Wilk Miejski Wilk Miejski
405
BLOG

Bombki, czyli mit w szkło obleczony

Wilk Miejski Wilk Miejski Kultura Obserwuj notkę 1

 

Któż z nas nie dał się oczarować magii rozjarzonej, bożonarodzeniowej choinki, na której w blasku świeczek i lampionów, a potem elektrycznych lampek, połyskiwały tęczowo różnokształtne bombki. To właśnie one, przybierające kształty od klasycznych kul po domki, grzybki, latarenki, aniołki, Mikołaje, czy kopulaste wieżyczki, zwane choinkowymi czubkami, cieszyły nasze łase niezwykłości oczy i  fascynowały dziecięcą wyobraźnię jako twory z innego świata. Innego świata, bo nasza codzienność, zwana naukowo profanum, nie niosła wiele radości i niezwykłości, częściej gorycz i rozczarowanie, dlatego, parafrazując Maxa Fiszera, określę czas świąteczny jako ten cudowny okres, kiedy to „wprowadzane są w życie elementy baśniowe”, ot co! A ten świat porywał zawsze ową baśniowością, cudownością, szczodrą i dobrotliwą postacią Świętego Mikołaja, który pomimo przestróg Rodziców, zawsze był zdania, że warci jesteśmy podarków, niecodziennym zapachem siana szeleszczącego pod obrusem, balsamiczną, żywiczną wonią choinki, czy wspólnego śpiewania kolęd, wiążącego nicią serdeczną rodzinne grono. Lecz centralnym zjawiskiem była zawsze owa choinka i jej tradycyjne przybranie. Zajrzyjmy, więc na chwilę w przeszłość, aby odnaleźć genezę owego zjawiska.

Bożonarodzeniowa choinka narodziła się jako element obyczaju świątecznego w Alzacji, a pierwsza wzmianka historyczna na jej temat pochodzi z XV wieku. Dekorowano ją w najprostszy sposób, a więc orzechami, jabłkami, piernikami i cukierkami, które to mogły być zjedzone przez dzieci dopiero po święcie Trzech Króli. Kościół dopatrywał się w symbolice choinki ciągłości tradycji pogańskiej i sprzeciwiał się jej kultywowaniu. Wiedział bowiem, że choinka, to prastary symbol Drzewa Życia, osi świata, pogańska wizja połączenia trzech obszarów ontycznych: korzeni, czyli infernum, pnia, ziemskości i korony, czyli uraniczności, boskiej sfery niebios. Pomimo owego sprzeciwu obyczaj bożonarodzeniowego drzewka szybko się rozprzestrzeniał i już w XVIII wieku występował na terenie całych Niemiec. Z nadejściem XX wieku choinka panowała już wszechwładnie w Europie Północnej i we Francji. W czasach obecnych jest zjawiskiem powszechnym w całej Europie i większości krajów świata, zapewne wzbudza fobię u wyznawców islamu, ale nie wszystkich, bo poznani przed laty egipscy sunnici ciepło wyrażali się o rodzimych Koptach, których teraz się eksterminuje w tym kraju…

Pochodzenie symbolu choinki ginie w pomroce dziejowej i trudno jednoznacznie powiedzieć z jakiej tradycji kulturowej się wywodzi. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można ją jednak łączyć ze sosną, drzewem poświęconym Wotanowi i Odynowi w krajach germańskich i skandynawskich. Zatem w tym przypadku choinka, to młodsza siostra Drzewa Kosmicznego, którego elementy pojawiają się w zmienionej, lecz czytelnej formie w przybraniu choinkowym. Spoglądając w rozmarzeniu i błogości na rozświetloną choinkę pamiętać powinniśmy, że każde światełko oznacza ludzką duszę, aniołki zaś, to symbole duchów niebieskich, a osadzona na szczycie gwiazda, to symbol słońca. Co się zaś tyczy najbardziej charakterystycznych ozdób choinkowych, a mianowicie bombek, to symbolizują one planety i gwiazdy. I tak właśnie kolorowe, kruche cacka kierują nasze oczy ku odległym, tajemniczym ciałom niebieskim. Bombka zatem, to wspaniały, kosmiczny symbol i choć nie dla wszystkich czytelny, to na pewno ciesząc nasze oczy wywołuje tęsknotę za baśniowym, niezwykłym wymiarem życia.

Lecz my zajmiemy się teraz ziemską i prozaiczną, lecz także godną uwagi historią bombki. Bombki pojawiły się na początku XIX wieku w niemieckiej Turyngii. Tam właśnie powstała pierwsza wytwórnia bombek choinkowych w miasteczku Lauscha. Z biegiem lat szklane ozdoby zawisły na choinkach w całej Europie. Technologia produkcji bombek od tamtych czasów nie wiele się zmieniła. Do dziś zachowały się tradycyjne metody ręcznej produkcji, tak więc współczesne bombki, to dzieła archaicznego rzemiosła artystycznego. Potentatem w produkcji tradycyjnych bombek są Niemcy. Do dziś działa zmodernizowana wytwórnia w Lauschy. Ciekawostką jest historia przemytu bombek z czasów politycznego podziału Niemiec. Otóż na terenie RFN działały prężnie przedsiębiorstwa handlowe sprzedające bombki do wszystkich krajów świata. Bombki z Lauschy, tradycyjnie cenione, lecz wyrabiane za “żelazną kurtyną”, jako towar handlowy zdobywane były w nielegalny sposób. Grupy szmuglerów przenosiły przez “zieloną granicę” na terenie gór Lasu Turyńskiego całe kartony bombek. Proceder był tak dobrze zorganizowany, bowiem w czasach komuny ludzie perfekcyjnie nauczyli się „kombinować”, tak więc poszukiwane bombki były zawsze dostępnym na rynku towarem, także w krajach „Wolnego Świata”. Podział kompetencji z czasów politycznego absurdu zachował się do dziś i większość bombek powstaje na terenie byłej NRD, zaś za ocean sprzedają je pośrednicy zachodnioniemieccy. Współcześnie jedynym realnym zagrożeniem dla europejskich producentów bombek jest zalew taśmowej tandety z plastiku rodem z Hongkongu i Chin Ludowych. A zatem - sentyment czy praktyczność - odpowiedź należy do nas…

Tradycja produkcji bombek w Gdańsku sięga czasów Wolnego Miasta. Po wojnie kontynuacja nastąpiła w 1950 roku, kiedy to trójka gdańskich rzemieślników zarejestrowała wytwórnię ozdób choinkowych. Nie był to wielki zakład produkcyjny, lecz wytwarzane w nim tradycyjnie bombki trafiały do odbiorców na całym świecie. Okazuje się, że najbardziej popularne były gdańskie bombki w USA, gdzie sieci wielkich domów towarowych wykupywały na rynek amerykański 85% produkcji spółdzielni. Następnym, co do wielkości kontrahentem gdańskiej wytwórni była Japonia. Świętowanie Bożego Narodzenia przywędrowało do tego kraju z USA, jako element amerykańskiej kultury masowej, który wtargnł do Kraju Kwitnącej Wiśni i Boskiego Wiatru (Kamikadze), tak więc ma podłoże czysto laickie. Gdańskie bombki trafiały też do krajów Ameryki Południowej.

Produkcja bombek  była tu oparta na tradycyjnych metodach ręcznych i płucnych, czyli wydmuchiwaniu rozgrzanych nad gazowymi palnikami szklanych rurek. Jedynie prostsze kształtki bombek np. domki, latarenki, puzderka wytwarzał automat. Wszystkie bombki malowane były ręcznie, więc każda stanowila egzemplarz artystyczny, niepowtarzalny. Produkowane były w krótkich seriach i bardzo szerokim asortymencie wzorniczym. Nad kształtem i estetyką bombek zawsze pracowali spółdzielczy plastycy, projektujący nowe wzory bombek i doskonalący formy tradycyjne. Wytwórnia realizowała także wzory bombek projektowane przez zamawiających importerów. Wiąże się z tym parę godnych odnotowania ciekawostek, o których nie omieszkały wspomnieć…

W roku 1990 kontrahent amerykański zamówił bombkę własnego wzoru, a przedstawiającą, o dziwo, głowę Saddama Husajna. Był to czas Wojny w Zatoce i zapewne owe dziwacznie przewrotne bombki powędrowały w piaski pustyni, aby ozdobić żołnierskie choinki. Kruchość tworzywa była w tym przypadku niebagatelną zaletą i symbolizowała słabość przeciwnika, co być może inspirowało do aktów „odstrzału” znienawidzonego dyktatora. W jaki zaś sposób owa „teatralna słabość” dyktatora testowana była w praktyce, kroniki “Pustynnej burzy” milczą…

Natomiast pikantna jest historia własnego modelu bombki zaprezentowanego na targach w Norymberdze w styczniu 1998 roku. Otóż wystawiono tam model bombki figuralnej przedstawiającej scenę rodzajową z Raju, a nazwanej “Adam i Ewa”. Amerykanie, którzy zwiedzali wystawę, a zainspirowani krzyczącym z pierwszych stron gazet skandalem erotycznym swego prezydenta, nazwali tę szklaną parę “Bill i Monika”. I tak oto świadomość masowa czyni z pradawnego mitu ilustrację do banalnego i po prostacku rozdmuchanego wydarzenia z życia „sensacjogennych” celebrytów. Ale jakie czasy, takie gusta…

A jakie czasy, takie też ekonomiczne konsekwencje wypiereania towaru dobrego przez towar gorszy, ale tańszy. Skutkiem tego był upadek gdańskiej wytwórni bombek zlokalizowanej we Wrzeszczu, zaraz na początku lat 2000-nych, czyli już w XXI wieku. Tak jak „video killed the radio starr”, tak chiński plastik „zabił” ręcznie dmuchane szkło bombkowe i europejską tradycję szklanego cacka. A może gdzieś w Polsce są jeszcze wytwórnie bombek choinkowych, co? Jak o każdym wymierającym zawodzie warto nakręcić film o rodzimych wytwórcach bombek choinkowych, jeśli czas nie wymazał ich z listy współczenych zwodów, zapewne…

Co się zaś tyczy mych osobistych kontaktów z anegdotą wyrosłą wokół roli gdańskiej bombki, to przypominam sobie z dzieciństwa taki oto epizod. W małym, piętrowym budynku przy ulicy Brackiej, biegnącej wzdłuż wspaniałego płotu z kutej kraty okalającego stare budynki Politechniki Gdańskiej, mieściła się ongiś filia wytwórni bombek. Często zachodziłem w jej okolicę i obserwowałem przez okna tajemniczy, ognisty, alchemiczny wręcz, proces powstawania szklanych błyskotek choinkowych. Widziałem też, jak na ręcznie ciągniętych wózkach wywożono upakowane w tekturowe pudełka bombki, aby oczekujący samochód uwiózł je w świat daleki. Pewnego razu obserwując z zachwytem w oczach ów, banalny przecież dla pracowników firmy proceder, zostałem poinformowany przez miłego, starszego pana (bez podtekstów), zapewne tutejszego magazyniera, że gdańskie bombki znane są na całym świecie i nie ma chyba towaru, który tak chwalebnie rozsławiał by imię polskiego rzemieślnika za granicą. A ponieważ znałem z autopsji pijackie wyczyny szewców, murarzy, stolarzy, czy kafelkarzy, poczułem się szczęśliwy, że jest taka profesja, która przysparza nam chwały. I na dodatek dostałem jeszcze prezent, bombkę-latarnię, którą wieszałem na bożonarodzeniowej choince do czasu „końca świata”, czyli rozstania się z mieszkaniem Rodziców, wcześniej Dziadka Antoniego, Profesora-założyciele Politechniki Gdańskiej. Symbol dziecięcej magii świątecznej, biało-granatowa latarnia, rozsypał się w proch podczas przeprowadzki do nowego, bardziej miałkiego, mniej romantycznego świata…

Na koniec parę uwag praktycznych. Bombki, jeśli posiadamy te tradycyjne, nie lubią wilgoci, a zatem należy przechowywać je w kartonowych pudełkach starannie owinięte w miękki papier, najlepiej w bibułkę, a odkurzamy je przy pomocy suchej ściereczki. Ponieważ bombki swoiście “oddychają” nie należy opakowywać ich w folię. Odpowiednio konserwowane mogą służyć nam przez wiele lat. A nawet jeśli spadną na ziemię, co dzieje się często przy małych i wielkich choinkowych dramatach, zawsze możemy uzupełnić powstałe spustoszenia, czasem nawet z zyskiem dla urody przybranego drzewka, dopóki nie wyprze ich definitywnie hipermarketowa tandeta. Zapewne na choinkach w Polsce wisi wiele tradycyjnych, szklanych bombek, ciekawe, ile rodem z Gdańska...

To tyle w kwestii bombkowo-choinkowej. Świat, który nas otacza, jest wielkim teatrem, a na jego scenie stare przeplata się z nowym, wzniosłe z przyziemnym, romantyczne z bezdusznym, a mądre z głupim. Na zakończenie warto, więc wspomnieć, że śpiewane tradycyjnie przy choince kolędy swą nazwę zawdzięczają rzymskiej Calendae Januaris, czyli dniu 1 Stycznia, święta początku. I tak oto tradycja europejska przenika się w tym zwyczaju i jest widomym symbolem jedności i trwania starego w nowym. Pamiętajmy, że stanowimy jedność kulturową, a różnimy się zawsze pięknie, zaś wszelkie próby unifikacji różnic, polityka żałosnego multikulti, to zamach na istotę człowieczeństwa, którego siła kreującą, napędzającą rozwój jest różnorodność. Dowodem na to zapomniana, czasem intencjonalnie, wspaniała, wielokulturowa i wielowyznaniowa Rzeczpospolita Obojga Narodów, duchowa i materialna potęga. A jeśli będziemy wierni Jej tradycji, Jej etosowi, otworzymy się na ongisiejszą godność i wielkość, bowiem w kulturze, podobnie jak w przyrodzie, nic nie ginie…

                                                                       *

AntoniK

Tekst opublikowany przed laty na stronie E-Gnosis, dziękuję zatem za jego redakcję Panu Lechowi Robakiewiczowi.

Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura