Wilk Miejski Wilk Miejski
332
BLOG

TOTART. Kij w mrowisko, czyli nie ma tego złego... cz.II

Wilk Miejski Wilk Miejski Kultura Obserwuj notkę 0

cd. refleksji i dygresji na kanwie filmu dokumentalnego "TOTART. Odzyskiwanie rozumu".

 

Refleksje i dygresje osobiste

Aby nie starać się zawrzeć w swej wypowiedzi za wiele, za dużo chcieć „upiec pieczeni przy ogniu TOTARTu”, przedstawię teraz, zamykając teraz swą opinię o wymiarze filmu, niedostatkach, reperkusjach i przyczynach tego stanu rzeczy, kilka swych, prywatnych refleksji. Niech będą one dowodem na to, że dyskusja wokół filmu jest „kijem w mrowisko”, a nie tylko błahym, egocentrycznym i li tylko technicznym przyczynkarstwem. To moja osobista „lekcja”, którą z Państwem odrobię, oby ku chwale rozumu i na pohybel animatorom powszechnego zidiocenia…

Pierwsza kwestia, to znowu „niczeańskie” przewartościowanie wszystkich wartości”. I to musi nastąpić, bowiem obserwowane zjawisko jest bezkarne i zniekształca realny obraz postaci Zbyszka na forum publicznym. Nikt nie ma prawa, bez rozumnego, obiektywnego poznania realnej kondycji umysłowej człowieka nazywać go niepoczytalnym, gdyż właśnie taka postać pasuje do jego fałszywej układanki, w sposób uproszczony opisującej meandry życia. Tak, więc wszelkie wypowiedzi Konika, notorycznie przypisującego Zbyszkowi „niepoczytalność”, „chorobę umysłową”, czy redukcję aktywności do „obserwacji ptactwa”, a dotyczące filmu i osoby Zbyszka, traktuję, niestety, jako irracjonalne konfabulacje, prymitywne argumenty ad personam, zasłanianie własnej filozofii artystycznej, wedle mnie poronionej, „służenia dwóm panom”, a mianowicie: „estradzie jarmarcznej” i kulturze wysokiej". Tą stałą napaścią personalną, bez racjonalnych argumentów, na osobę Zbyszka i niesprawiedliwe, nieetyczne umniejszanie jego intelektualnej sprawności, zapewne poprawia sobie samopoczucie, jednocześnie podkopując zbyszkowy, obiektywny, dobry, zasłużony, publiczny wizerunek, którego On sam, do czasu Listu Otwartego, nie budował dla przeciwwagi. List odkrył na forum publicznym Zbyszka, jako osobę racjonalną, krytyczną i bezsprzecznie inteligentną, co zadało kłam „kampanii oszczerstw Konika”. A jednak w trakcie wywiadu w Radio Gdańsk nastąpiła „powtórka z rozrywki”, Zbyszek otrzymał „deputat” znanych już inwektyw, ale także i mnie się dostało. Konik dokonał bowiem publicznej demaskacji mej „niepoczytalności”, bowiem ogłosił, że jestem „PiSowcem” i wierzę, że „Tusk zestrzelił samolot w Smoleńsku”. Nie mogę puścić płazem tego absurdalnego pomówienia i pozostawić tego bez komentarza. Współczuję Konikowi, bowiem dostrzegam, że aby poczuć się dobrze, musi skierować ludzi o wyższych szlifach intelektualnych do „czubków”, aby nie czuć się zagrożonym w swej „radosnej, bezkrytycznej klaunadzie i nienagannej postawie słuszności politycznej”, co daje mu przepustkę na salony celebryckie i fundusze na jego „higieniczną, czyli słuszną politycznie” działalność pisarską. Może poprawiać sobie humor dowolnie, ale nie cudzym kosztem. I choć ma przeświadczenie, że czyni dobrze, bo nikogo nie zabija, to jednak z czasów TOTARTu pozostała mu tylko „klaunerska forma”, zaś świadomą, nienaganną „słusznością treści” zapewnia sobie wsparcie establishmentu i „istnienie medialne” (cenniejsze niż realne). I nuiech także pamięta, że "do czasu dzban wodę nosi", takoż do czasu jego wybryki szkalujące osobę Zbyszka Sajnóga będą tolerowane, bo zapewne doczeka się dnia, jeśli nie zaprzestanie zniesławiać i lekceważyć prawa autorskich Zbyszka, że usłyszy już nie me uwagi, a spotka się z adwokatem, który przedstawi mu stosowny pozew sądowy. Oby do tego nie doszło, niech zwycięży rozum, a nie "bat prawny"!

Co  zaś się tyczy mego „PiSownictwa”, to przy swej konsekwentnej apolityczności, wyrażam także opinie dotyczące zjawisk społecznych i politycznych, a w mej poetyce PO, to muchomor sromotnikowy, a PiS borowik szatański, a więc rozróżniam większe i mniejsze zło na scenie politycznej III RP, bowiem człowiek powinien korzystać z rozumu, a nie „paść” się faktami medialnym. Natomiast uważam że Tusk zestrzelił „Tutka” przy pomocy procy na wentyl rowerowy, którą dostał od entomologa Niesiołowskiego, z której on wcześniej strzelał do meszek. Logiczna odpowiedź Koniku, prawda, w Twoim stylu! Premier Tusk bojaźliwie i służalczo oddał badanie katastrofy wojskowego samolotu, na skutek nacisku Putina, w gestię Konwencji Chicagowskiej, badającej cywilne katastrofy lotnicze. Dlatego „śledztwo w toku”, wrak „Tutka” niszczeje, traci cechy „dowodu w sprawie”, ciągle w Rosji, a Polacy zapewne nigdy nie poznają prawdziwych okoliczności Smoleńskiej Tragedii, zaś durnie uwierzą gen. Anodinie, niecierpliwi zaś prof. Biniendzie, który teoretyzuje, nie dotknąwszy szczątków wraku prezydenckiego Tutka. Zapewne Tragedie Gibraltarska i Smoleńska nie mają (mieć zapewne nie będą za naszego pokolenia) sprzyjającej „woli politycznej”, aby odkryć swe posępne kulisy. I jeszcze jedno. W czasch obecnych, ciekawych, jak zawartość jelit wołu, istnieje powszechie praktykowany sposób argumentum ad personam, ukuty w Salonie i przez "naczelnego rabina medialnego", a mianowicie, kto patriota i umysł krytyczny, ten moher, faszysta i PiSowiec, czyli "partyjne" skazanie na społeczną degradację do roli wsteczniactwa i ciemnogrodu, młodzieżowego passe. I stał się cud - tabuny wykształciuchów i intelektusi obawiają się tej etykiety, a więc pozbywają się rozumu i godności, aby być "terendy"! Jakież to żałosne... Tyle wyjaśnień niezbędnych i jeszcze życzenia, bowiem pouczam Przyjaciela: Koniku, odzyskaj rozum, stać Cię na to!

I jeszcze moja uwaga związana z "monopolistycznym" traktowaniem spuścizny po TOTARTcie przez Konika. Nigdy, więc, nie zapytał on Zbyszka, czy ma debit na samodzielne i bezkonsultacyjne wykorzystywanie materiałów pozostałych w jego prywatnym arciwum, a będących zapisem, plakatami, wydawnictwami ulotnymi, grafikami i rejestracją fotograficzną dokonań TOTARTu. Zatem od początku dziala nielegalnie, bowiem bierze pieniądze za swą pracę literacką, a nie raczy wypłacać tantiem Zbyszkowi i nie pyta go o zgodę na liczne publikacje. Nie jest takżę kronikarzem Formacji, nie tworzy wiernego zapisu akcji i publikacji TOTARTu, ale tworzy jego mitologię, ba, dokonuje "naskórcyzacji" wszelkich przejawów aktywność Członków Formacji, zbiorowych i indywidualnych, kreatywnych i destruktywnych, a sprowadza je do "etosu skandalu", dostrzega jeno aspekt hecy, jajcarstwa, sowizdrzalstwa i "przesławnej koprofilii", robi samowolnie wielki opis "karnawału sztuki na wspak", swoistego antysestetyzmu i odwrócenia sensu, robiąc z owych zjawisk naczelne przesłanie dzialań TOTARTu. I dlatego, nie ma już obiektywnej wiedzy o TOTARTcie, ale jest mitologia, wtórna analiza, reinterpretacja, wizja jednoosobowa, jajcarska fama, skandaliczna wizja zabawy małych chłopców, studenciaków w "piaskownicy historii", w swojskim "wychodku ideologii", gdzie dokazywali z zapałem godnym czynu powstańczego swymi mieczykami z kału ulepionymi i wierszami sławiącymi "flupy z pizdy". Na taką rozpędzoną kulę śnieżną fałszywej mitologii, obrastającej z roku na rok, z rocznicy na rocznicę ową tropikalną dżunglą błazeństwa, ornamentacją powielonej dupy wypiętej na normy i pryncypia, tapetą zafałszowanej "sowizdrzalskiej martyrologii", wizji walki z komunizmem przy pomocy bomb z gówna ulepionych, tak... Cała ta konicza robota, zła robota prowadzona od lat wielu przez Konika doprowadziła do tego, że nie ma już TOTARTu, nawet historycznie zapisanego, ale są "sny o TOTARTcie", sny na miarę "bigcycyzmu" i "lalamidyzmu", barwne, jajcarskie, skandalizujące, ale beztreściowe, puste, czcze, tak... Jeśli TOTART ma się pojawić w annałach historii, to zdarzy się to za sprawą Zbyszka Sajnóga, który wezmie "opis zajśćia TOTART" w swe ręce, a dokładnie - w aparat intelektualny i opisze na użytek publiczny "ukrytą historię TOTARTu", bowiem to on, nie kto inny, jak rzeczony uczeń czarnoksiężnika przymusił miotły intelektu do noszenia wody transgresji i furii, on to wprawił w ruch ten dance macabre, a jak zobaczył, że wypuścił Dżina z butelki, a jak on to nazwie - dał się zdominować Diabłu, zapragnął zreformować Formację, dostosować do nowych wyzwań, ale siły ducha i ciała zabrakło, a rozpętane żywioły poniosły go na manowce, a Formacja bez niego, bez GURU doznała uwiądu. I tylko On może dokonać rzetelnej rekonstrukcji opisu dzieła i zamysłów twórczych TOTARTu!

Sponsoring artystyczny, a poprawnośc polityczna lub marginalizacja

Kolejna sprawa, to dywagacja w stylu: „Koń, a sprawa polska”, a precyzyjnie: „sponsoring artystyczny, a poprawność polityczna” i wielce ważny element „rynku sztuki filmowej” - oglądalność. Otóż powstanie, reżyserskie wybory, zrobienie technicznie dobrego filmu, lecz nie wnoszącego nic nowego do sprawy, powielającego mity i zamykającego drogę (a może nie, może będzie część druga filmu, przynosząca jednostkowe odpowiedzi, życiem pisane przez Protagonistów na fundamentalne pytania postawione przez TOTART, które zakryła kurtyna klaunady), nie są przypadkowe, są prawidłowością. Wspomniałem już  o demonach rządzących rynkiem filmowym i kształtujących nagminnie postawy reżyserskie. Wskazać to jedno, a dać sygnał, jak przełamać ten impas, to realne zagrożenie dla tworzenia prawdziwej, od podstaw społecznego impulsu i inwencji, kulturę w Polsce, to kwestia druga, bardziej istotna. I to wielkie pytanie: czy społecznie, oddolnie, mądrze i bez „kagańców autocenzury” będziemy tworzyć Polską Kulturę, czy oddamy bezwolnie, na zatracenie duchowego kapitału nasz obszar noosfery w gestię ministerstwom, państwowym sponsorom i mediom w celu tworzenia „kulturowej atrapy”? Odpowiedź prosta: im więcej obywatelskiej aktywności, szukania pieniędzy przysłowiowo „leżących na ulicy” (znakomicie robią to na Zachodzie agencje interesu autorskiego, w Ubekistanie, ta funkcja i zawód nieznany lub raczkujący), poszukiwania społecznej, pozarządowej działalności sponsorskiej, pieniędzy dawanych na cele „godne i sprawiedliwe” przez tych, co „wiedzą i mają”. Działając oddolnie, spontanicznie, realizując własne pomysły i wyzwania czasu, skutecznie odkłamiemy historię, budując spontanicznie kulturę, nie pozwalając na kreację jej „słusznej formy” na rządowy prikaz,zawsze więcej przysporzymy  rozumu i mądrej dydaktyki na forum publicznym, prawdziwej historii i wysokiej sztuki. A wtedy świadomość obywateli, zwłaszcza młodego pokolenia, rokować będzie, że nie pozostaniemy gospodarczym Bantustanem rządzonym przez „zatwierdzone do wykonywania zadań „polytyczne elyty”, przybranych w ancugi i krawaty „bękartów okrągłego stołu (assholu zdrady)”, mistrzowskiej roboty emisariuszy Kremla. Zastąpimy z własnego nadania w etatowym wytwarzaniu (pseudo)kultury etyczne i intelektualne miernoty, by wreszcie, bo lepiej „późno, niż w kale”, wybić się na społeczną i obywatelską, rzeczywistą niepodległość, wolność od unijnej urawniłowki,państwowego kagańca i bycia „równym” wobec „równiejszych” z Berlina i Paryża. Zatem – to nie państwo tworzy „słuszny kształt kultury”, jak ongiś dwory i św. Eclesia sponsorowały preferowany przez nich kształt sztuk wszelkich, zaś obywatele biorą to we własne ręce. A jak? A tak: przez instrumenty działań pozarządowych, świadome zrzeszanie się, tworzenie konfraterni artystycznych, grup dyskusyjnych, przez funkcjonujący w USA i wielu krajach „starej demokracji”, a dający dobre wyniki wspierania autorów internetowy „crowfounding”, społeczna zbiórka pieniędzy na cel opisany, wykorzystywanie konkursów grantów i granty unijne (póki są jeszcze), przez mądre pozyskiwanie sponsorów niezależnych, kapitału ludzi świadomych i Polsce sprzyjających, konstruktywnych sił samorządowych i stypendiów, które jeszcze są dostępne. To nie jest trudne, ale należy przełamywac nawyki, aby nauczyć się zdobywać pieniąze na promocję swej sztuki, ale nie przez "spolegliwość" wobec sponsora, tylko zaradność i korzystanie z nowych form społecznego wsparcia, umożliwienia twórcom ekspresji materialnej ich pomysłów...

Naszym powszechnie rozumianym i realizowanym hasłem powinno być: „Zabierzmy państwu monopol na "słuszną kulturę", a dołóżmy starań i skutecznie twórzmy prawdziwą kulturę, narodowy kapitał duchowy, intelektualny i artystyczny!”. A wtedy żaden twórca, reżyser, pisarz, malarz, muzyk nie powie, że rządzą jego aktywnością kreatorską „demony oglądalności, poprawności, komercyjności czy mody”. Nie dajmy się wrobić w poetykę dowcipu z lat RRL: „robotnicy do fabryk, studenci do książek, kulturyści doi kultury, a pasta do zębów”, bo wyjdziemy na tym, jak „Zabłocki na mydle”! I oto dyskusja wokół filmu „Totart. Odzyskiwanie rozumu”, votum separatum Zbyszka wyrażone listownie, dyskusje pofilmowe, napaści mędrków różnej proweniencji, stały się owym „kijem w mrowisko”, przynajmniej dla mnie, prawem do uogólnień na poziomie troski o narodową kulturę, jej jakość, prawdziwość i naszą za nią odpowiedzialność. Nikt nam nie będzie „pluł w twarz i dzieci nam tumanił”, jeśli zdobędziemy się na trudny postulat niezależnego myślenia, godności ludzkiej, niezgody na wegetację w stadzie „dwunożnych termitów”. Czego nam brakuje, aby osiągnąć poziom świadomości i solidaryzmu społecznego znakomicie przejawiony podczas „Karnawału Solidarności” w 1981 roku? Gdzie ukryty ten kapitał duchowy, gdzie nasza narodowa duma, godność i kreatywność, ongiś wiodąca w świecie? Chyba tylko „masy krytycznej” gniewu w obliczu upodlenia i bezradności, a tu czas i kolejne popisy „sterników nawy III RP” działają!

Apel o powszechne przebudzenie twórczej polskości

Dlaczego zatem, jako naród, "śpimy na jawie", biernie konsumujemy „bryndzę medialną”, jesteśmy masturbowani mentalnie „tańcami z gwiazdami”, sitkomami, dlaczego tak się dzieje? Co musi się zdarzyć, abyśmy poczuli się „u siebie w domu”, zabrali państwu „administrowanie duszami Polaków”. Kiedy poczujemy, że nie dokonaliśmy duchowego „katharsis” po komunistycznym spodleniu, kiedy zaczniemy pisać pamiętniki i opowieści o czasach PRL, poszukiwać prawdy i sensu cierpienia, realnej groteski życia w „czerwonej klatce”, co się musi zdarzyć, aby powstawały filmy o bohaterach, a nie „komiksy historyczne”, trafili do świadomości społecznej tworzący patriotyczny etos dawni bohaterowie spod Orszy (1515), Obertyna (1531),  Ochmatowa (1544), Kłuszyna (1610), Hodowa (1694), Zieleńców (1795), Powstańcy Styczniowi (1863), Orlęta Lwowskie (1918), kawalerzyści spod Komarowa pod gen. Stanisławem Hallerem rozbijający KonArmię Budionnego (1920), lotnicy Dywizjonu 303, emisariusz Karski, gen. Wilk Krzyżanowski wyzwalający Wilno, zamordowany przez sowietów (1944), pancerniacy gen. Maczka bijący hitlerowców pod Falles (1944), wielcy i tragiczni żołnierze podziemni: Ponury, Łupaszko, Ogień, Lalek, Zapora i inni walczący z „czerwoną zarazą” po 1945 roku w nadziei wybuchu III wojny światowej, a więc nie z powodu „samobójczego szaleństwa”, no i kiedy publicznie zacznie się mówić o zdradzie Aliantów i niedocenionemu wkładowi krwi i myśli wojskowej Polski w pokonaniu Hitlera, naszych heroicznych starań o ocalenie Żydów, misji Karskiego (jaki genialny może powstać film na kanwie tych faktów!), spektakularnie docenionych przez Instytut Yad Vashem (Jad wa-Szem), który posadził polskim bohaterom, Sprawiedliwym pośród Narodów Świata, ok. 7 tys. drzewek oliwnych przy 20 tys. wszystkich upamiętnień poświęcenia, kiedy domagać się będziemy prawdziwej historii w szkołach, a nie wersję „unijną”, nie godzić się na „łajno informacyjno-rozrywkowe” w telewizji publicznej, na życie w zastępczej atrapie rzeczywistości państwowej, a nie w Ojczyźnie. Niezgoda Zbyszka na mijający się z prawdą film o naszej najnowszej historii (bo TOTART, to historia, bo TOTART, to tragikomiczne starania o nowy kształt kultury i relacji międzyludzkich)), niech będzie detonatorem postawy obywatelskiej, niezgody na powszechne kłamstwo i „etykietę zastępczą” instalowaną nad naszymi głowami, nam na pohybel. Zatem – odczytajmy ten głos, ten apel człowieka odpowiedzialnego za słowa i czyny, za rzeczywisty wkład w kulturę polską, jako pobudkę, nie czekajmy, aż zgorzeje dom Narodowej Kultury, a pozostanie barak ciekawostek, panopticum "czystej (jak atrapa kultury, takich jak: tęcza (wielokrotnie palona i rewitalizowana, z pieniędzy obywateli, nie aktywistów homosex), czy piramida zwierząt Kozyry, gułag z klocków Lego i palma w Warszawie, „tradycyjne, polskie drzewo” w „słusznym” duchu gender. Tak…

Korzenie polskiej nierzeczywistości

I chyba jednak, nie ostatnia, ale ważna, sprawa, to bezwolna zgoda na nasze życie w sferze dylematów i spraw zastępczych, w mitosfrze zbudownej z „semantycznych klocków Lego” przedstawiającej kolorową nicość, „w popularnym „Matrixie” lub „nierzeczywistości”, a moje tu pytanie: hańba czy ludzka słabość, zmęczenie dziejowym „kołowrotem”, czy brak obywatelskiego instynktu samozachowawczego, nędza duchowa czy „demon socjotechniki” bez kija ale z dużą marchewką konsumpcji? Dlaczego, jak powiedziała pewna internautka: „leżymy na dywanie gapiąc się na ruchome obrazki w telewizorze”, dlaczego godzimy się na „śmierć za życia”, na bezbolesną „cyborgizację”, ślepo wierząc, że „ciekawe i istotne” rzeczy dzieją się w „mitycznych mediach”, a życie realne, codzienność i niecodzienność przeżyte „tu i teraz” nie mają wartości, są mdłe w porównaniu do medialnych „efektów specjalnych”? Dlaczego daliśmy się zahipnotyzować, aby być na stałe podłączonymi mumiami do „medialnych kroplówek”? Hańba to, czy patologia, zaniechanie myślenia, czy podleganie (dez)informacyjnemu gwałtowi? Jak można poważnie traktować medialne „wrobienie w politykę”,  stałe igrzyska „POPiSu”, pozory różnych „programów dla Polski”, nadmuchiwanie afer różnego rodzaju, kondomów, pedałów, księży pedofilów, genderowskiej tęczy, in vitro, eutanazji, komisji sejmowych, małżeństw jedno i obupłciowych, pedofilii w internecie, palonych przez Polaków w Jedwabnym Żydów (zdemaskowane kłamstwo!), flagi narodowej w gównie, muchy na nosie i włosów w sosie… Bowiem tak właśnie odbywa się w mediach „mnożenie bytów zbędnych”, na które nie znaleźliśmy jeszcze obywatelskiej „brzytwy Okhema”. Wystarczy! Od dziś, od teraz, od obejrzenia filmu pod znamiennym tytułem: „TOTART – Odzyskanie rozumu”, filmu, co miał w zasięgu oświecenie, a wybrał utwierdzenie w „poprawności politycznej”, odłączmy się od jadowitej kroplówki zaaplikowanej „masom ludowym” przez bękartów Goebelsa i Mołotowa, doświadczmy Prawdy, w nas i między nami, co zasypana zwałami fałszu i antywartości, czeka dnia zmartwychwstania i Odzyskania Rozumu!

Stop tratowaniu intelektualnemu Zbyszka przez Konika!

I jeszcze kolejny fakt, zapewne, ale nie na pewno, ostatni już, acz irytujący i wielokrotnie psujący skuteczność poczynań różnych jednostek twórczych i rozumnych, także racjonalnych i etycznych opcji działań obywatelskich i wszelkich poczynań pro publiko bono.Wspomniałem już o tym, jak Konik umniejsza format intelektualny Zbyszka Sajnóga, jak stara się przedstawić go jako „niepoczytalnego”, a ze mnie, rozkosznie naiwnie, zrobić „PiSiaka” (czy zatem, 31,5% populacji Polaków wybierających PiS w wyborach samorządowych AD 2014, to także ludzie „niepoczytalni”, a owi dzielni POwiacy, co dali swej partii 27,3%, to wielcy mędrcy, (de facto rzecznicy „skansenu w budowie”), tak Koniku? A co powiesz, że jedni i drudzy, owi polityczni kondotierzy, to szkodnicy, niszczyciele gospodarczej i politycznej siły Polski, a ci, co nie widzą tego, żyją jałowo w transie hipnotycznym, co? Po zdradzie okrągłego staołu nie ma na scenie politycznej nad Wisłą ludzi nie "umoczonych", jest jeno frakcja mniejszego i większego zla, ot co! Ale przez lata "specmedia" starały się (z pozytywnym skutkiem, niestety!) ośmieszyć patriotyzm i cnoty kardynalne, z zamysłem umniejszyć, pokazać palcem, że jesteś passe, nieadekwatny, zacofany, moher. I tak w jałowym konflikcie, sztucznie sprowokowanym i medialnie podsycanym, rozbijającym solidarność społeczną i dającym durniom fałszywy oręż do ręki. I dlatego, czynny intelektualnie Zbyszek, jest dla Ciebie, Koniku, oszołomski, wykluczony ze środowiska „normalnych ludzi”, przegrany. Biedny Konik, po dziś dzień czuje się oszukany przez Zbyszka Sajnóga, osierocony, jako „syn pułku” TOTARTU, codzienny gość Zbyszkowej kwatery na Leningaradzkiej, w „Gnieździe Lwa”, pobierający stale ideowe kroplówki i grzejący się w duchowej aurze Mistrza. Do dziś żałuje, że ten sen już się prześnił, że "czar prysł", żę Mesjago poszedł do sekty, a nie w telewizory, co Konio ochoczo uczynił. Zbyszek jednak z sekty powrócił, rany zaleczył, do normalności zgłosił akces, ale Konik na dobre zanurzył się w medialnym, barwnym bagnie. Zatem, Konik wierzga medislnie, demonizuje fałszywie Zbyszka, pluje pianą niechęci i pogardy na Zbyszka, choć nie czyni tego po chamsku, a histerycznie, w sposób komiczny oddesygnowując Zbyszka do „obserwacji ptactwa”, lub "straszenia bluznierców chorobami", jedynych czynności, której rzeczony, publicznie zniesławiony, może "intelektualnie sprostać". Życzmu mu zatem rychłej zmiany intelektualnego menu w żłobie, zamiany szaleju na wykę, zmianę wody mętnej na CCR, czyli Zródło Prwadziwej Wiedzy, tak...

Użycie cepa intelektalnego przeciw krytycznemu myśleniu

Już wspomniałem o tym, ale rozwijam temat. W naszej rzeczywistości medialno-społecznej początku XXI, jako argumentu używa się „cepa intelektualnego”, zawsze atrakcyjnego dla intelektualnych miernot chwytu typu argumentum ad personam, używa się nagminnie i bezkrytycznie klasyfikacji politycznej, złej i dobrej, passe i trendy, żenującej i słusznej, ciemnogrodzkiej i michnikowskiej, zatem wyznawanie pewnych poglądów politycznych dowartościowuje, a innych dyskwalifikuje. Ludzi wrabiani są bezwolnie i bezkrytycznie w „dyby polityki”, a więc wszystko dzieje się w politycznym sosie, w politycznych mundurach, w politycznej matni, a nawet jak się deklarujesz jako patriota, to „uczeni w piśmie” i ich nadworni „klaunowie” dopatrzą się „podobieństwa do poglądów PiS”. Tragiczne, powszechne zidiocenie! O takiej, a nie innej konstelacji wartości, „poprawności”  i mentalnego popapraństwa decydują tzw. „autorytety moralne”, polityczni eksperci, owi „uczeni w piśmie”, mendy moralne i kondotierzy intelektualni typu Baumana i Grossa…  Nasze Media, te niby społeczne i te prywatne, pod opieką „resortu i jego progenitury”, pod rzeczywistą kontrolą przydzieloną w Magdalence aparatczykom, także SBkom i wywiadowcom WSI, czy ich „resortowym dzieciom”,  de facto z założenia, z natury swej aspołeczne, niszczące perfidnie racjonalności i krytycyzm „szerokim masom społecznym”, zrobiły swoje. Utrwalił się automatyzm, społeczny pies Pawłowa widzi światełko i reaguje poprawnie, czyli antyracjonalnie. Postulat „poprawności politycznej” obowiązuje, jako reguła, zatem nikt publicznie występujący nie chce usłyszeć, że jest: kołtunem, kartoflem, dyplomatołkiem, głupcem, zaściankowcem, ksenofobem, katolem, ciemnogrodzianinem, pisiakiem, zacietrzewieńcem, popaprańcem, co opatrzonego taką etykietą dyskwalifikuje medialnie, czyli usuwa w niebyt. A zatem reżyserowie, pisarze, malarze, aktorzy, poeci czy śpiewacy, aktorzy, gogusie i pindunie, wszyscy, którym miła kariera i „medialna obecność”, czyli celebryckość, skazani są, często pomimo kaca moralnego, na „polityczną poprawność”, plucie na „PiS”, potępianie polskiego antysemityzmu, niedostrzeganie antypolonizmu, godzenie się z „polskimi obozami koncentracyjnymi”, dostrzeganie skonfabulowanych zasług PO, wiara w to, że PO, to zwolennicy „Polski w budowie”, a PiS, to amatorzy „aresztowania o świcie”, słuszna ślepota, czyli nie dostrzeganie, że to bękarty zdrady w Magdalence. Nie chcą wiedzieć, że ich idole, to marni aktorzy picia wódki i bratania się z kanaliami, to „ministranci i cinkciarze” w osobach „poprawnych politycznie” Kuronia, Frasyniuka, Mazowieckiego, Wałęsy, Bujaka i Michnika, ale także „Prezia Jarka” i mecenasa Chrzanowskiego. Uważają, że paktowania z bandytami opatrzonymi sowieckim debitem, Kiszczakiem i Jaruzelem, to postawa "powstrzymująca wojnę domową i rozlew krwi nad Wisłą". Ależ to naiwna bzdura! Bowiem to Jaruzelski z Kiszczkiem z przyzwolenia i z "programem" Moskwy byli organizatoremi i zwycięzcami obrad przy "Okrągłym Meblu Zdrady", zaś "solidaruchy" przyjęły od nich jedynie jałmużnę dopuszcznia do rządzenia i udzielili "czerwonym" immunitetu nietyklności bandytom czyli służbom i czynownikom PRL. Nie widzą tego jednak "poprawniacy'! Oni lubią Lubią pod dyktando "meinstrimowych mediów" potępiać Marsz Niepodległości 11 Listopada, jako robienia „zadym” (prawdziwi zadymiarze, to cywilni policjanci dowożeni sukami na „miejsca zajść”), etytkietować patriotów mianem faszystów i ksenofobów, a ludzi krytycznych i samodzielnych umysłowo określać pogardliwym mianem „oszołomów”. Dla wypranego z rozumu i godności celebryty to wszystko jest bezkrytycznie aprobowane jako „politycznie słuszne”... I o dziwo, bowiem bardziej byliśmy odporni na propagandę w okresie „nagiej prawdy” PRL: MY i ONI, gdyż lansowane przez media kryteria oceny akceptuje dziś bezmyślnie znaczna większość „mas ludowych” i ludzi bardziej posażnych intelektualnie. Odtrącenie przez wartościujący „cykl produkcyjny mediów” zatrważa i paraliżuje rozum „odmieńca”, zmusza do przyjęcia postawy spodlonego kundla liżącego rękę pana, dupka w ancugu władzy pociągającego za elektroniczne nitki społecznej animacji. Nikt już nie pamięta, że wszechobecny epitet propagandy PRL: „element antysocjalistyczny” noszony był na piersiach jawnych opozycjonistów, odciśnięty sitodrukowo na koszulkach, noszony z dumą i poczuciem racjonalności w „domu wariatów”, czyli PRL… A tu minęło kilkadziesiąt lat, kij (pała) zamieniona została na marchewkę (komórka, iPod, konsola, laptop, shitburger) i ludzie, często niebanalni,  boją się nie być „poprawni politycznie”, popularni medialnie, istnieć wirtualnie, bowiem nie wierzą w „życie pozamedialne” i tak zbiorowo zdurnieli, wysrali rozum za stodołą historii…

Post scriptum

Cóż pozostaje, jedynie nasza ludzka (czy)naiwna wiara w Człowieka, w jego zmęczenie kłamstwem, zapomniane duchowe aspiracje, wstręt do życia na kolanach, głód prawdziwej wolności i mądrego czynu. Zatem: „Bartku Reżyserze, bądź wielki, bądź niepoprawny, Koniku, odzyskaj rozum, dostrzeż niepoczytalność w sobie, Tymonie, nie dymaj „orła białego” pod dyktando lewaków, bądź duchem mocarny, wszyscy TOTARTowcy - bądźcie Rodziną, bo człowiek rodziną mocny… Zbyszku – bądź sobą, Człowiekiem Bożym! Tyle.

                                                            *

 AntoniK

Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura