Pamiętaj - po każdej kropce zaczyna się znów
Stworzenie Świata.
Morza ludzkich łez nie byłyby tak olbrzymie,
gdyby nie były tak płytkie.
Stanisław Jerzy Lec
Ludzka wiedza, to zasłona cennej Prawdy zapisana hieroglifem fałszu
To toksyczna farba kłamliwego druku zlizywana mentalnie z gazet
Kolorowa bździna wzbudzona elektronicznie na ekranie iluzji
Wielogłowa hydra bałamuctwa i w pole wywiedzenia rozumu
Ta cela cywilizowanej niewoli ma nad sobą klawisza i instrumentarium animacji
Katechizm napuszonych bredni jak być sprężystym robakiem na śniętym haku
Rozkład jazdy pociągów do wódki, seriali, komórek, patroszenia i unasieniania
Świątynia boga konsumpcji, wydalania, okradania, fałszu i orgazmu w jednym
To treść snu powszechnego, jednostkowo smakowanego z powagą przed zgonem
Zgonem ducha teraz, a także chwilę potem, kiedy śmierć zawróci listonosza z rentą...
Życie nasze, to plastikowy cmentarz Ducha zasilany radośnie masturbowaną fizjologią
Dno człowieczeństwa, co wyrasta modnie odzianą pałubą ponad odgłosy trawienia
A kto dna dosięga, ten się w nim zakopuje, jak żaba i czeka wiosny
Wiosny w zaświatach wielkiej kariery na wybiegu kukieł w Łondonie
W Duplinie, przy zmywaku czy masturbacji bogatego starca-katolika
W Paryżewie podczas wielce poważnej rozprawy hydraulicznej z kranem
W Roma Sacra pod latarnią, tym citta, które doniósł pod strzechy JP II
Czy też w Wikinglandzie, gdzie na platformie odwiertów dennych tryska petrodolar
Więc wiosenne przebudzenie czeka dennych ludzi w zaświatach innostrannych
Kto dna dosięga w ojczystej zagrodzie, ten wiosny szuka w krajach forsą pachnących...
Lecz tam jeno dno drugie, barwna topiel bagienna, co wciąga bezpowrotnie
Drugie dno, gdzie już wiosny, czy zimy nie doświadczasz, a jeno cień wirtualny
Tam jeno rytm wschodów i zachodów do barłogu, życia lepionego z czcionki na Twarzoksięgu
Tam ekran rozjarzony banerem tak realnego kłamstwa, że kto dna dosięga, jest na powierzchni
Jak śnięta ryba płynąca stadnie do utylizatora, gdzie będzie zmieloną karmą dla lisów biznesu
Będzie nawozem historii, kamieniem węgielnym zmienionym w kostkę brukową
Będzie realnym odpadem przydatnym powszechnej maszynie ludożernej ekonomii
Kto dna dosięga, daje się zjeść, wysrać i wrócić jako gówno zawinięte w dolara
Pod strzechę ojczystą, gdzie na dnie śnią jeszcze o mitycznym światełku w tunelu
A także zbawicielu narodu na białym koniu okulbaczonym w bisior, szkarłat i jedwab cenny
Kto zaś w siodle dosiada owego wierzchowca szlachetnego i ku dennym celom go prowadzi?
To on, Król Dyskoteki, Władca Pierdzenia, Generał Mróz, Agent Bolek, Donek, chuj z chujów
Król na miarę czasów, co dna dosięgają, a tam denne sny mają i chodzą po świecie o kuli
W tył głowy...
*
Wrzeszcz, 1 kwietnia 2007 roku Antoni Kozłowski
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura