Wilk Miejski Wilk Miejski
179
BLOG

Niedoszły dyplom, czyli obrazy z Innego Świata - Zapomniane Wyspy, Miasta, Krain

Wilk Miejski Wilk Miejski Kultura Obserwuj notkę 0

 

 

Chciałbym czasem znaleźć się w takim miejscu, gdzie Bóg czeka tylko,

aby komuś otworzyć migawkę.


Ansel Adams

 

Odkąd pamiętam - żyłem w słodko-gorzkiej, harmonijnej i demonicznej Ojczyznie Języka, Ojczystego Języka, we śnie i na jawie wędrowałem jasnym i podziemnym, szerokim traktem i skłębionym bezdrożem językowych meandrów, tunelami mrocznych skojarzeń i jasnymi połoninami sensu, tak... Zacząłem fotografować dnia pewnego, jako rzeczony bywalec kosmosu słowa, ale bez przekonania, bez poczucia, że coś własnego kreuję, że idę drogą właściwą, poszukuję tej prawdy o sobie i świecie, co jest celem świadomego, odkrywczego życia i zapału twórczego. Poczucia, że wizjer aparatu, to brama do Innego Świata. Ale nagle znalazłem tą ścieżkę, tą formę magicznego „wizjera do spraw zakrytych”… Powołałem do istnienia serię fotogramów, panoramę świata zaklętego w sugestywnych, wizualnych formach malowanych na murach przez czas i rękę człowieka. Te fotogramy, to bardziej obrazy malarskie lub grafiki, które realizuję w projekcie zatytułowanym "Zapomniane Wyspy, Krainy i Miasta", mojej pracy nad innym sensem fotografii, inspirowanej obrazami malowanymi przez anonimową rękę czasu i wandalską rękę ulicznego szkodnika na murach, które nas otaczają. Zatem czujnie patrząc odkrywam zjawiska, w mej ocenie, niezwykłe i poprzez kadrowanie powołuję do istnienia, jako byty osobne, światy kompletne, obrazy i zjawiska niedostrzeżone w zgiełku codzienności, "zapomniane przez anioły w tancbudzie naszego naskórkowego, zbiorowego "tańca chochołowego", którego finałem jest radosna konsumpcja technologicznego, wizualnego i gastronomicznego kału w "gułagu" nowoczesnego państwa. Poprzez każdą formę uprawianej sztuki chcę wyrazić swe przekonanie, że moja jedyna przyjemność, to dążenie ścieżką Prawdy, zaś obcy jest mi cel fizjologicznego, bezrefleksyjnego istnienia, propagandowo skrojonego na miarę antropoida, owego produktu epoki "radosnego bezmózgowia", taśmowego manekina. Żyjemy bowiem w świecie wyspecjalizowanym w produkcji, także ludzi, takich ich form, co widzą tylko to, co nakazane, a nie widzą tego, co wybawia z więzienia osaczenia przez „demony cywilizacji”. Egzystujemy, zatem w hali masowej produkcji lalek wykastrowanych mentalnie na użytek Molocha i służących jako wierna obsługa jego „młynów nicości”, tak...

Dla mnie fotografia, to sztuka wizualizacji, przekraczania granicy realności na rzecz korzystania z ekranu rzeczywistości do projekcji swych wizji archetypicznych i wszelkich spontanicznych, intuicyjnych i zuchwałych ideowo poruszeń wyobraźni, czyli do wydobywania z rzeczywistości sakralnego wymiaru, a jeśli nie, to intrygującej niezwykłości. Bowiem cóż bardziej "godnego i sprawiedliwego", niż transformacja profanum w sacrum, banału w blask niecodzienny. Im bardziej fotografia jest "sztuczna", odbiegająca od przymusu rejestracji rzeczywistości, tym bardziej wchodzi do rodziny sztuk plastycznych, odwiecznych potrzeb ludzkiego ducha i jego materializacji: od Altamiry do Beksińskiego, od dotykania świata materii do materializacji świata Ducha...

Sztuka, jest ratunkiem przeciw zmieleniu w młynie socjotechniki, przeciw uprzedmiotowieniu w świecie rządzonym przez bezduszną ekonomię, o ironio, nie głęboki humanizm. Sztuka, to obrona przeciw uprzedmiotowieniu człowieka, tego oczywistego podmiotu wszelkich starań i urządzenia świata, jeśli jest to świat ludzki, ale mam przyszło żyć w świecie „żelaznego wilka”, gdzie jesteśmy numerami, konsumentami i statystami w teatrze cynicznej ekonomii, co miele nas na "użyteczny pył" i spuszcza w klozecie niebytu duchowego i fizycznej atrofii.  Tak, więc potrzebie odnajdywaniu innego wymiaru, świata realnie równoległego, oddaję się z zapałem i entuzjazmem młodzieńca, choć noszę na karku „siwy łeb”, ale duch we mnie zawsze młody! Szukanie swego celu na ścieżce prawdy i imperatyw odkłamania „demonicznego teatru”, obnażenia kulis teatru absurdu uprawiałem od zawsze. Czyniłem to słowem, tak z pewną swadą i łatwością kreacji, bez mała naturslnie, a teraz kreuję obrazy, które kontynuują poszukiwania tożsame, zawsze dedykowane odbiorcy, bowiem bez odbiorcy sztuka nie istnieje, nie ma zwierciadła, w którym się przegląda…

Tedy, jako dotknięty imperatywem twórczym, głodem prawdy, co opakowana w gazetę kłamstwa wrzucona została do śmietnika rzeczy zbędnych, przekroczyłem wymiar słowa i „buszuję w zbożu obrazu”, zatem w tych obszarach upatruję klucza do otwarcia szkatuły Sensu. A mam Powody, bowiem moje życie spędzone na scenie świata nie przełożyło na dokonania wielu mych burzliwych, niepokornych, obrazoburczych i prometejskich wizji i koncepcji twórczych przez urzędniczy opór, brak zdolności autopromocyjnych, czy me zwykłe niechciejstwo w sferze parszywych reguł świata, wolę skromność pielgrzyma człowieczej drogi, niż skutecznego w cyrku życia clowna. Nie jestem „omnibusem”, często brak mi zrozumienia u kooperantów i potencjalnych sponsorów, ale nie narzekam, bowiem każdy ma swoją drogę do „kreatywnej Itaki”, spełnienia potencjałów twórczych i osobistych form, kluczy do wyartykułowania swej opowieści tym, co „oczy i uszy maja otwarte”. Oczywiście czynię „zamęt artystyczny” jeśli mam coś do powiedzenia, a czuję to intuicyjnie, nie racjonalnie. Często czuję, że mam na wyciągnięcie ręki ważkie przesłanie, ale nie mam pewności do końca, bowiem ono rodzi się tylko w dialogu, formie intersubiektywizacji indywidualnego i budowania panoramy porozumienia w obszarze wspólnych doświadczeń ducha, bowiem sztuka, to wehikuł, którym podróżuje Duch. A "Duch chadza kędy chce", więc odnaleźć można go tam, gdzie kieruje cię intuicja, wrażliwość na jego niedotykalny puls i tajemne dotknięcie niezwykłości. I uwaga, może to być nie tylko samotnia Wieży z Kości Słoniowej, ale także sceneria codzienna, zdawać by się mogło - banalna, czasem trywialna, ale trzeba mieć oczy ku patrzeniu, szukać Człowieka, jak Diogenes z latarnią w biały dzień, bowiem w ocenie wartości dokonania, doprecyzowania sensu, warto skonsultować się dialogicznie z Innym, ot co!

Bo tu, pod nosem, dzieje się tak wiele, metafizyka puka w czoło śniące szczupaki, magia z nagła dostrzeżonych znaków i alegorii zaprasza do czardasza odwiecznej kreacji, daje do zrozumienia, że oto szukający znalazł owa igłę sensu w stogu powszechnego chaosu. Wystarczy być "czujny, jak pies podwójny", a Duch nie skryje swych przejawów, on bowiem zawsze chce się przejawić, zawsze się przejawia, ale przez czujnych, nie śpiących, próbuje dokonywać epifanii, napełnić materialność znaczeniem, więc da się odkryć, szepnie ci do ucha: PATRZ i napełni cię radością kreacji, blaskiem istnienia w sensie, spełnienia życiowej pielgrzymki do Źródeł...

Powołuję, tedy do istnienia zapomniane światy, płynę na odległe, acz wielce bliskie duchem Wyspy Sensu, zwiedzam Krainy lepszego wymiaru istnienia, ale także obszary infernalne i grozne zakątki duszy, gdzie dobro i zło, piękno i brzydota, ekstaza i koszmar ocierają się o siebie, jak „koty wyzwolonej wyobrazni”. Tedy z zapałem odkurzam dawne pasje, zapomniane poszukiwanie zamorskich krain, tajemniczych wysp, pukam do bram mitycznych symboli i obrazów posiadających żywe, sugestywne konotacje w wyobrazni, fascynujące i przerażające. To zaprawdę człowiecze, zbawczo dziecięce, zuchwałe i dociekające blasku owej „podszewki mroku” żeglowanie po oceanie wyobraźni, rejs do Lepszego Świata. Idąc przez miasto patrzę i nagle widzę nie mury, a obrazy, nie beton, tynk czy cegłę, a wizję Krainy, co wypływa z więzienia banału na połoniny wolnej egzystencji, rozkwita tylko dla mnie, bo chyba na to zasłużyłem...

I tak tworzę byty osobne, ze swą treścią i ożywionym duchem miejsca, zabierając trywialnej materialności jej istnienie tępe i bezznaczeniowe, gestem twórczym nakazuję „pałubie materii” odkryć swą barwną i soczystą duszę, wyłuskuję z orzecha prozy i banału jego barwne, psychodeliczne jądro, teatr mitów i archetypów, podstępnie pokryty tapetą trywialności, zasypany na dnie stalowego kopca termitów… Od lat prześladuje mnie zadanie: usensowienie przestrzeni miasta, zrobienie z niej zródła „innej bajki”, znalezienie w niej sensu ożywczego, acz nieprogramowanego pragmatycznie, z woli producentów „cywilizacji śmierci”, a to warte trudu odkrywanie "innego wymiaru", twórczy gestu rejestracji z nagła odkrytego świata, magia przemiany Żaby w Królewnę, Tak…

Trochę brzmi to emfatycznie i mitologizuje nieco me poczynania, ale swoje odkrycie świata ukrytego w miejskich murach, otwierającego się poprzez poprzez przypadkowe zadrapania, zmurszenia tynku, wyrwy, blizny po kulach także, a jakże, warstwy obdartej farby, złuszczenia czy zagrzybienie, zwizualizowane odkopanie Troi, dostrzeżenie figur z Nazca, stale mnie fascynuje i zachęca do ciągłej transformacji "świata zastanego w wykreowany", tak... I taka jest moja idea, moje malowanie obiektywem, a czy przekonywująca i spełniona, proszę zobaczyć, proszę spróbować dostrzec to, co widzę, może nie tylko ja, a więc: ZAPRASZAM!

Antoni Kozłowski

Ps. tekst ten, to wstępna, nie rozszerzona i nie opatrzona komentarzami do wybranych fotogramów, wersja mej pracy dyplomowej w SFA w Gdańsku prowadzonego przez zacnego i w wiedzę posażnego, dziś już śp. Stefana Figlarowicza, której nigdy nie obroniłem, zrezygnowałem, wolałem zostać wiecznie czujnym amatorem...

Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura