Wilk Miejski Wilk Miejski
694
BLOG

Wyłożone po 5-ciu latach, prawie aktualne, zmiany tylko na gorsze...

Wilk Miejski Wilk Miejski Polityka Obserwuj notkę 0

 

Gdzie patrzy, co widzi, o czym zamyśla nasz Orzeł Polski?

 

Motto:

" - Jest czymś niesłychanym, że w demokratycznym kraju wydawca gazety kontaktuje się z członkiem rządu i informuje go, co znajdzie się w jutrzejszym wydaniu dziennika, którego jest właścicielem.

Mamy w Polsce do czynienia z patologią w relacji czterech władz. Porządek demokratyczny polega na konstruktywnym napięciu między tymi czterema ośrodkami, z których każdy musi być mocno osadzony w swoim pionie. Żaden z tych pionów nie może być bezpośrednio połączony z innym i nie może się przechylać w stronę innego. Porównując demokrację do ringu, to cztery władze są narożnikami, które trzymają w napięciu liny ringu. A napięcie w demokracji powinno być konstruktywne...

- Mam poczucie, że jeżeli każda z tych władz nie ma chorych powiązań z inną z tych władz, ale są autonomiczne względem siebie, to wtedy mamy do czynienia ze zdrową demokracją i napięciem, które zawsze jest na plus dla Narodu. A nieformalne powiązanie mediów i rządu świadczy o zrakowaceniu polskiej demokracji. Kiedy rzecznik rządu spotyka się w nocy na klatce schodowej z wydawcą gazety, to coś tu jest nie tak. Po co bawimy się w demokrację? Powiedzmy od razu, że mamy w Polsce autokrację...

- Widzimy na przykładzie Holandii, że nie trzeba być dużym krajem, by zachować się przyzwoicie… Holendrzy zaczęli się emocjonować i bulwersować, kiedy osoby reprezentujące władze Holandii na terenie katastrofy boeinga nie wykazały należnego szacunku dla ofiar i nie były zainteresowane zabezpieczeniem wraku …  Okazało się, że Holendrzy są w stanie nawet wysłać wojsko, by zabezpieczyć ciała swoich obywateli… W Holandii nie ma, jak w Polsce w związku ze Smoleńskiem, w sprawie katastrofy boeinga dwóch obozów, z których jeden jest medialnie wyszydzany. Każda hipoteza katastrofy brana jest pod uwagę …Holendrzy poprosili o wsparcie wszystkich, którzy pomogą im dojść do celu. Po co Polska tak zabiegała, żeby należeć do NATO i do Unii Europejskiej, skoro w momencie, gdy może korzystać z ich pomocy, tego nie robi? – pyta retorycznie

Redbad Klijnstra, polski aktor holenderskiego pochodzenia (tekst z 2014 roku)

                                                                    

O Polsko! Póki ty duszę anielską
Będziesz więziła w czerepie rubasznym
Póty kat będzie rąbał twoje cielsko
Póty nie będzie twój miecz zemsty straszny.

                               Juliusz Słowacki


Mam wielki dylemat, bo teraz każda wypowiedź tycząca spraw polskich, koncepcji „naprawy Rzeczpospolitej”, zawsze polityczna, zawsze przypisana jakiejś opcji, jak nie PO, to PiS czy SLD, zawsze "ktoś za tym stoi", założone z góry, że nikt nie potrafi wypowiadać się własnym głosem, cóż za ubóstwo umysłowe tak myślących! Każdy, kto swój głos wystawia "pod pręgierz publiczny", upublicznia dla idei rezonansu, wymiany myśli czy „wołania na puszczy”, może być odczytany właściwie, co jest rzadkim przypadkiem lub niewłaściwie, co jest częste, bo tak rozdane są procentowo ludzkie kwalifikacje umysłowe  –  „durakow mnoga, umnych maleńko, kak kniaziow”. Zatrważający jest fakt, iż nawet inteligentni i krytyczni ludzie, tracą rozum w obszarze politycznym "polskiego piekła" (gdzie węgiel do kotła waśni i podziałów sypie cynicznie i szkodniczo "naczelny rabin medialny", de domo Szehter) i notorycznie zacnych patriotów i poszukiwaczy prawdy o kulisach transformacji, czy tragedii smoleńskiej zwą, za mistrzem powszechnego zidiocenia, faszystami, ciemnogrodem, PiSiorami czy moherami, o zgrozo! Ja odbieram każdy mądry głos zgodnie z jego intencją, czyli dostrzegam ważność spostrzeżeń, mądrość przesłań, albo twórcze „votum separatum”. Staram się także rozpoznawać dyspozycyjność, nadzór agenturalny, irracjonalność czy matołectwo wszelkich wypowiedzi, nawet trącących pozorem prawdy. Gardzę niemerytorycznym sporem, knajackim jazgotem, argumentami ad personam, pospolitym chamstwem i szmatławym antypolonizmem, ot co! Zatem wsłuchałem się uważnie i w ten głos…

Podczas przemówienia na Placu Piłsudskiego podczas sobotnich uroczystości żałobnych, córka tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskiej Prezesa Federacji Rodzin Katyńskich, Pana Sariusz-Skąpskiego, zacytowała przesłanie swego ojca, które miał on wygłosić w Katyniu: "Nigdy nie pozwólcie, aby ta pamięć była zawłaszczana przez obce osoby, jak to, niestety, często ma miejsce". To symptomatyczny apel. Czy "obce osoby", to ktoś z zagranicy, czy może raczej ludzie tzw. „polskich elit” próbujący zmienić odcień czerwieni ideologicznej domieszką katyńskiej krwi lub legitymizować swą władzę bratając się z Putinem bez niepotrzebnego Prezydenta Kaczyńskiego, w oddzielnych uroczystościach. W podsumowaniach przemówień nigdy ten fragment się już nie pojawił. To coś znaczy, to świadczy o tym, kto jest tym „obcym w naszym domu”, a to bardzo im nie na rękę, po prostu ich demaskuje, odsłania ich antypolskość...

Zataczający się pod pomnikiem ofiar zbrodni ludobójstwa sowieckiego w Charkowie Olek Kwasiżur, (pseudo)prezydent, groteskowa ofiara "wirusa filipińskiego", odcinał kupony od sprawy katyńskiej będąc „czerwoną mendą z rodowodem” i prezydentem mend i kundli mentalnych obficie, jak wszy i pluskwy, występujących w Ubekistanie. Także „premier w Polsce”, Donald Tusk przyjmując zaproszenie Putina na "oddzielne" obchody był lojalny wobec mendy czekistowskiej, a wiarołomny i rozłamowy, ostentacyjnie depczący solidarność w sprawie polskiej racji stanu i solidarności Polaków, zwłaszcza rządzących z naszego wyboru. Putin miał etykietalny obowiązek (pytałem ludzi na urzędach, znających europejski ceremoniał dyplomatyczny) zaprosić Prezydenta RP, ponieważ konstytucyjnie jest on głową państwa. Gdyby zaprosił Kaczyńskiego z Tuskiem, ten pierwszy nie musiałby lecieć drugą turą do Katynia przez Smoleńsk. Jak pamiętamy, premierowski przelot pilotowany był przez specjalnie sprowadzone, nowocześniejsze urządzenia naprowadzające na „Siewierny”, potem natychmiast zdemontowane. Ten spektakl zaaranżował Putin. Widocznie tego Putin chciał i wiedział dlaczego, a w dupie miał etykietę międzynarodową. I tak miał „dwa w jednym” – podzielił Polaków, no i pozbył się znienawidzonego oponenta. A czy to realne, sami sobie dopowiedzcie...

Podczas pogrzebu, który oglądałem z Tymonem Tymańskim, wielkim artystą, ale także personą wciąż walczącą o prawdziwą tożsamość (to moje zdanie), dobrze przyglądałem się sylwetce orła na sztandarze trumiennym Prezydenta Kaczyńskiego, ale nie dostrzegłem tej konfiguracji głowy, którą sugerował mi po uroczystości Ted Dziewanowski, poeta. Symboliczny ptak spoglądał przez prawe ramię na Zachód, a nie przez lewe na Wschód. Widocznie symbol wrócił do normy, do "poprawności politycznej", bo zawsze w XX wieku  patrzyliśmy w tę stronę błagalnie, oczekując pomocy (zwłaszcza we wrześniu 1939), także z kompleksami, żalami i roszczeniami, naiwnie oczekując wsparcia i zrozumienia. Zaś na Wschód patrzyliśmy za Batorego i podczas sławnej rosyjskiej "smuty" w 1610 roku, kiedy to hetman Żółkiewski zajął Kreml (na 2 lata polskiej obecności), a królewicz Władysław otrzymał od bojarów moskiewskich propozycję objęcia tronu carskiego i unię z Polska pod prawosławnym berłem, więc mieliśmy na wyciągnięcie ręki lub jak gołębia na dachu, Rzeczpospolitą Trojga Narodów, Imperium potężne obszarem i ideami demokracji szlacheckiej, czyli kontroli państwa przez „naród” (wtedy szlachta była narodem, stanowiąc 10% populacji, dla kontrastu – w Anglii 2 % a na Węgrzech 3%). Był to jednak klasyczny „gołąb na dachu”, miraż nie przekładalny na realia polityczne. Zniweczył ten historyczny dar, niestety, król Zygmunt III Waza (kolumnę warszawską tej obcej Polsce i jej ongisiejszym interesom państwowym personie należy zdemontować i wysłać do Disneylandu pod Paryżem, tam jej miejsce!), ojciec Władysława, który zaplanował objąć stolec carski pod berłem katolickim i inkorporować Księstwo Moskiewskie do Rzeczpospolitej, miast rozszerzyć federację Rzeczpospolitej o nowe ogniwo! Zaowocowało to powstaniem bojarsko-chłopskim pod dowództwem księcia Pożarskiego i mieszczanina Minina, 2-letnim oblężeniem Kremla (w ten czas oblężona załoga polska zjadła szczury, buty, pasy skórzane, a w końcu, o zgrozo!, ciury oboźne i trupy zmarłych), kapitulacją i wypędzeniem Polaków z Moskwy. Pamiętajmy, że rocznicę tego wydarzenia car Putin ustanowił rosyjskim świętem narodowym. A dlaczego my, jedynie symetrycznie, nie ustanowiliśmy dnia 10 lipca Narodowym Świętem Husarii, bowiem w 1610 roku pod wsią Kłuszyn 4,5 tys. polskiej jazdy, zwłaszcza husarii, rozbiło w pył armię moskiwsko-szwedzką liczącą 35 tys. wojska, co było niezwykłym wyczynem militarnym. A co się tyczny naszego, politycznego patrzenia na wschód, to nie może ono mieć charakteru "snu o potędze", ale czujności obronnej, domagania się partnerstwa, nie "przedmiotu" polityki zagranicznej Rosji, dbałości o Rodaków deportowanych przez sowietów na Wschód, pamięci o tradycji Kresów…

Pamiętajmy, że Rosjanie zrobili na kanwie tych wydarzeń film "1612" z naszym Żebrowskim w roli hetmana Żółkiewskiego, film zdecydowanie mitologiczny z nielicznymi faktami, choć nie kicz, ale w „duchu wielkorsuskim”, jawnie antypolskim, no i jak wspomniałem, obchodzą swe święto narodowe w dniu kapitulacji polskiej załogi Kremla (4 listopada 1612 r.). Nie odpowiedzieliśmy im na ten obraz polskim "1610", czyli wielką wiktorią kłuszyńską i witaniem Żółkiewskiego kluczami u wrót Moskwy, a potem Hołdem Ruskim (pokłonem Szujskich przed Królem RoN i jej Senatem), bo Wajda robi,  co mu przykazują czynniki "partyjno-razwiedzcze". Wystarczy wspomnieć film "Popiół i diament", najbardziej fałszywy, antypatriotyczny, ideologicznie skonstruowany obraz polskiego, powojennego konfliktu społecznego pomiędzy "zagubionymi, bandyckimi młodziakami z AK", a "szlachetnymi, kochającymi robotników działaczami PPR i funkcjonariuszami MO”, czy także stronniczy, zafałszowujący obraz strategii kawalerii polskiej w Wojnie Obronnej z Niemcami 1939, film "Lotna", bowiem w czasie dramatycznej obrony w 1939 polska kawaleria nigdy nie szarżowała na czołgi niemieckie, a był to mit wymyślony na Zachodzie, aby umniejszyć wartość polskiego męstwa i waleczności we Wrześniu 1939, a ich haniebnej bierności, tak... Zaś „Katyń" zrobił Wajda kilkanaście lat po tzw. „odzyskaniu wolności”, czyli "musztarda po obiedzie". Ten pierwszy przez „pożytecznych idiotów” z Zapada oceniony jako arcydzieło, zaś drugi jako "polski folklor militarny", a trzeci nie zrozumiany i zapomniany prędko... Dlaczego nikomu, wcześniej i obecnie, z polskich reżyserów-batalistów nie przyszedł do głowy pomysł sfilmowania Bitwy pod Kłuszynem (1610), niezwykłej wiktorii polskiej husarii pod hetmanem Żółkiewskim nad 5-krotnie silniejszym wojskiem moskiewsko-szwedzkim, naszej historycznej chwały, co?! Odpowiedź jest jedna – w Polsce nie ma niezależnej kinematografii, jest „plan realizacji filmów” z pobudek ideologicznych i pod kontrolą administracji państwowej, niestety - antypolskiej, fałszującej historię, budującej mit "polskich szmalcowników" i narodowego antysemityzmu. To klęska!

A co by się stało, gdyby nasz Orzeł Biały, esencja dumy i patriotyzmu, spojrzałby prosto w oczy, czyli na wprost, ugodził widza piorunującym spojrzeniem szlachetnej istoty, wywarł wrażenie, jak paszcza pytona na białej myszce, na wszelkich sprzedawczykach, układowcach Magdalenki, "rozgrzeszonych" bandytach, czy mendach bankowych, psich pyskach prezesów koncernów, lisach  mord odzianych w mundury, czyli wszelkich "aktorach zdrady magdalenkowej", na klaunach polityki i kurwach artystycznych, na całym ubecko-knajackim motłochu z dorzecza Wisły, na „elycie cinkciarzy, geszefciarzy i świętojebliwców” i ich „kolegach po fachu” z Brukseli, tych samych moralnych i mentalnych kwalifikacji, geszefciarzy i genderowców, lewaków z misją "laicyzacji i multi-kultizacji" Europy. A gdyby jeszcze podfrunąłby wysoko i zawołał donośnie majestatycznym zaśpiewem: „Biada, Biada, wielki Babilon upada, w proch się wali szalet czerwonych, unijnych krasnali, a powstaje człowiek, co promień światła bije mu spod powiek, Polsko zrzuć kajdany, tyś ostją wartości, z których odrodzi się Europa!" To tak parafrazując, ku pamięci, nasze wolnościowe reaage, śpiewane w 1986 roku przez zespół IZRAEL, a na pewno nie tyczące naszej emigracji do Etiopii, do czego zachęcał ideowo rastafarianizm, lecz wyzwolenia spod jarzma sowieckiego…  Ale co z tego wynika? Dziś, my w jewropieskim plenie, spętani unijnie, nie mający siły i mądrości, aby być partnerami dla "równiejszych", niestety! Jednak na marzenia zawsze nas stać, prawda, ale kiedy nasze „słowa ciałem się staną”, no kiedy?

Reasumując, na Wschód należy patrzeć z godnością, ostrożnością, pewnością swych wartości wynikłych z historycznej tradycji „Złotego Wieku” Rzeczpospolitej i poczuciem politycznego partnerstwa, a nie na kolanach i pod dyktando rytmu "nahajki i bałałajki", a na Zachód z poczuciem zwyczajnej równości, ale także z poczuciem niezapłaconej moralnie i materialnie krzywdy, zniszczenia Warszawy przez Niemców (nie nazistów-kosmitów, jak sobie życzą) i 5-letnią grabieżą naszych dóbr i dzieł sztuki, także zdrady, sprzedania Stalinowi w Jałcie, a więc z pozycji naszej wyższości moralnej, „oświecającego dorobku” ludzkich doświadczeń komunizmu i naszej misji dziejowej, tak, bez żenady, bo mamy podstawy: kulturowe, intelektualne, społeczne i naukowe (tak!!!) zawsze predysponujące nas do „roli przewodniej” w Europie na równi z Anglią, Francją, Niemcami, a nie tylko w roli „pociotów”, w ogonie z Bośnią, Albanią, Serbią czy Kosowem. Niewątpliwie nikt inny, tylko „Serce Europy” i pospólna Europa Wschodnia, a szerzej – Liga Bałtycka,  a może i szersza kooperatywa państw leżących pomiędzy "młotem a kowadłem", między Niemcami, a Rosją, może nauczyć cyniczny, nielojalny, materialistyczny "Zgniły Zachód" szanowania wartości ludzkich i umiłowania wolności, nie (pseudo)wolności, bowiem tolerancja, to nie ochrona i równouprawnienie dla dewiacji i patologii, zatem to nie lansowania odmienności gejowskich, lesbijskich, zwanych Gender, czy tolerancji dla patologicznej, bezkarnej młodzieży i lansowania konsumpcyjnego stylu życia, bagatelizacji rodziny, czytaj wszystkie te postulaty: wspierania bezideowego egoizmu i całkowitej atomizacji społecznej, ale możność bezkonfliktowego funkcjonowania społecznej różnorodności i kulturowej odmienności. Czy to możliwe? Historia uczy nas, że tak!

A jest tego historyczny przykład – „Złoty Wiek Rzeczpospolitej”, inaczej Idea Jagiellońska, tak! Uświadommy to sobie – Zachód, pomimo naszej unijności, w dalszym ciągu programowo traktuje Polskę jak „ubogą krewną”, kraj, gdzie "wilki biegają po ulicach i jeżdżą po nich furmanki". To nas umniejsza i nam ubliża, nie ma naszej zgody na takie niesprawiedliwe, kłamliwe "miniaturyzowanie" Polski! Szkoda tylko, że nie mamy alternatywy politycznej kooperacji, bowiem Rosja, to państwowa tyrania, kult "carskiej charyzmy" i społeczne rabstwo, a nie dobroć i braterska miłość ludu prostego, której to symptomów doświadczyliśmy właśnie podczas Smoleńskiej Tragedii (na bardziej jednoznaczną definicję jeszcze nie ma dowodów, ale logika wskazuje, że się znajdą!), bo na teatralne gesty „czekistów” i ich posępnych siepaczy – sowieckiej kadry starych generałów na pewno się nie nabraliśmy. I o dziwo - lepszy dyktator Putin, rozmiłowany w posiadaniu i gromadzeniu dóbr doczesnych, a nie stare, skomuszałę "ginirały", co tylko śnią o atomowej rozprawie z Zachodem. Idea Panslawizmu, zjednoczenia narodów słowiańskich i utworzenia wielkiej, silnej federacji europejskiej, to niestety utopia, bo tym realnym "sajuzom" był Związek Sowiecki, a jaki był, każdy widział, co objaśnia ks. Chmielowski w swej encyklopedii w kwestii konia, a Rosja nigdy nie abdykuje z mitu dominacji i III Rzymu, czyli „roli przewodniej”. Pamiętajmy także, że jest w dodatku nam kulturowo i genetycznie obca, jest wytworem kultury turańskiej (o czym pisał znakomity, zmarginalizowany polski historyk Feliks Koneczny), mixtem genetycznym germańskich Wikingów i mongolskich okupantów, co przez dwa wieki władali i pacyfikowali Moskwę, nacją, dla której demokracja jest tak obca, jak plantacja truskawek na Antarktydzie, która żyje carskim blaskiem i zgiętym karkiem ludu, tak...

A co nam, zatem pozostaje, no co? Jak orzeka rzymska maksyma: „tertium non datur”, czyli „trzecia droga jest niemożliwa”. Czy jest tak rzeczywiście? Może to reguła, może doświadczenie tak uczy, że tak jest statystycznie, ale nie znaczy to, że nie ma odstępstw, nie ma „dróg rzadziej wędrowanych”, rozwiązań nieszablonowych. Na pewno nie będzie taką ideą panslawizm, zwłaszcza, że chce mu liderować Rosja, która nie jest nacją słowiańską, a o czym wspomniano, „genetyczną mieszanką” normańsko-mongolską, tradycyjną despocją i „społeczeństwem żadnym” (za Norwidem), bowiem nie pogodzi się „wody z ogniem”, rabstwa w szponach despocji z tradycją demokratycznej „społecznej samoorganizacji”, o nie!  Nie mamy także łączności duchowej, dzielimy się „brzydko” w obszarze religijnym i tradycji obyczajowej. Warto tu przyjrzeć się koncepcji Aleksandra Dugina, naszego zdeklarowanego wroga, a wygląda ona tak, co postaram się w skrócie przedstawić. Jego widzenie rzeczy opiera się na autorytetach z IX – XI wieku, takich jak Focjusz i Cerulariusz, ojcach ich Kościoła. Prawosławie, które nie jest religią, lecz tradycją, bowiem jest wynikiem rozłamu bardziej politycznego, niż teologicznego, jest o wiele bliższe temu, co nazywamy pogaństwem. Ono intencjonalnie obejmuje i włącza w siebie pogaństwo. Tak, więc nauki ojców kapadockich, czy palamitów nie wchodzą w ostry konflikt z normami pogańskimi, a jedynie transformują „przedchrześcijańskie archetypy” w prawosławnych kontekstach, nie odcinają się od duchowych korzeni, poszukują wspólnego rdzenia dla „nowego i starego”. Zatem Prawosławie, to coś więcej niż religia, zarówno „wertykalnie”, gdyż włącza w siebie symbole pogańskie, jak i „horyzontalnie”, gdyż jest otwarte na metafizykę, która we współczesnym katolicyzmie zupełnie zanikła. Prawosławie i katolicyzm, to dwa zupełnie odrębne zjawiska gatunkowe. Zauważmy, że tradycja i religia, to nie całość, ale części kultury, zatem tradycja opiera się o duchowość, a religia o racjonalną teologię. Dlatego wykluczone jest wszelkie porozumienie Rosji z Polską w oparciu o obecny stan historycznych różnic, zaś między katolicyzmem, a protestantyzmem różnice kulturowo-cywilizacyjne są minimalne, lecz dogmatycznie rozwiera się między nimi przepaść. Wręcz przeciwnie ma się rzecz z katolicyzmem i prawosławiem: dogmatyczne różnice są niewielkie, natomiast kulturowo-cywilizacyjne ogromne… Zatem wyciągnijmy z tego wnioski, jaki może być kształt dobrego, trwałego sojuszu, na czym budować naszą bezpieczną i dostatnią przyszłość…

Takim rozwiązaniem jest teoretycznie, choć z dużą dozą realności, poważnie traktując kwestie kulturowo-cywilizacyjne, LIGA BAŁTYCKA, Pomost Skandynawsko-Wschodnioeuropejski, Międzymorze Bałtyckie, który ma wiele podstaw, aby stał się trwałym i korzystnym układem dla stron, gdyż wynika z geopolitycznej logiki, a stanowiłby konstrukcję mocnego bloku państw kulturowo, gospodarczo i politycznie sobie pokrewnych w obliczu znajdowania się w obszarze politycznej ekspansji imperialnej Rosji, co teraz udaje, jako krwiożerczy niedźwiedź, „pluszowego, łagodnego i przewidywalnego misia” (jak długo jeszcze, zapewne wkrótce „stary niedźwiedź” się obudzi i …), a wrogą (choć kosmetycznie jest poprawnie) postawą Niemieć, chociażby blokującą przebiegieem North Streemu tor wodny Świnoujścia i wspierającej ruchy separatystyczne na obu Ślązakach. To także geograficzna spójność krain scalonych wodnym, żeglownym obszarem Bałtyku, akwenu transportu, wymiany towarowej i turystyki, także wspólnej strefy obrony. Ale iść można dalej, wbijać klin pomiędzy dwie potęgi Europy, dwie siły, co dzielą i rządzą, a same rozdają karty w "europejskim pasjansie". Taką formacją kulturowo-ekonomiczną może być szersza w geograficznym zasięgu LIGA TRZECH MÓRZ, blok współpracy Skandynawii, Pribałtyki, Europy Wschodniej i chrześcijańskich Bałkanów, porozumienie państw, gdzie jeszcze gender nie zdeptał planowo ducha chrześcijańskiego, mało tego, gdzie przejawić się może szansa na nową formę ekumenii, współpracy protestantów, katolików i prawosławnych w imię fundamentalnych wartości europejskich. Zatem powinniśmy politycznie, gospodarczo, kulturowo i ideowo doprowadzić do wymiany gospodarczej, kulturalnej, poznania obyczajów partnerów, zbudowania spójności infrastuktury, transportu, sieci żeglugi rzecznej, powiązań łączności elektronicznej, wymiany technologi, a może współpracy militarnej, nie agresywnej, stricte obronnej, dającej poczucie solidaryzmu geopolitycznego. Warto o tym podyskutować publicznie, zwłaszcza nam, Polakom, którzy mamy wspaniałą tradycję demokracji szlacheckiej, prawdziwego multi-kulti, czyli Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a po Unii Hadzickiej 1658, niestety na krótko, Trojga Narodów, pierwszej konstytucji w Europie, dynastycznych powiązań, a w przykładzie Gdańska, najbogatszego grodu Rzeczpospolitej, handlowej i kulturowej przynależności do Hanzy, która łaczyła także porty Bałtyku: Sztokholm, Visby, Elbląg, Ryga, Tallin, Tarnava, Windawa... Ostatni zjazd delegatów miast hanzeatyckich odbył się w 1669 roku, ale formalnie liga nigdy nie została rozwiązana! Mamy dwa klucze historyczne: etos Hanzy i Idę Jagiellońską, najwyższy czas, aby genetycznie i praktycznie korzystać z owych doświadczeń!

O dziwo, pomimo istnienia Grupy Wyszehradzkiej nie zaistniały jeszcze polityczne próby rozszerzenia jej na obszary Północnej Europy (gdzie także znajdują się „małe Państwa Pribałtyki”, które poszukują wsparcia i bezpieczeństwa z racji rosyjskiego „niedźwiedziego sąsiedztwa”), bogate w surowce i technologie, politycznie otwarte na współpracę, obawiające się imperialnych zakusów Rosji, kulturowo i historycznie nam powinowate, bardziej, niż skłonne do antagonizmów, szukające sojuszników, zapewne w przypadku zainicjowania procesu - poszukujące rozwiązań stabilizujących jedność i współpracę państw leżących wokół Bałtyku, co jest geopolitycznie i historycznie logiczną opcją. Pamiętajmy, że historycznie, geopolitycznie, strategicznie i także na niwie obrony elementarza wartości Europy, to właśnie LIGA TRZECH MÓRZ jest dla nas rozwiązaniem optymalnym, a nie Grupa Weimarska, gdzie zawsze będziemy "elementami", a nie partnerami. Ale także, jak wspomniałem, trzeba zrobić krok na Południe, ku połączeniu akwenu trzech mórz, trzech regionów, co uczynią z tej części świata mocny gospodarczo, twórczy kulturowo i logiczny geopolitycznie blok współpracy, rozwoju i obrony wspólnej...

I jeszcze jedna ważna, wręcz fundamentalna kwestia. Zapytam: czy jesteśmy partnerem dla USA, popularnie zwanych Ameryką (poza nimi jest jeszcze wiele, bardziej interesujacej i czasem bardziej demokratycznej Ameryki), co? Otóż Proszę Państwa, NIE, jesteśmy krajem do niedawna kojarzonym z wieczną zimą, wilkami i furmankami na ulicach, ne różniącego się kulturowo i terytorialnie od Rosji, Ukrainy, Czech i innych państw Środkowej Europy, jesteśmy marginesem ich zainteresowania i opcją zero solidarności w starciu z imperialną ekspansją Rosji. Tylko dlatego, że był łaskaw zlikwidować polską, radiolokacyjną sekcję Tarczy Rakietowej, Obama wie, gdzie ona leży, tak przypuszcam. Nie dostaniemy od nich nic, oprócz kilku używanych samolotów F-16, nie zostaną cofnięte obywatelom Polski wizy amerykańskie, choć maję je Czesi, Węgrzy, Słowacy czy Horwaci, nie mamy żadnych korzyści ze współpracy z USA, zostaliśmy wykorzystani instrumentalnie w Iraku i Afganistanie, byliśmy ich pachołkami, jak polscy żołnierze w czasie niszcenia Praskiej Wiosny AD 1969 (plan inwazji opracował nie kto inny, ale "człowiek honoru" wedle naczlnego rabina medialnego, gen. Jaruzelski), a jeszcze przypomnę, jak Roosvelt, "Kaleka" (w/g piosenki Jacka Kaczmarskiego) oddał nas bez zmróżnenia oka Stalinowi na 45 lat "nocy czerwonej niewoli", tak... Niestety, choć dla wielu to zdaje się niepojęte, jesteśmy w praktyce dla USA tylko nieistotnym, jednym z kilkudziesięciu roszczeniowych państw, co kornie antyszambrują (jak mawiała Moja Mama, czyli wysiadują w poczekalni) po zakup ich bolszoj technologii, ale nie dla psa kiełbasa, bowiem nie mamy tylu dolarów na zbyciu, aby ich usatysfakcjonować. Amerykanie kierują się, jak zwyczajni handlarze i lichwiarze, bardzo prostą zasadą, zarówno w polityce, jak i bezpieczeństwie, tym ekonomicznym i militarnym, a jest to słodkie dla konsumenckiego kibica i krwiożerczego bankstera słowo: BIZNES, tak...  I dlatego warto logicznie, a także ekonomicznie, rozważyć jakiego rozmiaru siły zbrojne USA powinny zostać zainstalowane (także rotowane), aby były w stanie zabezpieczyć nas przed Rosją, spowodować wyeliminowanie realności "wojny, jako przedłużenia polityki" (wedle Klausewitz'a)? I tu zaskoczę naiwniaków, bowiem mowa tu o kontyngencie rzędu kilkuset tysięcy, a nie kilkudziesięciu tysięcy. Pytanie zasadnicze, bo nie podejrzewajmy Jankesów o charytatywność, kto wypłacałby tym żołnierzom żołd i dał mieszkania, często ich rodzinom także, no kto? Czy nasz budżet pokrywałby koszta utrzymania "sojuszniczego" kontyngentu liczebnie kilkakrotnie wyższego, niż liczebność żołnierzy polskich, teraz zawodowych, zaś idea Gwardii Narodowej zapomniana przecież, co? Czy Polacy zorganizowaliby, jak w 1939 roku, swój Fundusz Obrony Narodowej (FON), czy stać nas na to, zrówno świadomościowo, jak i materialnie, co? Na koniec uświadommy sobie, że żyjemy, po reformach Balcerowicza i wyprzedaży polskiej gospodarki, co zostało ustalone w Magdalence, niestety w "nadwiślaskim kondominium", mamy, jako bierne i ogłupione społeczeństwo, ten wielki plon zdradzieckiej hucpy "komuchów-reformatorów" i "solidaruchów poprawnych politycznie", wielki "narodowy pasztet", czyli nasz dochód narodowy brutto, który jest mniejszy od obrotów takich firm jak Microsoft, Apple czy Google, o zgrozo! Czy stać nas na inicjatywę ważką, w dużej skali, coś na miarę naszej chwalebnej roli w Europie?

Takim rozwiązaniem jest teoretycznie, choć z dużą dozą realności, poważnie traktując kwestie kulturowo-cywilizacyjne, LIGA BAŁTYCKA, Pomost Skandynawsko-Wschodnioeuropejski, Międzymorze Bałtycko-Adriatyckie, czy Europejska Liga Morska, który to koncept ma wiele podstaw, aby stał się trwałym i korzystnym układem dla stron, gdyż wynika z geopolitycznej logiki, a stanowiłby konstrukcję mocnego bloku państw kulturowo, gospodarczo i politycznie sobie pokrewnych, a także neutralnej, protestanckiej Skandynawii, w obliczu znajdowania się w obszarze politycznej ekspansji imperialnej Rosji, która od lat znakomicie dogaduje się z Niemcami ponad naszymi głowami. Rosji, co teraz udaje, jako krwiożerczy niedźwiedź, „pluszowego, łagodnego i przewidywalnego misia” (jak długo jeszcze, zapewne wkrótce „stary niedźwiedź” się obudzi i …), a jest zainteresowana naszą słabością i "odpodmiotowieniem" politycznym. Także wrogą (choć kosmetycznie jest poprawnie) postawą Niemiec, chociażby blokującą przebiegiem North Streemu (pobudowanemu wbrew wytycznym UE!) tor wodny Świnoujścia, wykupując polskie media i wspierającej ruchy separatystyczne na obu Ślązakach. To także geograficzna spójność krain scalonych wodnym, żeglownym obszarem Bałtyku, Adriatyku i Morza Czarnego, akwenami transportu, rozszerzonymi o szlaki śródlądowe, a także wymiany towarowej, kulturalnej i turystyki, także wspólnej strefy obrony. To jest budowanie regionalnej podmiotowości i solidarności międzynarodowej, „wbijanie klina” pomiędzy dwie potęgi Europy, dwie siły, co dzielą i rządzą, a same rozdają karty w "europejskim pasjansie", mądra idea solidaryzmu w obliczu imperialnych zakusów sąsiadów! Taką formacją kulturowo-ekonomiczno-militarną o znaczącym, geograficznym zasięgu jest właśnie Europejska Liga Morska, blok współpracy Skandynawii, Pribałtyki, Europy Wschodniej i Chrześcijańskich Bałkanów, porozumienie państw Północnej, Środkowej i Południowej Europy, gdzie jeszcze gender i marksizm kulturowy nie zdeptał planowo ducha chrześcijańskiego, mało tego, gdzie przejawić się może szansa na nową formę ekumenii, współpracy protestantów, katolików i prawosławnych w imię fundamentalnych wartości europejskich. Zatem powinniśmy politycznie, gospodarczo, kulturowo i ideowo doprowadzić do solidaryzmu i współpracy w ramach Europejskiej Ligi Morskiej! Wzrostu bogactwa i bezpieczeństwa państw członkowskich na bazie wymiany gospodarczej, kulturalnej współpracy, poznania obyczajów partnerów, zbudowania spójności infrastruktury, transportu, sieci żeglugi rzecznej, powiązań łączności elektronicznej, wymiany technologii, a także współpracy militarnej, nie agresywnej, stricte obronnej, dającej poczucie solidaryzmu geopolitycznego! Warto o tym podyskutować publicznie, zwłaszcza nam, Polakom, którzy mamy wspaniałą tradycję demokracji szlacheckiej, prawdziwego, zdrowe multi-kulti, czyli Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a po Unii Hadzickiej z roku 1658, niestety na krótko, Trojga Narodów, pierwszej konstytucji w Europie, tradycji dynastycznych powiązań, a na przykładzie Gdańska, najbogatszego grodu Rzeczpospolitej, jego handlowej i kulturowej przynależności do Hanzy, która łączyła także porty Bałtyku: Sztokholm, Visby, Elbląg, Rygę, Tallin, Tarnawę, Windawę... Ostatni zjazd delegatów miast hanzeatyckich odbył się w 1669 roku, ale formalnie liga nigdy nie została rozwiązana! Mamy dwa klucze historyczne: etos Hanzy i Idę Jagiellońską, najwyższy czas, aby genetycznie i praktycznie korzystać z owych doświadczeń!

Ta wizja, nazwijmy ją: LIGA TRZECH MÓRZ, to nasza lepsza przyszłość, lokalna odpowiedź na lekceważenie i wyrachowanie Zachodu, gry wszelkich „równiejszych” w Unii, cyniczną grę Amerykanów, pogardę i nieżyczliwość Niemiec i imperialne sny Rosji o odbudowie wpływów ZSRR i hegemona w Europie. Jedynie jako zorganizowana, silna, solidarna i sprawnie dzialająca wielka formacja polityczno-gospodarczo-militarna będziemy dostrzeżeni i uszanowani, staniemy się PODMIOTEM! Taka forma Rzeczpospolitej Wielu Narodów, Neo Hanza, przywróci rozdrobnionym politycznie narodom Europy, geopolitycznie zlokalizowanym "między ruskim młotem, a szkoposkim kowadłem" pozycję, poczucie godnoości i szansę na bezpieczny rozwój. To realna koncepcja, na razie w teorii jeno, ale zbyt ważna, aby słowem pozostała, bowiem w jedności, małych różnic i wspólnych interesów, nasza realna siła na arenie międzynarodowej! Dodam, że miałem przyjemnośc rozmawiać o tym ze szwedzkim pisarzem, co myśli konstruktywnie i widzi nasze wspólne interesy i zakomunikował, że gdyby ze strony Polski wyszły czytelne sygnały, że się chcemy jednoczyć w „Ligę Bałtycką”, to inicjatywa ta spotkałaby się niechybnie z pozytywną odpowiedzią. Ale nas uczy doświadczenie ponad 20-letniej „dekoracyjnej wolności”, a de facto „zarządu komisarycznego masą upadłościową na terenie III RP”, że władająca nad Wisłą uszminkowana demokratycznie „junta sbecko-razwiedcza” nie poczyni nigdy tego gestu, nie zadba o wydostanie się z obszaru zależności od Rosji, bowiem nie działa ona w imię polskiej racji stanu, a jest agenturą wpływu Kremla. A będzie tak, dopóki śpiący przy dymiących grillach i przed ekranami „plazmy” wypatroszeni mentalnie i zaprogramowani fakto-medialnie obywatele nie obudzą się  z rękami w nocnikach i nie zawołają: dość niszczenia Polski, dość emigracji naszych dzieci, dość niszczenia kultury i redukcji gospodarczego potencjału, dość zdradzieckiej władzy Układu Magdaleńskiego, dość Bantustanu w dorzeczu Wisły! A kiedy się to stanie? Może Tragedia Smoleńska nas zjednoczy przeciw „władzy w Polsce”, co? Teraźniejszy entuzjazm, warty pamięci, znicze, krzyż, tłumy i śpiewy, to chyba tylko słomiany ogień. Jestem czarnowidzem, bowiem, o zgrozo, wierzymy w medialną faktografię i „czarny PR” (pijar, że tak spolszczę) prezesa PiS, tak więc w perspektywie będzie on „zlany pomyjami” propagandowymi przez „specmedia” i niechybnie przegra z każdym kandydatem PO, zapewne Komoruskim, który w brawurowej akcji „odbił” kompromitujący aneks do „Raportu z rozwiązania WSI”, co daje mu upragniony płaszcz bezpieczeństwa i niewiedzy społecznej na temat jego spodlonej, razwiedczej przeszłości. Reasumując: „Jeszcze Polska się nie przebudzi, za mało zginęło ludzi, jeszcze sen ciężki, choć słodki, z komórami gangsterzy, przy laptopach idiotki, a gdy przyjdą dom podpalić, będziemy się Zapadowi żalić”. To straszliwie smutne, ale i boleśnie realne, niestety!

I na koniec moja prywatna refleksja, już z innej beczki, że tak powiem, ale także z owym „miodem z łyżką dziegciu”. Poprzez wskrzeszenie Mitu Wawelskiego, odrodzenia Polski z korzenia tradycji królewskiej, rycerskiej ofiary krwi, ducha heroizmu i ofiary życia na ołtarzu Ojczyzny, w obrzędzie pochówku Prezydenta RP z Małżonką na Wawelu, należy zrobić krok dalej. Ale to będzie dużo więcej, to wskrzeszenie mitu naszej „duszy słowiańskiej” skutecznie zniszczonej przez rzymski katolicyzm i sowiecki komunizm, naszej narodowej dumy bycia nacją wojów i wielmożów (Kszatriów), bycia narodem o niespotykanym wymiarze demokracji w Polsce Jagiellonów. Wtedy siłą Polski była wielokulturowość, wielowyznaniowość, tygiel Kresów, otwarcie na świat i zrozumienia „Innego”. Zniszczyła to kontrreformacja, katolicki jednowymiar mentalny, nietolerancja, ksenofobia, egoizm i „uwiąd duszy obywatelskiej” w „narodzie szlacheckim” w okresie nieszczęsnej degradacji w myśl porzekadła: „Za króla Sasa – jedz, pij i popuszczaj pasa”, no i paradoksalnie, ale historycznie realnie, poprzez ogłoszenie Konstytucji 3 Maja (drugiej w świecie po amerykańskiej) przez Sejm Wielki w 1791 roku, czyli perspektywa mocarstwowej odnowy upadającej cywilizacyjnie i gospodarczo Rzeczpospolitej, tak! Na demokratyczne, nowoczesne na on czas odrodzenie Polski nie godził się duch monarchicznej despocji, nie dały, więc na to dopust mocarstwa ościenne, despocje monarsze, stłumiły zarazę „jutrzenki swobody” (1795), rozebrały terytorialnie i pozbawiły podmiotowości politycznej Polskę na 123 lata. Przetrwaliśmy tą „noc bezpaństwowia”, bo była w nas dusza patriotyczna i mądrość obywatelska, bo w przeszłości byliśmy wielcy, o czym się nagminnie zapomina, ot co!

A teraz sięgając do tradycji, głębokiej tradycji krwi i ducha, należy odbudować skutecznie duchową mądrość i prestiż Polski! Oto idea odnowy w "Duchu Przyrodzonym”: ODBUDUJMY DUCHOWY KOŚCIEC I PRAGMATYCZNY ZMYSŁ OBYWATELSKI. POWRÓĆMY, ZATEM, DO TRADYCJI „WIECÓW PLEMIENNYCH”, ORGANIZACJI SPOŁECZNEJ BEZ NACHALNEJ ADMINISTRACJI PAŃSTWA, REALNEGO PRZYWÓDZTWA DUCHOWEGO I POLITYCZNEGO W REGIONIE PODOBNYM PIERWOTNEJ GMINIE SŁOWIAŃSKIEJ. PRZYPOMNIJMY SOBIE SOLIDARNOŚCIOWĄ IDEĘ POLSKI SAMORZĄDNEJ. DAJMY OBYWATELOWI WŁADZĘ REALNĄ, POWOŁAJMY DO ISTNIENIA OKRĘGI JEDNOMANDATOWE! RZĄDŹMY DEMOKRATYCZNIE, NIE ODDAWAJMY ZDRAJCOM WŁADZY W MYŚL STALINA: KTO LICZY GŁOSY, TEN MA WŁADZĘ! TO BARDZO WAŻNA CHWILA, CZAS POBUDKI I POWRÓT DO FUNDAMENTALNEJ TRADYCJI I DEMOKRATYCZNYCH KORZENI NARODU. PAMIĘTAJMY – PAPIESKI RZYM ZMUSIŁ KRZYWOUSTEGO DO ROZDROBNIENIA DZIELNICOWEGO, STEROWAŁ KRÓLAMI ELEKCYJNYMI, NISZCZYŁ KULTURĘ I EDUKACJĘ W XVIII-WIECZNEJ POLSCE, APROBOWAŁ ROZBIORY, KOLABOROWAŁ Z NAZIZMEM I KOMUNIZMEM (PATRZ _ JÓZEF MACKIEWICZ), A WSPÓŁCZEŚNIE TRAKTUJE POLSKĘ, JAK SWÓJ FOLWARK. NIE W NIM WSPARCIE I OSTOJA POLSKOŚCI! SIŁĄ POLSKI JEST MYŚL DEMOKRATYCZNA, NIESŁYCHANA PŁODNOŚĆ IDEOWA STYKU CYWILIZACJI, WIELOWYZNANIOWOŚĆ I RÓŻNORODNOŚĆ IDEI I ŚWIATOPOGLĄDÓW, ODRODZENIE FILOZOFII CZYNU, IDEA POLITYCZNEJ SAMORZĄDNOŚCI I RACJONALNA NIEZALEŻNOŚĆ OD ZEWNĘTRZNYCH, OBCYCH WPŁYWÓW. TO NASZE CREDO!

I tu raz jeszcze powrócić trzeba do wielkoruskiej filozofii Aleksandra Dugina. "- Rosja w swoim geopolitycznym oraz sakralno-geograficznym rozwoju nie jest zainteresowana w istnieniu niepodległego państwa polskiego w żadnej formie". Tak jednoznacznie i bezczelnie twierdzi Dugin, a Putin wierzy w te ideowe wytyczne. "- Nie jest też zainteresowana istnieniem Ukrainy. Nie dlatego, że nie lubimy Polaków, czy Ukraińców, ale dlatego, że takie są prawa geografii sakralnej i geopolityki" - wyjaśnia swą postawę Dugin. - Polska musi wybrać: albo tożsamość słowiańska, albo katolicka. Rozumiem, że ciężko jest oderwać jedno od drugiego, ale to nieuniknione". I w tym to stwierdzeniu, choć zapewne pozbawionym cienia życzliwości, a w duchu "nakazowo-rozdzielczym", Dugin dotyka, nie bez racji, choć bez przyjaznej sugesti, istoty naszego "spętania duchowego" i "mentalnego wykorzenienia". Wszelka dominacja religijna i utożsamianie się obywateli państwa z "narodowym wyznaniem" czyni ze społeczeństwa "stado jednomyślnych wyznawców", co w praktyce wygląda tak, żę większość, choć bezrefleksyjna i pozbawiona duchowej aktywności, jest zauroczona megalomańsko przynależnością do "jedynie słusznej wiary" i spogląda z pogardą na INNYCH, czyli innowierców i odmiennych kulturowo. Tak wytresowany w jednomyślności naród wierzy we wszelkie propagandowe "sofizmaty" produkowane na użytek "zaczadzenia" jego świadomości przez władzę, dlatego więc, wszystko, co jest niezgodne z "aktualną linią władzy", a zatem inne światopoglądy, sympatie opozycyjne, wolnomyślicielstwo czy szydzenie z podłości i oszustwa władzy, traktowane jest nie jako "głos odmienny", ale iście "metafizyczne zło" czy "myśl destruktywną" burzącą "jedynie słuszny" obraz świata i "mądrość i nieomylność" uprawiającej politykę w Polsce "grupy trzymającej władzę"... Jeśli  nie uzmysłowimy sobie, że nie potrzebne nam mity "polaka-katolika", agresywnego tryumfalizmu katolickiego, czy politycznej zależności od Watykanu, siły politycznej nam wrogiej, traktującej nas jak bezwolnego wasala, nie wstaniemy z kolan i nie odzyskamy własnego, twórczego rozumu, społecznego, duchowego i politycznego. Przypomnijmy sobie, jak wielki ruch "Solidarności" oparty o "folklor religijny", a nie mądrą tradycję polskiej tolerancji i różnorodności ideowej, po przeprowadzonej "jak po maśle" (bez zapominania o dramacie "Wujka") pacyfikacji stanu wojennego, po 9-ciu latach "przygotowania gruntu" przez Jaruzelskiego i Kiszczaka zamienił się z "ruchu społecznego" w grupkę dyspozycyjnych "solidaruchów" sfotografowanych z "białym misiem" Wałęsą i zmuszonych w Magdalence podpisać tajny "Pat z Diabłem", czyli udzielić abolicji aparatczykom i SBkom oraz zapewnić im "wiodącą rolę" w III RP, po spaleniu kompromitujących ich akt, a "haków" wyniesienia do prywatnych archiwów, a potem podziale łupu po PRL w cyklu afer, rozpoczynając od FOZ po hazardową. Tkwiąc nadal w "zaczadzeniu" będziemy nieuchronnie rządzeni przez "namiestników sił i racji zewnętrznych", a nie przez wyrazicieli mądrości i mocy naszego Duchha Narodowego, tego z okresu "Złotego Wieku", Rzeczpospolitej Obojga Narodów, Ojczyzny wielu wyznań, nacji, kultur i tradycji, ale także przemożnego poczucia jedności w tej wielości, poczucia roli obywatelstwa i jego prestiżu, chluby i i siły wynikające z bycia "dzieckiem Najjaśniejszej Rzeczpospolitej". To moja osobista refleksja, nie program poliyczny, nie antykatolicki manifest, ale wyrażenie uzasadnionej nadziei, że dla Polski, odrodzenia jej siły duchowej, kulturowej i gospodarczej istnieje inna, nowa droga, istnieją realnie siły intelektualne, duchowe i polityczne, aby ją skutecznie zrealizować!

Musimy uświadomić sobie, że jesteśmy narodem bogatym tradycyjnie, narodem z epizodami wielkości, upadku, poniewierki i powstania z kolan, a teraz „zbiedniałym” historycznie, lecz realnie gotowym, jak Feniks z popiołów, jak II RP z rozczłonkowania i galimatiasu kulturowo-gospodarczego, odrodzić się z dusz i umysłów „sprawiedliwych w Sodomie”, czyli szlachetnych i rozumnych w III RP, dokonać odbudowy swej mocy, wielkości i prestiżu! A jak to uczynić? Skorzystać z zapomnianej tradycji tolerancji i wielokulturowości, Idei Jagiellońskiej, szacunku dla odmienności, jednośći w różnorodności, czerpania siły z idei Kresów, czyli obszaru pokojowej i kreatywnej koegzystencji odmiennych świadomości i tradycji, dający w wyniku "tygla" nową, bogatrzą i twórczą jakość świadomości ludzkiej i wartościowszą kulturę, tak!

Tylko odważna decyzja polityczna powinna przekreślić historię PRL "grubą kreską", usunąć z naszej powojennej historii PRL, jako "polski (nowo)twór państwowy", bowiem został on narzucony gwałtem, przemocą imperialnego mocarstwa totalitarnego, a utrzymywany przy życiu (bezwolnej wegetacji pod nadzorem państwowej atrapy) na mocy zdradzieckiego układu jałtańskiego, „chirurgicznego” podziału Europy pod dyktando Stalina, a potem permanentnie fałszowanych wyborów i terroru politycznego. Musimy uświadomić sobie, że jednocześnie istniała legalna, ciągła władza polska na uchodźctwie, istniał i dzialał rząd RP, wybieranni byli prezydenci, istniała w małej skali, ale wielu wymiarach, narodowa kultura, sztuka, litertura, sport, życie umysłowe i społeczne, wszelkie przejawy aktywności wolnego i nie sterowanego ideologicznie społeczeństwa. A jednak ten stan rzeczy bagatelizowany był przez Zachód, a wyszydzany cynicznie przez Stalina i kacyków PRL. Polska legalna, konstytucyjna i ciągła od 1939 do 1990 roku, władza państwowa i struktury państwa zostały cynicznie i wygodnie politycznie zapomniane przez zdrajców Churchilla i Trumana, zapomniane wstydliwie przez cały zdradziecki Zachód, owych „pożytecznych durniów”, działających na szkodę prawdzie i wolności Narodów Wschodniej Europy pod stalinowskie dyktando, dla „świętego spokoju”, dla interesu „wielkich”, na pohybel „słabym”, jak nakazuje geopolityka i uczy historia, spodlona politycznie historia. Mamy, więc, zawsze mieliśmy, lecz nie mówiliśmy o niej, bowiem przez lata PRL była zakazana, a teraz jest "niepoprawna politycznie", realnie żywą i zorganizowaną państwowo, historyczną ciągłość Polski Niepodległej. Wystarczy to oficjalnie, historycznie, archiwistycznie skompletować i opisać, zaaprobować i ogłosić, edukować młodzież, jako ciągłość historyczną, podważyć skutecznie stale obowiązującą legitymizację i realną państwowość "atrapy PRL", de facto terytorium pod okupacją... Wystarczy dobra, książkowa praca popularyzatorska i społeczna petycja, aby owa „przemilczana kwestia” stała się głośna i zajęła poczesne miejsce w podręcznikach i dyskusji o współczesnej historii Polski, jej realnym wymiarze, nie micie komunistyczno-unijnym, czy rzecz wyłożona jest zrozumiana?

Tak, więc historyczne i prawne wyrugowanie PRL, jako atrapy państwa niepodległego, nie Państwa Polskiego, ale "Generalnego Gubernatorstwa" zdradzieckich komunistów sterowanych z Kremla, a wskrzeszenie i nadanie historycznego kształtu tradycji ciągłości Polskiego Państwa Niepodległego, a istniejącej od 1939 do przekazania w dniu 22 grudnia 1990 roku przez prezydenta Kaczorowskiego insygniów władzy prezydenckiej wybranemu w wyborach powszechnych Wałęsie, czyli polskiej władzy w formie realnej, organizacyjnej, prawnej, a nie tylko symbolicznej ciągłości, to nasz ludzki, patriotyczny obowiązek. To obowiązek przypomnienia historii Rządu Polskiego na Uchodzstwie, nie Rządu Londyńskiego, bo to forma umniejszenia stosowana przez komunistów, zamieszczenie o tym informacji w podręcznikach szkolnych, przypomnienia prawdziwej historii Polski Niepodległej, a także niesłychanie sprawnego odrodzenia II RP, opisania realnych form pomocy intelektualnej i materialnej dla polskich obywateli w PRL świadczonych z inspiracji Rządu Polskiego na Uchodzstwie. Ale nade wszystko ekshumacji szczątków polskich prezydentów powojennych i umieszczenie ich  na Wawelu, w Krypcie pod Wieżą Srebrnych Dzwonów, obok Piłsudskiego i małżeństwa Kaczyńskich. Byłby to symbol odrodzenia mitu polskiej niepodległości, ciągłości państwowej, zniweczenie symbolu sowieckiego bezprawia, czyli PRL, który wisi cieniem nad nami, paraliżuje wszelkie dobre, ba, niezbędne inicjatywy, po prostu „śmierdzi UBkiem i aparatczykiem” w polityce w tzw. Polski Niepodległej po 1989, czyli III RP, de facto nie państwie, a „masy upadłościowej pod syndykatem, czyli rządem w Polsce, a przeciw polskiej racji stanu”... Tak, tego nam potrzeba, jak duchowego powietrza i wody, po trzykroć tak!

Kiedy opowiedziałem to Tymonowi, był pełen entuzjazmu, ale na ile go znam – wystarczy deklaratywność i koniec pieśni, słowa w czyn się nie przekują, ma swoje wojowanie z Molochem Kultury Masowej, kręcenie filmu „Polskie gówno”, tak, muszę szukać innych koneksji personalnych, tych nielicznych „sprawiedliwych w Sodomie”… Realistycznie, to dobry, lecz „spolegliwy faktomedialnie”, pragmatyczny chłopak, a więc po co wciągać go w radykalne rozstrzygnięcia. Niech idzie swoją drogą… Znajdą, muszą się znaleźć, inni, wojownicy polskiej sprawy, bowiem w pojedynkę, ani polityk, ani społecznik, ani popularny demagog, a jedynie spauperyzowany szlachcic, duchowy rebeliant, romantyczny patriota, nieczego nie zwojuję, ot co! Teraz chcę się także skonsultować z prawnikiem i sformułować projekt obywatelski ustawy sejmowej o „ochronie prawdziwej historii Polski i Jej dobrego imienia”. O usunięciu z szpalt prasy światowej, pod grozbą sankcji prawnych, wypowiedzi antypolskich dyplomatów i lewackich pismaków, czy z podręczników szkolnych szkodliwych i obraźliwych mitów, absurdów i kłamstw, wycofania kłamliwych filmów, o takim ustawowym zapisie, broniącym faktografii i prawdy, chroniącym nasze narodowe, niezbywalne wartości i pryncypia ideowe. To także „ostateczne” uregulowaniu naszej historii „zakazanej” w czasach PRL, tej o II RP, podziemiu antykomunistycznym, prawdziwym Powstaniu Antykomunistycznym 1944 - 1963 (śmierć "Lalka"), walce Żołnierzy Niezłomnych, ongiś wyklętych, bohaterskim, do teraz umniejszanym i fałszowanym, zbrojnym sprzeciwie wobec komunistycznej okupacji, naszej kultury niezależnej, powojennej i teraźniejszej historii Polski na godnych i prawdziwych fundamentach…

Może to romantyczna mrzonka, ale spróbuję, bo warto. Może zrobią to lepiej inni, bo nie mam patentu na rozwiązywanie spraw polskich. Ale działając przełamię przykry i upokarzający status bezdomnego, może aktem patriotycznej, altruistycznej aktywności złagodzę poniewierkę po topografii mego rodzinnego Gdańska w towarzystwie Córki Seleny, niczym uchodzcy z normalności życia do bólu banalnej tułaczki, tak... Zatem - kto ze mną, kto z Duchem Narodu, kto z prawdą historyczną, godnością Polaka, to już jest budowniczym kładącym kamień węgielny pod Polskę Odrodzoną, tak... Nawet tylko słowem, ale inspirującym, bez ofiary życia, charytatywnego uczynku, ale dla dobra wspólnego, które zawsze ponad egoistyczne, czekam, oby był nasz Legion! Pozdrawiam serdecznie i pobudki życzę:powszechnej, nieustannej, odważnej i owocnej...

                                                                     *

Wrzeszcz, 23 kwietnia 2010 r.                                                                                  AntoniK

Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka