Wilk Miejski Wilk Miejski
2191
BLOG

Zakulisowa anatomia Sierpnia ‘80

Wilk Miejski Wilk Miejski Polityka Obserwuj notkę 24

“Zrobię wszystko, jako komunista i żołnierz, Leonidzie Iljiczu,

żeby sytuacja się poprawiła, żeby doprowadzić do przełomu w kraju i naszej partii (…),

walcząc o zdrowe siły narodu, które zbłądziły i wstąpiły do Solidarności (…)

Będziemy atakować przeciwnika, i to naturalnie tak atakować, żeby to przyniosło rezultaty".

Z listu Jaruzelskiego do Breżniewa we wrześniu 1980 roku

 

Złamanie monopolu totalitarnego

Powstanie NSZZ “Solidarność w Sierpniu ’80, po Wielkim Strajku Solidarnościowym, było złamaniem komunistycznego monopolu władzy w PRL. Burzyło to mozolnie zbudowaną, przemocą aparatu represji i perfidią socjotechniki propagandowej, strukturę totalitarnego państwa. Była to klęska dla “budowniczych i utrwalaczy” realnego socjalizmu na ziemiach polskich, gdyż zabierało im to największy atut, czyli brak społecznej kontroli nad ich bezprawiem i bezkarnością w tworzeniu “nierzeczywistości” informacyjnej i osłabiało ich monopol władzy. Istnienie niezależnej informacji kolportowanej przez „Solidarność” skutecznie obnażało prawdziwe intencje, budowniczych tego antyobywatelskiego, zbrodniczego system, bazującego na społecznej atomizacji, strachu obywateli, indoktrynacji informacyjnej, a przede wszystkim całkowitej zależności PRL od Związku Sowieckiego. Owo totalitarne imperium, które w Jałcie 1945 roku otrzymało w “prezencie” od cynicznych i ugodowych Aliantów państwa Europy Wschodniej, jako obszar politycznej dominacji i militarnej okupacji, było gwarantem monopartyjnej, prosowieckiej polityki PRL. Sierpień ’80, początkowo sterowany przez służby specjalne, lecz na skutek odwagi i samodzielności decyzyjnej garstki opozycyjnych działaczy (Andrzej Gwiazda, Anna Walentynowicz, Bogdan Borusewicz, Alina Pieńkowska), obalił wiele mechanizmów wewnętrznej kontroli struktur PZPR nad społeczeństwem, ale nie usunął najważniejszego czynnika represyjności systemu, całkowitej zależności PRL i jego partyjnych struktur PZPR od Kremlowskiej Centrali.

Moskwa, rzecz jasna, nie godziła się na ten, zwiastujący nieuchronność upadku imperialnego monolitu, złowrogi w skutkach dla bezkarności i skuteczności totalitarnego systemu, “wyłom w więziennym murze”. “Solidarność” była, więc śmiertelnym niebezpieczeństwem dla sowieckiej dominacji na terenie PRL, a w konsekwencji w całym obozie komunistycznym, a zatem jej istnienie było “niedopuszczalne”, choć przez “brak czujności zdrowych sił narodu i knowania elementów antysocjalistycznych” udało się jej zdobyć osobowość prawną i przestrzeń społecznej akceptacji dla swej działalności na rzecz praw obywatela i przeciw bezprawiu państwa w PRL. Dlatego, więc ten ruch, tą rebelię świadomych obywateli wszystkich klas (nie jak ongiś zantagonizowanych studentów i robotników), skazano na zagładę już w okresie strajku sierpniowego 1980 roku, a więc zanim jeszcze formalnie się narodził ów Ruch Społeczny, nie tylko niezależny związek zawodowy, a jedynie było strategiczną kwestią, jakiego pretekstu użyje reżim w PRL, aby “wprowadzić ład i porządek” wedle sowieckiej recepty.

Rozprawa z wrogami systemu

System totalitarny w PRL był teatrem “trójwładzy” oligarchii partyjnej PZPR, a wiec jej całkowitej kontroli nad sferą polityczną, ekonomiczną i informacyjną. Poza państwem i jego strukturami, które było machiną represji, kłamliwej propagandy i wyzysku ekonomicznego, nie było miejsca na żadną formę obywatelskiej, kreatywnej i niezależnej, a wiec niewymuszonej i legalnej aktywność. Wolna myśl i działalność bez debitu państwa były ściganymi przez komunistyczne prawo przestępstwami. Wszyscy byli wpisani w ramy patologicznego systemu PRL. A więc było tu miejsce na “budowanie socjalizmu” zarówno dla członków partii, bezpartyjnych, “postępowych katolików”, studentów, robotników, “prawomyślnych” ludzi nauki i “państwowotwórczych” artystów, “koncesjonowanych” opozycjonistów, i tzw. “niezależnych” parlamentarzystów np. z koła “Znak” i innych pożytecznych i niegroźnych, kontrolowanych “aktywistów społecznych”. Wszyscy mieli do odegrania jakąś rolę, bardziej lub mniej fikcyjną i upokarzającą, lecz warunkiem ich aktywności była lojalność wobec PRL i jej “Wielkiego Brata”, ZSRR...

We wszystkich strukturach tego “państwowego cyrku” w różnoraki, często cynicznie inteligentny lub represyjnie dobitny sposób, a więc korumpując najzdolniejszych, czy też zastraszając przy pomocy bandyckich metod ubeckich, godząc cynicznie w karirę małżonków i dzieci, skutecznie pilnowano przestrzegania tej lojalności. Polskie zrywy antykomunistycznego oporu, od Poznańskiego Czerwca `56, poprzez Marzec `68, i Grudzień `70 do Czerwca `76, który zaowocował pierwszą oficjalnie manifestującą się formacją opozycyjną, czyli KOR, tylko przelotnie nadwerężały strukturę ”komunistycznego molocha”, ale brutalne pacyfikacje owych buntów przez milicję i wojsko przywracały "porządkowi społecznemu" jego pierwotny, “politycznie słuszny” charakter. W każdym z owych społecznych sprzeciwów szukano winnych “podżegaczy, syjonistów, chuliganów czy warchołów” i starano się zneutralizować szantażem bądź skorumpować przywódców tych rebelii. W przypadku Sierpnia `80 i podczas powstania "Solidarności" było jednak inaczej...

Nowa jakość społecznej rewolucji

Strajk solidarnościowy, nowa jakość walki z komuistyczną włądzą, zainicjowany 16 sierpnia w Stoczni Gdańskiej (po wcześniejszym zakończeniu ekonomicznego strajku przez Wałęsę, a po iterwencji kilku działczek: Modzelewskiej, Pieńkowskiej, Ossowskiej i Any Walentyowicz) doprowadził do tryumfu zjednoczonej klasy pracowniczej, robotników i inteligencji technicznej, czyli Porozumienia Sierpniowego podpisanego 31 także w Gdańsku, co stanowi ową nową jakość, czyli złamanie monopolu wladzy komuistycznej przez zorganizowane społeczeństwo. Otóż masowy charakter buntu, jego antykomunistyczne, narodowe i oparte o ideę solidarności społecznej oblicze oraz umiejętne, zaskakujące komunistyczne władze sprawnością organizacyjną, pokierowanie ogólnokrajowym protestem po 16 sierpnia 1980 roku przez Międzyzakładowy Komitet Strajkowy w Stoczni Gdańskiej (oparty o doświadczeia dzialaczy WZZ Wybrzeża) sprawiły, że struktura wszechwładnej machiny państwa komunistycznego manipulująca obywatelem runęła, jak przysłowiowy domek z kart i społeczeństwo “wybiło się na niepodległość”. Ale nie rozpadło się wszystko, co stanowiło o potędze systemu. Pozostały osłabione, ale nie rozbite, struktury PZPR oraz także przysłowiowo “zwarte i gotowe” struktury aparatu represji i inwigilacji, no i "pełnosprawy" aparat dozoru Kremlowsiej Centrali. Dlatego też jeszcze w sierpniu 1980 roku pojawiła się koncepcja nieuchronnej i bezwzględnej rozprawy z dobrze zorganizowanymi "rebeliantami" i siłowym przywróceniem “ładu i porządku” miłego Kremlowi. Często o tym zapomiamy, że "hydra komuizmu" miala wiele łbów, a zwycięstwo społecznego solidaryzmu utrąciło tylko jeden, monopol wladzy, a pozostałe dyszały żądzą odwetu!

Divide et impera po PZP-rowsku

Tak, więc w cichych założeniach komunistów spod znaku PZPR nigdy nie ulegało wątpliwości, że zorganizowaną “bojówkę elementów antysocjalistycznych”, "Solidarność", należy zniszczyć dla ich politycznego dobra, więcej, “być albo nie być” w teatrze władzy PRL. Ich sowieccy mocodawcy i polityczni protektorzy bezwzględnie wymagali od nich tego. Już trzy dni po podpisaniu porozumień gdańskich Politbiuro KPZR oznajmiło “priwislińskim” towarzyszom jednoznacznie, że: "porozumienie jest w rzeczywistości legalizacją opozycji antysocjalistycznej (…), i obecnie rodzi się pytanie, jak przygotować kontrnatarcie i odzyskać utraconą pozycję partii w klasie robotniczej i społeczeństwie". Nie było mowy o pośpiechu, ale o “potrzebie rozwagi i stosowaniu umiarkowanych środków administracyjnych” w skutecznej walce z "Solidarnością", co w perspektywie psychicznego przekonania społeczeństwa do zasadności usunięcia “pełzającej kontrrewolucji” wyniszczającej kraj gospodarczo i dezorganizującej życie “prostych obywateli”, okazało się bardzo skuteczne podczas “ostatecznego uderzenia”, czyli wprowadzenia stanu wojennego, który nie wywołał ogólnonarodowego zrywu rewolucyjnego, bo propaganda przekonała do “zmęczenia ciągłymi strajkami” i dywersją “elementów antysocjalistycznych”.

Członkowie PZPR, cyniczni i sprawni politycy, uznali, że rozprawę z "Solidarnością" trzeba rozpocząć od jej wewnętrznego skłócenia, podzieleniem i osłabieniem sprawnej kooperacji jej działaczy. Już w okresie strajków sierpniowych Stanisław Kania, przyszły nowy I Sekretarz PZPR, inwigilowany przez NRD-owską “Stasi”, w lipcu i sierpniu 1980 roku "wypowiadał się przeciwko energicznym i dramatycznym krokom", co powstrzymało użycie milicji i wojska, które były skoncentrowane w Gdańsku z zadaniem, aby “wysuszyć i izolować strajk w Stoczni Lenina”. Na kilka dni przed parafowanym porozumieniem z MKS, gdański I Sekretarz KW PZPR, Tadeusz Fiszbach, rozumiejąc wytyczne Kani, za najważniejsze uznał doprowadzenie do porozumienia ze strajkującymi i umiejętne wynegocjowanie korzystnych dla władzy w PRL uprawnień związków zawodowych. W planach strategicznych komunistów było jednak, iż zaraz po udzieleniu "gwarancji i określeniu zasad rejestracji" niewygodnych, “antysocjalistycznych” związków, niezwłocznie "doprowadzić do społecznej izolacji nowych związków". Klasycznym wykorzystaniem rzymskiej maksymy divide et impera (dziel i rządź) przez władze PRL było wysunięcie koncepcji "odklejenia od zdrowego nurtu" związkowego niewygodnych działaczy opozycji przedsierpniowej (KSS “KOR”, KPN, RMP), czyli "ekstremy", których bano się i przypisywano rolę "sztabowo-politycznego" zaplecza, zdolnego pokierować ruchem "Solidarności” w kierunku realizacji wartości obywatelskich i narodowych, a więc “antysocjalistycznych". Tą wizję rozbicia “Solidarności” dostrzegała i wspierała koncepcjami zarówno kadra partyjna PZPR, jak i bardziej fachowa Służba Bezpieczeństwa. Podczas posiedzenia egzekutywy KW PZPR w Gdańsku 20 listopada 1980 roku, postrzegany do dziś naiwnie, jako orędownik “Solidarności”, Jerzy Kołodziejski stwierdził: "Sytuacja jest coraz trudniejsza, lecz ani razu nie wymknęła się z naszych rąk. Panujemy nad tym. Należy przyjąć przychylność dla "Solidarności", jako kierunek polityczny. Jest to konieczne, walka z "Solidarnością", to walka z całym społeczeństwem. Po drugie - musimy podjąć walkę o polityczne oblicze "Solidarności". Jest to walka o wciągnięcie "Solidarności" do współodpowiedzialności. Po trzecie, doprowadzić należy do rozłamu wśród kierownictwa "Solidarności". Działać musimy na wielu płaszczyznach. Identyfikować ich. Odkleić należy od "Solidarności" tych, którzy przykleili się, bo to korzystne dzisiaj - KPN, KOR itp.". Pozostawmy to bez komentarza, bo wymowa owych słów jest jednoznaczna, ale uświadommy sobie logicznie, że nikt z “naczalstwa” PZPR nie wspierał i nie tolerował istnienia siły burzącej bezkarny system ich panowania nad ogłupionym propagandowo narodem. Tylko naiwni mogą uwierzyć, iż wilk może propagować ideę wegetarianizmu. Teza o podziałach w partii była jedynie zasłoną dymną propagandy i osłabiała czujność społeczeństwa wobec rzeczywistej siły PZPR.

Strategia “reformatorów” i “betonu” partyjnego

Sierpień `80 był tak poważnym wstrząsem, odbudową prawdziwej świadomości społecznej, że szeregowi członkowie partii zastanawiali się nie tylko nad tym, jak walczyć z nowym przeciwnikiem, ale też, jakie mechanizmy osłabiły ich wszechwładną partię i kto z członków kierownictwa PZPR odpowiada za kryzys w państwie. I tak powstała idea "jednoczesnej walki na dwa fronty" - z kontrrewolucją oraz winnymi “błędów i wypaczeń”. Pierwsze słowa wewnątrzpartyjnej krytyki władz i nieśmiałe koncepcje reform pojawiły się już podczas sierpniowego strajku. Reformy przywracającej partyjny monopol władzy, a nie “demokratyzację” jej struktur. Natomiast podczas V Plenum KC Stanisław Kania i Władysław Kruk wyraźnie mówili o konieczności dokonania zmian personalnych w kierownictwie partii. Nie były to próby liberalizacji partyjnego kursu i gesty prospołeczne, jak podczas nadawania socjalizmowi “ludzkiej twarzy” w czasie Praskiej Wiosny ’68 przez I Sekretarz KC KPCz, Aleksandra Dubczeka, ale dbałość o wzmocnienie struktur partyjnych i odzyskanie utraconego obszaru wpływów. Niedawnemu przywódcy PZPR, Gierkowi, partyjny fundamentalista, tow. Namiotkiewicz, zarzucił "błąd ideologiczny" polegający na fałszywie rozumianej "jedności narodu, nacjonalizm, prymitywne rozumienie związku między ekonomiką, a świadomością społeczną oraz czołobitność wobec kapitalistycznego Zachodu", czyli błąd zwany "ideowym kapitulanctwem". Konsekwencją owego "ideowego kapitulanctwa" był ferment w partii, a także skandaliczny, z punktu widzenia “gangsterskiej lojalności”, udział wielu członków PZPR w sierpniowych strajkach, a później ich “zdrada”, czyli akces do "Solidarności". Statystyki partyjne biły na alarm. Z ponad 13 tys. członków komisji zakładowych NSZZ "Solidarność" prawie 3 tys. stanowili członkowie PZPR (21,6 proc.), tak więc Gierek doprowadził do spadku „czujności ideowej” w łonie partii i doprowadził do jej rozwarstwienia, a nawet „zdrady ideologicznej”.

Podobnie było w wypadku przewodniczących komisji zakładowych. Na 1522 przewodniczących komisji zakładowych 340 było członkami PZPR (22,3 proc.). To był moment do “zwierania partyjnych szeregów”, a nie podziałów na frakcje. Ów mit partyjnego rozwarstwienia był jedynie przysłowiowym “zmydleniem oczu” i fałszywym sygnałem partyjnej słabości. Drogo kosztowało to “naiwnych w dobrej wierze” obywateli i działaczy ruchu “Solidarność”. Bowiem dla wnikliwych obserwatorów widać było dokładnie, iż w mechanizmach walki o władzę w “łonie przewodniej siły narodu” nic się nie zmieniło, bo podobnie, jak w marcu ’68 czy Grudniu ’70 do przetasowań personalnych na partyjnym szczycie użyto w Sierpniu ‘80 wypróbowanej strategii społecznej rebelii, jednakowoż przeliczono się tu jednak z możliwością jej “kontrolowanego wybuchu” i doprowadzono do sytuacji powstania nieprzewidzianej i groźnej dla reżimu w PRL sytuacji “dwuwładzy” solidarnościowo-partyjnej.

Reakcja dołów partyjnych była konsekwencją tego błędu w “sztuce sterowania społecznego”, a zapał partyjnych idealistów i naiwnych oportunistów wynikał z tego, iż wierzyli oni w obłudnie deklarowaną wolę reformy systemu, aprobowaną przez kierownictwo PZPR. Zaś podział na partyjny “beton” i “reformatorów” był jedynie pozorny, propagandowo sporządzony dla zmylenia opinii publicznej, podobnie jak podczas śledztwa na SB przesłuchiwany spotykał się z “dobrym” i “złym” oficerem, aby nabrać przekonania, że w tej totalitarnej instytucji jest miejsce na ludzkie uczucia i możliwość porozumienia, jak i na zawziętość doktrynalną, co wykorzystywano, rzecz jasna, dla jego pognębienia. Tak, więc “reformatorzy” nie opisywali się po stronie społeczeństwa i “zdrowego, robotniczego trzonu Solidarności”, a jedynie inwigilowali Związek, podsycali nastroje rozbieżnych iteresów grup pracowniczych, a “beton” partyjny pragnął rozwiązań siłowych i rozprawy z “Solidarnością” przy pomocy sowieckiej interwencji tylko demonstracyjnie, bowiem obie, rzekome frakcje, a de facto odbudowywany monolit partyjny, “nie zabity, a więc wzmocniony”, dążył wytrwale drogą wypróbowanej strategii kłamstwa do uśpienia czujności swych oponentów, rozbicia ich na frakcje i zniszczenia niewygodnego ruchu społecznego. Strategia udała się w 100%, bo historyczna chwila, czyli jeszcze nie zarysowana poważnie potęga ZSRR i perfidnie skuteczne “narzędzia walki”, wewętrza dezitegracja „Solidarności”, nie dawała, niestety, żadnej szansy na długofalowość przeżywającemu „łabędzi śpiew”, czyli 15 miesięcy “karnawału wolności” solidarnemu społeczeństwu i jego przedstawicielowi NSZZ „Solidarność”.

Ubeckie sprzątanie “ideologicznego brudu”

Wcielanie w życie rozbicia “Solidarności” od środka rozpoczęło się od ubeckiego rozpoznania "układu sił" wewnątrz MKZ, dezintegracji związku poprzez skłócenie członków prezydium MKZ oraz doprowadzenie do sporów programowo-ideowych między MKZ, a ekspertami już przy okazji tworzenia statutu Związku i rywalizacji o wpływy z działaczami KOR, RMP i KPN. Próbowano także wykorzystać konflikty między różnymi branżami, przez co chciano storpedować projekt powstania jednej centrali związkowej, skupiającej w monolit wszystkie jednostki branżowe i wyrażającej wspólny interes pracowniczy. Bardzo liczono też na sprzeciw górników, którzy w czasie zjazdu MKZ-ów w Gdańsku 17 września 1980 roku stwierdzili, że jako reprezentanci śląskich kopalń, w których pracuje kilkaset tysięcy robotników, powinni tworzyć odrębną, scentralizowaną strukturę z pominięciem podziału na regiony. W grudniu 1980 roku kierownictwo SB meldowało zwierzchnikom z PZPR: "dotychczasowe rozpoznanie postaw i zamierzeń figurantów, prowadzonych spraw oraz zebrane materiały w wielu wypadkach pozwalają na podjęcie z naszej strony określonych kombinacji operacyjnych zmierzających do pozyskania bądź kompromitacji określonych osób, prowadzącej do ich eliminacji z władz związkowych. Wykorzystując aktualnie prowadzoną kampanię wyborczą do różnych ogniw związkowych, spowodowaliśmy, że w kilku wypadkach figuranci nasi nie zostali wybrani do władz związkowych (...). Jeśli chodzi o zebrane materiały, w oparciu o które, planowane są pozyskania nowych źródeł informacji z kręgu władz związkowych, to zostaną one wykorzystane z chwilą ostatecznego zakończenia wyborów i wejścia tych osób do władz związkowych".

Struktury kierownictwa “Solidarności” od początków ich powstania były infiltrowane i poddawane działaniom destruktywnym prze agentów SB. Rozmiary tych operacji prowadzonych przez SB na wielką skalę budzą zdumienie u współczesnych, poznających potęgę tej perfidnie skutecznej instytucji. Wszystkie komórki związkowe poddane były wszelkim technikom inwigilacji i agenturalnej korupcji. Ubeckie podsłuchy pokojowe zainstalowano w centrali telefonicznej MKZ NSZZ "Solidarność" we Wrzeszczu, sekretariacie Wałęsy, gabinetach Andrzeja Gwiazdy, Bogdana Lisa, Aliny Pieńkowskiej, Krajowej Komisji Porozumiewawczej, sali klubu “Ster” w Gdańsku i sali konferencyjnej w budynku NOT, także w Gdańsku, miejscu obrad władz związku. Źródła historyczne informują nas, że tylko w Gdańsku na przełomie lat 1980 i 1981 wszczęto aż 42 sprawy operacyjnego rozpracowania działaczy Związku. Wybrane osoby z kręgu poddanych inwigilacji pod koniec 1980 roku zwerbowano do współpracy z SB. Według współcześnie odtajnionych danych SB z grudnia 1980 roku, tylko w strukturach kierowniczych "Solidarności" w Gdańsku usadowiło się 41 tajnych współpracowników (TW), z czego pięciu usytuowanych w MKZ. Są to przerażające fakty, mówiące jak bezradny wobec nikczemności władzy komunistycznej był ruch społeczny broniący wartości moralne i podmiotowość obywatelską.

Grozę niedostrzegalnego osaczenia i fatum nieuchronnej klęski dopełniają obecnie znane fakty historyczne, iż “ochroną operacyjną" objęto całą elitę związku, a w tym następujące osoby, tzw. “figurantów operacyjnego rozpracowania”, czyli działaczy szczególnie niebezpiecznych dla systemu PRL: kryptonim "Bolek" - Lech Wałęsa, "Brodacz" - Joanna i Andrzej Gwiazdowie, "Działacz" - Bogdan Lis, "Pielęgniarka" - Alina Pieńkowska, "Związkowiec" - Andrzej Kołodziej, "Godot" - Bogdan Borusewicz, "Suwnicowa" - Anna Walentynowicz, a poza tym 19 osób z prezydium MKZ, 49 osób z Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" w Gdańsku, 20 osób z Komisji Rewizyjnej Zarządu Regionu, 160 pracowników administracyjnych związku, 351 człoków komisji zakładowych. Są to przygnębiające, choć także odkrywające tragiczną prawdę historyczną fakty, które wymownie ilustrują, iż nawet po “klęsce” Sierpnia ’80 i chwilowej utracie monopolu władzy nad społeczeństwem, reżim komunistyczny posiadał tyle sił i środków, a zwłaszcza iście demoniczną strategię niszczenia Związku, aby metodycznie i skutecznie, unikając drastycznych środków represji i nie alarmując opinii publicznej, prowadzić “krecią” destrukcję ruchu “Solidarność” i spowodować jego wewnętrzne rozbicie i ostateczny upadek. Poczucie moralnego prawa do życia w godności i prawdzie, złudna wizja społecznej potęgi wyrażonej w impoująca liczbie członków Związku, bo ok. 10 mln. a także idei solidaryzmu i jedności społecnej wobec wspólnego wroga, czyli totalitarnej władzy, nie mogły skutecznie obronić swych zdobyczy…

 Jaruzelski, “człowiek honoru”, dotrzymuje słowa

Do walki z "Solidarnością" reżim komunistyczny w PRL włączył wszystkie, strategicznie przydatne, segmenty aparatu represji. Współcześnie wiadomym jest, iż w inwigilacji i rozbijaniu kierownictwa "Solidarności" aktywnie uczestniczyło wojsko, a w tym: Zarząd Wojskowy Służby Wewnętrznej Marynarki Wojennej, Graniczna Placówka Kontrolna Kaszubskiej Brygady WOP, Zarząd Zwiadu WOP i Wydział II Kaszubskiej Brygady WOP i. in. Od wiosny 1981 roku, zwłaszcza po demonstracji społecznej siły w postaci gotowości do odwołanego w ostatniej chwili przez Wałęsę strajku generalnego po tzw. Wydarzeniach Bydgoskich (pobiciu działaczy Związku m. in. Jana Rulewskiego), już niemal całe totalitarne państwo i jego wszystkie struktury angażowały się w tzw. “neutralizację Solidarności". Pomagały też "zaprzyjaźnione i bratnie" partie i państwa, a zwłaszcza ich służby specjalne, którym w styczniu 1982 r. dziękował Jaruzelski.

Ta zmasowana, prowadzona z profesjonalną skutecznością i bez moralnych skrupułów, wbrew oczywistej polskiej racji stanu, a ku obronie pozycji agenturalnej, prosowieckiej elity władzy partyjnej w PRL, kampania oszczerstw i destrukcji doprowadziła do zniszczenia i propagandowej kompromitacji dziesięciomilionowego ruchu dążącego pokojowo i etycznie, a de facto – naiwnie, niestety, do niepodległości i przywrócenia godnego życia obywatelom w Polsce, wyzwolenia ich z hańbiącej wegetacji w kłamstwie i niewolniczym wyzysku... Stało się to nocą 13 grudnia 1981 roku, po wyraźnej dyrektywie Kremla na „sprzątnięcie własnymi rękami” tego „antysocjalistycznego bałaganu”, choć Jaruzelski bał się do końca, że nie zdoła sam tego zrobić, obawiał się buntu wojska i zaciekłego oporu społecznego. Ale SBcka „krecia robota” osłabiła Związek i rozbiła społeczeństwo. I tak “patriota i żołnierz”, gen. Jaruzelski, przez wielu naiwnych i zwyczajnych durniów traktowany jako “człowiek honoru”, dotrzymał słowa Breżniewowi składając meldunek: “stos pacierzowy kontrrewolucji jest nadłamany". A Breżniew zacierał ręce na Kremlu, gdyż zwolniony został z ryzykownej przygody powtórki Węgier ’56, Czechosłowacji ’68 i fiaska afgańskiej interwencji, dlatego wiedział, iż “higienicznie” zostało zniszczone dziedzictwo wielkiego Sierpnia `80, bo przecież “Solidarność”, jako Wielki Ruch Społeczny, nigdy się już nie odrodziła…

Requiem dla Bohaterów

Sierpień ‘80 żyje w pamięci jego świadków i uczestników, jako ziszczony, piękny i szlachetny „sen o wolności” i epizod historii, którego moralna i emocjonalna siła nie miała w powojennej historii Polski sobie równych. A stan wojenny był oczywistą szkodą dla Polski, jej narodowego, ekonomicznego i kulturowego interesu, ale ratunkiem na prawie 10 lat dla pozycji Jaruzelskiego i jego partyjnych towarzyszy, którzy zdążyli przez ten czas przygotować się do roli „reformatorów” i “partnerów” przy okrągłym stole (de facto jego jedynych animatorów i „rozdających karty”, budujących długofalową strategię uwłaszczenia ekonomicznego i kontroli sceny politycznej w PRL bis czyli III RP) i cynicznych uczestników “procesu transformacji ustrojowej”, w którym uczestniczyli “wyselekcjonowani” z grona opozycji, “koncesjonowani” partnerzy do tego “epokowego wydarzenia”, czyli politycznej farsy. Okrągły stół, pomimo powszechnie i bezkrytycznie lansowanej tezy, że był polskim modelem bezkrwawego wyjścia z komunizmu, był de facto operacją sterowaą z Moskwy, zdradą interesów narodowych, uwikłaniem polityków solidarnościowych w kompromitujące układy i zapewnienia “elicie” politycznej PRL, a zwłaszcza jej służbom specjalnym, gwarancji bezkarnego, korupcyjnego działania w obszarze gospodarczym i zakulisowego manipulowania mediami i sceną polityczną III RP. Wstyd i hańba!

Ale każdy naród, ponoć, ma takie elity i taką historię na jaką zbiorowo zasługuje. Nasze prawdziwe elity przepadły w Katyniu ’40 i w Powstaniu Warszawskim ’44, a potem podczas Powstaia Antykomunistycznego i walki Żołnierzy Niezłomnych (wcale nie szaleńców, ale naiwnych strategów przygotowujących się do objęcia władzy w Polsce po zwycięskim przebiegu wiszącej na włosku III Wojny Światowej, ot co!) mordowanych w katowniach UB i ginących anonimowo w zsyłkach w głąb „Imperium Zła”. Jesteśmy narodem z amputowaną “głową elit”, zastąpioną “syndykatem” umysłowych miernot i moralnych kundli, którzy z sowieckim błogosławieństwem tworzyli komunistyczne, posluszne “polskie ZOO”, a teraz okrągłostołowe panopticum polityczne III RP. Cóż, konsumujemy owoce tej “zbękarconej” historii po dzień dzisiejszy, ale chyba zdrowo, krytycznie myślący człowiek nie powie, iż są one “godne i sprawiedliwe”, bo wokół czuć smród nędzy ludzkiej i nieprawości władzy, której nikczemność, jak konia w “Nowych Atenach” ks. Chmielowskiego, każdy widzi. Ale przecież “historia magistra vitae aest, więc uczmy się na jej błędach tudzież wskazaniach, póki czas, aby nigdy nie urządzono dla nas “państwowego kołchozu” pod innym, gwiaździstym sztandarem…

Tradycja zobowiązuje…

Zatem trzeba przyznać, że wydarzenia ostatnich miesięcy, zmiana prezydenta, zastąpienie rzecznika „sbecko-pzp(e)rowskiej” kliki „trzymającej władzę” i zarządzającej „Polską istniejącą teoretycznie”, na reprezentanta wartości konserwatywnych, polskiej racji stanu i społecznych aspiracji Polaków, to dobra prognoza. I chociaż chór POjebskich frustratów zawodzi „czarnoPRowskie jeremiady”, straszy PiSem, jak "żelaznym wilkiem", to staje się oczywistym, że to tylko tylko "psy zawiści" szczekają, a karawana „społecznego przebudzenia” jedzie ku pełnemu oczyszczeniu Polski z „zawszenia sowiecko-liberanego”. Oby jesienią rumieniły się tylko sady, a nie Polacy po przespaniu dziejowej szansy! Bowiem to MY, obywatele Polski mamy prawo i obowiązek egzekwować od władzy, aby była naszą „spółdzielnią usługową” i od naszej rozumnej skuteczności, dobrego zorganizowania zależy, czy ten postulat będzie zrealizowany! Władza zawsze jest w kątrze wobec inicjatywy obywatelskiej, bowiem uzurpuje sobie pozycję: „wiemy lepiej”, ale przeważnie władza jest bądź antyspołeczna, jawnie arogancka i skorumpowana, albo deklaratywnie otwarta na inicjatywy społeczne, a i tak robi swoje. Pierwszy model władzy znamy z „występów” na politycznej arenie (a także w teatrzyku „Sowy & Co”) przez ostatnie 8 lat i na koniec społeczny ogół dostrzegł „nagiego króla”. Od nas, więc zależy, jaką władzę wybierzemy i jak ją skłonimy do posłuchu i realizacji racji obywatelskich. Mamy wielki kapitał wiedzy i pamięć „ducha wolności” Siernpia ’80.Skorzystajmy z tego! Następna okazja nie powtórzy się, zapewne, za życia pokolenia pamiętających „duchowe przebudzenie Polski” w latach 1980 - 1981 i jeszcze niezrealizowany, a zobowiązujący do wcielenia w życie model polityczny wylansowany przez „Solidarność” – Rzeczpospolitą Samorządną. Pamiętajmy – tradycja zobowiązuje!

                                                                    *

AntoniK

Ilustracją do tekstu są grafiki Zbyszka Korlka, znakomitego malarza, satyryka i konserwatora antyków z Warszawy, przygotowane do złożonej do druku mej książki-leksykonu - Mowa kulawa

Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (24)

Inne tematy w dziale Polityka