I umarli milczą do czasu — który za nich przemówi?
Stanisław Jerzy Lec
Minęło już trochę czasu, a więc wszelkie konteksty polityczne, ksenofobiczne, rusofilskie, czy pospolite upodobanie do tropienia spisku już nie aktualne, albo nie w rolach "wiodących", więc teraz trochę osobistych refleksji, bo temat tego wart…
Zatem, osobiście przepadam za brzmieniem - heroicznym i patetycznym, słowiańskim i dziarskim, bojowym i zadumczywym, bowiem to muzyczny cymes, a Chór Aleksandrowa, to nie był zwyczajny armijnyj ansambl, to był kolektyw muzyczno-taneczny wielkiej klasy, wielkich możliwości, bowiem na koncertach zagranicznych zawsze brawurowo wykonywał tuziemcze pieśni, z wielką wrażliwością i muzykalnością… A teraz ich nie ma. Nie porwą za serca, nie wyzwolą heroicznego zapału, żal, żal serce płacze… Ale jeszcze nie raz przy piwie, przy winie, w dobrej kompanii, oczywiście nie tylko męskiej, duch Chóru Aleksandrowa zmaterializuje się akustycznie dzięki cudownemu, elektronicznemu zapisowi MP3. Pamiętajmy i patrzmy z przymróżeniem oka - Chór Aleksandrowa był nie tylko "maszynerią propagandową", ale także wybitnym kolektywem artystycznym. I tyle. A teraz trochę retrospektywy i owa moja refleksja, że swą śmierć już sobie onegdaj chórzyści wyśpiewali…
Chór Aleksandrowa powstał w 1928 roku, jako zespół Centralnego Domu Armii Czerwonej. Trudno uwierzyć, że w pierwotnym składzie było zaledwie ośmiu wokalistów, dwóch tancerzy, akordeonista oraz muzyk grający na bałałajce. A kiedy w 1933 roku zespół, który szybko przemieniał się w coraz liczniejszy chór, usłyszał Józef Stalin i bardzo mu się spodobał, żadna państwowa uroczystość nie mogła obejść się bez jego występu… Nie ma co, korzenie mieli jak mandragora, demoniczna i czerwona jak serce Stalina…
Chór Aleksandrowa stał się nieodłącznym towarzyszem broni w czasach II wojny światowej, a dokładnie Wielkiej Wojny Ojczyznianej, bowiem jak wieść niesie przez stepy Powołża, II wojna światowa rozpoczęła się 22 czerwca 1941 roku, tak…. Towarzyszył on Armii Czerwonej dając na tyłach frontu setki koncertów, żołnierskie pieśni w jego wykonaniu nadawało radio, stanowiły tło dla kroniki i filmów propagandowych, a przy takim diapazonie heroizmu i patosu lud prosty łykał bez popicia każdą bzdurą propagandową...
Nie można jednak chóru, który w nazwie uhonorował swego założyciela, zmarłego w 1946 roku Aleksandra Aleksandrowa, sprowadzać do instytucji krzewiącej oficjalną sowiecką politykę kulturalną. Chór Aleksandrowa szybko osiągnął najwyższy światowy poziom, kontynuując wspaniałe tradycje rosyjskiej chóralistyki, mającej korzenie w muzyce cerkiewnej.
I tu jeszcze jedna dygresja. Jeśli ktoś myśli, że jest to panegiryk dedykowany "chorążym sowieckiej propagandy", odpowiadam krótko - NIE! To moja refleksja na dwa tematy. Pierwszy - nie kuś losu, bowiem często kreacja sceniczna staje się rzeczywistością, maska przyrasta do twarzy i nią się staje! I druga. Jeśli znamy imię Zła, wtedy panujemy nad jego mocą zniewalającą, to przesłanie baśni! Choć nie tylko, bo to także klucz jungowski do panowania nad demonami podświadomości. Dlatego Chór Aleksandrowa, to nie "komuszy demon", a artystyczny "kwiat lotosu" wyrastający z bagna ideologii, tak...
Zatem dalej ciągnę opowieść. Dowodem najwyższego profesjonalizmu jest też fakt, że w czasie licznych podroży zagranicznych po całym świecie, przyjmowany był entuzjastycznie, zbierając najlepsze recenzje. Gdy w 1990 roku Roger Waters zorganizował w Berlinie koncert nawiązujący do upadku muru berlińskiego, a nawiązujący także do legendarnego albumu Pink Floyd (Ansambla Pinka Fłojda) „The Wall”, wśród wykonawców nie zabrakło też członków tegoż Chóru…
Powiem tak - czasem można się zapomnieć i przyjąć piękną różę z ręki dziwki, czyli zauroczyć się piękną sztuką wyprodukowaną przez "ideologicznie napędzaną, lecz nienaganną maszynerię", ale tu tkwi wielki dylemat - oddzielenie sztuki od moralnego zaplecza, oddzielenie autora od dzieła, jak na przykład Jeana Geneta od jego powieści, tak...
Rozpad Związku Radzieckiego i przemiany polityczno-ekonomiczne nie spowodowały perturbacji w działalności Chóru Aleksandrowa, bo też Rosjanie niezmiennie troszczą się o swe najważniejsze instytucje kulturalne, to ich wizytówka, ropa nikogo nie zauroczy, ani gaz, zwłaszcza "dennie tłoczony"... I tu przychodzi czas na pewną refleksję i symptomatyczną informację, także stosowny odnośnik audio-wizualny…
W 1993 roku Chór Aleksandrowa występuje na zaproszenie w Helsinkach (Finlandia). Tu poważny, potężnie brzmiący zespół wystąpił ze specyficznym, kabaretowo-absurdalnym bandem rockowym – Leningrad Cowboys. Ich wspólny show, który przeszedł do historii pod nazwą Total Balalaika Show, był dedykowany… upadkowi Związku Sowieckiego! O ironio, ongisiejsi pupilkowie Stalina położyli artystyczny krzyżyk na politycznym trupie związku sowieckiego! Na koncercie chór i jego soliści wykonywali swoje repertuarowe pieśni i standardy estradowe, a wśród nich… „Knockin'on Heaven's Door” Boba Dylana. Po latach, ich pukanie zostało dosłyszane i została im otwarta brama niebieska, wyśpiewali sobie przyszłość...
https://www.youtube.com/watch?v=5pPp3ynFUKw
Na ostatnich koncertach w Polsce Chór Aleksandrowa śpiewał dedykowane widzom m. in. „Hej, sokoły”, „Czerwone maki na Monte Cassino”, czy „Róża czerwono…”. W naszym kraju cieszy się nadal nieustającą, ogromną popularnością, bowiem spełnia oczekiwania dużej dawki emocji artystycznych, silnych, bowiem to bracia Słowianie, ale - z "piekła rodem", a tak sierdceszczipajuszczije piewcy! I dlatego wielu czeka na koncerty odrodzonego Chóru Aleksandrowa, a na razie…
https://www.youtube.com/watch?v=eWuMx5m3-OI
https://www.youtube.com/watch?v=llDmyWN97Pw
https://www.youtube.com/watch?v=_nrilETa9gk
Zatem uważam, że jeśli Lenin mógł być wiecznie żywy, a Stalin mianowany był Słoneczkiem, to wielkiej owej żywotności i tendencji do odradzania, może nie tak radykalnie ideologicznej, a artystycznej! Zatem życzę Chórowi Aleksandrowa także skutecznego wcielenia w życie mitu Feniksa, bowiem uważam także, że Chór Aleksandrowa, jest stokroć bardziej pożyteczny artystycznie od mumii Lenina i solarności Stalina, bowiem to kulturalne oblicze "rosyjskiego niedźwiedzia", więc niech dostąpi woskrisienja, da…
AntoniK
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura