Podziękowania
Składam serdeczne podziękowania wszystkim świadomym i nieświadomym kooperantom mego słowotwórczego przedsięwzięcia. Zacznę, więc od boga Erosa, którego istnienia osobiście nie odnotowałem w formie antropomorficznej postaci, lecz po owocach go poznaję, zarówno w wydaniu nierządnym, jak też wzniosłym i szlachetnym, z drugiej ręki i osobiście. Składam też podziękowania Wenus (pochodzącej zaś z Milo życzę rychłej transplantacji kończyn górnych, gdyż wszystko wskazuje na to, że będzie miała nadal ręce pełne roboty), bowiem i ona zapewne ma jeszcze koncesję (pomimo chrześcijańskiego monopolu na patronowanie prokreacji) na radosne, zmysłowe dopełnienie biologicznych czynności prokreacyjnych człowieka.
Podziękowania dedykowane obywatelom ziemskim rozpocznę od poziomu znacznej ogólności, czyli dziękuję wszystkim przedstawicielom rodzaju ludzkiego, bez względu na płeć, którzy utwierdzili mnie w przekonaniu, że dyskryminacja kobiet jest hańbą i kompromitacją mężczyzn, a „fallokratyczna” cywilizacja budowana na fundamencie szowinizmu patriarchalnego jest patologicznym tworem wydającym kalekie i nikczemne owoce. Przeciw takiej filozofii życia adresuję krytyczne fragmenty swych dygresji, zaś snując opowieść o płatnym i radośnie bezinteresownym, choć nie zawsze wyrafinowanym, Erosie wskazuję na owoce, po których poznaje się prawdziwą wartość urządzenia naszego świata. Nie dziękuję zaś dziwkom, albo łagodniej, kobietom swawolnym, gdyż nie korzystam z ich usług, ale wyrażam swe uznanie, że pomimo niesławy dbają “demokratycznie” o interes własny i męski, zamiast pobierać zasiłek dla bezrobotnych. Bo przecież działają w myśl medycznej maksymy: “po pierwsze, nie szkodzić”, nieprawdaż? Następnie śpieszę z wdzięcznością ku osobie Andrzeja Zielińskiego, który to zachęcił mnie do upublicznienia zbioru gazetowych opowiastek o gdańskim nierządzie w formie książkowej, przepisał tekst komputerowo i przymierzył się do jego wydania, niestety bez efektu finalnego, ale jego impuls pozwolił mi na rozpoczęcie „długiego marszu” ku książkowemu wydaniu mego tekstu. Wdzięczny też jestem Stefanii Żelazny, która była kolejną osobą czyniącą starania na rzecz wydania mej książki. Także Annie Jopek i Andrzejowi Olszewskiemu, czyli Wydawnictwu “Uraeus”, którzy uczynili wiele na rzecz redakcji tekstu, choć ich dobrej woli także nie udało przełożyć się na efekt edytorski, bowiem ich Wydawnictwo upadło. Nie zawsze “chcieć, znaczy móc”, kiedy bezdusznie na rynku książki ekonomia nam króluje...
Co się zaś tyczy pomocników merytorycznych, to rozpoczyna ich poczet moja exżona Izabela, która bez satysfakcji, ale dla dobra wspólnego, wykonała maszynopisy pierwotnego tekstu dla potrzeb lokalnej prasy. Dalej wymieniony być musi wielce zacny i w wiedzę posażny Krzysztof Dowgiałło, któremu dzięki składam za obfity bank faktów historycznych, z których korzystałem tworząc własną wizję wydarzeń. Natomiast Maćkowi Żakiewiczowi wyrażam wdzięczność za historyczne uwagi do tekstu, choć kontakt z mą opowieścią nie był zapewne tym, co jego “tygrys intelektu” lubi najbardziej, więc tym bardziej. Tak samo dziękuję Janemu Waluszko za krytyczne uwagi i twórczą dyskusję nad tekstem. Zaś Izie Jakul dziękuję serdecznie za stylistyczne ujednolicenie pierwotnej formy tekstu opowieści i bezinteresowną korektę. Tadeuszowi Cegielskiemu składam serdeczne dzięki za przyłożenie swej naukowej, szacownej miary i wiedzy promotorskiej do mej niezbyt akademickiej w swej formie opowiastki…
Pozostałym zaś kooperantom, pozytywnym i negatywnym, erotomanom i niewolnikom pruderii, konserwatywnym malkontentom i nielicznym entuzjastom dochodzenia prawdy, ludziom z głową otwartą i parafiańskim dewotom, dla których nawet kobieta dobrych obyczajów jest narzędziem szatana, dalej seksocholikom i fanom estradowej wersji Madonny, amatorom seksu wirtualnego i entuzjastom “zdrowej dupy”, dziękuję skromnie w osobistej hojności, lecz los prosząc o stosowną szczodrość, a więc formę sprawiedliwej wypłaty: “każdemu wedle zasług”, co w relacjach „realnego komunizmu”, niestety, nie wyszło...
Zaś wszystkim kobietom, blondynkom i brunetkom, mądrym i głupim, urodziwym i pospolitym, wielkiego serca i małego biustu, po przejściach i przed decyzją zmiany płci, słowem całemu rodzajowi żeńskiemu, życzę, aby nie “feminizowały”, bo to sprowokowana przez męskich szowinistów walka na ringu postawionym przez firmę “Fallokrator”, ale by wyszły z błazeńskiej scenografii batalistyczno-biznesowej i zagrały z radością we własnym teatrze ku chwale Bogini Matki i jej cór oświeconych, nie zaś siliły się na dublowanie społecznych ról męskich, a jednocześnie przełykały gorycz samotności albo prały męskie gatki (członki także), w pocie czoła przygotowywały rodzinne obiady i zmywały naczynia, w cichości ducha cedząc: “co za męska świnia!”. Nadszedł czas rozumnego pojednania, bowiem konfrontacja i wzajemne obwinianie rozbija solidarniość Rodziny Człowierczej i tuczy Molocha...
Autor
Przedmowa
Ze wszystkich greckich bogów Eros był nie tylko najstarszy, ale i najbardziej tajemniczy. W archaicznych mitach na równi z Ziemią powstał z pierwotnego Chaosu lub wykluł się z jaja zniesionego przez Noc. W chwili narodzin Erosa kosmiczne jajo podzieliło się na dwie połowy: Ziemię i Niebo. Mimo wielu późniejszych, trwających aż do początków chrześcijaństwa przeobrażeń, Eros pozostał podstawową potęgą świata. On to - jako bóg miłości - zapewniał “nie tylko ciągłość gatunków, lecz także wewnętrzną potęgę świata” (Pierre Grimal). Nie trzeba było wszakże być ani poetą, ani też filozofem, aby przekonać się o potędze Erosa...
Nie prawdą jest jednak, jakoby dopiero chrześcijanie postanowili - lekkomyślnie - wyzwolić się spod władzy archaicznego bożka. Niechęć do Erosa żywił już Platon, kiedy w słynnej “Uczcie” włożył w usta kapłanki Diotimy opinię, jakoby Eros to “demon” stojący między bogami a światem ludzi. Zrodził się on ze związku Porosa (Zasobności) i Penii (Biedy) w boskich ogrodach po uczcie, w której wzięli udział wszyscy bogowie. To właśnie rodzicom “zawdzięcza swe charakterystyczne cechy: “stale w pogoni za kimś (jak Bieda) umie znaleźć środki, aby osiągnąć cel (jak Zasób). Nie będąc jednak wszechmocnym bogiem jest siłą zawsze nienasyconą i niespokojną” (Pierre Grimal).
Nie z powodu wielkiego filozofa cywilizacja chrześcijańska potępiła niesfornego bożka. Eros podzielił los znacznie od siebie młodszej, wynurzonej z fal morskich zachwycającej Afrodyty. Podzielił los wszystkich antycznych bogów i demonów. Ponieważ jednak wpływ Erosa nie ustał, a nawet - co oczywiste w świetle prawideł psychologii - narastał w miarę prób wygnania go z serca i umysłu, nasza formacja kulturowa poradziła sobie z problemem we właściwy jej, nie pozbawiony hipokryzji, sposób: bożka skazała na infamię, ale nie mogąc się skutecznie pozbyć - opodatkowała dochody płynące z jego aktywności. Wszak to synem Zasobności był grecki bożek...
Zracjonalizowanie problemu seksu dzięki prostytucji ma swe zalety, o czym będzie przekonywał nas Autor niniejszej książeczki. Miejska cywilizacja średniowiecza i epoki nowożytnej - której wspaniałym przykładem był Gdańsk – nie pochwalając ani zmysłowej ani tym bardziej miłości płatnej, przywróciła dobrze znaną antykowi instytucję zamtuza, czy też domu publicznego. Dochodami z nich podzieliła się - uczciwie, jak można sądzić - z jego aktorkami.
Antoni Kozłowski jest przekonany, że wszyscy byli zadowoleni (czy zdrowi?) i zapewne ma rację, tym bardziej, że opiewane w jego dziełku panie swawolne stanowiły jedną z najważniejszych atrakcji miasta. Do Gdańska wszak zjeżdżali przedstawiciele szlachty z całej niemal Rzeczypospolitej, tutaj zawijały okręty Holendrów, Anglików, Belgów, czy Duńczyków... Bez cienia przesady można powiedzieć, że przez ręce gdańszczan (w tym pięknych gdańszczanek) przechodziła znaczna część dochodu narodowego Polaków i Litwinów. W Gdańsku sprzedawali oni (nie zawsze korzystnie, co prawda) płody pól i lasów: zboże, drewno, dziegieć, potaż, konopie i pomnażali gdańskie bogactwo...
Uwadze P.T. czytelników polecam, więc dwie ważne sprawy będące przedmiotem Gdańskiego Erosa nierządnego(pierwotny tytuł książki, przyp. red.): seksu i jego otoczki (płatnego i nie tylko) oraz historiozoficznego problemu, dlaczego Gdańsk był bogaty, w przeciwieństwie do reszty sarmackiej Rzeczypospolitej.
Tadeusz Cegielski
Warszawa, listopad 1998 roku.
*
Idziesz do kobiety, nie zapomnij o bacie.
Friedrich Nietzsche
Obecność dziwki w kulturze patriarchalnej sprawia,
że mężczyzna nie jest wpędzony do “piekła” zobowiązań
miłości i odpowiedzialności, lecz doświadcza radości
bytowania w “przedszkolu” przyjemności i dominacji.
Anonimus gedanensis
Prawie wszystko można kupić - ciało, pralkę,
rozkosz, wiedzę, śmierć, czy jedwabne majtki.
Tylko szczęście nie jest towarem handlowym.
Anonimus gedanensis
Kobieta jest wielką tajemnicą.
Tajemnica dziwki kończy się w momencie
ustalenia zapłaty za dzieło upustu nasienia.
Anonimus gedanensis
Mężczyzna bez kobiety jest jak parowóz bez pary.
Antoni Czechow
*
Wstęp do opowieści
czyli
bardziej teoretyczny, niż praktyczny opis zajścia
Skąd się wzięła dziwka na świecie? Takie pytanie, będące parafrazą tytułu bajki Skąd się wzięła wódka na świecie?, sugeruje nieodparcie standardową odpowiedź: zesłał ją diabeł, aby zakłócić posłuszne i bezgrzeszne dreptanie mężczyzn w małżeńskim kieracie i pokalać miłą Bogu i sakramentalnie utwierdzoną instytucję. Taka odpowiedź dla wielu naiwnych i prostodusznych umysłów może być oczywista i wystarczająca. Ale na podróż w barce słowa przez intelektualne morze stronic tej książki nie zapraszam czytelników obdarzonych owymi przymiotami umysłu. Ta podróż, o posmaku przygody, w obszarach historycznego prawdopodobieństwa i filozoficznej rebelii, nie ma na celu dublowania obiegowych sądów i udzielenia ostatecznych odpowiedzi, ale ma na celu wskazywać przyczyny, dla których w ogóle zrodziło się takie pytanie i istnieje zawód kobiecy, którego warsztatem pracy jest jej ciało. Będzie to wymagało nie tylko przyjrzenia się w wąskiej perspektywie ekonomiczno, prawno, obyczajowej rzeczonemu zjawisku, ale także przedstawienia jego szerszego tła kulturowo-filozoficznego. Choć są bardziej fascynujące zjawiska pod słońcem tej ziemi, zajmiemy się tym właśnie, bo wynikają zeń refleksje przekraczające rewir płatnej posługi seksualnej, a szczególną uwagę skierujemy ku miejskiemu teatrum Gdańska, z pobudek osobistych. A więc...
“[...] Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę". (Rdz2, 22). Ten biblijny akt kreacji posiada brzemienne (tym razem brzemię nie lokalizuje się w męskim żebrze) skutki w postaci patriarchalnej, judeochrześcijańskiej tradycji kulturowej, w której przyszło nam żyć w wydaniu dwupłciowym. Symboliczne odwrócenie porządku natury informuje wymownie, iż męska dominacja jest fundamentem wszelkich społecznych relacji i jako “miła bogu” jest niepodważalna. I tak właśnie, wespół z “[...]ptactwem powietrznym, [...] ziemią i [...] wszystkimi zwierzętami [...]” (Rdz1, 26), stała się kobieta obiektem, który “człowiek” uczynił sobie poddanym, obejmując w posiadanie Ziemię z boskiego nadania. W konsekwencji tego, w gronie najstarszych zawodów świata cywilizowanego, a więc kapłanów, żołnierzy, szpiegów, grabarzy, piekarzy, browarników itp. znalazła się nierządnica świątynna, która była ważnym ogniwem łączącym sferę niebieskiego sacrum i ziemskiego profanum. Jej rolą było występować w uroczystej ceremonii “świętych zaślubin”, czyli hierogamos, w trakcie której reprezentowała moc i harmonię Wielkiej Matki.
W starożytnym Sumerze wizerunek nagiej kobiety w pozycji Baubo, czyli z rozwartymi udami, symbolizował nie lubieżność, ale źródło kosmicznej mocy, „studnię żywota”, co dawał wodę oświecenia, która to oświecała męski umysł. Sakralna moc kobiecego ciała wyrastała w tym przypadku ponad jego aspekt seksualny. W hinduskiej Tantrze do dziś akt seksualny jest święty, jest ekspresją sil duchowych, które dokonują dzieła Coincydentio Opoositirium i generują Pelnię , Babilon, C.G. Jung, Gilgamesz, Eros, Rzym, burdel, średniowiecze, Gdańsk, Anima, Człowieczeństwa… Zaś świątynna hierodula, łącząc się z królem, albo takoż z arcykaplenem (to potem, kiedy rozdzielono funkcję religijne od politycznych, ale nigdy nie absolutnie) dokonywała świętego aktu odnowy sił witalnych społeczności ludzkiej, wegetacji roślinnej i harmonii kosmicznej sprzyjającej człowiekowi. Taka forma prostytucji sakralnej występowała na terenie starożytnej Mezopotamii. W następnych stuleciach kompetencje świątynnej prostytutki znacznie się rozszerzyły, a znajdujące się na najniższych szczeblach hierarchii dziewczęta zaczęły oddawać się zwykłym pielgrzymom, a potem opuściły mury świątynne, aby uprawiać swój proceder na ulicy. Działo się to w starożytnej Babilonii, a uliczne prostytutki nazywały się tam harimtu.
Wspomnę tu jeszcze o pewnej roli nierządnicy, która nie ma, niestety, naturalnej linii przekazu w powszechnie kolonizującej świat ludzki cywilizacji fallokratycznej. Jest to przykład twórczej i edukacyjnej roli świątynnej prostytutki podany w sumeryjskim eposie Gilgamesz. Ta opowieść nobilituje kobietę tej profesji i przedstawia jako czynnik “uczłowieczenia” dzikiego mężczyzny Enkidu. Bowiem po tygodniu spędzonym w towarzystwie owej kobiety, Enkidu “zyskał rozum i słyszenie swoje rozszerzył”. Znamienny jest fakt, że swej życiowej mądrości mityczny dzikus nie otrzymał od męskiego pedagoga. Minęły tysiąclecia i szwajcarski psycholog głębi Carl Gustav Jung odkrył, że męska podświadomość ma cechy żeńskie i nazwał ją Animą. Jest, więc proces samopoznania mężczyzny odkrywaniem kobiety w sobie i dążeniem do pełnego wymiaru swej ludzkiej umysłowości. Zatem postać mitycznej przewodniczki i nauczycielki życia z Gilgamesza jest archetypiczną inicjatorką procesu osiągania przez męski umysł dojrzałości. Prawda jest taka, że kobieta jest “bramą mądrości” mężczyzny, a redukowanie jej do roli seksualnej lalki jest niegodziwością i głupotą. Za owe przestępstwa płacą cierpieniem nie tylko kobiety, ale niezliczone zastępy męskiego mięsa armatniego i pogubionych życiowo nieudaczników. Cóż, więc stoi na przeszkodzie, aby dla dobra wspólnego obalić ten destruktywny schemat kulturowy? Otóż to, że elity fallokratyczne mają się dobrze i dbają o status quo świadomości mas.
Powracając do starożytności, to w Grecji prostytucja osiągnęła ponadczasowo trwałą formę rzemiosła oferującego towar za odpowiednią cenę i w odpowiednim punkcie dystrybucji. Tak narodziła się hetera, która w starożytnym Rzymie przyjęła nazwę cortigane, czyli kurtyzany, co oznaczało po prostu panią dworu. Znaczyło to też oczywiście, że niewiasty owe dysponowały jako towarem handlowym niebagatelnymi walorami intelektualnymi, co nie zawsze na przestrzeni dziejów było mile widziane przez męskich konsumentów. Jednakowoż osoby o nazwie nierządnica, kobieta publiczna, dobrodziejka, przechodka, wszetecznica, mniszka, skortyzanka, ladacznica, miłosierna siostra, murwa, piękna dziewka, putana, ulicznica, dziwka, lub córa Koryntu, zwana obecnie oficjalnie prostytutką lub dosadniej kurwą, wszystkie one nie należały do elity towarzyskiej, ale stanowiły nieodłączny element życia, regulator agresji i aspołeczności oraz stabilizator życia społecznego naszej cywilizacji śródziemnomorskiej i innych jej odmian na świecie.
W procesie wymiany towarowej, ustanowionej przez męską koncepcję cywilizacyjną, ciało kobiety było i jest płatnym towarem konsumpcyjnym. Zajęty wojowaniem, mordowaniem, grabieniem, uprawianiem polityki, doznawaniem olśnień mistycznych, pisaniem traktatów filozoficznych lub historycznych, a znudzony wielce życiem małżeńskim “człowiek” odnajdywał dziką rozkosz zaspokojenia żądzy w ramionach nierządnicy. Rozgrzeszony ze zobowiązań partnerskich świadczeniem ekonomicznym mógł “pan stworzenia” przeżywać (i przeżywa do dziś) infantylną, zmysłową radość, nie doświadczając występujących w “nieodpłatnych” związkach uprzykrzonych zobowiązań miłości i odpowiedzialności. Materialnie zarejestrowane upodobania mężczyzn starożytnych odnajdujemy, jako malowidła na greckich wazach, gdzie korzystają oni z usług heter w różnych pozycjach i okolicznościach społecznych. Najbardziej popularną formą spędzania czasu przez dobrze urodzonych mężczyzn greckich były sympozjony, czyli biesiady alkoholowe połączone z dysputami filozoficznymi i orgiami seksualnymi. Uczestniczyły w nich luksusowe prostytutki, które znakomicie odnajdywały się w towarzystwie wykształconych mężczyzn i uprawiały wysmakowaną sztukę bawienia biesiadników, począwszy od tańca poprzez muzykowanie, recytację poezji do perwersyjnych pieszczot seksualnych. Niższe warstwy społeczne Greków uczęszczały do burdeli, przed którymi witały klientów półnagie lub odziane w przezroczyste peplo hetery, a po dokonanym wyborze udawano się do komnaty, w której odbywał się akt konsumpcji seksualnej w najczęściej stosowanej pozycji a la wache, czyli od tyłu, a często także fellatio, czyli praktyki oralne, wtedy jeszcze nie postrzegane jako akt kanibalizmu, czyli pożeranie żywej tkanki ludzkiej, a także stosunek w pozycji siedzącej na krześle, co dokumentują wizerunki na greckich wazach czerwonofigurowych. Dodać warto, że konkurentami heter byli homoseksualni partnerzy amatorów seksu w Helladzie, zwani efebami. Miłość dojrzałego mężczyzny do chłopca była w starożytnej Grecji najwyższym wyrafinowaniem ars amandi. Co kraj, to inny erotyczny raj.
Także odkopane spod zwałów wulkanicznych popiołów rzymskie Pompeje odsłoniły przed oczyma nowożytnych Europejczyków bogatą sieć przybytków nierządnego Erosa. Nad bramami owych “świątyń” umieszczano piktogramy informujące miejscowych i przybyszy w uniwersalnym języku skojarzeń wizualnych o charakterze oferty realizowanej po przekroczeniu bramy. We wnętrzach pompejańskich burdeli znajdują się freski przedstawiające naturalistycznie charakter zajęć ludzkich realizowanych w owych murach. Znaleźć też tam można naścienne graffiti, wyrażające opinie męskich konsumentów na temat kunsztu obsługujących ich dziwek. Prócz tego odczytać można plebejsko dowcipne, ponadczasowe sentencje dotyczące owego procederu, a także samooskarżenia klientów, którzy nie wykazali pełnej gotowości konsumpcyjnej. Świadczy to o prestiżowym znaczeniu “erotycznego egzaminu”, który nobilitował dziarskiego “jebakę”, lub ośmieszał właściciela “zwiędlaka”. W tej to, bowiem “górnolotnej” poetyce klienci dokonywali recenzji osiągnięć na rzeczonym polu. Wynika stąd, że rola dziwki mogła być znaczna w kształtowaniu męskiego samozadowolenia, lub frustracji i agresji, które należało kompensować poprzez występy w teatrze wojny i polityki. Przeto jej obecności i znaczenia w kształtowaniu oblicza świata, który tak niewdzięcznie usunął ją na margines i przykrył zasłoną hipokryzji, nie sposób jej znaczenie przecenić i zbagatelizować...
To kurtyzany były szyjami, na których instalowały się głowy przerośniętych chłopców, traktujących świat, jak wielką piaskownicę, “ogniem i mieczem” piszących historię. One to też były pikantnymi prezentami dla władców, szpiegowskimi uszami przy posłach i ambasadorach krajów obcych, osłodą żołnierskiego życia w obozach podczas popasów, aktorkami inscenizacji teatralnych zwanych żywymi obrazami, ale także obiektami zabójstw, symbolicznych odreagowań domniemanej winy w obliczu niepojętych ataków zła i śmierci (epidemii) w społecznościach miejskich. I dlatego te szczególne osoby wzbudzały zawsze gwałtowne i skrajne uczucia, od zachwytu po pogardę. Tak więc na fali kolejnych przemian obyczajowych, to pozwalano osiedlać się nierządnicom w miastach, nadawano prawa i wykorzystywano chętnie do zbytkownego podejmowania zagranicznych poselstw i koronowanych głów, to podnoszono larum i wyganiano je z miasta, posądzano o niecne praktyki, konszachty piekielne i prześladowano. Ta irracjonalna niekonsekwencja była praktykowana przez wieki i tak dzieje się współcześnie. Właściwie, to nigdy nie chciano pozbyć się zawodu dziwki z życia społecznego, gdyż ta funkcja zapewniała zagospodarowanie pokaźnej “nadprodukcji” kobiet, które nie chciały pełnić roli żony, służącej, zakonnicy, a na bardziej prestiżowe role w społeczeństwie nie mogły liczyć. Nawet dzisiaj, kiedy mówi się powszechnie o równouprawnieniu kobiet, decyzja zostania dziwką ma charakter ekonomiczny, a nie moralny czy prestiżowy (z nielicznymi wyjątkami), gdyż zarabia ona w jednym dniu nawet tyle, ile pielęgniarka w ciągu miesiąca. Upośledzone ekonomicznie kobiety ratowały często swój byt materialny, stawiając na swe ciało, jako warsztat pracy.
Dzisiejsza europejska, technokratyczna cywilizacja, zakorzeniona w religii monoteistycznej, również traktuje kobietę jako prestiżową dekorację mężczyzny, w pierwszym rzędzie przedmiot rozładowania potrzeb seksualnych, zmechanizowany sprzęt kuchenny, albo tylko pozbawiony godności i przymiotów ludzkich zlew na spermę. A dzieje się tak, gdyż męski porządek świata opiera się na wątłym fundamencie neurotycznego uzależnienia od kobiety. Pieszczony w dzieciństwie przez matkę i darzony bezwarunkową miłością, dorosły, choć niedojrzały psychicznie mężczyzna potrzebuje kobiety, jako leku na stres życia i obiektu nieustannego zaspokajania seksualnej potrzeby przyjemności bez brzemienia partnerskiej odpowiedzialności. W kulturach archaicznych i dawnych bractwach religijnych mężczyzna był poddawany (i bywa do dziś), rytualnemu obrzędowi inicjacji w dojrzałość duchową i głębsze zrozumienie swej życiowej roli. Kiedy na fali przemian cywilizacyjnych zagubiony został ów mądry mechanizm psychicznej regulacji, mężczyzna pozostaje “wiecznym chłopcem" (pomimo że jest poważnym dyrektorem lub groźnym gangsterem) i potrzebuje kobiecej “zabaweczki”, osładzającej beztrosko pustkę i bezsens jego życia. Co się więc tyczy współczesnej roli prostytutki, to jest tylko oddychającą lalką, którą można kupić jak samochód, telewizor czy pistolet, choć służyć może także swym potencjałem umysłowym. Ale to już całkiem inna historia...
Czy fakt, że w czasach współczesnych zjawisko męskiej prostytucji jest czymś oczywistym i sygnalizuje nam, iż kobieta odzyskuje równoprawność w dziedzinie seksualnego spełnienia? Otóż nie. Dzieje się tylko tyle, iż bogata, samodzielna kobieta występująca w męskiej roli społecznej, przedłuża swe “męskie kompetencje” także w dziedzinie korzystania z seksualnych usług i nabywa “towar” dla swej zmysłowej konsumpcji. Natomiast męska prostytutka, występująca w roli kobiecej, jest przedmiotem do dyspozycji istoty władczej, obojętnie jakiej płci, liczy się status ekonomiczny i tak wygląda współcześnie "demokracja kurewska". Bowiem busines woman i feninistki nie chcę być "prawdziwymi kobietami", matkami, mistrzyniami ogniska domowego, cennymi i szanowanymi żonami, ale chcą jedynie konkurować z mężczyznami w dziedzinach od tysiąceli im desygnowanych, a więc osiągać prestiż ekonomiczny, dający wszelkie przywileje, tak... Nic tu się nie zmieniło w mechanizmie społecznym, który męskim rolom przyznaje owe przywileje, bez względu na to, czy posiadają męską obsadę. Jako ciekawostkę dodać można, iż striptyzerzy tzw. “hardcor party” w USA, zamkniętych zabaw erotycznych dla kobiet, robią z siebie żywe zabawki, pozwalając się publicznie masturbować i dekorować kremem lub płynną czekoladą, jako “erotyczne ciasteczka”, sami zaś nie mają prawa tknąć swych dobrodziejek (chyba, że te ich zachęcą i wskarzą formę serwowanej przyjemności), płacących szczodrze “tresowanym pieskom” za dobrą zabawę i ewidentne upokorzenie dawnych "panów" społecznego spektaklu. Spodlenie kobiet nie idzie aż tak daleko... Dla "równowagi" wskazywania kuriozów obyczajowych wspomnieć należy, iż w rosyjskim środowisku gangsterskim mężczyzna robiący kobiecie minetę (cunilingus) karany jest amputacją języka, zaś jego partnerka oszpecana (twarz cięta żyletką) i zbiorowo gwałcona. Raz jeszcze użyję suchego stwierdzenia - co kraj, to obyczaj, także seksualny...
Tak, więc owym ważnym czynnikiem sprawczym “demokracji kurewskiej”, zrównania płci w możliwości “towaryzacji ciała”, jest wywyższający mechanizm mocy posiadania, czyli pozycja i prestiż osoby bogatej. Rozpoczęte już w XIX wieku w krajach europejskich prawne zrównanie kobiet ze stanem męskim nie przywróciło kobiecie moralnej i kulturowej równości i godności, lecz pozwoliło zaradnym kobietom korzystać z funkcji i przywilei ongiś zarezerwowanych dla mężczyzn. Zatem zakres społecznej swobody i moralny liberalizm dostępny jest bogatej kobiecie na równi z rolą bogatego mężczyzny, zaś biedna kobieta i biedny mężczyzna żyją w ograniczeniu i upodleniu, a zatem są zrównani w nędzy, co także ekonomicznie, uzasadnia ich akces do roli dziwki płci obojga. Ten stan rzeczy daleki jest od ideału życia ludzkiego, ale tendencja, aby bogaty się bogacił, a biedny biedniał, zmienia podle oblicze świata i eskaluje konflikt płci...
Zadaniem tej książki jest obiektywny “opis zajścia” bez ferowania wyroków potępiających, lecz wskazywanie ewidentnie winnych i pozwalanie sobie na kpinę i sarkazm w obliczu jawnej podłości i głupoty, która przecież nie jedno ma imię, a także przedstawianie rzeczywistych mechanizmów społecznych, w miejsce obiegowych, fałszywych mitów. A zatem na dalszych stronicach przedstawiona zostanie panorama zjawiska powszechnego, choć aurą sensacji otoczonego, realizowanego jawnie i sekretnie pod dachami i niebem Gdańska oraz w przyległej “reszcie świata” na przestrzeni wieków, w odniesieniu do kontekstu kulturalno-obyczajowego i w atmosferze anegdoty i refleksji, lecz z baczeniem na historyczną wiarygodność. Nie będzie to więc fachowa, akademicka analiza historyczna, lecz opis zjawisk poznanych z drugiej ręki, czyli poprzez lekturę książek i czasopism, oraz towarzyskie zasięganie informacji, a także uprzejmościowo pozyskiwane materiały archiwalne. Zaś ten materiał faktograficzny ujęty zostaje w autorski tok narracji, subiektywnej oceny i refleksji. Samo przedstawienie zjawiska tytułowego jest jedynie pretekstem, kopalnią temató dla dygresji, osnową dla wielu wątków, które znacznie przekraczają obszar podstawowego tematu, zatem tworzą siatkę skojarzeń i związków kulturowych wynikającą z poszukiwań sensu i bezsensu egzystencji ludzkiej, prawdy i fałszu, duchowości i zmysłowości, szlachetności i podłości w obyczajach cywilizacji europejskiej na przestrzeni wieków.
Poszukuję, więc po swojemu, w mrocznym labiryncie zjawisk cywilizacji, dróg ku jasnym perspektywom racjonalnej myśli i wskazuję na ślepe zaułki obłudy i nikczemności, rekomendowane gdzie indziej, jako "tradycyjny", katolicki, czyli oczywisty splendor. Kierując się własnym kluczem poznawczym, a więc opowiadając o zjawiskach, które uznaję za godne przedstawienia i spointowania, uprzedzam, że wiele popularnych tematów “kurewskich”, jak na przykład ceny owych usług na przestrzeni dziejów, handel żywym towarem, prostytucja homoseksualna dzieci i dorosłych, męska prostytucja, seks w Internecie, prostytucja sadomasochistyczna, femdom i inne "ciekawostki", czy symptomatyczne dla naszej epoki zjawiska seksualne, zostało świadomie pominiętych, a to z tej racji, że nie jestem ich koneserem, łowcą bulwarowych smaczków, zbieraczem i kronikarzem bulwarowych sensacji, a temat wykorzystuję do ważkiej, z mego punktu widzenia (czy tylko, nie wiem, ale przypuszczam, że znajdę zrozumienie), refleksji natury ogólnej, poszukiwania rzeczywistego oblicza moralnego i obyczajowego Europy, której przypisuje się "kryzys duchowy". A czy wcześniej rozkwitała intelektualnie i moralnie, co? Nie chodzi tu, więc o epatowanie skandalem, lecz szukanie prawdy o nas samych, o tym, czym owocowało i owocuje "implantowane" Europie chrześcijaństwo...
Przedstawiona Państwu opowieść o gdańskim (europejskim także) Erosie rubasznym, bo i nierządnym, chichodajczym, żołnierskim, ideologicznym i byle jakim, czyli w bramie za piwo, w parku za „szluga”, jest "kijem w mrowisko", otwarciem dyskusji z założeniem, że "tylko prawda jest ciekawa" (Józef Mackiewicz), tak... Jestem pewien, że dysonans społeczny, psychiczny i obyczajowy, to woda na młyn wszelkich manipulacji państwa na obywatelu, dla którego im mniej państwa, tym jego kreatywnośc dokonań rośnie i nabiera nie kontrolowanemu rozwojowi, realizuje ideały i postulaty miłosierdzia, a więc łamie reguły „tego świata”, a więc wszelkie mechanizmy solidaryzmu ludzkiego, w tym arcyważenej postawy – solidaaryzmu kobiety i mężczyzny, osłabia Molocha, daje moc człowiekowi, ot co! Dlatego piszę o mechanizmach spadalania i uprzedmiotawiania kobiety przez system cywilizacji patrirchalnej dlatego, że wszelka jego krytyka racjonalna, nie ideologiczna (femnizm, gender) czyl religijna (nauczanie kościoła, szariat, kstowość hunduistyczna), jest wyjściem z impasu, otwarciem furtki na nową perspektywę, wskazanie na budowanie od podstaw solidaryzmu płci, unii pomiędzy kobietą i mężczyzną przeciw Molochowi, ot co!
Pisząc o tym także mniemam, że to mała część większej całości, której na imię: „blaski i cienie żywota ludzkiego pod Słońcem tej Ziemi”, we wszystkich jego odsłonach, wielkich i podłych, popularnych i wstydliwych, uduchowionych i obscenicznych, mistycznych i profańskich, tak... Dlatego też moje pisanie jest jedynie skromną i pozbawioną ambicji definitywnych rozstrzygnięć, wypowiedzią osobistą, próbą przejścia od szczegółu do wniosków ogólnych, aspirującą, także skromnie do roli rozumnego głosu, pośród nawały intelektualnych bełkotów i ideologicznych absurdów, w odwiecznej, niewyczerpanej i zajadłej dyskusji o kondycji człowieczej i jej dylematach...
*
Rozdział I
Średniowieczne
czyli
powszechne rozpasanie erotyczne
Umysłowe i społeczne życie średniowiecza naznacza ostra antyteza chrześcijaństwa i pogaństwa. Można powiedzieć, że jest to starcie świata wartości rzymsko-łacińskiego chrześcijaństwa z duchem antyku, herezji i pogańskich korzeni narodów Europy. Tak więc w imię krzyża, a potem w imię cywilizacji łacińskiej, teokratyczni władcy Europy toczą swe wojny kolonizatorskie i zaborcze, a także odbywają krucjaty przeciw niewiernym, czyli wyznawcom Allacha i poganom, a w tym gnostycko-chrześcijańskim Katarom, twórcom kulturalnej i ekonomicznej potęgi Prowansji. Jest to okres "świętego zapału", który usprawiedliwia bezduszne okrucieństwo pod sztandarami etosu rycerskiego i jedynie słusznej wiary. Zrodzona z tego przymierza Kościoła katolickiego z surową i romantyczną tradycją rycerską cywilizacja europejska obejmowała wspólnym językiem (łaciną), kodeksem moralnym, symboliką religijną i specyfiką obyczajową wiele krajów i narodowości.
Owa formacja nie powstała na zasadzie ideologicznej, racjonalnej uzurpacji, lecz była sumą poczynań pojedynczych ludzi, których działania, często irracjonalne i egoistyczne, powołały do istnienia przemożny porządek, stokroć silniejszy niż wola i rozum stwarzających go jednostek. Splatały się tu więc w sposób dziwaczny przejawy ducha ludzkiego znamionujące myślenie i planowanie z mrocznym i niepojętym żywiołem zwanym popularnie "Naturą", tudzież mitologiczno-baśniową wyobraźnią tworzącą ideały rycerskie, bohaterów legend i podań, a także nadającą rytualno-symboliczną oprawę czynnościom zawodowym i zajęciom codziennym, czyniąc z nich pełen pasji i kolorytu portret lub landszaft.
Życie ludzkie w średniowiecznej Europie było barwnym freskiem, ceremoniałem teatralnym rozpisanym na niepoliczone role, podszytym trwogą istnienia i zachwytem splendorem ludzkiej potęgi, gdyż równie często można było witać w mieście koronowaną głowę w zachwycającym orszaku dworskim, jak też morową zarazę, niosącą przerażające żniwo śmierci. Stąd w świadomości człowieka średniowiecznego tyle skrajności, niekonsekwencji, niewytłumaczalnej pasji, podłości i wielkoduszności.
Analizując obyczaje średniowiecza, stwierdzić należy, iż kobiety trudniące się nierządem cieszyły się "złą sławą", lecz otoczone były prawną opieką i uznaniem swych klientów, a także zrzeszone w rodzaj korporacji (po katowskiej najniższej rangą pośród zawodów). Nierząd był procederem jawnym, społecznie akceptowanym, posiadającym obyczajowe uzasadnienie, a także swą patronkę. Była nią w średniowiecznej Europie św. Verena. Jej kult rozwinął się w benedyktyńskim klasztorze w Zurzach w Szwajcarii, gdzie za jej przyczyną (ponoć) działy się cuda o charakterze przywracania płodności. Z racji płciowego charakteru owych cudów św. Verena została oddelegowana do otoczenia patronatem wszelkich prostytutek. Przypuszczać można, że była to schrystianizowana wersja rzymskiej bogini miłości i płodności Wenery. Zapewne też jeden z tych aspektów mitologicznej protoplastki bliższy był scholastycznym umysłom nagarniającym pogańskie żywioły pod skrzydła św. Eklezji. Płodność, czyli mechanizm pomnażania ludu bożego, błogosławiona była. Co zaś się tyczy zmysłowej rozkoszy, która nie zawsze wypełniała łono miłym Bogu owocem, w świątobliwych umysłach niepokój wywoływała i wrogość. Lecz córy występku należały do człowieczej rodziny sprowadzonej na świat przez Boga, a więc w upadku należało im udzielić wsparcia i otoczyć miłosiernym płaszczem patronki. Skrywane poczucie winy nie pozwalało stróżom moralnego ładu zepchnąć grzeszne córy Księżyca w otchłań piekielnego potępienia. I tak oto podświadomie oddawano hołd fascynującej tajemnicy życia. Jako ciekawostkę dodać warto, iż w uroczystościach odbywających się na cześć tej świętej ważnym elementem był "taniec prostytutek", w którym uczestniczyli lokalni notable, a praktykowane to było aż do końca XVI wieku.
Zaś negatywnie skrajną postawę wobec zjawiska prostytucji wykazał król francuski Ludwik IX, który w roku 1254 wydał dekret nakazujący usunięcie wszystkich prostytutek poza granice Francji. Była to reakcja króla na monstrualny rozmiar owego zjawiska w średniowiecznych miastach Francji. Likwidacja domów publicznych i represje wobec kobiet nierządnych doprowadziły do tego, że na wielką skalę zaczął kwitnąć proceder nielegalny we wszystkich dzielnicach miast. Spowodowało to jedynie narażanie na zaczepki ze strony mężczyzn szacownych mieszczek, które mylone były z nierządnicami. Po dwóch latach prób moralnego uzdrowienia życia społecznego zakończonych całkowitym fiaskiem zaniechano represji. Prostytutki powróciły zatem do dzielnic rozpusty i zobowiązane były do noszenia oznak swej profesji. Były nimi charakterystyczne bransoletki i szpilki o kolorowych główkach. W całej Europie powszechnie stosowanym przez prostytutki znakiem rozpoznawczym był złoty pas. O ironio, był to przedmiot zbytku noszony przez damy dworu i arystokratki, a zabroniony jako element stroju zwykłym mieszczkom. Nierządnice jednak kpiły sobie z owych rozporządzeń i narażały się w ten sposób na represje ze strony miejskich pachołków, a w konsekwencji grzywny i więzienie. Było to też inspiracją do powstania popularnego w XIII wieku porzekadła: “dobra opinia lepsza jest niż złoty pas”. Zapewne odmiennego zdania w tej kwestii były kobiety swawolne. Przyznać też trzeba, że noszące w pełni legalnie owe pasy osóbki dobrze urodzone dopuszczały się ekscesów seksualnych znacznie bardziej wyuzdanych niż szary fraucymer miejskich dziwek. Opisany przez Brantome przypadek rozpusty królowej zaczerpnięty z ludowych legend, przedstawia Joannę z Nawarry jako zaborczą nimfomankę, która z okien zamku pod Paryżem przyzywała do siebie przechodzących opodal mężczyzn różnych stanów, po czym nakłaniała ich do świadczenia wyszukanych posług seksualnych, a na ukoronowanie wydarzenia kazała sługom strącać wykorzystanych do fosy i topić. Przy tak okrutnych i perwersyjnych obyczajach kobiety z wyższych sfer praktyki prostych nierządnic nazwać można jedynie poczciwą przysługą samarytańską, nie zaś występkiem.
Warto też wspomnieć o wielce charakterystycznych dla Paryża tzw. “dziedzińcach cudów”. Były to miejsca, gdzie zbierała się po całodniowej “pracy” hałastra żebracza, rozdziewała z teatralnych łachów i atrybutów kalectwa i w towarzystwie chętnie nawiedzających takie miejsca łazików, szulerów i złodziei oddawała pijaństwu, śpiewom i rozpuście. Miejsca te odwiedzały zwyczajne prostytutki, a także specyficzna kategoria kobiet, a mianowicie osoby uprawiające seks za darmo, lub dopłacające swym partnerom za płodzenia dzieci, które potem okaleczały i wysyłały na żebry. Oto kolejne fakty stawiające ówczesny zawód prostytutki w bez mała dobrym świetle. Zapewne tego zdania byli właściciele domów z ulic nierządu, którzy znakomicie zarabiali na wynajmie mieszkań, zaś popularne burdele podnosiły ceny gruntu, na którym stały. Dodawszy do tego jeszcze sumy podatków płaconych przez nierządnice, które wolały święty spokój, niż batożenie za oszustwa fiskalne, stwierdzić należy, iż były one niewątpliwie przyczyną sprawczą bogacenia się miasta, a więc jego prestiżu, popularności i pomyślności, o ironio.
Podawszy owe przykłady stosunku możnych tego świata do zjawiska prostytucji, oraz różne przejawy działalności nierządnej w okresie średniowiecza, zapytać wypada, jaka była przyczyna sprawcza tak wielkiego “rozkwitu” tego zjawiska społecznego w średniowiecznych miastach? Otóż nagły rozwój miast, powstanie cechów rzemieślniczych i wzrost dobrobytu obywateli, spowodowały prócz oczywistych pozytywów w postaci rozwoju cywilizacyjnego i kulturalnego, rozkwitu architektury i sztuki, także pogorszenie sytuacji ekonomicznej wielkiej rzeszy kobiet. W okresie wcześniejszym wiele niewiast zatrudnionych było we włościach świeckich i duchownych, gdzie we dworskich, zamkowych czy klasztornych warsztatach znajdowały zatrudnienie przy tkaniu, farbowaniu, garbowaniu, szyciu, haftowaniu, praniu, a także robotach gospodarskich. Otrzymywały za to liche wynagrodzenie, lub żadne, lecz także wikt, opierunek i dach nad głową. W sytuacji wielkiego rozwoju rzemiosła i przepisów prawnych tępiących konkurencję “partaczy” i dających przywileje licznym cechom, wielka liczba kobiet nagle pozostała bez pracy, dachu nad głową i socjalnej opieki. Jedynym rozwiązaniem tej kwestii “babskiej” było skanalizowanie gwałtownie wzbierającego żywiołu bezrobotnych poprzez proceder prostytucji wędrownej i ulicznej. Aby okiełznać społecznie eskalację zjawiska zacni, acz wyrachowani rajcy i kupcy, ojcowie miast dzierżawili budynki lub mieszkania przy wydzielonych ulicach oficjalnie rejestrowanym rajfurom i rajfurkom, powołując w ten sposób do istnienia instytucję burdelu. Słowo burdel pochodzi od określenia “dom na uboczu” i określa charakter owego przybytku w pejzażu miasta. Burdel miał swój regulamin i ułatwiał “porządnym” obywatelom dyskretny dostęp do cielesnych uciech i odizolowanie siedlisk kobiet nierządnych od “zdrowej” tkanki miasta. Jednocześnie władze miejskie mogły dowolnie dysponować swym nierządnym fraucymerem w przypadku podejmowania znamienitych gości, od powitań w strojach Ewy, mitologicznych kostiumach lub wytwornych szatach, a także do świadczenia uciech łoża znamienitym gościom. Średniowieczne miasto zorganizowało się, więc w wyraźną strukturę przestrzenno-hierarchiczną, poczynając od kwartałów cechowych kupców, poprzez dzielnice żydowskie, ulice cechów rzemieślniczych do dzielnic rozpusty, których członkinie posiadały regulaminowy ubiór i pozaseksualne obowiązki na rzecz społeczności, w tym rzecz jasna podatki do kasy miejskiej. Miasto było, więc mikrokosmosem, społecznym ładem, żywym organizmem z logiczną społecznie „morfologią”, a nie, jak współcześnie, chaosem, wynikłym z bezdusznych reguł ekonomii i korupcji.
Ale od zawsze, od czasów powstania cywilizacji miejskiej, jej reguły i restrykcje wynikały z zasady męskiej dominacji, męskiej filozofii eksploatacji natury i poniżenia kobiety. Jako najbardziej kuriozalną formę eksploatacji kobiet przez zorganizowaną “ligę męską”, podać należy fakt specjalnego opodatkowania rzymskich prostytutek w 1471 roku przez papieża Sykstusa IV na finansowanie budowy bazyliki św. Piotra w Rzymie. Trudno o większy cynizm. Jednak od czasów najdawniejszych do chwili obecnej z uprawiania prostytucji przez kobiety głównie zyski czerpali mężczyźni, gdyż z tego, co dostawała od klienta do ręki nierządnica tylko ok. 10% trafiało do jej kieszeni, zaś reszta tuczyła trzos, a potem portfel municypalny i sutenerski. Jedynie samodzielne i wykształcone kurtyzany miały szansę zarabiać dla siebie i robić życiową karierę. Ale tak jak i w innym społecznym układzie arystokracja stanowi niewielki procent nędznego ogółu i stanowi wyjątek od bezdusznej reguły eksploatacji wszelkich kategorii plebsu.
Sytuacja kobiet w średniowiecznym mieście zakładała karierę pani domu, zakonnicy lub beginki (skoszarowanych kobiet wykonujących zlecone prace na rzecz miasta), a także dziwki. Udział kobiet w zorganizowanej działalności rzemieślniczej był w sposób prawny ograniczany lub uniemożliwiany. W przypadku śmierci męża żona mogła prowadzić jego warsztat, ale nie mogła przyjmować terminatorów, kiedy więc mężowscy się wyzwolili, warsztat upadał z powodu braku rąk do pracy. Jedynie w cechach tkackich liczba kobiet dorównywała męskim rzemieślnikom, a na Śląsku już w XIV wieku przewyższyła liczbę męskich tkaczy. W innych przypadkach, jak na przykład w postawie norymberskich introligatorów, wykluczających z cechu kobiety na zasadzie “kodeksu honorowego”, doszukać się można jawnej wrogości i męskiego szowinizmu. Z końcem XVII wieku w całej Europie wyparto kobiety z rękodzielnictwa cechowego. I kiedy myśleli już butni pogromcy “babskiego rodzaju”, że ostatecznie pokonali wroga, sami zostali pokonani przez Molocha, maszynę parową i powstający przemysł, w którym to znalazły też zatrudnienie kobiety. Na zasadzie taniej siły roboczej, a nie ze względów humanitarnych, rzecz jasna...
Zastanówmy się teraz, jak sprawy owe, czyli społeczna pozycja kobiety i prostytucja, jako rozwiązanie dylematu kobiet “zbędnych”, miały się w średniowiecznym Gdańsku. Możemy wstępnie przyjąć, iż książęcy gród warowny pod nazwą Gydanyzc istniał w miejscu ujścia Motławy do Wisły już w IX wieku. Oficjalny zapis związany z chrystianizacyjną działalnością misyjną w Prusach czeskiego biskupa Adalberta w 997 roku opisuje w pełni zorganizowaną warownię i port obsługujący handel wiślany. Historyczna “premiera” Gdańska nie związana jest jednak ze zjawiskiem wielkim lub niezwykłym, lecz największym grzechem popełnionym przez Kościół Rzymskokatolicki, a mianowicie nawracaniem “na jedynie słuszną wiarę” metodami “ogniem i mieczem”. Z tej racji, iż każdy człowiek posiada niezbywalne prawo do wyboru swego Boga, lub życia we własnej tradycji religijnej, zainstalowanie chrześcijaństwa w wielu krajach Europy miało charakter jawnie przestępczy, ale akceptowany obyczajowo. Przy okazji chrystianizacji nacja Prusów zniknęła z powierzchni ziemi. Jeśli ktoś uważa, że było to dziejową koniecznością i „cel uświęcał środki”, to niech pomyśli o pewnej analogii, a mianowicie zjawisku eksterminacji Indian przez amerykańskich kolonizatorów i wojska federalne, także sztucznie wywoływanych na rozkaz Stalina klęsk głodu na Ukrainie i Powołżu w latach 1932-1933, czy stymulowanego antysemicką obsesją nazistowskiego holokaustu. Z owego porównania wynika jasno, że wszelkie próby działania w myśl zasady “jedynej słuszności” dzielą świat wedle czarno-białego schematu i dają dopust na straszliwe zbrodnie w imię fanatycznej idei. Mechanizm umniejszania wartości jednych ludzi, a przypisywanie innym rzekomych walorów, to podstawowa przyczyna, z powodu której Ziemia bardziej przypomina piekło, niż Ojczyznę Ludzi. Smutne to, ale jednoznacznie prawdziwe.
Wracając do historii nadrzecznego i przymorskiego miasta, przypomnieć należy, że założone zostało na prawie lubeckim przez księcia pomorskiego Świętopełka na terenie podgrodzia w latach 30-tych XIII wieku. Do miasta napływać wkrótce zaczął żywioł niemiecki, wnoszący do życia lokalnej społeczności wysoki poziom technik rzemieślniczych, pokaźny kapitał i dobrze zorganizowany system handlowych powiązań. Stare i Główne Miasto powstały z pierwotnego organizmu miejskiego w XIV wieku. Zdobycie Gdańska przez Krzyżaków w 1308 roku i prawie 150-letnie rządy w mieście nie przyczyniły się do upadku miasta, a wręcz przeciwnie, rozwinęły go gospodarczo i utrwaliły silną pozycję wśród europejskich miast portowych. Należący od 1361 roku do Hanzy Gdańsk odgrywał poważną rolę w owej organizacji kupieckiej i dyktował warunki handlu na Bałtyku. Zrzuciwszy jarzmo krzyżackiej niewoli zrywem powstańczym w 1454 roku, gdańszczanie mogli zaoferować Rzeczypospolitej usługi największego poru zbożowego Europy. Handel zbożem oraz innymi surowcami zwożonymi z całego dorzecza Wisły, był przez stulecia fundamentem bogactwa Gdańska.
A gdzie bogactwo, tam popyt na towary, także cielesne. W bogatym, kupieckim mieście nierząd zlokalizowany był w koncesjonowanych domach publicznych i stanowił ważny czynnik stabilizacji społecznej i źródła dochodów miejskich. Ta pragmatyczna postawa, z nielicznym odstępstwami od reguły, realizowana była w Gdańsku na przestrzeni wieków. Już w połowie XV wieku dwie ulice - Zbytki i Różana, znane były jako rewiry nierządu, gdzie po cenach umiarkowanych otrzymać można było pełen asortyment rozkoszy cielesnych u zamieszkałych tam nierządnic. Ulica Zbytki położona była nieopodal murów miejskich i przylegała do obecnej ulicy Ogarnej, zaś Różana znajdowała się w dzielnicy Świętojańskiej i graniczyła z rozległymi ogrodami. Obie ulice istnieją do dziś, lecz nie posiadają znamion dawnego charakteru. Ongiś stanowiły one hałaśliwe i rubasznie rozhukane tereny, swoiste enklawy wyzwolonych spod uładzonej, mieszczańskiej obyczajowości, namiętności ludzkich. Realizowana była tu, tradycyjnie praktykowana przez człowieka (mężczyznę) średniowiecza, "triada ludyczna" czyli pijaństwo, tańce i uciechy łoża. Miejsca te znane były powszechnie, tak że przybywający do Gdańska liczni kupcy, czeladnicy, wagabundzi, szlachta i pielgrzymi kierowali często tam właśnie pierwsze swe kroki. Warto przypomnieć fakt historyczny, iż w owych czasach liczną grupę klientów nierządnic stanowili pielgrzymi, którzy pod świętobliwym szyldem ukrywali swe niskie upodobania, zaś wyżebrane od szacownych mieszczan pieniądze przeznaczali nie na wikt i opierunek lecz nierządny rozkurz. Tak, więc służyli wyuzdanemu Erosowi, a nie deklarowanemu obłudnie srogiemu Jahwe...
Wiemy też, jak nosiły się i wyróżniały spośród szacownych mieszczek gdańskie nierządnice. Z tej racji, iż kobiety owe uprawiały swe "rzemiosło" jawnie i bez atmosfery niezdrowej tajemniczości, sygnalizowały to czytelnie ubiorem. Nosiły przeważnie zielone lub czerwone suknie, zazwyczaj z wydatnymi dekoltami. Do stroju charakterystycznego należały także czerwone lub żółte chusty. Opasywały się często żółtym (w praktyce zaś złotym) pasem. Długość sukni nie miała "mundurowego" unormowania, lecz przeważały krótkie (oczywiście za kolana, bo długość to rzecz epokowo względna). Powinny też nosić specjalne czepki i naszywki na ramieniu, lecz ten przepis, ponoć, ważyły sobie lekce. Przypisanym prawnie obowiązkiem gdańskich nierządnic było uczestnictwo w gaszeniu pożarów. Dotyczyło to nierządnic uprawiających proceder w łaźniach pod zwierzchnością starszego łaziebnego. Zaś szefowie łaźni w owym przypadku dostarczać musieli wannę wody strażakom. Zapis ten można znaleźć w wilkierzu miejskim (zbiorze praw) z tamtej epoki. Skądinąd wiadomym jest, że nierządnice nie kwapiły się do spełniania swych społecznie pożytecznych powinności, lecz zapewne ich pozycja “wąskiej specjalizacji” i związane z tym poczucie bezkarności nie ściągała na ich głowy (i inne, mniej prestiżowe części ciała) dotkliwych sankcji, które to spotykały innych, mniej miłych zmysłom łamaczy prawa.
Niekiedy po nocnych "znojach zawodowych" wychodziły na miasto watahami lub pojedynczo, w ubraniach niekompletnych i niedbałych, często w samych koszulach, spod których przeświecały dorodne lub pospolite kształty. Włóczyły się po tawernach i szynkach, zaczepiając biesiadników, obłapiając się z pijanym motłochem lub birbantami wyższych stanów, śpiewając, tańcząc, obnażając wdzięki cielesne, grubiańsko dowcipkując i w ten sposób przyszłych klientów sobie rając. W tych czasach nie wywoływało to skandalu, gdyż jak to sobie mylnie wyobrażamy (wbito nam w głowę), średniowiecze nie było okresem udręki i posępności, lecz obyczajowego rozpasania, kulturowo akceptowanej rozwiązłości seksualnej oraz gwałtownie i jawnie przeżywanych stanów emocji i uniesień. Dopiero nowożytność oddzieliła rygorystycznie sprawy seksu i szeroko pojętej fizjologii od obszaru życia publicznego, czyniąc zeń zjawiska intymne i opatrując tabu kulturowym.
Wbrew propagandzie szkolnej lat PRL średniowiecze, czyli czasy królów-pomazańców bożych, pochodów biczowników, zakonów kontemplacyjnych i żywej pobożności, było epoką wyrazistą, tętniącą pasją życia, walczącą z trwogą wszechobecnej śmierci w postaci wojen i zaraz, hołdującą we wszystkich sferach życia niezwykle żarliwej ekspresji uczuć i barwnej różnorodności obyczajów. Nierząd mieścił się w obszarze potrzeb oczywistych i naturalnie przypisanych mężczyźnie i wedle przekonania ogółu niwelował społecznie negatywne postawy. Był wentylem bezpieczeństwa, obok opilstawa, dla sfrustrowanego plebsu, dla awanturniczych i zawadiackich, agresywnych i niebezpiecznych wobec otoczenia "elementów", czyli wszelkiej maści kpiących z prawa i społecznego porządku, lecz także bogatych i znudzonych jałowizną życia małżeńskiego mieszczan, wielmożów oraz dwulicowego kleru.
O rozmiarach obyczajowego liberalizmu, a wręcz wyuzdania średniowiecznego, niech zaświadczą następujące formy ówczesnej obyczajowości. W niektórych miejscowościach europejskich był zwyczaj chodzenia nago na biesiady i tańce, a także w sytuacjach mniej ludycznych, jak żniwa czy inne prace gospodarskie w dni upalne. Na porządku dziennym było witanie koronowanych głów przez orszaki nagich dziewcząt wynajętych w tym celu przez rady miejskie. W 1461 roku grupa nagich nierządnic witała Ludwika XI w Paryżu uzupełniając swój występ recytacją okolicznościowych wierszy. Tańcząca gromada dziwek w stroju Ewy witała gorąco Karola Śmiałego w Lille w 1468 roku, zaś wjazdy do Wiednia cesarzy Zygmunta i Albrechta II fetowały wynajęte, nagie prostytutki. A tak opisywał panujące naonczas obyczaje kronikarz Geiler z Kaisersbergu: "wielu wydaje się, że nie potrafią rozmawiać z kobietą nie dotykając jej piersi", a także, iż “rodzice i służba chętnie onanizują dzieci, aby im uciechy przysporzyć, zaś właściciel burdelu w Ulm zmuszony był zabronić korzystania z seksualnych uciech dwunastoletnim chłopcom”. Ale z dwojga tych zjawisk, to masturbacja, czyli onanizm, był czymś bardziej „niewinnym” i oczywistym w obyczajowości tych czasów.
Masturbacja była zatem zjawiskiem społecznym powszechnym i w kręgach plebejskich dość oczywistym. Początek chrześcijańskiego zainteresowania problemem masturbacji nastąpił dość późno, kiedy jednak pozycja Kościoła ustabilizowała się, myśliciele zaczęli dywagować nad problem, który wielu nurtuje po dziś dzień. Święty Jan Kasjan (zm. 435 r.) twierdził, że sny erotyczne, nocne polucje i masturbacja stanowią oznakę żądzy i nawet dla bardzo pobożnego mnicha mogą stać się przeszkodzą na drodze do świętości. Podobnego zdania był święty Cezary z Arles (V-VI wiek). Wszystko to były opinie dość radykalne. Poza klasztorami i poza ośrodkami życia religijnego do masturbacji podchodzono tak jakby… to w ogóle nie był problem, a fizjologiczną oczywistością.
Publicznie nikt, prawnie czy moralnie, nie piętnował onanistów, nie zdarzało się, aby władze świeckie próbowały pociągać onanistów do jakiejkolwiek odpowiedzialności. Autorzy penitencjałów (ksiąg pokutnych) spoglądali na onanizm bardzo tolerancyjnie. W penitencjale z IX wieku masturbujących się księży zalecało karać zaledwie trzytygodniowym postem. Penitencjał Staroangielski „brukanie swego ciała własnymi rękoma” karał „tylko” 20-dniowym postem. Inne uczone prace podkreślały, że ze wszystkich seksualnych grzechów masturbacja jest najmniej poważnym wykroczeniem. Zastanawiano się nawet na forum kościoła, czy w ogóle tak mało istotny akt „dewiacji życia płciowego” wymaga spowiedzi i pokuty. Zatem nie dziwota, że ludzie średniowiecza namiętnie się masturbowali. Karani byli jedynie, kiedy ludzie z czymś takim wychodzili na ulicę, czyli czynili zgorszenie publiczne. Kary były zbliżone dla mężczyzn i kobiet, rzekłoby się – demokratyczne, chyba że w grę wchodziło wykorzystanie artefaktów masturbacyjnych. Za kobiecą masturbację z wykorzystaniem sztucznego członka niejaki Burchard z Wormacji (X-XI w.) zalecał karać roczną (jeśli zabawa odbywała się w pojedynkę), lub nawet trzyletnią pokutą (kiedy udział brało więcej osób płci obojga).
Średniowieczne podejście do masturbacji opisał na przełomie XIV i XV wieku Jean Gerson, francuski wykładowca, reformator i poeta, który pełnił funkcję kanclerza uniwersytetu paryskiego, a poświęcił jej cały traktat naukowy. Uznał on masturbację za problem istotny, ale także za zjawisko, które dotyczy każdego, kobiety i mężczyzny, już od najmłodszego wieku. Gerson był zatem zdania, że: „Chłopcy często zaczynają się masturbować już w wieku pięciu, lub nawet trzech lat. Zanim zdążą dorosnąć na tyle, by docenić wagę swego czynu, są już tak bardzo uzależnieni od sprawianej samym sobie przyjemności, że wciąż bezwolnie manipulują przy swoich genitaliach”. A jakie było rozwiązanie owego wstydliwego problemu wedle średniowiecznego myśliciela? Dobre towarzystwo, dużo modlitwy, częste poszczenie i samobiczowanie. W przypadku, gdyby to wszystko nie pomogło e można było, zdaniem Gersona, splunąć na ziemię, jednocześnie wypowiadając formułkę odpędzającą diabła. Żądza przynajmniej na chwilę powinna dać o sobie zapomnieć, a zajęć na on czas było nie mało, więc nie zawsze dochodziła wyraźnie do głosu.
Ale nie „samodogadzanie”, ale korzystanie z uciech płatnej miłości jest obiektem zainteresowania naszej opowieści (choć nie jedynym) więc wracajmy ad rem. Odnotowano także, iż w hanzeatyckiej Lubece kobiety niższych stanów, nawet zamężne, niejawnie zasilały szeregi pensjonariuszek tamtejszych burdeli. Zapewne działo się to także w Gdańsku, gdyż obyczaje miast portowych Hanzy nie różniły się zasadniczo. Dla większości kobiet, szarych gospodyń domowych, jedyną możliwością zarobku (niezależności od mężowskiego trzosu) było uprawianie nierządu. Cnotliwe z pozoru mieszczki wynajmowały w “dzielnicach rozpusty” lokale, gdzie parę godzin dziennie sprzedawały swe ciało. Mieszczański styl życia preferował chciwość pieniądza, jako wizytówki społecznej pozycji i fasadową cnotę, a te właśnie objawiają się dobitnie w owych “cichodajskich” praktykach.
W Gdańsku od 1342 roku obowiązywał przywilej miejski przyznający mieszkańcom wybór samorządu, zaś od 1378 roku obowiązywało prawo chełmińskie, które zapewniało miastu rozwój i obronę. Strzegło też zasad moralności chrześcijańskiej. Jak każde prawo wspierało bogacenie się bogatych i biednienie biednych, zaś karało tych, którzy nie respektowali tego porządku. Nierząd, lub jak kto woli wszetecznictwo, uprawiany był więc w sposób zorganizowany w przybytkach zwanych zamtuzami, lupanarami lub później (od włoskiego bordello) burdelami. Były to miejsca, gdzie rezydowały "uczciwe" nierządnice, płacące co tydzień stosowną taksę podatku do kasy miejskiej. Ciekawym zjawiskiem był fakt, iż zarządcami owych bordeli byli nie tylko regularni sutenerzy, ale często kaci, którzy z nadania rady miejskiej mieli pieczę nad procederem o równie podłej kondycji. Jednakowoż byli nimi przeważnie zawodowi kuplerzy, którzy na sprytnej dzierżawie kamienic i “promocji” nierządu zarabiali tyle, co bogaci kupcy. Tak, więc zarządzanie nierządem, a nie sam proceder oddawania się za pieniądze, był źródłem wielkiego dochodu. Tak jak przed wiekami w zamtuzach, także dzisiaj w "agencjach towarzyskich" dochody nierządnic nie są "bajońskie", zaś znacznie lepiej mieli się i mają ich "opiekunowie", czyli alfonsi, bowiem w męskim świecie, w systemie bezwzględnej "fallokracji", kobiety pracują, a mężczyźni zbierają owoce. Na szczęście w dobie współczesnej kobiety mają wiele szans na realizowanie swej niezależności ekonomicznej, tak więc nie tylko w sferze nierządu, ale w bardziej godnych dziedzinach życia społecznego i zawodowego kobiety wybijają się dzielnie na ekonomiczną niezależność, bowiem za Marksem: "kto ma pieniądze, ten ma władzę". Ale są współczesne wyjątki od reguły: w III RP idzie się w politykę, do władzy, aby mieć korupcyjne pieniądze.
Wracając do wątku, nierządnice wstępując do cechu stawały się “własnością” miasta, miały więc określony kodeks obowiązków. Członkinie cechu ubierające się w sposób przepisowy i wypłacające się regularnie zaopatrywane były przez zarządców burdeli w pościel, przyodziewki, wyżywienie i trunki. Te, które "grzeszyły" niewypłacalnością, pozbawiane były przedmiotów osobistych i ubrań, poddawane karze chłosty, lub nawet więzione. Kary dotykały zatem nierządnice za uchybienia finansowe, a nie za fakt uprawiania płatnej miłości. Karani byli także mieszczanie, którzy wynajmowali pokoje nierządnicom na uprawianie procederu poza obszarem wyznaczonym na ulice rozpusty. Kara za kwaterowanie dziwki była dotkliwa i uiszczana w formie opłaty w wysokości 8 grzywien srebra, czyli ok. 650 g. kruszcu. Karani byli także mężczyźni rozpustni, czyli tacy, którzy żyjąc w stanie małżeńskim utrzymywali konkubiny, lub popełniali bigamię. Znany jest przypadek kupca gdańskiego, który w II poł. XV wieku został zdemaskowany w sędziwym wieku jako bigamista od 20 lat posiadający drugą żonę w odległym mieście, którą często odwiedzał podróżując w interesach. Ukarany został publiczną pokutą polegającą na codziennym staniu w kościele ze świecą przez okres Wielkiego Postu, czyli 6 tygodni. Była to raczej kara symboliczna, lecz dla szacownego kupca zapewne dotkliwa. Prestiż mieszczański opiera się bowiem nie tylko na bogactwie, ale także na fasadowym wizerunku życia cnotliwego, które jest gwarancją szczęścia wiecznego.
Lecz nie mniej ważnym elementem doświadczenia średniowiecznego człowieka było proste, zmysłowe szczęście doczesne. Kolejnym, więc przyczynkiem do obrazu swobód obyczajowych średniowiecza był obyczaj swobody seksualnej w miejskich łaźniach publicznych. Owe łaźnie miejskie były koedukacyjne, a zażywający wspólnie kąpieli mężczyźni i kobiety oddawali się bez żenady erotycznym uciechom. Tu także świadczyły usługi nierządnice. Prócz nierządnic uprawiających w ramach katowskiej lub stręczycielskiej administracji swe rzemiosło, dziwki działały także pod zarządem łaziebnych w łaźniach miejskich. Warto tu podkreślić, że zrzeszenie i administracyjna kontrola uprawianego zawodu były gwarantem nietykalności nierządnic. Biada tym, które zarabiały na życie, nie rejestrując się i nie uiszczając stosownego podatku. Prędzej czy później spotykał je zły los w postaci ośmiodniowego uwięzienia, a następnie wydalenia z miasta, gdyż władze miejskie nie życzyły sobie nieuczciwej konkurencji dla swych „pupilek”. W owych czasach panowała swoista moda na igraszki z nierządnicami w łaźniach, bo obyczaje erotyczne i biesiadne w tych miejscach były społeczną oczywistością. Ilustrują liczne ryciny średniowieczne.
Całość obyczajów łaziebnych była wielce frywolna. Niektórzy amatorzy udawali się do łaźni już nago. Ci, którzy przybywali tu w odzieniu, rozbierali się w koedukacyjnych pomieszczeniach. Potem wstępowano do wanien także w towarzystwie mieszanym. Mężczyźni w czasie ablucji nosili zazwyczaj opaskę wokół bioder, zaś kobiety paradowały bez niczego, tak górą, jak i dołem. Zmieniło się to dopiero w XVI wieku, kiedy to zaczął obowiązywać zwyczaj publicznych kąpieli “tekstylnych” i usunięcia nierządu z łaźni. Wracając do tematu, w wannach zaczynały się radosne wodne igraszki i seksualne swawole, zaś dla kurażu popijano i pojadano ze stojących nieopodal stołów biesiadnych. Niejednokrotnie zabawę umilali grajkowie. Higieniczny charakter kąpieli schodził w tych okolicznościach na margines hulaszczych ceremonii.
Swoistej pikanterii życiu towarzyskiemu w łaźniach nadawały nierządnice łaziebne, które swą obecnością i inwencją czyniły z ówczesnej łaźni istne sanktuarium rozpusty. Tak, więc niezwykle barwnymi i charakterystycznymi postaciami epoki były owe dziwki łaziebne, otoczone nimbem podań i anegdot. One to właśnie posługiwały w szatach niekompletnych lub zupełnie nago, podając zażywającym kąpieli jadło i napitki, pomagały też w szorowaniu ciała, lecz nade wszystko uskuteczniały masaże wszystkich przyrodzonych członków cielesnych i zachęcały do wzajemności. W ludowej wyobraźni skore do świadczenia wszelkich usług intymnych nierządnice łaziebne urastały do rangi doskonałych kochanek. Lecz także z racji dwuznacznej funkcji dotykały je pomówienia o czary. W 1435 roku w Wiedniu książę Ernest kazał utopić w Dunaju swoją synową jako czarownicę, kiedy dowiedział się, że w przeszłości trudniła się posługą łaziebną.
Uczęszczanie do łaźni było rozrywką tak popularną, że odnotowywano przypadki, iż zaopatrywane gastronomicznie i rekreacyjnie przez lokai i usłużne łaziebne pary kochanków spędzały w łaźniach całe tygodnie, przeświadczone o zdrowotnych walorach tego procederu. W wielu krajach kursowało krotochwilne powiedzenie podkreślające zalety i uroki łaźni, a brzmiało ono: "kąpiel i kuracja były zdrowe dla wszystkich, to i w ciążę zaszły matka i córka, i dziewka, i pies". Średniowieczne łaźnie niejednokrotnie były po prostu burdelami. Gdańsk nie był wyjątkiem w tej dziedzinie. Zatem wyobraźmy sobie, jak niczym baśniowe Syreny, pławiły się u boku brodatych szyprów gdańskie nierządnice łaziebne, słuchając ich opowieści o morskich potworach i mieszkańcach krain zamorskich o psich głowach, racząc szczodrze spragnionych marynarzy piwem jopejskim i swymi wdziękami...
Nierządnice średniowieczne były to osóbki cenne dla prestiżu i pozycji miasta, a niech świadczy o tym fakt, że w bordelach wynajmowanych przez radę miejską na kilka dni, lokowani byli posłowie zagraniczni, dygnitarze państwowi, przedstawiciele możnych rodów czy nawet głowy koronowane. Należało to do wyrazów gościnności w najlepszym tonie, a erotyczne prezenty gorliwie konsumowane były przez znakomitych oficjeli. Czasem na wiele dni wynajmowane były lupanary wraz z ich nieodzownym personelem, aby po trudach oficjalnych rokowań i debat wszelkiej kategorii nieoficjalnego odprężenia doświadczyli szacowni posłowie i dyplomaci rangi najwyższej. Faktem historycznym jest przyjęcie, jakie zgotowała rada miejska Berna cesarzowi Zygmuntowi, który wraz z dworem odwiedzał to miasto w 1414 roku. Do dyspozycji szlachetnych gości oddane zostały w bezpłatne użytkowanie wszystkie burdele miejskie. Była to najbardziej szczodra i poufała forma podejmowania znakomitych gości w ówczesnym obyczaju europejskim. Nie inaczej w tej dziedzinie rzeczy miały się w Gdańsku, gdzie poselstwa i inni znamienici goście kwaterowani byli na czas pobytu w mieście w zamtuzach i korzystali do woli z ofert cielesnych nierządnic na koszt miasta.
Średniowieczni uczeni scholastycy, twórcy “teologii moralnej” z kręgów paryskiej Sorbony w XIII wieku, orzekli i przykładami zilustrowali teorię, iż mężczyzna przedwcześnie traci siły witalne lub umiera, jeśli nie otrzymuje stosownych ilości rozkoszy cielesnych w postaci miłości małżeńskiej, a także usług świadczonych przez nierządnice. A zatem zjawisko nierządu uzyskało moralną i "państwowotwórczą" sankcję, gdyż liczna rzesza ubogich czeladników, marynarzy i żołnierzy niechybnie przedwcześnie zeszłaby z tego świata, gdyż nie stać ich było na stosowną wyprawkę ślubną dla swej wybranki. Tak więc kobiety nierządne utrzymywały w należytej kondycji owych chudopachołków i nieudaczników, spełniając “chwalebną” rolę "miłosiernych samarytanek" dbających o niewzruszoność ładu społecznego. Tak przynajmniej pojmowały to naukowe umysły epoki.
Umysły duchowne uznały też za konieczne, aby naprawiać ich zdefektowane wnętrza przy pomocy wypróbowanych technik obrzędowych. Dbano więc o dusze ladacznic, uznając, iż obciążone są grzechem, lecz uzasadnionym wyższą racją zbawiania mężczyzny od nudy i piekielnej żądzy. Kobiety nierządne chodziły zatem do kościołów, gdzie stosownie do ich podłego stanu wystawać mogły jedynie w kruchcie pod chórem. Udzielano im także sakramentalnych rozgrzeszeń i pokrzepiano komunią, aby nieszczęsne siostry Marii Magdaleny na potępienie wieczne nie były skazane. W gdańskiej Bazylice N.M.P. znajdowała się kaplica, przeznaczona dla pragnących doświadczyć modlitewnego ukojenia i zmazania win nierządnic.
Nie mniej ważna, a może najważniejsza w ziemskiej, jedynie sprawdzalnej i namacalnie odczuwalnej perspektywie, była prawna sytuacja nierządnic w społecznej rzeczywistości średniowiecznego miasta. Niespokojne czasy średniowiecza, pełne wielkich katastrof wojennych, upiornych żniw “czarnej śmierci”, czyli wielkich epidemii dżumy i cholery, nieustannego widma zagłady, głodu i metafizycznego strachu przed potępieniem wiecznym, podgrzewały atmosferę agresji i okrucieństwa. Seksualna przemoc męska stała się powszechną postawą zbankrutowanych mieszczan i rycerzy-rabusiów. Sytuacja powszechnej “apokalipsy” wyzwalała skrajne, okrutne i lubieżne zachowania mężczyzn, zwłaszcza wobec kobiet, które pozbawione praw i społecznego prestiżu były masowo gwałcone i zabijane. Gwałt zbiorowy należał do obowiązkowych rytuałów zwycięskiej armii, obok rabunku i burzenia miasta. Jedynie prawna kodyfikacja mogła naprawić sytuację ogólnego wynaturzeni obyczajów i uprawianej nielegalnie, choć nie ściganej prawnie, prostytucji. Nierząd miał charakter żywiołowy i nie zaprzęgnięty do świadczeń podatkowych. W owym czasie tradycją było odbywanie schadzek przy studniach miejskich, gdzie dziewczęta skłonne odpłatnie udostępniać swe wdzięki, wystawiały się gromadnie na widok publiczny pod pretekstem czerpania wody. Stąd prawdopodobnie bierze się nazwa profesji - putana, która pojawiła się wtedy obok dawnej kurtyzany i metresy. A źródłosłowem nowej nazwy było puteus, czyli źródło.
Kobiety nierządne oddawały się podówczas swym klientom w wynajętych pokojach, pod miejskimi murami, na cmentarzach, w krzakach, miejskich zaułkach, czyli warunkach polowych. Prawne zorganizowanie się prostytutek w korporacje cechowe, dzierżawa domów publicznych przez miasto, opodatkowanie procederu nierządnego i obowiązek noszenia charakterystycznych strojów, stworzył regularny rynek pracy nierządnej i zainstalowanie instytucji burdelu w topografii i obyczajowości miasta. W krajach Zachodniej Europy nierządnica chroniona prawem i umieszczona na swoim miejscu w miejskiej hierarchii, przestała być obiektem agresji i pogardy, a stała się pełnoprawną uczestniczką społecznego spektaklu. Niestety na ziemiach polskich do czasu statutów Kazimierza Wielkiego z XIII wieku, nakładających grzywnę na zabójcę nierządnicy (kobiety powłócznej), wędrowne i stacjonarne dziwki mogły być bezkarnie zabijane, choć nie było powodów ku temu, gdyż nierząd był zdepenalizowany, czyli legalny. Istniał w Polsce także obyczaj prostytucji gościnnej (w krajach ościennych także) polegającej na przydzielaniu żony przez męża do seksualnej posługi na rzecz gościa. Kobieta była wartościowa, o ile stanowiła atrakcję użytkową dla mężczyzn. Bezrobotnych, pozbawionych praw kobiet było wiele, więc ubytek jednej zastępowała następna. Następna mrówka, z licznego, bezimiennego orszaku, wpadająca męskiemu “osłu pod kopyta”...
Inaczej natomiast, choć tak samo okrutnie, było w czasach pogańskich, kiedy to niemiecki kronikarz Thietmar odnotowywał straszliwe akty barbarzyństwa, stosowane jako kary wobec nierządnic przyłapanych na procederze. Otóż takim kobietom wycinano srom i przybijano nad wejściem do domu, aby tym sposobem odstraszać potencjalne amatorki zarobkowania przy pomocy tego “narzędzia pracy”. Wspomina także o kamienowaniu, jako sposobie wymierzania sprawiedliwości pojmanym na gorącym uczynku nierządnicom epoki bogów, patronów sił natury. Nic nie wspomina o karach dotykających mężczyzn korzystających z usług „kobiet powłóczonych”. Męski świat, bez względu na walory patronującego życiu boga, znał tylko jedną postać przestępcy seksualnego. Mężczyzna, nawet gwałciciel, był tylko ofiarą podstępnej pokusy, czyli porażającej męski umysł zmysłowo tumaniącej obecności kobiety. Zjawisko owo zostało historycznie odnotowane już w antycznej Grecji epoki Platona. Nie od dziś bowiem kobieta jest (ponoć) źródłem wszelkiego zła w męskim świecie, gdyż idea “koz(y)ła ofiarnego” jest wiecznie żywa...
Dlatego, więc opieka, jaką otoczono dziwkę w czasach chrześcijańskich nie wynikała z miłosierdzia i szacunku dla kobiety, ale z założenia, że na masowym zjawisku obrotu nierządnym pieniądzem można dobrze zarabiać, zatrudnić nadmiar bezproduktywnych kobiet, zaś nadmiar życiowej energii żyjących w miejskich skupiskach mężczyzn skanalizować pacyfistycznie, nie zaś pozwalać dochodzić jej do głosu w burdach, rozboju i miejskich tumultach. Prawo pozwalało kobiecie pracować na niwie nierządnego Erosa, ale to była tylko jedyna z nielicznych, wręcz “bezkonkurencyjna” w rywalizacji z męskim stanem na rynku zatrudnienia, forma kobiecej pracy, a na pewno lepiej dochodowa od znoju przekupki, praczki, czy mamki. Było to zatem jedyne zajęcie kobiece, które dawało poczucie znacznej emancypacji materialnej, iluzję samodzielności życiowej i doświadczenia pewnego poziomu życiowego luksusu. De facto była to tylko niewolnicza podległość wobec wyzyskującego dziwki stręczyciela i praca na rzecz męskiej przyjemności i dla męskiego zysku. Trudno o bardziej cyniczną sytuację. Ale na starość miraż lepszego życia się kończył, a starą, nikomu nie potrzebną nierządnicę wypędzano z miasta. Nie tylko łagodne i opiekuńcze było pańskie oko, które tuczyło ulubioną "klaczkę" dla uciesznych i rozkosznych spektakli płatnego "ujeżdżania", ale okrutne i wyrachowane, więc za wszelkie prawne wykroczenia, zazwyczaj związane z nielegalną regulacją prokreacji, nierządnice karane były surowo i przykładnie, aby znały swe miejsce w spektaklu życia i czuły mores przed męską władzą.
Także wyrazem owej postawy był fakt, iż nierządnice gdańskie nie były równe pozostałym obywatelom wobec prawa i nie dane im było cieszyć się, zawsze bliskim kobiecemu sercu, splendorem pięknego i kosztownego stroju. Zapisane jest w wilkierzu gdańskim z 1455 roku, iż czcigodne władze Gdańska zabraniały nosić nierządnicom zbytkownych szat jedwabnych, złotych i srebrnych ozdób i kolczyków, pereł i kamieni szlachetnych, a także gronostajowych futer. Zapewne wynikało to z cichej "umowy społecznej", że pieniądze uzyskane z podłego procederu nie powinny przynosić chwały ich właścicielce...
Częstymi wykroczeniami nierządnic było także okradanie pijanych klientów i bójki z konkurentkami. Kary, którym najczęściej poddawano nierządnice, dzieliły się na cielesne i hańbiące. Do cielesnych należało publiczne batożenie po obnażonym zadku i stawianie półnago pod miejskim pręgierzem. Karami hańbiącymi było zgolenie włosów lub wystawienie na widok publiczny w kościele. W XV wieku w Gdańsku stosowano także karanie nierządnicy zamknięciem w klatce, którą wciągano na mur ratusza, a nieszczęsna kobieta mogła przebywać tam nawet parę dni, aż do momentu, kiedy “padła zemdlona” z wycieńczenia. Wszystkie egzekucje odbywały się publicznie przy wielkim zainteresowaniu mieszczan płci obojga i wszelkich kategorii wiekowych. Ongisiejsi prawodawcy byli przekonani, iż występek przykładnie ukarany przywraca zachwiany ład społeczny. O tym, czy twardość prawa jest skutecznym czynnikiem wymuszającym życie cnotliwe, nie rozstrzygnięto do dziś. Pewnym jest jednak to, że publiczne egzekucje dostarczały koszmarnej, lecz bezpłatnej rozrywki znudzonym mieszczanom, coś na kształt krwawego teatru. Współczesna humanitaryzacja prawa nie przynosi owoców pozytywnych w postaci spadku przestępczości, lecz staje się pretekstem do rozważań natury filozoficznej o priorytecie prawa. Czy służyć ma ono do ochrony jednostki patologicznej przed niekontrolowanym odwetem, czy też zachowaniu zdrowia społecznego organizmu? To pytania retoryczne. Dlatego słyszy się zarówno głosy chwalące średniowieczną skuteczność okrutnego prawa, jak też apele abolicjonistów o humanitarny wymiar prawa.
Dotkliwszą karą dla nierządnicy było jednak wypędzenie z miasta, gdyż kładło ono kres uprawianiu nierządu z "godnymi" partnerami i definitywnie wrzucało w świat motłochu. Wypędzone mogły zostać za takie przewinienia, jak wszczynanie burd w tawernach i szynkach, obnażanie się w miejscach publicznych i zakłócanie ciszy nocnej. Najcięższa kara, czyli śmierć poprzez poćwiartowanie, lub ścięcie, mogła się tylko przytrafić dziwce, której udowodniono dokonanie morderstwa, aborcji, lub porzucenia noworodka. Zaobserwowano także, iż w II poł. XV wieku w Gdańsku liczne były przypadki wiarołomstwa małżeńskiego, gdyż opuszczane przez swych uprawiających rzemiosło kupieckie mężów, nudzące się żony często korzystały z pokusy odpowiedzi na zaloty licznych na on czas zalotników wykonujących serenady podokienne. Żony zdemaskowane jako wiarołomne, pozbawione majątku i odprawione z kwitkiem, w ten bezduszny sposób degradowane były do roli nierządnicy, jako jedynej roli społecznej pozwalającej zachować nieszczęsnej amatorce amorów pozamałżeńskich utrzymanie bytu biologicznego. Tym to sposobem kobiety z rodzin patrycjuszowskich, lecz splamione moralnie w oczach małżonków i opinii publicznej, mogły zgodnie z prawem zostać zepchnięte na społeczne niziny i powiększyć grono kobiet „upadłych”. W tym przypadku określenie kondycji kobiety jako “upadłej” nie ma tylko metaforycznego charakteru. Ciekawe tylko, ile perfidnych mężów wykreowało zdradę swej żony, aby zagarnąć jej majątek i oddalić od siebie niezbyt atrakcyjną lub zrzędliwą, uciążliwą towarzyszkę życia. O tych faktach kroniki milczą, zaś dziennikarska demaskacja społecznej i politycznej nieprawości była na on czas zjawiskiem jedynie wirtualnym, jeszcze nie praktykowanym, ale potencjalnie możliwym, nie zaś istniejącym iluzorycznie w przestrzeni komputerowej. Warto czasem przypomnieć sobie dawne, pierwotne znaczenie pojęć współcześnie oddesygnowanych do obsługi nowych desygnatów. Warto tu, więc wspomnieć, że kobieta po staropolsku znaczyła tyle, co dziś kurwa, zaś białogłowa znaczyła ongiś to, co dziś kryje się pod pojęciem kobiety, czyli neutralną kategorię płci. Kto by też przypuszczał, że “puchacz” znaczył w języku doby sarmackiej właśnie to, co dziś cipa lu pipka. Męskie, zaś przyrodzenie nazywano „pyj”, stąd tylko krok do terminu „chuj”...
Czasy się zmieniają, które to popularne określenie oznacza zmianę mód, obyczajów, doktryn politycznych i pozornej humanizacji życia społecznego lecz niezmienna jest męska pogarda wobec kobiet, zwłaszcza nierządnych, które dostarczały i dostarczają swym odbiorcom uciech, o jakich marzyć by nie mogli w małżeńskiej łożnicy. A były to także ongiś zabiegi erotyczne, dziś traktowane jako praktyki wyrafinowane, wtedy występki zabraniane przez Kościół. I tak oto skuteczne, ręczne i piersiowe, masturbowanie gnuśnych lub leciwych lubieżników, stosunki analne, zwane wtedy “sodomią”, czy świadczenie usług oralnych, zwanych “fellatio” lub “miłością francuską”, to była oferta ówczesnych nierządnic, dzięki której życie seksualne mężczyzny nabierało małżeńsko wzbronionej pikanterii. Należy, więc przypuszczać, że i takie też były blaski i cienie owej odwiecznej profesji w średniowiecznym Gdańsku, bo przecież w zjednoczonej religijnie i handlowo Europie obyczaje, także te intymne, były podobne. Bo tylko współczesne wepchnięcie krajów Środkowej Europy w niż cywilizacyjny i kulturowy przez komunistyczny totalitaryzm degradujący i ograniczjący ludzkie obyczaje przez 45 lat mogło spowodować fakt, że po upadku Muru Berlińskiego, wschodni berlińczycy masowo rzucili się najpierw na ofertę konsumpcyjną “sexshopów” i porno kin, a dopiero potem supermarketów...
Lecz wracając do czasów zamierzchłych, zwanych średniowieczem, stwierdzić należ za Heraklitem, iż “wszystko płynie” i odmienia się (przeważnie na gorsze lub przerażające) pod niebem tej ziemi, tak więc blaski rozpasanego Erosa poczęły przygasać, a kolejne epoki znamienne były posępnieniem i wyrodnieniem seksualnych obyczajów. Lecz naszym zadaniem nie jest tropienie sensacji i pikanterii nierządnego procederu lecz pokazanie jego metamorfoz w związku z przemianą obyczajów społecznych, ich religijnej i prawnej. Tak, więc dokończmy charakterystyki oblicza nierządnego Erosa epoki „jesieni średniowiecza”, epoki zaraz, turniejów rycerskich, pogromów Żydów, wypraw krzyżowych i pochodów biczowników...
Jako uzupełnienie obrazu zawodowej rangi prostytucji średniowiecznej warto przytoczyć przykład terytorialnej ekspansji cechu nierządnic. Kiedy formowała się topografia zawodowa miasta i każde rzemiosło, w ramach ustalania cechowych tradycji i przywilei obejmowało w posiadanie pewny obszar, cząstkę miasta i przeobrażało ją w suwerenne terytorium wytwórstwa i handlu. Pamiątką o tym podziale rewirów są współczesne nazwy ulic: Piekary, Blacharska, Szewska, Garbary, Sukiennice, Winiary, czy gdańskie ulice Piwna, Garncarska, Kowalska, Chlebnicka, Złotników etc. Nierządnice jednak nigdy nie ograniczyły swego rewiru do jednej dzielnicy, a przebiegli stręczyciele pragnęli opleść “pajęczyną rozpusty” całe miasto. Bowiem seks nierządny uprawiany poza burdelem, w plenerze, lub mieszkaniu prywatnym, nie był dla miasta dochodowy, bowiem każdy burdel płacił podatek, a każda legalna nierządnica pomnażała dochód kasy miejskiej. Było to przyczyną wielowiekowych konfliktów między właścicielami burdeli, magistratem i policją obyczajową. Jest to niewątpliwą „wiecznie żywą” pikanterią obyczajową, kanwą scenariuszy filmowych i brukowych powieści…
I małą dygresja dotycząca innej odmiany seksu rubasznego, a mianowicie zoofilia, ukrywany, ale wielce popularny proceder seksualny w średniowieczu. Badania naukowe dowodzą, że nawet ponad 50% nastolatków w średniowieczu dopuszczało się aktów zoofilii. Byli to przeważnie pastuszkowie, kleryccy, czy dzieci chłopskie. W starożytności nikomu praktyki zoofilne nie przeszkadzały, a temat ten przenikał do mitów, literatury i sztuki, to jednak chrześcijaństwo wypowiedziało seksowi ze zwierzętami wojnę, która trwała przez całe średniowiecze. Paradoksem było jednak, że zoofilia w mniemaniu kościoła była lepsza od miłości francuskiej i analnej. Uczeni kościelni powszechnie traktowali zoofilię, jako odmianę masturbacji. To jednak nie rozwiązywało problemu, bowiem karano za masturbację z użyciem akcesoriów lub za czynności dokonywane w towarzystwie, tak więc owi uczeni zaczęli rozgraniczać stopień karygodności poszczególnych odmian zoofilii. Wedle zapisów wschodniosłowiańskich penitencjałów wynikało, że seks z ptactwem jest bardziej grzeszny, niż ze ssakami. Dla odmiany hiszpańscy mnisi byli przekonani, że bardziej karygodne jest dopuszczanie się stosunków z małymi zwierzętami, niż z dużymi. Niełatwy był, zatem los krowy, ludzkiej żywicielki, w czasach średniowiecza, a także dzisiaj nie jest lepiej…
Nie brakowało jednak autorytetów teologicznych skłonnych zmniejszyć pokutę grożącą za spółkowanie ze czystymi zwierzętami domowymi, w porównaniu do tych „zagnojonych” gospodarskich. Dlatego też św. Hubert z Liège (VII-VIII wiek) postawiał sprawę prosto: im zwierzę było bardziej „nieczyste” tym większa miała być kara za seks z nim uprawiany. Około 750 roku w kościelnych zaleceniach pojawił się nowy osąd zjawiska. Zoofilię w coraz większym zaczęto traktować, nie jako formę masturbacji, ale aktu seksualnego. Tak, więc zaczęto karać nie tylko ludzi, ale także, o ironio, zwierzęta! Teodor z Canterbury pisał: „Zwierzęta zbrukane przez stosunek seksualny z człowiekiem mają zostać zabite, a ich truchło rzucone psom na pożarcie”. Właśnie tą regułę powtarzano przez kolejne wieki, argumentując, że „zaszlachtowanie” zwierzęcia pomoże „wymazać wszelką pamięć o grzesznym akcie” (Iwo z Chartres, XI wiek). Następnie krytyka zoofilii nasiliła się jeszcze bardziej w XII i XIII wieku, wychodząc wówczas poza uczone zgromadzenia oraz klasztory i docierając do zwyczajnych kaznodziejów. O ile dotąd spowiednicy często przymykali na ten grzech oko, to teraz zaczęli go traktować z pełną powagą. Kary, za owe praktyki były bardzo surowe, a Ci, którzy dopuścili się spółkowania ze zwierzęciem po ukończeniu 50 roku życia mieli pokutować aż do śmierci! Lecz pomimo tego, praktyki zoofilne nigdy nie zostały wyeliminowane z życia ludzkiego. Na podstawie nowożytnych badań, prowadzonych w Europie i Ameryce od XVII wieku wynika, że stosunków ze zwierzętami dopuszczała się ponad 50% członków tradycyjnych społeczności! A zatem można powiedzieć, że zoofilia była formą nierządu ubogich warstw społecznych, co nie usprawiedliwia owego procederu, a jedynie wyjaśnia okoliczności sprawcze procederu, którego aspekt moralny jest we współczesnej cywilizacji jednoznacznie negatywny, z wyjątkiem współczesnych kultur prymitywnych, gdzie jest to dopuszczalne…
Jednak to nie zoofilia zaprzątała umysły teologów. U schyłku średniowiecza dwóch niemieckich teologów stworzyło dzieło, które dorównuje w okropieństwie konsekwencji wcielonej w życie "biblii faszyzmu", czyli Mein Kampf. Był to Młot na czarownice, spłodzony przez niemieckich dominikanów Jacoba Spenglera i Henryka Kraemera (Institiora) w 1486 roku, wsparty słynną bullą papieża Innocentego VIII Przeciw Czarownicom z 1484 roku. Nad bordelami z ulic Zbytki i Różana zawisła groźba niechybnej zagłady, gdyż żyjące na uboczu społeczeństwa, "wyzwolone" i uprawiające grzeszny proceder nierządnice uznane zostały za wspólniczki szatana. Na mocy teologicznych rozstrzygnięć domy rozpusty stały się nagle siedliskami mocy piekielnych. Niechybnie przyczyniły się też do tego zakażenia kiłą, która przywędrowała wówczas do Europy. Ta straszna choroba przywleczona została zza oceanu w 1494 roku wraz z konwojami floty hiszpańskiej pod dowództwem komandora Antonia de Torres, które przywiozły prócz zrabowanych skarbów także Indian zainfekowanych krętkiem. Była to losowa zapłata za okrucieństwa podboju Nowego Świata i miała w świadomości człowieka czasów przełomu wszelkie cechy apokaliptycznego "bicza bożego". Ponoć trędowaci nie wpuszczali syfilityków do swych leprozoriów, gdyż potworność i śmiertelność tej choroby przewyższała rozmiary ich cierpienia. Śmiertelność z powodu nie znanej, inwazyjnej bakterii, krętka bladego, była tak wielka, że porównać ją można ze żniwem “morowego powietrza”, czyli dżumy i cholery pustoszących w owych czasach Europę.
Straszliwa, nagle objawiona "niemoc z Neapolu" wstrząsnęła moralnym i obyczajowym fundamentem Europy. Strach przed chorobą, cierpieniem i śmiercią, które wynikały niezbicie z występnych praktyk pod patronatem Erosa, zmienił gwałtownie stosunek do kontaktów pozamałżeńskich i ogólnej atmosfery seksualnej swobody i rozwiązłości. Ludzki seksualizm został brutalnie napiętnowany fizycznym znamieniem grzechu i bożej kary za ową grzeszność życia. To, co traktowane było jako pikantna i radosna przyprawa żywota, przerodziło się nagle w podstępną paszczę kostuchy. Rozwiązłość seksualna była już nie tylko naganna moralnie, na co uprzednio skutecznie przymykano oko, ale okazała się wysoce niebezpieczna, ba - śmiertelnie groźna. I właśnie ten posępny cień śmierci rzucany przez lubieżną Wenerę odmienił trwale mentalność Europejczyków. Nie doskonalenie cnót chrześcijańskich, czy moralna nienaganność małżonków, lecz przyziemny, biologiczny strach wymusił obyczaj "czystości przedmałżeńskiej" i utrzymywanie "pewnych" kontaktów seksualnych w ramach małżeństwa. Chcąc małodusznie i naiwnie uniknąć bożego gniewu, w obliczu nieznanych przyczyn okrutnej choroby, ciężar odpowiedzialności za owo nieszczęście przerzucono na prostytutki. Któż bowiem mógł wiedzieć, że krętka bladego sprezentował Europejczykom przywieziony zza oceanu Indianin? Idea kozła ofiarnego skutecznie poprawiała samopoczucie moralnie marnym członkom ludzkich społeczności. W istocie za masowe rozprzestrzenianie się choroby odpowiedzialne były nierządnice, tak jak za epidemie dżumy szczury. Lecz był to mechanizm biologiczny, a nie sankcja metafizyczna.
Zaś w dziedzinie orzekania o grzechu i występku Kościół Katolicki stracił nagle swój monopol. Przed zagładą w ogniu inkwizytorskich stosów uratował gdańskie mieszkanki zakątków rozpusty Marcin Luter i jego liczna rzesza zwolenników reformacji. Oni to odebrali kościelnym urzędnikom prawo do ustanawiania absurdalnych dogmatów i grabienia ludu bożego poprzez dziesięciny, a prawo wyrokowania w sprawach wiary oddali Pismu. I tak w Gdańsku członkinie najniższego cechu ocalały przykryte chwilowo płaszczem nowej doktryny zbawienia, która podważała dogmaty starego ładu teologicznego i wyzwalały wyznawców z pajęczyny kościelnych ograniczeń i zobowiązań. Prostytucja, jako proceder przysparzający miastu dochodu, poprzez podatki z uprawiania nierządu, nie było przeto naganny, naganne było jedynie uprawianie niefiskalnego „cichodajstwa” Niestety w krajach Zachodu i Północy protestantyzm wkrótce zaczął krzepnąć w nową, podobną rzymskiej, represyjną doktrynę. Rewolucja, niestety, zawsze przemienia się w nowe jarzmo i „zjada swoje dzieci”. Jednak tu objawia się obyczajowa i kulturowa niezwykłość Gdańska. Tu nigdy protestantyzm nie wyrodził się w fanatyzm religijny, a był fundamentem miejskiego bogactwa…
Wszystkie zawirowania, wzloty i upadki żywota i pomyślności „kobiet nierządnych” wynikają stąd, iż “proceder kurewski” jest zjawiskiem, które nie podlega tylko mechanizmom ekonomicznym, ale także innym, prócz racjonalnych impulsom, a jedyną racją jego bytu jest odwieczna tęsknota mężczyzn do kobiecego “towaru” nabywanego dla egoistycznej przyjemności i bez zobowiązań, a „wrogiem publicznym” prostytucji, krzykliwym i nieskutecznym, jest religijne potępienie i fundamentalizm moralny wyznawców, choć to tylko fałszywa fasadowość. Tak, więc katolicy, protestanci, karaimi, kwakrowie, prezbiterianie, muzułmanie, judaiści, hinduiści, czy taoiści, choć publicznie ganią dziwki i rozpustne życie, to w skrytości ducha mażą tylko o takim “ostatecznym rozwiązaniu kwestii męskiej seksualności”, gdyż jeszcze się taki nie narodził, który wskazałby bardziej radosną drogę zmysłowego i egzystencjalnego spełnienia, bez ciężaru odpowiedzialności i życiowej dyscypliny, niż wyuzdana, spełniająca skryte fantazje męskie płatna miłość. Nawet współczesne operacje seksualne w cyberprzestrzeni komputera z sensorycznymi przystawkami nie zastąpią żywych praktyk. Zaś rola bogatej kobiety jest dziś taka, jak onegdaj mężczyzny, gdyż prestiż społeczny wynika z bogactwa, a biedny mężczyzna ma status osoby „uprzedmiotowionej”, może więc być męską dziwką. Równouprawnnie płci, to także równoprawność do korzystania z usług prostytutek płci obojga, czyli seksu bez konsekwencji…
Historie, które pojawią się na stronach tej książki świadczą dobitnie o tym, iż od czasów najdawniejszych do chwili obecnej, zmieniła się tylko cywilizacyjna oprawa, a nie zakulisowy mechanizm zjawiska nierządnej miłości, czyli kupna przez mężczyznę obiektu regulacji jego fizjologii seksualnej. Teoria doktora Freuda powiada, iż kultura jest wynikiem sublimacji niezrealizowanego, represjonowanego popędu seksualnego, a zatem jej wzorce i wartości są źródłem nieustannych cierpień człowieka, zwłaszcza tego, który instynktom pragnie folgować. Tam jednak, gdzie istnieje mechanizm represji, pojawia się sekretny sposób jego łamania. Zatem nierząd jest zakulisowym mechanizmem łagodzącym represyjny charakter kultury, pozwalającym w przypadkowości i anonimowości kontaktów, oraz wszelkiej swobodzie zaspakajania potrzeb seksualnych, przekraczać tabu małżeńskiej powinności wierności i idei prokreacji. Oczywiście tylko mężczyznom, a od niedawna bogatym kobietom także, tym wstępującym w męskich rolach i korzystających z przywilejów tym rolom przypisanych...
*
c.d.n AntoniK
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura