Poniższe wiersze zostały zamieszczone jako metaforyczny apel, aby w chwili decydującej o jakości naszego życia i dalszych losach, jałowych i gorzkich, lub twórczych i godnych, naszej Ojczyzny - Polski, do głosu doszedł powszechnie ROZUM i powiedział NIE! kłamstwu i nikczemności. Pamietajmy, że być głupim w świecie, gdzie można zdobyć obiektywną, wiarygodną informację (internet) i odrzucić klamstwo poropagandowe, to nie jest to tylko prywatne zaniedbanie, to element zbiorowego przestępstwa, któremu na imię: "oddanie bez walki naszej OJCZYZNY w paht zdrajcom i szubrawcom"! Pamietajmy, życie, to heroiczna walka o godność i prawdę, a nie sen przy piwku i grillu, lub przed ekranem emitora "faktów medialnych", czy podczas meczu "ukochanej drużyny". Przespaliśmy już 26 lat szansy na odrodzenia silnej i praworządnej Polski i "trztmamy ręce w nocnikach", zamiast na pulsie naszej wspólnej pomyślności...
OBUDŹMY SIĘ!!!
*
Motto:
Dosyć twardą mam szyję
Więc dlatego wciąż żyję
Że polityka dla mnie to
W krysztale pomyje...
Jacek Kaczmarski
*
Ars politica
Polityka moi mili
Raj dla miernot i debili
W tej ogromnej piaskownicy
Porykują brandzlownicy
Obrzezani przez Jehowę
Jeruzalem widzą nowe
Pedałując lobby gajów
W dupie szuka ciepłych krajów
Feministki z hardą miną
Masturbują się słoniną
Komuniści w błaznów chwale
Piorą dusze w urynale
A debile dewocyjni
Szczerzą ryje, bo maryjni
Zaś przebiegli nekrofile
Uśmiechają się przemile
Kto dołączy do tej trzody
Kto poświęci wiek swój młody
Ten na starość się przekona
Że w przedszkolu właśnie kona
Że zmarnował życie swoje
Jak podobni jemu gnoje
Że największe jego dzieło
W odbytnicy się poczęło.
Styczeń 1994 roku AntoniK
Co słychać?
Tym, co słuchają medialnych organów zaścianka
Gdzie się spieszysz?
Czy do ziemi
Czy obalić bełta w sieni
Czy do huty dziarsko zmierzasz
Czy zbawionym być zamierzasz
Czym dla ciebie jest dziś Polska
Ta w Europie, choć mongolska
Czy wybrałeś bat na siebie
Nowych stróżów w starym chlewie
Jak u ciebie z wyobraźnią
Czy bóg może być twą Jaźnią
Czy pieczywem, co choć białe
Nieuchronnie będzie kałem
Czy też wierzysz tym, co plotą
Przypuszczając żeś idiotą
Że wartości pojałtańskie
Mogą także być chrześcijańskie
Może wierzysz też że w sieni
Wór kartofli w tron się zmieni
Wierzysz może, że to mrowie
Nim na wieczność spocznie w grobie
Tony mięsa, pierdzeń, wzwodów
Jest Chrystusem wśród narodów
Czym dla ciebie jest ta drama
Szprej na murach i pysk chama?
Jeśli nie wiesz, to się zbudź
Do ojczyzny trzeźwych wróć!
Sen na jawie, śmierć za życia
Dość w medialnym chlewie gnicia
To, co czujesz i w czym żyjesz
Jest psią fermą, w której gnijesz
Psim chorałem wśród opłotków
Przebudzeniem się w wychodku.
*
Luty 1994 roku AntoniK
Ballada o śmiesznym Jerzym
W kraju proroków i utracjuszy
Gdzie wódka serca obmywa
Z gnoju historii zrodził się człowiek
A Urban on się nazywa
Ów człowiek wzorem jest szlachetności
Mądrością gawiedź czaruje
W czasach komuny umysł sprzedajny
Dziś plotą lud masturbuje
Razem z ekipa poszedł w odstawkę
Ten manewr ma swe zalety
Apostoł kłamstwa został herosem
Zbudował szalet z gazety
Popatrzcie starcy, uczcie się dzieci
Jak sukces odniósł życiowy
Jak zeszmacenie zamieniać w szmalec
Jak wielbią go puste głowy
Kiedy miernota jest modnym stylem
A podłość to towar świeży
Niech śmietnik życia wam opromienia
Dup blaskiem wasz śmieszny Jerzy.
*
30 kwietnia 1994 roku. AntoniK
Matka głupich
Znowu do nas powróciłaś komuno kochana
Kontrolo państwowa, praso sterowana
Długo my cię wyglądali nasza zbawicielko
Coca-Ccurvą cię witamy gułagów mateńko
Prorok Urban poprowadził w to czerwone morze
Aby gęsi się taplały w ojczystym bajorze
Jeszcze nie zginęła i chyba nie zginie
Komuna miernoty co ma w herbie świnię
Ojczyzna idiotów i państwo ubeków
Wielka producentka narodowych ścieków
Przetrwała w umysłach, bankach, gabinetach
Czerwienieje dumnie w wieprzowych kotletach
Znowu nam królujesz z powagą na twarzy
Przewijasz i pieścisz kłamstwa luminarzy
Swoim budowniczym rozdajesz posady
Łotrów i bandziorów zaś chronią układy
I w sercu Europy pasasz stado wołów
Odradzasz się bujnie jak oset z popiołów
Jeszcze nie zginęła i chyba nie zginie
Komuna miernoty co ma w herbie świnię
Ojczyzna naiwnych, państwo hipokrytów
Wielka producentka narodowych mitów
Więc nie będę wiernych morałami nużył
Każdy ma los taki na jaki zasłużył.
*
31 sierpień 1994 roku. AntoniK
Sen z wami!
Sen z wami
Z aniołkami, pastuszkami
Święta Trójca rodem z Grójca
Wiezie siano z Ołomuńca
A księżulo w swej parafii
Uśpić trzódkę sam potrafi
Sen z wami!
Matołami, opojami
Kiedy w hucie płoną piece
Tłumy śpieszą się na wiece
Durnie kłębią się jak w ulu
Bankier pierdzi w Honolulu
Sen z wami!
Kontestacją, hippisami
Co jest złudą, złudą będzie
Kury gdaczą też na grzędzie
Kolorowe sny na “kwasie”
Wzmocnią system, cny kutasie
Sen z wami!
Artystami, egołami
Czy w oleju, czy też w glinie
Treść przekazu równa bździnie
Słowa, gesty, miny, pozy
W Pacanowie śpią już kozy
Sen z wami!
Ludzką ciżbą i bogami
Śnią się światy, śnią się bogi
Chór anielski, diable rogi
Sen na jawie i sen na noc
Życzę wszystkim dziś dobranoc!
A kto nie śpi, proszę mamy?
Generały i kapłany
Politycy i bankierzy, stróże kasy
Nie śpią, by w tępocie spały masy.
Lipiec 1994 roku AntoniK
Protezy
Jackowi K. do piwa, kundlom mentalnym na pohybel
Czy to widzicie drodzy kalecy
Jak ludzi wrzuca się do piecy
Jak Bóg krzyżuje swojego Syna
I w pień narody hojnie wycina
Jak głowy toczą się niczym dynie
A wiara ludzi przemienia w świnie
Nic nie widzicie, boście uśpieni
W dymie kadzideł z twarzą przy ziemi
Na głowach hełmy, jarmułki, fezy
W waszych umysłach skrzypią protezy
Czy to widzicie senne matoły
Co produkują huty i szkoły
Czołgi, cyborgi, dyplomy, nosy
Na ustach słowa, a w dupie włosy
Na produkcyjnej taśmie historii
Pomniki błaznów w chwale i glorii
Nic nie widzicie, boście uśpieni
W dymie kadzideł, z twarzą przy ziemi
I z bogiem w sercu, a wodą w głowie
Kuśtyka protez na ubój mrowie.
Czy to widzicie durnie nad Wisłą
W jakim gułagu nam żyć dziś przyszło
U steru władzy wieśniacze chamy
Pseudokulturę tworzą pacany
Człowiek wybiera wódki i trumny
Niewolnik reklam, wrak bezrozumny
Nic nie widzicie, boście uśpieni
W dymie kadzideł, z twarzą przy ziemi
Na głowach hełmy, berety, copki
Brednią pędzone na śmietnik kmiotki.
*
1 września 1995 roku AntoniK
Głos na Olka
Na górze sprytnie rozdane role
Cwaniakom władza, durniom symbole
A naród tylko jest wybrany
Do nieświadomej psychodramy
Naród nie wie, że wybiera
Tylko wódki, ser, fryzjera
Naród czeka na cud boski
Choć pornosów pełne kioski
Naród pragnie żyć w głupocie
Wódkę chlać i żreć łakocie
Wierzyć w kłamstwo, jak w zbawienie
Sprzedać godność za uśpienie
Dzisiaj matoł i głupolka
Głos swój oddać chce na Olka
Każdy kretyn z kieleckiego
Chce wyboru Kwaśniewskiego
Smród się rodzi, rozum kona
Dla idiotów mać czerwona
Drodzy smętni bełkotnicy
Mędrcy z “Unii” i z prawicy
Wasze wojny nad głowami
Nie zamienią się w salami
Z waszych sporów w piaskownicy
Drwią czerwoni zawodnicy
Drodzy ślepi polaczkowie
Swych dozorców pijcie zdrowie
Wybraliście, co lubicie
Mowę-trawę, żer w korycie
Przyszłość czeka wasz parszywa
Bo komuna wiecznie żywa.
*
25 listopada 1995 roku. AntoniK
Pluję wam w mordy
Trzodzie elekcyjnej Kwasiżura
Pluję wam w mordy
Gęby plugawe i tępe ryje
W dorzeczu Wisły śpiąca miernoto
Co sra i pierdzi, więc żyje
Pluję wam w mordy
I ważę lekce jak psie odchody
Miewa głupota różne oblicza
Są więc debile-narody
Pluję wam w mordy
Trzodo żebrząca wiecznej obsługi
W kościołach duszy chcesz masturbacji
Snu w blasku pustej zasługi
Pluję wam w mordy
Gdy wybieracie kłamcę i mendę czerwoną
Kiedy wierzycie w żałosne brednie
By tępą bierność mieć wymoszczoną
Pluję wam w mordy
I na was plują wszyscy myślący ludzie
Jeśli czekacie cudu nad Wisłą
To na kolanach, w spodleniu i brudzie...
*
3 stycznia 1996 roku AntoniK
Ziemia obiecana
Nasza ziemia obiecana
Oszukane tłumy wołów
Głową nie przebita ściana
Geszefciarzy wielki połów
Nasza ziemia obiecana
Świat rumianych hamburgerów
W komputerach śmierć mydlana
Życie jak hodowla serów
Nasza ziemia obiecana
Orzeł w dresy przyodziany
Wieś z chłopami zaorana
Moloch w błazna przebierany
Nasza ziemia obiecana
Ten wyśniony, wolny kraj
Za plecami w pacht sprzedana
A ty człeku jedz i sraj
Nasza ziemia obiecana
Półkolonia dla Mamony
Chamstwo gromkim głosem pana
Rozumu z głową ogolony
Nasza ziemia obiecanek
Na spełnione, dobre życie
To końcowy jest przystanek
Znowu zamiast wzrostu, gnicie...
*
16 grudnia 1998 roku. AntoniK
Polska dla głuptaków
Oto Polska, Polska właśnie
Polityków chamskie waśnie
Immunitet dla bandytów
Świat hospicjum emerytów
Oto Polska, wstyd publiczny
Wielki szwindel polityczny
Magdalenki brudna sprawa
Lewą rozgrzeszyła prawa
Oto Polska, kwiat Europy
Drogi okupują chłopy
Ministrowie w zbożnym dziele
Napychają swe portfele
Oto Polska, czar zaścianka
W dyskotekach przepychanka
Po balkonach dymią grille
Młodzież bystra jak goryle
Oto Polska, wolny kraj
Dla matołków istny raj
W telewizji jak smród gości
Krwawy szczyt oglądalności
Oto Polska, kraj nizinny
Tu intelekt tylko gminny
Tu uczciwość pokalana
I moralność zafajdana
Oto Polska, raj cwaniaków
Geszefciarzy, partyjniaków
Wielki zryw “Solidarności”
Zamieniony w cyrk podłości.
*
Gdańsk, 31 08 1999 AntoniK
Karnawał w murach infernum
Jackowi K. w najdalszą drogę ze smutkiem
Trwa kundli karnawał w murach infernum
Twarze błaznów szykownie pomazane kałem
Jadem kpiny opluwane dziś nobile verbum
Kiedy trudno świętym, łatwo być pedałem
Trwa karnawał, pogrzeb tej wiedzy sardynki
Co pluskała się w Wiśle jeszcze przed potopem
Na twarzach maski fałszu albo modne szminki
Głos rozumu rozśmiesza łysego idiotę
Trwa karnawał, wielki sabat miernoty
Orszak polityków kroczy na szczudłach blagi
Pod kopułą sejmu pingwin ćwiczy wzloty
Król szczurów w atłasach, choć pierdzi i nagi
Trwa karnawał, festiwal kurew i bandytów
Dziś na sprzedaż intelekt, ciało, margaryna
Barwna pleśń korupcji sięga władzy szczytów
Do łoża kapłana matka wiedzie syna
Trwa i trwa karnawał, lunapark spodlenia
Kłamstwo w stroju prawdy, prawda na śmietniku
A kał wirtualny dzieci w śmiecie zmienia
Więc matkę się jebie w raperskim języku
I trwa ten karnawał, to chamstwa tsunami
Co zalewa umysły, szkoły, wsie, kościoły
Ludzie puści, więc głodni żywią się gównami
Które bóg reklamy sypie im na stoły.
*
Wrzeszcz, 17 kwietnia 2004 roku. AntoniK
Do ciebie, choć lepiej, nie...
Wszystkim, którzy wierzą w prawdę owiniętą w GW i widmo drukowanej wolności
Przenoszony embrionie komunistycznej ciąży w sukni fałszywej demokracji
Mentalny osesku znad betonowanych fałszem brzegów Wisły
Dwunożny szczurze wzbudzający elektronicznie mózgowy ośrodek orgazmu
Zredukowany do statywu noszącego przewód pokarmowy Polaku mały
Oto szołmen z Magdalenki, rozgrzeszyciel kanalii, prezydent Agory, kabotyn z miedzianym czołem
Niejaki Adam M, biologiczny syn ojca i matki, bękart dwóch brodatych bogów
Powiedział Ci słowa ważkie, czyli zawinął mózg w Gazetę W, jak salceson
A brzmiały one uroczyście-nakazowo tak:
Karanie winnych cierpienia wielu i scenografii absurdu, to palenie czarownic,
Nie słuchanie Gazety, a myślenie krytyczne, to antysemityzm i ksenofobia
Użalanie się nad bezdomnymi i żądanie odebrania przywilejów czerwonym pretorianom
To wielce niehumanitarne i pozbawione pierwiastka postępu patrzenie w przeszłość
Posiadanie własnego zdania i krytycznej dociekliwości, to zbrodnia wobec nieomylności Gazety
Postrzeganie w działaniu Kaczek-Bliźniaczek znamion czyszczenia politycznej Stajni Augiasza
To antyinteligenckie zacietrzewienie, wstecznictwo, faszyzm i prowincjonalizm
Dostrzeganie powszechnego skundlenia umysłowego, znieprawienia i kpiny z prawdy
To zwyczajne życie przeszłością, brak zrozumienia procesów historii, ślepota na grubą kreskę...
A więc posiadaczu mózgu z defektem zdiagnozowanym przez detektor Gazety
Wole roboczy w jarzmie kłamstwa i przyjemności kupowanej w kiosku lub kredytkartą
Bądź mądry, czyli głupi
Bądź wolny, czyli totalnie zniewolony
Bądź samodzielny, czyli na pasku wiedzy preparowanej
Bądź krytyczny, czyli bezkrytycznie otępiały
I aż do śmierci z przeżarcia, zawału, skopania przez małpozwierzy, od kuli lub amfy
Zawsze pamiętaj:
Kochaj generała J, bo przecież on ocalił Polskę przed inwazją Ostrogotów
Ciesz się, że dostaje z twych podatków stypendium miesięczne a 8000 PLN
A marny proch ziemi, zbity przez ZOMO i sparaliżowany człowieczyna 300 zł od 3 lat z łaski
Bo to godne i sprawiedliwe, jak 8.000 zł renty "psa moskiweskiego" herbu Ślepowron
Że ci, którzy swym potem, bezsennością i łzami żon i dzieci robili rewolucję bez patroszenia
To szary motłoch, bo ważni ci, co nieprawością i fałszem toczyli przez medialną scenę
Stół okrągły
Jak srebrnik Judasza
Wole, tępe oko nakazowej powinności
Tarczę strzelniczą do rozstrzelania niesłusznej prawdy
Zaćmione słońce sensu
Ass holl, czyli otwór w dupie, wysypujący karmę dla nakręcanych wróbli-ludzików
Jak szklane oko opatrzności
Co swych czarnych sutanników otacza płaszczem opieki
Kiedy im do czoła chcą przybić piętno tajnego agenta, o zgrozo i nieprzyzwoitości!
Jak zero umysłowe i wylot lufy
Jak grosz na szczęście i kamień w wodę, czyli wszystko na marne
Jak ordery na piersiach namaszczonych łajnem bandytów
Jak otwory po pociskach na ciałach stających okoniem historii
Jak wielkie, mechaniczne słońce powszechnej ślepoty na fakty i wartości odwieczne...
A ty, Polaku mały, embrionie w formalinie fałszu
Widzisz nic, jeśli prawdziwe i widzisz coś, jeśli spreparowane
Cieszysz się, bo można zakupić piwo i najebać się przed telewizorem
Że można rozpierdalać samochody, wypruwać flaki i jebać dupy przed monitorem KomTrupTera
Że można nie myśleć, a zapychać mózgi wiedzą i być młodym, dyspozycyjnym i zajebiście cool
Że można być człowiekiem, nie będąc więcej wartym, niż świnia o podobnym kształcie serca
Że można cię zresetować, sklonować, strzelić w rogi, zajebać, zweryfikować, odmóżdżyć i pogrzebać
Zrobić z ciebie plastelinę mentalną, agregat trawienny i widza w teatrze kłamstwa
Bez twych protestów, żalu, poczucia krzywdy, w radosnym uniesieniu elektronicznie masturbowanego
Szczura na dwóch nogach i z głową do wypychania trocinami fałszu
I zaspokojenia żądzy konsumowania lukrowanych pierniczków i wiatraczków fałszu. Amen
*
Zaspa, 13 grudnia 2006 roku AntoniK (cyklop, oślepły od uderzenia batutą dyrygenta)
Kto dna dosięga
Ludzka wiedza, to zasłona Prawdy zapisana hieroglifem fałszu
To toksyczna farba kłamliwego druku zlizywana z gazet
Kolorowa bździna wzbudzona elektronicznie na ekranie iluzji
Wielogłowa hydra bałamuctwa i w pole wywiedzenia rozumu
Ta cela cywilizowanej niewoli ma nad sobą klawisza i instrumentarium animacji
Katechizm napuszonych bredni jak być sprężystym robakiem na świętym haku
Rozkład jazdy pociągów do wódki, seriali, komórek, patroszenia i unasieniania
Świątynia boga konsumpcji, wydalania, okradania, orgazmu w jednym
To treść snu powszechnego, jednostkowo smakowanego przed zgonem
Zgonem ducha teraz, a także chwilę potem, kiedy śmierć zawróci listonosza z rentą...
Życie nasze, to plastikowy cmentarz Ducha zasilany radośnie masturbowaną fizjologią
Dno człowieczeństwa, co wyrasta modnie odzianą pałubą ponad odgłosy trawienia
A kto dna dosięga, ten się w nim zakopuje, jak żaba i czeka wiosny
Wiosny w zaświatach wielkiej kariery na wybiegu kukieł w Łondonie
W Duplinie, przy zmywaku czy masturbacji bogatego starca-katolika
W Paryżewie podczas wielce poważnej rozprawy hydraulicznej z kranem
W Roma Sacra pod latarnią, tym citta, które doniósł pod strzechy JP II
Cy też w Wikinglandzie, gdzie na platformie odwiertów dennych tryska petrodolar
Więc wiosenne przebudzenie czeka dennych ludzi w zaświatach innostrannych
Kto dna dosięga w ojczystej zagrodzie, ten wiosny szuka w krajach forsą pachnących...
Lecz tam jeno dno drugie, barwna topiel bagienna, co wciąga bezpowrotnie
Drugie dno, gdzie już wiosny czy zimy nie doświadczasz, a jeno cień wirtualny
Tam jeno rytm wschodów i zachodów do barłogu, życia lepionego z czcionki na Facebooku
Tam ekran rozjarzony banerem tak realnego kłamstwa, że kto dna dosięga, jest na powierzchni
Jak śnięta ryba płynąca stadnie do utylizatora, gdzie będzie zmieloną karmą dla lisów biznesu
Będzie nawozem historii, kamieniem węgielnym zmienionym w kostkę brukową
Będzie realnym odpadem przydatnym powszechnej maszynie ludożernej ekonomii
Kto dna dosięga, daje się zjeść, wysrać i wrócić jako gówno zawinięte w dolara
Pod strzechę ojczystą, gdzie na dnie śnią jeszcze o mitycznym światełku w tunelu
A także zbawicielu narodu na białym koniu okulbaczonym w bisior i jedwab cenny
Kto zaś w siodle dosiada wierzhcowca szlachetnego i ku wzniosłym celom prowadzi
Król Dyskoteki, Władca Pierścieni, Generał Mróz, Agent Bolek, chuj z chujów
Król na miarę czasów, co dna dosięgają, a tam denne sny mają i chodzą po świecie o kuli
W tył głowy...
*
Wrzeszcz, 1 kwietnia 2007 roku AntoniK
Smoleńska pobudka
Kiedy stalowa trumna
Pełna polskiej treści
Pełna trwogi, krwi, ducha
Uderzyła w smoleńską ziemię
Ozwał się podziemny dzwon
Westchnienie Naszej Matki
Pomruk dziurawych czaszek
Wieszczący Ultima forsan
Lub narodową pobudkę…
W Tym głuchym brzmieniu
Dało się słyszeć przesłanie:
"Wyjdź z cienia
Podnieś twarz
Wystaw ją na wiatr historii
I policzki pogardy
Od kundli, miernot, obłudników
Posłysz przeszywające do szpiku kości
Wezwanie do czynu i świadectwa
Zakaz mamlania papki medialnej
Zakaz biernej wegetacji…"
Wielu, wielu to usłyszało
Wielu się obudziło ze snu beznadziei
Wielu usłyszało chichot historii
Co kpi z prawych i sprawiedliwych
A przygrywa do tańca
Łotrom, durniom, miernotom
To głos umarłych, bicie seca Matki
Wyostrzył im słuch
Więc słyszą teraz:
"Jesteś Polakiem
Nie homofobem, antysemitą,
Rusofobem, ciemnogrodem
Jesteś istotą ludzką
Nie konsumentem, abonentem,
Masą ludzką, numerem, statystą
Jesteś cenny i jedyny
Nie statystyczny, ułomny, za młody
Nadliczbowy, stary, skreślony, spam
Jesteś członkiem Rodziny Człowieczej
Depozytariuszem dobrej woli i miecza czynu
Synem Polski wyjątkowej, silnej duchem
Jesteś lub cię nie ma, tedy jest nicość..."
A jak cię nie ma
Sklejona będzie atrapa
Do użytku publicznego
Czekisów, aparatczyków,
Banków, uczonych w piśmie,
Salonów słuszności, owczego pędu,
Mediów fałszywych i prawdziwych śmierci
Za życia.
*
Wrzeszcz, 17 kwietnia AD 2010 r. AntoniK
Zmierzcha się
Tak, zmierzcha się nad mą planetą...
Ma planeta-ojczyzna zbacza peryferialnie
Pogrąża się w mroku kosmicznego chamstwa
Dryfuje ku ciężkiej materii rozkładu...
Zmierzcha się
Widzę niewyraźne kształty i bukszpany
Marmurowe sarkofagi i tekturowe wieńce
Odciski stóp w policyjnym tuszu
Zmierzcha się
Widzę rozmytne kształty proporców
Watah złomiarzy, skrzydeł husarii
Dostrzegam cienie zarzynanych przodków
Zmierzcha się
Gdzie okiem sięgnąć, trwa mrówcza praca
Trwa golenie włosów łonowych i czaszek
Sączy się kroplówka Tańca z Gwiazdami
Idą wytrwale pielgrzymki do Światyń Materii
Zmierzcha się
Przez mrok dostrzegam cherlawe kształty
Boga POsejdona i PiSmo nosem wietrzę
Śpiew słyszę Bogini Oksany z planety eSeLDde
Zmierzcha się
Gasną swiatła rampy i szpitalne monitory
Zapalaja się papierosy i weneryczne ogniska
Poprzez mrok gęstniejący słychać zaśpiew:
Zmierzcha się
- Nieprawda, wyraźnie widzę was psubraty!
Krzyczy Sowiński w okopach zapomnianej Woli
Choć bezwolny tłum szturmuje wrota MediaMarket
A autorytet moralny leje ołów kłamstawa w uszy...
*
Ujejścisko, 23 września 2011 r. AntoniK
Nasze wybory AD 2011
Polska czy Polsza?
Wolność czy swoboda?
Rozum czy duractwo?
Wybór należy do ciebie, wybór udupia ciebie
Więc lepiej wybierz kotlet z tektury, niż waty szklanej.
Możesz także wybrać wolność od przymusu wybierania.
Możesz wybrać piwo, a nie wódkę
Walonki, nie buty hiszpańskie.
Możesz wybrać płeć, kojec polityczny
Kształt nosa, fryzurę łonową,
Buty ze skóry krokodylowej lub cielęcej.
Możesz wybrać chleb słonecznikowy lub macę,
Ale racji chleba w gułagu nie wybierasz...
Sznur konopny lub pasek skórzany.
Możesz nie wybierać, bo dawno wybrałeś
Bycie martwą, słuszną mumią, a nie żywą, bolesna raną...
Tylko nie wybierzesz nigdy lepszego świata, bo czeka już gorszy.
Możesz nie wybierać, bo ona wybierze ciebie
Do zimnego kujawiaka...
Więc co?
Nie leż pod gruszą wyborczą.
Opuść naród wybrany.
Nie bądź wybiórczy...
Spełnij się, czyli poznaj Pełnię
Zrozumienia...
Ona Cię wyzwoli,
Także od piekła wyborów...
Ale jak dojechać do tego Poznania?
*
Wrzeszcz, 5 października 2011 r. AK
Niewiele rozumiem
Tak, rozumiem niewiele
I umrę głupi, jak robak
Ale moja wiedza
Wiedza o realnym wizerunku świata
Jest stale redukowana
Ba, anihilowana, zastępowana atrapą...
Moja świadomość
Zanurza się w formalinie
W toksynie przezroczystego kłamstwa
Moje zmysły mówią mi o tym, że owoce
Konsekwencje zakulisowego mechanizmu
Zwiastują spisek, spisek przeciw
Rozumowi, który jest od zarania
Śledzonym i znienawidzonym
Celem spisku przeciw myśleniu - obecności...
Rozum bowiem szuka przyczyn
Nie kontentuje się objawami
Które podobnie, jak dziecko
Mogą mieć wielu ojców
Jak dym, mogą pochodzić
Z ogniska, parowozu, pożaru...
Kto szuka przyczyn
Scenariusza naszego
Upiornego Panopiticum
Nie błądzi, choć może wie niewiele
Kto zaś nie szuka, ma spokój
Słodką marchew królika doświadczalnego...
Ale z następstwa – myślę, więc jestem
Wynika liczba obecnych
Zaś wyzwolenie z myślenia, są nieobecni
Obecni, nawet poznając “mechanizm jamniczka”
Mogą za mało, żyją na Wyspach Goryczy, zapominają...
Tak, rozumiem niewiele
I umrę głupi, jak robak.
*
Nowina, 23 sierpnia 2013 r. AntoniK
*
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura