W Rosji od 1598 roku trwała tzw. wielka smuta, czyli chaos polityczny i społeczny po śmierci cara Iwana IV Groźnego. Dzięki ingerencji polskich magnatów w wewnętrzne sprawy Rosji na tronie carskim posadzony został w 1605 roku Dymitr I Samozwaniec, a carycą została polska szlachcianka, Maryna Mniszchówna. Panowanie Dymitra trwało blisko rok i zostało zakończone powstaniem przeciwko niemu, a w konsekwencji objęciem tronu carów przez Wasyla Szujskiego. W roku 1609 doszło do wybuchu wojny polsko – rosyjskiej. Rozpoczęła się od oblężenia Smoleńska przez Zygmunta III Wazę. Ten ostatni dążył do uzyskania korony carskiej dla siebie, nie bacząc na brak takowych możliwości, jako że był fanatycznym katolikiem, ale mniemał, że dzięki temu miałby możliwość odzyskania również utraconego tronu Szwecji…
Na odsiecz oblężonemu Smoleńskowi ruszyły duże siły rosyjsko-szwedzkie dowodzone przez carskiego brata, Dymitra Szujskiego. O ruchu tych wojsk i zaistniałym zagrożeniu polskich planów militarnych dowiedział się hetman Żółkiewski, który dowodził oblężeniu Carewa Zajmiszcza, gdzie rycerstwo polskie otoczyło około 8–tysięczne siły rosyjskie. Rozpoczęło się ono 25. VI. 1610 roku. Jednak już nocą z 3 na 4 lipca AD 1610, Żółkiewski zostawiwszy pod Carewem Zajmiszczem ok. 3000 żołnierza polskiego, z niewielkimi siłami, jak na rozmiar wrogiej armii, bo ok. 6 tys. wojska, w wielkiej sile husarii, ruszył intensywnym, nocnym marszem pod Kłuszyn, gdzie rozlokował się nieprzyjaciel. By przeciwnik nie zorientował się w sytuacji, zastosowano symulację uzbrojenia w postaci chmielowych tyk, a żołnierzom nakazano być w ciągłym ruchu, by zasugerować, że nic w polskim obozie pod Carewem nie uległo zmianie…
Marsz kolumny wojska polskiego odbywa się po błotnistej, leśnej drodze i musiał być dla polskich wojsk bardzo uciążliwy. Świadczy o tym niskie tempo marszu, czyli przebycie 18 kilometrów przez oddziały wojskowe w ciągu 8−9 godzin. Mimo to dzięki doświadczonym przewodnikom przed świtem wojsko zdołało dotrzeć na odległość 6 km od Kłuszyna, a czołowe chorągwie osiągnęły skraj lasu. Dowódcy idących z przodu oddziałów przekonani, że przeciwnik obozuje pod samym Kłuszynem poszli ze swoimi chorągwiami dalej. W mglistej, złej widoczności świtu nie dostrzegli nieprzyjacielskiego obozu i dopiero sygnaliści rosyjscy grający pobudkę uświadomili im pomyłkę. Oddziały przednie musiały cofnąć na skraj lasu i dołączyć do stopniowo wyjeżdżających z lasu i szykujących się do nadchodzącej bitwy sił głównych…
Do bitwy pod Kłuszynem (kilkadziesią kilometrów na zachód od Moskwy) doszło 4 lipca w roku 1610 wczesnym rankiem, około godziny 4-tej. Stronami konfliktu była Rzeczpospolita, której siłami dowodził hetman polny koronny, Stanisław Żółkiewski oraz Rosja i Szwecja, na czele sił których stali: Dymitr Szujski, brat cara Rosji, oraz Jacob De la Gardie, dowódca zaciężnych Szwedów i innych rycerzy europejskich. Armia polska miała liczyć 4500 - 5500 husarii, około 1300 pozostałej kawalerii, czyli kozaków zaporowskich, spełniających ważną role w bitwach, a mianowicie torujących ogniem drogę husarii i wspomagającej ją, jako bardziej mobilni, w walce wręcz na skrzydłach szyku, tudzież 200 piechoty oraz 2 działa polowe. Natomiast strona przeciwna liczyła około 48 tysięcy wojska, w tym około 8 tysięcy cudzoziemców, 18 tys. rosyjskiej jazdy "pomiestnej", słabo opancerzonej, a reszta, to piechota i ciury obozowe, oraz 11 dział, znacząca artyleria...
Pole bitwy, na którym przyszło walczyć stronom, było ze względów naturalnych korzystne dla ataków husarii. Były to płaskie pola i łąki, z lewej strony ograniczone lasem, z prawej zaś rzeczką. Poważnym utrudnieniem okazały się jednak płoty postawione przez miejscowych chłopów między znajdującymi się tam wioskami. Brak jakichkolwiek straży i umocnień obozów pozwolił chorągwiom hetmańskim zastać zupełnie nieprzygotowanego nieprzyjaciela. Jednak istotnym problemem strategicznym była leżąca między obozami pośrodku polany wieś Preczystoje i jej płoty, stanowiące poważną przeszkodę dla szarżującej husarii. Żółkiewski wysłał więc stojących przy nim Kozaków, aby spalić zabudowania wioski i zniszczyć płoty. Wydaje się, że dopiero łuna pożaru zaalarmowała nieprzyjaciela, który zaczął gorączkowe przygotowania do bitwy. Efekt zaskoczenie nie został wykorzystany…
Ale przed bitwą z obozu moskiewskiego uciekali do Polaków najemni żołnierze, którym zalegano z żołdem. Przy okazji zdradzali Żółkiewskiemu informacje o liczebności i lokacji sił rosyjskich. Jednego z takich ludzi hetman odesłał do swojego macierzystego obozu, by przekonał współtowarzyszy do odstąpienia od walki i przejścia na polską stronę...
Około godziny 4.00 Żółkiewski dał sygnał do rozpoczęcia ataku. Zagrały trąby oraz bębny i pierwsza grupa husarzy, kilka chorągwi płk. Zborowskiego opuściwszy kopie ruszyła w kierunku wroga. Zakuci w stalowe pancerze jeźdźcy zbliżali się do nadpalnego, ale nie obalonego płotu, powoli nabierając prędkości. Ponieważ zniszczenia dokonane przez Kozaków nie pozwalały atakować rozwiniętym szykiem, husarze ścisnęli szeregi. Konie z każdym krokiem mknęły coraz szybciej, by w momencie uderzenia uzyskać jak największy impet. Jak burza zbliżali się do zdezorientowanego przeciwnika…
Z braku innych rozkazów jazda moskiewska biernie oczekiwała na atak ciężkiej jazdy hetmańskiej. Rozpędzeni husarze wpadli z ogromnym impetem w sam środek nieprzyjacielskiego ugrupowania. Pierwsza linia jazdy pomiestnej została dosłownie wdeptana w ziemię, uderzenia nie wytrzymały też kolejne szeregi osłoniętych jedynie lnianymi pancerzami lub kolczugami żołnierzy moskiewskich. Husaria zdołała przebić na całej głębokości pierwszorzutowe chorągwie nieprzyjaciela, ale zaciekły opór wroga pozbawił ją niemal całego impetu uderzenia i doprowadził do chwilowego zatrzymania szarży. Husarze odrzucili resztki połamanych kopii i dobywszy szabel lub koncerzy ruszyli na drugą linię Rosjan…
I tu odstąpię od pełnego opisu bitwy, bowiem odsyłam Państwa do lektury książki dr. Radosława Sikory Kłuszyn 1610 wydanej przez wydawnictwo Erica w 2010 roku dzięki wsparciu finansowemu Ś.P. Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej - Lecha Kaczyńskiego. Proponuję Państwu inne książki Pana Sikory, propagatora i znawcy tematu, w tym szczególnie - Niezwykłe bitwy i szarże husarii, ERICA, 2011 opisującej ze swadą i historyczną sumiennością fenomen husarii, kawalerii polskiej nie mającej sobie równej w światowych dziejach wojskowości, ot co!
Armia Szwedzka oraz Rosyjska jeszcze przed bitwą była rozbita na dwa obozowiska. Żółkiewski zamierzał w pierwszej kolejności rozbić siły rosyjskie, co miało w efekcie przesądzić o losie strony szwedzkiej. Pierwsza część planu powiodła się, jednak na lewym skrzydle Kozacy i polscy piechurzy nie mogli poradzić sobie z wojskami szwedzkimi. Dopiero po odwołaniu pościgu za Rosjanami, reszta polskiej armii uderzyła na Szwedów, rozbiła i zmusiła do ucieczki. W obozie moskiewskim Rosjanie rozrzucali kosztowności, by odwrócić uwagę Polaków i spowolnić ich pościg, sami zaś rzucili się do ostatecznej ucieczki. Tak więc, poza pogonią za niedobitkami sił moskiewskich było, zajęciem zwycięzców było zbieranie łupów w obozie moskiewskim. W ręce Polaków wpadła także cała artyleria i chorągwie moskiewskie. Cała bitwa trwała, zaś około pięciu godzin w letnim upale...
Kłuszyn stał się doskonałym przykładem skuteczności ciężkiej polskiej jazdy - husarii, która rozgromiły kilkukrotnie liczniejsze wojska Wasyla Szujskiego wspomagane przez europejskich najemników, a zwane na polu bitwy „Niemcami”. Jednak z historycznych danych wynika, że najdzielniej bili się Anglicy. Po stronie polskiej straty liczono na około 300 osób, przy prawie 8 tysiącach po stronie sprzymierzonych sił rosyjsko – szwedzkich, a więc był to istny pogrom!
Po zwycięstwie Żółkiewski 12 lipca ruszył na Moskwę. Jednocześnie wszyscy wrogowie Szujskiego – wykorzystując sytuacje, zwrócili się przeciwko niemu. Już 27 lipca car Wasyl Szujski został obalony, a następnie osadzony w klasztorze. Doszło do rokowań z radą 7 bojarów, które rozpoczęły się 5 sierpnia, zakończonych układem z dnia 27 sierpnia, na mocy którego królewicz Władysław został uznany carem Rosji pod warunkiem przejścia na prawosławie, zaś mennica moskiewska dostała polecene bicia monet z jego wizerunkiem (obąwiązywaly w Rosji do 1624 roku). Bojarowie znali realia demokratyczne Rzeczpospolitej, pamietli własne poniżenie i brak przywilei pod carskim władctwem w stylu turańskim. Następnego dnia na Dziewiczym Polu pod Moskwą tłumy mieszkańców złożyły przysięgę na wierność Władysławowi, a Moskwa miała stowarzyszyć się z Koroną na mocy unii, podobnie jak z Litwą. Wielki sukces oręża i dyplomacji polskiej pod dowództwem Żółkiewskiego był w zasięgu ręki, lecz o ironio losu, ambicje osobiste króla Zygmunta III Wazy i kościelnych doradców pokrzyżowały ten plan. Zatem, jego kolumna powinna stanąć w Pcimiu, a nie na Placu Królewskim, bowiem każdemu wedle zasług, prawda?
I jeszcze niezwykle ciekawe informacje dotyczące samej bitwy. Część husarzy ścigała przeciwnika uciekającego z pola bitwy nawet kilkadziesiąt kilometrów. Wszyscy polscy uczestnicy bitwy pod Kłuszynem w ciągu doby musieli przebyć około 60 kilometrów, w tym nocnego marszu, a więc doświadczając bezsenności i jeszcze szarżować nawet dziesięciokrotnie. Jednak duża ich część wraz z szarżami, walką oraz pogonią pokonała konno grubo ponad 100 kilometrów, to niezwykłe! To także zwycięstwo osiągnięte daleko od wszelkiego zaplecza logistycznego, które znajdowało się 250 kilometrów na zachód pod Smoleńskiem, a w mniejszym stopniu o 30 kilometrów od pola bitwy, pod Carewem-Zajmiszczem. Był to genialny manewr strategiczny Hetmana Żółkiewskiego, żołnierza i polityka, otwarcie furtki do nowej wizji Rzeczpospolitej, powstania największego imperium w Europie, jednak szansy zmarnowanej!
Zatem Bitwa pod Kłuszynem, choć miała strategicznie zaledwie powstrzymać odsiecz wojsk moskiewskich idących z ratunkiem obleganym przez rycerstwo litewskie i polskie Smoleńskowi, doprowadziła do dużo poważniejszych, niezamierzonych celów, do niezwykłej sytuacji, czyli szansy dla Polski na bycie przez wieki światowym mocarstwem. To przecież bojarzy otworzyli bramy Moskwy i witali Żółkiewskiego, jak swego zbawcę. To oni domówili się z hetmanem Żółkiewskim na temat intronizacji Królewicza Władysława na Cara Moskwy, projektu unii państwowej, sojuszu militarnego, a mennica moskiewska zaczęła bić srebrne ruble z wizerunkiem Cara Władysława, tak! Niestety, stało się inaczej, a dla ścisłości dodać trzeba, że palce maczał w tym Watykan w osobie papieża Pawła V, który to pdjudzał do katolickiej inkorporacji Rosji, co potęgowało wrogie polskiemu interesowi ambicje dynastyczne szwedzkiego elekta, Zygmunta III Wazy, który zerwał układ Żółkiewskiego z bojarami i sam, bezmyślnie, a uzurpatorsko wytypował siebie na cara Rosji, którą chciał „nawrócić” na katolicyzm. I ten "sabotaż" polskiej racji stanu i wizji realnej potęgi, a doprowadził do tego, co możemy dziś nazwać „aktualną sytuacją Polski w Europie i jej fatalnymi relacjami z Rosją”…
Zaś koncepcja Rzeczpospolitej Trojga Narodów miała wielkie szanse na realizację! Bojarowie, moskiewska szlachta, nienawidziła despocji cara, który kazał im przed sobą klękać i „targał za brody”. Wizja bycia państwie demokratycznym, szanującym wolność osobistą i ograniczającym władzę króla była dla nich dobrodziejstwem i perspektywą dobrego życia, a oni w wypadku wyboru królewicza Władysława na cara decydowali o przyszłości Moskwy. Stąd logiczny wniosek, że wraz z upływem lat polska kultura zdominowałaby Rosjan duchowo i obyczajowo, jako zjawisko wyższej jakości, wypierające automatycznie "obyczaje turańskie" i bardzo prawdopodobne stałoby się w przypadku Moskwy powtórzenie scenariusza litewskiego, czyli stopniowa, spontaniczana polonizacja elit moskiewskich, bojarów, która bez militarnej interwencji, naturalnie już postępowała! Pamiętajmy, że na początku XVII wieku język polski w kręgach rosyjskiej szlachty (bojarów) i na dworach (carski i książęcych) pełnił tę samą funkcję, co w Rzeczpospolitej łacina czy francuski. Polskość była dla rosyjskich elit synonimem wolności i emancypacji „narodu szlacheckiego”, a więc atrakcyjnego Zachodu!
My zaś wiemy, bo ci co chcą, historię znają, co na zachłanność i bezmyślność Watykanu i jego marionetki - Zygmunta III powiedzieli i uczynili: mieszczanin Minin i książę Pożarski, a w konsekwencji czego Rzeczpospolita wplątała się w wyniszczające wojny, a następnie politycznie zmarniała i upadła, poddana zaborom nie istniała 123 lata, zaś wracając do meritum, polska załoga Kremla broniła się desperacko 2 lata, dopuszczając się aktów ludożerstwa, a po latach wielu, prezydent Rosji, Putin miał pretekst, aby kapitulację Polaków na Kremlu w dniu 4 listopada 1612 roku uznać za tak doniosły tryumf militarny Rosji, aby ustanowić w tym dniu, po detronizacji terminu wybuchu Wielkiej Rewolucji Październikowej, nowe święto narodowe Rosji, tak…
*
Antoni Kozłowski
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura