Wilk Miejski Wilk Miejski
140
BLOG

Pozwólcie dzieciom przyjść do mnie, czyli trudny kunszt poezji dziecięcej

Wilk Miejski Wilk Miejski Kultura Obserwuj notkę 0



Motto:

"Z tej krynicy wody ulej.

Kiedy nią przemyjesz oczy,

Wnet przed tobą się roztoczy

Gładka droga. Idź nią żwawo,

Byle w prawo, zawsze w prawo!

Gdy dotrzymasz tego święcie,

Spadnie z ciebie złe zaklęcie."

Jan Brzechwa

 

Powiem nieskromnie: jestem człowiekiem niezwykle łatwo realizowanej „pragmatyki mowy wiązanej”, niezwykle sprawnie, z wdziękiem domorosłego Trikstera, uruchamiam kołowrót rymotwórczy, a owo rymowanie, wręcz natrętnie i z entuzjazmem godnym lepszej sprawy, sprawia mi przewrotną, urwisowską radość i satysfakcję swoistej transgresji obyczajów przypisanych wiekowi. To takie moje barowanie się z powagą życia, która często powala na łopatki, a niesforne, poetyzowane nakłuwanie balonu powagi, to zajęcie przynoszące ulgę i radość z małego zwycięstwa w Ojczyznie Słowa nad hordami zatruwającego świadomość nadętego kłamstwa.  Zabawa w poezję, to moja pasja, moja forma walki z pustką i nudą jałowego życia umysłowego, powszechnego, słownego chadzania na manowce, to sposób na odwrócenie klepsydry, zdjęcie z wyobrazni okowów kapitulanckiego rozsądku, kiedy już bliżej, niż dalej, tak…

 Kiedy piszę wiersze spontanicznie, nie bawię się w słowne fajerwerki, kiedy „Wena bierze mnie z nagła, od tyłu”, to pod wpływem impulsu, uświadomienia sobie, że z mroku duszy wyłania się skończona forma pewnej odpowiedzi na postawione, często żarliwie, pytanie o sens mej egzystencji, jej poziom „humanizacji”, czyli przekraczania biologizmu i sensualności ku rejonom metafizycznym, dociekanie tajemnicy istnienia, to nie zastanawiam się, w jakim wieku będzie ich potencjalny czytelnik i czy go to ubawi czy poruszy. Mam przeświadczenie, że piszę je przede wszystkim dla siebie, dla rozszerzania wiedzy o sobie, dla poznawania swej duchowej potencji, dla wzniosłej, dla mnie to oczywiste, idei humanizacji i uszlachetnienia swego bytu świadomego zamkniętego w „otulinie białkowej”, dla poszerzenia swej podmiotowości o wątki zupełnie zbędne w życiu codziennym. To pragnie dość elitarne, czasem fanaberyczne, ale niesłychanie istotne, nadaje blask życiu przeżytemu z perspektywy adepta „wiedzy duchowej”, a nie zjadacza chleba z kiełbasą i serem, no może pomidora i jabłka. Zapewne są tacy, którzy wiedzą, o czym tu mówię. Dlatego też staram się być po swojemu sprawiedliwy, więc nie jedynie egocentryzm i swoista tendencja do „autokronikarstwa poetyckiego”, ale to także mój komunikat dla tych, co działają na podobnym diapazonie duchowego wtajemniczenia, są odwiecznymi pielgrzymami zdążającymi, no gdzie, a no – do Domu, z punktu Alfa do Omega, poprzez „chwilę światła między wschodem, a zachodem”, tak zacytowawszy Jacka Kaczmarskiego, z poszczególności ku Pełni…

Ale inaczej dzieje się, kiedy piszę dla Dzieci, bo to czynię, czyli odbiorcy, co także we mnie mieszka, ale już w „izolatce” i często jest „obywatelem specjalnej troski”. Zatem jeśli tak jest, to właśnie dlatego, że go w sobie noszę, potrafię empatycznie wczuć się w dziecięcą mentalność i napisać coś dla młodego odbiorcy, do człowieka, co nie ma na grzbiecie balastu lat dojrzałych i gorzkich doświadczeń. To pisanie nie jest tak podporządkowane idei „samopoznania” i odpowiedzi na pytania, ale ma apetyt na podzielenie się wiedzą z młodymi Adeptami w atmosferze „lekkiej, łatwej i przyjemnej”, ale z „wkładką mięsną” mądrości, bowiem: „Życie jest darem, od nielicznych dla wielu, od tych, którzy wiedzą i mają, dla tych co nie wiedzą i nie mają”, tak za Amadeo Modilghianim, bowiem naszym życiowym posłannictwem jest edukacja, czyli uczenie się i uczenie innych, młodych, lub wiedzy nie posiadających, wedle takiej recepty: "Celem życia człowieka na ziemi jest Edukacja, doskonalenie Boskiego Elementu... Jedyne zło w świecie wprowadza ignorancja, istniejąca w umyśle człowieka". To jest ideowe przesłanie Pitagorejczyków, złoto ześrodkowanych, czyli mądrość sprzed ok. 2700 lat! I co z tego wynika? A no to, że Boski Element u człowieka nie wyedukowanego, nie obudzonego duchowo, nie narodzonego z ducha jest zdeptany, stłamszony i pozbawiony mocy sprawczej na terenie naszej świadomości, zatem edukacja, to redukcja ego, budzenie boskości w nas, wychodzenie z egoistycznej, materialistyczno-sensorycznej perspektywy na duchowe połoniny Rodziny Człowieczej w duchu miłości i solidaryzmu, tak...

To nam dobitnie przypomina także o przykazaniu rodem znad Wisły, Niemna, Prypeci i Dniepru, a mianowicie, że: „Takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie”, słowa Stanisława Staszica, co pisał także „O ziemirództwie Karpatów”, czyli rozprawiał o wzmocnieniu potęgi gospodarczej Rzeczpospolitej. Reasumując: młody człowiek musi wiedzieć, że duchowy rozwój, tak szlachetny i bezcenny, nie będzie nic wart, jeśli nie będzie zakotwiczony w mądrym urządzeniu świata materialnego, nie zapominając jednak o prymacie serca, etyki i empatii nad argumentami „szkiełka i oka”, za Wieszczem. Stąd też moja, skromna, edukacja Młodego Człowieka poprzez wiersz, rymowaną przypowiastkę, napisaną intencjonalnie „ku pokrzepieniu serc”, wiemy, wiemy, „lecę Sienkiewiczem”, ale takoż ku wiedzy „o skutecznym rad sposobie”, a tym razem za Stanisławem Konarskim, więc spełnia to postulat serwowania wiedzy uniwersalnej. Młody adept sztuki życia musi mentalnie "chodzić na dwóch nogach", tak metaforycznie od siebie: duchowej i pragmatycznej, bo inaczej nieopatrznie upadnie - w samotny eskapizm, albo w bezduszny egoizm, tak…

Dzieciom należy uzmysławiać rozpoznawanie wartości, poznawcze oddzielanie plew od ziarna, bowiem inaczej „padną ofiarą” agresywnej reklamy, "poprawności politycznej" i dziecięcych obyczajów rodem z Bronxu i poprawczaka, niestety, a nie po to Je na ten świat powołaliśmy i nie po to jesteśmy rozumnymi rodzicami, jeśli mamy ambicję nimi być! Dzieci przekonać trzeba, że obcowanie ze słowem, czytanie, jest ciekawszym zajęciem, niż brandzlowanie tzw. komórek i playstation, gdzie obcują jedynie ze zbitkami słownymi, "odzywkami", albo ruchomymi obrazkami o treści nekrofilnej. Każda dobra lektura, zwłaszcza napisana mową wiązaną, zrymowana, może rozgrzać dziecięcą wyobraznię i do tego trzeba młodych ludzi przekonać. Jak to się współcześnie mówi - przekonać "dobrym produktem", czyli efektownie oprawionym formalnie wierszem o niebanalnym przesłaniu, na ten i tamten przykład. Dzieci należy uwolnić od osaczenia i zniewolenia przez gadżety, cały arsenał przedmiotów do zaspakajania wtórnych, idiotycznych potrzeb wmówionych im przez zalew szamba reklamowego i szantaż "podwórkowej opinii" koleżeńskiej. Dzieci muszą być wolne od uwikłania w materialny, efekciarski banał i wolne także do mądrych, twórczych decyzji. Jeśli tak się nie stanie, zostaną spalone duchowo w kolorowym piecu współczesnego Molocha, tak! Muszą dowiedzieć się i zapamiętać, żę przecież najważniejszą postacią ludzkiej wolności, jej istotą, jest zdolność do rozwoju duchowego i niezależności myślenia!

Dążenie do samej materialnej wolności, tej od opresji politycznej i ekonomicznych ograniczeń, to nie wszystko, czego istotnie potrzebuje człowiek. Największym złem komunizmu było odbieranie człowiekowi poczucia społecznej i osobowej podmiotowości, czynienia zeń przedmiotu “ideologicznego eksperymentu”, co odbierało mu perfidnie sens i godność życia. Komunizm, co nie zawsze się podkreśla, niszczył człowieka nie tylko egzystencjalnie i maltretował psychicznie, ale zabijał jego duchowość, czyniąc go “mierzwą”, nieistotnym elementem biologicznego, stadnego kolektywu. Najwyższą wartością człowieczeństwa jest poczucie tożsamości i zdolności do życia w świecie wartości duchowych, skąd wywodzi się tolerancja, solidaryzm i szacunek dla odmiennych poglądów, o czym zapomnieliśmy po odzyskaniu tzw. niepodległości państwowej, a precyzyjnie zostaliśmy oddani w pacht banksterom i ich „ofercie konsumpcyjnej”, czyli dostaliśmy „marchewkę”, a wyzwoleni z komunistycznej opresji, czyli zniknął fatalny „kij”. Ale w dalszym ciągu jesteśmy przedmiotami w grze politycznej, manipulowani socjotechnicznie, pauperyzowani duchowo, a więc przywrócenie wartości zbiorowemu doświadczeniu, edukowanie młodzieży w duchu owych ponadczasowych, wielkich wartości humanistycznych, poznawania siebie, a nie cen butów i iPhonów, przywrócenia idei Rodziny Człowieczej, jest także naszym obowiązkiem, pamiętajmy o tym!

I jeszcze jedna rzecz. Pisanie dla dzieci, to także szkoła warsztatu, zdolności do „postawy dialogicznej”, bowiem inaczej młody odbiorca skwituje sarkastycznie: „trujesz wapniaku!”. Pisząc dla Dzieci musimy zdawać sobie sprawę z możliwości odbiorcy, musimy się liczyć z jego potencjałem intelektualnym, ale nie zniżać się jednak do jego poziomu i gaworzyć: „tiu, tiu, tiu…”, ale przy pomocy pewnej właściwej jego umysłowości formy semantycznej ekspresji opowiadać o rzeczach ważnych, zachęcających do rozwoju i postawy etycznej, uzmysławiać potrzebę przełamywania egoizmu ku odnajdywania smaku w poczuciu wspólnoty i współodpowiedzialności.  Zaryzykuję, więc, że pisanie dla dzieci jest, czego się nie mówi głośno, pisaniem bardziej ambitnym od tworzenia dla dorosłych, bowiem wymaga ono staropolskiego daru umysłu szlachetnego: „znaj proporcium, Mocium Panie”, a zatem tego daru empatii i swobody wyobrazni, który pozwala „rozmawiać jak równy z równym o rzeczach, które nie śniły się młodym głowom”, ale są niezbędną wyprawką na mądre i spełnione życie dorosłe. To zobowiązuje, aby przekaz poetycki był afirmatywny, jasny i edukacyjnie skuteczny, nie zaś „zasobny tylko w cynizm, rozpacz, ciemne i tragiczne strony życia i ludzkiej natury”, które to widzimy i bezkrytycznie kontemplujemy „porażeni” podłością i fałszem teatru życia…

Na koniec trochę biblijnie. Jezus powiedział: „Pozwólcie dzieciom przyjść do mnie, nie przeszkadzajcie im, bowiem do nich należy Królestwo Boże”. Kierując się tą mądrością, choć sami żyjemy w Królestwie Piekielnym, otwierajmy dzieciom okna wyobrazni i poczucia etycznej powinności skierowane na Królestwo Boże, nie koniecznie opakowane dogmatycznie w duchu watykańskim, talmudycznym czy koranicznym, a może dokonają lepszego wyboru życiowego niż my, ot co! Zawsze trzeba pokładać nadzieję, że uczeń przerośnie mistrza, po nocy przyjdzie dzień, a na nawozie historii wyrośnie polon obfity. Przy innej optyce myślenia lepiej zaraz przystąpić do orszaku płaczek i „tłuc o ziemię wielkie, gliniane naczynia, czego klekot w pękaniu jeszcze smętności przyczynia”, tako rzecze Norwid, ale tak nie kończy, bowiem: „Aż się mury Jerycha porozwalają jak kłody, serca zemdlałe ocucą - pleśń z oczu zgarną narody…” To jego hymn pochwalny, ale nie na rzecz swej neofickiej (islamskiej) wizji religijnej, ale wiara, że świadomość narodów, poddanych perfidnie tyranii władców, obudzi się i obejmie swą władzę na świecie, ludzkim świcie, nie tyrańskim i materialistycznie ślepym, ale wypełnionym miłością, solidaryzmem, duchowym wymiarem, można tak rzec – wizja Raju Odzyskanego. Jakże romantyczna, jakże realna, jakże trudno osiągalna, bowiem jedynie możliwa w duchu mądrej edukacji, że powtórzę: „Takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży wychowanie”. To tyle, resztę wydziobały gile…

Antoni Kozłowski

 

                                                             *


 

      Oblicza Księżyca

 

Księżyc cztery ma oblicza

Gdy ogląda z góry ziemię

Nów to czarna tajemnica

W mroku skrywa swe istnienie

 

Potem srebrnie się objawia

I po niebie łodzią płynie

Latem w morzu się zabawia

W lisiej czapie chadza w zimie

 

Pełnia jest latarnią nocy

Wyją psy i kwilą ptaki

Źródłem jest magicznej mocy

Ponoć budzi wilkołaki

 

Zmienny w swoich jest przejawach

Więc dlatego księżyc stary

Coraz cieńszy tańczy w stawach

To są fakty, a nie czary

 

To niebieskie dziecko Ziemi

Jej kosmiczny miernik czasu

W snach na Księżyc szybujemy

Bez rakiety, skafandrów, kompasu...

                    *

Wrzeszcz, maj 1997 roku

 

 

 

                                              Sen owadożercy

 

Dzieci podczas nauki

Z nudów jedzą żuki

I nie dacie temu wiary

Pan profesor je komary

Dwaj odważni kowboje

Jedzą much całe roje

Za to chłopi od kosy

Na śniadanie żrą osy

Młynarz, kiedy mąkę miele

Dla otuchy zjada trzmiele

Pijak licząc puste flaszki

Wściekły często zjada ważki

No a stara ciotka Gienia

Na zakąskę je szerszenia

A więc kiedy jesteś blady

Dla kurażu jedz owady

A gdy nosisz włosy w strąki

Pewnie tylko zbijasz bąki.

                 *

Wrzeszcz, maj 1997 roku

 

 

 

                Rzeka

 

Zanim wielka w świat popłynie

W źródle szuka swojej mocy

Z gór wysokich, z pieczar ciemnych

W rozpadliny wody toczy

 

Spływa hucznie potokami

Przez krainy skalnych wieży

Srebrne ryby w niej śmigają

W górze cienie nietoperzy

 

I zbierają się potoki

W rzeki rwące, mroczne ciało

Trzciny brzegi porastają

Rzeka robi się ospałą

 

Po równinie wielka płynie

Niesie z pluskiem statki, barki

Chmury się w niej przeglądają

Świętojańskie płyną wianki

 

Na jej brzegach wielkie miasta

Nocą księżyc srebrzy fale

Pełna wrażeń znika w morzu

Nie żałując tego wcale.

                   *

Wrzeszcz, kwiecień 1998 roku

 

 

   

         Ruda szafa

 

Stoi szafa wielkiej tuszy

I potężna jak pół świata

Chowa w sobie siedem duszy

Sowa w szafie czasem lata

 

Stoi szafa niczym wieża

Jak wieloryb, czy też góra

Gdy do szafy chyłkiem zmierzasz

Szafa gdacze niczym kura

 

Stoi szafa, ruda dama

Suknia na niej orzechowa

Gdy poprosisz szafę grzecznie

Szafa twe sekrety schowa.

                    *

Wrzeszcz, kwiecień 1998 roku

 

 

 

          Krowa parowa

 

Stoi na stacji krowa parowa

Boli ją ucho, ogon i głowa

Za dużo pary dziś uszło z krowy

Zjadła sześć agaw, tort orzechowy

Wypiła wiadro żuru z kiełbasą

Połknęła stołek, liczydło z kasą

Z tego powodu spuściła parę

Lecz odzyskała w serwatkę wiarę

Z wdziękiem włożyła kalosze z łyka

Ugryzł ją w czoło pies ogrodnika

Poszła na stacje kupować pyzy

W holu zgubiła aż trzy walizy

Stąd też trudności krowę spotkały

Spotkał ją wielbłąd, wróbelek mały

Na koniec wpadła z deszczu pod szafę

Strzeliła z łuku okropną gafę

Stoi na stacji krowa parowa

Już do odjazdu prawie gotowa

Para jej strasznie rozdyma boki

A krowa w kotle wytłacza soki

Na widok krowy parowóz stary

Kupił w aptece krem do gitary

I tak się kończą igraszki z parą

Krowa na powrót jest klaczą karą

Tak przecież ciężko zawsze być sową

Dlatego woźna bywa królową.

                     *

Wrzeszcz, kwiecień 1998 roku

 

 

 

               Kwiaty

 

Na balkonach i w ogrodach

Strojne w tęczy blask palety

Wabią pszczoły miodną wonią

W pąkach kryją swe sekrety

 

Rosnąc chwalą słońca dary

Oraz soki czarnej ziemi

W łaski deszczu pełne wiary

Nigdy nie chcą być ciętemi

 

Cieszą pięknem nasze oczy

I zapachem zmysły poją

Śpią wtulone w kołdrę nocy

Bardzo się jesieni boją.

                  *

Wrzeszcz, kwiecień 1998 roku

 

 

 

         Skarby morza

 

Kiedy idziesz jego brzegiem

Fale szumią niczym zboże

Gdy przez wodę pędzisz biegiem

To fontanną tryska morze

 

Zawsze strojne w grzywy fali

Czasem wielkie niczym góry

Kiedy patrzysz, widzisz w dali

W morzu zanurzone chmury

 

W jego wnętrzu świat nieznany

Kocim okiem bursztyn błyska

Łeb płetwala w chmurze piany

Krwisty koral ryba śliska

 

Wielkie skarby kryje morze

Złote na dnie śpią armady

Gdy zachodnie płoną zorze

Tańczy srebrnie księżyc blady

 

Ponoć także ród syreni

Wiedzie żywot w morskiej toni

Tęcza się w ich włosach mieni

Neptun wodne panny goni

 

Morze jest pradawnym łonem

Z niego ongiś wyszło życie

Wyobraźni ludzkiej domem

Więc podziwiaj je w zachwycie.

                     *

Wrzeszcz, kwiecień 1998 roku

 

 

 

           Czarna owca

 

Rysio w parku zbiera liście

Potem w książkach pięknie suszy

I wie o tym oczywiście

Jak odróżnić klon od gruszy

 

Hania lubi dużo marzyć

Potem siada przy stoliku

Choć jej trudno się odważyć

Pisze wiersze w pamiętniku

 

Zenek to modelarz świetny

Latawcowych mistrz pokazów

Lubi podlać ogród kwietny

A nie lubi tłustych zrazów

 

Sylwia kocha bąki zbijać

Telewizja to jej żywioł

Lubi kotu za nic przylać

Więc, na kogo patrzę krzywo?

                  *

    Wrzeszcz, maj 1997 roku

 

 

 

         Ogród baśni

 

Kiedy czasem przymkniesz oczy

I otworzysz okno marzeń

Piękny ogród cię otoczy

Pełen fantastycznych zdarzeń

 

Trawa tutaj cicho śpiewa

Gdy ją trącasz lekko nogą

Głowę słodki wiatr owiewa

Stado gruszek drepcze drogą

 

Na jabłoniach kwiat paproci

Skrzydła składa niczym ważka

Dwaj rycerze szczerozłoci

Wypuszczają z klatki ptaszka

 

Wokół rosną dziwne kwiaty

Co tańcują o poranku

Mają kryzy i krawaty

Piją rosę w srebrnym dzbanku

 

Czasem wróżka się pojawia

Z nią tęczowy orszak elfów

By malować ogon pawia

Zakląć ogień w słojach sęków

 

Możesz także w tym ogrodzie

Łowić skarby śpiące w stawie

Lwa pogłaskać o zachodzie

Nim się ockniesz z nosem w kawie.

                     *

Wrzeszcz, maj 1997 roku

 

 

 

                                                          Wilczy trop

 

Przyznaj zaraz się otwarcie

Czy się boisz wilka złego

I czy uwierzyłeś w brednie

Że cię pożreć chce całego?

 

A czy wierzysz w wilkołaki

Co po nocy krążą cicho

I czy cię ogarnia groza

Że twą babcię zje wilczycho?

 

Jeśli się nie lękasz wilka

Za to się głupoty boisz

Nigdy się nie będziesz cieszył

Że na skórze wilka stoisz

 

Nigdy cię nie skusi strzelba

I kapelusz myśliwego

Bo wilk mądry jest i dzielny

Nie zapomnij nigdy tego

 

Wilk jest dziki jak natura

Wilk jest piękny i swobodny

Człowiek za to bywa bestią

Choć kapelusz nosi modny.

                     *

                                               Wrzeszcz, marzec 2001 roku

 

         

 

            Księga lasu

 

Kiedy szumi nad twą głową

Ten zielony drzew ocean

Wciągnij w płuca woń sosnową

Czytaj księgę leśnych przemian

 

Tu od wiosny, aż do zimy

Wielki spektakl gra natura

Żółto kwitną już leszczyny

Brzozy w białych garniturach

 

Ptasie śpiewy lasem płyną

W drzew koronach pełzną chmury

W pajęczynach krople rosy

Kuna czujnie patrzy z góry

 

Kwitną wrzosy, pachną grzyby

Sarna trwożnie strzyże uchem

Tańczą w locie złote liście

Żuk do góry leży brzuchem

 

Potem las jest biała ciszą

W śniegu zwierząt trop odbity

Śni się wiosna w norach myszom

Lisy bujne noszą kity

 

Las zegarem jest natury

Wielkich przemian jej oblicza

I dlatego mądrych ludzi

Księga lasu wciąż zachwyca.

                  *

Wrzeszcz, maj 1997 roku

 

 

 

    

             Foto-pstryk

 

Świat jest piękny, brzydki czasem

Jest teatrem zjawisk wielu

Patrzysz w niebo, kroczysz lasem

Często robisz to bez celu

 

Ale powiem ci na ucho

Warto miewać pasje twórcze

Choć się w ekran gapi wielu

Ty świat kadruj w swej cyfrówce

 

Świat, co wielkim jest teatrem

Sceną, sztuką i przesłaniem

Często mknie w niepamięć z wiatrem

Zdjęcie – mgnienia chwili zapisaniem

 

Twarzy bliskiej, morskiej fali

Chmur wędrówki nad głowami

Pustej drogi z latarniami

Co się w mgle rozpływa w dali

 

I tak z aparatem w dłoni

Rejestrujesz życia chwile

Czas do przodu zawsze goni

Zdjęcie – do przeszłości cenny bilet.

                        *

Wrzeszcz, marzec 2006 rok

 

 

 

 

                                                          Dusza Miasta

 

                                                                 Przed tysiącem lat wychynął

Z niepisanych mroków czasu

Biskup Wojciech tu przypłynął

By wypędzać strzygi z lasu

 

Gród stał wielki i warowny

W wietrzny czas ryczało morze

Wisłą ciągnął trakt żeglowny

Drewno z lasów i z pól zboże

 

A z bezkresnych wód Bałtyku

I dalekich miast Europy

Białych żagli sznur bez liku

A w tawernach dzielne chłopy

 

                                                                Ludzie z krain rozmaitych

Kotwiczyli tu swe losy

W mieście kupców znakomitych

Złotem napełniano trzosy

 

                                                                 Etos pracy Gdańsk ozłocił

Kupców spichrza i ksiąg strony

                                                                A trzos mieszczan szczodrze płacił
                                                                By od wroga był strzeżony

 

Lwy tu strzegły bram i wieży

Żuraw dźwigał skarby ziemi

A potężny chorał dzwonów

Biegł szlakami podniebnymi

 

Dusza miasta śpi w kamieniu

I gdy trzeba to się budzi

W ciężkich czasach pięść podnosi

Bo Gdańsk tętni w sercach ludzi!

                         *

Wrzeszcz, kwiecień 1998 roku

 

 

 

 

Filozofia, czyli smak na mądrość

 

Czy wie ktoś, co znaczy - filozofia?

Brzmi to dziwnie i poważnie

Jak barbaryzm czy atrofia

Chyba was tym dzisiaj drażnię!

 

Ale, wierzcie, nie w mym planie

Zwykła nuda albo zawracanie głowy

Lecz o rzeczy i zjawiska to pytanie

Co nam świat odkryją nowy

 

Świat, co mieszka w naszej duszy

W ludzkim głodzie wszelkiej wiedzy

Głupców jednak to poruszy

Że nie kończy się na miedzy

 

Że jest wielki, niezbadany

Pełen zjawisk niepojętych

Jest nam wszystkim po to dany

By dokonać czynów wielkich

 

Wielkich czynów w imię prawdy

Przekraczania wszelkich granic

By nie krzywdzić, tak z głupoty

Życia nie roztrwonić na nic

 

Ten, kto mądrość kocha szczerze

Wiedzieć chce o sobie więcej

Ten nad rynsztok wznosi wieżę

By się żyło godniej, piękniej...

                     *

Zaspa, październik 2006 roku

 

 

 

                Drzewa

 

W lasach, parkach i przy drogach

Latem w grzywach, nagie zimą

Stoją na drewnianych nogach

A w nich ciemne soki płyną

Stoją, milczą, z wiatrem tańczą

I wiewiórki w dziuplach niańczą

 

Znają dobrze dawne dzieje

Swe mądrości szumnie głoszą

Kiedy mocny wiatr zawieje

Chórem pieśni w niebo wznoszą

Stoją, czują patrzą na nas

Choć je trapi smród i hałas

 

Drzewa, nasze szczodre płuca

Wielcy dobrzy starsi bracia

Błysk siekiery je zasmuca

Księżyc srebrem kształt wzbogaca

Stoją, rosną, drapią chmury

Złotem liści sypią z góry.

                     *

Wrzeszcz, maj 1997 roku    AntoniK

                      *

 

Ps. Tomik poezji dla "Dzieci od lat 5 do 105", a zatytułowany "Kryształowy szewczyk" bezskutecznie staram się wydać od tat. Mam cichą nadzieję, że to jego upublicznienie, ze wstępem nie przeznaczonym do wspólnej edycji z wierszami, spowoduje odwrócenie się koła Fortuny w tej kwestii, może nie pryncypialnej, ale zawsze sensowniej i godniej tworzyć dla Odbiorcy, a nie sobie a Muzom, tak... AntoniK

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura