Człowiek zazwyczaj zjada czas, jak puste kalorie,
bezmyślnie i jałowo, jego czas wolny, zazwyczaj od rozumnej refleksji,
jest wykorzystywany, na destylację bimbru i zatruwanie umysłu vidiotyzmem,
a od tej paranoi multikulti go wyzwoli!
AntoniK
Po co żyje człowiek? To pytanie zadawało sobie wielu aktorów teatru życia, choć pewnym jest także, że żaden z nich nie usłyszał odpowiedzi na to pytanie, która przyniosła by mu trwałą ulgę. To pytanie odczytał także na ścianie publicznego pisuaru niejaki Kilgord Trout, autor opowiadań fantastycznych, którego powołał do istnienia na kartach swej powieści “Śniadanie mistrzów” Kurt Vonnegut. Kilgort Trout jadąc auto-stopem do swego miejsca przeznaczenia, czyli “Świątecznego zajazdu” natknąwszy się na owo wielkie pytanie w miejscu wielce pospolitym, dał zdecydowaną odpowiedź dramatycznie pytającemu, a zapisał ją na kafelkach wychodka. A brzmiała ona tak: “Po to, żeby być oczyma i ustami Stwórcy Wszechświata, idioto”. Zapewne zarówno pisarz-fantasta, jak i anonimowy człowiek pytający mieli sporo wolnego czasu, gdyż roztrząsali dylematy, które nie przychodzą do głowy pracownikowi huty, górnikowi przodkowemu, czy ekspedientce sklepowej po dniu spędzonym na działalności zawodowej. Nie przychodzą zapewne też łatwo na myśl nauczycielowi propedeutyki filozofii lub księdzu proboszczowi, którzy muszą mieć wiele pewności w sprawach zasadniczych, aby zarazić nią swych, z wieku i urzędu, bezgranicznie naiwnych odbiorców prawd objawionych. Obaj wymienieni działacze społeczni należą do tej kategorii aktywistów, którzy swą działalnością zagospodarowują czas wolny swym odbiorcom, aby nie mieli oni wątpliwości, co z nim zrobić, lub o co nieopatrznie spytać. Bo przecież czas wolny jest po to, by umysł wypoczął, pozbył się wątpliwości i w znakomitej kondycji przystąpił do realizacji zaszczytnych funkcji zawodowych.
Tak mniej więcej można postrzegać jeden z aspektów czasu wolnego. Jest to czas wolny ludzi niedojrzałych psychicznie z różnych powodów. Jedni dlatego nie uczynili tego, gdyż zbyt krótko żyją na świecie. Inni natomiast pamiętają jak to słodko jest o niczym nie myśleć i za nic nie odpowiadać i choć termin gwarancji na przyzwoitość takiej postawy dawno już minął, to w dalszym ciągu odgrzewają to smakowite danie. Są też tacy, którzy próbowali myśleć i działać samodzielnie, lecz po wielu klęskach, śmiesznych lub tragicznych, zrezygnowali z samodzielności na rzecz rozsądnego podporządkowania się autorytetom. I w ten sposób ich czas, który nosił znamiona wolności i do wolnego myślenia zachęcał, raptem zrobił się sprawnie zaadministrowany intelektualnie, co wywołało “jedynie słuszną” ich reakcję, a mianowicie radość ze zdjęcia z ich grzbietu samodzielnie dźwiganego brzemienia życia. Ich życie stało się wspaniale martwą, lecz w martwym spokoju cichą i bezpieczną przystanią wiecznego odpoczywania w cieniu mądrej gruszy cudzych myśli.
Przyjmując zaś ton bardziej zasadniczy, aby jednostronnością sowizdrzalstwa nie zachwiać harmonii sfer niebieskich i ziemskich, referować będę pozostałe kategorie czasu wolnego, mniemając, że najważniejsze z nich poddam wnikliwej analizie. A więc dla jasności obszaru analiz zacznę od tego, iż czas wolny jest najbardziej złożoną, zmienną, nieprzewidywalną i elastyczną składową globalnego budżetu czasu zarówno jednostki ludzkiej, jak też ludzkich społeczności. Bo przecież inną pulą wolnego czasu dysponuje chory krawiec od krawca w pełni sił twórczych, a inną także naród niemiecki podczas wojny, niźli podczas następującego po niej pokoju. I jeśli nie przyszło nam żyć w państwie totalitarnym, lub pod władzą despotycznego małżonka, rodzica, czy dziecka, to stwierdzić należy, iż w przeciwieństwie do obowiązku zawodowego lub misji społecznej czas wolny może być wypełniony dowolną aktywnością, lub jej brakiem. Dlatego też profesor filozofii może spożywać alkohol lub grać w tenisa w zależności, co w danym momencie przynosi mu duchowe ukojenie i odpręża ciało. Ważna jest tu świadomość wyboru. I jeszcze jeden ważny aspekt – kultura osobista, dlatego profesor, statystycznie, rzadziej się ześwini trunkowo, niż menel.
Jeśli posiadacz czasu wolnego nie znajduje się na bezludnej wyspie lub w celi więziennej, to podlega pewnym ograniczeniom ekspresji swych skrytych, często aspołecznych potrzeb, poprzez zobowiązania wobec kontekstu społecznego lub obowiązującego prawa. Dlatego też 10-letni uczeń zazwyczaj nie ogląda filmów erotycznych ze znaną Matką-Polką, Teresą Orlowski, gdyż rodzice jego sprzeciwiają się tej formie przedwczesnego wtajemniczenia w życie (a zwłaszcza w procesy kinetyczne powodujące jego powstawanie w wydaniu ludzkim), a także on sam nie chce zasmucić swą niecną ciągotką poznawczą rodziców i zburzyć w konsekwencji pozytywne relacje rodzinne. Może więc wybrać ów młody człowiek taką formę spędzenia wolnego czasu, która ma poniekąd charakter zajęcia obowiązkowego, lecz presja owej obowiązkowości nie wydaje się duża i wybór tej jednej, z licznych szlachetnych form, jest także przewidziany. Czyta więc nasz bohater książkę “Czarne stopy”, choć mógł by czytać w tym czasie pozycję historyczną “Dzikowy skarb”, lecz korzystając z prawa wyboru cieszy tym rodziców, a i sam ma też przeświadczenie, że doświadcza miłej wolności wyboru. Może być także dzieckiem o wysokim ilorazie inteligencji i poznawać, także drogą lektury, teorię względności Einsteina, lub czytać piątą lekcję kursu esperanto. Owe wybory są przecież realizowane w obszarze wiedzy pozytywnej, społecznie i kuratoryjnie aprobowanej i zapewne ich młodociany autor zaskarbia sobie w ten sposób uznanie rodzicielskie, wysokie oceny w szkole i prestiż w gronie rówieśniczym, gdy wychodzi z założenia, że ze wszystkimi żyć trzeba w zgodzie, więc podpowiada koleżankom i kolegom, a czyni to sprawnie i nie wykrywają jego nieregulaminowych zachowań nauczyciele.
A zatem młody ów człowiek właściwie wykorzystuje czas wolny, gdyż ten model jego spędzania zjednuje mu społeczne uznanie koleżeństwa i miłość rodzicielską, bowiem nie nudzi się i nie przeszkadza na lekcjach. Jeśli wybrał by jednak inną ścieżkę, a mianowicie czas wolny poświęcił by na podpalanie lasu, wybijanie szyb w oknach lub spożywanie alkoholu w pomieszczeniu zsypu blokowego, to pomimo towarzyszących owym realizacjom perwersyjnym odczuciom przyjemności i spełnienia ukrytych tęsknot, konsekwencje społeczne, prawne i rodzinne mogły by być opłakane. Wniosek z tego wypływa taki, że godne i sprawiedliwe jest dobrowolne spędzenie czasu wolnego wedle nie własnych potrzeb i oczekiwań, ale dla własnego pożytku i pozycji społecznej korzystne. I jeśli ktoś powiedziałby, że jest to nędzne kapitulanctwo i koncert życzeń grany nie sobie, to wytłumaczę to tak: posłuszne dziecię może świata nie zmieni i nie odkryje prochu nowej generacji, ale zapewne mniej zrobi aspołecznego zamieszania od młodocianej istoty człekokształtnej, która dzień cały spędzi pod śmietnikiem plując na ziemię i wyrzucając w powietrze ekskrementy słów, zaś wieczorem pobije staruszkę i za zrabowane 5 (słownie pięć złotych) nabędzie dwa piwa, którymi upije się do nieprzytomności. Kto nie potrafi myśleć tylko kopać powinien słuchać wiedzących więcej.
Następny wniosek, który nasuwa się z analizy form spędzania wolnego czasu przez osoby nieletnie jest taki, że w czasie kiedy sami nie posiadamy jeszcze zbyt bogatego doświadczenia życiowego powinniśmy zawierzyć tym, co je posiadają i spędzać czas wolny wedle ich recept, zaś na własną drogę do pełnej wolności wypełnienia tego czasu skarbić sobie życiowe doświadczenia, nie prowokując zbędnych konfliktów niedojrzałą samowolą, lecz mieć pewność doświadczenia licznych profitów z mądrego samoograniczenia. Finalny wniosek brzmi więc: dopóki nie posiadasz własnego rozumu spędzaj czas wolny tak, aby nie pogorszyć jakości swego życia, bo czas na jego rewolucyjną poprawę przyjdzie wtedy, kiedy własny rozum zdobędziesz. W nieszczęśliwym przypadku nie uzyskania własnego rozumu zdobędziesz jednak zbawienny nawyk cudzomyślenia praktykując wytrwale spędzanie czasu wolnego wedle wypróbowanych recept. Bo lepiej być szanowanym przeciętniakiem, karmiącym koty i gołębie, niż wzbudzającym strach i odrazę zboczeńcem lub kryminalistą, nieprawdaż?
Wolny czas, to także problem “upłynnienia” nadwyżki libido, czyli życiowej energii, której zapas mamy dany przy urodzeniu, a jej zużywanie zależy od genetycznego zawiadowania naszą fizjologią, od stylu życia i kultury osobistej, a także od poziomu jej zużycia podczas dziennej porcji pracy zawodowej. I tak zapracowany robotnik nie widzi bardziej wzniosłej perspektywy od wypicia paru piw w gronie kolegów z pracy, ponarzekaniu na “syf” w robocie i polityce, a następnie zaśnięcie w domu przed telewizorem. Zaś wysokokwalifikowany naukowiec, pracujący koncepcyjnie w sobie właściwym rytmie, czy artysta tworzący dla własnej satysfakcji, nie wyczerpują się energetycznie na tyle, by popadać w prostrację i bezkoncepcyjność i iść po linii najmniejszego oporu w formule spędzania czasu wolnego. Ludzie o wysokich szlifach intelektualnych posiadają także wielką gamę różnorodności inwestowania swej vis vitalisw godziwe i efektowne spędzanie wolnego czasu. Może to być więc gra w golfa lub tenisa, żeglowanie i biegi terenowe, albo też spotkania klubowe z bilardem i alkoholem czy koncert symfoniczny. Jednak najbardziej prawdopodobny styl spędzania wolnego czasu wykazują biznesmeni i politycy, którzy działają zawsze pod wpływem podwyższonego stresu, na wyższym pułapie stymulacji adrenalinowej, z racji na napięcia towarzyszące decyzjom w obszarze dużego ryzyka i odpowiedzialności. Ich ulubionym “remedium” przeciw nadmiernemu pobudzeniu i przeciążeniu centralnego układu nerwowego analizą informacji jest alkohol i płatny, bezproblemowy seks. Właśnie to “mężczyźni w garniturach” są najczęściej klientami prostytutek, u których szukają rozładowania rozbuchanych emocji i wytchnienia w atmosferze ciepłej, macierzyńskiej troskliwości i zrozumienia, kupowanych, oczywiście, za pieniądze, a więc do niczego nie zobowiązujących...
Wolny czas w ramionach prostytutki był przed wiekami i jest obecnie charakterystyczny dla stylu życia kasty polityczno-ekonomicznej, dlatego też nie powinno nikogo dziwić, że jak ongiś królów, posłów i innych dyplomatów goszczono wedle etykiety w burdelach, tak obecnie po wszelkich zjazdach, sympozjach i naradach, czy szkoleniach wzywane są do centrów kongresowych i hoteli panie z “agencji towarzyskich”, jako nieodłączny element nieoficjalnej, rozrywkowej części ekonomicznej czy politycznej bufonady “dużych chłopców”, którzy za wysiłek na niwie “odpowiedzialnej i ważkiej pracy zawodowej” chcą dostać swoją “różową landrynkę” na osłodę życia. Tak, więc prostytutka i jej oferta odpłatnego seksu jest ważnym elementem spędzania wolnego czasu przez ludzi ze sfer rządzących i biznesowych, co uzupełnić tu należy także o przedstawicieli świata przestępczego, żyjących w napięciu igrania z prawem i kleru, czyli “rządców dusz”, którzy nieodmiennie w formie zawodowej hipokryzji nauczają z ambon posłuszeństwa maluczkich, sami zaś serwują sobie uciechy zmysłowe ponad prawem moralnym obowiązującym “lud boży” i to dobrze, znacznie gorzej, gdy deprawują ministrantów. Nie znaczy to wszak, aby przedstawiciele innych zawodów i światopoglądów nie korzystali z oferty spędzania wolnego czasu w atmosferze przełamywania społecznego tabu w dyskretnych wnętrzach burdelu. Bo przecież seks, będący “darem życia”, może być także lekiem, wręcz panaceum na wszelkie dolegliwości dla mężczyzn, którzy w walce o prymat i dominację w życiu społecznym pracują na “podwyższonych obrotach”. Ale nawet “słodka pigułka” prostytutki nie jest radykalnym remedium, bo statystyki wskazuj na większą umieralność na zawały i wylewy u członków tej „prestiżowej”, de facto - stresogennej i marnej moralnie grupy społecznej. Stąd wniosek prosty – mniej polityki, więcej czasu wolnego. I najlepiej na żaglówce, a nie na dziwce, z pobudek nie koniecznie moralnych, bo przecież kobietę może przekonać do siebie rozumny i błyskotliwy towarzysko mężczyzna nie tylko talią banknotów, ale także urokiem osobistym i perspektywą ofiarowania partnerce cennego czasu, także wolnego...
Przechodząc zaś do form spędzania czasu przez jednostki dojrzałe zaznaczyć trzeba, iż takich jest niewiele i propagowanie takiego modelu, jako społecznie popularnego może być dużą lekkomyślnością. Bo wziąć pod wzgląd trzeba, iż to, co jawi się jednym jako dojrzałość może być dla drugich tylko jej pozorem. Codzienne przykłady ilustrują dobitnie różnorodność, a nawet przeciwstawność kierunków aktywności ludzi zwanych dojrzałymi. Jedni z nich bowiem omijają życiowe przeszkody i w ten sposób wolni od balastu złych uczuć, palą cygara na balkonach wpatrując się w nasyconą pomarańcz kwitnących nasturcji. Łatwo można takich nazwać życiowymi dezerterami lub wygodnickimi, nie konfrontującymi się z realiami świata w czasie swego czasu wolnego, a więc nie udającymi się do galerii sztuki współczesnej, gdzie zobaczyć mogą pełne ukrytych znaczeń przekroje ciał zwierząt zanurzone w formalinie lub figury sakralne zatopione w urynie – wielkie wyrafinowanie, prawda? Z kolei biegunowy model realizować się może w zachowaniach społecznej nadaktywności, uskutecznianych w czasie wolnym, chociażby sadzenia drzew w szkółce leśnej w ramach woluntariatu, czy zbieranie puszek aluminiowych i butelek, aby surowiec wtórny trafił do huty (szkła także), a nie męczyła się jego recyklingiem spracowana ponad miarę Matka-Ziemia. Tu także pojawić się może zarzut, że obywatel-działacz społeczny w czasie wolnym od pracy jest zwykłym “świrem” i “nawiedzonym”, bo w czasie owym nie pije wódki lub nie uwodzi żony sąsiada, jest realnie staroświecki i passe, śmieszny idealista, bowiem te pierwsze z punktu widzenia tzw. vox populi są zajęciami bardzo atrakcyjnym i szczególnie predysponowanym do wypełnienia nimi wolnego czasu, no i wzmacniającymi w delikwencie stereotyp „macho”.
Reasumując problem czasu wolnego osób dojrzałych przyznać trzeba, iż nie występuje on w takiej skali, aby jego rozstrzygnięcie spędzały nam sen z powiek. Bo korzystanie z uroków wolności jest przywilejem, do którego trzeba dorosnąć. Większość społeczności ludzkiej pozostaje jednak dożywotnio, albo na statusie cudzomyślącego pozytywnie i spędza czas wolny w kościele, na rybach, w supermarkecie, w parku, na statku wycieczkowym lub w muzeum etnograficznym. I chwała im za to, gdyż najlepsze jest wrogiem dobrego, więc gdyby chcieli przejść do historii jako twórcy sztuki współczesnej skacząc z 8-mego piętra na rozłożone na trawniku prześcieradło, lub też ogłosić publicznie, że na Jowiszu ludzie Nowej Ery żyją w formie pulsujących chmur elektronów noszących czerwone krawaty w białe groszki, nie były by to dzieła wiekopomne. Zapewne mniej było by z tego pożytku, niż z udanych zakupów rodzinnych i sandacza w jajku, złowionego przez tatusia, a pałaszowanego przez uradowane dzieci zamiast kaszanki za 5,50 zł. Czas wolny i pokusy jego dziwacznego spędzania mogą trafić do Księgi Guinesa, lecz na pewno nie trafią do domu po pijanemu, wracając z opłatka dla firmy konsultingowej, na którym nasz bohater tańczył z nagą striptizerką bułgarską “kazaczoka”. Sztuka spędzania wolnego czasu jeśli nie jest genialna powinna być normalna. W tym poczuciu szacunku do społecznej normalności, którą właśnie wyróżniłem, choć najwyższy laur zachowałem dla genialności, kieruję się zjawiskiem pospolitej statystyki i mam pewność, która z nich częściej gości pod dachami Paryża, Berlina i Charkowa.
Na koniec słów parę o formie spędzania wolnego czasu w kraju położonym nad Wisłą. Z tej racji, iż problem jest poważny, jego egzegeza przyjmie też taki ton. Jest to forma wypełniania wolnego czasu wraz z kieliszkami, przeklinana i błogosławiona zarazem. Jej charakter bowiem zależy od poziomu umysłowego uczestników owego spektaklu. “Prawy do lewego” krąży od niepamiętnych czasów, gdyż alkohol wpisany jest w ludzką kulturę podobnie jak taniec, modlitwa i poezja miłosna. Już w starożytnym Babilonie i Egipcie, 2000 lat p.n.e., znane było piwo o podobnej recepturze do współczesnego. W starożytnej Grecji i Rzymie raczono się obficie sfermentowanym sokiem winnej latorośli, czyli winem, zaś popularną dziś wódkę pierwszy raz wydestylowano we Włoszech w XI wieku. Alkohol wyzwala w człowieku coś niecodziennego i pasjonującego. Niewątpliwie odmienny stan świadomości wywołany wypitym trunkiem wpływa na różnorodność doświadczeń wewnętrznych, łagodzi monotonię codziennej egzystencji i nadaje świątecznego, bachicznego żaru ludzkiemu życiu. Ale jakość tego doświadczenia zależy także od poziomu umysłowego birbanta i jego charakteru, oraz lokalnego klimatu, wilgotności powietrza, jakości wody pitnej, czy rodzaju pyłków kwiatowych w powietrzu...
Radość życia, psychiczne odprężenie i oderwanie się od ciężaru i goryczy codzienności, oto słodkie owoce chwilowego bezkrytycyzmu i naiwnej euforii, wynikających z używania alkoholu, błogosławieństwa Bachusa. Warto jednak napomknąć, iż bardziej godnym twórczego spotykania jest jego brat w boskości, niejaki Apollo, który rozumu przydaje, nie zaś go odbiera. Ale, czy zawsze trzeba być chłodno rozumnym, by żyć szczęśliwie? Oto nierozwiązalny dylemat. Jednakowoż nie ma wątpliwości, co jest lepsze, czy seta pod śledzia, czy pieśń masowa, żyły na czołach i złowrogi lód w sercu. Niewspółmierne są skutki nadużycia alkoholu kończące się kacem, guzem na czole, lub w gorszym przypadku perturbacjami życia rodzinnego, niż kolektywne upojenie szaleństwem, którego skutki są apokaliptyczne, a mierzone eksterminacją narodów, zniszczeniem materialnego dziedzictwa kultury i trwałymi zmianami psychicznymi u pokoleń uczestniczących w krwawej operze ideologicznej. Archaiczna i nie zastąpiona sztucznym tworzywem kultury masowej, a stale dochodząca do głosu, potrzeba człowieka sycenia się rozpasaną nierzeczywistością i uwalnianiem gwałtownych, często będących w konflikcie z konwencjonalnymi obyczajami uczuć, powinna realizować się w formie zachowań tradycyjnie zrytualizowanych i utrzymanych w ryzach przez tradycję kulturową przekazywaną z pokolenia na pokolenie…
Nasze narodowe pijaństwo po okresie aktów straceńczych i posępnych w okresie “komuny” jest aktualnie radosnym, choć mało wyszukanym sposobem uciekania w błogą “fiestę”, która staje się celem życia i powodem wszelkich trudów zawodowych. I tak oto czas wolny staje się celem samym w sobie, a jego spędzanie w atmosferze radosnego oszołomienia ulubioną formą narodowej rozrywki - weekendowym grillowaniem, radosnym obżarstwu okadzonym dymem i dopełnionym ulubionym alkoholem, ze wskazaniem na wódkę, naszą aqua vitę, panią ogrody, parku, balkonu i zagrody. A więc indywidualnie i zbiorowo nie mamy już wątpliwości, że czas wolny przeznaczony jest na ludyczny “rozkurz” i inne formy jego zagospodarowania, bardziej wymagające i z natury uszlachetnijące, nie spędzają nam snu z powiek. Może to i dobrze, bo w kraju nad Wisłą upłynniana jest w ten sposób znaczna pula złej energii i odreagowywane są w ten niewyszukany sposób życiowe frustracje i obsesje, miast w aktach wandalizmu, ulicznych burd pomeczowych, czy przysłowiowego "bicia żon". Zapewne na bardziej wyszukane i oryginalne twórczo formy spędzania czasu wolnego musimy, jako naród wychodzący z wieloletniej zapaści kulturowej, jeszcze poczekać. Na razie nie najgorsze jest, to co jest, bo całkowita nieumiejętność rytualnego regulowania napięć psychicznych jest tym brakiem w sztuce życia, który pozwala demonicznym hoksztaplerom i “organizatorom życia mas” różnych maści, robić z nas marionetki w swym obłędnym spektaklu. Oto realne zagrożenie godne przestrogi i nieustannej czujności. Nie dotyczy to jednak tych, którzy bawią się dobrze (choć czasem trochę gorzej) w swej dorosłej piaskownicy nieustającej “balangi”, bo ludzi zadowolonych, bez względu no jakość szczęścia, nie przekona głos ideologa, bowiem rewolucje rodzą się w pustych żoładkach, a miast wychodząc na ulicę i wykrzykiwać hasła "anty", Polak woli opowiadać o erotycznych i myśliwskich sukcesch w obłokach grillowego dymu...
A zatem spędzajmy tak czas wolny, aby nie spędzało to nikomu snu z powiek, a lekkomyślne uczestniczki wydarzenia nie musiały spędzać płodów, zaś wyznawcy zdrowego rozsądku, w odróżnieniu od "rozsądnych inaczej" czcicieli "jedynie słusznej ideologii", nie musieli spędzać życia na Kołymie, a także nie spędzać czasu na oczekiwaniu na Godota, kiedy można spotkać sąsiada przy grillu i oddać się kontemplacji pieczonej kaszanki, na ten przyklad, ale na tamten nie, bowiem od kaszanki lepsze obważanki... Mając takie motywacje psychologiczne zawsze spędzimy czas dobrze. A jeśli ktoś spędzi go lepiej, na studiowaniu obrazów mistrzów w muzeum lub koncercie filharmonicznym, to uznać można za znaczący wyjatek, który potwierdza regułę, że "masy ludowe" chcą spędzac wolny czas w sposób "lekki, łatwy i przyjemny". Komu się zaś nie uda, niech pomyśli o tych, którzy nie mają szansy się poprawić. Niech to będzie największym dopingiem do kolejnej próby. Choćby mikrofonu czy zdobycia szczytu błyskotliwości. Bo przecież życie, to nieustanny łańcuch prób, jak żyć mądrze i zbierania owoców – katastrof i barwnych biografii. Polak, w pracy i podczas czasu wolnego, potrafi!
*
AntoniK
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo