Wilk Miejski Wilk Miejski
126
BLOG

Fragmety kajetu poetyckiego "Krwawa piaskownica"

Wilk Miejski Wilk Miejski Kultura Obserwuj notkę 0

 

 

Szanowni Państwo! Dziękuję wszystkim za kulturalną, merytoryczną i dociekliwą dyskusję wokół mego tekstu "Zakulisowa anatomia..." i obiecuję, że każdy głos będzie powodem mej odpowiedzi, rzetelnej i merytorycznej, może nie rychłej, ale nie odłożonej ad callendam grecam, tak. A teraz fragmenty nie wydanego, acz kompletnie przygotowaego do druku, mego tomiku poetyckiego ze wstępem znakomitego pisarza gdańskiego, śp. Zbyszka Żakiewicza, który w "podziemnych fluktuacjach" zaginął w 1987 roku, a czas go zweryfikował i pozostaly jedynie preteksty, może okazje, aby go opublikować, chocieżby tu, dzisiaj, w S24. Dedykuję go wszystkim, co pamiętają czasy komuistycznej urawniłowki i nie mają radości bytowania w III RP, która jest istnym El Dorado dla "miękko lądujących" aparatczyków i razwiedczyków, którzy zakulisowo pociągają sznurki obecnej sceny polityczej w Polsce. Państwu na zdrowie ciala i ducha,  a im na pohybel! Pozdrawiam serdeczie - AntoniK

Ps. ilustracja, to znakomite rysunki malarza i satyryka Zbyszka Korlaka

*

 

Motto:

Inne są skutki lekkomyślnego zachowania

 przy partii brydża, a inne w klatce ze lwem.

Istnienie komunizmu czyni z głupoty

 śmiertelne niebezpieczeństwo.

 

Barbara Toporska

 

 

                                                                   Martwe odrodzenie

 

Straszna wojna już skończona

W Polsce zmiana okupacji

Znów Europa z nas zakpiła

Stalin pierdząc przy kolacji

Na jałtańskiej giełdzie wpływów

Kupił Polskę jak kosz grzybów

 

Wolność kolor ma czerwony

Czarne sterczą ruin ściany

Orzeł z łysą pałą wrony

Samogonem w sztok pijany

Tańczy smętnie kazaczoka

Stalin go nie spuszcza z oka

 

Okulicki na Łubiance

Naród wznosi Nową Hutę

Bierut ściska dłoń dojarce

Ubek kopie w głowę butem

Już traktory orzą ziemię

Wzrasta martwe odrodzenie.

 

Gdańsk 4  10  1978 rok  Antoni Kozłowski

 

 

 

 

       SOCREALIZM

 

                                                                                   To co pełza po nas

Jak plugawe robactwo

Co brudem i śmiercią

Znaczy dzień każdy

Co urąga świętości

I złu rozpasanemu

Co skłamanym jazgotem

Ociera się nachalnie

O uszy i duszę

Co żelazem na żelazie

Sprzedajnym knowaniem miernoty

Czerwonym jak mięso

Pokracznym i obcym obliczem

Zagląda przez okna

I panuje niepodzielnie

Co garbi wszystko

A daje hojnie

Smród kłamstwa

I znaczy nic

To właśnie to

Miażdżąc nas stale

Siłę daje

I tarczę pogardy.

 

Gdańsk 7  11  1979 rok        Antoni Kozłowski

 

 

 

 

            POZOSTALOŚĆ

 

Tyle tylko pozostało

Z kropli życia pienistej

W morzu szarej nudy

I czarnej rozpaczy

Tylko ciało co połyka

Plasterki czerwone

Gotowe tylko

Ma żołądek i płuca

A sercem strach rzuca

I nosi głowę

Na niej beret

W niej slogany

I medalik od mamy

Tylko pustą głowę

I spodnie nowe

Tylko.

 

Miłosna 23  05 1980 rok  Antoni Kozłowski

 

 

 

 

                 NASZA PARANOJA

 

                                                                                  Czerwona zasłona

Białe robactwo

Szara foka

Co pełza

I powiewa uroczyście

Wielkie, wielkie bogactwo

Cała misa wymiocin

Kunsztownie utkane hafty

Młoty i gwiazdy

Ocean gnojnego żywiołu

Po uszy rozlany

Spływa kaskadą z mównicy

I w sen przerasta

W glorii stękania

Zostaje i czuwa

Rzemień co trwoży

Oaza sytości

I łoże boleści

Na którym nie złoży

Pielgrzym nadziei

Swej głowy niecnie oplutej

A jednak dumnie wywyższonej

Ponad ceremoniał zdurniały

Ostaniec prawdy i godności

Zarzewie świata nowego.

 

Miłosna 24 05  1980 rok         Antoni Kozłowski

 

 

 

 

                          PAPIEROWE ŻYCIE

 

                                                                                   Do życia cię powołał papier

Życia któregoś nie wybierał

Przez papierowy kroczysz tunel

Idziesz po moście zarządzania

Zmyliwszy drogę trafisz na przemiał

 

Nad twoim życiem czuwa papier

Zgaduje myśli, kształtuje czyny

W jego władaniu Gorzka Ziemia

W demagogiczny wpisana nawias

Oblicze swoje w popiół zmienia

 

W pałacu fałszu żyje papier

Sługusów orszak mu się kłania

Karmiony hojnie z jego ręki

Pomniki kultu rzeźnikom stawia

I depcze życie butem bezprawia

 

O wiecznym trwaniu majaczy papier

W mumii ożywia swe puste imię

Krwią pisze dzieje martwej litery

Choć pasa ciała żelazną rózgą

W pożarze serc zwęglony zginie.

 

Wiedeń  4 031981 rok                Antoni Kozłowski

 

 

 

 

                    DRUGA POLSKA

                          

                     Radosnej pamięci Sierpnia '80

 

Za płotem fikcji nieudolnej

Za murem pompatycznej bredni

Wzniesiony z cegieł naszych serc

Kształt drugiej Polski niepowszedni

 

Zjawiony nagle wśród chaosu

I wbrew ubeckiej, wściekłej zgrai

Na przekór płaskiej powszedniości

Z myśli i uczuć nie ze stali

 

Dziesięciolecia wzrastał w siłę

Topiony w wódce i śpiewie wojska

Zakrzykiwany z partyjnych trybun

Głos ludzki – Druga Polska

 

Ta druga Polska zbudowana

Na peryferiach czerwonej wiary

W więziennej celi nawracana

Kopana w serce buciorami

 

W żarnach historii miele czas

Ofiarę Abla i podłość Kaina

Na śmietnik pójdzie klatka dla mas

Ta druga Polska jest jedyna!

 

Gdańsk 28 04  1981 rok    Antoni Kozłowski             

 

 

 

 

                              TWÓJ LUDZKI STATUS

 

Na świat przyszedłeś pod kopuła

Gdzie kłamstwa kuje się miarowo

I w hermetycznej pustce słów

Twarze z gazety nakleja głowom

 

Na ziemi rozum zapaliłeś

W posępnym mroku doktrynalnym

Zdumiony w obraz się wpatrzyłeś

Co jest absurdem namacalnym

 

W ojczyźnie gorycz przełykałeś

I niemoc duszę ci zżerała

Kiedy łotrostwa rósł monument

A czołgi rozjeżdżały ciała

 

I gniewem wzrosłeś i pogardą

A w sercu ziarno prawych czynów

Więc z wyżyn twej godności patrz

Na spektakl nędznych skurwysynów.

 

Gdańsk 3 09  1981 rok                 Antoni Kozłowski

 

    

 

 

    SZCZEKANIE PSÓW

 

                  Kręta droga i czas nocny

Nie wybierał ten kto idzie

W ręku dzierży kostur mocny

Psa odpędzi nim ugryzie

 

Wokół słychać psów szczekanie

Wściekły jazgot, szczęk kłapanie

Ten wędrowiec krew im psuje

Pewnie wspiera się kosturem

 

Po opłotkach psy się czają

Błyszczą ślepia, włos się jeży

Człek co gardzi wściekłą zgrają

W psi porządek nie uwierzy

 

Kiedy idziesz tak przez życie

Jak po drodze gdzie psem szczują

Przy kierunku trwaj niezbicie

Choć cię furią napastują

 

Psy szczekają w szklanych budach

W gazet farbie głucho warczą

Gdzie nie spojrzysz w tępym trudzie

Chcą cię spłoszyć a się błaźnią.

 

Gdańsk 13 09  1981 rok             Antoni Kozłowski

 

 

 

 

 

               

                     PRZECZUCIA

 

                                                                                   Wchodzę ufnie w cierpkość jesieni

Co ma zapach fałszywego lata

W tłumie ludzi nadzieją karmionych

Śledzę prawdę, co śpi na plakatach

 

Biegam w kojcu własnego banału

Co przycupnął w cieniu sedna sprawy

Śledzę wielkie sylwetki tytanów

I nie wierzę w śmieszność tej zabawy

 

Staję czasem w dal zapatrzony

I na tęczy łuku tryumfalnym

Widzę napis, jeszcze nie skończony,

Co jest psalmem lub wyrokiem fatalnym

 

I zasypiam wtulony w zapachy

Wielkiej dzieży rosnącego chleba

A we śnie widzę piec ognisty

I przeczuwam, że przejść przezeń trzeba.

 

Gdańsk 13 10  1981 rok               Antoni Kozłowski

 

 

 

 

                             FATALNY DEFEKT

 

   Jędrusiowi z nadzieją nie doświadczenia gułagu

 

Ze szybą spektakl jarmarcznych cudów,

Dobrostan rośnie, traktor się rodzi.

Szalenie znośnie żyje się tu,

Gdy plakatowe słońce wschodzi

 

W szufladach papierowe prawdy,

A umysł lotny, jak martwa mucha.

Za drzwiami obudzony dzień

W rannym tramwaju radia słucha.

 

W gwieździstych preparatach słów

Pożywna mądrość, czerwień nieba

W szafce gipsowy Chrystus śpi

A wiarę kroisz z bochna chleba.

 

Nad szklaną kulą pochylony,

Wsłuchany w pieśni najemnych Syren,

Na twarzy zachwyt drukowany,

W kieszeni międlisz szczęścia bilet.

 

Już ciemno, pogaszono światła

Fatalna chwila, błąd historii

W tunelach myśli krzyczy ktoś...

Kto jest autorem bezgłośnej zbrodni?

 

Gdańsk 28 11  1981 rok              Antoni Kozłowski

 

 

 

   

POCZEKALNIA

 

Poczekalnia to miejsce bez życia

Życie wisi na wieszakach blisko śmierci

Poczekalnia to niebo bez pogody

Pogoda musi doczekać do prognozy

Poczekalnia to ciało bez kończyn

Kończyny odeszły na manowce i utknęły

W poczekalni nieobecni czekają na obecność

Obecność ma swe królestwo za drzwiami

Obecność zdaje się strojna i warta oczekiwania

Poczekalnia to miejsce wielce demokratyczne

W poczekalni panuje jednomyślnie nieobecność

I chociaż wiele tam twarzy to jedna pustka

W poczekalni utrzymuje się stale nieopisany tłok

Tłok spowodowany jest pragnieniem obecności

Obecność ogłosiła swe istnienie w gazetach

Jej nadejście przewidzieli uczeni w piśmie

Poczekalnia tętni mnogością zabiegań o premię obecności

Obecność przyzywa wyróżnionych oczekujących pojedynczo

Następnie wypycha adeptów bogatą i ważką treścią

Pomazańcy podpisują upragnioną listę obecności

Podpis zwalnia z obowiązku dalszego oczekiwania

Obecni żyją barwnie w masarniach i Maluchach

Rozkwitają na plakatach i zebraniach

Poczekalnia to miejsce baz życia...

 

Gdańsk 4  12  1981 rok               Antoni Kozłowski                                    

 

 

 

 

                                                                       CZY  JUŻ?

 

Czy to już?

Czy wejść trzeba

Do sali gdzie siedzi

Komisja zbrojna w egzamin

Głowy na szpilkach dogmatu

Czy to już?

Czy musisz teraz

Opuścić spodnie

Podnieść kwestię niemocy

Przełknąć plwocinę kłamstwa

Czy to już?

Czy właśnie teraz

Usłyszysz trąby archanielskie

Żmudną pracę jelit potwora

Dialektyczne torsje

Czy to już?

Czy zapadł werdykt

Skazujący na definitywność niebytu

Wywłaszczający z dóbr człowieczeństwa

Odbierający bilet nadziei

                                                                                   Chyba już

Na koniec.

 

Gdańsk 8  12  1981 rok            Antoni Kozłowski

 

 

 

           DWA GRUDNIE

 

Pamiętasz tamte kaski stoczniowe

Szare watówki, twarze ze stali

Rozdarte serca, oplute dusze

I łotrów, którzy do na s strzelali

 

Pamiętasz tamte skrzydła nadziei

Co nas uniosły w czas przebudzenia

I ludzkie ręce niosące kamień

By razić gromem stróżów więzienia

 

Pamiętasz tamte dymy i wrzawę

Ludzi miotanych furią i trwogą

Jak fala niosła pieśń pokoleń

Tych, które żyją choć  żyć nie mogą

 

Pamiętasz tamte chwile rozpaczy

Ciała ścinane jak suche drzewa

Metal co zwarzył powietrze mrozem

I usta pełne piachu nie chleba

 

Pamiętasz tamte żałosne kłamstwa

Szmatławy patos, z tektury twarze

I bełkot władzy przybranej w skruchę

Która się myli, lecz ufać każe

 

A więc to samo przyszło po latach

Chociaż niewinnych kości bieleją

Lecz podłość nie ma twarzy a maski

Zatrutą karmi naród nadzieją

 

I choć historia idzie do przodu

W proch obracając pychę i przemoc

Nasz zegar stanął mrokiem na tarczy

Lecz pancerz czołgu maskuje niemoc.

 

Gdańsk 13 12  1981 roku            Antoni Kozłowski

 

 

   

 

                       CZERWONE JASEŁKA

 

Pamiętaj o tym, że oglądasz

Proces stawania się słowa ciałem

Co się ogromnym wali trupem

Na ludzkie głowy oniemiałe

 

Nie słyszysz bracie ludzkiej mowy

Kiedy w dziejowym brniesz rynsztoku

I bity pałką kłamstwa w twarz

Umykasz z bielmem trwogi w oku

 

Przypatrzysz się dobrze twym przybytkom

Co się w szalety przemieniły

Tym piramidom nadętych słów

Co krwią i chłamem się wypełniły

 

W ogromnych halach produkcyjnych

Rodzi się nowy wrak człowieka

Ze szklaną ścianą hyclów zgraja

Na rożen bredni mózgi nawleka

 

W jamach z betonu zagnieżdżone

W bezsilnym bólu wyklęte plemię

W koronie zbrodni władający

Gadzi syndykat skalpuje Ziemię

 

Na fali martwej czasu rzeki

Płyniesz wśród lepkiej masy śmieci

Niebo to czarny, sklepiony kanał

Na nim czerwona gwiazda świeci.

 

Gdańsk 14 03  1982 rok                Antoni Kozłowski

 

 

 

 

 

              SIELANKA

 

           Marcie na nową drogę do iluzji

 

Zobacz, to wszystko wokół ciebie

Jest jak lektura szkolnej czytanki

Obłoczki płyną białe po niebie

I ślubne zdjęcie oprawne w ramki

 

Zobacz to wszystko wokół ciebie

Zasnęło błogo w parku pod drzewem

I stoją domy i płyną pieśni

Nad naszym miłym codziennym chlewem

 

Zobacz to wszystko wokół ciebie

Dzieje się w klatce martwego czasu

Mistrz wsiadł do łodzi i odpłynął

I szukasz ścieżki wśród kłamstwa lasu

 

Nie patrz, to wszystko wokół ciebie

Zostanie śmieciem w pamięci koszu

Z makówki snu wytrząśnij myśli

I spójrz w oblicze przekleństwa losu.

 

Gdańsk 3 04  1982 rok                 Antoni Kozłowski

 

 

 

 

                            CÓŻ CI POZOSTAŁO ?

 

Cóż ci pozostało

Bękarcie skurwionej doktryny

Świadku cynicznego łgarstwa

Połykaczu lekkostrawnych upokorzeń

Adepcie sztuki niedostrzegania

Ołtarzu codziennej marności

Eposie śmiesznego bohaterstwa

Zabawko władczych imbecyli

Cytacie wyświechtanej gazety

Męczenniku przyziemnej Golgoty

Aktorze hańbiącej kreacji

Oglądaczu upiornej groteski

Kawalerze orderu milczenia

Opluty rzeczniku godności

Cóż ci pozostało?

Czy tylko czarna studnia snu

Błogo tumaniąca wódka

Szklane oczy wzniesione ku niebu

Niemy spazm bezsilnego szlochu

Szaleńczy krzyk w czterech ścianach

Czy robaczywy dół w ziemi?

                        Czy może Człowiek

Co w męce narodzi się w tobie?

 

Gdańsk 13 04 1982 rok                 Antoni Kozłowski

 

 

 

 

   PSIA GWIAZDA

 

                                                                                   To na śmietniku zgniłej nadziei

Ludzie roją się jak senne muchy

Słońce dolewa kwasu do piwa

W kaszance skwierczy porcja otuchy

 

Nieba, co modny błękit przywdziało

Nie przyćmi gazu smrodliwa chmura

Dni napęczniałych żarem jak dynie

Nie poszatkuje znienacka kula

 

Lato wypieka bochen nudy

I wiernym uczniom pajdy rozdaje

A bohaterom śpiącym na plaży

Sen o wolności wiezie tramwajem

 

Minął dzień twórczej produkcji potu

I walki z godzin licznym oddziałem

Aby zgiełk myśli zgłuszyć wygodnie

Wskazówek prasy słuchaj z zapałem

 

A te wskazówki niech cię prowadzą

W bezpieczny sen, dobre trawienie

I wepną order w drewniany surdut

Gdy zasłużony zejdziesz pod ziemię.

 

Gdańsk 24 08  1982 rok                Antoni Kozłowski

 

 

 

     CZARNA GODZINA

 

                                                                                  Czarna wagina paszczę rozdziawia

Brzuch Lewiatana w czeluście tłoczy

Na wznak rzucony w nicość wsiąkasz

A bieg historii depcze twe oczy

 

Porwany wirem upiornej fali

W wodach płodowych martwej epoki

Do śliskiej skały przyrastasz sercem

Szklanego mózgu zjadasz wytłoki

 

Sflaczałość czynu strach ci nadżera

Strzęp duszy szpecą czerwone łaty

Nocą w klinice sierpa i młota

Rodzi się gwiazda więziennej kraty

 

U wrót katedry mielonej prawdy

Wielki czas ryczy do małych ludzi

Monstrum bez twarzy czyści armatę

By płomień świata w lufie ostudzić

 

W wyblakłym gmachu niemego krzyku

Czerwoną ciszę w okna wstawiono

Kiedy na zewnątrz słowem wyskoczysz

Wchłonie cię strachu bezpłodne łono

 

Gdańsk 8 11  1982 rok              Antoni Kozłowski

 

 

 

 

   BRZEMIĘ CZASU

 

    Panu Krzysztofowi B. z poczuciem ciągłości losu

                        

Od dnia narodzin nieustannie

Umierasz w klatce z drutu milczenia

Zakuty w dyby bezsilnej hańby

Oglądasz błaznów w glorii rządzenia

 

To na tym skrawku wybranej ziemi

Kopiesz mogiłę i siejesz zboże

A na twych plecach niemocy garb

A wokół zbrodni upiorne morze

 

Twoje marzenia wiszą na haku

Pospołu z mięsem ubitych sumień

A myśli twoje dziejowy bat

Wypędził w zatęchły fałszu tunel

 

W bezgłośnym gniewie ustrój obalasz

I wieszasz zdrajców na pętli słowa

A twoją prawość zżera nienawiść

Co bluzga krwią jak ścięta głowa

 

Gdy pałac ludzkiej dystynkcji życia

Pod zła ciężarem w gruzy zwalony

Już cię naznacza trwogą czas

Twej dziwnej wojny czas spodlony

 

Moloch co zgniata twój los jak muchę

W jatkach sprzedaje świńskie kotlety

Stalowym chrzęstem pełznący koszmar

Twarz swą przesłania płachtą gazety

 

Dzisiejszy dzień jeszcze na smyczy

Przeprowadzany przez gmach niewoli

Lecz jutro wielką jest zagadką

Śmierć lub Historia cię wyzwoli.

 

Gdańsk 3 12  1982 rok               Antoni Kozłowski

Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura