Niemożliwe, aby człowiek dosiadał dwu koni, aby napinał dwa łuki i
niemożliwe, żeby sługa służył dwom panom: jednego będzie szanował, a drugiego
będzie krzywdził. Człowiek zwykle nie pije starego wina i natychmiast nie pragnie pić
wina młodego; zazwyczaj nie wlewa się młodego wina do starego bukłaka, by go nie
zniszczyć. Nie przyszywa się starej łaty do nowej szaty, ponieważ powstanie
rozdarcie.
słowa Jezusa, Ewangelia Tomasza, apokryficzna, bo prawdziwa...
Po co żyje człowiek? Zapewne definitywna odpowiedź na to pytanie rozstrzygnęłaby ostatecznie, czy nasze życie jest wzniosłą drogą ku czemuś, czy też jałową szamotaniną na kosmicznym śmietniku. A zatem otrzymalibyśmy fundament pewności na dobre lub złe. Bez owej pewności żyć jest ciężko i strasznie, a więc, aby życiu rumieńców przydać wystąpić należy bezwarunkowo w teatrze iluzji. Istnieje wiele agencji serwujących gotowe scenariusze. Od tysiącleci, zatem glob ziemski jest wielką sceną, na której występuje człowiek w iluzorycznym, podniosłym, nudnym lub żałosnym, spektaklu. Jednakowoż reżyserzy owej wielkiej mistyfikacji, tej społecznej farsy, która zbyt często przeradza się w krwawy dramat, mają chore ambicje i zabójczo zdrowy aparat socjotechniczny. Tak, więc reklamują się bezczelnie jako apostołowie "jedynie słusznej drogi" i żądają bezwzględnego posłuchu, lub stosują wszelkie formy wykluczenia i represji. I oto tam, gdzie zieje czarna otchłań niepewności zakładana jest kolorowa tapeta radosnej pewności i słychać zapewnienia o rozpoznaniu ilości osób boskich, radosnej wiedzy o niepokalanym poczęciu, lub ilości pokłonów, które zafundują oświecenie, czy też pewności, że obrzezany napletek będzie urzędowym aktem adopcji w poczet dzieci bożych. Wielki jest głód pewności pod słońcem tej ziemi i wielki jest strach i drżenie przed czarną paszczą niepewności. Dlatego też póki istnieje potrzeba wypełnienia otchłani niepewności radosną tandetą umysłową, dopóty wszelkie „firmy produkcyjne" oferujące pożądany towar, czyli zręcznie opakowaną wizję pewności, mają swą nieustanną rację bytu.
Istnienie popytu jest motorem napędzającym podaż towaru. Głupota ludzka pożąda nieustannie pokarmu, jakim jest zręcznie i perfidnie spreparowany pozór mądrości pod postacią religii i ideologii. Każda religia i ideologia jest jedynie słuszna, gdyż tylko taki stopień naiwnej pewności może być przysłowiową oliwą wylaną na wzburzony ocean umysłowej niepewności. Każda, zatem struktura organizacyjna i ideowa jest ścieżką nad otchłanią chaosu, po której stąpa zadowolony mieszkaniec spreparowanego umysłu i rezygnuje z krytycznego myślenia. Lecz tu także dostrzec można dylemat wynikający z „zainfekowania” ludzkiego umysłu indoktrynowaną ideą, zawężenie pola obserwacji i analizy dookolnego świata. Zatem zarówno bezkrytyczna akceptacja, jak też gwałtowna negacja owych struktur jest żałosnym, fatalnym uwikłaniem się w system wartości i pojęć świata preparowanego socjotechnicznie. Brzmieć to może paradoksalnie, ale nawet heroiczne i prawe kontestowanie systemów pojęciowo-organizacyjnych zwanych religiami, ideologiami, państwami, organizacjami (pseudo)społecznymi, instytucjami państwa, czy też jego organami represji, to zwyczajne „złapanie się na haczyk” czy uwikłanie w „bijatykę” na „ideowym ringu” ustawionym właśnie jako pułapka na ludzi wszelkiego pokroju kontestatorów przez cynicznych "mistagogów" socjotechniki, bystrych i inteligentnych w złym skurwysynów…
Ta pula energii, którą posiada człowiek na prywatną kreację, wszelkie akty samopoznania, a także poznawanie świata i tworzenie od podstaw zdrowych związków międzyludzkich, oddolnych organizacji społecznych i mądrych form intelektualnej, uczuciowej i materialnej kooperacji międzyludzkiej, idzie niestety na rozkurz w zmaganiach z Molochem (instytucjami religijnej i politycznej manipulacji), który, jako dominator, jest od tysiącleci cynicznie i sprytnie "programowany" i elastycznie stosowany, jest, zatem bezwzględnie sprawny i nie do pokonania. Ten fakt nie powinien przerażać „wolnych duchów”, bowiem nie dotyczy to umysłów nie uwikłanych w socjotechniczne pułapki i gotowe, degradujące struktury ludzkiego świata. Choć Moloch jest nie do pokonania, o czym uczy historia różnych epok, to jednak do przezwyciężenia w innej formie, a poniżej wyłożenie owego zagadnienia...
Moloch pożera i przerabia na kał, odpad społeczny tych, którzy są mu ulegli lub podejmują z nim walkę i zaśmiecają swe umysły agresją i nienawiścią, zaś ciała toksyczną dawką adrenaliny i wrzodotwórczych, żrących kwasów żołądkowych. Moloch ginie śmiesznie i żałośnie, gdy jest niedostrzegany, lub wykpiony i wyszydzony, zdegradowany do wymiarów „materiału literackiego", czy kabaretowego symbolu żałosnego „papierowego tygrysa”. Moloch jest silny, kiedy poraża lękiem, jak kobra paraliżuje mysz, ludzkie umysły, powodując bezradność i rezygnację. Jednak kiedy jest jest obserwowany "na zimno", bez lęku, ujawnia swą tandetę i schematyczność, dlatego każy "król jest nagi", jeśli nauczymy się czujnie obserwować naturą jego szat. Zatem jedyna gest samoobrony przed Molochem, skuteczny, to zawsze "bądź czujny, ja pies podwójny", a działaj wtedy, kiedy rozumiesz sytuację, nie na ślepo, histerycznie... Zapewne, to nie łatwe zadanie, gdyż macki Molocha są tak liczne i rozgałęzione, a często sprytnie ukryte, że prawie każdy w nie wpada i trzeba mieć wiele hartu ducha, a i poczucia humoru także, aby w owej sytuacji zdobyć się na jasność widzenia, dostrzec wyjście poza niszczącą sytuację uwikłania i znalezć własny kontekst odniesienia, własną oazę życia, która jest „nie z tego świata”...
O tym właśnie mówił rabi Jehoshua ben Joseph, czyli Jezus, z grecka, rebeliant mozaistyczny, bowiem nie chodziło mu o mistyczne zaświaty, ale o ludzki „świat równoległy”, wolny od tyranii boga kapłanów (plemienia żmijowego) i cesarza, świat oparty o miłość i szacunek dla bliźniego, którego „kocha się jak siebie samego”, a więc nie łzawego poświęcania się, ale radosnego kooperowania i dzielenia się swymi dokonaniami, co po 2 tys. lat nasz wielki twórca idei an arche (bez władzy zwierzchniej), Edward Abramowski nazwał „Rzeczpospolitą Przyjaciół”. To jeden z wielu modeli „społeczeństwa poza kontrolą i wyzyskiem państwa”. Z przykrością stwierdzić trzeba, że nie ma tu rozwiązań uniwersalnych i każdy, kto poczuje się gotowy do życia w świecie "poza układem", czyli zrezygnuje z postrzegania i poważnego traktowania struktur zastanego świata, ten znajdzie w swym czujnym i rozbudzonym umyśle energię do tworzenia nowego i mądrość do omijania starego śmiecia, martwych struktur, w które, jak do futerału, upycha Moloch ludzkie umysły i uruchamia spektakl „chochołowego tańca", tak…
Co zatem czynić, aby nie zostać tancerzem martwego spektaklu? Być mądrym i czujnym. Mądrość i czujność, to nagroda za wyrzucenie na śmietnik całego fałszywego i zbędnego balastu struktur umysłowych zainstalowanych i podłączonych do centrali napędowej Molocha. Człowiek, który odłączy się od Molocha, od dystrybutorni jego „mentalnych toksyn” będzie wolny. Zamieszka w ojczyźnie Ducha. Zacznie uprawiać, zapewne z kolektywem mu pokrewnych "duchó wolnych", prawie zawsze odnalezionych po żmudnych i uważnych poszukiwaniach, ale kiedy zacznie, to z determinacją budować będzie struktury społeczne i systemy wymiany myśli wedle własnej recepty, nie zapominając o swoistych rytuałach rozszerzania wiedzy, higieny mentalnej i solidaryzmu ludzkiego. Nie zapominając także, że nie ja, moje ego jest "pępkiem świata", ale prawdziwie bogaty, bogaty i silny duchem jest ten, kto wiele daje i nie nie patrzy rewanżu, ot co! Wolny człowiek żyjąc w świecie ulepionym przez Molocha nie korzysta z protez umysłowych i nakazowych, nie ulega psychozie rywalizacji i egoizmu, nie ma uznania dla (pseudo)wartości kolektywnych, "poprawnych autorytetów moralnych", ale sam tworzy duchową i materialną rzeczywistość "świata równoległego", sam staję się „(s)twórcą świata miłości i prawdy, „nie z tej ziemi”, ale „na tej ziemi”, w ludzkim porządku, tym inspirowanym światłem Nienazwanego, tak...
Każde płynięcie pod prąd cywilizacyjnych i ideologicznych rozwiązań jest trudne i niepopularne. Dużo milej spędzić młodość na zabawie w buntownika, a wkroczywszy w „średniowieczność" bezmyślnie i niekonsekwentnie złożyć swe życie w „futerale" dla bezwolnych konsumentów, z którymi tak zajadle się ongiś wojowało. Pozory zabiegania o wolność są wielce żałosne i de facto są one sponsorowane przez służby, aby nie przekroczyły granic „usamodzielnienia”, bo są one prawdziwym gwarantem niezakłóconego działania Molocha, który szydzi i piętnuje „społecznych nieudaczników” i wszelkich "oszołomów". Pamiętajmy o tym, że jeśli będziemy publicznie manifestować swą niechęć, pogardę i wrogość wobec Molocha, wobec policyjnych i socjotechnicznych struktur państwa, na pewno będziemy śledzeni, ograniczani w działaniu, na koniec, słabiej lub mocniej, represjonowani. Zatem, jak śpiewał kiedyś Młynarski (ongiś – umysł krytyczny, teraz - żałosny kondotier, lizodup systemu banksterskiego, czyli KODchodów): „róbmy swoje”, bez rozgłosu i bufonady, ale z zapałem i oddaniem godnym „wielkiej sprawy”, tak…
A zatem nie walka z Papieżem, Kościołem, Klerem, Państwem, Korupcją, Policją, Mieszczaństwem, Dewocją, Genderyzmem, Aborcjonizmem, czy Globalizacją, bowiem to wszystko łby tej samej hydry, spisku możnych, zakulisowo władających światem, ich projekt NWO, ale odnajdywanie powiązań, widzenie całości, odkrywanie ukrytych mechanizmów, logiki niszczenia ludzkiej świadomści i godnośći, atomizacji społecznej, rozbicia rodziny, upadek duchowości i wyższych potrzeb, redukcja do fizjologicznego konsumenta, to cel zasadniczy Molocha. Moloch zaprasza na ring, prowokuje walkę, a potem powala, bowiem "jego jest królestwo, potęga i (plugawa)chwała na wieki!" Zatem walczmy inaczej, nie konfrontacyjnie, a skutecznie! Jest zatem ta metoda, ten zabieg, wręcz "magiczny", skutecznie rozbrajający strach i niemoc wobec Molocha, czyli Tyrana, a jest to potraktowanie wszelkich wcieleń Molocha z dystansu, jako przeźroczystych i nieistniejących (na terenie mojego umysłu) fantomów, jako figury retoryczne, które krytycznie trzeba „rozebrać na elementy” i poznać zasadę „działania jamniczka”, zrozumieć, obśmiać, odebrać demoniczną moc, aby w sytuacji rodem z przysłowia znaleźć się w pozycji: „chwycił Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”. Tylko wiedza, wynikająca z krytycznego myślenia daje nam pozycję panowania (z dystansu i przy pomocy rozumnej ironii) nad Molochem, którego bronią jest powszechny strach, niewiedza i radosna głupota ludzka...
Droga osobna, to droga nie pod prąd „meinstrimu”, ale obok, peryferyjna i skromna, może być drogą do prawdziwej wolności. Wolności od przymusu uczestnictwa w jałowej farsie preparowanego życia, walki na ringu zorganizowanym przez naszego Stalowego Opresora, wytracanie tych, co wchodzą w klincz z "maszynerią do mielenia ludzi". Bo wolność, to umiejętność rozpoznawania rzeczywistych, narzucanych podstępem konieczności, a nie infantylne praktykowanie „na złość babci niech mi uszy marzną”, będę pił i bawił się, będę wolny od picia Coli, będę "rewolucyjnie" pił Pepsi i nosił firmlenne ciuchy, bo to trendy! Niestety, właśnie tak, praktykując politykę wolności i demokracji (a jak złapano na haczyk niby rozumnychh KODchodziarzy?) Moloch miele stada młodych, niby racjonalnych, "brykających cieląt", które myślą się, że są zbuntowane, a de facto są budowniczymi "piramid absurdu" na kolorowej pustyni Molocha. Ścieżka wolności, duchowej i społecznej, to zadanie życia każdego z nas, łatwe i trudne, trudne, bo niepopularne, łatwe, bo wiedza jest w nas, trzeba usunąć brud głupoty i odsłonić okna do Prawdy, a kiedy się wie, to działa się rozumnie, rozumie się ideę: "w stowarzyszeniach siła", a także: "każda władza, to legalna mafia", trzeba się bronić, ale także, nie kościelną, ani nie teologiczną i doktrynerską, ale jezusową ścieżką należy podązać: "Wy sami szukajcie dla siebie miejsca spokojnego, abyście nie stali się trupami i nie zjedzono was" i jeszcze to, sczególnie symptomatyczna wskazówka mądrości: „Tajemnice moje mówię godnym moich tajemnic. Co czyni twoja rawica, niech nie wie twoja lewica", tak!
I jeszcze jedno. Moloch jest firmą, która stale skutecznie zaopatruje wielu „narkotycznie uzależnionych” od jego toksycznych produktów propagandowych. „Robiące dobrze” mentalne „prochy” są, niestety, powszechnie pożądane. Bycie czujnym i mądrym, to przywilej, a nie obowiązek. A więc, nie należy uprawiać apostolstwa, na siłę u(nie)szczęśliwiać klientów firmy z wielowiekową tradycją i spod „ciemnej gwiazdy”, zwanej przewrotnie „zaranną”, oczekujących stale na dostawę towaru. Ci, którzy chcą iść dobrowolnie na „odwyk” fundują sobie stosowną detoksykację, czyli robią „mentalną lewatywę”. Robią to ze zrozumieniem i radością, bowiem „umierając dla świta”, rodzą się w Życiu, prawdziwym życiu, nie jego reklamowo-medialnej atrapie. I nie mówimy tu o budowie „klasztoru niezłomnych”, ale kolektywie wolnych duchów, które często fundują sobie „zaumnie poetycką”, czasem "zieloną", także chmielową lub zapatrzoną w wędrówkę obłoków i metamorfozy Luny, „podróż magiczną”. Bo chodzimy od tysiącleci na "dwóch nogach mentalnych", więc rządzą nami, dla uzupełnienia do pełnej optyki, dla wiedzy o "pełnej świadomości", rozum-rozsądek i pasja-intuicja, ongiś personifikowane przez Apolla i Dionizosa. Walczmy zatem z pasją i uwagą o naszą Krainę Serca i Wolności. Walczmy o ludzki świat, o świat wartości, solidarności i skutecznej kooperatywy, a nie polityczny gułag i ekonoimiczny kiertat obowiązków, bowiem w przeciwnym razie, jak mawiał zapoznany, a rozumny i intuicyjny filozof, z ducha Polak, Pan Fryc Nicki - "bacz, aby duch twój nie unmarł pierwej, nizli ciało", bo to największy dramat! Pamiętejmy, za Mistrzem Jezusem, nie synem faryzejsjkiego Jahwe, a własnego, mistycznego Abby (Ojca, a nie Pana Zastępów!) te kilka wiekopomnych, nie zastąpionych żadną wyssaną z palca Molocha (pseudo)madrością, niezastąpionych wskazówek:
- Królestwo moje nie jest z tego świata...
- Kochaj bizniego swego, jak siebie samego...
- Niech ten, który szuka, nie ustaje w poszukiwaniu, aż znajdzie. I gdy znajdzie, zadrży, a jeśli zadrży, będzie się dziwił i będzie panował nad Pełnią...
- Widzisz drzazgę, która jest w oku twego brata, zaś belki, która jest w twoim oku nie dostrzegasz. Jeśli wyrzucisz belkę z twego oka, wtedy przejrzysz, aby wyciągnąć drzazgę z oka twego brata...
- Faryzeusze i uczeni w Piśmie wzięli klucze poznania i ukryli je; nie weszli do środka i nie pozwolili wejść tym, którzy chcieli. Wy zaś stańcie się przebiegłymi, jak węże i czystymi, jak gołębie...
Walczmy o ludzki świat, bo nie ma innego, są jeno atrapy! Walczmy i budujmy go, do skutku!
*
AntoniK
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo