żydów w Poaleyu na Plantach obracany w beczce na macę i stąd masz te krwawe ślady na ciele. Jak wrócisz do domu i powiesz inaczej, to my cię, gówniarzu, znajdziemy i zatłuczemy na śmierć!" I takich chłopaków może dziesięciu, może dwudziestu"
. (Maria Nurowska "Poscriptum")
"Rzeka tajemnic" [Mystic River] - dramat w reżyserii Clinta Eastwooda skojarzył mi się tu. NKWD genialnie umiało grać na ludzkich słabościach i dewiacjach, również pedofilskich... Nie można wykluczyć też, że pedofile z sowieckich specsłużb postanowili połączyć przyjemne z pożytecznym...

     Pułkownik Anatol Fejgin, były dyrektor Departamentu X Specjalnego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego uchylił rąbka tajemnicy na temat kieleckiego pogromu:
    "Wszystkie chwyty są dozwolone, gdy się chce wygrać. (...) Jeszcze nie czas o tym mówić. Liczyliśmy na błąd naszych przeciwników. Musieli go w końcu zrobić. Nie mogliśmy jednak dłużej czekać. Potrzebny był jakiś przyśpieszacz. Stąd pogromy i inne fortele" ("Reporter" nr 4, 1990 r.).

     Na czym polegała jednak rola NKWD w pogromie i kto je reprezentował? Szczegółowo udokumentowaną ocenę na ten temat przyniosła wydana w 1982 roku w Nowym Jorku książka Michaela Chęcińskiego "Poland. Communism - Nationalism - Antisemitism". Jej autor, były oficer Wojska Polskiego żydowskiego pochodzenia związany ze służbami specjalnymi jako pierwszy dowodził, że główną rolę w całej sprawie odegrał z ramienia NKWD oficer sowieckiego wywiadu Michaił Aleksandrowicz Diomin. Chęciński wskazał na interesującą współzależność: fakt, że Diomin został przysłany do Kielc, miejsca raczej "mało prawdopodobnego" jako cel pobytu dla wykwalifikowanego oficera sowieckiego wywiadu, na kilka miesięcy przed antyżydowskimi zajściami 1946 roku w Kielcach, a wyjechał w dwa tygodnie po nich. Jak zbadał Chęciński, Michaił Diomin był oficerem wyraźnie wyspecjalizowanym w sprawach żydowskich. W latach 1964-1967 był oficerem wywiadu sowieckiego w Izraelu, pracując tam jako sekretarz attaché handlowego w ambasadzie sowieckiej w Tel Awiwie. Według Chęcińskiego, właśnie Diomin nadzorował działania wspomnianego majora Subczyńskiego, który już poprzednio próbował zorganizować - w prowokatorskim celu - podobne do kieleckich zajścia antyżydowskie w Rzeszowie i Krakowie.Wtedy miały one mierne powodzenie, tym razem przyniosły oczekiwany przez jego rosyjskich mocodawców potworny skutek. Powołując się na opinię pani Lewkowicz-Ajzenman, szefa sekretariatu w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa w Kielcach:
"'Kiedy po latach znalazłam się w Izraelu, w gazecie natknęłam się na to nazwisko Dyomin, sekretarza attaché handlowego w ambasadzie radzieckiej w Tel Avivie. Wzbudziło to moją ciekawość i postanowiłam popatrzeć na tego człowieka. Bez wątpienia był to ten sam Dyomin. Ciekawe, prawda? Przysłanie Dyomina do Izraela mogłoby sugerować, że był specjalistą w sprawach żydowskich (...)'. To, że Dyomin był wykorzystywany do bardzo ważnych zadań, zostało potwierdzone przez amerykańskiego historyka zajmującego się KGB. Wymienia on Michaiła Aleksandrowicza Dyomina (pisanego również Demin) jako oficera wywiadu wojskowego w Izraelu w latach 1964-1967 i w Republice Federalnej Niemiec od 1969 r." (M. Chęciński w: Antyżydowskie wydarzenia kieleckie 4 lipca 1946 roku. Dokumenty i materiały, oprac. Stanisław Meducki, Kielce 1946, tom II, s. 102-103).
Chęciński wskazywał, że bezsprzecznie największą korzyść z zamieszania wywołanego zajściami antyżydowskimi w Kielcach, tak w Polsce, jak i za granicą, wyciągnęli sowieccy komuniści.

   O siedmiu wyszczególnionych przeze mnie bezpośrednich skutkach Pogromu Kieleckiego chcę napisać w kolejnej części tego cyklu 3 lipca - dzień przed rocznicą wydarzeń.
Teraz taka jedna myśl nasuwa mi się po zsumowaniu sposobów zorganizowania publicznego mordowania ludzi w centrum Europy:
      Skoro dość cywilizowany i pobożny, katolicki naród zdołano takim błahym i absurdalnym pretekstem sprowokować co najmniej do BIERNOŚCI wobec LUDOBÓJSTWA niedobitków przeżywszych cudem Holocaust, ja już nie myślę o tych bestiach, które kieleckich Żydów mordowały za pomocą metod chałupniczych - kamieniami i prostymi narzędziami mordu jak metalowe pałki, sztachety, bagnety, to zadaję retoryczne pytanie: jakim problemem było dla najlepszych w historii speców od manipulacji ludźmi sprowokować dosyć prymitywny lud wiejski do mordowania podobnie chałupniczymi i bardziej wyrafinowanymi sposobami "lepszych, bogatszych i bardziej uprzywilejowanych" sąsiadów, którzy od zawsze zadzierali nosa i pogardzali "małoruskimi wieśniakami" ?

Powyższy materiał jest jednym z rozdziałów pracy wyjaśniającej tajemnicę Rzezi Wołynia i Galicji 1943-45, którą zamierzam wydać w postaci książki w tym roku. Wydawca jednak niezbędnie potrzebny do tego jest.

Udostępnij Udostępnij Lubię to! Skomentuj35 Obserwuj notkę
Witek
O mnie Witek

  "..kilka Twoich powstańczych tekstów pisanych w sierpniu 2009 i Twoje komentarze i interpretacja faktów w tym opis próby połączenia Starego Miasta z Żoliborzem są niesamowite. Powiem szczerze, że te Twoje teksty, wraz z książką Zbigniewa Sadkowskiego "Honor i Ojczyzna", należały do głównych motywów mojego zainteresowania się szczegółami." ALMANZOR 22.08 ..."notki Witka, które - pisane na dużym poziomie adrenaliny - raczej się chłonie niż czyta." " Prawda o Powstaniu, rozpoznawana na poziomie wydarzeń związanych z poszczególnymi pododdziałami, osobami, czy miejskimi zaułkami ma niespodziewaną moc oczyszczania Pamięci z ideolog. stereotypów i kłamstw. Wszak Historia w gruncie rzeczy składa się z prywatnych historii. Prawda na poziomie Wilanowskiej_1 jest dużo bardziej namacalna i bezdyskusyjna niż na poziomie wielkiej polityki. Spoza Pańskiego tekstu wyłania się ten przedziwny napęd Bohaterów, o których Pan pisze. I nawet ten najgłębszy sens Ofiar, czynionych bez patosu i bez zbędnych górnolotności" JES pod "Dzień chwały największej baonu "Zośka" "350 lat temu Polakom i Ukraińcom zabrakło mądrości, wyrozumiałości, dojrzałości. Od buntu Chmielnickiego rozpoczął się powolny upadek naszego wspólnego państwa. Ukraińcy liczyli że pod berłem carów będzie im lepiej. Taras Szewczenko pisał o Chmielnickim "oj, Bohdanku, nierozumny synu..." Po 350 latach dostaliśmy, my Polacy i Ukraińcy, od losu drugą szansę. Wznieść się ponad wzajemne uprzedzenia, spróbować zrozumieć że historia i geografia dając nam takich a nie innych sąsiadów (Rosję i Niemcy) skazały nas na sojusz, jeżeli chcemy żyć w wolnych i niepodległych krajach. To powrót do naszej wspólnej historii, droga oczywiście ryzykowna na której czyha wiele niebezpieczeństw (...) "Более подлого, низкого, и враждебно настроенного к России и русским человека чем Witek, я в Салоне24 не видел" = "Bardziej podłego, nikczemnego i wrogo nastawionego do Rosji i Rosjan człowieka jak Witek, ja w Salonie24 nie widziałem" AKSKII 13.2.2013

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (35)

Inne tematy w dziale Kultura