Tekst ten dedykuję od serca i rozumu memu Przyjacielowi - Andrzejowi Dziubkowi z Jabłonki Orawskiej, wielkiemu muzykowi, leaderowi zespołów: Depresse i Holly Toy, artyście i rebeliantowi, uciekinierowi z PRL i odkrywcy norweskiej duszy, zakochanemu w górach i połoninach ducha psychonaucie, człowiekowi skromnemu i nieprzeciętnemu. HOWGH!
Wilk Miejski
Ucieczki z PRL - dramat w walce o wolność i życie godne
Wyjechać na Zachód – w okresie PRL-u marzyły o tym miliony Polaków!
Władze jednak skutecznie utrudniały obywatelom swobodne podróżowanie.
Zdobycie paszportu, opłacenie podróży, gromadzenie dewiz –
nawet tak podstawowe przygotowania stanowiły dla wielu barierę nie do pokonania.
Nie każdemu udawało się dotrzeć w upragnione miejsce:
do kraju kapitalistycznego.
Małgorzata Brzezińska
Artykuł 13 Deklaracji Praw Człowieka deklaruje 1.Każdy człowiek ma prawo swobodnego poruszania się i wyboru miejsca zamieszkania w granicach każdego Państwa. 2. Każdy człowiek ma prawo opuścić jakikolwiek kraj, włączając w to swój własny i powrócić do swego kraju. Polska Ludowa i PRL nigdy nie honorowały tych praw, dlatego zdarzały się liczne przypadki „wybierania wolności” łamiące prawo PRL, ale realizujące wolę czucia się panem swego losu i wolnym człowiekiem. Największa fala ucieczek z komunistycznej Polski miała miejsce w pierwszych latach po wojnie. Głośnym echem odbił się wyjazd liderów PSL, jedynej legalnej, a co za tym idzie bezpardonowo atakowanej przez komunistów opozycji. Chodzi przede wszystkim o premiera Stanisława Mikołajczyka. Jemu się udało. Nie wszystkim jednak udawało się. Maria Hulewiczowa – sekretarka peeselowskiego premiera, za nieudaną próbę ucieczki z kraju skazana została na karę 7 lat pozbawienia wolności.
Słynne było zniknięcie w Berlinie w roku 1953 Józefa Światło - wicedyrektora X departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, także ucieczka generała Kuklińskiego w 1981 roku, czy płk. Włodzimierza Ostaszewskiego, zastępcy szefa wywiadu ds. informacji. Próby ucieczki podejmowały również dzieci. Nielegalne przekroczenie granicy przez braci Krzysztofa i Adama Zielińskich posłużyło jako kanwa do filmu “300 mil do nieba” w reżyserii Maćka Dejczera. Ucieczkom towarzyszyły wszelkie zabiegi „konspiracyjne”, jak fałszowanie dokumentów, łapówki, ale także nowatorskie pomysły Polaków, które pomagały im w ucieczce za granicę. Skrytki budowano m.in. pod kanapą tylnego siedzenia w bagażniku samochodu, w tunelu wału napędowego lub w dachu wagonu. Skala i pomysłowość były tak duże, że MSW wydało nawet specjalną broszurę szkoleniową, bazującą na materiałach Stasi, dla pograniczników PRL. To tak wielki i dramatyczny temat, a tu podany, zwłaszcza dla młodego pokolenia, jedynie w zarysie, że warto poczytać o tym opracowania historyczne. A tu przedstawiamy najbardziej spektakularne ucieczki za „żelazną kurtynę”.
Dwaj studenci, Stanisław Rankin i Jerzy Martula w lecie 1947 roku wypłynęli na niewielkiej łódce "Ramar" (duży kajak) z portu w Górkach Zachodnich koło Gdańska i po postoju w Jastarni ruszyli w kierunku szwedzkiego portu Karlskrona. Podczas sztormowego rejsu zauważyła ich załoga statku MS Batory, która po chwili ruszyła w dalszą podróż. Po 30 godzinach od wypłynięcia zahaczają o rybackie sieci niemieckiego kutra "Karin". Niemieccy rybacy zabierają ich na pokład i holują uszkodzonego "Ramara". Rejs ostatecznie kończy się w Ystad, gdzie studenci dostają azyl.
Pilot Mieczysław Sadowski w 1948 roku w obliczu represji na byłych żołnierzach AK, postanawia zorganizować ucieczkę wraz z przyjaciółmi, także pilotami: Tomaszem Tomaszewskim) oraz Janem Konikowskim dokonał porwania samolotu PLL LOT marki Dakota. Pilotują samolot na trasie z Katowic do Gdańska zabrał podczas międzylądowania w Łodzi żony Sadowskiego oraz Tomaszewskiego z synami, a także uzupełnił bak z paliwem. Pilot przez całą drogę mylnie informował nawigatora o swoim położeniu. Będący na pokładzie funkcjonariusz UB oraz nawigator zorientowali się za późno, 5 minut przed lądowaniem na Bornholmie!
Inną sławną ucieczką dokonaną w czasach stalinowskich była ucieczka załogi trałowca ORP Żuraw w 1951 roku. Był to okręt Marynarki Wojennej, a jego zadaniem było niszczenie pozostałych w Bałtyku powojennych min. Statkiem dowodził ppor. Arkadiusz Ignatowicz, obecny na pokładzie był również oficer polityczny niejaki por. Zygmunt Bogumił. Podczas drogi z Kołobrzegu do Gdyni, 1 sierpnia 1951 roku (w 7 rocznicę wybuch Powstania Warszawskiego!), sześciu załogantów pod przywództwem starszego sternika Henryka Barańczaka sterroryzowało okręt i grożąc bronią, uwięziło oficerów, a następnie skierowało kurs statku na północ, do Szwecji, do portu Ystad. Ucieczka ta jedna z najbardziej zuchwałych ucieczek z PRL, bowiem nigdy wcześniej, ani też nigdy później, nie próbowano porwać wojskowego okrętu! Brawura polegała głównie na tym, że w każdej chwili ktoś z załogi mógł w strachu o własną skórę, nie wierząc w sukces ryzykownego przedsięwzięcia, pomóc uwięzionym oficerom i zniweczyć plan buntowników!
Ludwik Niemczyk, żołnierza AK, będąc we Włoszech, tuż po wojnie, dowiedział się, że jego brat Wacław przeżył w Polsce. Postanowił wrócić i pomóc mu przedostać się na Zachód, co się udało. Później jeszcze czterokrotnie zdołał przeprowadzić ludzi przez polsko-czechosłowacką granicę. Wpadł za piątym razem, gdy próbował uciec wraz z bratem Leonem Niemczykiem, później znanym, polskim aktorem i kilkoma innymi osobami. Po wyjściu z więzienia od razu zaplanował ostateczną ucieczkę wraz z żoną Bogną. W letnią noc 1951 roku płynąc po Bałtyku, mocno wycieńczeni zdołali przekroczyć granicę i wyjść na brzeg w Seebad Ahlbeck w NRD. Następnie przedostali się do Wolgast, a później, za pieniądze ze sprzedanego złotego zegarka, koleją docierają do Berlina, a potem przekradają się do amerykańskiego sektora. Ludwik Niemczyk umarł w wieku 92 lat w Kanadzie, gdzie od lat mieszkał.
W 1953 roku Franciszek Jarecki uprowadził ćwiczebny samolot odrzutowy MiG-15bis. Do ucieczki Jareckiego, pilota, doszło w dniu śmierci Stalina. Porucznik, gdy brał udział w wojskowych ćwiczeniach, przygotował sobie dodatkowe zapasy paliwa. W trakcie lotu postawił wszystko na jedną kartę i szczęśliwie omijając systemy radarowe, doleciał w zaledwie kilkanaście minut na duńską wyspę Bornholm. Dłuższy czas krążył nad wyspą, poszukując mitycznej bazy amerykańskiej, o której byli przekonani piloci indoktrynowani w PRL. Gdy paliwo zaczęło się kończyć, wylądował na pustym polu, z trudem unikając rozbicia. Stamtąd udał się dalej na Zachód. Od generała Andersa Franciszek Jarecki otrzymał Krzyż Zasługi od władz amerykańskich, zaś 50 tysięcy dolarów jako nagrodę i obywatelstwo USA, a następnie wstąpił do armii amerykańskiej. Kombinezon, który miał na sobie podczas ucieczki, przekazano do National Air and Space Museum w Waszyngtonie, gdzie znajduje się do dziś.
Radziecki kapitan niszczyciela, Nikołaj Artamonow i polska studentka stomatologii, Ewa Góra poznali się w 1959 roku w Gdyni i od razu w sobie zakochali. Po odmowie Ewy wspólnego wyjazdu do Moskwy, Nikołaj postanowił wraz z nią uciec na Zachód. Wybraki się motorówką wraz ze sternikiem Iwanem Popowem, który o prawdziwych planach nie wiedział, na połów ryb na Zatoce Gdańskiej, a dopłynęli do faktycznego celu podróży, czyli szwedzkiego portu Karlskrona. Po skontaktowaniu się z amerykańską ambasadą, Nikołaj i Ewa polecieli do Stanów Zjednoczonych, gdzie zmienili nazwiska na Nikołaj i Blanka Shadrin, a Nikołaj pracując w wywiadzie miał podrzucać Rosjanom sfałszowane informacje. W grudniu 1970 Nikołaj został wysłany do Wiednia, gdzie miał spotkać się z Rosjanami, Został zdemaskowany przez KGB, które miało porwać Shadrina żywego do Moskwy. Operacją kierował Oleg Kaługin, późniejszy generał KGB, który otruł Nikołaja Shadrina.
Przykładem ucieczki, z pewnością nie spektakularnym, lecz szalenie dramatycznym wypadkiem „wyboru wolności”, jest desperacka próba ucieczki ze statku pasażerskiego „Mazowsze”, stojącego na kotwicy koło bornholmskiego portu Sandkaas podczas rejsu do Kopenhagi. W dniu 21 lipca 1961 roku skoczyło z niego do wody trzech młodych polskich pasażerów, w nadziei dopłynięcia do lądu. Niestety, udało się to tylko jednemu z nich. Pozostali utonęli. Ich ciała znaleziono 1 sierpnia 1961 roku (znowu tragiczna rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego!) i następnego dnia pochowano ich na cmentarzu w Tejn na Bornholmie.
Rudolf Olma wraz z narzeczoną brata wsiadł do samolotu lecącego na trasie Pyrzowice - Warszawa zabierając ze sobą ładunek wybuchowy – trotyl, ukryty w środku tortu w maju 1970 roku. Tuż po starcie oznajmił, że porywa samolot i żąda zmiany trasy do Wiednia. Po gwałtownej zmianie położenia samolotu, 2 minuty po starcie na wysokości 1000 m. An-24 nagle wykonał gwałtowny manewr i Rudolf Olma stracił równowagę. Szarpnął rękami i kostka trotylu wypadła. Na szczęcie zdążył ją złapać lewą ręką i ładunek eksplodował w powietrzu. Gdyby wybuchnął na podłodze samolotu, mógłby uszkodzić przewody paliwowe. Na pokładzie było 27 pasażerów. Piloci szczęśliwie wyli. Sąd PRL w pokazowym procesie skazał Rudolfa Olmę na 25 lat więzienia. Była to nieudana, bardzo nieudana ucieczka. Siedział w celi z szablistą Jerzym Pawłowskim, skazanym za szpiegostwo. Olma wyszedł na skutek amnestii po 17 latach. Był rok 1988. Kilka miesięcy później wykupił w "Orbisie" wycieczkę do Hamburga, wysiadł w Niemczech i już nie wrócił do Polski. Jako ciekawostkę warto przedstawić, iż wiceprokurator wojewódzki, Paweł Bednarek, który groził „wrogowi ludu” karą śmierci, kilka lat później sam uciekł do Niemiec! Legitymację partyjną zostawił w służbowym biurku. Tak bywa, kiedy jest się dyspozycyjnym pajacem, a nie prawym człowiekiem!
Pilot szybowca Eugeniusz Pieniążek po prześladowaniach ze strony SB za kontakty ze Szwedami buduje w latach 1969-1971 samolot, nazwany później Kukułka. Budowa samolotu zaczęła się w domu, a przeniesiona została do hangaru aeroklubu. Po 26 miesiącach prac została oficjalnie zarejestrowana jako pierwszy samolot amatorskiej konstrukcji w PRL. Z przyczyn geograficznych na cel lotu-ucieczki wybrał Jugosławię. Wyleciał 12 września 1971 roku z Krosna podczas burzowej i mglistej pogody na wysokości czubków drzew. Po trudnym locie trwającym 4 godziny („były to najdłuższe chwile w jego życiu”) wylądowaniu w Subotnicy. Historia polskiego lotnika, który uciekł z kraju samolotem własnej konstrukcji, zaszokowała i zafascynowała obsługę jugosłowiańskiego lotniska. Jako nieposiadający paszportu obywatel obcego państwa musiał zostać aresztowany, ale jak sam przyznawał mógł liczyć na specjalne traktowanie. Trafił do jugosłowiańskiego aresztu i po 7 miesiącach został wypuszczony. Ostatecznie jego podróż zakończyła się szczęśliwie w Szwecji. Po kilku latach sprowadził tam także rodzinę. „Kukułką” przez wiele lat opiekowali się piloci z lotniska w Suboticy, jednak po pewnym czasie, także i ona dotarła do Szwecji, a po upadku muru berlińskiego, końcu ery komunizmu, razem z panem Eugeniuszem wróciła do kraju. Zatem od roku 1997 samolot znalazł się znowu w Polsce. W dniu 13 września 2005 roku konstruktor przekazał samolot do Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie.
W sierpniu 1981 roku Jerzy Dygas znalazł się na pokładzie samolotu pasażerskiego lecącego z Wrocławia do Warszawy. Aby przejąć kontrolę nad maszyną, sterroryzował załogę atrapą granatu, zmuszając tym samym pracowników linii lotniczych do wylądowania w Berlinie Zachodnim. Tam jednak pojmała go policja. Dygas tłumaczył, że była to jego druga próba ucieczki, że związany jest z „Solidarnością”, oraz że w kraju grożą mu prześladowania. Tłumaczenia uciekiniera nie przekonały Niemców, widocznie metoda, czyli akt terroru, jaką się posłużył, przysporzyła mu więcej wrogów, niż przyjaciół i obrońców. Władze „Solidarności” nie przyznały do tego, jakoby młody terrorysta faktycznie został przez nich wysłany. Dygas, deportowany do Berlina Zachodniego, skazany został w efekcie na pięć i pół roku więzienia.
Kapitan Czesław Kudłek wraz z załogą w lutym 1982 roku, gdy w PRL obowiązywał stan wojenny, uprowadził rejsowy samolot PLL LOT Warszawa - Wrocław i wylądował nim na lotnisku Tempelhof w Berlinie Zachodnim. Od tego czasu prasa zachodni informuje ironicznie, że skrót LOT oznacza: Landing On Tempelhof (Lądowanie na Tempelhofie). Wyemigrował do Stanów Zjednoczonych i osiadł w Teksasie. Zarządza filią kalifornijskiej korporacji KLN Engineering.
W pierwszym roku stanu wojennego, o ironio losu na prima aprilis roku 1982, na samolocie An-2, popularnym antku zbiegło do Austrii trzech chorążych z 13 Pułku Lotnictwa Transportowego w Balicach pod Krakowem: Jerzy Czerwiński, Andrzej Malec i nawigator Krzysztof Wasilewski. Wykonywali loty ćwiczebne z desantem spadochronowym. Podczas jednego z lądowań na łące pod Czernichowem zamiast skoczków spadochronowych zabrali rodziny - żony i dzieci, które tam na nich czekały, a następnie skierowali się na południe. Przelecieli nad Beskidami, omal nie rozbijając się o jeden ze szczytów. Zamierzali dolecieć do bazy amerykańskiej pod Monachium, ale z powodu uszkodzenia samolotu zdecydowali się na krótszy lot do Wiednia.
Piloci Jan Zytka i Mieczysław Szejna, którzy wraz z rodzinami w 1983 uciekli „antkiem” z lotniska aeroklubu w Przylepie powtórzyli polski „lot wolności na Tempelhof”. Po udawanym uprowadzeniu samolot z aeroklubu wylądowali na leśnej polanie 20 km od lotniska w Przylepie. Tam czekała żona Zytki, dwoje dzieci i rodzina drugiego pilota, Szejny. Mimo radzieckich myśliwców, asystujących uciekinierom po przekroczeniu granicy polsko-niemieckiej, piloci wylądowali szczęśliwie na ostatnich litrach paliwa na lotnisku Tempelhof w Berlinie Zachodnim.
Szczególnie dramatyczny przebieg miała ucieczka pilotów Henryka Książka i Zbigniewa Wojsy do Szwecji w 1983 roku helikopterem szturmowym Mi-2. Kapitan Książek, mimo młodego wieku, był bardzo doświadczonym pilotem i wierzył w powodzenie ucieczki. Czekali na najgorszą pogodę i wiatr na północ. Wystartowali pod osłoną sztormu na początku lutego 1983 roku. Lecąc tuż nad wodą w podmuchach sztormowego wichru w każdej chwili mogli rozbić się o fale lub zabłąkany kuter. Zaczęło się już kończyć paliwo, gdy w nawałnicy sztormowej zauważyli majaczący kształt, który wzięli za ląd. Zamierzali już lądować, gdy w ostatniej chwili spostrzegli, że jest to polski statek, potem ustalono, że „Kędzierzyn”. Poderwali śmigłowiec i polecieli dalej. Jeden z silników przestał działać, paliwo było na wyczerpaniu, gdy w pewnym momencie spostrzegli błysk latarni morskiej i już wkrótce wylądowali na brzegu. Wskaźnik paliwa pokazywał zero! Nie wiedzieli nawet, gdzie są. Dopiero przybrzeżna tablica z napisem Tärnö uspokoiła ich. Była to szwedzka wyspa, na której znajdowała się tajna baza wojskowa, o czym oczywiście nie wiedzieli! Prasa szwedzka donosiła o „wspaniałym wyczynie polskich pilotów”, o tym, że „ryzykując życie, wybrali wolność”!
Granica czesko-austriacka była szczególną pułapką dla zdeterminowanych do ucieczki z PRL. Zasieki z drutu kolczastego ustawione w kilku rzędach znajdowały się pod wysokim napięciem i nie były wcale oznakowane. Zginęły na nich, spalone żywcem, setki ludzi. Według źródeł czeskich zginęło w ten sposób tylko w latach 1953–1965 prawie 30 młodych Polaków. Jednym z nich był Mieczysław Drążkowiak. W roku 1948 został skazany w wieku 19 lat na 15 lat więzienia za przynależność do organizacji konspiracyjnej. Po wyjściu z więzienia w 1956 roku, nie mogąc wrócić do normalnego życia, bo był stale dyskryminowany i śledzony, postanowił uciec z PRL. Zginął na granicy czesko-austriackiej. Miał 27 lat.
Najpopularniejszym sposobem indywidualnych ucieczek z PRL stały się z czasem te na szlakach kolejowych i transportem samochodowym. Setki polskich obywateli próbowało zbiec przeważnie na trasach do Wiednia lub do Frankfurtu i Paryża w rozmaitych skrytkach w wagonach kolejowych. Wszystkie te ucieczki podejmowali zwykli Polacy, którzy nie chcieli żyć w zniewolenia i upodlenia. Tylko do roku 1968 zbiegło albo pozostało za granicą ponad 32 tysiące osób. Dlaczego uciekali, czy tylko z powodów ekonomicznych? NIE! Komunizm nie tylko materialnie i obyczajowo upadlał, ale niszczył tożsamość i rozum! To była dramatyczna walka o wolność i godność życia!
A teraz coś osobistego, taki mój prywatny "opis zajścia", historia człowieka mi bliskiego, która znakomicie wpisuje się w temat, a jest oparta o wywiad, jakiego Andrzej Dziubek udzielił Pawłowi Gzylowi. Zatem niech przemówi Autor malowniczej, dramatycznej ucieczki z "więzienia bez krat", czyli PRL: "- Była wielka śnieżyca, początek grudnia. Powiedzieliśmy rodzicom, że idziemy na prywatkę. Przeszliśmy przez czechosłowacką granicę, a potem dalej, przez pole minowe, odgradzające ówczesną Austrię od państw Układu Warszawskiego. W końcu trafiliśmy do obozu dla uchodźców politycznych… Miałem wypadek przy tokarce i ucięło mi trzy palce. Ale dzięki temu miałem okazję zobaczyć się z ojcem. Znajomy Słowak przywiózł go, żeby mnie sprowadził z powrotem do Polski. Kiedy ojciec wszedł do pokoju, tak się wystraszyłem, że zacząłem uciekać. Przecież byłem nieletni! Pogadaliśmy jednak poważnie i ojciec wrócił do domu sam. A tam już czekali na niego esbecy. Liczyli, że mnie przywiezie i zrobią z tego "pokazówkę" na całą Polskę. A tu nic z tego”… Ale, a tu dopowiada już Pan Paweł, pewnego dnia w obozie pojawili się przedstawiciele norweskiego rządu. Andrzejowi spodobała się ich propozycja - pomyślał bowiem, że tamtejsze fiordy przypominają trochę... polskie Tatry. Poleciał więc do Oslo. Tam dostał się do Państwowej Szkoły Sztuki i Rzemiosła, zaczął malować obrazy i robić performance, a co za tym idzie - wkręcił się w miejscową bohemę artystyczną… A dziś Andrzej mieszka w Jabłonce, najpiękniejszej (najpikniejszej) wiosce Orawy, w nowej, drewnianej chałupie w stylu góralskim, którą pobudował mu Pan Kot (Pana Kota awansowałem na Pana Rysia za zasługi i oddanie przyjacielowi-artyście), nagrał ostatnią płytę Holly Toy i wreszcie nakręcono o nim film, o wielkim mistyku z Orawy, co dwoma palcami na basie egzorcyzmował czerwonego diabła! HOWGH!
Dźwiękowa wizytówka Andrzeja Dziubka
https://www.youtube.com/watch?v=aPfvqoEdlXU
https://www.youtube.com/watch?v=rI8bxybqXC0
https://www.youtube.com/watch?v=ar0a_c2t0VU
https://www.youtube.com/watch?v=ZqbT5wiMeTU
https://www.youtube.com/watch?v=evq_tYXGpFE
*
Antoni Kozłowski
Ps. Tekst ten, gotowiec wyjęty z przygotowywanej do druku książki, publikuję w celu, aby uzmysłowićwszystkim, oczywiście tym, co mają wątpliwości etyczne, a nie zaczadzonym myltikulturystom impregnowanym na wiedzę i refleksję, czym różni się tęsknota do wolnego i godnego życia, której realizacją jest emigracja, a także godnej, stosownie wynagradzanej pracy, bezpieczeństwa socjalnego i ideowego dzieci, zdolność do asymilacji i akceptacji kultury "nowego kraju", od ewidentnie różnej, genetycznie odmiennej, cywilizacyjnie i kulturowo wrogiej, tzw. "polityki imigracyjnej", sterowanej zza kulis w celu zniszczenia bezwolnej, zidjociałej i moralnie sparciałej Jewropy w procesie przygotowania gruntu pod realizację NWO. Stanie się to (oby NIE!) przez islamską hidżrę, czyli "zdobycie przez zasiedlenie", która w stosownym czasie przemieni się w dżihad (epizodycznie, podczas zamachów, już się realizuje!), czyli w krwawą rozprawę z malującymi kwiatki na asfalcie w podzięce za akty "depopulacji zbędnych", zidiociałymi konsumentami gadżetów i osiołkami psychozy multikulti! Tylko Europa Środkowa, na czele z Węgrami i Polską, wykazuje instynkt samozachowawczy, wyobraźnię i rozum, ma też swoje votum separatum wobec unijnych zakusów "nakazowo-rozdzielczych". Pamiętajmy - komuna wiecznie żywa, przegrała w sowieckim wcieleniu, ale kadry szkolone w latach 60. z pieniądze KGB na Zachodzie rządzą Brulselką, więc dziś w wersji jewrokołochozu! Zatem bez gułagów, rozkułaczania i nędzy materialnej, ale z biurokracją nakazową, marksizmem kulturowym, czyli zniszczeniem rodziny i więzów solidaryzmu społecznego, z multikulti, czyli "desantem islamskim", jako czynnikiem niszczącym odrębności kulturowe, obyczajowe, religijne, czyli TOŻSAMOŚĆ EUROPY! Poniżej link do znakomitego, oczywiście patetycznie "sznytowanego" i efekciarsko wykonanego (tak wygląda sztuka porywania mas w słusznej/bywa i nie słusznej, sprawie) przemówienia Premiera Węgier - Viktora Orbana.
https://www.youtube.com/watch?v=q9zXP7wcxA4
Jajo węża, czyli jak wyglądają zalążki "ubogacania" polskiej kultury i asymilacji "pokojowo nastawionych muzułmanów", albo jak wygląda rozwijająca się powoli, ale bez akceptacji społecznej, islamska hidżra w Polsce, dwa komentarze filmowe.
https://www.youtube.com/watch?v=DLoF54jw4Ak
https://www.youtube.com/watch?v=L-qOcD0vTwY&feature=youtu.be
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura