Nie tak dawno siłą przewodnią w dorzeczu Wisły była dyktatura proletariatu, zwana też dyktaturą ciemniaków lub fachowo totalitaryzmem, a sprawowane de facto przez inteligentne kanalie sbeckie i razwiedcze. Kiedy runął ten wielki represor ludzkich żywiołów, tych dobrych i złych także, dobre gdzieś się rozproszyły, zaś swą dyktatorską władzę w wolnej od dobrych manier, ale także dobryw wpływów, ojczyźnie wzięło w swe łapska chamstwo. Istotą kultury masowej, która zastąpiła totalitarną rzeczywistość preparowaną, jest nagie chamstwo ubrane w ancug lub podkasane "celebrycko". Bo dla ludzkiej miernoty, która stanowi przecież 95% populacji gatunku homo sapiens, wolność postrzegana jest jako szansa na bezkarne realizowanie swych prymitywnych, aspołecznych odruchów, a więc pogardy dla odmienności stylów życia, osób słabych i ułomnych, elementarnych norm obyczajowych trzymających w cuglach chamstwo i nietyklaności mienia publicznego. Przejawia się to także w formie zawiści (schadefreude) wobec tych, którzy mają więcej, są mądrzejsi, co wyraża się we wszelkich formach agresji, tak werbalnej jak i fizycznej...
Tak, więc chamstwo, czyli matołecki “luz” i kpina z odwiecznych wartości, to przede wszystkim “strefa rażenia”, obszar spoleczny, choć także niewątpliwie i prywatny, gdzie króluje prymityw umysłowy, język będący kloacznym szumem informacyjnym, bezwolne hołdowanie bezmyślnym modom, chroniczny brak zdolności do samodzielnego myślenia, stąd nienawiść do wszystkiego, co “intelektualne” oraz aspiracje życiowe przekładane na wskaźnik pieniężny, nie zaś moralny i umysłowy poziom. Bo kultura masowa jest wrogiem prawdziwej kultury i orędowniczką barbarzyństwa, obleczonego w efekciarski pokrowiec postępu technicznego. Zanik wartość humanistycznych, pustka umysłowa, mnożenie się stymulowanych reklamą wtórnych, absurdalnych potrzeb, pochwała agresji i bohatera-przestępcy, oto parametry ludzkiego “rozwoju”, czyli oczywistej degradacji i zwyrodnienia, pomimo wzrostu konsumpcji dóbr i dostępu do informacji.
Istota ludzka epoki postkomunistycznej, pozbawiona wyższych potrzeb, traktująca praktyki religijne instrumentalnie, jak czytanie gazety, czy oglądanie meczu piłkarskiego, rozmiłowana jest tylko w sferze fizjologicznej przyjemności i bezrefleksyjnego konsumowania medialnej nierzeczywistości, a wszystko to w oprawie atmosfery stołówki przyzakładowej, lub texańskiego rodeo. Ów model zachowania i myślenia, ta sfera przeżywania świata na poziomie rdzenia kręgowego i traktowanie przestrzeni medialnej i społecznej jak koryta, z którego nażreć się można bez ceremonii wszelkich plebejskich łakoci, jest krokiem z wyboru, nie pod ideologicznym przymusem. Tak, więc chamstwo traktować można jako aprobowany styl życia. Czy tak jest w istocie, każdy może się przekonać wychodząc na przysłowiową ulicę, jadąc tramwajem, czy odwiedzając stadion piłkarski i wsłuchując się w mowę uczestników społecznego spektaklu. Chamstwo jest naszym chlebem powszednim, chlebem zakalcowatym, a więc godnym szybkiej zmiany diety. Lecz, o ironio jest ono jedynym prawdziwym mechanizmem demokratycznym w postkomunistycznym raju, który zrównuje wszystkich ze sferą rynsztoka. Chamstwo jest naszym chlebem powszednim, chlebem zakalcowatym i ciężkostrawnym pejzażem społecznej choroby, a więc logicznie patrząc, godnym szybkiej zmiany diety. Lecz, o ironio jest ono jedynym prawdziwym mechanizmem demokratycznym w postkomunistycznym raju, który zrównuje wszystkich jedynie ze sferą rynsztoka i daje wszystkim szansę do mentalnego zbydlęcenia.
Co jest przyczyną wielkiego tryumfu chamstwa i jego błyskotliwej (jak muzyka disco-polo i inteligencja ulicznika) kariery w kraju wódką i “kurwą mać” płynącym? Bez cienia ryzyka powiedzieć można, że rozmycie się podstawowych wartości i upadek “pozytywnych autorytetów” w świecie współczesnym, a zwłaszcza w postkomunistycznym skansenie cywilizacyjnym. Nie mówię tu o "poprawnych politycznie" autorytetach moralnych, które są zgraną kartą czy panopticum wydmuszek mentalnych napelnionych "szluszną treścią" lansowanych, jak ser do bułek i pasta do zębó przez michnikowskę "skarbnicę mądrości dla intelektusi i wykształciuchów" zwaną "Kiełbasą Wyborczą", choć dla wielu dosadniej "Cówno Prawda", tak... Brzmi to paradoksalnie, ale dla współczesnego młodzieńca i żeńskiej papużki atrakcyjną atrapą autorytetu jest filmowy bandzior, złodziej samochodów, czy oszustka i striptizerka, bez godności i rozumu, ale zdobywający duże pieniądze i żyjący "cool". Człowiek uczciwy, altruistyczny i z ambicjami wewnętrznego rozwoju, traktowany jest jako “frajer” lub “nawiedzony”. Wszelkie cechy charakteru i osobowości świadczące o wysokim etycznym i intelektualnym poziomie człowieka postrzegane są przez, sprowadzoną do poziomu plebejskiego matołectwa, opinię publiczną, jako mankamenty, świadczące o niezaradności, naiwności, czy wręcz życiowej głupocie...
Króluje, bowiem schemat traktowania bliźniego, jako przeszkody w osobistej karierze i prymat prymitywnego instynktu posiadania nad innymi, szlachetniejszymi aspiracjami człowieka. W długofalowym cyklu transformacji ekonomicznych i budowy społeczeństwa konsumpcyjnego o zredukowanych potrzebach duchowych, jest to z punktu widzenia strategii państwa wielce korzystne. Państwo nie potrzebuje refleksyjnych i odpowiedzialnych obywateli, którzy mogliby wymagać od aparatu administracyjnego nie tylko deklaratywnej pomocy w zaspakajaniu potrzeb ludzkich nie przekraczających poziomu fizjologicznego, przysłowiowego rdzeia kręgowego, ale wymagaliby spełnienia naczelnego prawa do ludzkiego rozwoju. Każdy mądry człowiek, to potencjalny "szkodnik" dla systemu, bowiem system produkuje nie ludzi, ale antropoidalne automaty do wykonywania prac państwowotwórczych, nic poza tym! A przecież wiedza wyzwala!
Dlatego więc, w dorzeczu Wisły nikt nie chce wiedzieć, dlaczego ludzie odpowiedzialni za administrowanie totalitarnym PRL uprawiają dalej politykę, dlaczego impregnowani ambicjonalenie korupcjoniści u władzy bez zmrużenia oka siedzą na stolkach, dlaczego przestępcy i sprawcy wynaturzeń społecznych nie są ścigani przez prawo, rolnictwo umiera, emeryci głodują, lasy państwowe wisza na wlaosku sejmowych potyczek, a pracownicy ważnych społecznie zawodów (lekarze, nauczyciele, aktorzy teatralni, filharmonicy, bibliotekarze, etc.) zarabiają nędzne grosze, lub emigrują w poszukiwaniu godności pracy i spokojnego życia, zaś "masy ludowe", a jest ich wielu, chce pić na umór, dostawać zasiłki i bawić się przy grillu?
Jest to dość oczywiste, bo przecież u podwalin postkomunistycznego państwa legła nieprawość polityczna i pogarda dla sprawiedliwości społecznej, koniunkturalna "zdada komunizmu" dla wielkiej miłości do amerykańskiej, makdonaldycznej karykatury życia. Dla znieprawionej, krótkowzrocznej i pochłoniętej uprawianiem prywaty władzy zawadą są tylko ludzie myslący, marginalna sfera krytycznych i obywatelsko zaangażowanych polaków, ludzie myślący samodzielnie. Wiemy dobrze, że władzy potrzebne jest schamiałe społeczeństwo, co chleje wódę na potęgę, wchłania śmieć informacyjny przed ekranami telewizorów, skacze sobie do łbów w knajpach i dyskotekach, kornie płaci podatki i pozwala na trwonienie owych pieniędzy na hodowlę pasożytniczej kasty polityków, a całą agresję za przegrane i bezbarwne życie wylewa na współobywateli w formie chamskiej agresji. Bo skretyniała i schamiała kukła ludzka, bezwolny, zdalnie sterowany fantom, to najlepszy, wypróbowany budulec potęgi sfery państwowej. Sfery państwowa i obywatelska są odwiecznymi antagonistami. Im większy obywatel, tym mniej państwa i na odwrót. Chamstwo, umysłowa miernota, to sfera małości obywatela. Sfera abdykacji z człowieczeństwa na rzecz otępiałego konsumenta, nieszczęsnego “kału” cywilizacyjnego...
Państwu, którego kadry polityczne rekrutują się spośród miernoty i cwaniactwa, nie potrzebni są mądrzy i twórczy ludzie, a jedynie dyspozycyjni fachowcy, zwani trafnie "wykształciuchami". Wykształcony fachowiec w pozostałych sferach życia jest moralnym i humanistycznym debilem. Państwo dba o to, by hodując na różne sposoby ludzką karłowatość umysłową, budować swą potęgę. Państwo zainteresowane jest masową produkcją “państwowotwórczych” obywateli, a dbałość o ich kulturę relacji międzyludzkich i poziom refleksji o życiu, nie jest oczywiście elementem tego “cyklu produkcyjnego”. Od becika do dębowej jesionki trwa walka państwa ze sferą ludzkiej prywatności, zdobywaniem autonomicznej wiedzy, swobodnym myśleniem, działaniem i kreowaniem życiowych pryncypiów. Unia państwa z Kościołem, w czasach komunistycznych zakulisowa, dziś jawna, ma na celu nie dopuścić do rozwoju świadomości obywatelskiej, inicjacji w dojrzałość psychiczną, czyli zdobycia przez człowieka autonomii duchowej i prywatnej mądrości życiowej, aby uczynić zeń przedmiot swej polityki. Bo klęską obu formacji hierarchicznych i autorytarnych byłoby zezwolenie na powszechny proces osiągania przez obywateli egzystencjalnej i duchowej samodzielności, dojrzalości duchowej. W ten sposób obie instytucje, lansujące swą nieodzowność i skuteczność obsługi, straciłyby rzesze klientów. Zaś kościelne potępienie “cywilizacji śmierci” nie jest związane z ofertą duchowego rozwoju, lecz nakazem posłuszeństwa “duchowego karzełka” wobec instytucji, instytucji walczącej o prymat, ie wartości. Każda instytucja, zatem, steruje bezmyślnym człowiekiem, pozbawiając go naturalnych dylematów duchowych i sprowadzając jego życie do roli biernej, jałowej wegetacji. A egzystencja bez wątpliwości i dylematów jest martwa. Cywilizacja jest martwa, gdyż umarła duchowa sfera człowieka. Sfera chamstwa zyje i prosperuje, bo duchowość nie istnieje, a biologia szaleje!
Lecz to od obywatela zależy, czy państwo będzie jego “spółdzielnią usługową”, czy też harować będzie bezmyślnie w jałowym kieracie państwowego folwarku. Walka o godne bytowanie człowieka jest walką z Molochem, bezdusznym procesem biurokratycznej, religijno-państwowej “urawniłowki”, lecz także z armią wyhodowanych, przez celowe przyzwolenie państwa na zniweczenie społecznego solidaryzmu i upadek kultury życia codziennego, zastępów tępych, agresywnych i aspołecznych chamów. Wiele lat bez tradycji społeczeństwa obywatelskiego owocuje eksplozją najgorszych, destruktywnych i barbarzyńskich postaw ludzkich. Zaś modny obecnie amerykański styl życia nie różni się wewnętrznie od sowieckiego. Jest socjotechniczną “monoideą” i materialistycznym, naskórkowym konsumowaniem medialnej i towarowej rzeczywistości spreparowanej. Wolność od komunizmu jest wykorzystana na zainstalowanie kolorowo i beztrosko zamaskowanego zniewolenia przez “american dream”. Uwolniony od “Sowieckiego niedźwiedzia”, lecz animowany przez “ethos Kaczora Donalda”, czyli kult barwnego szmatławca, hotdoga i cwaniactwa, lansowany już przez dziecięce kreskówki, a także większość amerykańskich filmów akcji, “wyprany mózgowo”, zdegradowany socjotechnicznie człowiek ery postkomunistycznej staje się wypatroszoną mentalnie, bezrefleksyjną, schamiała marionetką i zakałą życia społecznego. Lecz w obliczu cywilizacyjnego zapóźnienia, korupcji elit, ekonomicznej blokady możliwości pozytywnej realizacji, chamstwo staje się, o ironio buntem przeciw temu stanowi rzeczy. Oto błędne koło.
Lecz zastanówmy się także, czy warto żyć przeciętnemu człowiekowi godnie i twórczo, jeśli o wartości życia decyduje powszechna, bezmyślna miara, czyli marka posiadanego samochodu i telewizora, komputera i kuchni mikrofalowej, pieniądze na koncie i radosna pustka w głowie? Czy słychać głosy społecznego protestu, że na rozwój kultury państwo wydatkuje około 0,32% budżetu, co jest niewspółmiernie mało do rzeczywistych potrzeb zachowania ciągłości kultury, dostępu do narodowej zbiornicy sztuki i dorobku umysłowego, a wielokrotnie mniej, niż przeznaczane jest na aparat policyjny, służący interesom państwa, a nie obywateli, pajęczą sieć urzędów i zbrojenia? Otóż nie, gdyż życie ludzkie zostało zredukowane socjotechnicznie do poziomu potrzeb rdzenia kręgowego i tylko nielicznym przychodzi do głowy postulat, że jedyną racją bytu państwa jest to, że powinno być spółdzielnią usługową obywateli. Jednak ta sfera świadomości jest tak elitarna, jak zdolność do teleportacji, jasnowidzenia, czy empatii uczuciowej. Lecz obowiązkiem państwa, pobierającego od obywatela pieniądze w formie podatków, jest utrzymanie zjawisk patologicznych w ryzach i dbałość o normalność życia społecznego. Zjawisko chamstwa jest powszechne także w innych państwach europejskich, ale ogranicza się jedynie do obszary subkultur i lokuje w tzw. “złych dzielnicach”. W naszym przypadku chamstwo jest wszechobecne i tak masowe, że można już mówić o objawach choroby społecznej. Państwo nie może być bierne w obliczu tak znacznej patologii społecznej. Musi podjąć środki zaradcze w celu oczyszczenia teatru naszej codzienności z nieznośnych objawów chamstwa. Sankcje prawne wobec młodocianych chamów i ich wygodnickich i nieodpowiedzialnych rodziców powinny uzmysłowić młodemu pokoleniu, że człowiek może się inaczej zachowywać i mówić, niż mieszkaniec amerykańskiego getta. Bohaterowi-zwyrodnialcowi naszych czasów może się jedynie przeciwstawić autorytet i życiowa postawa wychowujących dziecko, rozumnych rodziców.
A kim są oni na co dzień? Sfrustrowanymi bezrobotnymi, oszustami i malwersantami, kibicami sportowymi, robiącymi karierę egoistami, odreagowującymi stresy epoki komunizmu neurotykami i innymi formami nieodpowiedzialnych, hodujących jedynie biologicznie ludzka faunę progenitury, a nie z troską wychowującymi dzieci do dojrzałości społecznej i indywidualnej, czyli rodzicami z prawdziwego zdarzenia. Bierność rodzicielska i brak zainteresowania sprawiają, że dziecko “przechwytywane” jest ideowo przez mitologię telewizyjnego ekranu, podwórkowe barbarzyństwo obyczajów i masowe utożsamianie się z “wypruwaczem flaków” z gry komputerowej, a więc nie wybiera, a biernie przyjmuje na zasadzie “barana w stadzie” ethos chamstwa. A ten jest “prawem dżungli” rządzącym naszą zdegradowaną obyczajowo rzeczywistością. Zaś brak prawnych sankcji wobec młodocianych zwyrodnialców, którzy skutecznie tworzą atmosferę zastraszenia i realności odwetu za próby samoobrony sprawia, że strach i niemoc dorosłych obywateli, zarówno pedagogów, sąsiadów, przypadkowych przechodniów czy innych uczestników społecznego spektaklu, blokują wszelkie formy profilaktyki i pacyfikacji bezkarnej inwazji chamstwa. Brak zeznań świadków nie pozwala prokuratorom ścigać młodocianych bandziorów. Nauczyciele zmuszani szantażem lub groźbą przemocy fizycznej do wystawiania pozytywnych ocen, sterroryzowani sąsiedzi obserwujący dewastację społecznego mienia, napadani “dla zabawy”, lub ograbiani na ulicach przechodnie, pasażerowie komunikacji miejskiej zasypywani stekiem słownego kału, nie reagują, bo się boją bardziej dotkliwych represji ze strony młodocianej trzody w przypadku samoobrony lub próby wzywania policji. I w ten sposób powstaje patologiczna sfera powszechnego, wymuszonego strachem i utwierdzona biernością dopustu na ekspansję ludzkiego ZOO. A, więc styl słowny i obyczajowy “mother fucker and fucking shit” jest cool i spoko. Raj dla rosnącej rzeszy agresywnych małpozwierzy!
*
c.d. nieprędko nastąpi...
AntoniK
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo