„Bywało siła triumfów, bywało za pradziadów naszych siła zwycięstw (…) ale hospodara moskiewskiego tu stawić, gubernatora ziemi wszystkiej przyprowadzić, głowę i rząd państwa moskiewskiego tego panu swemu i Ojczyźnie oddawać, to dopiero dziwy, nowina, męstwo rycerstwa (…) sama sława!”…
Feliks Kryski
Hołd Ruski, zwany także Hołdem Szujskich, to jedno z ważniejszych, chwalebnych wydarzeń w historii Polski, jednak nie znajdziemy o nim wzmianki w podręcznikach szkolnych, popularnych książkach historycznych, a media „słuszne politycznie” milczą zgodnie na ten temat. Pomimo ponad 25 lat naszej „deklarowanej niepodległości” nie stać było dotychczas żadnej formacji politycznej, aby poinformować oficjalnie obywateli, że byliśmy o krok od dziejowej szansy inkorporacji Rosji do Rzeczpospolitej, powstania potężnego tworu państwowego, mocarstwa na skalę światową, a te wielce korzystne dla Rzeczpospolitej plany zniweczyła egoistyczna, beznadziejnie krótkowzroczna polityka Zygmunta III Wazy, jego uzależnienie od polityki Watykanu, słuchanie wytycznych papieża Klemensa VIII. To, co wywalczył dyplomatycznie wielki dowódca, hetman Stanisław Żółkiewski, który wspaniałym zwycięstwem pod Kłuszynem 4 lipca 1610 roku odtworzył polskim wojskom drogę na Kreml, politycznie zniszczył król polski i szwedzki, ten stojący na kolumnie w Warszawie. Jakież to tragikomiczne i smutne, że polska racja stanu nie miała szans na realizację, bowiem ważniejsze były ambicje elekcyjnego króla i szkodliwe wpływy Watykanu. Czy dziś nauczyliśmy się czegoś z wielu naszych „zmarnowanych zwycięstw i chwalebnych porażek”, co?
Wojnę polsko-rosyjską 1609 - 1618 wywołało bezpośrednio zawarcie przez cara Wasyla Szujskiego, pamiętającego niedawne "dymitriady" i obawiającego się dalszych interwencji Polski w dynastyczne sprawy Rosji, w dniu 28 lutego 1609 roku w Wyborgu sojuszu ze Szwecją, jawnie wymierzonego w Rzeczpospolitą. Na mocy jego postanowień Karol IX Waza miał oddać twierdze w Inflantachw ręce rosyjskie, zaś szwedzkie korpusy: Edwarda Horna i Jacoba de la Gardie połączyły się z wojskami rosyjskimi. Odpowiedzią na ten sojusz i nieudaną próbę zniesienia blokady Moskwy była wyprawa króla Zymmunta III Wazy pod Smoleńsk, którego oblężenie rozpoczęło się we wrześniu 1609 roku. Pod koniec czerwca 1610 roku na odsiecz Smoleńskowi ruszyła 35 - tysięczna rosyjsko-szwedzka armia pod dowództwem brata cara, Dymitra Szujskiego, którego kapitalnym manewrem pobił pod Kłuszynem siłami polskiego wojska: 7 tys. jazdy (3,5 tys. husarii), 200 piechurami i 2 armatami wybitny dowódca, hetmam Żółkiewski. Na skutek rozbicia rosyjskiej armii pod Kłuszynem (hetman Żółkiewski ocenił bitwę kłuszyńską, jako największe osiągnięcie w swojej karierze, dającą szansę Rzeczpospolitej na inkorporację Rosji), car Wasyl IV Szujski został zdetronizowany przez poszukujących politycznego rozwiązania, bojących się o własną skórę bojarów, entuzjastycznie wspartych zmęczoną stanem wojny ludnością Moskwy i rozpoczęły się rokowania ze stacjonującym pod Moskwą hetmanem Żółkiewskim. W wyniku porozumienia stron tron carów miał objąć polski królewicz Władysław Waza, zostać koronowanym w obrzędzie prawosławnym carem Rosji, co doprowadziłoby do unii personalnej Rzeczpospolitej z Moskwą, zakończyło odwieczny konflikt interesów tych państw. Było to już na wyciągnięcie ręki, ale losy tego znakomitego projektu pozostały jedynie w sferze planów…
W nocy z 20 na 21 września 1610 roku oddziały Żółkiewskiego weszły do Moskwy. Następnie wojska polskie zajęły Kreml, aresztując zdetronizowanego cara Wasyla Szujskiego i jego braci oraz księżną Jekatierinę Grigoriewną, żonę Dymitra Szujskiego. Natychmiast Wasyl Szujski uznał prawa królewicza Władysława Wazy do tronu rosyjskiego, a mennica moskiewska zaczęła bić srebrne monety z wizerunkiem cara Władysława. Dowódcą wojsk polskich na Kremlu został hetman Aleksander Korwin Gosiewski. Twierdza smoleńska padła zaś 13 czerwca 1611 roku i zdawało się, że perspektywa połączenia Rzeczpospolitej z pokonaną, upokorzoną i wyzbytą ambicji mocarstwowych Rosją jest realna. Jednak niechęć Zygmunta III wobec przyjęcia przez syna Władysława prawosławia, a to było warunkiem bojarów rosyjskich do oddania jemu tronu cara, przekreśliła te plany, bowiem Zygmunt III sterowany politycznie przez papieża Klemensa VIII planował „katolicką konkwistę” Rosji i zablokował objęcie tronu przez księcia Władysława, wysuwając propozycję posadzenia siebie na tronie carów. Pomimo tego książę Władysław był formalnie carem Rosji w latach 1610-1613, a tytularnie do 1634, a także do tego roku bito srebrne kopiejki z jego wizerunkiem. Zaś wielce nieroztropny pomysł i propozycja Zygmunta III, czyli zerwanie umowy Żółkiewskiego z bojarami, stała się przyczyną kęski idei integracyjnej, zniweczeniem planów zdominowania Rosji przez Rzeczpospolitą. Reakcja Rosjan była take, że w Niżnym Nowogrodzie w 1611 wybuchło antypolskie powstanie, prowadzone przez kupca Minina, zaś armię powstańczą zorganizował i stanął na jej czele kniaź Dymitr Pożarski. Jej zadaniem było usunięcie polskiej załogi z Kremla, tak więc wojska rosyjskie rozpoczęły blokadę stolicy Rosji. Wojna polsko-rosyjska trwała jeszcze kilka lat, a jej wynik był polityczną klęską Rzeczpospolitej, zniweczeniem planów inkorporacji Rosji, choć militarnie została wygrana, a Litwa odzyskała swe utracone ziemie o obszarze 78 tys. km. kw. czyli ok. 1/4 obecnego terytorim Polski (!!!)…
Ale wcześniej mieliśmy swoje „5 minut glorii i dumy”, bowiem w dniu 29 października 1611 roku hetman Żółkiewski w uroczystym orszaku wkroczył ze swoim wojskiem do Warszawy, przejeżdżając Krakowskim Przedmieściem pod specjalnie wybudowanym z tej okazji łukiem triumfalnym, wioząc ze sobą Wasyla Szujskiego, carycę Katarzynę, dowódcę armii rosyjskiej Dymitra oraz następcę moskiewskiego tronu, księcia Iwana, „Guzikiem” zwanego. Więźniowie zostali doprowadzeni na Zamek Królewski, gdzie na uroczystym posiedzeniu izb obu - Sejmu i Senatu Rzeczpospolitej, w obecności polskiego króla i jego syna, realnie jeszcze tytularnego cara Rosji, a przed obliczem wielkiej rzeszy obywateli ciekawych zdarzenia tak niezwykłego, złożyli hołd przed majestatem Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Zdetronizowany car Rosji schylił się kornie przed polskim królem do samej ziemi, do której rękę przyłożył, aby następnie ucałować środek własnej dłoni, tej do podłogi przyłożonej. Następnie uroczyście, na klęczkach przysiągł, że Rosja nigdy nie napadnie na Polskę. Po czym Zygmunt III Waza, król Polski, podał klęczącemu carowi rękę do pocałowania. Taką samą przysięgę złożyli Dymitr oraz Iwan, upadając na ziemię i bijąc czołem o podłogę. Hołd wiernopoddańczy, rzucający Rosję na kolana, w proch ziemi, przed Polską, na jeden moment w zenicie chwały. A tak opisał to podkanclerz Feliks Kryski: „Bywało siła triumfów, bywało za pradziadów naszych siła zwycięstw (…) ale hospodara moskiewskiego tu stawić, gubernatora ziemi wszystkiej przyprowadzić, głowę i rząd państwa moskiewskiego tego panu swemu i Ojczyźnie oddawać, to dopiero dziwy, nowina, męstwo rycerstwa (…) sama sława!”…
Po zakończeniu ceremonii rosyjscy jeńcy zostali potraktowani z szacunkiem, co było dla nich zaskoczeniem, gdyż byli przekonani, że zostaną ścięci, jak to się zwykle działo w Rosji, której barbarzyńskie obyczaje sami przecież jako władcy i dowódcy kreowali. A tu niespodzianka - oddano im do dyspozycji zamek w Gostyninie pod Płockiem, gdzie więzieni byli, ale po ludzku, w komfortowych warunkach. Jednak, pomimo łagodnego traktowania, wszyscy oni zmarli tam w tajemniczych okolicznościach w grudniu 1612 roku. Nie znana jest rzeczywista przyczyna ich zgonu, bowiem niektórzy twierdzą, że zostali skrytobójczo otruci przez Polaków, tajnych agentów rosyjskich, aby zlikwidować „pohańbionych” i otworzyć możliwość wyboru nowego cara. Jednak bardziej prawdopodobnym wydaje się, że umarli w wyniku zarazy. Należy dodać, że Hołd Ruski był bardziej doniosłym wydarzeniem, co Hołd Pruski, ale podobnie jak ten drugi, tylko symbolicznym powodem do dumy. Jak pamiętamy, a jest to pamięć bolesna i przypominająca o zmarnowanych szansach dziejowym, zarówno Rosja i jak i Prusy stały się w XVIII wieku wielkimi mocarstwami, bezlitosnymi „katami wolności” i wespół z Austrią „rozebrały” wyzutą z dumy i potęgi Rzeczpospolitą. Nie przetrwała do naszych czasów "Kaplica Moskiewska", mauzoleum zmarłych w niewoli carów Szujskich, symbol hańby i poniewierki ruskich prominentów. A Hołd Ruski, to wydarzenie już nigdzie nie upamiętnione w Polsce, nie licząc łacińskiego napisu na zachodniej tablicy Kolumny Zygmunta, którego nikt, zapewne, nie rozumie…
Jest to efektem działań Rosji w późniejszych latach, zarówno w okresie schyłku Rzeczypospolitej, zaborów, jak i PRL. Niestety zwycięstwo pod Kłuszynem i wielki talent polityczny hetmana Żółkiewskiego nie zostało odpowiednio wykorzystane, a z czasem, to Rosja stawała się potęgą imperialną, w przeciwieństwie do Polski, która traciła swoją pozycję mocarstwa, słabła duchowo, materialnie i militarnie, stawała się obskuranckim i nietolerancyjnym państwem, z ojczyzny różnowierców i wolnomyślicieli przeistaczając się w „katolicką szopkę”, uzależniając się od wschodnich i zachodnich sąsiadów. W czasie zaborów rosyjskie władze dbały o to, aby usuwać wszystko, co przypominało upokarzające ich kraj wydarzenia. Wcześniej, dwa obrazy Tomasza Dolabelli: Złożenie hołdu Zygmuntowi III przez carów Szujskich i Zdobycie Smoleńska zostały zrabowane przez wojska rosyjskie w 1707 roku, kiedy to na Zamku Królewskim w Warszawie przebywał car Piotr I, a obecnie uznaje się je za zaginione. Hołd Ruski, podobnie jak ten znany, Hołd Pruski, malarsko zobrazował też Jan Matejko, jednak obraz jest mało znany, bardziej jest „kartonem” przygotowanym do monumentalnego dzieła, którego artysta nie zdążył namalować…
W efekcie tych okoliczności historycznych i braku woli politycznej, dzisiaj już mało kto wie o tych pełnych chwały czasach, o rosyjskich „smutach” i polskich zwycięstwach, o szansach na „wybicie się na światową potęgę”, o szansach na utworzenie Rzeczpospolitej Trojga Narodów, wielkiej potęgi militarno-gospodarczej. Może, więc warto z prostych pobudek patriotycznych, a nie imputowanej nam „chorobliwej rusofobii”, poświęcić tym wydarzeniom więcej uwagi i przypomnieć, że historia Polski, to nie tylko klęski, rozbiory, przegrane powstania i krew nadaremna, ale również wielkie zwycięstwa i zatracone, przez złe uprawianie polityki, szkodliwe alianse i małość władców, szanse na realną, a nieziszczoną potęgę Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, tak…
Ale to nie wszystko. Warto zacytować „przepyszne bzdury” kolportowane przez "organ jedynie słusznej informacji" i jego „naczelnego medialnego rabina RP”, "politycznie poprawne" wypociny autorstwa historyka Łukasza Adamskiego rodem z przed 3 lat. Autor w tytule zakrzyknął święcie oburzony: "Nie świętujmy plugawych zwycięstw!". Potem już, za dobrym, wedle Pana Hitichcock'a, scenariuszem, był coraz lepszy w kreowaniu absurdu: „Lepiej już obchodzić klęski poniesione w słusznej sprawie, niż świętować triumfy będące symbolem upokorzenia innych narodów… Otóż celebrowanie zwycięstw w niesprawiedliwych wojnach jest bez wątpienia gorsze niż oddawanie czci przegranym bohaterom słusznej sprawy, bo upowszechniane w społeczeństwie skłonności do triumfalizmu czy nacjonalistycznej egzaltacji, obce jest zasadom chrześcijaństwa (czyli dominacji watykańskiej, od red.) i tradycyjnym wartościom polskiej kultury narodowej… Cała tzw. interwencja polska w Moskwie na początku XVII w. (...) była jednym z najbardziej niechlubnych epizodów naszej historii... Hołd Szujskiego był i jest odbierany jako symbol upokorzenia Moskwy przez silniejsze wówczas państwo polskie". Oto paranoiczne, antypatriotyczna tyrada polskojęzycznego pismaka. Zrozumiała zapewne w Rosji, która pod "carem Putinem" odbudowuje mit wielkoruski i już, niesymetrycznie, starała się upokorzyć Polaków zrobioną z rozmachem i nieprawdziwą faktografią filmową "epopeję ojczyźnianą" "1610", ustanawiając święto narodowe w rocznicę "wypędzenia Polaków z Kremla", pomijając, że to Moskwa, paktując ze Szwecją, wojnę ową wywołała, ot co!
Warto też pamiętać, że w całej Europie Wschodniej, niestety, nie tylko w Rosji, Polacy są postrzegani, jako naród z tendencjami imperialistycznymi.(...)”. Traktując poważnie, należy wykorzystać tą naturalną rolę leadera. Jednak idąc ścieżka ironii, to nie bądźmy jednak tak powściągliwi w "narodowym biczowaniu", padnijmy na kolana i powiedzmy otwarcie: to my dokonaliśmy rozbioru Rosji na sierp i młot, to my ruszyliśmy barbarzyńską nawałą na Moskwę, aby "po trupie Rosji zanieść do Chin światową rewolucję kartofla w płynie", to my w osobach perfidnych kaczystów - Jacka i Placka ukradliśmy Księżyc, a także bezczelnie oddali Łajkę do schroniska, zamiast wystrzelić ją w Kosmos, nie pamiętacie? No to posłuchajcie „naczelnego medialnego rabina RP”, on wam, jak Cyganka, prawdę powie! Ale pamiętajmy jednocześnie: Polska jest w naszych sercach, nie w Watykanie, Moskwie, czy Brukseli!
*
AntoniK
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura