Dedykuję swemu Przyjacielowi, Michałowi Kochańczykowi, wielkiemu podróżnikowi,
humaniście i inspiratorowi młodych umysłów, animatorowi twórczego niepokoju ducha,
którego owocem jest "droga za widnokres", poszukiwanie sensu i blasku życia...
AntoniK.
Właśnie powróciłem na krótko, bo w zanadrzu mam jeszcze dalsze odsłony owego sezonowego, „nomadycznego spektaklu”, z letniej wędrówki do krain pobliskich, Ziemi Suwalskiej i Mazur, tak więc zbieram do kupy owe wrażenia, doświadczenia dobre i liche, fascynacje i refleksje, a klecę krótki wykład o naszym wędrowaniu, zasiedzeniu, uśpieniu, przebudzeniu, życiu i umieraniu, niestety, nieodmiennie zawiniętych przez „uczonych w piśmie i trębaczy medialnych” w chamską i przyziemną gazetę politycznego smrodu i miałkości, o losie!
Przychodzimy na świat i odchodzimy z niego. Wędrujemy poprzez czas iprzestrzeń ku przeznaczeniu, które jest nieznane. Wędrówka, to spotkanie z nowym, niepoznanym, odmiennością krajobrazu, innością kultury i obyczaju, zjawiskami wzbogacającymi w wiedzę o sobie, innych i świecie, tym materialnym i duchowym. Bowiem wędrowanie, to rozszerzanie horyzontów życia. Tych fizycznych, nowych panoram oblicza ziemi i odmiennych form ludzkiej kultury i tych duchowych, doświadczania jedności ze spektaklem życia, mistycyzmem metamorfoz świata i symbolicznym bogactwem wyobraźni rozbudzonym przez „wiatr wokół głowy”. A zatem wędrowanie, to ciągłe przekraczanie siebie, swych ograniczonych przyzwyczajeń, codziennego ciążeniaku wygodnictwu i biernemu odtwarzaniu raz wybranych ról społecznych i rytuałów codziennego życia. A wszystkie owe czynności powtarzalne, zachowania kontrolowane, rytuały magicznego "odpędzania zła", czyli dramatycznej wiedzy o sobie i prawdziwym obliczu świata, to wszystko zabiegi mające nas uchronić od spotkania z wizją zmarniałej, wydziedziczonej z wartości egzystencji i nieuchronności śmierci. Wędrowanie, to jeden z takich „egzorcyzmów” przeciw śmierci i śmierci za życia, czyli pustki i nudy, duchowej mielizny wypełnionej kolorowymi zwałami materii...
Tak, więc ukryta idea wędrówki, to odwieczna tęsknota za Rajem Utraconym, utraconą młodością, otwarciem na wszech możliwości życia i odkrywczą świeżość spojrzenia, których doświadczamy zawsze odważnie wyrastając ze "starej skóry" i podążając ku nowemu. Bo nowe jest zawsze młode, choć nieodmiennie musi się zestarzeć, a więc pretekstów do kolejnych, niekończących się etapów wędrówki życia nigdy nie zabraknie. Instynkt "wiecznego Nomada" jest starszy i głębiej zakorzeniony w ludzkiej psychice od później nabytych potrzeb osiadłego, leniwego i wygodnickiego bytowania "subaryty", wrastania w jałowe role społeczne. Nasze sny, marzenia i wakacyjne przygody są realizacją, w różnych wymiarach i stylach kreacji, owej archaicznej tęsknoty!
Nasz świat racjonalnej cywilizacji technicznej rozwija zgoła inne potrzeby ludzkie. Zablokował skutecznie stare tęsknoty i aspiracje, zastępując smak życia smakiem Coca-coli i hamburgera, miłość, zmysłową przyjemnością, wielkoduszność uczuć, materialną pazernością, a tęsknotę za przygodą odkrywania tajemniczego oblicza świata, grą komputerową i sportem ekstremalnym, lub biernie śledzonym przed ekranem. Ludzka zależność, wręcz niewolnicza służalczość wobec ekonomicznych struktur, czyli zawodu, pracy, kariery, awansu, pensji i innych form zabezpieczenia bytu materialnego, odsuwa na daleki margines, ba, wręcz eliminuje ze świadomości, potrzebę wędrówki, rozszerzenia horyzontów życia, potrzebę oderwania się od życiowej stagnacji i zanurzenia w strumieniu twórczych bodźców i nowych kontaktów międzyludzkich. Poszukiwanie odmiany, porzucenie ciężko zapracowanej pozycji, prestiżu, wygodnej i dostatniej egzystencji traktowane jest powszechnie jako objaw szaleństwa. Niezmienność, trwałość, powtarzalność, lojalność wobec firmy i pragmatyczność - oto wielkie, acz skarlałe w swej istocie, wręcz dotkliwie deprecjonujące (pseudo)atuty życia człowiekawspółczesnego. Ich wartość ma nieodmiennie "wysokie notowania" na giełdzieludzkich inwestycji życiowych, choć to de facto - relne poniżenie. Biada tym,co źle inwestują, bowiem ich królestwo jest "nie z tego świata", tego świata spełnionych marzeń i egolskiego "lansu", ale ze smutnej krainy bankructwa, alienacjii, absurdu. Tak myślą (pseudo)rozsądni, ale nie widzą, że są dzialanymi automatami, a nie wolnymi, dumnymi ludzmi, tak....
Ci, którzy wysiadają z sytego "statku głupców", żeglującego bezpiecznie do portu leniwej sytości i duchowej pustki, a wsiadają do swych osobistych "kajaków" płynących w nieznane, otrzymują na drogę etykietkę "świrów". Bo przecież można przeżyć zastępczo wszystkie emocje, niesamowitości i przygody wędrowania zasiadając przed telewizorem, ekranem kinowym, monitoremkomputera, czy też spędzając urlop na treningu „sztuki przetrwania”, czy innego, wydumanego sposobu pompowania adrenaliny, aby dobrze przygotować się do "wypełniania obowiązków służbowych". Ten spektakl "przygody z drugiej ręki" pozwala oszukać wstydliwie skrywanepotrzeby sensu życia, aby bez przeszkód umieścić się po chwili w swej bacznie hołubionej roli społecznej, swym „futerale sytego zadowolenia”, mumifikacji za życia. Lecz właśnie ten mechanizm zastępczy mówi o tym, że dawna potrzeba żyje i dochodzi do głosu w owej zdegradowanej formie. Lecz są tacy, którzy z wyboru pracują i gromadzą środki pieniężne na realizację nadrzędnego celu, czyli wędrówki poprzez panoramy świata i własne stany wewnętrzne.
Czy mają w tym poprzedników, czy uczestniczą w sztafecie wielu pokoleń, wędrowców czasu i przestrzeni, ale także krain ducha, podróżników w zaświaty i do krain mitycznych, co? Tak mają, tak jest wielki literacki, mitologiczny i symboliczny zasób inspirujących opowieści! Oto i one...
W mitologii greckiej Jazon podejmuje wyprawę do Kolchidy, gdzie płynie na okręcie Argo, dąży po Złote Runo, symbol wartości i wartość uzasadniającą heroizm drogi. Owo Złote Runo ma mu przynieść szczęście i nagrodę za odwagę. Wyrusza jednak na niebezpieczną wyprawę na rozkaz krewnego, zresztą bezprawnie sprawującego władzę, bo tron prawowicie należy do Jazona. Bohater wyrusza, więc nie tylko po konkretny łup, po materialną zdobycz, ale także po to, by udowodnić swoją ludzką wartość, odwagę, poddać się sprawdzianowi, czyli męskiej inicjacji, a więc udowodnić, że jest prawowitym królem, solą ziemi, nie aktorem cudzego spektaklu, tak….
Legendy Arturiańskie opisują alegorycznie wędrówki, jakie odbywają rycerze Okrągłego Stołu, wasale króla Artura, a są one podejmowane w jednym jeno celu: znalezienia Świętego Graala, tajemniczego przedmiotu magicznego, w innej optyce symbolizującego uświęcone łono Marii z Magdali, czyli kielicha, w którym Jezus przemienił wino w krew podczas Ostatniej Wieczerzy, a który to pozwoli na odnowienie, uświęcenie ludzkości, przywrócenie jej prawdziwego blasku dziecięctwa bożego, zaś zdobywcy zapewni wieczne szczęście. Taka wędrówka staje się misją, heroicznym poświęceniem dla dobra całej ludzkości. Podejmują ją kolejni rycerze, a dla nich samych jest ona sprawdzianem rycerskiego męstwa oraz siły wiary. To droga po kolejne Złote Runo, cel celi, dar ofiary człowieka na rzecz wspólnoty odzyskującego symbol ofiary Boga dla człowiekatg.
Także włoski poeta, Dante Alighieri, pod przewodnictwem „króla poetów”, Wergiliusza, a potem ukochanej Beatrycze, odbywa wielką, symboliczną wędrówkę po zaświatach. Odwiedza kolejno sfery „innego wymiaru”: Piekło, Czyściec i Raj. Dzięki tej alegorycznej, „duchowej podróży” doskonali się wewnętrznie, osiąga wysoki poziom poznania arkanów duchowych, staje się innym człowiekiem, wtajemniczonym w wyższą wiedzę, poetą mającym wgląd w „istotę rzeczy”. Boską komedię można odczytywać, jako symboliczną przypowieść o drodze człowieka ku doskonałości. Dzieło Dantego, w zamyśle autora, miało przemówić wielkim głosem do sumień ludzi epoki i przygotować świat, poprzez duchową przemianę, na przyjście lepszej przyszłości. A jak się stało – widzimy, jak konia w Nowych Atenach księdza Chmielowskiego. Ale zawsze jest tak – nieliczni idą własną drogą ku doskonałości, wielkie „masy ludowe”, starowane przez „dozorców mas”, idą zawsze na przemiał, na „stos ofiarny” niewolników systemu, tak…
No i jeszcze, nasze, polskie Przesłanie Pana Cogito autorstwa znakomitego poety, niesłusznie nie docenionego przez Komitet Noblowski, Zbigniewa Herberta. Poeta mówi: „Ocalałeś nie po to, aby żyć", bowiem ocalenie fizyczne nie oznacza ocalenia duchowego i nie gwarantuje hartu ducha i obrony wartości. Pan Cogito ma świadomość, że żyje w świecie owładniętym przez "pajęczynę nihilizmu", gdzie wyznawany przez niego system wartości nie ma racji bytu, jest jedynie marginalną „ciekawostką”, kuriozum zasypanym zwałami antywartości. Nie oznacza to jednak, że te wartości nie istnieją i można się im sprzeniewierzać na co dzień, dla idei „małej stabilizacji”. Przesłanie Pana Cogito opiera się na przeświadczeniu, że tak trzeba postępować, bowiem wartość życia, to jego heroizm i obrona prawdy, że tak postępowali bohaterowie innych epok: "idź, bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek, do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda, obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów". Niewątpliwie jest to także etyka bliska etyce conradowskiej, nakazującej przyjęcie odpowiedzialności wynikającej z bycia rozumną istotą ludzką. Człowiek wsparty duchowo, wolny w osądach i decyzjach, obrońca imponderabiliów, sam musi decydować o swoich wyborach i przyjęciu odpowiedzialności. Pan Cogito pamięta o swoim przesłaniu: "Bądź wierny Idź". Nie wyręczy go w tym, ani despotyzm władzy, ani nauka, ani filozofia czy sztuka, to on na „targowisku próżności” odnajduje ukryte wartości i idzie w ich imieniu po „zwycięstwo ducha nad ideologią”, do „ciemnego kresu”, bo to godne i sprawiedliwe, tak….
Zatem ten wielki renesans w świadomości ludzkiej mitu wędrówki, wielkiego eposu zdobywania Ziemi i pokonywania trudów barowania się z nie zawsze „łaskawą” nam Naturą, to nasza odpowiedź na odarcie życia z mitu, z krwistej macierzy sensu, to archaiczny głód doświadczania sacrum, doznania głębszego sensu życia, sprowadzonego, o zgrozo, do wymiaru „poprawności, wydajności i dyspozycyjności”!
Pamiętajmy też o tym, że nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku, jak widzą to taoiści, zawsze ma koniec, choć nie zawsze koniec musi być zanurzeniem się w nicość, może być początkiem, lub etapem w nieskończonym cyklu odrodzenia i obumierania, bowiem to nie, po marksistowsku, „materia jest wieczna”, ale wieczna jest Energia, której metamorfozy są wielkim spektaklem kosmicznych przemian, w którym nasze istnienie poszczególne i jego kreacje mają udział!
*
Antoni Kozłowski
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka