„Klapa nad łbem się zamyka,
W dół do podziemia drabinka…”
Kanały nieodparcie kojarzą mi się z Powstaniem Warszawskim.
Z jego niewysłowionym heroizmem i pasyjną ofiarą.
Z symbolem śmierci w płomieniach (jak Ałła w „Kolumbach”) i klaustrofobicznym duszeniem się w kanałach.
Jednak kanały to nie tylko miejsce Golgoty Powstańców jak przedstawił nam sugestywnie Andrzej Wajda. "Kanał” jest świadectwem na wskroś prawdziwym, nie zawiera wymyślonej fikcji ( 99% wierna adaptacja noweli Jerzego Stefana Stawińskiego - znalazłem tylko jedną istotną rozbieżność z oryginałem literackim), ale jednocześnie bardzo manipuluje obrazem Powstania jak i rolą w Nim kanałów.
Jego fałsz polega na tym, że wyrywkowo pokazuje najbardziej tragiczny epizod z całych 2 miesięcy walk kilkudziesięciu tysięcy ochotniczych żołnierzy z focusem na 40-to osobową kompanię. Dlatego nie może być jedynym źródłem wiedzy o Powstaniu Warszawskim. Niestety pozostaje od 53 lat najbardziej znanym filmem powstańczym, co akurat nie jest wielką sztuką w polskiej kinematografii – wyprodukowano razem tylko 3 [słownie: trzy ] filmy o tym Najtragiczniejszym wydarzeniu naszej historii.
Hańba to chyba za małe słowo.
Wracając do przedstawionej na ekranie kompanii porucznika Zadry – jej losy mogły być prawdziwe. Były oddziały, z których, po zagłębieniu się do dziury, nie wyszedł z pod ziemi żaden człowiek. I w tym epizodzie nastąpiła jedyna znacząca poprawa pierwowzoru literackiego dla filmu – w noweli Stawińskiego czoło oddziału por. Zadry, spryciarz Smukły, szef kompanii Kula i kilku innych dochodzi do upragnionego Śródmieścia.
W filmie natomiast giną w kanale wszyscy. Powiedziane to jest zresztą na początku filmu w swoistej inwokacji, czy też przedstawieniu aktorów dramatu. Było to pomysłem Janusza Morgensterna, wtedy asystenta reżysera. Niedawno specjalnie „męczyłem” Mistrza kto był pomysłodawcą tej „poprawki” i dlaczego? Nie pamiętał (pewnie On ?), natomiast cel oczywisty – dla wzmocnienia tragicznej symboliki filmu i przedstawionego w nim Powstania Warszawskiego. Miało ono kojarzyć się przede wszystkim z piekłem kanałów 26-28 września.
Dlatego nie przekazano w filmie, że ewakuacja kanałami Mokotowa była samowolną i wbrew rozkazom przełożonego (gen. Montera) decyzją dowódcy dzielnicy podpułkownika „Karola” (Józef Rokicki), za którą miał on trafić pod Sąd Polowy.
Czas akcji „Kanału” można precyzyjnie określić na 26-27 września, kiedy d-ca Mokotowa ppłk „Karol” wydał bezsensowny i zbrodniczy w skutkach rozkaz ewakuacji kanałami do Śródmieścia, mimo dobrego już poznania przez Niemców tego sposobu komunikacji powstańców. Został za to skazany przez Sąd Polowy za dezercję i opuszczenie pola walki bez zgody zwierzchnika. W kanałach zginęło wtedy kilkaset osób, a następnego dnia (27.IX.44) pozostali na Mokotowie powstańcy pod dowództwem majora „Zrywa” (Kazimierz Sternal) poddali się honorowo, otrzymując prawa kombatanckie. Tydzień później skapitulowało Śródmieście i ewakuowane przez gehennę kanałów oddziały z Mokotowa i tak trafiły do niewoli niemieckiej. Po koszmarze kanałów, czekał je jeszcze koszmar kapitulacji.
Jak napisałem powyżej, film fałszuje obraz i znaczenie komunikacji kanałowej w Powstaniu. Spotkałem się ze wspomnieniami Powstańców, że kanały były bardziej ich błogosławieństwem, a nie przekleństwem. Nie przypadkiem w pieśni nad pieśniami Lao Che „Stare Miasto” wykrzykiwane jest na końcu : „Dostępu do włazu, My żądamy dostępu do włazu ! ” .
Kanały były tym uchem igielnym, przez które trzeba było przecisnąć siebie, aby wydostać się z piekła Starówki. Potem z nie lżejszego kotła czerniakowskiego. Aby żyć. Aby walczyć dalej.
Oczywiście każde lekarstwo niewłaściwie użyte, przedawkowane SZKODZI. Tak i było z ostatnim wykorzystaniem komunikacji kanałowej w Bitwie o Warszawę 1944.
Z propozycjami użycia łączności kanałowej i innej podziemnej w przyszłej walce zbrojnej zgłosili się dosyć wcześnie do dowództwa AK pracownicy miejskich wodociągów, ale zostali zlekceważeni. Dopiero klęska szturmu generalnego 1-szego sierpnia i w skutek niej sparaliżowanie łączności przez nie zajęcie kluczowych obiektów oraz skuteczny ostrzał niemiecki, spowodował oddolne inicjatywy wykorzystania ich jako środka komunikacji i ewakuacji.
Pierwsza ewakuacja kanałami nastąpiła już kilka godzin po Godzinie "W" na Woli.
Potem cała setka obrońców okrążonej Reduty Wawelskiej na Ochocie 11 sierpnia wydostała się kanałami, dokopując się do nich z piwnic obleganej kamienicy.
Dziewiczą wyprawę kanałowych łączniczek z 5.VIII opisałem w poście „Niezrównane męstwo bohaterek Powstania” wykorzystując wspomnienia Elżbiety Ostrowskiej „W Alejach spacerują Tygrysy” – absolutnie konieczna lektura dla wszystkich zainteresowanych Powstaniem i nie tylko nim, wspaniałe studium psychologii społecznej dzięki zmysłowi obserwacyjnemu i stanowisku (szef łączności) autorki.
Przez cały czas decydującego boju Bitwy o Warszawę ‘1944 - obrony Starego Miasta, było ono zaopatrywane tą drogą w broń i amunicję (rzecz jasna bardzo skromnie, jak wspominałem w poprzednich postach dowódca Powstania - płk. Monter zbyt późno przekonał się o zasadniczej roli Starówki w utrzymaniu miasta).
Stąd wyszedł niestety jedyny* w całej bitwie ofensywny zamysł wykorzystania przejść podziemnych – podczas Przebicia do Śródmieścia 31 sierpnia desant porucznika „Piotra” z baonu "Czata" miał opanować Plac Bankowy dostając się tam kanałami. Niestety na skutek kilku nieszczęśliwych przypadków oraz bałaganu przednatarciowego nie udało się tego osiągnąć. Jednak pojawienie się Polaków na tyłach żołnierzy niemieckich wywołało zaskoczenie i długo nękające szkopów poczucie niepewności: „Gdzie jeszcze mogą pojawić się polskie szczury?”
Dopiero zniknięcie 2.IX z osaczonej ze wszystkich stron od 4 tygodni szturmowanej dzielnicy około 5000 żołnierzy i personelu pomocniczego uzmysłowiło Niemcom skalę i znaczenie wykorzystywania przez powstańców systemów kanalizacyjnych. Do przeciwdziałania temu zaczęli się metodycznie, po niemiecku przygotowywać.
Z kolejnej odciętej enklawy Czerniakowa 20.IX zdołało wydostać się jednak ponad 200 żołnierzy pułkownika „Radosława” (Jan Mazurkiewicz), weteranów Starówki, a więc obeznanych z tą formą komunikacji, głównie z baonu „Parasol” oraz pluton por. „Małego” który po 6 dniach walki na Mokotowie udał się, a jakże, kanałami do Śródmieścia, aby tam 27.IX zginąć.
Do zduszenia kolejnego powstańczego kotła – Mokotowa przystąpili stanowczo, zadbawszy o odcięcie jedynej drogi ucieczki Polaków.
Tak też się stało, w 3-cim dniu bezwzględnego szturmu Mokotowa 26.IX, jego dowódca wbrew wyraźnym zakazom generała Montera oraz swoim wcześniejszym zapewnieniom, że „zamierza bić się na miejscu do końca” , nakazał ewakuację wojska kanałami bez sprawdzenia jej możliwości i warunków oraz zapewnienia oddziałom niezbędnych przewodników kanałowych.
Pierwszemu rzutowi, w którym szedł, a jakże - dowódca ppłk. Karol (Józef Rokicki) cudem udało się wręcz dopełzać do Śródmieścia, wśród wrzucanych na głowy granatów, karbidu wywołującego trujące gazy, wlewania zapalonej nafty i innych pułapek przygotowanych przez wroga.
Następne rzuty nie miały szans przejść przez zaporę ognia, gazu, wody, a w niektórych miejscach wsypywanego piasku i wszędzie zalegających ludzkich zwłok. Znalazły się w śmiertelnej, piekielnej pułapce, która była wnętrzem rury o średnicy około półtora metra , kilkanaście metrów pod powierzchnią ziemi, bez światła, a często i bez tlenu. Pełne miotających się oszalałych ludzkich wraków, które powoli wypełniały owalne dno podłoża. Zresztą każdy pamięta film z 1957 roku
Spostrzegawczy i miłośnicy kina niech uważniej oglądają ten fragment: pzs
"..kilka Twoich powstańczych tekstów pisanych w sierpniu 2009 i Twoje komentarze i interpretacja faktów w tym opis próby połączenia Starego Miasta z Żoliborzem są niesamowite. Powiem szczerze, że te Twoje teksty, wraz z książką Zbigniewa Sadkowskiego "Honor i Ojczyzna", należały do głównych motywów mojego zainteresowania się szczegółami." ALMANZOR 22.08
..."notki Witka, które - pisane na dużym poziomie adrenaliny - raczej się chłonie niż czyta." "
Prawda o Powstaniu, rozpoznawana na poziomie wydarzeń związanych z poszczególnymi pododdziałami, osobami, czy miejskimi zaułkami ma niespodziewaną moc oczyszczania Pamięci z ideolog. stereotypów i kłamstw. Wszak Historia w gruncie rzeczy składa się z prywatnych historii. Prawda na poziomie Wilanowskiej_1 jest dużo bardziej namacalna i bezdyskusyjna niż na poziomie wielkiej polityki. Spoza Pańskiego tekstu wyłania się ten przedziwny napęd Bohaterów, o których Pan pisze. I nawet ten najgłębszy sens Ofiar, czynionych bez patosu i bez zbędnych górnolotności"
JES pod "Dzień chwały największej baonu "Zośka"
"350 lat temu Polakom i Ukraińcom zabrakło mądrości, wyrozumiałości, dojrzałości. Od buntu Chmielnickiego rozpoczął się powolny upadek naszego wspólnego państwa. Ukraińcy liczyli że pod berłem carów będzie im lepiej. Taras Szewczenko pisał o Chmielnickim "oj, Bohdanku, nierozumny synu..."
Po 350 latach dostaliśmy, my Polacy i Ukraińcy, od losu drugą szansę. Wznieść się ponad wzajemne uprzedzenia, spróbować zrozumieć że historia i geografia dając nam takich a nie innych sąsiadów (Rosję i Niemcy) skazały nas na sojusz, jeżeli chcemy żyć w wolnych i niepodległych krajach. To powrót do naszej wspólnej historii, droga oczywiście ryzykowna na której czyha wiele niebezpieczeństw (...)
"Более подлого, низкого, и враждебно настроенного к России и русским человека чем Witek, я в Салоне24 не видел"
= "Bardziej podłego, nikczemnego i wrogo nastawionego do Rosji i Rosjan człowieka jak Witek, ja w Salonie24 nie widziałem" AKSKII 13.2.2013
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura