Wilk Miejski Wilk Miejski
715
BLOG

Pysk chama. Czyli przyczyny rozrostu chamstwa i nasza wobec niego postawa cz.III

Wilk Miejski Wilk Miejski Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

 


"Uczyła mnie mama, bym się nie bał chama,

Bo cham boi się sam!"

Jan Tadeusz Stanisławski


Uwolniony od “Sowieckiego niedźwiedzia”, lecz animowany przez “etos Kaczora Donalda”, czyli kult barwnego szmatławca (tabloida), hamburgera, dziary i kolczyka w nosie, brutalności i cwaniactwa, lansowany już przez dziecięce kreskówki i gry komputerowe, a także większość amerykańskich filmów akcji i gier komputerowych, obywatel jest sterowany ku duchowej nicości, ku postawie roszczeniowej wobec rzeczywistości, gdzie wielki „wysyp gadżetów” kreuje wielki na nie apetyt. A jednocześnie rodzi się frustracja z powodu niemożności posiadania ich wszystkich, bo nie ma hajcu (z grypsery), a posiadania tego, co ma sąsiad, czy koleżanka z pracy, to materialne bycie "trendy", jest kryterium nowej, naskórkowej ludzkiej wartości, a w przypadku nie zrealizowania owego postulatu - powoduje zaostrzenie się frustracji, postawy roszczeniowej i osobistego chamstwa, a więc traktowanie każdego człowieka, jako przeszkody w drodze do nagarniania pod siebie „zwałów materii”, tak… I tak, “wyprany mózgowo” i rozpalony w żądzy posiadania gadżetów, nabywania atrybutów "trendy", ów (pseudo)człowiek ery postkomunistycznej staje się spreparowaną mentalnie, bezrefleksyjną, schamiałą marionetką i destruktorem życia społecznego. Nie myśli o dobru wspólnym, ale egolsko łaknie posiadania i "wyróżniania się", kocha "lans". Lecz w obliczu cywilizacyjnego zapóźnienia, ekonomicznej blokady możliwości pozytywnej realizacji płaskich, materialistycznych apetytów, chamstwo rozgrzane przez materialny niedosyt, o ironio, staje się buntem wobec tego stanu rzeczy, butem kiboli przeciw systemowi, ubranym przez narodowców w szaty patriotyzmu, co szkodzi tej idei, bowiem to tylko bezmyślna złość na „zły system”, podobnie jak w sytuacji, kiedy pitbul kąsa tresera, jak uwolniony z butelki Dżin atakuje nieostrożnego czarnoksiężnika. Kto był za "komuny" w pierdlu, wie o czym mówię, bo mówię o tym, że git-ludzie mniemali, że są "antykomunistami", bowiem "jebali komunę", co ich, kryminalistów wsadzała za kraty, a więc nas, politycznych traktowali jak braci, "antykomuchów". Ale oni, w swej nieświadomości, także budowali komunę, gardzili naturalnymi więzami społecznymi, a my, świadomi patrioci (a było ich trochę, choć okrągły stół dokonał weryfikacji "listy obecności"), chcieliśmy odbudować społeczeństwo obywatelskie" i rozwalić komunę, tak...

A teraz powrót do "adremu". Nic nie znaczy też pozorny postęp cywilizacyjny i odczuwalne znormalnienie mechanizmów życia politycznego (jedynie w kontekście do komunistycznego totalitaryzmu, bowiem III RP realizuje testament nieboszczki PZPR z "jewropejską" etykietką) i ekonomicznego, usunięcie męczących, komunistycznych absurdów i zagrożenia obywatela bezprawiem państwowym czasów komuny, ale ten stan rzeczy gwarantuje jedynie wzrost materialnej jakości naszego życia, a nie jego duchowych i wolnościowych aspiracji. Niestety, poetyka chamstwa traktowana jest jako akceptowana codzienność życia w III Rzeczypospolitej, mniejsze zło, niż kolejka po lodówkę i paszport. Przeto jawić się może, jako sceneria “Raju odzyskanego”, zwłaszcza, że pod dostatkiem elektroniki, mebli, kiełbasy i papieru toaletowego. Podczas demonstracji antykomunistycznych słyszało się przecież hasła: “chcemy chleba, chcemy mięsa, niech nam żyje Lech Wałęsa”, a nie chociażby takie: “żądamy odkłamania historii, życia w prawdzie i godności”. Masy ludowe są proste i oczywiste w swych oczekiwaniach, a historię zmieniają "szaleńcy" i nonkomformiści, co mogą "walczyć o wolność o suchym chlebie"...

Chamstwo jest formą, zwyrodniałą formą wolności osobistej, wolności ekspresji słownej i wolności od “ucisku przestarzałych norm społecznych”, od obyczajowego "passe". Będący “na topie” albo "trendy", czyli kopiujący styl myślenia i wysławiania się “chama medialnego i publicznego”, współczesny wyrostek i papużka, czują się dowartościowani, wręcz wyniesieni ponad ogół pokolenia “zgredów”, jeśli publicznie i środowiskowo dają do zrozumienia swym chamstwem słownym i prymitywem umysłowym skopiowanym z ekranu telewizora i komputera, że są nowym, wyzwolonym pokoleniem “na luzie”, że ich chamstwo jest zerwaniem "okowów konwenansu", tak... Przecież oni wiedzą jak żyć, czyli bawić się w rytmie techno, rozbijać wiaty tramwajowe, bo to "zajebiste" i zabijać dla zabawy, bowiem to "beka" dla kopiących leżącego. Jednak ten stan rzeczy nie niepokoi polityków i policji, bo przecież to właśnie na tej ludzkiej, zdurniałej trzodzie opiera się bezkarnie polityczne propagandowe tumanienie, hoksztaplerstwo i pretekst dla rozbudowy policyjnej inwigilacji. Państwo zawsze rozrasta się tam, gdzie pleni się bezrozumna, zbydzlęciała trzoda, zaś zdrowy zmysł obywatelski i organizowanie się dla sygnalizowania i egzekwowania swych potrzeb życiowych obumiera w patologicznej społeczności, bowiem ta robi się zastraszona i zatomizowana (bardziej niż za komuny). Pamiętajmy o tej prawidłowości - każda patologia społeczna, każda forma społecznej dezintegracji wspiera potęgę i bezkarność państwa. Dlatego też schamiałe i “darwinowskie” społeczeństwo nigdy nie będzie stawiało wymagań państwu, aby było spółdzielnią usługową dla obywatela, a samo nie będzie ludzką wspólnotą, tylko zwyczajną trzodą, a cieszyć je będzie dostępność piwa, dyskotek, iPodów, tabletów, pornografii i magia herosów “telewizyjnej szopki”.

Lecz to właśnie ewidentny brak kultury umysłowej i publicznych manier polskiej sceny politycznej, jest sygnałem, że w kraju obyczaje kształtowane są wedle biblijnej maksymy: “jako na górze, tak i na dole”. Język podsłuchanych rozmów urzędników państwowych najwyższego szczebla i "topowych" biznesmenów ma zwyrodniały, knajacki charakter, jest wyrazem ich mentalnego prymitywu i moralnej marności, w czym nie różnią się od stada blokersów, kiboli czy mafijnej sitwy, zatem jako ludzie mogą być śmiało zdefiniowani jako "element społecznej patologii", ale o ironio, to oni nami rządzą! Chamstwo, zatem nie spędza snu z powiek sternikom “narodowej nawy”, ale jest stylem życia budującym poczucie “jedności narodowej”, czyli wspólnego stylu życia bywalców sfer rządowych, nocnych klubów, rautów hotelowych, dyskotek i melin. Pojęcie narodowej elity jest dziś pustym słowem i nieporozumieniem, a rządzenie i tworzenie ładu społecznego, nie podparte jest kulturą umysłową pseudoelit, zatem staje się paradoksalnie rzeczywistością leninowskie hasło "władza w ręce ludu", tak, właśnie ludu, ale najgorszej proweniencji, schamiałego, brutalnego, niemoralnego, o zgrozo! Upadek autorytetów moralnych i brak kwalifikacji merytorycznych u polityków sprawia, iż państwo jest niekontrolowanym nowotworem ( a może "istnieje tylko teoretycznie", co?), kpiącym z potrzeb obywatela i nie dbającym o powszechny rozwój kultury i opieki spolecznej, tylko o portfele swoich urzędników, a więc w tych okolicznościach, aby zachować swe status quo, aprobatę swego stylu rządzenia, miast rozumnych obywateli, preferuje rzesze otumanionych chamów. Umysłowe skundlenie i prostackie cwaniactwo w "urządzaniu się" poprzez władzę sprawiają, że dzięki przekazowi mediów w oczach rozumnej części społeczeństwa uprawianie polityki jest jawną, bezczelną i bezideową egzystencją pasożytniczą. Ów brak elementarnych wartości i interesu społecznego w działaniu aktualnej generacji polityków, czyli "elyt" komuszego chowu, skutkuje fatalną sytuacją międzynarodową, a ich miernota i egoizm sprowadza nasz kraj do roli atrapy państwowej podlegającej bezwolnie wpływom obcych interesów. Ważniejsze są chamskie przepychanki partyjniackie, a nie wypracowanie wspólnego interesu Polski i spójna polityka wewnętrzna i zagraniczna. Poziom życia umysłowego władzy i obyczaje polskiego społeczeństwa wydadzą za jakiś czas owoc w postaci redukcji naszego kraju do roli półkolonii, kondominium, rezerwuaru taniej siły roboczej i konsumentów “cywilizacyjnego łajna” produkowanego przez wielkie koncerny dla zysku i na pohybel człowiekowi. Bo każde następne pokolenie, wyprane z norm kultury i obyczaju, będzie już tylko stadem zombi...

Ludzkie zachowania regulują dwa rodzaje kodeksów, a więc dwie sfery postrzegania rzeczywistości: wstyd i strach. Jeśli człowiek posiada wewnętrzny imperatyw etyczny, indywidualny światopogląd i poczucie odpowiedzialności za ten obszar świata, w którym ma realną szansę na działanie, to wtedy wszelkie uchybienia, zaniechania i nieprawości sygnalizuje mu czujnik poczucia wstydu. Natomiast jeśli jest się z własnej woli dwunożnym statywem do obnoszenia przewodu pokarmowego, to wtedy wszelkie zachowania społecznie akceptowalne i wartościowe etycznie wymuszane są strachem. Niestety chamstwo nie jest w naszych realiach społecznych ścigane policyjnie, ani tępione na zasadzie odruchów społecznej samoobrony, tak, więc krzewi się bujnie jak chwasty na gnoju. Oczekiwanie jednak, że powstrzyma je nagle rozbudzony rozumny odruch obywatelskiej samoobrony jest tak prawdopodobne, jak obfity zbiór bananów na Grenlandii. Potrzebna jest tu publiczna edukacja. I to w formie społecznego ośmieszenia chamstwa jako ułomnej i godnej pogardy kreacji ludzkiej. Dopóki filmowy cham i zbir będzie bohaterem mas, ulica bezmyślnie będzie kopiować obyczaje idola-bydlaka. I niczego nie wskóra tu religijne i szkolne moralizatorstwo, które nie dotyka istoty rzeczy, lecz jest nadętym, jałowym straszakiem dla młodocianych chamów, którzy czując bezkarność kreują swe życie na obraz i podobieństwo bandyckiego “bohatera”, który wypiera z ekranu inne ludzkie kreacje życiowe. A o owocach owej kreacji właśnie ta rozprawka.

Do niedawna chamskie zachowanie, a więc plugawy język, strategia oszustwa, nierzetelność, tępa agresywność, brak szacunku dla słabszych i ułomnych, pogarda dla wyższych aspiracji życiowych, było czynnikiem dyskwalifikującym towarzysko, wzbudzającym politowanie i pogardę, odsuwającym na “margines społeczny”. Tak, więc ongiś istniał rzeczywisty społeczny margines dla istot, które były ludźmi jedynie z powodu anatomicznego wyposażenia. Dziś sfera chamstwa nie jest już zjawiskiem marginalnym, lecz centralnym i powszechnym, a bycie chamem jest w “dobrym tonie”. W krajach tradycyjnie demokratycznych chamstwo jest społecznie i prawnie marginalizowane, a normalny człowiek nie styka się na co dzień ze sferą, gdzie kodeksem życia jest zwierzęcy spryt i programowe schamienie obyczajów. W realiach III RP chamstwo jest wszędzie i przyjmuje formę narzuconego przez agresywną mniejszość, "elyty" władzy rodem z czworaków i warstwy społecznie zdegradowanej, bezrobotnych i leserów, genetycznie z "jednego pnia", owej biernej większości “nowego, wspaniałego stylu życia”, obowiązującego jak to się pięknie definiuje - demokratycznie w sferach rządowych, młodzieżowych, akademickich, sądowych i meliniarskich, jako nowa forma “jedności narodu”. Jako powszechna, taka "toksyczna semiosfera", rezerwuar mentalnych fekalii...

Tak, więc człowiek, który przeklina bez potrzeby, bezmyślnie i rutynowo zanieczyszcza swój język i umysł, a także otoczenie społeczne, "kałem semiotycznym", a traktuje oszustwo, jako strategię życiową lub kradnie “zawodowo”, uprawia wszelkie formy cwaniactwa i ma elementarz kultury “w dupie”, jest “królem życia”, “równiachą”, “na topie”, bo sra na elementarz ludzkich wartości, którego wyznawcami są, wedle jego filozofii, tylko "naiwni i frajerzy", tacy pracujący "za 6. tysięcy", tak. Jest, więc w swym bezmyślnym i żałosnym mniemaniu, dzieckiem swoich czasów, choć de facto jest tylko nędznym bękartem. Chamstwo, to wielka, bezideowa religia ludzkiej trzody, gdzie poczucie bezkarności i kpina z dawnych wartości, daje jej poczucie mocy i dziejowej racji, poczucie powszechnej zgody na ich bydlęce panoszenie się i skażanie atmosfery chamskim odorem. Zaś każdy, kto nie uprawia owego rytuału knajacko-raperskiego, jest śmiesznym “frajerem”, lub “dupkiem”, nie umiejącym odnaleźć się właściwie w “wesołym miasteczku” czasów współczesnych. Dlatego też “moda na chamstwo” jest, o ironio, wyrazem głodu społecznego prestiżu, bo lepiej zaistnieć jako cham i aspołeczny zwyrodnialec, pokazać swój dresiarski ryj w TV, niż być, zasłużenie, zwykłym zerem. Bo gdy wszystkie wartości zostały cynicznie skompromitowane lub bezradne w starciu z “darwinowską” rzeczywistością, liczą się jedynie “parametry animalne”: agresja, egoizm i zwierzęcy spryt. Bo przecież nie twórca kultury, czy naukowiec, ale pospolity zwyrodnialec i bandzior trafia na pierwsze strony gazet i do serwisów TV. Nastała więc powszechnie nie “Era Wodnika”, lecz “neokołchoźnika”, w bejzbolówce na łysej glacy, o psim pysku i odzianego w dres, by lepiej "laczować", przy "krojeniu" emeryta, kroczącego z “kurwą” na ustach, lub rozpartego z pistoletem i “komórką” w garści, a tępą agresją w ptasim móżdżku, w kradzionym “Mercedesie”.

Czy jesteśmy współodpowiedzialni za dyktaturę chamstwa? Tak, bo ciche przyzwolenie, bierność, strach przed ośmieszeniem i sponiewieraniem przez bezkarnego chamszczaka powstrzymują naturalne, społeczne odruchy obronne. Garb wyniesiony z poprzednich czasów, a więc poczucie samotności we wrogim tłumie, brak prawdziwych odruchów ludzkiego solidaryzmu, nie pozwala nam wspólnymi siłami ukręcić łba hydrze chamstwa. Niestety, także bierna postawa rodziców w wychowaniu młodzieży ku wartościom i aspiracjom moralnym i intelektualnym, a nie puszczeniu “na żywioł”, czyli oddaniu w sferę oddziaływania negatywnych wzorów obyczajów “bydląt ludzkich” lansowanych poprzez kulturę masową. Lecz sami będąc także “dziećmi” owej “globalnej wioski” są obojętni, a zatem legalizują przemianę swych dzieci w chamów. Zaś ci, którzy chronią swe dzieci przed schamieniem umysłowym boją się w sytuacjach publicznych przeciwstawić się chamstwu. Wszystkie dzieci są nasze, to wielce popularny slogan, a więc także te schamiałe, których się boimy i umywamy ze strachu ręce wobec ich koślawego życia. Walczyć ze złem, czy nie dać się mu podeptać, oto dylemat. Ale należeć on powinien do sfery najbardziej żywotnych dylematów ludzkiej egzystencji pod słońcem tej ziemi...

Jest prawidłowością, że ludzie zawsze boją się dyktatury, dopóki jej nie obalą. Boją się, lub wstydzą kontestować głośno zjawiska wynaturzone, które zmowa milczenia legalizuje jako normalne. Lecz życie w środowisku zatrutym schamiałym językiem i zbydlęceniem obyczajów jest dla normalnego człowieka po prostu torturą. Zgoda na życie w “chamskim wychodku” upokarza nas i degraduje. Ten wychodek zbudowali tzw. ludzie z awansu społecznego, hordy plebsu spędzone do miast przez włodarzy komuny w latach 40/50. XX wieku, który po zaocznych maturach stali się "trzonem" działaczy partyjnych, milicji i UBecji, zaś ich dzieci stworzyły klasę "wykształciuchów", która do dziś "przyspawana jest do stołków" w szkołach, uczelniach, ministerstwach, sądach i palestrze. To ludzie o wykształceniu zawodowym, specjaliści, debile moralni i humaniści na poziomie troglodyty, czyli "przetwarzacze słusznej informacji", budowniczowie klanów resortowych, zasadnicze pogłowie KODchodów, obrońców starego ładu, kiedy im "żyło się lepiej", czyli z oszustwa i malwersacji, ot co! To jest sytuacja, którą można zdefiniować, jako postkomusza "ciągłość elyt", bowiem wystarczą nam, nad Wisłą, wedle ludowego chłopomana dekoracyjnego, ongiś premiera III RP, jeno elity polityczne, zwłaszcza własnej partii. To właśnie owe "elitarne hufce wykształciuchów", w czasach komuny z prostego poczucia awansu społecznego i naiwnej dumy przynależności do "awangardy proletariatu", a w III RP na skutek wiary, bezczelnej i megalomańskiej, wyrosłej z "ewangelizacji" naczelnego rabina polskojęzycznej "Gajzety" sprawiły, iż ta "awangarda chamstwa" wypowiedziała się adekwatnym językiem poznanym z taśm nagranych wywiadowczo podczas "konsumowania ośmiorniczek" w przybytku "Sowa & Co"! Zatem jakie są tego konsekwencje? A no, encyklopedycznie, jak koń, czyli kto ma oczy do patrzenia, widzi!

Wygląda na to, że musi, jak w przypadku mojżeszowego 40. letniego chodzenia po pustyni, wymrzeć pokolenie pociotów i dzieci resortowych, aby na Wisłą zniknęło zaplecze socjalne dla pandemonium chamstwa. I byłaby to rzecz straszna, aby wołanie o wolność życia od chamstwa i bandyckiego wynaturzenia w Polsce wymagało jednostkowych czynów gwałtownych, jak w przypadku Teda Kaczyńskiego czy Timothy McBain’a, okrutnie, bo w imię zasady “cel uświęca środki”, u nas w walce z "pajęczyną chamstwa i znikczemnienia" (patrz film "Uwikłani" reżysera Bromskiego), aby nikt nad Wisła nie walczył z "wszawicą chamstwa", jak owi antybohaterowie z widmem cywilizacyjnej zagłady w kraju Kaczora Donalda! Ale bierne milczenie i powszechna zgoda na codzienność chamstwa byłyby dramatycznym dowodem na to, jak dalece nieświadomi jesteśmy swego zaszczucia i powszechnej nędzy obyczajów. Jest to zadanie dla wszystkich prawdziwych członków społecznej wspólnoty. Byliśmy solidarni w sprzeciwie wobec “dyktatury papierowego proletariatu”, co znacznie przyśpieszyło rozpad systemu komunistycznego. Bądźmy, więc także solidarni wobec przemocy chamstwa! Odniesie to zapewne podobny skutek. Lecz każde zaniechanie w obliczu zła, jest także złem!

Udział w kształtowaniu oblicza świata nie musi być oparty na górnolotnych pryncypiach. Wystarczy, że jest rozumną reakcją na zło w zasięgu naszej ręki, czyli sfery oddziaływań. Nie musimy zakładać paramilitarnych oddziałów strzegących ładu społecznego (choć przy ich pomocy wyrugowano bandytyzm z nowojorskiego metra), ale nie możemy być bierni. Patrzmy, więc uważnie w koło i miejmy uszy szeroko otwarte, aby wszelki objawy społecznej patologii były dla nas żywe i realne, zagrażające naszemu dobrostanowi psychicznemu i poczuciu bezpieczeństwa. Chyba, że chamstwo jest stylem życia należącym do sfery naszych zainteresowań. Wybór, więc należy do nas, jeśli jeszcze potrafimy mądrze wybierać. Póki jeszcze mamy szansę wyboru. Bo może przyjść taki czas, kiedy dolegliwa choroba przekształci się w formę chroniczną, znośną i oswojoną, a wtedy chamstwo nie będzie już przenikało do różnych sfer, ale będzie wszechobecną “barbarosferą”, "chamozoną", gdzie zjawisko kultury społecznej będzie tylko śmieszną, zapomnianą sferą baśniową, jak etos rycerski, czy dobry obyczaj mitem dla “frajerów”...

                                                                                              *

Antoni Kozłowski vel AntoniK

linki do dwóch pierwszych części tekstu o "pysku chama".

http://antonik.salon24.pl/657945,pysk-chama-czyli-traktat-o-chamstwie-dzumie-mentalnej-naszych-czasow-cz-i

http://antonik.salon24.pl/658039,pysk-chama-czyli-opis-bezkarnej-sfery-chamstwa-dominanty-obyczajowej-cz-ii

Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo