Opowieść o czasach kupczenia Polską. Część IV
Przeciągły dźwięk dzwonka u drzwi wyrwał Marcina Wierzechę ze snu. Spojrzał na stojący przy łóżku budzik; dochodziła dopiero ósma. Nie lubił tak wcześnie wstawać, zwłaszcza, że zazwyczaj kładł się bardzo późno. Dzwonek zabrzmiał znowu natarczywie zmuszając go do wyjścia z łóżka. Zakładając w drodze spodnie podszedł do wejścia. Przyłożył oko do wizjera, chcąc sprawdzić, jaki to gość dobija się do niego o tak wczesnej porze. Niewielkie kółko światła w całości wypełniała czapka doręczyciela Poczty Polskiej. Nie zastanawiając się już ani chwili, otworzył drzwi.
- Dzień dobry, poczta. – powiedział listonosz, tak jakby tego nie było widać na pierwszy rzut oka – Myślałem, że nikogo nie ma i na darmo fatygowałem się na górę. Mam dla pana list polecony. – wyjawił wreszcie cel swojej wizyty – Proszę tu podpisać. – dodał podając Marcinowi kopertę i blankiet odbioru.
Wierzecha złożył parafkę, kiwnął w podziękowaniu głową i bez słowa wrócił do mieszkania. Obejrzał zdziwiony kopertę, odczytał z datownika na znaczku, że list nadany został w Szczecinie. Adres nadawcy: Jan Winnicki, ul. Portowa 13, nic mu nie mówił. Nie znał nikogo o tym nazwisku. Wewnątrz koperty wyczuł palcami jakiś niewielki, twardy i bardzo plaski przedmiot. Rozerwał jej brzeg i podstawił dłoń, na którą wypadł ze środka malutki, anodowany na czerwono, aluminiowy kluczyk z wytłoczonym na oczku numerem 4372. Marcin w zdziwieniu uniósł brwi. Zajrzał do środka koperty i ujrzał w niej dwie kartki: jedna większa, złożona na pół i mniejsza, wsunięta pomiędzy jej połówki. Wierzecha sięgnął dwoma palcami po mniejszą kartkę. Widniał na niej krótki tekst:
„Szanowni Państwo!
Upoważniam pana Marcina Wierzecha zam. ul Puławska 21/73 w Warszawie, legitymującego się dowodem osobistym ADB 235682, do otwarcia skrytki depozytowej nr 4372. Niniejszy dokument jest potwierdzeniem upoważnienia złożonego w Państwa banku w dniu dzisiejszym.
Z poważaniem – Robert Gadomski”
Marcinowi ze zdziwienia opadła szczęka. Nic już z tego nie rozumiał; co Robert robił w Szczecinie i dlaczego upoważniał go do otwarcia skrytki depozytowej? Sięgnął do koperty po większą kartkę mając nadzieję, że na niej znajdzie wyjaśnienie. Rzeczywiście było.
„Cześć Marti!
Postanowiłem zaufać poczcie, by dostarczyć Ci ten list. Mam nadzieję, że go dostałeś... Spieprzam za granicę, a morzem chyba jest najłatwiej. Wybacz mi tę maskaradę, ale mam kłopoty, ścigają mnie agenci rządowi. Serio! „Kominiarze” z policji spacyfikowali mi chatę! To, czego szukają znajduje się w skrytce depozytowej w banku. Zajmij się tym, ciebie nie znają, więc jesteś bezpieczny. Mam prośbę, zobacz co z Beatą, bo nie mogę się z nią skontaktować, tylko o niczym jej nie mów! Pamiętaj, spal ten list i kopertę!
Robert”
Marcin skończywszy czytać uśmiechnął się pod nosem. „Agenci rządowi – pomyślał – ten to już przesadza. Trzymają się go głupie żarty!” Jednak wziął zapałki i spalił list z kopertą w popielniczce.
CDN
Jestem energiczny, ekstrawertyczny, ufny swoim możliwościom, zawsze dążący do osiągnięcia konkretnego celu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka