Wilk Miejski Wilk Miejski
157
BLOG

Kędy chadza duch Oliwy i czy odwiedza Wzgórze Pachołek?

Wilk Miejski Wilk Miejski Kultura Obserwuj notkę 0



Informacja dla zainteresowanych i terytorialnie adekwatnych: w sobotę, 8 lipca 2017 roku o godz. 12.00 w Oliwie (zbiórka na końcu ul. Tatrzańskiej) uroczyste otwarcie dwóch punktów widokowych na Wzgórzu Pachołek. Mistrzem ceremonii będzie scenograf przestrzeni, twórca i znawca ogrodów w stylu Gaudiego i orientalnych, Autor projekt „Widok na Gdańsk” Pan dr. Witold Pau Burkiewicz. Serdecznie zapraszam zainteresowanych! Autorowi i osobliwemu miejscu, jakim jest Oliwa, dedykuję swój tekst poniżej.

                                                                          *


                                                Kędy chadza duch Oliwy



Utrwalony w pamięci obraz bliskiego miejsca przywołuje wspomnienia i może stać się nawet drogą pamiątką, jak np. widoki Wilna z Góry Zamkowej czy Lwowa z Wysokiego Zamku, które pozbawieni możliwości powrotu do rodzinnych miast repatrianci na zawsze zachowali w pamięci. Nie były to jednak widoki całych miast, lecz wybrane fragmenty, wśród których, poza rodzinnym domem i najbliższą okolicą, pojawiały się najbardziej znaczące dla nich obrazy i panoramy widziane z jednego lub co najwyżej kilku miejsc. (…) Dalekie obrazy sprawiają, że lepiej poznajemy otaczający nas świat. Zgodnie z teorią percepcji Davida Lyncha, wzbogacamy naszą mapę mentalną o elementy dotąd nieobecne w naszej świadomości. Daleki widok pozwala bowiem wyjść poza dostępne nam na co dzień ulice i place, tzw. „ścieżki” (paths) wraz z ich pierzejami, tzw. „krawędziami”(edges). Pozwala ponadto objąć wzrokiem to, co dzieje się poza nimi, oraz „wtargnąć” w normalnie niedostępne wnętrza „rejonów” (districts) także zobaczyć je w całości wraz z określającymi je „punktami orientacyjnymi” (landmarks) i „węzłami” (nodes). (…) Aspekt psychologiczno-estetyczny dalekiego widzenia jest związany z radością, jaką wywołuje w nas możliwość ogarnięcia wzrokiem rozległego obszaru. Jego znaczenie szczególnie mocno zostało wyeksponowane po oświeceniowym zwrocie w stosunku do natury, który sprawił, że wzrok, na równi z innymi zmysłami, stał się odpowiedzialny za powstawanie wrażeń, uczuć i skojarzeń oraz wywoływanie nastrojów i przywoływanie wspomnień.

 

                                                                                                                        Katarzyna Rozmarynowska


Duch miejsca, zwany z łacińska Genius Loci, to idea stara jak świat kultury śródziemnomorskiej. Każde miejsce na ziemi na swój koloryt pór roku, rzeźbę terenu, swoisty garnitur flory i zwierzęcy inwentarz, a także wody płynące i stojące, skarby ziemi, a także jej żyzność lub jałowość, no i najistotniejsze - swoisty rys mentalny lokalnej ludności. Tak, więc ów mityczny duch miejsca, to wymierna wypadkowa fizycznych właściwość Matki Ziemi i psychicznej specyfiki człowieka, choć jego wyobrażenie symboliczne, zaczerpnięte z czasów rzymskich, przedstawia go jako istotę demoniczną, brodatego mężczyznę, krewniaka bożka Pana, a więc patrona sił natury i ludzkich pasji. Zapewne jego trafnie odczytana przez ludzi aktywność opiekuńcza i działalność inspirująca w kierunku właściwego inwestowania sił i środków życiowych, owocuje zazwyczaj dostatniością i poczuciem dobrego losu, zaś brak kontaktu z duchem miejsca jest zapewne przyczyną klęsk lub niepowodzeń ludzkich wspólnot, ich jałowości istnienia. Czy tak jest, czy zgoła inaczej, do końca nie wiemy, ale oglądając srogie brodate oblicza wrzeszczańskich „duchów miejsca”, umieszczone ponad bramami starych kamienic, wiedziałem  dobrze, że ongiś bardziej baczono na niematerialny, choć wielce istotny aspekt życia, jego duchowe i mistyczne zaplecze i stąd nasza tęsknota, ludzi epoki gender i multikulti, za starymi, dobrymi czasy...


I choć z korzenia i sentymentu jestem Wrzeszczaninem, to pozwolę sobie potropić, kędy to chadza Duch Oliwy i co z tego wynika. Zacznę, więc od tego, iż Oliwa należy do najpiękniejszych i historycznie ważnych dzielnic Gdańska. Jest malowniczo położona i stanowi obszar od wieków zagospodarowany cywilizacyjnie. W 1186 teren ten otrzymali z nadania księcia Sambora I cystersi, boczna gałąź benedyktynów, tych od benedyktyńskiej pracy, która to była żmudnym, ręcznym zapisywaniem i iluminowaniem pergaminowych woluminów. Lecz cystersi mieli inną filozofię zbożnego trudu. Ich to bracia, zwani konwersami, oddawali się z zapałem działalności gospodarczej. Oni to pobudowali tu klasztor, folwark i osadę przyklasztorną o charakterze przemysłowym. Do napędu położonych w dolinie 23 młynów zbożowych i słodowych wykorzystywano energię wodną Potoku Oliwskiego. Przy młynach powstawały zabudowania gospodarcze i domy mieszkalne, a od XVI wieku okazałe pałace i założenia ogrodowe.


Istniejącą po dzień dzisiejszy pozostałością tych czasów jest położona w Dolinie Radości zabytkowa Wielka Kuźnia Wodna (młotownia), powstała pod koniec XVI wieku. Ongiś przekuwano tu sprowadzane ze Szwecji łupki żelazne (osmudy) na  czyste żelazo, produkowane na  użytek lokalny i eksport. Zachowana znakomicie kuźnia jest pozostałością po dużym kompleksie manufaktur, tworzących największy w ówczesnej Europie okręg przetwórstwa żelaza. Aż trudno uwierzyć, że malownicza, morenowa okolica była ongiś okręgiem przemysłowym europejskiej rangi. Dla uzmysłowienia sobie owego faktu warto odwiedzić muzeum we wnętrzu kuźni, gdzie można uruchamiać dobrze zakonserwowane mechanizmy kowalskie, czyli koła wodne, wały, młoty, piec grzewczy i potężne nożyce do cięcia blachy. Zapewne duch tego miejsca, duch gospodarności i pracy braci cystersów żyje tu do dziś i oby nam się też udzielał, zwłaszcza, że nasze standardy kreatywności i pracowitości nie są jeszcze europejskie. Ale mamy skąd czerpać lokalne inspiracje...


Szukajmy tedy dalej odmian lokalnego, oliwskiego ducha miejsca. Skierujmy teraz naszą uwagę ku ludycznemu aspektowi naszego życia. Otóż jedną z posiadłości gospodarczych w Oliwie nabył ongiś Jakub Schwabe, urzędnik Rady Miasta Gdańska i pobudował tu w 1611 roku Dwór Szwabego, zwany też Dworem Oliwskim, otoczony rezydencyjnym ogrodem. Tragiczne i sensacyjne okoliczności zejścia ze świata imć pana Schwabego, defraudanta miejskich pieniędzy i samobójcy, dały początek mającej posmak sensacji, a funkcjonującej do 1945 roku tradycyjnej nazwy dworu i doliny Schwabenthall (Dolina Szwabego), będącej częścią Doliny Radości, dziś pięknego obszaru parku krajobrazowego. Na początku XX wieku w posiadłości spłonęła kuźnia, a jej właściciel Hugo Mrozek postanowił wówczas zrezygnować z przemysłowej funkcji rezydencji i urządził we dworze restaurację. Wiązało się to z ówcześnie panującą wśród mieszczan gdańskich modą na spędzanie wolnego czasu w leśnych restauracjach. Dziś przy ulicy Bytowskej 4 znajduje się odrestaurowane założenie ogrodowe z XIX wieku, zaś autorem jego rewitalizacji jest scenograf przestrzeni, znakomity aranżer ogrodów w stylu Gaudiego i orientalnym, Pan Witold Pau Burkiewicz. W ogrodzie stoi stary dwór, w którym mieści się winiarnia, herbaciarnia, restauracja i hotel, zapraszające do kontynuacji gdańskiej tradycji biesiadowania w restauracjach leśnych…


A owa moda na leśne restauracje, czyli Waldhausy rozpowszechniła się w Gdańsku i okolicach na przełomie XIX i XX wieku. Było to rozwinięcie dawnej tradycji gdańskiego zbytku i rozrywki, a przy okazji jej uwspółcześnienie, sprowadzenie jej do wymiaru codziennego, a nie tylko świątecznego. Od XVI wieku gdańscy patrycjusze i kupcy stawiali sobie wille na terenie leśnych przedmieść Gdańska, czyli Wrzeszcza, Studzienki, Strzyży i Oliwy, bowiem zakochali się w pięknie natury. Do dobrego tonu należało bywanie w gronie swej zawodowej kasty, lub rodzinnie, na „łonie natury”, gdzie w atmosferze leśnej scenerii i przy kuflu piwa odpoczywało się od wielkomiejskiego zgiełku. Z opisanego zjawiska wynikać może taki morał, iż wiele się mówi o naprawie etosu pracy, a niewiele o godnych formach rozrywki. Nasze narodowe, balkonowe grillowanie, czy "tradycyjnie polskie" rozrywki jak bowling, clubbing, czy aquapark nie są na pewno naszą tradycją, nie wynikają z właściwego nam temperamentu. Biesiadowanie w leśnej restauracji, zwłaszcza w otoczonej lesistymi wzgórzami Oliwie, bardziej przystoi, niż zakrapianie wódką kiełbasę grillowaną na balkonie. Jest tak, czy tylko mi się wydaje?

 

A teraz kwestia ducha lokalnego umiłowania natury, zwłaszcza tej artystycznie zaaranżowanej, czyli historia i teraźniejszość Parku Oliwskiego, dawnego ogrodu rezydencyjnego opatów cysterskich. Pierwotne założenie ogrodowe powstało w latach 1754-56 z polecenia opata Jacka Rybińskiego, który goszcząc wielu możnych tego świata w starej rezydencji, zapragnął podnieść prestiż swego urzędu. Sprowadził, więc europejskiej rangi architekta ogrodów, Kazimierza Dębickiego z Kocka, także twórcę ogrodów wilanowskich i polecił mu powołanie do życia nowego, okazalszego założenia rezydencyjnego w stylu barokowo-rokokowym. Charakterystycznym elementem ogrodowej architektury był długi na 210 m kanał wodny otoczony szpalerem wzorowo przystrzyżonych lip, a tak zaprojektowany, że otwierająca się u jego wylotu perspektywa sprawiała wrażenie wielkiej bliskości oddalonego o 2 km morza. Na terenie ogrodu znajdował się pawilon chiński i okazały żywopłotowy labirynt czworokątny, obiekt alegoryczny, symbol duchowych poszukiwań człowieka…

 

Po kasacie zakonu cystersów pałac wraz ze zmodernizowanym ogrodem przeszedł na własność króla Prus. Od 1860 roku ogród został skomunalizowany i udostępniony szerokiej publiczności, jako że Oliwa nabrała charakteru popularnego kurortu. W tym też czasie park został gruntownie przeorganizowany przestrzennie, zniknęły chińskie detale architektury ogrodów i pojawiło się wiele zachowanych do dziś gatunków drzew z różnych stref klimatycznych. Wymienić tu wypada owe bogactwo, a więc: kasztany jadalne, niestety nie owocujące, skrzydłoorzechy kaukaskie, platany, magnolie drzewiaste, cisy, cyprysiki Lawsona, sosny wejmutki, świerki serbskie, daglezje zielone, jodły kaukaskie, modrzewie europejskie i „żywą skamielinę” dendrologiczną, czyli miłorząb dwuklapkowy rodem z karbonu, okresu geologicznego sprzed 250 mln lat. Drzewo owo jest od stuleci świętym drzewem w Japonii i sadzone jest w ogrodach przyświątynnych. Niedawno odkrytą właściwością liści tego drzewa jest zawartość związków chemicznych wydatnie poprawiające krążenie mózgowe i kondycję umysłową człowieka.


Łagodny klimat oliwski, ponoć najlepszy w Polsce, doskonale sprzyja wegetacji roślin wysokogórskich w założonym w 1911 roku alpinarium. Zaaklimatyzowało się tu znakomicie 570 gatunków roślin alpejskich z całego świata. W roku 1956 park oliwski otrzymał imię Adama Mickiewicza. Wiosną roku 1976 w parku znalazły się eksponaty Galeria Współczesnej Rzeźby Gdańskiej. Ekspozycja powstała z inicjatywy gdańskich rzeźbiarzy i Muzeum Narodowego w Gdańsku. Odnotować należy także fakt, iż staraniem władz lokalnych uległa rozbudowie i odnowieniu stara palmiarnia, a rosła palma daktylowa dostała więcej życiowej przestrzeni. Przypomnijmy jeszcze, iż wraz z ogrodem cystersów zagospodarowane zostało w połowie XVIII wieku sąsiednie wzgórze „Pachołek”, na szczycie którego stanęła stylizowana, chińska pagoda. Do marca 1945 roku na wzgórzu stała neogotycka wieża widokowa, którą Niemcy, wycofując się z Oliwy, wysadzili taktycznie, niszcząc potencjalny punkt obserwacyjny dla czerwonoarmistów.


Przypomnijmy raz jeszcze, iż od 1860 roku Park Oliwski został udostępniony mieszkańcom i jako ostatni z licznych niegdyś ogrodów miejskich Gdańska przetrwał do naszych czasów i służy, jako enklawa piękna i bogactwa natury, a także oaza ciszy pośrodku miasta, przestrzeń ludzką ręką artystycznie wystylizowana, istny teatr obłaskawionej natury! Fakt odwiedzania przez rzesze spacerowiczów Parku Oliwskiego świadczy, że duch rozsmakowania w rekreacji na łonie natury i kontemplacji jej pielęgnowanego piękna jest do dziś żywy i nic nie wskazuje na to, by wyparł go sromotnie iPod, komórczak i wirtualny komputer! Jeśli zapomnimy, iż Natura jest naszą opiekuńczą Matką, to, niestety, zostaniemy bękartami cywilizacji!


Dziś z wierzchołka 107-metrowego „Pachołka”, morenowego wzgórz przedłużonego wzwyż platformą widokową, obserwować można „bieszczadzką” panoramę lasów oliwskich, czerwone dachy starej Oliwy, betonowe klocki Przymorza i rozlane po horyzont sine wody Zatoki. Dodajmy jeszcze, iż na jednej z trzech kulminacji „Pachołka”, a historyczna nazwa wzgórza - Luisenberg, stoi obelisk upamiętniający zwycięstwo floty polskiej nad szwedzką w Bitwie pod Oliwą w 1627 roku. Obelisk wraz z cokołem mierzy 3,73 m. a pobudowany został w 1889 roku jako monument poświęcony żonie Fryderyka III -  królowej  Luizie. W 1975 roku przearanżowany został na obelisk Bitwy pod Oliwą, zaś odsłonięcie owego pomnika Bitwy pod Oliwą nastąpiło w dniu 22.07.1975 roku. Obelisk uzupełniony został współczesnymi tablicami oraz rzeźbą przedstawiającą głowę króla Zygmunta III Wazy umieszczoną na jego szczycie, lecz obecnie nie zachowaną… I właśnie przy owym obelisku, kiedy wypełni się czas realizacji projektu, czyli stosowne „przystrzyżenie” koron drzew, wspomnianego już zacnego i wielce kreatywnego scenarzysty przestrzeni, Pana Witolda Pau Burkiewicza, nastąpi uroczyste odsłonięcie widoku na Starą Oliwę, Przymorze i wody Zatoki Gdańskiej…

A co zobaczymy z owego punku widokowego, z tej perspektywy wejrzenia w ogrom pejzażu i jego nieogarniane wzrokiem z perspektywy ulicy detale. Co? A no to, że zacytuję ze swej opowieści: „… zobaczyłem widok, który nazwałem Krainą, widok nad widoki, obraz Raju! Porwany entuzjazmem chciałem pofrunąć i zjednoczyć się z jasnym, pięknym światem, cudownym obrazem Wszechbytu! Poczułem się, jak demiurgos, kiedy po akcie kreacji ogląda swe dzieło i napawa się jego wielkością i pięknem, skalą dokonania, mitycznym ogromem i widokiem na wszystkie detale, poczuciem omnipotencji, tak! Ale wtedy tak nie myślałem, wtedy przeżywałem bezsłowne, porywające uniesienie. Z mych dziecięcych oczu popłynęły łzy…” I to wystarczy! Resztę zobaczymy, naocznie albo przeczytamy ilustrowany reportaż na portalu gdansk.pl. Polecam serdecznie!

Wspomnieć także wypada, aby Oliwie splendoru przydać, iż znany niemiecki podróżnik i geograf, baron Aleksander von Humboldt, obieżyświat i człowiek wyczulony na piękno oblicza ziemi, wyraził opinię, iż Oliwa jest jedną z najpiękniejszych miejscowości znanego mu świata. Ze swej strony dodam tylko, że też niemało widziałem, a także coś wielce urokliwego i swoistego dostrzegam w oliwskim mikrokosmosie. I nie wynika to tylko z jej architektonicznej urody, czy terenowego wpisania w morenowe wzgórza i doliny, urody naturalnej, ale i obecności ducha miejsca, którego rozliczne przejawy starałem się właśnie tropić…


     A oto opis pewnej wizyty w Oliwie, którą to złożył hrabia Stanisław Tarnowski, bowiem spędził na Pomorzu wakacje letnie AD 1881. Hrabia, profesor, znany historyk literatury polskiej, krytyk, publicysta, rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, prezes Akademii Umiejętności w swej relacji przede wszystkim poświęcił miejsce Gdańskowi, Sopotowi i Oliwie. Oto jego opis oliwskiej bytności: „ (…) Czy to było w regule i w duchu zakonnym, tego nie wiem, ale w Oliwie /nie wiem, czy w innych opactwach cystersów tak samo/ ksiądz opat nie mieszkał z braćmi w klasztorze, ale miał tuż przy kościele swój dwór, powiedzmy po prostu pałac osobny. Pałac ten nie bardzo wielki, o jednym piętrze, ale wcale okazały, zbudowany przez opata Rybińskiego w XVII wieku, nosi na sobie cechę Ludwika XIV i przypomina różne francuskie châteaux (zamki) z tego czasu. Laboureur (w orszaku  Ludwiki Marii Gonzagi, przedstawiciel Francji, ambasador, pisarz) opowiada, że Maria Ludwika tu nocowała w Oliwie przed swoim uroczystym wjazdem do Gdańska, przypuszczać także wolno, że dyplomaci pokoju oliwskiego w Oliwie mieszkać musieli i znowu zapewne w opactwie. (Z dyplomatów pokoju oliwskiego 1660 roku mieszkali w opactwie mediatorzy francuscy; przedstawiciele szwedzcy stali w Sopocie, w Karlikowie, częściowo w Strzyży koło Wrzeszcza lub w samym Gdańsku, gdzie odbywały się przedwstępne narady w domu Piotra Heinrycha przy Długim Targu 41 - tzw. Złotej Kamienicy.) W każdym razie można wierzyć na śmiało i wyobrażać sobie, że przechadzali się po tym ogrodzie; można zaludniać wielkie strzyżone szpalery takimi figurami, jak de Lambres (poseł i mediator francuski, prawa ręka  Ludwiki Marii w jej planach politycznych) w rozmowie z Oxenstierną (poseł szwedzki) lub Lisola (poseł i mediator austriacki, przeciwnik polityczny de Lumbres’a) może już szepczący Lubomirskiemu (marszałek wielki koronny, niebawem głowa rokoszu i główny przeciwnik orientacji francuskiej – 1665) pierwsze słowa pokusy (...)”.


Na koniec tedy wspomnę, iż sam też tam przemieszkałem ½ roku na ulicy Kwietnej, w dawnym, pruskim „bordelu”, co kamienicą mieszkalną się stał mimochodem, więc mam prawo, jako przelotny Oliwianin, być kronikarzem poszukiwań jej ducha miejsca. Ciekawostką z dreszczykiem jest fakt, iż codziennie o godz. 21, czyli 9 wieczornej, w rzeczonym mieszkaniu słyszałem bicie kurantów nieistniejącego zegara. Ciekawe, czy to dobry duch miejsca dawał sygnał swego istnienia, czy ów niewidzialny zegar wybijał nam ostrzeżenie, iż Ultima Forsan, ostatnia godzina, nadchodzi, bo jeśli losu Europy nie weźmiemy w nasze, ludzkie, świadome i odpowiedzialne ręce, to inaczej marksizm kulturowy, rękami unijnych czynowników, urządzi nam Szariacki Jewrokołchoz, tak…


Ale nie o czarnych chmurach na rodzimą Europą, ale o niewidzialnych poruszeniach ducha miejsca w Oliwie tu rozprawiałem. Czy mi się udało, niechże Państwo osądzą, choć przecież nie wszyscy jesteśmy jednego ducha...

                                                                   *

Antoni Kozłowski


Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura