65 lat temu równo o godzinie 3-iej minut 10 w nocy miało rozpocząć się natarcie, które wynik mógł decydująco wpłynąć na dalszy przebieg i militarne losy Bitwy o Warszawę nazwanej później przez potomnym słusznym mianem Powstania Warszawskiego.
Obie walczące strony stanęły około 20 sierpnia w obliczu impasu. Dowództwo Armii Krajowej po klęsce szturmu generalnego 1-szego sierpnia, ale wobec zdecydowanego poparcia ludu stolicy wspierającego bezwarunkowo w kolejnych dniach dalsze prowadzenie walki, zdecydowało się odłożyć planowaną ucieczkę oddziałów do pobliskich lasów. Po wzmocnieniach ze zrzutów alianckich i szczęśliwych zdobyczach broni (m.in. w szkole na Woronicza, Poczcie Głównej i Dworcu Pocztowym, ciężarówka z 24 karabin.maszynowymi na Żoliborzu i wiele in.) nabrało złudnej pewności, że czas pracuje dla Powstania. Oddziały nabierały rutyny i uczyły się taktyki walki ulicznej z kilkunastokrotnie silniejszym przeciwnikiem. Ten zaś nie wykorzystując literalnej bezbronności Polaków w pierwszych godzinach walk, umocnił się w dobrze ufortyfikowanych obiektach i nie wychylał z nich nosa, poza mordowaniem okolicznej bezbronnej ludności. Oczekiwał spodziewanej odsieczy, która nadeszła szybko nadeszła** pod dowództwem Reinefartha i von dem Bacha, ale poza odblokowaniem jednej arterii komunikacyjnej, nie była w stanie szybko uśmierzyć buntu Polaków. Ci bronili się wręcz fanatycznie, uzupełniając brak uzbrojenia, amunicji i wyszkolenia żarliwością, sprytem i pogardą śmierci. Umocnili się w trudno dostępnej, ciasto zabudowanej dzielnicy położonej na skarpie wiślanej, gromadząc tam swoje najlepsze oddziały Kedywu – baony „Zośka”, „Parasol”, „Miotła” i inne. Kontrolowali jeszcze inne izolowane od siebie dzielnice miasta – Śródmieście, Mokotów i Żoliborz, ale właśnie zdobycie Starówki miało mieć dla Bitwy o Warszawę decydujące znaczenie.
Dostrzegł to dowódca niemiecki generał SS i Polizei von dem Bach (dzięki swemu mądremu szefowi sztabu mjr Fisherowi), zlekceważył polski dowódca Powstania pułkownik Monter- Chruściel (nawet nie pamiętał kto nył jego szefem sztabu, a jest to funnkcja niemal tak ważna jak sam Wódz!). Oczywiście to nie jedyny wielki błąd jaki popełnił on i jego zwierzchnik generał Bór Komorowski jeszcze przed 31 lipca * i po Godzinie W ** (1 sierpnia 1944), natomiast była to już ostatnia pomyłka nie do naprawienia. Niedostrzeżenie w porę znaczenia utrzymania Starówki zarzutowało końcowo na wynik walk w stolicy.
Pułkownik Monter zorientował się w tym dopiero około 20-ego sierpnia, kiedy obrońcy Starego Miasta byli już zdziesiątkowani nieustannymi nalotami Sztukasów i zmordowani ciągle powtarzającymi się uporczywymi atakami kompanii karnych Dirlewangera, odpieranymi krwawo, jednak napastnicy niczym cyborgi szli cały czas naprzód, inteligentnie zmieniając taktykę i sposoby uderzeń. Oprócz „żywych tarcz” czyli pędzenia kobiet i dzieci, nierzadko przywiązanych do czołgów, jak na średniowiecznych rycinach, używali podkopów do wysadzeń niezdobywalnych placówek, podpaleń, zaskakujących nocnych wypadów itp. W wyniku tego wszystkiego upadek tej samoistnej „twierdzy” stał się kwestią czasu nawet dla dowództwa AK. Jedynym wyjściem było przyjście jej na odsiecz z mniej nękanej, będącej w lepszym położeniu dzielnicy Żoliborz, który był oddalony jedynie kilkusetmetrowym płaskim, niezabudowanym pasem ziemi pośrodku której biegły tory kolejowe i znajdowały się zabudowania Dworca Gdańskiego. Niemcy domyślając się znaczenie tego terenu umocnili go siecią bunkrów i umocnień z bronią maszynową i moździerzami. Zapewnili sobie wsparcie pociągu pancernego.
Żoliborz był od początku Powstania dzielnicą najmniej nękaną przez szkopów, dzieliła go od naszpikowanej partyzantami Puszczy Kampinoskiej jedynie przyjazna Polakom węgierska dywizja, więc miał stosunkowo (jak na warunki PW) dobrze uzbrojone oddziały pochodzące z ochotniczego zaciągu okolicznych miasteczek i wsi. W nich tez upatrywali szansy dowódcy pierwszego i drugiego natarcia na Dworzec Gdański. Po krwawym fiasku pierwszego z nocy 20 na 21 sierpnia, ze Starówki na Żoliborz przybył doświadczony w boju miejskim oddział por. Trzaski z baonu „Miotła” i jedyny generał piechoty obecny w Warszawie – „Grzegorz” Pełczyński dla ulepszenia dowodzenia szwankującego wyraźnie w pierwszym ataku prowadzonym przez dowódcę Grupy Kampinos mjra „Okonia”.
Dla wsparcia ataku z Żoliborza zaplanowano na 3:10 równoczesne uderzenia doborowymi oddziałami ze Starówki – baonem „Zośka” i kompanią AL kpt. „Hiszpana” (weterana wojny domowej 1936-39), aby wziąć szkopów „w dwa ognie”.
Była to ostatnia szansa Polaków na rozstrzygnięcie Bitwy o Warszawę siłami krajowymi, w razie niepowodzenia zostawała tylko kapitulacja lub oczekiwanie jedynej możliwej odsieczy czyli „czerwonej zarazy”…
"..kilka Twoich powstańczych tekstów pisanych w sierpniu 2009 i Twoje komentarze i interpretacja faktów w tym opis próby połączenia Starego Miasta z Żoliborzem są niesamowite. Powiem szczerze, że te Twoje teksty, wraz z książką Zbigniewa Sadkowskiego "Honor i Ojczyzna", należały do głównych motywów mojego zainteresowania się szczegółami." ALMANZOR 22.08
..."notki Witka, które - pisane na dużym poziomie adrenaliny - raczej się chłonie niż czyta." "
Prawda o Powstaniu, rozpoznawana na poziomie wydarzeń związanych z poszczególnymi pododdziałami, osobami, czy miejskimi zaułkami ma niespodziewaną moc oczyszczania Pamięci z ideolog. stereotypów i kłamstw. Wszak Historia w gruncie rzeczy składa się z prywatnych historii. Prawda na poziomie Wilanowskiej_1 jest dużo bardziej namacalna i bezdyskusyjna niż na poziomie wielkiej polityki. Spoza Pańskiego tekstu wyłania się ten przedziwny napęd Bohaterów, o których Pan pisze. I nawet ten najgłębszy sens Ofiar, czynionych bez patosu i bez zbędnych górnolotności"
JES pod "Dzień chwały największej baonu "Zośka"
"350 lat temu Polakom i Ukraińcom zabrakło mądrości, wyrozumiałości, dojrzałości. Od buntu Chmielnickiego rozpoczął się powolny upadek naszego wspólnego państwa. Ukraińcy liczyli że pod berłem carów będzie im lepiej. Taras Szewczenko pisał o Chmielnickim "oj, Bohdanku, nierozumny synu..."
Po 350 latach dostaliśmy, my Polacy i Ukraińcy, od losu drugą szansę. Wznieść się ponad wzajemne uprzedzenia, spróbować zrozumieć że historia i geografia dając nam takich a nie innych sąsiadów (Rosję i Niemcy) skazały nas na sojusz, jeżeli chcemy żyć w wolnych i niepodległych krajach. To powrót do naszej wspólnej historii, droga oczywiście ryzykowna na której czyha wiele niebezpieczeństw (...)
"Более подлого, низкого, и враждебно настроенного к России и русским человека чем Witek, я в Салоне24 не видел"
= "Bardziej podłego, nikczemnego i wrogo nastawionego do Rosji i Rosjan człowieka jak Witek, ja w Salonie24 nie widziałem" AKSKII 13.2.2013
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura