Opowieść o czasach kupczenia Polską. Część II
Nagły dzwonek telefonu wyrwał Marcina Wierzechę z zamyślenia. Zdziwiony spojrzał na aparat, zastanawiając się, kto może do niego dzwonić o tak późnej porze. Z ociąganiem i lekką niechęcią podniósł słuchawkę.
- Słucham! – powiedział niechętnym, szorstkim głosem.
- Cześć, tu Robert, – rozległo się w słuchawce – sorry, że dzwonię tak późno, ale jesteś moją ostatnią deską ratunku! Powiem krótko, przekimałbyś mnie przez dzisiejszą noc? Proszę!
Marcin przez chwilę szukał w myślach pretekstu do odmowy. Nie miał ochoty na niespodziewanych gości. Wkrótce jednak zreflektował się. Robert Gadomski był jego przyjacielem od czasów podstawówki, skoro prosi o nocleg, musi mieć kłopoty, więc Marcin we własnym przekonaniu, nie mógł go zostawić samemu sobie.
- Hej stary, jesteś tam? – rozległ się w słuchawce niecierpliwy głos Roberta – Dzwonię z automatu i kończą mi się impulsy. – dodał tonem wyjaśnienia.
- Jestem, jasne Robciu, przyjeżdżaj! – powiedział Marcin i odłożył słuchawkę.
Dwadzieścia minut później rozległ się krótki dzwonek do drzwi. Wierzecha otworzył je energicznie wpuszczając przyjaciela do mieszkania.
- Cześć! – powitał go Robert – Dzięki stary, że mnie przekimasz. Kupiłem flaszkę gorzałki. Chyba nie jest za późno, żeby strzelić sobie lufę?
Marcin wykrzywił usta w lekkim uśmiechu. Zbyt dobrze znał swojego przyjaciela, by wiedzieć, że z pewnością nie przejmuje się takimi niuansami, jak pora doby, kiedy w grę wchodzi opróżnienie butelczyny w dobrym towarzystwie. A siebie uważał przecież Marcin za towarzystwo jak najbardziej odpowiednie. Gestem zaprosił Gadomskiego do pokoju nie sprzątanego już od dość dawna i rzetelnie zawalonego przeróżnymi częściami garderoby, brudnymi naczyniami oraz butelkami po piwie poustawianymi gdzie popadło.
- Ściągaj katanę i zrób sobie jakieś miejsce, - zaproponował Robertowi – ja przyniosę czyste szkło.
Kiedy Gadomski zdejmował kurtkę, z jej kieszeni wypadła na podłogę niewielka paczuszka wykonana z szarej koperty formatu A4 złożonej na pół.
- Cholera! – mężczyzna zaklął cicho podnosząc ją szybko z podłogi.
Marcin z zainteresowaniem przyglądał się zawiniątku.
- Co to takiego? – zapytał w końcu.
- Lepiej żebyś nie wiedział. – stwierdził Robert.
- No, bez jaj.
- Mówię poważnie.
Wierzecha wzruszył ramionami i poszedł do kuchni po szklanki. Znał zbyt dobrze swojego przyjaciela, by wiedzieć, że niczego z niego nie wyciągnie, jeżeli on sam nie zechce o wszystkim powiedzieć. Liczył po cichu, że przy wódce rozwiąże mu się język i doczeka się poznania zawartości tajemniczej paczuszki. Niestety, czekał na próżno.
CDN
Jestem energiczny, ekstrawertyczny, ufny swoim możliwościom, zawsze dążący do osiągnięcia konkretnego celu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka