Wilk Miejski Wilk Miejski
5203
BLOG

(Staro)polskie święto zakochanych – Noc Kupały

Wilk Miejski Wilk Miejski Kultura Obserwuj notkę 0

Pod koniec czerwca na półkuli północnej następuje letnie przesilenie Słońca: jest to najdłuższy dzień (i najkrótsza noc) w roku. W 2015 solstycjum letnie wypada 21 czerwca. W tym dniu Słońce góruje w zenicie na szerokości zwrotnika Raka i zaczyna się astronomiczne lato.
Kąt padania promieni słonecznych (w południe) w dniu przesilenia letniego w centrum Warszawy – na 52°13' szerokości geograficznej północnej – wynosi 61°14'. A obieg Słońca nad widnokręgiem w dniu najkrótszej nocy jest równy obiegowi Księżyca.

www.zeglujrazem.com

 

Najkrótsza noc, Noc Świętoruska. W czasach przedchrześcijańskich nazwę wywodzono od słowa „Kup” – żarzyć, co kojarzy się z ogniem i jego bóstwami. Kupała, to najprawdopodobniej bóstwo solarne dawnych Słowian. Kupała była boginią miłości, płodności i urodzaju oraz patronką „mądrych niewiast”. To słowiańskie święto obchodzone w najkrótszą noc w roku, najczęściej z 21 na 22 czerwca. Noc Świętojańska lub Świętorujańska to noc, w której według wierzeń schodzą się Gaj i Ruja (Lato z Jaruną – Jarowitem, czyli Wiosną), miała wiele nazw: Noc Kupały, Kupalnocka, Noc Kupalna, Sobótka, Noc Świętojańska. Sobótka to nazwa, która wywodzi się od obrzędowych ogni palonych nocą, czyli sobótek. Święto dwóch żywiołów: ognia i wody, które przedstawiały pierwiastek męski i żeński. Po przyjęciu chrześcijaństwa najpierw próbowano zwyczaj wykorzenić jako pogański. Zakazano święta. Jednocześnie podjęto próby zasymilowania Kupalnocki z chrześcijaństwem. Świętom pogańskim nadano symbolikę i sens chrześcijański. W wyniku tych prób przeniesiono je na 23 czerwca – wigilię święta Św. Jana Chrzciciela, a więc Sobótce nadano patrona. Tak więc Sobótka to święto łączące ze sobą obrzędowość antyczną, słowiańską i chrześcijańską.

Wierzenia i obrzędy a magia Nocy Świętojańskiej (fragment). Autorki: Barbara Polasińska, Agnieszka Kwiatkowska i Katarzyna Leszczak

 

*

Czy współczesny Polak ma świadomość, że posiada rodzime, starodawne swoje Święto Zakochanych, ową Noc Kupały czy Sobótkę, która na zasadzie katolickiej obróbki adaptacyjnej ma charakter palenia ognisk i puszczania wianków na wodę w tak zwaną Noc Świętojańską, bez zrozumienia sakralnej treści, prastarych, słowiańskich bkorzeni duchowych tychże czynności, co? Zdecydowanie nie, bowiem nauczono go w zalewie informacji o charakterze „faktów medialnych”, że takim świętem są Walentynki. I choć to oczywista „bujda na resorach” wielu Polaków tak myśli, bowiem tak „telewizja pokazała, a uczeni potwierdzili”…

Czym, zatem, dla współczesnego Polaka są Walentynki? Tym, czym dla otumanionego pielgrzyma nierzeczywistości stojący do dziś we Wrzeszczu sowiecki czołg T34, monumenty upamiętniające demoniczny pochód Czerwonej Armii przez terytorium Polski, Pajac Kultury w Warszawie, czy Halloween, dla przykładu, a więc fałszem historii i „obcością oswojoną”, bowiem jako naród cierpimy na historyczną amnezję, kastrację owoców wysokiej kultury, sztuki myślenia krytycznego, za to ze znakomicie rozwiniętym "owczym pędem" do konsumpcji żałosnych gadżetów kultury masowej i tolerowania „brudu ideologicznego” w naszej przestrzeni miejskiej. Walentynki, to nie święto miłości, tylko wielkie święto korporacji i mniejszych producentów śmiesznych i pustych symboli (pseudo)miłości sprzedawanych w "trybie nakazowo rozdzielczym", bo przecież tak trzeba, bo „tak robią wszyscy”, tak samo, jak żrą pokarmowy "kał" w "świątyniach ludu” MC Duplardsa i piją kwas fosforowy, słodzony, rozpuszczjący laboratoryjnie zęby, a zwany Coca Colabora. Jeśli coś jest "terndy", "cool", czy "zajebiste", nie znaczy, że jest to dobre i mądre. Tak, tak, wystarczy pomyśleć krytycznie, a obraz świata, niecnie wykreowany przez "banksterów", korporacje i rezydentów ideologicznych (tych, co zdradzili komunizm dla kapitalizmu!) w III RP, aby wyciskać pieniądze z otumanionych konsumentów, jak z "dwónożnych cytryn", nagle staje się inny, bogatszy, ciekawszy, podatny do odkrycia nakładem "słodkiego wysiłku twórczego", a nie tylko do „zgapienia” w TVP&Co, czy kupienia w galerii handlowej...

My, czyli potomkowie słowiańskich przybyszów na ziemie terytorium obecnej Polski, mamy swe pradawne święto miłości. Ale nie jest ono pochodzenia chrześcijańskiego, neomozaistycznego, bowiem doktrynalne wskazania kościoła kwalifikują miłość cielesną i radość z nieskrępowanego realizowania hedonistycznych porywów Erosa, jako zło, "nieczystość", zachowanie niemiłe bogu, przepraszam, Panu Zastępów! Błogosławią tylko posępnej, obowiązkowo bez przyjemności realizowanej, a prowadzącej z założenia tylko do pomnożenia "trzody wyznawców", miłości małżeńskiej. Kupała, to pradawne bóstwo wyzwolonej miłości, patron (czy patronka, to nasze domysły, bowiem zniszczono wszelkie dokumenty tradycji pogańskiej) owej nocy szalonych tańców, odnajdywania przeznaczonych sobie partnerów, sakralny „napęd” radosnej, impulsywnej miłości cielesnej na łąkach, w lasach, na brzegach rzek, to personifikacja i afirmacja radości Natury, co mieszka w nas, spełnienia w pradawnym instynkcie pomnażania życia i radości istnienia. Lecz nie tylko, samego seksu, ale także emocji porozumienia ponad podziałem płci, radości istnienia i rozkoszy, których w życiu tak niewiele, więc pamiętajmy: "w życiu ważne są tylko chwile", te chwile, wedle Mircei Eliadego, religioznawcy i etnografa, kiedy błahe emocje i niemrawe zachowania zastępuje „święty ogień paroksyzmu sakralnych uczuć i aktów rytualnych”.

To święto nie nazywało się nigdy w czasach pogańskich Nocą Świętojańską, a było to jedynie Święto Kupały lub Noc Kupały, noc panowania słowiańskiego Kupały (z indoeuropejskiego rdzewnia "kup" - pożądać) żeńskiego odpowiednika rzymskiego Kupidyna (Amora, Erosa), patronki miłości zmysłowej, płodności i obfitych plonów rolnych, której matką była zapewne Mokosz, bogini urodzaju i deszczu, także tkactwa, płodności i miłości, mająca odpowiedniczki w greckim panteonie - Kora i jej córka Demeter. Można znajdować analogie także z Afrodytą, boginią frywolną, patronka miłości cielesnej i zalotów lub Dianą (Artemida), panią pól, lasów i Księżyca. Noc ta nazywana także była Sobótką, genetycznie od soboty, ongiś wigilii każdego święta letniego ognia, a tu chodziło o wielkie święto Letniego Przesilenia, ruchome w swym charakterze. Święto to dedykowane było Słońcu, które jako źródło życiodajnego ciepła i światła przez wszystkie dawne ludy słowiańskie było personifikowane jako centralna osoba boska. Zatem wolna miłość w noc poprzedzającą najdłuższy dzień, dzień tryumfu Słońca, światła życiodajnego i światła duchowego, to nasze prawdziwe Święto Zakochanych, którzy nie kupują gadżetów, tylko plotą wianki z bylicy (piołunu) i nie obdarowują się drogą bielizną, zasilając kieszenie wytwrców gadżetów, "ekonomicznych pijawek", ale zdzierają z siebie odzienie i nadzy wstępują w wielkie, taneczno-erotyczne, kupalne misterium przemian Natury!

Tyle na temat, tego, co z ducha tradycji i smaku życia powinno być prawdziwym Świętem Zakochanych u nas, w Dorzeczu Wisły. I choć nie ma błogosławieństwa „kościółka”, ani nie zachęca do jego kultywowania pryma(u)s Polski, czy  też rój telewizyjnych celebrytów i „moralnych autorytetów”, to jednak ono właśnie w "duszy nam gra", bo owa dusza, pomimo starań duszpasterzy i kościelnej „kradzieży” tradycji pogańskiej, jest właśnie POGAŃSKA, nie znaczy gorsza, barbarzyńska, lecz archetypicznie nam właściwa, bogata w dawne, zapomniane symbole i rytuały ożywiające ich treść, ale nigdy nie judeochrześcijańska! Ta, bowiem została importowana z Bliskiego Wschodu i politycznie scalona z pogańskim kultem Sol Invictusstała się polityczną "poprawnością" w Europie i w jej to imieniu odbywały się "krucjaty" przeciw poganom, czyli  Połabianom, Łużyczanom, Pomorzanom, Katarom, Jadźwingom, Galindom, Prusom i Litwinom, który albo wyginęli eksterminowani, albo ulegli chrystianizacji. Musimy pamiętać i wewnętrznie odczuwać ten stan "wydziedziczenia", choć powrotu do "dawnej rzeki" nie będzie, ale zanurzenie się w zrekonstruowanej symbolice słowiańskiej może nam wiele uzmyśłowić, pomóć zrozumić nasze duchowe potrzeby, lęki i pasje, te naturalne, nam przyrodzone, tak... Chrześcijaństwo jest wiarą narzuconą Europie, jest politycznym wyznacznikiem słuszności i przynależności do Kultury Łacińskiej, ale czy jest dobre, mądre i sprawiedliwe, niech zaświadczą niezliczone, płonące stosy heretyków i czarownic, krucjaty i zniszczone duchowo i materialnie obyczaje pogańskie, współcześnie - pedofilia kapłanów i kolaboracja ze służbami bezpieczeństwa. Zatem tradycja pogańska na pewno nie jest gorsza i "dziksza" od chrześcijańskich "wartości"...

Dusza judeochrześcijańska jest nam obca kulturowo, choć przez zasiedzenia stała się "swojska", ale de facto niezmiennie duchowo toksyczna, lecz na zasadzie szantażu obyczajowego i otumanienia katechizmowego pt. „Polak-katolik”, smętnie egzystująca, jako wszczepione „ciało obce” w naszych, nadwiślańskich umysłach. Jeszcze 500 lat temu w epoce Złotego Wieku w Rzeczypospolityej obywatel miał wolność wyboru wyznania i światopoglu, a więc poszukiwanie naszej słowiańskiej tożsamości było czymś oczywistym i inspirującym. Jan Kochanowski z Czarnolasu, ojciec znanej nam polszczyzny, był przykładem całkowicie pogańskiej filozofi życia, której wyrazem była jego twórczość, fałszywie postrzegana, zarówno przez  interpretację klasycystyczną i „ograniczania” świadomości interpretatorów katolicko-protestanckich, którzy odmawiają temu poecie jego oczywistej pogańskości, jak również powojenni, ideologiczni ateiści komunistyczni są fałszywi i kompletnie nienaukowI w swej "egzegezie", podszytej marksistowską propagandą.TYLKO TADEUSZ ULEWICZ WIDZI PIERWISATKI POGAŃSKIE U KOCHNOWSKIEGO, JEGO SŁOWIAŃSKĄ MIŁOŚĆ DO ZYWIÓŁÓW NATURY I RADOŚCI ISTNIENIA... Zatem czas Kupały, to dobry moment, aby nasza, ukryta pod zwałami obcej, nieadekwatnej powłoki teologicznej, stara, właściwa nam, słowiańska dusza dokonała aktu „wyzwolenia z okowów” i radośnie zatańczyła przy świętym ogniu, w ramionach kobiety odkrywającej swą "dzikość", pod granatową kołdrą nieba, w którym, wedle zniszczonej tradycji, nie mieszka mściwy i zawistny pustynny Jahwe, a świetlisty wojownik Perun! Darz Bóg!                                                                    *

AntoniK

Ps. Poniżej wypis z Glogera na temat historii Sobótki.

"Sobótka. Najnowsze badania wyjaśniły nam w zupełności początek nazwy sobótki. Biskup poznański Laskarz w wieku XIV statutem swoim zakazuje tańców nocnych w wigilje przedświąteczne,  t.j. w soboty i w wigilje uroczystości, przypadających w lecie, a zatem przed świętem Jana Chrzciciela, Piotra i Pawła. Z zabaw tego rodzaju najwspanialszą być musiała  S o b ó t k a  w okresie katechizmowo świątecznym, t. j. na Zielone Świątki. Kaznodzieja krakowski Jan ze Słupca powiada, że tańczą podczas Świątek w lecie niewiasty, śpiewając pieśń pogańską. Stwierdza ten obyczaj, jako jeszcze pogański, statut synodu krakowskiego z  r.1408. Na Sobótkę, którą zawsze obchodzono wieczorem w sobotę przed jednem ze świąt letnich, zbierali się jeszcze w wieku XVI wszyscy, zarówno kmiecie z wioski, jak drużyna i szlachta ze dworu, do ognia roznieconego na pagórku za wioską, Ta łączność obyczajowa i starowierczy charakter obrzędu gromadzkiego przebija się jeszcze w pieśni Jana Kochanowskiego o sobótkach w Czarnymlesie:

Tam goście, tam i domowi

Sypali się  ku ogniowi."*

* Zygmunt Gloger, Encyklopedia staropolska ilustrowana, Wydanie 1900-1903.           

 

Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura