Wilk Miejski Wilk Miejski
233
BLOG

Rocznicowo: Od PRL do III RP, cz.2

Wilk Miejski Wilk Miejski Polityka Obserwuj notkę 0

Od PRL do III RP,

czyli pozorna historia obalenia komunizmu, pigułka druga

(fragmenty niewydanej książki „Mowa kulawa - Mały Leksykon PRL”)

 

 

Porządek pojałtański - Konferencja jałtańska odbyła się w dniach 4 - 11 lutego 1945 roku, a było to spotkanie przywódców koalicji antyhitlerowskiej, tzw. ”Wielkiej Trójki”, czyli prezydenta, USA, Francisa Delano Roosvelta premiera UK, Winstona Churchila i sowieckiego przywódcy, generalissimusa Józefa Stalina. Była to kolejna z ważnych i brzemiennych w skutki konferencji “Wielkiej Trójki”, która miała miejsce po Konferencji Teherańskiej z listopada i grudnia 1943 roku, a przed Konferencją Poczdamską lipiec-sierpień 1945 roku. Odbyła się w eleganckim domu zdrojowym w Liwadii, leżącej pod Jałtą na Krymie. Miała decydujące znaczenie dla powojennego kształtu Europy, zdrady sojuszników przez aliantów zachodnich, rozszerzenia totalitaryzmu sowieckiego na Europę Wschodnią, a w konsekwencji podziału Europy na wrogie bloki polityczne. Na konferencji rozstrzygnięto sprawę Niemiec, czyli podział na strefy okupacyjne, a koordynację administracji i kontroli powierzono Centralnej Komisji Kontroli, złożonej z naczelnych dowódców trzech mocarstw. Związek Sowiecki otrzymał w formie “łupu wojennego” zwierzchnictwo polityczne nad Polską, okrojoną terytorialnie przez sowietów do tzw. “Linii Cursona” (ale z Lwowem i Grodnem!), większość Europy Środkowej i jedną trzecią Niemiec. Nikt, o ironio, nie pytał o zdanie Polaków, którzy walczyli u boku aliantów na wszystkich frontach, a Polska jako pierwszy kraj we wrześniu 1939 stała się ofiarą II Wojny Światowej rozpętanej przez dwóch agresorów: III Rzeszę i ZSRR, gdy przesuwano Polsce granice, planowano przesiedlenia i decydowano o jej powojennym losie. Także bez polskiej zgody ustalono “rekompensatę” dla Polski w postaci Pomorza Zachodniego, Prus Wschodnich i Śląska. Tam też podjęto decyzję o przesiedleniu Niemców z tych terenów w granie Niemiec powojennych, zaś współcześnie Erica Steinbach przypisuje nam, z bezczelną powagą, autorstwo tych “transplantacji terytorialnych”, co jest oczywistym absurdem. Wydano też decyzję o powstaniu Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej urzędującego w Moskwie, pomimo, iż istniał od dawna i działał na arenie międzynarodowej Rząd Londyński. W wyniku postanowień jałtańskich Polska, która wystawiła, drugą po jugosłowiańskiej, armię podziemną w Europie, a także, w dniu zakończenia wojny, miała siły zbrojne na Zachodzie i u boku Sowietów liczące ok. 500 tys. żołnierzy, stanowiące czwartą, po sowieckiej, amerykańskiej i brytyjskiej siłę zbrojną na terytorium Europy, została potraktowana przez Aliantów, jako karta przetargowa w rokowaniach ze Stalinem, w zamian za większy wkład militarny jego Armii Czerwonej w ofensywie przeciw hitlerowcom, co wymiernie oszczędziło straty ludzkie i materialne Sprzymierzonych. Pomimo tych faktów i wielkiego, niezaprzeczalnego wkładu polskiej krwi i bohaterstwa w pokonaniu nazistowskiej potęgi, nasze państwo zostało po prostu cynicznie “sprzedane” przez sojuszników Stalinowi w Jałcie, pozbawione możliwości stanowienia o swym losie politycznym, skazane na “nowotwór” ideologiczny, pozbawione ok. 1/3 swego terytorium i “przesunięte” na mapie, poddane ludobójczemu, sowiecko-UB-ckiem terrorowi politycznemu, a także ograbione gospodarczo przez sowietów i pozbawione możliwości korzystania z pomocy zagranicznej przy odbudowie zniszczeń wojennych w ramach planu Marschalla. Ten los, fatalny i niezasłużony z punktu widzenia sprawiedliwości dziejowej, stawiał nas, podobnie jak inne “wyzwolone” przez Sowietów Państwa Środkowoeuropejskie, w szeregu przegranych i skazanych na polityczną zależność od totalitarnego imperium. Przelana krew polskich żołnierzy obróciła się nie w radość tryumfu, lecz w niemoc i gorycz upokorzonego narodu, a porządek pojałtański do 1989 roku był fatalnym hamulcem przemian politycznych w Europie Wschodniej. Ocena moralna tego faktu jest jednoznaczna, a nad Europą Zachodnią i USA ciąży do dziś piętno haniebnej zdrady i ewidentnego zlekceważenia deklarowanych wartości chrześcijańskich i solidarności wolnych narodów wobec despocji komunistycznej. Ale nie wypływają z tego żadne namacalne decyzje i fakty, chociażby w naszym przypadku anulowanie długu zaciągniętego przez władze PRL w bankach Zachodnich, a obciążającego powstałą po „obaleniu komunizmu” III RP, czy inne gesty ekonomicznego wsparcia, będące rekompensatą historycznej krzywdy wyrządzonej narodom, które nie z własnej winy, a w wyniku “politycznego osierocenia” doznały zepchnięcia w cywilizacyjne i kulturowe zapóźnienie. Jedyny komentarz do tego faktu – słabi zawsze i wszędzie nie maja racji, a transformacja systemowa Europy Wschodniej służyła tylko wzmocnieniu zachodniego kapitału i odbudowy gospodarki Rosji, wzrostu zależności Europy od „gazowego szantażu”, czyli możliwości dogadania się „silnych” nad głowami „słabych”. Zatem duch Jałty, podobnie jak Lenin, wiecznie żywy. Smutne, ale prawdziwe, jak szarańcza i tsunami...

 

Grudzień '70- W dniu 13 grudnia 1970 roku po ogłoszeniu wysokiej podwyżki cen wielu artykułów spożywczych i przemysłowych w całej Polsce zawrzało, ale była to niedziela, więc nie doszło do masowych demonstracji. Wybuch nastąpił 14 XII, kiedy to w Stoczni Gdańskiej rozpoczął się strajk, który rozszerzył się na inne przedsiębiorstwa i w obliczu złej woli władz politycznych i braku odpowiedzi na żądania robotników, przerodził się w wielotysięczną demonstrację uliczną. W dniu 15 grudnia w Gdańsku spłonął budynek KW PZPR, szturmowane było więzienie, a po SB-ckich prowokacjach tłum rozpoczął rabunek sklepów. W trakcie gwałtownych walk ulicznych czołgi wjeżdżały w tłum i rozjechały kilka osób, linczowano pochwyconych milicjantów, którzy w "samoobronie" używali broni palnej. W obliczu "bandyckich ekscesów" kierownictwo PZPR podjęło decyzję o użyciu broni palnej przez oddziały MO i wprowadzeniu do miasta jednostek LWP pod dowództwem gen. Grzegorza Korczyńskiego (łącznie na Wybrzeżu użyto ok. 25 tys. żołnierzy i 1,3 tys. czołgów i transporterów opancerzonych). Do Trójmiasta przyjechali przedstawiciele centralnych władz politycznych (grupy: Zenona Kliszki i Stanisława Kociołka, programowo ze sobą nie współpracujące). Rankiem 16 grudnia zgromadzone pod Stocznią Gdańska odziały LWP oddały salwę z ostrej amunicji do stoczniowców próbujących wyjść przez bramę nr. II, zabijając dwóch, a raniąc wielu robotników. W dniu 17 grudnia, decyzją Kliszki, oddziały MO i WP, po zablokowaniu Stoczni im. Komuny Paryskiej, użyły broni palnej wobec pracowników, którzy na apel Kociołka przyjechali do pracy, zabijając przynajmniej 13 stoczniowców. Tego dnia rano w Gdyni oddziały wojskowe i milicyjne (ZOMO) strzelały nie tylko do robotników idących do pracy, ale także z karabinów maszynowych umieszczonych na czołgach i z helikopterów strzelano do ludzi gromadzących się w centrum miasta, przed dworcem PKP i przed gmachem prezydium MRN, zabijając wielu ludzi. Także 17 grudnia strajki i demonstracje rozpoczęły się w Szczecinie, a po dwudniowych walkach kontynuowano strajk generalny (w kilkudziesięciu przedsiębiorstwach), kierowany przez Ogólnomiejski Komitet Strajkowy (przewodniczący M. Dopierała). Tu także oddziały wojskowe i ZOMO strzelały do demonstrantów i stoczniowców, zabijając oficjalnie 12 osób. Do 18 grudnia wschodnie Wybrzeże zostało spacyfikowane. Od 15 grudnia trwały także demonstracje w Elblągu, gdzie 18 grudnia wojsko strzelało tam do tłumu i padły ofiary. W dniu 19 grudnia zebrało się Biuro Polityczne KC PZPR pod nieobecność Władysława Gomułki, a 20 grudnia zebrało się VII plenum KC PZPR, na którym pierwszym sekretarzem został wybrany Edward Gierek, zaś z Biura Politycznego KC usunięto poza Gomułką jeszcze „niepewnych towarzyszy” Jaszczuka, Kliszkę, Spychalskiego i Strzeleckiego. Wszystko wskazuje na to, że genezą tragedii Grudnia ’70 była cyniczna i przestępcza strategia władzy komunistycznej PRL, która przy pomocy kontrolowanych „ekscesów chuligańskich” chciała dokonać „przetasowania na górze”… Grudzień ’70 pociągnął za sobą wielką liczbę ofiar śmiertelnych (oficjalnie 44 osoby), zapewne nigdy już nie możliwą do ustalenia (zniszczone dokumenty operacyjne), ale szacunkowo można stwierdzić, że życie straciło od kul milicji, zostało rozjechanych przez pojazdy opancerzone lub zakatowanych po aresztowaniu ok. 400 do 600 uczestników robotniczego protestu. Pewnym jest natomiast, że w samym Szczecinie życie straciło 174 demonstrantów. Pomimo upadku komunizmu, zniknięciu PRL i powstaniu (z nazwy) demokratycznej III RP toczący się od lat proces przeciwko autorom zbrodniczej formy pacyfikacji tragicznego, robotniczego protestu Grudnia ’70 jest żałosną farsą i dowodem na to, że daleko nam jeszcze do zwyczajnej, europejskiej praworządności i odpowiedzialności politycznej, a polityczne układy wynegocjowane za kulisami “Okrągłego Stołu” chronią cynicznie i amoralnie politycznych bandytów przed sprawiedliwą karą za ewidentne zbrodnie przeciw narodowi. I nie złagodzę tego pomniki i ludzka pamięć, dopóki dla wszystkich, bez wynegocjowanych zakulisowo wyjątków, „sprawiedliwość znaczyć będzie sprawiedliwość”, a zwyczajni bandyci nie będą występować w mediach jako „reformatorzy” i stratedzy „mniejszego zła”. I jeśli nie ma w archiwach IPN stosownych dokumentów, bo spłonęły za czasów rządu premiera Mazowieckiego, to w Moskwie czy Waszyngtonie są przecież na nich „kwity” i przy odrobinie woli politycznej można ich sprawiedliwie osądzić.

 

Polski Papież i upadek komunizmu – Wybór kardynała Karola Wojtyły na papieża Kościoła Rzymskokatolickiego 16 października 1978 roku zmienił, niewątpliwie, bieg współczesnej historii i znacznie przyspieszył upadek totalitarnego imperium sowieckiego i wyzwolenia narodów Wschodniej Europy spod sowieckiej dominacji politycznej i eksploatacji gospodarczej. Prócz tych dokonań, papież Jan Paweł II był, zapewne, największą w wymiarze moralnym i społecznym, postacią XX wieku, człowiekiem nie tylko stojącym na czele wielkiej instytucji Kościoła Rzymskokatolickiego, ale także wielkim rzecznikiem światowego pokoju, pojednania międzykulturowego, wyciszania antagonizmów religijnych, a także obrońcą ludzkich wartości wobec bezdusznej ekonomii i rzecznikiem opieki na ubogimi i cierpiącymi naszego wspólnego świata. Są to fakty bezstronne i nie zaneguje ich nikt myślący trzeźwo i obiektywnie... System komunistyczny i tak by upadł na przestrzeni dziesięcioleci na skutek zapaści gospodarczej i przegranego wyścigu zbrojeń sowietów z USA, ale głoszone na forum międzynarodowym poglądy i wielki entuzjazm Polaków wobec nauk Papieża-Polaka, a w efekcie społeczne “powstanie z klęczek”, sprawiły, że Jan Paweł II znacznie ten upadek przyspieszył. Fakt jego wyboru na urząd papieski, a następnie pierwsza pielgrzymka do Polski w czerwcu 1979 roku spowodowały, że ludzie poczuli swą godność, uwierzyli w siebie i przestali się bać komunistycznego Molocha. Niewątpliwie jest to przyczyną sprawczą ciągu wydarzeń rewolucyjnych, iż bez ryzyka stwierdzić można, że to Papież-Polak przyczynił się w znacznej mierze do zaistnienia społecznego fenomenu w dziejach XX wieku, czyli powstania idei i bezkrwawej rewolucji “Solidarności”. Niemniej z analizy faktograficznej, oceny rzeczywistej siły “detonującej” pojedynczych zdarzeń i ich mechanizmów sprawczych, jest trudno “zważyć i zmierzyć” duchowy i intelektualny wpływ Papieża na przemianę świadomości Polaków i innych narodów uciśnionych, gdyż są to kwestie niewymierne i chodzi tu o tzw. klimat ogólny, atmosferę entuzjazmu i odwagi, której Autora trudno nie dostrzec. Pamiętać jednak trzeba, że słowa Papieża trafiały także do intelektu Polaków, a nie tylko wywoływały religijną euforię. Tak, więc JP II miał wpływ na determinację ludzkich postaw oraz przekonanie wielkiej rzeszy zniewolonych przez totalitaryzm sowiecki, że komunizm jest głęboko nieludzki, kłamliwy i niesprawiedliwy społecznie, a więc należy go zanegować i żyć we własnej “rzeczpospolitej przyjaciół” (że zacytuję innego, wielkiego Polaka, Edwarda Abramowskiego). Dzięki Jego postawie zaangażowania “Solidarność” przetrwała rozbicie i represje po stanie wojennym, bowiem Jan Paweł II stale wspomagał solidarnościowy duch przetrwania publicznymi wystąpieniami i osobistą obecnością podczas pielgrzymki do Polski w 1983 i 1987 roku. Miejmy jednak świadomość, że Solidarność przetrwała nie w całości, bo ludzie słabi i koniunkturaliści polityczni odpadli, a ten ruch społeczny zrobił się mniejszy, “odsiany z plew”, ale prawdziwszy i trwał, nawet w małych miejscowościach, a wielu wątpiących nie porzuciło idei, bowiem byli duchowo wzmacniani przez Papieża. Wielu kapłanów obawiało się, że mogą być “manipulowani” przez działaczy Solidarności o poglądach lewicowych, laickich, a nawet antyklerykalnych, ale Jan Paweł II zachęcał Kościół polski do otwarcia się na “Solidarność” i mówił: "Nie bójmy się otwierać na ludzi o innym stosunku do wiary, bo może później będą z nami". Można też zaryzykować tezę, że Jan Paweł II miał wpływ na pozytywne myślenie Gorbaczowa o Polsce w perspektywie dojścia ludzi “Solidarności” do władzy. W sferze domniemań leży też Jego pozytywny wpływ na wybór przez Rosję Sowiecką drogi reform, które były de facto końcem “Imperium Zła”. Dziś jeszcze nie możemy mówić o skali tego wpływu precyzyjnie, ale stanie się to jasne, kiedy zostaną otwarte rosyjskie i watykańskie archiwa... Aby dać świadectwo “prawdzie o człowieku” dodać należy, że osoba Papieża-Polaka wywoływała nie tylko pozytywne oceny i opinie. Oto jedna z bardziej znaczących. Książka dziennikarza, Davida Yallopa "W imieniu Boga?", będąca wynikiem jego trzyletniego “śledztwa dziennikarskiego” i poszukująca w roli „advocatus diaboli” ciemnych stron papiestwa JP II. Dziennikarz stawia w niej tezę, że Karol Wojtyła został papieżem dzięki istnieniu komunizmu, a antysemityzm potępił dopiero, jako głowa Kościoła. Jan Paweł II także nie zlikwidował korupcji w Watykanie, nie rozprawił się jednoznacznie z księżmi oskarżonymi o pedofilię i kontaktował się z dyktatorami np. Augusto Pinochetem. Jego zdaniem papież, Karol Wojtyła był “aktorem, grającym także rolę papieża”. Dla uwiarygodnienia swej tezy cytuje jednego ze swoich informatorów w Watykanie, który w rozmowie ze schorowanym i coraz słabszym Janem Pawłem II usłyszał od niego: “Aktor w roli Ojca Świętego umiera z trudem. Odmawia zejścia ze sceny”. Komentarzem do tego niech będzie stwierdzenie, iż Papież-Polak był człowiekiem instytucji, a więc musiał prowadzić “politykę w jej interesie”, ale także był człowiekiem “wielkiego ducha”, choć nie “aniołem bez skazy”, bo przecież człowiekiem z krwi i kości, ale jako rzecznik prawa do godnego i sprawiedliwego dla wszystkich ludzi życia był nieposzlakowany, o czym zaświadczają słowa niezliczonych ludzi, także innych wyznań i opcji ideowych, nawet z obszaru wrogiego Chrześcijaństwu Islamu, co jest wymowne i niezwykłe w obliczu irracjonalnej nienawiści zwolenników Dżihadu. Biorąc zatem wszystkie za i przeciw stwierdzić można, iż JP II był największym Polakiem XX wieku…

 

Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża -Komitet Założycielski „WZZW” został powołany do istnienia na zebraniu w dniu 29 kwietnia 1978 roku (w/g relacji Krzysztofa Wyszkowskiego 1 maja 1978 roku) w Gdańsku przez Andrzeja Gwiazdę, Krzysztofa Wyszkowskiewgo i Antoniego Sokołowskiego. Aktywnymi działaczami WZZW byli: Bogdan Borusewicz, Pioitr Bulc, Joanna Duda-Gwiazda, Andrzej Kołodziej, Bogdan lis, Alina Pieńkowska, Anna Walentynowicz i Lech Wałęsa, oraz Tadeusz Szczepański, sąsiad Wałęsy ze Stogów, który zginął w niewyjaśnionych okolicznościach wiosną 1980 roku, a jego okaleczone zwłoki (odcięte nogi) wyłowiono z Motławy. „Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża” działały niezależnie od warszawskiego „KOR-u”, były opozycją antysystemową, stawały w obronie praw robotniczych, godności pracy i swobód obywatelskich, a ich celem działalności było odzyskanie prawa do podmiotowości obywatelskiej, czyli demokratycznego kierowania przez społeczeństwo państwem. Z punktu widzenia lewicy laickiej, zachowawczego i traktującego „partnersko” aparatczyków z PZPR nurtu opozycji w PRL, taki program był „politycznym ekstremizmem”. Według Anny Walentynowicz „KOR, a głównie Jacek Kuroń nie pozwalał zakładać WZZ, bo chciał mieć monopol na opozycję”. Program polityczny Kuronia-Michnika pozostawał tajny wobec najbliższych ich współpracowników z KOR (KOR-Niepodległościowy, czyli Macierewicz, Naimski, Rybicki) i WZZ, ale był od zawsze znany władzom PRL.  Wspólny program miały: PZPR, KOR-lewica i "eksperci", a owe „sojusze” uzyskały swój publiczny wyraz w politycznej woli współpracy w AD 1989 i zrealizowały się „owocnie” w obradach okrągłego stołu… W „WZZW” obowiązywał szacunek dla prostych ludzi, a także pewność, że to właśnie robotnicy są najbardziej antykomunistyczni, że nastawieni są najbardziej radykalnie w roszczeniach wobec realizacji swych ludzkich praw, że najdotkliwiej przeżywają brak wolności. To najbardziej odróżniało działaczy „WZZW” od innych środowisk opozycyjnych. „WZZW” wydawały biuletyn "Robotnik Wybrzeża", którego ukazało się kilka numerów. Pierwszy numer ukazał się 1 sierpnia 1978 roku. Znalazło się w nim przesłanie WZZW, w którym czytamy: „Nasza działalność jest legalna i zgodna z prawem. Każdy człowiek ma naturalne prawo do obrony, do sprawiedliwości i do godnego życia - gwarantuje nam to Konstytucja PRL oraz międzynarodowe konwencje i umowy dotyczące praw ludzkich i obywatelskich. Działalność związkowa jest pod szczególną ochroną prawną”. W strukturach WZZ działali ludzie, którzy w sierpniu 1980 roku organizowali strajki w Stoczni Gdańskiej, a byli to: Bogdan Felski, Lech Kaczyński, Mieczysłąw Klamro, Henryk Matysik, Maciej Miatkowski, Mariusz Muskat, Leon Stobiecki. Osoby należące do WZZW tworzyły, po podpisaniu Porozumień Gdańskich 31 sierpnia 1980 roku, struktury organizacyjne NSZZ "Solidarność", a samą nazwę związku niezależnego od reżimu komunistycznego PRL i opartego na współpracy wszystkich grup pracowniczych wymyślił i spoipularyzował Krzysztof Wyszkowski. Jest to wyraz najbardziej nośnej, porywającej emocjonalnie i skutecznej w działaniu idei współpracy, współodpowiedzialności i współtworzenia kształtu prawdziwej ojczyzny, Rodziny Solidarnych Ludzi…  „WZZW”, a później MKS, stały się prawdziwym liderem w narodowym zrywie ku wolności, uwieńczonym powstaniem "Solidarności", jako ogólnospołecznej organizacji Polaków potrafiących z podniesionym czołem zabiegać o wolność przekonań i godność pracy. Wielki Strajk Solidarnościowy, odbyty wbrew woli służb PRL i zakończony sukcesem "Sierpnia ’80" nie był tylko spontanicznym fenomenem, a dojrzałym objawem długiego procesu uczenia się walki i zwyciężania przez całe społeczeństwo Wybrzeża po doświadczeniach Grudnia ’70, a także powiewu ducha wolności po papieskiej pielgrzymce i „pracy u podstaw „WZZW”. Idea wolnej Polski, solidarnej walki o godność pracy robotników i inteligencji, a także wstręt do wszelkiej współpracy z komunistycznymi aparatczykami narodziły się w Gdańsku, w gronie przyjaciół z „WZZW”, pamietajmy o tym…

 

Lechu, czyli Lech Wałęsa- Urodził w 1943 roku. Jest absolwentem Zasadniczej Szkoły Zawodowej w Lipnie (woj. Kujawsko-Pomorskie). W latach 1967-76, 1980-81 i 1983-1989 pracuje jako elektryk w Stoczni Gdańskiej. Przerwy w ciągłości jego pracy spowodowane były dyscyplinarnymi zwolnieniami za nielegalną działalność związkową. W grudniu 1970 roku członek Komitetu Strajkowego. Po zdławieniu strajku aresztowany, przesłuchiwany i zmuszony do podpisania dokumentu współpracy z SB. Bez zgody oficera prowadzącego zrywa współpracę z SB i w 1978 roku. Był członkiem komitetu założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. W sierpniu 1980 roku jest współorganizatorem strajku w Stoczni Gdańskiej, gdzie dociera: przeskakując płot (wersja mitologiczna), wchodzi przez otwartą bramę z innymi stoczniowcami (wersja realna) lub zostaje dowieziony milicyjną motorówką (scenariusz spiskowy), czego historycznie nie sposób jednoznacznie rozstrzygnąć. Jest to smutny fakt, bowiem postać wiele znacząca w historii Polski i mająca znakomite notowania na forum międzynarodowym, otoczona jest aurą niedomówień i spraw niewyjaśnionych, co realnie umniejsza jej rangę... Wałęsa następnie zostaje przewodniczącym Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego i w dniu 16 sierpnia, po dogadaniu się w kwestiach ekonomicznych, kończy strajk w Stoczni Gdańskiej. Nie z jego inicjatywy, ale pod jego uzgodnionym patronatem, po chwilowym kryzysie i w obliczy widma załamania oporu, zawiązuje się w Stoczni strajk solidarnościowy, zakończony robotniczym sukcesem. Wałęsa w dniu 31 sierpnia 1980 podpisuje (odpustowym długopisem z Polskim Papieżem) porozumienia z przedstawicielem komunistycznego rządu PRL, Jagielskim. Zyskuje społeczny aplauz jako “trybun ludowy”. Następnie współzałożyciel i przewodniczący NSZZ “Solidarność” w latach 1980 - 1981. Prowadził politykę zachowawczą wobec komunistycznych władz PRL i zwalczał wszelkimi sposobami swych merytorycznie lepszych i oddanych robotniczej i polskiej sprawie rywali np. Andrzeja Gwiazdę. W stanie wojennym internowany i osadzony w Arłamowie (ośrodek wypoczynkowy PZPR) od grudnia 1981 do listopada 1982 roku. Po zwolnieniu kontynuował działalność polityczną i związkową. W 1983 roku otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla (dlaczego nie zdławiony siłą ruch społeczny „Solidarność”, zapytać należy), co wywołało nowy wzrost zainteresowania światowej opinii publicznej jego osobą i sprawą Polski. W latach 1987-90 przewodniczący Krajowej Komisji Wykonawczej NSZZ “Solidarność”, co było równoznaczne z wyselekcjonowaniem kadry “Drugiej Solidarności”. Podczas rozmów z gen. Kiszczakiem 31 sierpnia 1988 roku, za cenę wygaszenia strajków, wynegocjował przyszłe rozmowy Okrągłego Stołu. Kulisy procesów historycznych, które na naszych oczach jeszcze nie doczekały się ostatecznej weryfikacji, w przyszłości ujawnione (oby!) odpowiedzą, czy był to akt zdrady etosu “Solidarności” i narodowych nadziei, czy słuszna strategia polityczna. Jednak już teraz, kierując się ewangeliczną zasadą czytania zjawisk: “po owocach ich poznacie”, można z dużym prawdopodobieństwem dokonać właściwej oceny decyzji Przewodniczącego... W 1989 roku Wałęsa był aktywnym leaderem obozu solidarnościowego i współtwórcą porozumień Okrągłego Stołu, czyli przekazania władzy opozycji za cenę uwłaszczenia nomenklatury PZPR-owskiej i gwarancji jej bezkarności w nowym układzie politycznym, oraz zakulisowych, politycznych wpływów dla funkcjonariuszy byłych służb specjalnych w strukturach władzy i mediach III RP. W latach 1990-1995, po wygraniu wyborów z “człowiekiem z nikąd”, Stanem Tymińskim, był prezydentem III RP. Zasłynął tym, iż w czerwcu 1992 roku rozwiązał rząd Jana Olszewskiego, po ujawnieniu przez ministra Macierewicza listy tajnych agentów SB, gdzie figurował jako TW “Bolek”. W listopadzie 1995 roku przegrał wyścig wyborczy o prezydenturę z Kwaśniewskim różnicą 250 tys. głosów. Rozgoryczony porażką “obraża się” na niewdzięczny elektorat, ale już w 1998 roku został przewodniczącym Chrześcijańskiej Demokracji III RP. W wyborach prezydenckich w 2000 r. uzyskał niewiele ponad 1% poparcia, co było jednoznaczne z zakończeniem oficjalnej działalności politycznej. Otrzymał wiele międzynarodowych nagród, między innymi doktoratów honoris causa licznych uniwersytetów. W dniu 16 listopada 2005 roku decyzją Instytutu Pamięci Narodowej uzyskał status pokrzywdzonego przez służby bezpieczeństwa PRL i zapowiedział walkę na drodze sądowej z wszystkimi osobami oskarżającymi go o działalność agenturalną. Jego sylwetka psychiczna i sposób bycia, intelektualna wartość wypowiedzi, jako osoby publicznej i kariera polityczna jest dla wielu kontrowersyjna, a precyzyjniej, jawnie megalomańska, groteskowa, pozbawiona samokrytycyzmu i konsekwencji w lansowanym wizerunku negatywna, na dodatek uwikłana w zakulisowe układy ze specsłużbami, ale dla opinii publicznej świata jest “charyzmatycznym wodzem polskiej, bezkrwawej rewolucji”. Jest „żywym mitem”, ale pod pancerzem mitu kryje się i buzuje ludzki dramat. Bardzo łatwo przekreślić człowieka, widzieć go tylko od jednej, „jesiennej strony”, nie brać pod uwagą całej gamy rozterek, cierpień, upokorzeń i wstydu po kompromisach”. Zatem, nie znając „całej prawdy” o Lechu, nie osądzajmy go jednoznacznie, o tak! "Niezależnie od dzisiejszych kalkulacji i ceny jaką przyszło zapłacić, przez ostatnie 25 lat zamknęliśmy epokę podziałów, wrogów i granic" – powiedział Wałęsa podczas obchodów 25-lecia powstania “Solidarności” w Gdańsku. Ale czy gorzka cena jest warta miernych owoców? Na pewno “Lechu” nie powiedział jeszcze ostatniego słowa na forum publicznym, ale także na jego temat nie powiedziano jeszcze wszystkiego, choć coraz więcej dokumentów (nie zniszczonych w czasie wypożyczenia przez Wałęsę jego teczki w okresie prezydentury od min. Milczanowskiego) wskazuje personalnie, kim był TW „Bolek”. Nie znamy jeszcze prawdy o “przewodniej roli Wałęsy” w tworzeniu mechanizmów przemian ustrojowych PRL w III RP, ale prawda zapewne różna jest znacznie od mitu. Zapewne tylko na razie “reszta jest milczeniem”...

 

Sprawa pułkownika Kuklińskiego - ęłęóRyszard Jerzy Kukliński urodzony 13 czerwca 1930 roku w Warszawie, zmarł 11 lutego 2004 roku w Tampa na Florydzie, pochowany na warszawskich Powązkach, pułkownik LWP, zastępca szefa Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego WP, który zdecydował się na współpracę wywiadowczą z CIA (pseudonim Jack Strong) na rzecz NATO. Za zasługi w rozszyfrowaniu sowieckiej strategii wojennej otrzymał także stopień pułkownika US Army. Przez sądownictwo PRL skazany na śmierć za zdradę państwa. Wychowywał się w rodzinie robotniczej o tradycjach katolickich i socjalistycznych. W wieku 17 lat wstąpił do LWP. Trzy lata później ukończył szkołę oficerską. Jako zdolny teoretyk sztuki wojennej szybko piął się po szczeblach kariery i zaczął pracować jako oficer sztabowy. Przypadła mu także w udziale niezbyt chwalebna misja, bowiem przygotowywał plany inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. W latach 1967 – 1968 wydelegowany do pracy w Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru Układów Genewskich dotyczących wojny w Wietnamie, gdzie, wedle prawdopodobieństwa, nawiązał kontakt i współpracę z CIA. Wyszedł z projektem zawiązania w LWP spisku przeciw Związkowi Sowieckiemu, jednak doradcy CIA odwiedli go od tego ryzykownego i z góry skazanego na niepowodzenie przedsięwzięcia. Wybrano wariant mniej ryzykowny, ale jakże pożyteczny, a więc przekazywanie informacji mogących zaszkodzić machinie wojennej Związku Sowieckiego. W ramach tego planu w latach 1971 - 1981 Ryszard Kukliński miał przekazać na Zachód ponad 40 tys. stron najbardziej tajnych dokumentów dotyczących wojennych planów ZSRR, a więc użycia broni nuklearnej, rozmieszczenia radzieckich jednostek przeciwlotniczych na terenach Polski i NRD, danych technicznych sowieckich broni nowej generacji, w tym czołgu T-72 i rakiet “Strzała 2”, metod stosowanych przez sowietów w celu uniknięcia namierzenia ich obiektów militarnych przez satelity szpiegowskie, planów wprowadzenia stanu wojennego w Polsce i wielu innych cennych informacji osłabiających “moc obronną” Układu Warszawskiego. Wielu historyków ocenia, że ujawniając wojskowe plany Amerykanom, płk Kukliński udaremnił radziecką interwencję w Polsce w grudniu 1980 roku, co można interpretować także, iż pośrednio zapobiegł wybuchowi III wojny światowej. W przypadku takiej wojny Polska miała być, zgodnie z planami wojennymi opracowanymi w ramach Układu Warszawskiego, korytarzem przerzutowym wojsk radzieckich na front w Europie Zachodniej, co automatycznie czyniło ją, zgodnie z planami kampanii obronnej NATO, celem zmasowanych uderzeń nuklearnych, służących przerwaniu linii komunikacyjnych nieprzyjaciela. Niestety, komunistyczni generałowie i część, ogłupionego propagandowo w czasach PRL polskiego społeczeństwa, uważa, że złamał on przysięgę wojskową, którą złożył dobrowolnie, zostając zawodowym oficerem LWP. W większości przypadków ci sami ludzie widzą w gen. Jaruzelskim, autorze stanu wojennego, wyręczającego sowietów w ryzykownej awanturze międzynarodowej, “zbawcę narodu” i współczesnego Wallenroda. Przyznać należy, że upadek realnego komunizmu nie oznacza likwidacji jego skutków w świadomości społecznej, co owocuje żałosną ślepotą na oczywiste fakty... Zaś obrońcy postawy pułkownika Kuklińskiego uważają, że przysięga ta nie była wyrazem wolnego wyboru Kuklińskiego, lecz przymusem sytuacyjnym, a także była jedyną drogą do ścisłych tajemnic wojennych sowietów, zaś składana była, nie obrońcom sprawy polskiej, ale zdrajcom na żołdzie sowieckim, a symbolika munduru i wojskowego honoru w tym przypadku jest tylko sentymentalną atrapą i tanim chwytem propagandowym. Bowiem ówczesne władze PRL były sojusznikiem okupanta sowieckiego i wrogiem Polski, a w związku z tym postępowanie Kuklińskiego było wypełnieniem ducha obowiązku, a nie komunistycznie spreparowanej litery przysięgi, a także działaniem zgodnym z nakazami patriotyzmu i dla dobra polskiej racji stanu. W oczywisty sposób nie zgadzają się z tym ci, w których rozumieniu “psi patriotyzm” polega na służeniu aktualnym władzom kraju bez względu na opcję polityczną, ale są to ludzie bez godności, wyobraźni i mechanicznie dyspozycyjni, a więc ich zdanie nie jest warte uwagi. Nazywając rzeczy po imieniu, pułkownik Kukliński zdradził komunizm, PRL i ZSRR, ale był wierny Polsce i ideałom wolności… Obiektywnie, więc Ryszard Kukliński, któremu w odwecie tajni agenci KGB zabili dwóch synów, a sam musiał mieszkać w ukryciu na terenie USA, jest współczesnym polskim bohaterem o randze zasług, której nie sposób nie docenić, a może jest nawet jednym z głównych, obok Papierza-Polaka, Jana Pawła II, autorów rozbicia systemu sowieckiego. O pośmiertny, symbolicznie nobilitujący awans pułkownika Ryszarda Kuklińskiego do rangi generała zwróciła się 18 lutego 2004 roku do prezydenta RP Kwaśniewskiego inicjatywa polityczna "Centrum" pod przewodnictwem Zbigniewa Religi. Petycja nie odniosła skutku, bowiem opcje polityczne i przeszłość aparatczyka PZPR kolidowały z duchem inicjatywy. Grób Pułkownika na warszawskich Powązkach jest nieustannie profanowany (a co z grobem Jaruzela, zdrajcy Polski?) przez “nieznanych sprawców”, czyli “moralnych kundli”, frustratów po PRL. W 2006 roku rada miejska Wrocławia podjęła większością głosów decyzję o nadaniu jego imienia jednemu z budowanych odcinków obwodnicy śródmiejskiej. 11 listopada 2006 roku w krakowskim Parku Jordana odsłonięto popiersie pułkownika Kuklińskiego... Przyjdzie czas, że osoba i działalność Ryszarda Kuklińskiego doczeka się obiektywnych, godnych dzieła życia tego człowieka analiz historycznych i stosownych, do ich niewątpliwie pozytywnego wydźwięku, oznak prestiżu i szacunku społecznego. Bowiem aktualny stan rzeczy, to zbiorowa kompromitacja świadomości historycznej Polaków, mentalne skundlenie, których wizytówką “politycznej głupoty” jest dwukrotne wybranie na stolec prezydencki byłego prominenta PZPR, cwaniaka i człowieka skorumpowanego, uwikłanego w szereg afer, Kwaśniewskiego i emocje związane „Gwiazdami tańczącymi na lodzie” i hipnotyczne wpatrzenie w życie bohaterów sitkomów. Jednak dużo dobrego na rzecz upublicznienia postaci i pokazania bohaterstwa pułkownika Kuklińskiego zrobił nakręcony w 2013 roku film autorstwa Pasikowskiego, reżysera pamiętnych "Psów" pt. "Jack Strong", dobry, emocjonujący i prawdziwy obraz o dramkacie polskiego bohatera naszych czasów.

 

Tragedia górników kopalni “Wujek” – Pacyfikacja przez ZOMO i wojskowe czołgi KWK “Wujek” w Katowicach była najbardziej krwawym i tragicznym w skutkach aktem przemocy władz PRL podczas stanu wojennego. W dni 14 grudnia 1981 górnicy “Wujka” ogłosili strajk okupacyjny i wysunęli trzy postulaty: uwolnić Ludwiczaka, szefa komisji zakładowej “Solidarności”, odwołać stan wojenny i respektować porozumienia jastrzębskie. Jednak 16 grudnia roku doszło do masakry strajkujących i czynnie broniących kopalni górników. W czasie brutalnej pacyfikacji siłami milicji i wojska w wyniku oddanych z premedytacją strzałów specjalnego oddziału ZOMO zginęło 9 górników, a 21 zostało rannych. W dniach 19 - 22 grudnia SB aresztowało siedem osób, które zostały oskarżone o organizowanie i kierowanie strajkiem w “Wujku”. W dniu  9 lutego "ręcznie sterowany" sąd śląskiego Okręgu Wojskowego ogłosił wyrok na przywódców górniczego strajku w KWK “Wujek”. Trzech przywódców otrzymało wyroki od 4 do 3 lat, zaś cztery osoby uniewinniono. Jeszcze 20 stycznia Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach umorzyła śledztwo w sprawie śmierci 9 górników z “Wujka”. Zdaniem jej “świadomych ideologicznie” jurystów, członkowie plutonu specjalnego działali w "warunkach obrony koniecznej" i użyli broni zgodnie z przepisami. A oto raport MSW na temat masakry w “Wujku”: “17-osobowy pluton specjalny, dowodzony przez chor. Romana Cieślaka, otrzymał przed akcją broń z ostrą amunicją. To właśnie ten oddział wchodzący w skład zwartej tyraliery funkcjonariuszy MO, liczącej dwustu ludzi, posuwał się krok za krokiem za czołgiem, torującym drogę w murze. W ten sposób tyraliera dotarła do placyku koło wagi. Czołg cofnął się nieco i ZOMO-wcy znaleźli się nagle w bezpośredniej bliskości górników. Leciały w stronę atakujących cegły, kamienie, żelazne nakrętki. Od uderzeń ciężkich przedmiotów pękały tarcze i hełmy. Nacierającym zaczęła grozić klęska - górnicy w tym miejscu przeważali liczbą. Strzelano krótkimi seriami. Po dwa, trzy strzały, nawet pojedyncze. A więc tak, jakby celowano do konkretnych ludzi, a nie w obronie własnej, przed nacierającym tłumem. Strzały padały z odległości najwyżej trzydziestu metrów”. Na podstawie tragicznych wydarzeń w “Wujku” z grudnia 1981 roku reżyser Kazimierz Kutz nakręcił znakomity, przejmujący film "Śmierć jak kromka chleba". Podczas kręcenia filmu doszło do tragedii. Od feralnego uderzenia strumieniem wody z “konewki” (polewaczki do rozpędzania demonstrantów) uległ śmiertelnym obrażeniom 13-letni statysta filmowy... Naqleży przypomieć, że od 1991 do 2003 roku odbywały się kolejne procesy przeciw sprawcom i "kierownictwu odpowiedzialnym" za tragedię “Wujka”, które nie dały jednoznacznej odpowiedzi, kto był winny śmierci górników. Jeden z ławników złożył tu zdanie odrębne. Jest jednak nadzieja, że materiały dostarczone przez IPN i zeznania “taternika”, Leszka Jaworskiego (instruktora szkolącego ZOMO w warunkach górskich, informatora “Solidarności”) doprowadzą do jasności dowodowej i sprawiedliwego osądzenia winnych tragedii “Wujka”, w tym osoby z “wierchuszki” władzy PRL, czyli Jaruzelskiego (już nie, odszedł, jak mówią, przed "Najwyższy Trybunał") i Kiszczaka, bo nic, bez ich wiedzy i przyzwolenia, nie mogło się odbyć w totalitarnym państwie, zwłaszcza w stanie wojennym ich autorstwa, to jasne jak słońce!

 

Jesień Ludów– Następstwo polityki planowego złagodzenia wpływów sowieckich w państwach bloku komunistycznego i przemian politycznych w PRL i na Węgrzech, gdzie rozmowy rządu z opozycją już latem 1989 roku doprowadziły do zmiany konstytucji kraju w październiku tegoż roku. „Jesień Ludów” rozpoczęła „aksamitna rewolucja” w Czechosłowacji, a w konsekwencji bezkrwawy rozpad Czechosłowacji na Czechy i Słowację, następnie doszło do obalenia Muru Berlińskiego i zjednoczenia Niemiec, a zakończyła ją dramatyczna, krwawa rewolucja w Rumunii. Także konsekwencją tego zjawiska „demontażu systemu sowieckiego” były ruchy wyzwoleńcze w Państwach Bałtyckich i rozpad Jugosławii, długi i krwawy. Scenariusz tego „spontanicznego procesu historycznego” opracowany został podczas spotkania Reagana i Gorbaczowa w Rejkjaviku na Islandii w 1985 roku, gdzie obydwaj przywódcy supermocarstw uzgodnili sposób „ewakuacji Związku Sowieckiego z Europy Środkowej”. Co było podstawową przyczyną tego niespodziewanego zwrotu światowej polityki, do końca dziś nie wiemy, bo wiele przyczyn nieznanych „śpi” jeszcze w sejfach archiwów, ale na pewno jedną z istotnych przyczyn byłą naturalna atrofia absurdalnego systemu sowieckiego, ale też jej znaczne przyśpieszenie spowodowane  konsekwencjami wyboru Karola Wojtyły na papieża JP II w 1978 roku, co było zarzewiem przebudzenia dumy narodowej i nastrojów rewolucyjnych w Polsce, która nie chciała być niesuwerennym PRL i dała temu wyraz w bezkrwawej rewolucji „Solidarności” w latach 1980 – 1981. Walka o wolność, godność pracy, niezależny głos obywatelski, sprawiedliwy podział dochody narodowego spowodowały wstrząs ideowy, który dotkliwie naruszył fundament sowieckiego bloku i doprowadził, może nie w tempie rewolucyjnym, do jego upadku. Ale proces ewakuacji „szczurów-aparatczyków i SBków z tonącego statku komunizmu” został przeprowadzony po mistrzowsku i w porozumieniu z innym „kontrolerem światowego kołchozu”, czyli USA. Do tego osobliwego tanga trzeba było trojga, a więc wykreowany został trzeci partner, konstruktywna opozycja w PRL, która pod fałszywym sztandarem „Solidarności” wcieliła w życie cyniczny plan możnych tego świata, jako sprzedajny, groteskowy, pompatyczny „etosowo” wasal. Cały spektakl, który potem nastąpił, był „kontrolowaną reakcją jądrową” w reaktorze politycznego scenariusza i z „paliwem jądrowym”, gniewnych, ale stumanionych „mas ludowych”. Jest to jeden z największych tryumfów socjotechniki nad krytyczną świadomością ludzką w wieku XX… Zaś sprawy toczyły się tak.  Już w roku następnym, AD 1986 na spotkaniu w Waszyngtonie, ci sami „reżyserzy historii” postawili kropkę nad „i” ustalając szczegóły „obalenia komunizmu” i „demokratyzacji” Europy Wschodniej. Nawet rozstrzelanie „Słońca Karpat”, prezydenta Rumunii Ceaucescu z małżonką (nie przez żywioł ludowy, a funkcjonariuszy „Securitate”), mieściło się w tym scenariuszu, bowiem Gorbaczow, karcąc go za „flirty” z Chinami i Izraelem, oraz liczne afronty, czyli ewidentny „brak szacunku do Centrali”, mógł pominąć Ceaucescu na liście „ocalonych, oddanych kolaborantów”, a także dla wzmożenia efektu spontaniczności, bo co to za rewolucja bez chociażby jednego zgładzonego z „woli ludu” tyrana? Zatem, to na tym szczeblu ustalono kierunki i siłę, z jaką zadął „wiatr historii” w ramach „Jesieni Ludów”. Wynika stąd, że wiedza o zakulisowych aktach kreujących historią jest „przepustką do rzeczywistości”, zaś prawdziwą naiwnością jest obawianie się „druzgocącego” epitetu nagminnie serwowanego przez producentów „faktów medialnych”, że jest się wyznawcą „spiskowej teorii dziejów”. T wręcz odwrotnie, nie gabinetowe enuncjacje, ale zakulisowe istalenia kreują scenę polityczną świata, ot co! Jednak wmawianie „szerokim masom ludowym” teorii o „spontanicznych przemianach rewolucyjnych”, czy „naturalnym procesie biegu historii” jest oczywistym „spiskiem przeciw zdrowemu rozsądkowi”, zwyczajnym kłamstwem. Kłamców trzeba zatem demskować i wskazywać palcem. Być może, to niepopularne stanowisko, ale warto nazywać sprawy po imieniu poprzez analogię. Dlatego posażną w synekury państwowe i bankowe, malwersującą majątek narodowy, kontrolującą media i uzbrojoną w teczki resortowe dla „szantażu konkurencji”, ową „trzymającą władzę w III RP” drużynę strażników „słuszności politycznej”, porównać można do okupacyjnych volksdeutsch’ów, donosicieli, szmalcowników i wszelkiej maści kolaborantów, którzy koniunkturalnie gardzili oznakami patriotyzmu, a pomaganie Żydom w czasie okupacji uznawali za głupotę, zaś bycie partyzantem AK i strzelanie do bandyty w mundurze, Kutchery, nazywali „działalnością terrorystyczną”. To były dwie postawy skrajne - upodlenie i szlachetny sprzeciw, zaś dominowała trzecia, najliczniejsza – wycofanie, obojętność, egoizm i „urządzenie się” w ciężkich czasach. Czy nie widać dzisiaj analogii. A zatem, która z tych „postaw ekstremalnych” jest godna i sprawiedliwa, a która nędzna i nikczemna, co? Wybór w tej kwestii należy do Państwa!

 

Polityczna poprawność –Pojęcie z okresu transformacji ustrojowej w 1989 roku, stosowane do dziś w mediach lansujących „jedyną słuszność” porozumień okrągłego stołu, a dotyczące lansowanej przez “koncesjonowaną opozycję” teorii o konieczności kolejnej wersji “dogadania się jak Polak z Polakiem”, jak kto woli “jedynej racjonalnej politycznie drogi demontażu komunizmu”, czyli porozumienia przy okrągłym stole i oddania władzy przez komunistów dobrowolnie, na mocy zakulisowych układów, których macki sięgały Kremla i Białego Domu. Fakt, że obyło się bez “rozlewu krwi”, ale za cenę rozgrzeszenia aparatczyków z haniebnej i niejednokrotnie przestępczej przeszłości, z gwarancją “lojalności” wobec komunistycznych partnerów porozumienia ze strony nowej władzy z „etykietą solidarnościową”, niejednokrotnie spoufalonych towarzysko i trunkowo, do dziś traktowany jest, jako sukces idei kompromisu i zdrowego rozsądku na „polskim warcholstwem i awanturnictwem”. Poprawność polityczna jest, więc strategią dezinformacji, chroniącą nieprawości towarzyszące transformacji ustrojowej w Polsce, budująca ich fałszywą i antyspołeczną wersję, a także zacierającą wszelkie patologie kompromitujące scenę polityczną III RP i towarzyszące procesom prywatyzacyjnym prowadzonym przez wszystkie ekipy rządzące po 1989 roku, a także karygodną niesprawiedliwość społeczną, czyli wysokie emerytury dla SB-ków i aparatczyków PZPR, synekury w agencjach ochrony i windykacji dla oficerów SB (często pospolitych przestępców), zaś zwyczajną biedę materialną wielu ideowych działaczy “Solidarności” i ofiar reżimu komunistycznego w PRL. Zatem poprawność polityczna, to pojęcie cyniczne i pozbawione merytorycznego sensu, bowiem negatywna postawa, godna pogardy strategia maskowania oczywistego zła, nosi miano powszechnie rozumiane, jako pozytywne. Jest to jedno z wielu pojęć o zatartym znaczeniu pierwotnym, czyli pozbawionych sensu informacyjnego, których „produkcją intelektualną” zajmowała się przez lata gorliwie i skutecznie „Gazeta Wyborcza”, prawdziwy organ orędowników i krzewicieli „politycznej poprawności”…

 

Wybory kontraktowe - Pierwsze konkurencyjne wybory od 1947 roku odbyły się w PRL 4 czerwca 2989 roku. Czy  były to wybory przełomowe w powojennej historii Polski, zapewne tak, ale nie do końca. Już sam fakt, że były wynikiem obrad okrągłego stołu nie pozwala o nich myśleć, jako o sukcesie opozycji. Przy okrągłym stole opozycja dowiedziała się od dobrze zorganizowanej ekipy „reformatorów z PZPR” jaki jest jej miejsce w szeregu i że nie zrobi nic, na co nie da debitu duet sowieckich agentów: Jaruzelski&Kiszczak. Wybory te miały, więc, tylko symboliczny, emocjonalny wymiar dla obywateli PRL, którzy mogli z entuzjazmem wykosić całą ekipę PZPR. Oficjalnie mówi się o nich, że: „naród polski za pomocą kartki wyborczej walnie przyczynił się do zmiany ustroju w Polsce”. Wyniki wyborów świadczyły dobitnie o odrzuceniu Partii rządzącej. Należy przypomnieć, że  ekipa "Solidarności" sfotografowana z Wałęsą, a więc „poprawna politycznie”, objęła 99 miejsc na 100 możliwych do zdobycia w Senacie (tu wybory były całkowicie wolne) i 161 na 162 przyznanych miejsc w Sejmie. Cieszyło także obywateli to wydarzenie, że 4 czerwca przepadła niemal cała "lista krajowa", na której byli umieszczeni najważniejsi aparatczycy PZPR. Można także skonstatować, że w skutek tej „czystki” największy klub w Sejmie był od początku „osłabiony kadrowo” i został zepchnięty do roli statysty, bowiem nie miał w swych szeregach „ideologicznych lokomotyw”. Pamiętajmy jednak, że proporcja w wyborach nie była taka, jak propagandowo przedstawiano: 30% władzy dla „Solidarności”, ale 60% władzy zachowuje komuna i ona kontroluje dalsze wypadki. Następstwem wyborów czerwcowych i wyniku sił w sejmie był wybór gen. Jaruzelskiego na Prezydenta PRL, wedle (nie)sławnej „recepty” Michnika: „nasz premier, wasz prezydent. Następnie premier "pierwszego niekomunistycznego" rządu sam, bez nacisków ze strony komunistów, „kurtuazyjnie” zadeklarował "grubą kreskę" i wziął do swego rządu dwóch generałów wprowadzających stan wojenny na dwa kluczowe stołki ministerialne: MSW – Kiszczak i MON - Siwicki. Pozostawali w rządzie do maja 1990, czyli przez 5 mies. po rozwiązaniu PZPR, gorliwie patronując plądrowaniu archiwów SB i WSI, a także paleniu niewygodnych teczek. Leszek Balcerowicz wprowadził zaś „gospodarkę rynkową”, tylko dziwnie zapomniał o potrzebie przekształceń własnościowych, a na skutek rocznego zamrożenia kursu dolara wyprowadził z Polski 17 mld. dolarów, co było przestępstwem wobec polskiej racji stanu! Cała „poprawna politycznie” ekipa solidarnościowa zapomniała o swym etosie, projekcie Rzeczpospolitej Samorządnej, potrzebie ochrony pracowników przed kapitalistycznymi pracodawcami i najuboższych warstw społeczeństwa przed negatywnymi skutkami transformacji. Tak, więc wybory kontraktowe z  4 czerwca 1989 można wpisać, ale nie w „długą tradycję chwalebnych osiągnięć”, ale polskich zwycięstw symbolicznych i pyrrusowych, tak.

                                                                *

AntoniK

Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka