Dziś, 4 czerwca 2015 roku, mija kolejna, 26-ta rocznica masakry studentów chińskich w ich miasteczku namiotowym (chińskim majdanie) na placu Tiananmen (Niebiańskiego Spokoju) w Pekinie. Do dnia dzisiejszego w Chinach, państwie organizującym olimpiady i okupującym Tybet, a „świat wiedzący jest milczący”, nadal więzieni są organizatorzy i uczestnicy tego protestu, a publiczna debata na temat owych wydarzeń jest przez władzę tłumiona. Rodziny i przyjaciele zabitych i uwięzionych podczas protestu na placu Tiananmen starają się, aby prawda wreszcie wyszła na jaw, a sprawcy masakry zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Spotykają ich za to szykany i więzienia, jak to w Chinach, tradycyjnie. Internet i szkolne podręczniki historii na temat masakry sprzed 26 lat głucho milczą, bowiem to „zakazana tragedia”.
Kiedy 17 kwietnia 1989 roku na placu Niebiańskiego Spokoju rozpoczął się studencki wiec, który przerodził się w strajk okupacyjny, modny teraz nazewniczo „majdan”, nikt nie przypuszczał, że jego koniec będzie tak tragiczny i pochłonie życie tysięcy młodych ludzi pragnących żyć w wolności i godności. Musimy przypomnieć sobie, że protestujący praktycznie nie wysuwali żadnych haseł bezpośrednio „godzących” w system i władzę Komunistycznej Partii Chin (KPCh). Nie chcieli, podobnie jak Stoczniowcy w Gdańsku podczas Sierpnia ’80, obalenia systemu komunistycznego, ale jego reformy. Domagali się jedynie złagodzenia represji i walki z korupcją.
Trwająca w Europie Środkowej tzw. transformacja ustrojowa (de facto uwłaszczanie aparatczyków i korumpowanie opozycji) dawała chińskim studentom, bowiem nie był to strajk powszechny, ale jedynie „grupowy”, większe nadzieje na zmiany w ich kraju. Liczono także na rychła śmierć wiekowego przywódcy ówczesnych Chin - Denga Xiaopinga i na oczekiwane reformy. Jednak psychopatyczny „Rzeźnik z Tiananmen” - Deng przeżył jeszcze osiem lat i udanie „zakonserwował” system.
Był jednak moment, kiedy wydało się, że jest szansa na porozumienie władzy ze studentami, rozwiązanie pokojowe, bowiem ówczesny sekretarz generalny KPCh - Zhao Ziyang był gotów do rozmów ze strajkującymi studentami. W partii komunistycznej, która zazwyczaj składa się z frakcji „betonu” i „reformatorów”, zwyciężyła opcja siłowego rozwiązania „kwestii studenckiej”, popierana przez najbardziej twardogłowych polityków - premiera Li Penga i „wielkiego dyrygenta” Deng Xiaopinga. To Deng, niedawny reformator polityczny i autor „specjalnych stref gospodarczych”, czyli enklaw kapitalistycznych (W marcu 1978 roku Deng został wybrany przewodniczącym Ludowej Demokratycznej Komisji Konsultatywnej Chin), teraz potępił protest studencki jako „antysocjalistyczny” i wskazał na Polskę, jako przykład tego, że "ustępstwa wiodą do dalszych ustępstw"…
Konsekwencją tego była masakra na Placu Niebiańskiego Spokoju (o ironio losu!), nierozliczona zbrodnia, kładąca cień (obok okupowanego i represjonowanego Tybetu) na wszelkie „demokratyczne i pokojowe” propozycje współczesnych Chin. Kiedy w PRL sposobiono się do „kontraktowych wyborów” w Pekinie o 2.00 w nocy 4 czerwca 1989 roku na Plac Tiananmen wjechały czołgi i transportery opancerzone. W ciemnościach nocy, rozświetlanych reflektorami i serami z karabinów maszynowych, armia dokonywała masakry na bezbronnych, niczego nie spodziewających, w większości przypadków pogrążonych we śnie, chińskich studentach. Według oficjalnych, chińskich danych podczas protestów zginęło 241 osób, w tym także żołnierze, a siedem tysięcy osób zostało rannych. Jednak liczne organizacje praw człowieka szacują, że liczba zabitych sięgała ok. 5-10 tys. Aresztowano ponad 2,5 tys. strajkujących, a w następstwie procesów politycznych wydano na „wołających o wolność i reformy” studentów kilkanaście wyroków śmierci. Inicjator ustępstw wobec studentów – I sekretarz KPCH, Zhao Ziyang został zaraz po masakrze pozbawiony wszystkich stanowisk i osadzony w areszcie domowym, którego nie opuścił do śmierci w 2005 roku.
Od czasu masakry na Placu Niebiańskiego Spokoju do dziś, z całą bezwzględnością i cynizmem w Chinach niszczona jest jakakolwiek pamięć o masakrze na Placu Tiananmen. Niemożliwa, zabroniona i represjonowana jest wszelka dyskusja o tych „zakazanych wydarzeniach”. Według chińskiej władzy komunistycznej, hołdującej „kapitalistycznym odchyleniom” w gospodarce, w dalszym ciągu obowiązuje "sterowanie opinią publiczną" i budowanie "harmonijnego społeczeństwa". Ten plan „stabilizacyjny” wymaga prowadzenia „ideologicznej kontroli” sieci internetowej i cenzury wszelkich wystąpień i informacji niekorzystnych dla wizerunku Chin (zwłaszcza – Tybet i Tiananmen). Kierowany przez ministerstwo bezpieczeństwa publicznego system monitoringu sieci internetowej, sławetny projekt „Złota Tarcza” i wielka rzesza „czujnych ideologicznie” cenzorów „stoi na straży” wszelkich prób młodych ludzie próbujący w Internecie upowszechniać lub znajdować informacje na temat tragedii Tiananmen z 4 czerwca 1989 roku. Efekt jest taki, że współczesne społeczeństwo chińskie niewiele wie, a na pewno nie mówi o tej „zakazanej tragedii”, nawet obywatele Chin pracujący w Polsce, nie muszący się obawiać konsekwencji swych wypowiedzi, nic nie mówią na ten temat, tak wrósł nich strach przed „długimi rękami i czujnymi uszami” chińskiej bezpieki…
A w Chinach regularnie, co roku, gdy zbliża się rocznica masakry na Tiananmen 4 czerwca 1989 roku, rodziny ofiar poddawane są ścisłej kontroli i izolacji. Aby w tym okresie nie doszło do żadnych, nawet prowincjonalnych uroczystości upamiętniających masakrę studentów, wysyła się je na przymusowe "wakacje", albo na kilka dni zamyka w areszcie domowym. Przykładem niech będzie chińska uczona prof. Ding Zilin. W masakrze na Tiananmen został zastrzelony 17-letni syn Jielan – Jiang, za to, że krzyczał do maszerujących wojsk: "Nie używajcie siły wobec obywateli!". Prof. Ding, kiedyś członkini partii komunistycznej, to dziś symbol walki o pamięć o masakrze i jej ofiarach. Założyła stowarzyszenie rodzin ofiar masakry - "Matki Tiananmen", które wzywa komunistyczny rząd Chin, aby pozwolił rodzinom upamiętnić zamordowanych. Tak więc, spotyka się z rodzicami innych ofiar masakry, aby upamiętnić zmarłych i zaginionych, a także pomóc rodzicom pogodzić się ze stratą. Ding Zilin i jej mąż przygotowali wiarygodną listę ofiar masakry. Tak odnalazła sens swojego życia. Kiedy prof. Ding próbowała zbierać pieniądze wśród Chińczyków mieszkających za granicą, władze chińskie oskarżyły ją o przemyt i trafiła do więzienia…
Przypomnieć także wypada, że 30 marca 2008 roku grupa pisarzy i naukowców z Pekinu została aresztowana przez służbę bezpieczeństwa po opublikowaniu kilku artykułów na stronie internetowej "Matek Tiananmen". Wyrażali w nich poparcie dla postulatów organizacji i swoje opinie na temat „zakazanej tragedii”. Zatrzymany wtedy chiński pisarz i laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 2010 roku - Liu Xiaobo do dziś przebywa w więzieniu za "uprawianie działalności wywrotowej i podżeganie do obalenia ustroju państwowego". A co na to europejscy intelektualiści, zawsze schludni i czyści, ale moralnie pokalani, jak zwykł o nich mówić Lenin – pożyteczni idioci, tak…
Dziś o pamięć o masakrze na Tiananmen jej ofiarach upomina się młode pokolenie Chińczyków. Ostatnio grupa 11 chińskich studentów przebywających na uczelniach w USA, Wielkiej Brytanii i Australii wystosowała list-protest to władz chińskich, ale także do swoich rówieśników w kraju. Przez przeoczenie list dostępny był także na stronach wydawanego przez KPCh dziennika "Global Times" (!!!). Został jednak zdjęty po interwencji cenzury. Autorzy listu wyrażają opinię, że "kiedyś, w niedalekiej przyszłości" prawda na temat wydarzeń 4 czerwca 1989 roku ujrzy światło dziennie i ukarane zostaną osoby odpowiedzialne za masakrę. Oby ich marzenia stały się realne, bo to zapewne byłby symptom „odwilży” w Chinach, która na pewno zmniejszyłaby „pulę zła” dziejącego się we współczesnym świecie. Młodzi Chińczycy marzą o tym, aby żyć "w kraju wolnym od strachu, gdzie historia jest przywrócona i gdzie dokonuje się sprawiedliwość" i o tym piszą w tym liście. My także, solidarnie i dla wsparcia idei wolności, także się pod nim podpisujemy!
Gu Yi, jeden z twórców listu, zapytany przez dziennikarkę "China Real Time", dodatku dziennika "Wall Street Journal" poświęconego Chinom, dlaczego zdecydował się wziąć udział w tej inicjatywie, tak odpowiedział: - Wielu studentów, którzy po prostu spokojnie protestowali w Pekinie, zostało brutalnie zabitych w 1989 roku, a ta historia została przed nami ukryta. (…) Niektórych z nich uwięziono. Bliskim zabroniono publicznie opłakiwać straconych. Uważam wiec, że my, studenci przebywający za granicą i mający pełny dostęp do zablokowanych w Chinach informacji, dokumentów i sprawozdań, mamy obowiązek ujawnić tę historię naszym rodakom w kraju - powiedział Gu Yi, odważny student chiński, spadkobierca idei tych zmasakrowanych na Tiananmen…
A mi nasuwa się tu na myśl pewna analogia. Zbrodnia Katyńska była przez lata taką właśnie „zakazaną tragedią”, aż do gorbaczowskiego „ujawnienia” na Wawelu AD 1989. Była „zakazana” nawet przez rządy tzw. demokratycznych państw, a sowieci wymusili na aliantach, aby w Norymberdze autorstwo Mordu Katyńskiego z kwietnia 1940 roku przypisano Niemcom. Cóż za absurd! Jaki cynizm, ale taka jest właśnie „moralność polityki”, tak więc jako sprawiedliwy werdykt historii potraktujmy odprawienie na emeryturę Pana Komorowskiego, żałosnego Gajowego pnącego się na szogunowe krzesło, który wygłosił taką oto „historyczną mądrość”: "Pamiętamy i mamy w zasadzie jasny plan działania, związanego z potrzebą odbudowy, w narodowym wymiarze, pamięci o ofiarach czasów stalinowskich, o ofiarach, które były ofiarami właśnie tych Żołnierzy Wyklętych. My wiemy, że jest do wykonania ciężka praca, ale też czujemy, że wiele też udało się osiągnąć.” Niech te absurdalne i bezczelne słowa uprzytomnią nam i wszelkim szmatławcom politycznym, mentalnym kundlom, że Naród w dorzeczu Wisły może spać, popaść w letarg, ale do czasu, bowiem jak „stary niedźwiedź” – „jak się zbudzi, będzie zły!” i spuści w klozecie historii wszelkich zaprzańców, twórców „Polski istniejącej teoretycznie”. Oby jak najszybciej, najlepiej jesienią, przy pomocy kart wyborczych…
*
AntoniK
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka