Malarstwo jest milczącą poezją, a poezja – mówiącym malarstwem.
Simonides z Keos
Tak naprawdę potrafimy mówić tylko przez nasze obrazy.
Vincent van Gogh
Drogi panie, malarstwo jest jak gówno, to się czuje, ale nie tłumaczy.
Henri de Toulouse-Lautrec
Zacznę od fragmentu większej opowieści (opublikowanej zresztą w S24), co popchnęło mnie emocjonalnie i świadomościowo do malowania, które po latach uprawiania ze spontaniczną pasją zarzuciłem, lecz wszystko wskazuje na to, że wkrótce powrócę...
Miałem tu szczęście, mój Dziadek był profesorem mechaniki PG, ale także malarzem i znakomitym fotografikiem, kontemplowałem emanujące spokojem i harmonią pejzaże olejne i te w sepii i czarnobieli fotograficzne wizje harmonii świata, byłem pełen wizualnych inwencji, poruszeń wyobraźni. I w mej głowie, w świadomym wizusie twórczej dyskusji o tajemnicy życia i człowieka, trwała nieustanna walka o poczucie sensu, scena tych ukrytych bitew, magicznych pejzaży, bestii i roślin niezwykłych, tygiel twórczy... Zaś ja sam, w wielu 12 lat, namalowałem na ścianie balkonu grzyb atomowy nad Hiroszimą, a więc wypowiedziałem się na "forum społecznym". Tak więc, wracając do malowania, wracałem do siebie z dalekiej wycieczki, wracałem do dramatu i tajemnicy człowieka pod słońcem tej Ziemi, do misterium i symbolu, do obrazu, co dotyka sensu, a nie słowa tylko, co często bełkoce o tym, co się jeno zdaje, lub celowo kłamie, tak...
W domu było także wiele albumów, książek o malarstwie, katalogów wystaw i reprodukcji. Już wtedy znałem takich malarzy jak: Volss, Willem de Kooning, Jackston Pollock, Joan Mirro, Juan Matta, Konstanty Mikołaj Ciurlionis, Max Ernst, Yve Tanguy, Paul Klee, czy nasi - Kantor, Szajna i Potworowski. Wiedziałem już, sztuka tych mistrzów mnie upewniła w osobistej diagnozie, że świat po nazizmie, a pod komunizmem, rozpadł się, jak zwierciadło upadające na posadzkę, a pozostał, jako zastępcza atrapa, jedynie „chaosmos”, fałszywy kosmos, oplakatowany i epatujący ze szpalt gazet ów okrutny Moloch, potworny pejzaż rozkładu i pomieszania. Ten „świat bez Boga”, który „umarł” w Auschwitz i na Kołymie, obraz zdegradowania świata ludzkich wartości, materialnie i duchowo, owo tapetowane kolorowo wysypisko śmieci, z którego trzeba uciekać, albo przed nim, jego patologią zaczadzonych ostrzegać, bowiem komunizm odczuwałem, jako "pożeracza duszy" i "demona pasającego żelazną rózgą człowiecze stada". Aby to uświadomić, wyrazić grozę sytuacji, trzeba było używać języka dramatycznych symboli, jakich świat nie widział jeszcze, sugestywnego nawoływania, że tam, gdzie "jesteśmy przez Boga osieroceni", sami musimy, heroicznie, bez szemrania tworzyć swój świat, dać odpór "paszczy nicości", kreować z ducha swego i krwi uczuć swych, na gruzach idei, cywilizacji i wzniosłych przesłań poetów, z odprysków dawnych symboli, z pamięci czasów Arkadii, z heroizmu i wiary Dziadów i Ojców, tak…...
Dodam jeszcze, że kiedy pomiędzy przedstawieniem, wszystko jedno - realistycznym, niefiguratywnym, geometrycznym, czy biologicznie plazmatycznym, geometrycznie przejrzystym lub linearnie skłębionym, a płaszczyzną obrazu, czyli ekranem projekcji, nazwać można także - „soczewką sensu”, powstaje, nie dające się znieść wrażliwemu odbiorcy obojętnie, napięcie twórcze, oświecające „dotknięcie symbolicznym przesłaniem”, to jest to dzieło WIELKIE, profetyczne, znaczące, tak... I jeśli to w pasji, a nie po koniaku i cygarze, duch twój, wiedziony nagłym przebłyskiem sensu, eksploduje i nadaje temu formę plastycznego zapisu, sprawia to, że dzieło wykracza poza estetyczną banalność, a także, że jego kwalifikacja, jako nowatorstwo, czy kontynuacja, epigonizm, poszukiwanie, transgresja - odkrywcze przekroczenie któregoś z malarskich nurtów, musi być uznana za WARTOŚĆ, za ową właśnie „odkrywczą transgresję kanonu”, za symboliczne dotknięcie Prawdy! Tedy uznane musi być, owo przekroczenie, za niewspółmierną wobec zawartości wizualnej, moc przekazu i cenność obrazu!
I tak zacząłem żmudnie, po swojemu, bez sznytu akademickiego, z zapałem dziecka przy stosie puzzli, wydziwiając nieco i eksperymentując, pracując z wyobraźnią, czyli siłą świadomie kreującą, jak i z archaicznym „zaumem”, czyli wyprowadzałem z "otchłani duszy" na powierzchnię świadomości demoniczne i groteskowe wizje, zwały rozbitych symboli i własne koncepcje „naprawy dzbana”, co ucho swe utracił, czyli starałem się informować siebie i odbiorców, że ot mam „klucz do wiedzy”, schody do otchłani, z której to dobywam złagodzone artystycznie, "wysublimowane" przez mój ludzki umysł, obrazy apokalipsy, wizje świata sprowadzonego do formy atrapy, etykiety zastępczej, tak…
Na pewno nie byłem "Młodym dzikim", ani nawet lekko zdziczałym, bowiem moje działania miały charakter wielce radykalny np. ołtarze i apoteozy zjawisk komunistycznych, uliczni "obywatele", dekoracje grobów wielkopostnych, a także mocno abstrakcyjne stanowiące esencję duchowego powikłania, konwulsji męki człowieka mentalnie osaczonego i poddanego "obróbce skrawaniem". amorficzne wizje duchowego chaosu i zagubienia człowieka w labiryncie wrogiego, bezdusznego świata produkowanego w "halach produkcyjnych nad Wisłą". Mam osobistą przyjemność, a nawet zaszczyt, że zostałem zaproszony przez Jarka Fliciśkiego, Grześka Klamana, Rafała Roskowińskiego i Piotrka Józefowicza do wspólnego wystąpienia twórczego w Barakach '87 na terenie byłej zabudowy industrialnej na ulicy Chmielnej w Gdańsku pod koniec marca 1987 roku. W baraku po starych magazynach zbuntowani malarze akademiccy wystawili swe wielkie, krzyczące kolorem płótna, a ja zaś wystawiłem instalacje: "Ołtarz Nocnika Telewizyjnego", "Wschód Słoneczka Stalin" i "Apoteozę PRL", a także szereg mych grafik i obrazków niefiguratywnych, skłębionej magmy naszego wielkiego niepokoju metafizycznego i fizycznego strachu w obliczu egzystencji w "więzieniu bez krat", czyli PRL. Łączyło nas jedno - sztuka musi szukać ludzkiej prawdy, a nie zachęcać artystów do "lizania się po fiutach", zaś jej adoratorów do egzaltowanych zachwytów, tak...
Nie wiem, czy są rejestracje fotograficzne tego wydarzenia, a więc czekając na ich oględziny, a po latach powiem oszczędnie, oj działo się podczas Baraków, oj działo! Dlatego z duszy serca zapraszam tych, co mogą, na poniższe wydarzenie. Pozdrawiam -
Antek Kozłowski vel Wilk Miejski
*
Nowa ekspresja, albo „Młodzi Dzicy”, była jednym z ważniejszych, bowiem realizowanym za „żelazną kurtyną”, odłamów światowej trans awangardy. Ten trend zdominował sztukę, a zwłaszcza malarstwo lat 80. XX wieku. Zjawisko „nowej ekspresji”, narodzone w Gdańsku, było to wydarzenie artystyczne zupełnie równorzędne i temporalnie równoczesne w stosunku do tak powszechnie znanych kierunków jak - niemieckie Neue Wilde, włoska Arte cifra, czy francuska Figuration libre, a także uprawiany za oceanem amerykański New Image Painting. Polscy młodzi dzicy malarze, że wymienię subiektywnie: Zbyszek Dowgiałło, Krzysztof Skarbek, Grzesiek Klaman, Rafał Roskowiński, Sławek Witkowski, Piotrek Józefowicz, Jarek Fliciński, Kuba Bryzgalski, Jacek Staniszewski, czy Andrzej Awsiej i Joasia Kabala, odważnie złamali akademicką konwencję, dokonali transgresji poza dopuszczalne kanony sztuki w PRL... Jednak Ci artyści nie mogli funkcjonować, choć rangą swych dzieł na pewno dorastali do światowego poziomu, w obiegu międzynarodowym z powodu zamknięcia Polski, jako terenu kultury, w czasie stanu wojennego i jałowych lat podgotowki do tzw. transformacji PRL w III RP. Dla ścisłości wspomnę, że pierwszym polskim młodym dzikimbył Zbigniew Maciej Dowgiałło. Występował samodzielnie, ale również we współpracy z Wojciechem Tracewskim. Młodzi dzicy malowali i razem wystawiali w najważniejszych galeriach alternatywnych lat 80. XX wieku w PRL, ale i najbardziej prestiżowych miejscach w Polsce: Zachęcie Warszawskiej i Muzeum Narodowym w Warszawie. Byli prawdziwymi "gwiazdorami" (dziś - celebrytami) wystaw artystycznych tamtych lat. W Polsce powoli zaczyna się doceniać Nową ekspresję, czyli Młodych Dzikich, jej równoczesności w stosunku do światowych kierunków sztuki lat 80. XX wieku i niewątpliwą wartość artystyczną, a także niesłychaną żywotności i aktualności wymowy artystycznej i duchowej tej dramatycznej "dzikiej ekspresji" do dzisiaj.
Antonik vel Wilk Miejski
Nowe sytuacja - Sztuka Trójmiejska lat 80.
Miejsce: Gdańska Galeria Miejska 2, ul. Powroźnicza 13/15
Wernisaż: 21.04.2017, godz. 19.30
Wystawa: 21.04 - 11.06.2017
Koncepcja wystawy: Robert Jarosz
Serdecznie zapraszam wszystkich miłośników sztuki i atmosfery sympozjonicznej!
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura