Na przełomie XIV i XV wieku rozpoczyna się trwający ponad sto lat okres przynależności Smoleńska do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Początkowo jako zhołdowane księstwo, następnie jako namiestnictwo polsko-litewskie, wreszcie jako jedno z wielu województw rozległej Rzeczpospolitej, Smoleńsk rozwija się, jako bogate miasto na szlaku handlowym, uzyskuje przywileje królewskie, korzysta ze swobód i tolerancji gwarantowanej przez władców Rzeczpospolitej. Smoleńsk odwiedzają polscy monarchowie: Kazimierz Jagiellończyk, potem jego synowie: Aleksander Jagiellończyk i Zygmunt I Stary. W okresie władania Aleksandra, uznawanego za jednego z najwybitniejszych królów polskich, wybucha w Smoleńsku w roku 1440 bunt pospólstwa, ale to właśnie w okresie panowania króla Aleksandra następuje znaczny rozwój i rozbudowa miasta, powstaje okazały dwór dla namiestników Rzeczpospolitej w Smoleńsku. Miasto korzysta z dobrodziejstwa długiego okresu pokoju, tak rzadkiego w burzliwych dziejach kresowej twierdzy. Dzieje się to na mocy zawartego przez króla Kazimierza w roku 1449 z wielkim księciem moskiewskim Wasylem II traktatu zapewniającego na kilkadziesiąt lat pokojowe stosunki na wschodniej granicy…
Niestety, od 1407 roku Moskwa próbuje zbrojnie odzyskać Smoleńsk, lecz bez powodzenia. Następnie w latach 1512 - 1513 Moskwa podejmuje kolejne próby zdobycia Smoleńska, miasta-klucza tzw. „Bramy Smoleńskiej”, niezwykle ważnego strategicznie obszaru, który dawał jego posiadaczowi kontrolę nad jedyną dogodną drogą z Zachodu na Moskwę, ale także bez powodzenia. Prowadzący aktywną politykę w celu pozyskania partnerów dla swych zaborczych planów wielki książe Wasyl III doprowadził do sojuszu militarno-politycznego z cesarzem Rzeszy Maksymilianem, który przystąpił do tworzenia wielkiej „Ligi Antyjagiellońskiej, w skład której weszły prócz Cesarstwa, Moskwy i Zakonu Krzyżackiego również Dania, Brandenburgia i Saksonia. Moskwa w owym czasie prowadziła liczne werbunki zagranicznego, najemnego wojska i odlewała działa oblężnicze. W lutym 1514 roku cesarz Maksymilian obiecał Księstwu Moskiewskiemu udzielić wsparcia militarnego, zaś na rok 1515 zaplanował wspólną wyprawę niemiecko-moskiewską na Litwę i Koronę (co oznaczało niechybne niebezpieczeństwo rozbioru Rzeczpospolitej), ale pod warunkiem, że Brama Smoleńska będzie w rękach Moskwy.
Zatem w lipcu 1514 roku potężna armia moskiewska, wyposażona w 300 dział, na sutek zdrady zdemoralizowanej załogi i spanikowanych mieszczan, zdobyła Smoleńsk. Miasto na 96 lat wpadło w ręce Moskwy i dopiero król Rzeczpospolitej, Zygmunt III Waza, odbił je moskalom w 1611 roku, jednak po 21 miesiącach ciężkiego oblężenia! Ale na on czas Król Zygmunt I Stary był w trudnej sytuacji, gdyż cesarz Maksymilian Habsburg oficjalnie zaoferował Wasylowi III sojusz, który miał być skierowany przeciwko Jagiellonom.
W obliczy tego nieoczekiwanego obrotu spraw król Zygmunt Stary postanowił wykorzystać zgromadzone z wielkim trudem na planowaną odsiecz Smoleńska potężne siły i poszukać rozstrzygnięcia wojny w polu. Zatem w drugiej połowie sierpnia 1514 roku, z Wilna wyruszyła wielka armia polsko-litewska, która miała, jeśli nie odzyskać Smoleńsk, to pobić w polu wojska moskiewskie i rozbić koalicję. Liczyła ona około 31 tys. żołnierzy, a w jej skład wchodziło: 13 tys. pospolitego ruszenia litewskiego, 14 tys. zaciężnej i polskiej jazdy, oraz 3 tys. piechoty z Polski, w sumie - 3 tys. piechoty oraz 28 tys. kawalerii. Dowództwo nad wojskiem sprawował hetman litewski, książę Konstanty Ostrogski. Moskale zwiedziawszy się o mobilizacji i marszu sił Rzeczpospolitej na Smoleńsk, wystawili przeciw nim armię moskiewska w sile około 80 tys. ludzi pod dowództwem kniazia Iwana Czeladina.
Po stoczeniu kilku zwycięskich dla wojsk litewsko-polskich potyczek z moskalami, 8 września 1514 roku, obie armie spotkały się pod Orszą. To była już druga taka lokalizacja starcia zbrojnego (bowiem w 1408 roku, także hetman Ostrogski, stoczył tu nierozstrzygniętą bitwę z Moskalami), tym razem jednej z największych (obok Mohacza 1526) bitew XVI wiecznej Europy. W nocy z 7 na 8 września armia Ostrogskiego zbudowała dwa mosty na beczkach i tratwach i rozpoczęła przeprawę, by zaatakować oddziały moskiewskie od lewobrzeżnej strony Dniepru. Przeprawa została przeprowadzona bardzo sprawnie, z dużym kunsztem saperskim i pomimo załamania się jednego z mostów, żelazna dyscyplina i wyszkolenie żołnierzy spowodowały, że stracono zaledwie jednego żołnierza! Do spotkania obu armii doszło 8 września 1514 roku pod Orszą i tam rozegrała się walna bitwa.
Wojska polsko-litewskie w sile około 30 - 35 tys. uszykowane zostały, obyczajem polskich strategów, w taki sposób, ażeby do rozstrzygnięcia doprowadzić w centrum, tam właśnie związać walką siły główne wroga i doprowadzić do jego rozbicia przez atak ciężkiej jazdy ze skrzydła. Dodatkowo Ostrogski postawił wykorzystać sprzyjające mu walory terenu i wąwóz obsadził kilkoma rotami piechoty zbrojnej w muszkiety i wspartej artylerią, na wypadek, gdyby udało się wciągnąć w zasadzkę siły wroga. Naprzeciwko stanęła armia moskiewska, takoż w tradycyjnym dla siebie uformowaniu. Na przedzie stanął pułk straży przedniej – 9 tys. ludzi, na prawym skrzydle „pułk prawej ręki” Michała Golicy - 16 tys. lekkiej jazdy, po lewej „pułk lewej ręki” - 13 tys. lekkiej jazdy, zaś w centrum ustawiony został „pułk wielki” - 27 tys. wojska, a z tyłu pułk straży tylnej - 13 tys. żołnierzy.
Około południa, precyzyjnie o godz. 14.00, ruszyła do ataku armia moskiewska licząca około 80 tys. ludzi. Atak rozwijał pułk straży przedniej (7 - 9 tys. kawalerzystów). Przed starciem bezpośrednim doszło do obustronnego ostrzału z łuków. Niebezpieczeństwo obejścia sił litewsko-polskich skłoniło hetmana do ryzykownego manewru. Ale kto nie ryzykuje, nie wygrywa bitew! Rozkazał on wtedy polskiemu „hufowi czelnemu” w sile 2,5 tys. kopijników uderzenie na owe szarżujące pułki. Wymagało to zmiany frontu w miejscu i przeprowadzenia szarży tuż przed frontem moskiewskiego „pułku wielkiego”. Wspaniałe wyszkolenie, dyscyplina i waleczność polskich żołnierzy wykazane w przeprowadzonym manewrze pozwoliło odnieś piorunujący skutek. Uderzenie było straszne, pancerna pięść wbiła się w masy lekkiej kawalerii pułku prawej ręki, tratując i masakrując przeciwnika, a tak komentował ten epizod hetman, kniaź Ostrogski: „nie dwa na jednego, jakom przepowiedział, ale sześć na jednego przyszło uderzyć”, co tym samym sugeruje wyższą liczebność wroga, a proporcje walczących 2,5 tys. Polaków na 16 tys. Moskali. Jednakże z pomocą nieprzyjacielowi przyszedł pułk straży przedniej. Wobec przygniatającej przewagi liczebnej, Polacy Sampolińskiego i litewskie hufce posiłkowe zaczęły się cofać (proporcje 5,5 tys. na 19-25 tys.). W tym krytycznym momencie bitwy sam hetman Ostrogski osobiście poprowadził natarcie swoich 3 tys. konnych na moskiewskie prawe skrzydło, zachęcając żołnierzy słowami: „O mężni rycerze! Teper mężne siły,/ okażcie przodków mężnych upominek miły…/ Owo ja sam przed wami swoju hławu stawię,/ a w pierwszym z nieprzyjaciół wnet szablę pokrwawię…”. Taką to kresową mową rycerz dzielny i hetman biegły w sztuce wojennej żołnierzy mobilizował. W wyniku uderzenia świeżych sił, pomimo liczebnej przewagi, tu raz jeszcze proporcje: 8,5 tys. na 19-25 tys. żołnierza, oddziały moskiewskie z razu poczęły się cofać, aby następnie rzucić się do ucieczki. Kolejny raz polska jazda pokazała swą „siłę rażenia”…
W tym momencie przeciwko częściowo zmieszanej i zdemoralizowanej masie jazdy moskiewskiej (19 - 26 tys.) walczyło 11 tys. uniesionych sukcesem polskich i litewskich kawalerzystów. Zwycięstwo w bitwie było już na wyciągnięcie ręki. Jednak w tym krytycznym dla Moskwy momencie, dla odwrócenia losów tej „krwawej łaźni”, Iwan Czeladnin wysłał w bój odwód – pułk straży tylnej, wypoczęte 13 tys. kawalerii. Straż tylna wyszła na skrzydło oddziałów litewsko-polskich. I teraz losy bitwy zawisły na włosku, bowiem 40 tys. kawalerii moskiewskiej ściera się w śmiertelnym boju z 11 tys. kawalerzystów polsko-litewskich. Wtedy hetman Ostrogski przegrupował chorągwie i dokonał koncentrycznego natarcia, obejmując osobiste dowództwo i dołączając do ataku drugą część „hufca walnego” w sile 4,5 tys. pancernych oraz cały, stojący w odwodzie, świeży „hufiec walny” litewski pod Radziwiłłem, czyli 6 tys. kawalerii. W tym momencie rozpoczęła się gigantyczna bitwa kawaleryjska, jaką Europa dawno nie widziała, bowiem starło się 21,5 tys. kawalerii, w tym 12,5 tys. polskiej, 5,5 tys. husarii (jeszcze nie ciężkozbrojnej), także 3,5 tys. kuszników, 3,5 tys. kopijników i łuczników, oraz jazdy litewskiej 9,5 tys. a naprzeciw stawało w szranki 60 tys. moskiewskiej jazdy, co dawało w sumie ok. 80 tys. walczących żołnierzy. Tylko Bitwa pod Beresteczkiem była większym (historycznie – największym), kawaleryjskim starciem w Nowożytnej Europe, bowiem tam walczyło 100 tys. jazdy, Kozaków i Tatarów, głównie z husarią Rzeczypospolitej, w proporcji 60 do 40 tys. żołnierzy, ale bohaterami tych zwycięstw byli polscy kawalerzyści!
Podczas tej decydującej fazy bitwy na prawe skrzydło polsko-litewskie natarła jazda kniazia Andrieja Oboleńskiego, która w dalszej walce została wsparta siłami wojewody Temki Rostowskiego. Wobec przewagi wroga Ostrogski zarządził sprytny, pozorowany odwrót w stronę wąwozu, aby wciągnąć Moskali w zasadzkę. Śmiertelna przynęta została połknięta i, moskiewska jazda wlała się do Wąwozu Paszyńskiego prowadzącego do Dniepru. Kiedy całą swą masą Moskale wjechali do wąwozu zbijając swe szeregi w jedna wielką kotłowaninę koni i ludzi, z jego zboczy posypała się na nich lawina kul wystrzelonych z rusznic i armat. Podczas gęstego ostrzału zginął Iwan Temko Rostowski, poległ też kniaź Andriej Oboleński. To przechyliło ostatecznie szalę na stronę Ostrogskiego, a hetman ruszył z całymi siłami, by ostatecznie wykorzystać osłabienie wroga. Pomimo przewagi liczebnej wroga (nawet dwukrotnej) i konieczności szarżowania pod górę, lepsze wyszkolenie, wyposażanie i morale wzięło górę, a impet natarcia centrum zmiótł siły Czeladina, zaś całe wojsko moskiewskie rzuciło się do ucieczki. Około godziny 18.00 bitwa była już zakończona…
Jednak zwycięzcy nie zaniechali walki i rozpoczęła się rzeź uciekających. Moskwa ścigana była przez 4 godziny na przestrzeni 50 km. Zginęło do 20 tys. Moskali, jak wspomina kniaź Ostrogski: „widać było na szerokiej przestrzeni otwartych pól ciała pobitych w boju, zbroczone krwią zwłoki, porzucone bez głów, bez rąk i nóg”. Do polskiej niewoli dostało się 5 tys. ludzi, a w tym 8 wojewodów, oraz głównodowodzący Iwan Czeladnin, bojarzy Iwan Ługwica, Iwan Proński, Dymitr Kitajew i Iwan Kołyczew, a także 37 pomniejszych dowódców, zdobyto cały obóz z wyposażeniem, chorągwiami, namiotami, klejnotami i drogimi szatami, przechwycono 20 tys. koni. Po stronie litewsko-polskiej zginęło „tylko” 500 żołnierzy, w tym rotmistrze Słubicki i Jan Zborowski Zaś hetman Ostrogski za zasługi spod Orszy otrzymał wiele królewskich przywilejów, a przez współczesnych nazwany „Scypionem Ruskim”. Niestety, tradycyjnie nie wykorzystano szansy na wygranie wojny po wspaniałym sukcesie bitewnym, podobnie jak po Grunwaldzie, Chocimiu czy Beresteczku, bowiem Smoleńsk nie został odbity, Moskwa nie została złamana!
U progu pierwszej wojny światowej okazało się, że już niewiele łączy Ziemię Smoleńską z polską kulturą. Jedynie dość liczni polscy zesłańcy (lub ich potomkowie) mający zakaz osiedlania się na terenach dawnej Rzeczpospolitej (w granicach z 1772 rok, czyli sprzed I rozbioru Rzeczypospolitej) wybierają to miasto, jako miejsce osiedlenia i tworzą tu dość silną narodową mniejszość. W Smoleńsku istnieje także parafia rzymskokatolicka licząca 9 tysięcy wiernych. Kresowy ziemianin, Mieczysław Jałowiecki, w swych pamiętnikach „Na skraju Imperium”wspomina, że granica z 1772 roku stanowiła granicę cywilizacyjną na terytorium Rosji. Tereny dawnej Rzeczypospolitej cechowały się wyższą kulturą materialną i poziomem umysłowym mieszkańców. Wkroczenie na początku wieku XX na Smoleńszczyznę było już niestety dla imć Pana Mieczysława spotkaniem z rosyjską kulturą bycia, którą autor wspomnień określa krótko: „dzicz i prymitywizm”… A jak zachowali się rosyjscy strażacy i funkcjonariusze FSB wobec szczątków ciał ofiar Tragedii Smoleńskiej” AD 2010? (czy był to zamach, podobnie jak w przypadku Premiera RP gen. Sikorskiego w Gibraltarze 1943, nigdy się nie dowiemy!)? Tak samo, czyli w sposób „zdziczały i prymitywny” okradali i bezcześcili zwłoki naszych obywateli i Głowy Państwa, traktowali je, jak „gruz 200”, czyli „zwały mięsa”. Cóż, nasze nacje dzieli przepaść cywilizacyjna, historyczna, moralna i duchowa. Zatem wszystkim Ruskom z kręgu władzy i wspierającej władzę mafii, wedle karłowatości mentalnej i „zasług” – pogarda i hańba!
A jak dziś wygląda pamięć o tym wielkim, chwalebnym zwycięstwie nad „turańską” Moskwą? W III RP, gdzie poprawni politycznie „cinkciarze i ministranci” nie chcą drażnić „cara Putina” nie słyszy się oficjalnych komentarzy na temat tego wspaniałego zwycięstwa. Jednak Białoruś, też nieoficjalnie, uważa się za spadkobierczynię Wielkiego Księstwa Litewskiego. Czerwony krzyż na białym polu, który onegdaj widniał na sztandarach litewskich, został wzorcem wykorzystanym na fladze Białorusi po odzyskaniu niepodległości w latach 1991-1995, kiedy to flaga Białorusi była biało-czerwono-biała. Zmienił ją, wraz ze swym wstąpieniem na stolec prezydencki, Aleksander Łukaszenka po wygranych (wedle recepty Salina – wybiera ten, kto liczy głosy) wyborach. W 1996 roku przywrócono Białorusi taką samą flagę, jak w okresie CCCP, jedynie sierp i młot zastąpiła wzorzysta „krajka”. Rocznica bitwy pod Orszą była także do 1996 roku Świętem Armii Białoruskiej. Zmieniono jednak ten termin na 2 kwietnia w zawiązku z utworzeniem Związku Białorusi i Rosji (nomen, omen ZBIR!). Ale rok 2014 został ogłoszony przez patriotów i niezależnych działaczy białoruskich „Rokiem Bitwy pod Orszą”, podobnie, jak przez Sejm Republiki Litewskiej…
Niestety, ze wstydem i gniewem należy przypomnieć, że nic podobnego nie przydarzyło się w Polsce, bowiem III RP nie jest „silnym państwem w Europie Środkowej”, ale wedle jej ministra MSWiA, niejakiego Sienkiewicza (zapewne Wieszcz się w grobie przewraca!) jest jedynie „państwem istniejącym teoretycznie”. Nie po to bił się kniaź Ostrogski z Moskalami pod Orszą, hetman Żółkiewski pod Kłuszynem, wojewoda ruski Stefan Czarniecki pod Połonką (1660), Piłsudski bił bolszewików pod Warszawą i nad Niemnem, a Stanisław Haller rozbił w pył Budionnego pod Komarowem, nie po to walczyli robotnicy polscy z „komuną” o godność pracy, wolność i prawa obywatelskie w Sierpniu ‘80”, nie po to!!! Nie można dopuścić, by po latach szlachetnej tradycji, dumy i siły narodowej, aby teraz nasza Ojczyzna nazywana była „kondominium nad Wisła” i traktowana instrumentalnie przez unijnych „równiejszych” (Niemcy i Francję). Od nas, obywateli, naszej świadomości i zorganizowania, zapomnianych doświadczeń społecznych i idei "Solidarności", zależeć będzie, czy ten stan rzeczy się utrzyma, czy będziemy przedmiotem manipulacji i przetarów, czy też będziemy świadomie i aktywnie „kreować nasze państwo”, postulować zmiany, wymuszać referenda w kluczowych kwestiach, zgłaszać do sejmu liczne, rozumne projekty ustaw, z woli obywateli, dla dobra ich państwa, państwa dla nich pracującego, nie dla pasożytniczej klasy moralnych i intelektualnych kundli „odwalających hucpę w kondominium nad Wisłą”. Od nas zależy także, czy zrobimy wszystko, aby godnie uczcić pamięć Bitwy pod Orszą 1514, ażeby na stałe weszła do świadomości historycznej Polaków wielkość tego dokonania militarnego obok Grunwaldu 1410, Kłuszyna 1610 czy Bitwy Warszawskiej 1920. Dla przypomnienia, w tym roku minęła 601 rocznica Victorii Orszańskiej!
*
AntoniK
Ps. z powodu uciążliwych usterek komputera, uniemożliwiających sprawną jego obsługę, tekst publikuję z poślizgiem, co niech mi będzie wybaczone!
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura