Wilk Miejski Wilk Miejski
303
BLOG

Nie liryczna i nie śliczna, lecz trzeźwiąca, poezja polityczna...

Wilk Miejski Wilk Miejski Kultura Obserwuj notkę 0

Poniższe wiersze zostały zamieszczone jako metaforyczny apel, aby w chwili decydującej o jakości naszego życia i dalszych losach, jałowych i gorzkich, lub twórczych i godnych, naszej Ojczyzny - Polski, do głosu doszedł powszechnie ROZUM i powiedział NIE! kłamstwu i nikczemności. Pamietajmy, że być głupim w świecie, gdzie można zdobyć obiektywną, wiarygodną informację (internet) i odrzucić klamstwo poropagandowe, to nie jest to tylko prywatne zaniedbanie, to element zbiorowego przestępstwa, któremu na imię: "oddanie bez walki naszej OJCZYZNY w paht zdrajcom i szubrawcom"! Pamietajmy, życie, to heroiczna walka o godność i prawdę, a nie sen przy piwku i grillu, lub przed ekranem emitora "faktów medialnych", czy podczas meczu "ukochanej drużyny". Przespaliśmy już 26 lat szansy na odrodzenia silnej i praworządnej Polski i "trztmamy ręce w nocnikach", zamiast na pulsie naszej wspólnej pomyślności...

                                                    OBUDŹMY SIĘ!!!

                                                                          *

 

Motto:

 

Dosyć twardą mam szyję

Więc dlatego wciąż żyję

Że polityka dla mnie to

W krysztale pomyje...

 

Jacek Kaczmarski 

 

                                                                 *

 

                                   Ars politica

 

                                                                Polityka moi mili

Raj dla miernot i debili

W tej ogromnej piaskownicy

Porykują brandzlownicy

Obrzezani przez Jehowę

Jeruzalem widzą nowe

Pedałując lobby gajów

W dupie szuka ciepłych krajów

Feministki z hardą miną

Masturbują się słoniną

Komuniści w błaznów chwale

Piorą dusze w urynale

A debile dewocyjni

Szczerzą ryje, bo maryjni

Zaś przebiegli nekrofile

Uśmiechają się przemile

Kto dołączy do tej trzody

Kto poświęci wiek swój młody

Ten na starość się przekona

Że w przedszkolu właśnie kona

Że zmarnował życie swoje

Jak podobni jemu gnoje

Że największe jego dzieło

W odbytnicy się poczęło.

 

Styczeń 1994 roku     AntoniK

     

 

 

 

 

                                                   Co słychać?

 

                                                        Tym, co słuchają medialnych organów zaścianka

 

                                     Gdzie się spieszysz?

Czy do ziemi

Czy obalić bełta w sieni

Czy do huty dziarsko zmierzasz

Czy zbawionym być zamierzasz

Czym dla ciebie jest dziś Polska

Ta w Europie, choć mongolska

Czy wybrałeś bat na siebie

Nowych stróżów w starym chlewie

Jak u ciebie z wyobraźnią

Czy bóg może być twą Jaźnią

Czy pieczywem, co choć białe

Nieuchronnie będzie kałem

Czy też wierzysz tym, co plotą

Przypuszczając żeś idiotą

Że wartości pojałtańskie

Mogą także być chrześcijańskie

Może wierzysz też że w sieni

Wór kartofli w tron się zmieni

Wierzysz może, że to mrowie

Nim na wieczność spocznie w grobie

Tony mięsa, pierdzeń, wzwodów

Jest Chrystusem wśród narodów

Czym dla ciebie jest ta drama

Szprej na murach i pysk chama?

Jeśli nie wiesz, to się zbudź

Do ojczyzny trzeźwych wróć!

Sen na jawie, śmierć za życia

Dość w medialnym chlewie gnicia

To, co czujesz i w czym żyjesz

Jest psią fermą, w której gnijesz

Psim chorałem wśród opłotków

Przebudzeniem się w wychodku.

                *

Luty 1994 roku        AntoniK

 

 

 

 

Ballada o śmiesznym Jerzym

 

W kraju proroków i utracjuszy

Gdzie wódka serca obmywa

Z gnoju historii zrodził się człowiek

A Urban on się nazywa

 

Ów człowiek wzorem jest szlachetności

Mądrością gawiedź czaruje

W czasach komuny umysł sprzedajny

Dziś plotą lud masturbuje

 

Razem z ekipa poszedł w odstawkę

Ten manewr ma swe zalety

Apostoł kłamstwa został herosem

Zbudował szalet z gazety

 

Popatrzcie starcy, uczcie się dzieci

Jak sukces odniósł życiowy

Jak zeszmacenie zamieniać w szmalec

Jak wielbią go puste głowy

 

Kiedy miernota jest modnym stylem

A podłość to towar świeży

Niech śmietnik życia wam opromienia

Dup blaskiem wasz śmieszny Jerzy.

                     *

30 kwietnia 1994 roku.      AntoniK

 

 

        

 

        

                Matka głupich

 

Znowu do nas powróciłaś komuno kochana

Kontrolo państwowa, praso sterowana

Długo my cię wyglądali nasza zbawicielko

Coca-Ccurvą cię witamy gułagów mateńko

Prorok Urban poprowadził w to czerwone morze

Aby gęsi się taplały w ojczystym bajorze

 

Jeszcze nie zginęła i chyba nie zginie

Komuna miernoty co ma w herbie świnię

Ojczyzna idiotów i państwo ubeków

Wielka producentka narodowych ścieków

Przetrwała w umysłach, bankach, gabinetach

Czerwienieje dumnie w wieprzowych kotletach

 

Znowu nam królujesz z powagą na twarzy

Przewijasz i pieścisz kłamstwa luminarzy

Swoim budowniczym rozdajesz posady

Łotrów i bandziorów zaś chronią układy

I w sercu Europy pasasz stado wołów

Odradzasz się bujnie jak oset z popiołów

 

Jeszcze nie zginęła i chyba nie zginie

Komuna miernoty co ma w herbie świnię

Ojczyzna naiwnych, państwo hipokrytów

Wielka producentka narodowych mitów

Więc nie będę wiernych morałami nużył

Każdy ma los taki na jaki zasłużył.

                      *

31 sierpień 1994 roku.               AntoniK

 

 

 

 

 

 

                                                     Sen z wami!

 

                                                Sen z wami

Z aniołkami, pastuszkami

Święta Trójca rodem z Grójca

Wiezie siano z Ołomuńca

A księżulo w swej parafii

Uśpić trzódkę sam potrafi

 

Sen z wami!

Matołami, opojami

Kiedy w hucie płoną piece

Tłumy śpieszą się na wiece

Durnie kłębią się jak w ulu

Bankier pierdzi w Honolulu

 

Sen z wami!

Kontestacją, hippisami

Co jest złudą, złudą będzie

Kury gdaczą też na grzędzie

Kolorowe sny na “kwasie”

Wzmocnią system, cny kutasie

 

Sen z wami!

Artystami, egołami

Czy w oleju, czy też w glinie

Treść przekazu równa bździnie

Słowa, gesty, miny, pozy

W Pacanowie śpią już kozy

 

Sen z wami!

Ludzką ciżbą i bogami

Śnią się światy, śnią się bogi

Chór anielski, diable rogi

Sen na jawie i sen na noc

Życzę wszystkim dziś dobranoc!

 

A kto nie śpi, proszę mamy?

                                              Generały i kapłany

Politycy i bankierzy, stróże kasy

Nie śpią, by w tępocie spały masy.

 

Lipiec 1994 roku                 AntoniK

 

 

 

                                              

                                     Protezy

          

    Jackowi K. do piwa, kundlom mentalnym na pohybel

 

Czy to widzicie drodzy kalecy

Jak ludzi wrzuca się do piecy

Jak Bóg krzyżuje swojego Syna

I w pień narody hojnie wycina

Jak głowy toczą się niczym dynie

A wiara ludzi przemienia w świnie

 

Nic nie widzicie, boście uśpieni

W dymie kadzideł z twarzą przy ziemi

Na głowach hełmy, jarmułki, fezy

W waszych umysłach skrzypią protezy

 

Czy  to widzicie senne matoły

Co produkują huty i szkoły

Czołgi, cyborgi, dyplomy, nosy

Na ustach słowa, a w dupie włosy

Na produkcyjnej taśmie historii

Pomniki błaznów w chwale i glorii

 

Nic nie widzicie, boście uśpieni

W dymie kadzideł, z twarzą przy ziemi

I z bogiem w sercu, a wodą w głowie

Kuśtyka protez na ubój mrowie.

 

Czy to widzicie durnie nad Wisłą

W jakim gułagu nam żyć dziś przyszło

U steru władzy wieśniacze chamy

Pseudokulturę tworzą pacany

Człowiek wybiera wódki i trumny

Niewolnik reklam, wrak bezrozumny

 

Nic nie widzicie, boście uśpieni

W dymie kadzideł, z twarzą przy ziemi

Na głowach hełmy, berety, copki

Brednią pędzone na śmietnik kmiotki.

                      *

 1 września 1995 roku           AntoniK

 

 

 

           Głos na Olka

 

Na górze sprytnie rozdane role

Cwaniakom władza, durniom symbole

A naród tylko jest wybrany

Do nieświadomej psychodramy

Naród nie wie, że wybiera

Tylko wódki, ser, fryzjera

 

Naród czeka na cud boski

Choć pornosów pełne kioski

Naród pragnie żyć w głupocie

Wódkę chlać i żreć łakocie

Wierzyć w kłamstwo, jak w zbawienie

Sprzedać godność za uśpienie

 

Dzisiaj matoł i głupolka

Głos swój oddać chce na Olka

Każdy kretyn z kieleckiego

Chce wyboru Kwaśniewskiego

Smród się rodzi, rozum kona

Dla idiotów mać czerwona

 

Drodzy smętni bełkotnicy

Mędrcy z “Unii” i z prawicy

Wasze wojny nad głowami

Nie zamienią się w salami

Z waszych sporów w piaskownicy

Drwią czerwoni zawodnicy

 

Drodzy ślepi polaczkowie

Swych dozorców pijcie zdrowie

Wybraliście, co lubicie

Mowę-trawę, żer w korycie

Przyszłość czeka wasz parszywa

Bo komuna wiecznie żywa.

                      *

25 listopada 1995 roku.  AntoniK

 

               

 

 

                                Pluję wam w mordy

 

                                                           Trzodzie elekcyjnej Kwasiżura

 

                                                                Pluję wam w mordy

Gęby plugawe i tępe ryje

W dorzeczu Wisły śpiąca miernoto

Co sra i pierdzi, więc żyje

 

Pluję wam w mordy

I ważę lekce jak psie odchody

Miewa głupota różne oblicza

Są więc debile-narody

 

Pluję wam w mordy

Trzodo żebrząca wiecznej obsługi

W kościołach duszy chcesz masturbacji

Snu w blasku pustej zasługi

 

Pluję wam w mordy

Gdy wybieracie kłamcę i mendę czerwoną

Kiedy wierzycie w żałosne brednie

By tępą bierność mieć wymoszczoną

 

Pluję wam w mordy

I na was plują wszyscy myślący ludzie

Jeśli czekacie cudu nad Wisłą

To na kolanach, w spodleniu i brudzie...

                    *

3 stycznia 1996 roku             AntoniK

 

 

 

 

                  

                                                      Ziemia obiecana

 

Nasza ziemia obiecana

Oszukane tłumy wołów

Głową nie przebita ściana

Geszefciarzy wielki połów

 

Nasza ziemia obiecana

Świat rumianych hamburgerów

W komputerach śmierć mydlana

Życie jak hodowla serów

 

Nasza ziemia obiecana

Orzeł w dresy przyodziany

Wieś z chłopami zaorana

Moloch w błazna przebierany

 

Nasza ziemia obiecana

Ten wyśniony, wolny kraj

Za plecami w pacht sprzedana

A ty człeku jedz i sraj

 

Nasza ziemia obiecana

Półkolonia dla Mamony

Chamstwo gromkim głosem pana

Rozumu z głową ogolony

 

Nasza ziemia obiecanek

Na spełnione, dobre życie

To końcowy jest przystanek

Znowu zamiast wzrostu, gnicie...

                 *

16 grudnia 1998 roku.         AntoniK

 

 

 

 

                                                    Polska dla głuptaków

 

Oto Polska, Polska właśnie

Polityków chamskie waśnie

Immunitet dla bandytów

Świat hospicjum emerytów

 

Oto Polska, wstyd publiczny

Wielki szwindel polityczny

Magdalenki brudna sprawa

Lewą rozgrzeszyła prawa

 

Oto Polska, kwiat Europy

Drogi okupują chłopy

Ministrowie w zbożnym dziele

Napychają swe portfele

 

Oto Polska, czar zaścianka

W dyskotekach przepychanka

Po balkonach dymią grille

Młodzież bystra jak goryle

 

Oto Polska, wolny kraj

Dla matołków istny raj

W telewizji jak smród gości

Krwawy szczyt oglądalności

 

Oto Polska, kraj nizinny

Tu intelekt tylko gminny

Tu uczciwość pokalana

I moralność zafajdana

 

Oto Polska, raj cwaniaków

Geszefciarzy, partyjniaków

Wielki zryw “Solidarności”

Zamieniony w cyrk podłości.

                *

Gdańsk, 31 08 1999                  AntoniK                    

 

 

 

                                                                       

                                              Karnawał w murach infernum

 

                     Jackowi K. w najdalszą drogę ze smutkiem

 

Trwa kundli karnawał w murach infernum

Twarze błaznów szykownie pomazane kałem

Jadem kpiny opluwane dziś nobile verbum

Kiedy trudno świętym, łatwo być pedałem

 

Trwa karnawał, pogrzeb tej wiedzy sardynki

Co pluskała się w Wiśle jeszcze przed potopem

Na twarzach maski fałszu albo modne szminki

Głos rozumu rozśmiesza łysego idiotę

 

Trwa karnawał, wielki sabat miernoty

Orszak polityków kroczy na szczudłach blagi

Pod kopułą sejmu pingwin ćwiczy wzloty

Król szczurów w atłasach, choć pierdzi i nagi

 

Trwa karnawał, festiwal kurew i bandytów

Dziś na sprzedaż intelekt, ciało, margaryna

Barwna pleśń korupcji sięga władzy szczytów

Do łoża kapłana matka wiedzie syna

 

Trwa i trwa karnawał, lunapark spodlenia

Kłamstwo w stroju prawdy, prawda na śmietniku

A kał wirtualny dzieci w śmiecie zmienia

Więc matkę się jebie w raperskim języku

 

I trwa ten karnawał, to chamstwa tsunami

Co zalewa umysły, szkoły, wsie, kościoły

Ludzie puści, więc głodni żywią się gównami

Które bóg reklamy sypie im na stoły.

                                       *

Wrzeszcz, 17 kwietnia 2004 roku.            AntoniK

 

 

           

 

 

                                        Do ciebie, choć lepiej, nie...

 

           Wszystkim, którzy wierzą w prawdę owiniętą w GW i widmo drukowanej wolności

 

Przenoszony embrionie komunistycznej ciąży w sukni fałszywej demokracji

Mentalny osesku znad betonowanych fałszem brzegów Wisły

Dwunożny szczurze wzbudzający elektronicznie mózgowy ośrodek orgazmu

Zredukowany do statywu noszącego przewód pokarmowy Polaku mały

Oto szołmen z Magdalenki, rozgrzeszyciel kanalii, prezydent Agory, kabotyn z miedzianym czołem

Niejaki Adam M, biologiczny syn ojca i matki, bękart dwóch brodatych bogów

Powiedział Ci słowa ważkie, czyli zawinął mózg w Gazetę W, jak salceson

A brzmiały one uroczyście-nakazowo tak:

Karanie winnych cierpienia wielu i scenografii absurdu, to palenie czarownic,

Nie słuchanie Gazety, a myślenie krytyczne, to antysemityzm i ksenofobia

Użalanie się nad bezdomnymi i żądanie odebrania przywilejów czerwonym pretorianom

To wielce niehumanitarne i pozbawione pierwiastka postępu patrzenie w przeszłość

Posiadanie własnego zdania i krytycznej dociekliwości, to zbrodnia wobec nieomylności Gazety

Postrzeganie w działaniu Kaczek-Bliźniaczek znamion czyszczenia politycznej Stajni Augiasza

To antyinteligenckie zacietrzewienie, wstecznictwo, faszyzm i prowincjonalizm

Dostrzeganie powszechnego skundlenia umysłowego, znieprawienia i kpiny z prawdy

To zwyczajne życie przeszłością, brak zrozumienia procesów historii, ślepota na grubą kreskę...

A więc posiadaczu mózgu z defektem zdiagnozowanym przez detektor Gazety

Wole roboczy w jarzmie kłamstwa i przyjemności kupowanej w kiosku lub kredytkartą

Bądź mądry, czyli głupi

Bądź wolny, czyli totalnie zniewolony

Bądź samodzielny, czyli na pasku wiedzy preparowanej

Bądź krytyczny, czyli bezkrytycznie otępiały

I aż do śmierci z przeżarcia, zawału, skopania przez małpozwierzy, od kuli lub amfy

Zawsze pamiętaj:

Kochaj generała J, bo przecież on ocalił Polskę przed inwazją Ostrogotów

Ciesz się, że dostaje z twych podatków stypendium miesięczne a 8000 PLN

A marny proch ziemi, zbity przez ZOMO i sparaliżowany człowieczyna 300 zł od 3 lat z łaski

Bo to godne i sprawiedliwe, jak 8.000 zł renty "psa moskiweskiego" herbu Ślepowron

Że ci, którzy swym potem, bezsennością i łzami żon i dzieci robili rewolucję bez patroszenia

To szary motłoch, bo ważni ci, co nieprawością i fałszem toczyli przez medialną scenę

Stół okrągły

Jak srebrnik Judasza

Wole, tępe oko nakazowej powinności

Tarczę strzelniczą do rozstrzelania niesłusznej prawdy

Zaćmione słońce sensu

Ass holl, czyli otwór w dupie, wysypujący karmę dla nakręcanych wróbli-ludzików

Jak szklane oko opatrzności

Co swych czarnych sutanników otacza płaszczem opieki

Kiedy im do czoła chcą przybić piętno tajnego agenta, o zgrozo i nieprzyzwoitości!

Jak zero umysłowe i wylot lufy

Jak grosz na szczęście i kamień w wodę, czyli wszystko na marne

Jak ordery na piersiach namaszczonych łajnem bandytów

Jak otwory po pociskach na ciałach stających okoniem historii

Jak wielkie, mechaniczne słońce powszechnej ślepoty na fakty i wartości odwieczne...

A ty, Polaku mały, embrionie w formalinie fałszu

Widzisz nic, jeśli prawdziwe i widzisz coś, jeśli spreparowane

Cieszysz się, bo można zakupić piwo i najebać się przed telewizorem

Że można rozpierdalać samochody, wypruwać flaki i jebać dupy przed monitorem KomTrupTera

Że można nie myśleć, a zapychać mózgi wiedzą i być młodym, dyspozycyjnym i zajebiście cool

Że można być człowiekiem, nie będąc więcej wartym, niż świnia o podobnym kształcie serca

Że można cię zresetować, sklonować, strzelić w rogi, zajebać, zweryfikować, odmóżdżyć i pogrzebać

Zrobić z ciebie plastelinę mentalną, agregat trawienny i widza w teatrze kłamstwa

Bez twych protestów, żalu, poczucia krzywdy, w radosnym uniesieniu elektronicznie masturbowanego

Szczura na dwóch nogach i z głową do wypychania trocinami fałszu

I zaspokojenia żądzy konsumowania lukrowanych pierniczków i wiatraczków fałszu. Amen

                                                                                  *

Zaspa, 13 grudnia 2006 roku                           AntoniK (cyklop, oślepły od uderzenia batutą dyrygenta)

 

 

 

 

                                              Kto dna dosięga

 

Ludzka wiedza, to zasłona Prawdy zapisana hieroglifem fałszu

To toksyczna farba kłamliwego druku zlizywana z gazet

Kolorowa bździna wzbudzona elektronicznie na ekranie iluzji

Wielogłowa hydra bałamuctwa i w pole wywiedzenia rozumu

Ta cela cywilizowanej niewoli ma nad sobą klawisza i instrumentarium animacji

Katechizm napuszonych bredni jak być sprężystym robakiem na świętym haku

Rozkład jazdy pociągów do wódki, seriali, komórek, patroszenia i unasieniania

Świątynia boga konsumpcji, wydalania, okradania, orgazmu w jednym

To treść snu powszechnego, jednostkowo smakowanego przed zgonem

Zgonem ducha teraz, a także chwilę potem, kiedy śmierć zawróci listonosza z rentą...

 

Życie nasze, to plastikowy cmentarz Ducha zasilany radośnie masturbowaną fizjologią

Dno człowieczeństwa, co wyrasta modnie odzianą pałubą ponad odgłosy trawienia

A kto dna dosięga, ten się w nim zakopuje, jak żaba i czeka wiosny

Wiosny w zaświatach wielkiej kariery na wybiegu kukieł w Łondonie

W Duplinie, przy zmywaku czy masturbacji bogatego starca-katolika

W Paryżewie podczas wielce poważnej rozprawy hydraulicznej z kranem

W Roma Sacra pod latarnią, tym citta, które doniósł pod strzechy JP II

Cy też w Wikinglandzie, gdzie na platformie odwiertów dennych tryska petrodolar

Więc wiosenne przebudzenie czeka dennych ludzi w zaświatach innostrannych

Kto dna dosięga w ojczystej zagrodzie, ten wiosny szuka w krajach forsą pachnących...

 

Lecz tam jeno dno drugie, barwna topiel bagienna, co wciąga bezpowrotnie

Drugie dno, gdzie już wiosny czy zimy nie doświadczasz, a jeno cień wirtualny

Tam jeno rytm wschodów i zachodów do barłogu, życia lepionego z czcionki na Facebooku

Tam ekran rozjarzony banerem tak realnego kłamstwa, że kto dna dosięga, jest na powierzchni

Jak śnięta ryba płynąca stadnie do utylizatora, gdzie będzie zmieloną karmą dla lisów biznesu

Będzie nawozem historii, kamieniem węgielnym zmienionym w kostkę brukową

Będzie realnym odpadem przydatnym powszechnej maszynie ludożernej ekonomii

Kto dna dosięga, daje się zjeść, wysrać i wrócić jako gówno zawinięte w dolara

Pod strzechę ojczystą, gdzie na dnie śnią jeszcze o mitycznym światełku w tunelu

A także zbawicielu narodu na białym koniu okulbaczonym w bisior i jedwab cenny

 

Kto zaś w siodle dosiada wierzhcowca szlachetnego i ku wzniosłym celom prowadzi

Król Dyskoteki, Władca Pierścieni, Generał Mróz, Agent Bolek, chuj z chujów

Król na miarę czasów, co dna dosięgają, a tam denne sny mają i chodzą po świecie o kuli

W tył głowy...

                                                                      *

Wrzeszcz, 1 kwietnia 2007 roku                                                              AntoniK

 

 

 

 

 

    Smoleńska pobudka

 

Kiedy stalowa trumna

Pełna polskiej treści

Pełna trwogi, krwi, ducha

Uderzyła w smoleńską ziemię

Ozwał się podziemny dzwon

Westchnienie Naszej Matki

Pomruk dziurawych czaszek

Wieszczący Ultima forsan

Lub narodową pobudkę…

 

W Tym głuchym brzmieniu

Dało się słyszeć przesłanie:

"Wyjdź z cienia

Podnieś twarz

Wystaw ją na wiatr historii

I policzki pogardy

Od kundli, miernot, obłudników

Posłysz przeszywające do szpiku kości

Wezwanie do czynu i świadectwa

Zakaz mamlania papki medialnej

Zakaz biernej wegetacji…"

 

Wielu, wielu to usłyszało

Wielu się obudziło ze snu beznadziei

Wielu usłyszało chichot historii

Co kpi z prawych i sprawiedliwych

A przygrywa do tańca

Łotrom, durniom, miernotom

To głos umarłych, bicie seca Matki

Wyostrzył im słuch

Więc słyszą teraz:

 

"Jesteś Polakiem

Nie homofobem, antysemitą,

Rusofobem, ciemnogrodem

Jesteś istotą ludzką

Nie konsumentem, abonentem,

Masą ludzką, numerem, statystą

Jesteś cenny i jedyny

Nie statystyczny, ułomny, za młody

Nadliczbowy, stary, skreślony, spam

Jesteś członkiem Rodziny Człowieczej 

Depozytariuszem dobrej woli i miecza czynu

Synem Polski wyjątkowej, silnej duchem

Jesteś lub cię nie ma, tedy jest nicość..."

 

A jak cię nie ma

Sklejona będzie atrapa

Do użytku publicznego

Czekisów, aparatczyków,

Banków, uczonych w piśmie,

Salonów słuszności, owczego pędu,

Mediów fałszywych i prawdziwych śmierci

Za życia.

                            *                                      

Wrzeszcz, 17 kwietnia AD 2010 r.         AntoniK

 

 

 

 

 

         Zmierzcha się

 

Tak, zmierzcha się nad mą planetą...

Ma planeta-ojczyzna zbacza peryferialnie

Pogrąża się w mroku kosmicznego chamstwa

Dryfuje ku ciężkiej materii rozkładu...

Zmierzcha się

Widzę niewyraźne kształty i bukszpany

Marmurowe sarkofagi i tekturowe wieńce

Odciski stóp w policyjnym tuszu

Zmierzcha się

Widzę rozmytne kształty proporców

Watah złomiarzy, skrzydeł husarii

Dostrzegam cienie zarzynanych przodków

Zmierzcha się

Gdzie okiem sięgnąć, trwa mrówcza praca

Trwa golenie włosów łonowych i czaszek

Sączy się kroplówka Tańca z Gwiazdami

Idą wytrwale pielgrzymki do Światyń Materii

Zmierzcha się

Przez mrok dostrzegam cherlawe kształty

Boga POsejdona i PiSmo nosem wietrzę

Śpiew słyszę Bogini Oksany z planety eSeLDde

Zmierzcha się

Gasną swiatła rampy i szpitalne monitory

Zapalaja się papierosy i weneryczne ogniska

Poprzez mrok gęstniejący słychać zaśpiew:

Zmierzcha się

- Nieprawda, wyraźnie widzę was psubraty!

Krzyczy Sowiński w okopach zapomnianej Woli

Choć bezwolny tłum szturmuje wrota MediaMarket

A autorytet moralny leje ołów kłamstawa w uszy...

                               *

Ujejścisko, 23 września 2011 r.          AntoniK

 

 

 

 

                                                 Nasze wybory AD 2011

 

Polska czy Polsza?

Wolność czy swoboda?

Rozum czy duractwo?

Wybór należy do ciebie, wybór udupia ciebie

Więc lepiej wybierz kotlet z tektury, niż waty szklanej.

Możesz także wybrać wolność od przymusu wybierania.

Możesz wybrać piwo, a nie wódkę

Walonki, nie buty hiszpańskie.

Możesz wybrać płeć, kojec polityczny

Kształt nosa, fryzurę łonową,

Buty ze skóry krokodylowej lub cielęcej.

Możesz wybrać chleb słonecznikowy lub macę,

Ale racji chleba w gułagu nie wybierasz...

Sznur konopny lub pasek skórzany.

Możesz nie wybierać, bo dawno wybrałeś

Bycie martwą, słuszną mumią, a nie żywą, bolesna raną...

Tylko nie wybierzesz nigdy lepszego świata, bo czeka już gorszy.

Możesz nie wybierać, bo ona wybierze ciebie

Do zimnego kujawiaka...

Więc co?

Nie leż pod gruszą wyborczą.

Opuść naród wybrany.

Nie bądź wybiórczy...

Spełnij się, czyli poznaj Pełnię

Zrozumienia...

Ona Cię wyzwoli,

Także od piekła wyborów...

Ale jak dojechać do tego Poznania?

                                                                        *

Wrzeszcz, 5 października 2011 r.                        AK

 

 

 

 

  Niewiele rozumiem

 

Tak, rozumiem niewiele

I umrę głupi, jak robak

Ale moja wiedza

Wiedza o realnym wizerunku świata

Jest stale redukowana

Ba, anihilowana, zastępowana atrapą...

Moja świadomość

Zanurza się w formalinie

W toksynie przezroczystego kłamstwa

Moje zmysły mówią mi o tym, że owoce

Konsekwencje zakulisowego mechanizmu

Zwiastują spisek, spisek przeciw

Rozumowi, który jest od zarania

Śledzonym i znienawidzonym

Celem spisku przeciw myśleniu - obecności...

Rozum bowiem szuka przyczyn

Nie kontentuje się objawami

Które podobnie, jak dziecko

Mogą mieć wielu ojców

Jak dym, mogą pochodzić

Z ogniska, parowozu, pożaru...

Kto szuka przyczyn

Scenariusza naszego

Upiornego Panopiticum

Nie błądzi, choć może wie niewiele

Kto zaś nie szuka, ma spokój

Słodką marchew królika doświadczalnego...

Ale z następstwa – myślę, więc jestem

Wynika liczba obecnych

Zaś wyzwolenie z myślenia, są nieobecni

Obecni, nawet poznając “mechanizm jamniczka”

Mogą za mało, żyją na Wyspach Goryczy, zapominają...

Tak, rozumiem niewiele

I umrę głupi, jak robak.

                                         *

Nowina, 23 sierpnia 2013 r.                   AntoniK

                                                                 *

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura