Refleksje, o czyim to zwycięstwie wspomina świętowany w Polsce od maja br. Dzień Narodowego Zwycięstwa, ustanowiony po 70 latach pielęgnowania sowieckiego terminu 9 Maja, także w III RP, przez prezydenta tejże III RP, Pana Gajowego, pewnikiem w ramach kampanii wyborczej przeniesiony na dzień 8 Maja, czyli termin aliancki, zachodni. No więc czyje to zwycięstwo? Zapewne w Polsce podłości nad prawością i fałszu nad Prawdą! Poniżej duży tekst, może kiedyś rozszerzony, gorzka refleksja na temat widzenia zagadnienia Przegranej Polski w obozie zwycięzców" II WŚ.
*
Jako Naród i Państwo Polskie nie odnieśliśmy żadnego zwycięstwa, ani w sowieckim dniu 9 Maja 1945, ani alianckim 8 Maja, bowiem Sowieci przystąpili do okupacji i instalacji systemu komunistycznego w Polsce na mocy ustaleń Jałty 1945, a Alianci nas małodusznie i podle zdradzili. Zatem każdy termin zakończenia II WŚ był dla nas dniem klęski, nadaremnej ofiary i zapomnienia na forum światowym, ot co! Mało tego, od lata 1944 roku Polska pogrążona była w beznadziejnym, ale heroicznym i niezłomnym, a w obliczu spodziewanej III WŚ całkiem logicznym Narodowym Powstaniu Antykomunistycznym (używam tego określenia dla walki „żołnierzy niezłomnych” z aparatem komunistycznym i sowieckimi formacjami NKWD), a więc u nas lała się krew, więzienia wypełniali pochwyceni partyzanci, a inni jechali na Sybir, więc o jakim zwycięstwie tu mowa, chyba tyko kłamstwa nad prawdą historyczną! Polska była, bowiem wielkim przegranym II Wojny Światowej. Nie pomogą tu argumenty, że wystawiła, drugą po jugosłowiańskiej, armię podziemną w Europie, a także, iż w dniu zakończenia wojny polskie siły zbrojne na Zachodzie i u boku Sowietów, liczące ok. 500 tys. żołnierzy stanowiły czwartą, po sowieckiej, amerykańskiej i brytyjskiej (a przed francuską), siłę zbrojną na terytorium Europy. Pomimo tych faktów i wielkiego, niezaprzeczalnego wkładu polskiej krwi i bohaterstwa w pokonaniu nazistowskiej potęgi, nasze państwo zostało „sprzedane” przez sojuszników Stalinowi w Jałcie (1945), pozbawione możliwości stanowienia o swym losie politycznym, skazane na „nowotwór” ideologiczny komunizmu, pozbawione w drodze holokaustu Katynia, Powstania Warszawskiego i aresztowań AK-owców i żołnierzy NSZ elity inteligenckiej, ograbione z ok. 1/3 terytorium i „przesunięte” na mapie, a jego legalny, funkcjonujący w Londynie rząd haniebnie zdradzony przez Aliantów i skazany na publiczną niepamięć, zaś jego niepokorni obywatele poddani ludobójczemu terrorowi politycznemu, a także ograbione gospodarczo przez Sowietów i pozbawione możliwości korzystania z pomocy zagranicznej przy odbudowie zniszczeń wojennych (Plan Marschalla dla Europy Wschodniej), zaś pieniądze z tej pomocy w odbudowie zniszczeń wojennych przejęły Niemcy Zachodnie, co zaowocowało odbudową potęgi gospodarczej w kilka lat! Ten los, fatalny i niezasłużony z punktu widzenia sprawiedliwości dziejowej, stawia nas w szeregach, podobnie jak inne „wyzwolone” przez Sowietów Państwa Środkowoeuropejskie, wojennych przegranych i skazanych na polityczną zależność od totalitarnego, sowieckiego imperium na gorzkie i jałowe 45 lat! Przelana krew polskich żołnierzy obróciła się nie w radość tryumfu, lecz w niemoc i gorycz upokorzonego i pozbawionego tożsamości Narodu Polskiego. Nieumiejętność postrzegania tej smutnej prawdy jest, niestety, kalectwem umysłowym i ślepotą na fakty i na co dzień przeszkadza nam poszukiwać prawdziwych źródeł narodowej dumy i odrzucać fałszywe, spreparowane dla uzasadnienia spodlenia i zależności wobec sowietów, mity rodem z PRL...
W rzekomym dniu Zwycięstwa trwało Narodowe Powstanie antykomunistyczne, zbiorowy opór wszystkich patriotycznych sił podziemia zbrojnego, nie składającego broni, bowiem jeden okupant wycofywał się pod naporem drugiego, a hitlerowska okupacja zamieniała się w sowiecką, częstokroć gorszą i bardziej przeraźliwą, bowiem zakończyła się wojna w Europie, ale nie w Polsce. Zbrojny opór przeciwko komunistycznemu zniewoleniu stawiany w latach 1944 - 1963 przez polską partyzantkę antykomunistyczną już od dawna przez wielu historyków nazywany jest Narodowym Powstaniem Antykomunistycznym, ostatnim narodowym powstaniem. Przez szeregi powojennej Polskiej Armii Podziemnej działającej na ziemiach Polski (nie licząc oddziałów walczących na wschód od Linni Curzona po lipcu 1944 r.) przewinęło się ok. 200 tys. ludzi, z czego w samym tylko 1945 r. ok. 20 tys. partyzantów biło się z NKWD i lokalnymi komunistami (KBW, UB, MO) w oddziałach partyzanckich, wspieranych z narażeniem życia, jak „za Niemca” przez ludność cywilną. Przypadki zdrady i wydania w komunistyczne ręce partyzantów antykomunistycznych były rzadki, tak samo nieliczne są historyczna relacje o pacyfikacji wsi kolaborujących z "czerwoną władzą" przeciw partyzantom-powstańcom. „Żołnierze Wyklęci”, bo takie miano się przyjęło, a de facto Żołnierze Niezłomni, narodowi bohaterowie, stoczyli setki bitew i potyczek o znaczeniu lokalnym, bez frontów i armii, bez jednolitego dowództwa, ale w szeregach wielu walczących w oderwaniu od siebie oddziałów, przy ogromnej dysproporcji sił i obojętności „wolnego świata”, wierząc niezłomnie we wkroczenie do polski „Andersa na białym koniu" i rychłym wybuchu III Wojny Światowej. Dokładnie tak, jak ich przodkowie w latach 1863 - 1864, powstańcy stoczniowi, osamotnieni i zdradzeni…
Początek zbrojnego oporu przeciwko sowieckiej okupacji Polski rozpoczął się jeszcze w roku 1943 na Kresach Wschodnich RP, kiedy to oddziały AK, szczególnie w Okręgu Nowogródzkim, prócz działań antyniemieckich, toczyły regularną wojnę z sowieckimi oddziałami partyzanckimi, których działalność od 1943 roku była prowadzona w myśl wytycznych organów bezpieczeństwa ZSRR, czyli NKWD na terenach poza Linią Curzona. Mimo uzasadnionych obaw, co do postawy „sojusznika" naszych oddziałów podziemnych, czyli Czerwonej Armiui, przygotowujących te tereny do ponownej okupacji, AK współpracowało także z sowietami przeciw hitlerowcom. Pomimo uzasadnionych obaw, ale zgodnie z rozkazem Naczelnego Wodza, oddziały AK w połowie 1944 r. przystąpiły do akcji „Burza”, wspierając w walce z Niemcami Armię Czerwoną. Po zakończeniu działań wojennych na Kresach dla wszystkich stało się jasne, że wkraczający ponownie na nasze ziemie sowieci, nie niosą Polakom „wyzwolenia” czy „pokoju”, lecz nową okupację. Po początkowym, wynikającym z idei wspólnego wroga współdziałaniu z oddziałami AK, bolszewicy rozpętali przeciwko jej żołnierzom zorganizowaną akcję eksterminacji i wywózki na Sybir. Polskie formacje partyzanckie zostały otoczone przez oddziały NKWD, rozbrojone, a tysiące żołnierzy (ponad 6 tys. z samej tylko Wileńszczyzny) zesłano do obozów w głębi ZSRS, skazano na wieloletnie więzienie, a oficerów rozstrzeliwano na miejscu. W tej sytuacji oddziały, którym udało się uniknąć rozbrojenia, bądź rozbicia, zostały rozformowane, a ich żołnierze podjęli próby przedarcia się na tereny położone w granicach dzisiejszej Polski. Już wtedy naczelne dowództwo AK wiedziało, jakie są plany sowieckie wobec Polskiej Armii Podziemnej, tak więc walka nie toczyła się o zwycięstwo, ale przetrwanie i honor, o godną śmierć, a nie życie dla dobra wyzwolonej ojczyzny. Zatem dzień zwycięstwa dla „żołnierzy wyklętych” oddalił się w mglistą dal nierealnej przyszłości, zaś dzień zakończenia wojny w Europie, nie był dniem pokoju w Polsce, a na pewno dniem zwycięstwa, był de facto dnie „zapowiedzianej klęski”, o losie!
cdn. Antoni Kozłowski
Czołg i gwałt według "wiecznie żywej" doktryny Breżniewa...
Byłem i jestem setnie wzburzony, okrutnie zbulwersowany, kolokwialnie - wkurwiony, bowiem to, co działo się wokół znakomitego, humanitarnego, prawomyślnego historycznie i szlachetnego ideowo gestu kreacyjnego i trudu montażowego, co było efektem wystawienie na kilka godzin na widok publiczny na postumencie wrażego czołgu sowieckiego (o którego usunięcie walczyłem bezskutecznie przez kilkanaście lat z magistratem gdańskim i jego wodzirejem, prezydentem Gdańska zwanym Budyniem) rzeźby sowieckiego sołdata gwałcącego brzemienną Gdańszczankę, autorstwa studenta, ale świadomego twórcy, Jerzego Szumczyka, traktowane była medialnie jedynie jako: "skandal, wybryk czy działanie bezprawne", co za mentalna marność! Bowiem rzeczywistym skandalem była nota ruskiego "dyplomatołka" (tak wedle terminologii "wielkiego autorytetu moralnego" rodem z nad Wisły, Pana B.), że zacytuję: "ambasador Rosji w oświadczeniu napisał: . Jak zaznaczył ambasador, instalacja pomnika to "przejaw chuligaństwa o charakterze otwarcie bluźnierczym". "Wulgarna rzeźba na jednej z głównych ulic miasta uraża uczucia nie tylko Rosjan, ale również wszystkich rozsądnych ludzi, pamiętających, komu oni zawdzięczają wyzwolenie spod okupacji nazistowskiej" - podkreślił Aleksiejew." To już nie jest takie sobie dyplomatyczne kłamstwo, to jest kłamstwo nikczemne, fałszujące obraz historii!
Nie może pozostać to bez komentarza, bowiem to nikczemna bezczelność, solidaryzowanie się ze stalinowskimi bandytami, inspirowanymi przez oficerów NKWD, których prawodawstwo unijne (dlaczego???) nie zrównało dotychczas ze zbrodniarzami nazistowskimi! Jeśli ambasador solidaryzuje się z bandytami, to ja powiem z całą konsekwencją za stwierdzenie owej trudnej prawdy: „Żołnierze niemieccy byli bardziej "ludzcy", bardziej "chrześcijańscy" wobec istot słabych i bezbronnych, bowiem statystycznie zgwałcili mniej kobiet i dzieci podczas działań wojennych, niż uczynili to inspirowani ideologicznie sołdaci sowieccy, psy stalinowskie szczute na niewinne i bezbronne kobiety i dzieci niemieckie w zdobywanych miastach i wioskach, w drodze antyhumanitarnego, bezkarnego odwetu na istotach niewinnych". Kto myśli inaczej, jest ślepy na historię, a więc jest elementem trzody antropoidalnej, a nie Rodziny Człowieczej, ot co!
Ale to nie wszystko, jeśli po latach chce się tą "trudną historię" zafałszować, obrócić kota ogonem, wierzyć w głupotę młodego pokolenia i bierność starszego, to przepraszam, ale użyję epitetu: „Kacapie, Ty mentalna kurwo, ptasi móżdżku fałszujący historię, marionetko KGB-isty Pucyna, bękarta ZSRR, nie szczekaj w eter na próżno, bo karawana prawdy idzie dalej, a rozumu nad Wisłą przybywa, ot co!". Nie twoje będzie na wierzchu, o niedoczekanie! Kto chce, może zapoznać się z tekstami, które opisują zbrodnie alianckie (dostępne w Internecie), jankeskim zbombardowaniu Hiroszimy i Nagasaki, spaleniu bombami z białym fosforem i termitem (temperatura spalania ok. 2000 st. C.) Drezna, miasta bez jednego zakładu przemysłu wojennego, ale których wiodącym elementem nikczemnej, wojennej przestępczości były sowieckie GWAŁTY NA KOBIETACH I DZIECIACH! Wielki filozof pochodzenia polskiego, przez intelektualne mendy zdegradowany do "piewcy nazizmu", Fridrich von Nietzsche powiedział: "Naród, któremu zabierze się historię, jest tylko trzodą!".
I co, chcemy być trzodą, zgadzać się na "słuszne politycznie" komentarze do "zajścia czy prowokacji artystycznej", inaczej - "brandzlować się sensacją" ewokowaną perfidnie z aury wokół owego wydarzenia, zacierania jego humanitarnego przesłania, niszczenie jednego z bardziej znaczących dokonań w dziedzinie sztuki współczesnej, wobec którego "Piramida zwierząt" Kozyry, za przeproszeniem, jest jak disco-polo do kantaty Bacha, ot co! Jednak nie chodzi tu o wartościowanie i szukanie podstwy do gloryfikacji dzieła Szumczyka, bowiem Jurek zrobił wiele, dobrego, tak dobrego, dla ludzi myślących i szanujących prawdę historyczną i jego akt twórczy przejdzie do historii, będzie znaczący, tak, wielce znaczący w historii sztuki Europy i świata, bowiem przypomina o tym, że zwycięzcy II Wojny Światowej byli zwykłymi zbrodniarzami, a tylko kierowali się bezduszną maksymą, że "zwycięzca ma rację", bezprawną i krwawą, bowiem "zwycięzców się nie sądzi", ale my, sprzedani już w Teherenie i oddani w Jałcie w stalowe objęcia Stalina, dotknięci wojną podobnie, jak jej przegrani - Niemcy, nie zapominajmy, że po wojnie, tej zwycięskiej dla Aliantów, świat nie uznał naszego działającego na obczyźnie prawowitego rządu, a zamykał oczy na zbrodnie NKWD i UB mordujących zbrojnie broniących przez lata "honoru i Ojczyzny" owych "żołnierzy wyklętych" czekających na wybuch III Wojny Światowej, dziś dla wielu myślących - polskich bohaterów, którzy powinni przejść do świadomości narodowej jako herosi dzieł sztuki filmowej, teatralnej, literatury i legendy patriotycznej!
Jednak tak nie jest, na ulicach Gdańska stoi sowiecki czołg, a rzeźba przedstawiająca symbolicznie prawdę historyczną jest usuwania z przestrzeni publicznej, kwalifikowana jako "akt przestępstwa", a postsowiecki czynownik, plujący kłamstwem kacapski dyplpmatołek ma czelność szczekać przeciw jej Twórcy i Jego szlachetnej idei, po orwellowsku objawiać, że kłamstwo jest prawdą! Nie pozwólmy na to, aby „poprawne politycznie” urzędasy i policmajstrzy rozstrzygali, co jest dobre i słuszne, a nad ich głowami wyrazy oburzenia wygłaszał kacapski pies "słuszności propagandowej" na smczy KGBisty na stolcu prezydenckim Moskwy. Byłem skłonny w towarzystwie tych, co mają zapał, godność i honor Polaków, ale także obywateli świata, mających prawdę historyczna na uwadze, jako wartość wiodącą, zredagować pismo do Budynia, publicznie określić, jak oceniamy ten akt twórczy i gdzie jego miejsce, ale się po kościach rozeszło… Jednak logicznie losy tej rzeźby powinny być takie, że ustawiona zostanie w muzeum II Wojny Światowej, bo to w jej ramach sowieccy sołdaci zgwałcili i pozabijali w Gdańsku AD 1945 około 60 - 80m tys. kobiet gdańskich, czyli Niemek, Kaszubek, inaczej - Gdańskich Autochtonek, ale przecież, oprzytomnijmy, kobiet, istot ludzkich nie uwikłanych bezpośredni w wojnę, chronionych konwencją prawa wojennego, bezbronnych ofiar barbarzyństwa sowieckiego, ale nie lepsi byli inni tzw. Alianci, poczytajcie...
Na koniec moje prywatne refleksje. Chwała Ci Jurku za to, że byłeś konsekwentny, zamysł twórczy wcieliłeś w życie, że "słowo ciałem się stało i potrząsnęło umysłami", to się nazywa determinacja twórcza i konsekwencja artysty, ale jest jeszcze coś ważniejszego - świadomość historyczna, rozumne, choć wielce dosadne zmaterializowanie symbolu „niechcianej” historii, a przez to - Twoja Sztuka jest Wielka! Niestety, nie mogę tego powiedzieć o sobie, bo planowałem powieszenie nad bramą Stoczni Gdańskiej napisu; "Stocznia Gdańska im. Władimira Wisarionowicza Hitlera", aby zrównać w spodleniu historycznym postacie firmujące czerwony i brunatny totalitaryzm, ale zdrowia i pomocy „wolontariuszy” nie starczyło! Pomysł, to nie wszytko, finis est corona opus, koniec, materializacja wieńczy dzieło, wkłada akt twórczy w kontekst realnego świata, a więc także wyzwala rezonans!
Zatem jako "twórczy impotent" kłaniam się tedy "twórcy konsekwentnemu", zapisanemu w annałach historii sztuki czcionką Prawdy, choć i policyjnym raportem, tak po polsku, czapką do ziemi i życzę mam wszystkim wielkiej potencji twórczej, obalającej namolny idiotyzm skłamanych "słusznych prawd obiegowych" podlewanych "uryną wiarygodności" przez "autorytety moralne"! Czekam na odważnie budujących historyczną prawdę, która nas wyzwoli od pełzania na kolanach i zjadania gówna wydaliny medialnej. Niech się tak stanie, bo inaczej pozostaniemy jeno "cieniami historii”!!! Pozdrawiam od serca wszystkich, którym tylko prawda smakuje!
Antoni Kozłowski
KONIEC
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka