Albowiem jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi.
Biblia, Rz. 5, 19.
Posłuszeństwo, nie wolność i heroizm, głupota poddańca, nie mądrość wolnego i odważnego, sprawiedliwość marnego sługi, a nie prawość śiadomego podmiotu człowieczego, odpowiedzialność zbiorowa, nie osobista odpowiedzialność moralna, oto rozkład jazdy poprawnego wyznawcy demona Jahwe.
AntoniK
Tworzenie mitu jest w mym widzeniu zabiegiem zwanym psychologicznie “redukcją dysonansu poznawczego”, czyli w poszukiwaniu zrozumienia zjawisk świata, wypełniania obszaru ludzkiej niewiedzy i niejasności mitycznym dziełem stworzenia i ustanowienia praw Natury. Dzieje się to w obronie trwałości i jasności ludzkiego umysłu, bo ego nie jest całością psychiczną, a zdrowie psychiczne człowieka, to wynik mądrej współpracy wszystkich sfer. Ego ludzkie “ulepione” jest z racjonalnej wiedzy potocznej i naukowej. Mit organizuje więc podświadomość, wyobraźnię i uczucia, czyli rozjaśnia mrok duszy. Ale nie zawsze. Bywają też mity destruktywne, toksyny ideologiczne, które nie rozwijają duchowo człowieka, lecz w pseudoracjonalnej otoczce podają pseudonormy społeczne, cementujące więzy grupowe poprzez postawy nienawistno-ksenofobiczne, wrogie życiu i ludzkiej solidarności, a przydatne władzy. Tak więc możliwość wyboru mitu i możliwość organizowania własnego życia wokół idei mierzenia się z tajemnicą istnienia na wszystkich poziomach psychicznych, jest gwarancją dobrego i sensownego życia. To szansa na życie spełnione. Nie zawsze jednak jest ona nam dana, ale każdy może, szukając wytrwale, znaleźć prywatny mit i drogę ku Światłu.
Współcześnie wiemy, że świadomość mitologiczna nie jest reliktem przeszłości, lecz posiada ją także racjonalnie myślący człowiek cywilizacji technicznej, a zagospodarowanie nieznanego, budzącego grozę obszaru tajemnicy życia, jest ponadczasową częścią ludzkiego dramatu istnienia. Lecz potrzeba mitologizowania rzeczywistości nie wynika tylko z prostej niewiedzy i lęku. Mit jest także osnową światopoglądu, nośnikiem wartości i doświadczenia transcendencji, a zatem dziedziną przekraczającą zachowania pragmatyczne, a więc nadającą życiu podniosły, sakralny wymiar. Świadomość mitologiczna, to mniej lub bardziej klarowna i systematyczna próba nadania sensu swemu losowi i uświęcenia teatru życia. Nie zawsze ma to wymiar kosmiczny, ale wszystkim ludziom potrzebne jest poczucie odnalezienia porządku i przewidywalności zjawisk w naturze i życiu społeczności. Dlatego też wielkie, osiadłe i trwałe kultury ludzkie zawsze tworzą mityczne systemy kosmologiczne, ustanawiają teologie i rytuały religijne, aby w ten sposób zadość uczynić przemożnej potrzebie kontaktu z Absolutem i odnaleźć miejsce i posłannictwo człowieka w Kosmosie. Mit przeto powinien być gwarancją, że czysto praktyczna, pozbawiona refleksji moralnej działalność eksploatatorska, a tym samym dwuznaczna i świętokradcza, nie stanie się nigdy siłą przewodnią ludzkiego życia, a więc opieka bogów i duchów natury zawsze wyznaczać będzie normy życia i wyższe cele w spójnym świecie ludzkim.
Jednego musimy być pewni - jakiś rodzaj śmierci mitu nastąpił. Mit przeszedł ze sfery sacrum do strefy politycznego, ideologicznego profanum, stał się narzędziem manipulacji, a nie korzeniami wyobraźni, strukturą opowieści o wielkich i tajemniczych aktach kreacji i przemian Kosmosu. Współczesna, sterowana medialnie umysłowość ludzi "zeświecczała", uległa paradygmatowi empirycznemu, świadomości materialistycznej i strategi ekonomicznej wydajności, zatem człowiek stał się fizjologicznym robotem, łowcą hedonistycznych i konsumpcyjnych doznań, więc nie jest już "trzciną myślącą". Możemy mówić, bez przesady, o wyjałowieniu psychiki zwykłego człowieka, o jego degradacji, wręcz reifikacji, totalnie bezwolnej, pozbawionej godności egzystencji. Ludzkość globalnie utraciła podmiotowość, przestała być humanistyczna, stała się antropoidalna, stała się także instrumentalna, techniczna, pusta wewnętrznie, istniejąca jałowo...
Tak więc, mit zdegradowany, mit odsakralizowany, wrogi człowiekowi, służący jego upodleniu i eksploatacji przez reżimy i ideologie, to pułapka naszych czasów, to nie tylko komunizm i faszyzm, to także nowe mity, nie mniej groźne, lepiej zakamuflowane, a zwą się one: marksizm kulturowy, feminizm, gender, multikulti, poprawność polityczna, a jest to to zaniechanie czujności obywatelskiej i przejście na pozycje podległej państwu, bezrefleksyjnej, zatomizowanej trzody konsumentów. Kiedy umierają religie, rodzą się ideologie - tak stwierdził amerykański socjolog Daniel Bell. Kiedy wyradza się mit, rodzi się mit letalny, śmiertelne niebezpieczeństwo dla ludzkości, jej duchowości, godności, ale także dla jej bytu biologicznego. Doktryny faszystowskie i komunistyczne z minionego wieku XX odwołują się do mitów. Mit, w tym sensie, to zbiorowa, bezrefleksyjna emocja, artykułowana przez wodza, sterowana i narzucona bezkrytycznym masom przy pomocy socjotechniki i terroru. Lecz dzisiaj, jeszcze skuteczniej, bowiem bez przelewu krwi i społecznego cierpienia, w białych rękawiczkach, jesteśmy uwodzeni prze media, reklamę, deklaracje polityczne, hasła new age czy efektu cieplarnianego, do tego, aby na powrót przeżywać świat symboli, wywoływać w sobie fałszywie wzniosłe, kolektywne emocje, jakbyśmy realnie byli w rzeczywistości mitycznej i na chwilę stawali się herosami, aniołami, bogami, aby nabyć odkurzacz, proszek do prania, maszynkę do depilacji nóg, czy zagłosować na partię, na polityka opatrzonego dobrym, "mitycznym", skutecznym socjotechnicznie PR. Potem okazuje się, że to fikcja, złudzenie, "wpuszczenie w maliny", tak kolokwialnie, a de facto, użycie formy i strategii mitologizowania do cynicznego spodlenia, instrumentalizacji człowieka. I tak odradza się mit w rękach wszelkiej maści socjotechników. To żałosne i niebezpieczne, ale nadzwyczaj skuteczne, na nieszczęście...
Zastanówmy się zatem, czy istnieją “jedynie słuszne” mity i czy mit, jako doświadczenie wewnętrzne człowieka, może być jedynie wykorzystywany przez "dozorców mas ludowych". Czy może jednak, jak wszystkie zjawiska tej Ziemi, nie powinien ulegać ewolucji, czyli uaktualnieniu proporcjonalnemu do wiedzy, potrzeb wewnętrznych i stanu świadomości współczesnego człowieka. Czy możemy skutecznie przeciwstawić się uaktywnieniu czynników patologicznych zakotwiczonych w micie. Bo nie zawsze mit wyraża interes całej społeczności. Czasem tylko kasty kapłańskiej i elity politycznej. Nie jest wtedy duchowym tworzywem wspólnoty, lecz jak zostało wspomniane, socjotechniczną manipulacją wykorzystującą zapał i energię ludzką do realizacji patologicznych ambicji kasty rządzącej. Irracjonalne, obłędne mity zaważyły na losach XX-wiecznego świata i stały się powodem niebywałego upodlenia i straszliwych cierpień ludzkich. Ale nie wzięły się z powietrza, nie są "dziećmi XX wieku", bowiem ich fundament powstał przed wiekami. O ich przyczynie patologicznego odrodzenia, genezie “blokady inicjacji” w duchową dojrzałość, ludzki krytycyzm, kreślę teraz garść refleksji...
Zrębem mitu judeochrześcijańskiego jest akt odwrócenia porządku Natury, a brzmi to następująco: “...a z żebra, które wyjął z człowieka, ukształtował Pan Bóg kobietę i przyprowadził ją do człowieka”. Ten biblijny akt kreacji posiada brzemienne (tym razem brzemię nie lokalizuje się w męskim żebrze) skutki w postaci patriarchalnej, judeochrześcijańskiej tradycji kulturowej, w której przyszło nam żyć w wydaniu dwupłciowym. Symboliczne odwrócenie porządku natury informuje wymownie, iż męska dominacja jest fundamentem wszelkich społecznych relacji i jako “miła Bogu” jest niepodważalna. I tak właśnie, to wespół ze “wszelkim bydłem i ptactwem niebios oraz zwierzem dzikim”, stała się kobieta obiektem, który “człowiek” uczynił sobie poddanym, obejmując w posiadanie Ziemię z boskiego nadania. Uprzedmiotowienie Natury, kobiety, sfery empatii, intuicji, jako "mało męskich", wykpienie wielce istotnej podświadomej duszy ludzkiej jako sfery "irracjonalnej", zaprzeczenia racjonalności ego, to pauperyzacja strefy duchowej społeczności ludzkiej i zatrata bezcenności życia! To "poddanie istotnych walorów człowieczeństwa", spalenie ich na "stosie ofiarnym" uzurpacji władzy i bezduszności ekonomii! Jest to grzech pierworodny cywilizacji judeochrześcijańskiej!!!
Rozważmy zatem patologiczny motyw mityczny narodzin Ewy z adamowego żebra, przy akuszerskiej pomocy złego demiurga Jahwe, dbającego o poziom życiowej satysfakcji swej ulubionej, bo stworzonej na własny obraz i podobieństwo kreatury, Adama. W mitologii greckiej istnieje opis inicjacji, czyli osiągnięcia życiowej pełni i mądrości, którego bohaterem był Herakles. Otóż ten heros świata mitologii pogańskiej (paganos, łac. człowiek ze wsi, człowiek natury, wyznawca deifikacji sił natury), trafił kiedyś do Ogrodu Hesperyd, czyli nimf, będących córami Nocy, zatem personifikacji podświadomości, w centrum którego stała złota jabłoń, strzeżona przez węża. Ten wąż nie był uosobieniem Szatana, czyli sił zła, ale symbolem Ziemi, czyli niższej świadomości ludzkiej, którą przezwyciężyć musi człowiek, aby osiągnąć wyższy, niebiański jej poziom. Herakles po zjedzeniu jabłka napełniony zostaje wiedzą i potęgą, a gnosiss (poznanie) jest tu błogosławieństwem, a nie przyczyną nieszczęść i boskiego gniewu. Jest to zatem ryt inicjacyjny, oświecenie, zaś wersja jahwistyczna, to ukaranie człowieka za prometejskie łaknienie wiedzy i wolności!
Duchowy rozwój, to odkrywanie “boskich planów”. Dzieje się tak w owym micie, gdzie złote jabłko symbolizuje najwyższą wiedzę, czyli poznanie mechanizmów “dobrego i złego”, zaś pokonywanie przeszkód do niej wiodących nie jest łamaniem boskich praw, ale przezwyciężaniem okowów ludzkiej głupoty. Zaś w Raju Jahwe z tryumfem wypowiada te słowa: "dobrze, że człowiek nie zjadł owocu z Drzewa Życia, bo wtedy stałby się równy swemu Bogu!". Czy to nie zwyczajna, egocentryczna zazdrość i zawiść satrapy, uczucie niskie i podłe, ziemskiego kacyka czy kapłana wyniesionego do metafizycznych godności, który nie pozwala swemu niewolnikowi na podniesienie głowy, spojrzeniu w światło wiedzy, bo na on czas stanie się istotą wyzwoloną z kapłańskiej strategii pośrednictwa między marnym wyznawcą, a potęznym, gniewnym Bogiem, co? Oto cała ziemska, małostkowa strategia socjotechniczna kapłanów, która jest mechanizmem napędowym wykreowania demona Jahwe i przydania mu atrybutów wszechpotęgi dla nikczemnych, despotycznych cech charaktery mizogińskiego, nekrofilnego despoty!
Porównując, więc przesłanie obu mitów, stwierdzić trzeba, że mit jahwistyczny jest wzorcem wrogim człowiekowi, jego godności i potencjalnej zdolności do osiągania “boskich wyżyn” duchowej kondycji. Symbolika tego mitu wskazuje jednoznacznie, że Jahwe był bogiem o niskich “walorach etycznych”, a po prawdzie demonem, metafizycznym zapleczem dla społecznego prestiżu i niezachwianej pozycji warstwy kapłańskiej, a także gwarantem bezgranicznego zaufania ludu do ich uzurpatorskich i pasożytniczych postaw przywódczych. Dlatego wiedza o mechanizmach owej gry socjotechnicznej była "przestępstwem" z punktu widzenia jej twórców - starożytnych kapłanów Babilonu, z których to "natchnienie" czerpali twórcy Tory. Samowiedza człowieka i jego umysłowa autonomia zawsze podważają rację bytu kasty zawodowych pośredników pomiędzy Bogiem, a naiwnym wyznawcą. Człowiek dojrzały duchowo pozbawia racji bytu pasożytniczego społecznie kapłana i jego biurokratyczną instytucję kościoła. Jest to sytuacja nie do pomyślenia dla starego, jak ludzki świat, zawodu duszpasterza, kapłana, a później polityka i “działacza społecznego”. Musi zatem korzystać on z takiego mitu, który potępia ludzkie samopoznanie i samodzielny rozwój duchowy!
W konsekwencji mit ten utrwalił, miły każdej władzy i religii instytucjonalnej, społeczny dysonans pomiędzy życiowymi potrzebami i tendencjami do współpracy pomiędzy kobietą i mężczyzną. Ten odwieczny konflikt buduje potęgę twórców cywilizacji fallokratycznej i uzasadnia męski mizoginizm i poślednią rolę kobiety w patriarchalnym społeczeństwie. Z punktu widzenia interesu tej nikczemnej formacji cywilizacyjnej ludzka wiedza i niezależność umysłowa, tudzież solidarność i równość kobiety i mężczyzny, są największymi grzechami i postawami karygodnymi. Aby więc zakończyć ów wymuszony “chochołowy taniec”, należy spojrzeć na scenę z Raju z innej, archetypicznej pozycji. A patrząc tak, Ewa jawić się nam będzie jako męska dusza, Anima, której poznanie daje mężczyźnie wiedzę, a więc “otwierają się jego oczy”, czyli dostrzega różnice, nie tylko anatomiczne, ale też psychiczne, a wstyd, który jest wyrazem poczucia swej niepełności, przezwycięża wiedzą, że w “dwujedności”, czyli odzyskanej Pełni, jest ludzka siła i godność życia. Stan ten osiąga się w trudnej ścieżce rozwoju duchowego, poznania symboli i archetypów podświadomości, które scalone z wiedzą świadomą tworzą Personę, osobowość pełną, tak wedle K.G. Junga, doskonały stan ludzkiej pełni duchowej. Odepchnięcie i pogarda dla kobiety niszczy tę magiczną perspektywę duchowego scalenia, odkrycia energii Animy, a w efekcie doznania mocy i wartości życia. I vice versa, bowiem każda kobieta posiada męską sferę podświadomości, a zwie się ona Animus, a jej odkrycie i integracja, to droga rozwoju duchowego kobiety. Wielka unia między kobietą i mężczyzną, poczucie równowartości i wzajemnej niezbędności w dążeniu do życiowego spełnienia, to jedyna droga do normalności ludzkiego życia i ludzkiego świata!
Zasada równoprawności i równowartości biegunów kosmicznych energii jest jedyną drogą odzyskania blasku i mocy życia. Odnowa solidarności kosmicznej pomiędzy kobietą i mężczyzną, czyli komplementarnymi cząstkami pełnego człowieczeństwa, odbudowa mitu Adama Kadmona, istoty pełnej cieleśnie i duchowo, a występującymi w pełnej tajemnic scenerii Życia w odmiennych “kostiumach białkowych” i innych aurach hormonalnych, przywróci naszej ziemskiej egzystencji zagubiony wymiar sensu istnienia. Bez tego będziemy jeno kukiełkami w demonicznym, mizogińskim, fallokratycznym teatrze Jahwe, także Boga Ojca, owymi "ludźmi wydrążonymi", czyli istotami mentalnie kalekim, tak z T.S. Eliotem. A czy tak będzie, to nasza mądrości lub głupota!
Więc kiedy to już się stanie, kiedy nieznanym jeszcze "kształtem i zapachem“, odnowi się oblicze Ziemi”, wtedy nikt nie da wiary mitowi założycielskiego cywilizacji, w którym narodziny kobiety z mężczyzny stanowią fundament nieustannego cyklu łamania praw natury i tworzenia karykatury życia ludzkiego w opozycji do innych ziemskich gatunków i wyznawców. Kiedy, zatem przyjdzie ten dzień, gdy “spadną nam zasłony z oczu”, a my rozpoznamy ukryte podle przez socjotechników religii duchowe i społeczne wartości ludzkiego istnienia, będące celem i sensem naszego życia, no kiedy? Oto pytanie, na które trudno odpowiedzieć precyzyjnie, ale poszukiwanie odpowiedzi na nie, to także poszukiwanie własnej drogi do Boga, bez przyjmowania “dobrodziejstw inwentarza” nikczemnych monopolistów. Oby nie stało się to za późno, bo aby poszukiwać osobowo Światła, trzeba żyć na Ziemi, ot co!
*
Antoni Kozłowski vel AntoniK
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo