Patriarchalizm metafizyczny, to judaizm i “realne chrześcijaństwo” z postacią Jahwe, “Pana Zastępów”, czy Boga Ojca, zawistnego i popędliwego satrapy metafizycznego. To wiele światowych religii z postaciami autorytarnych, męskich bogów. Ta relacja wymaga od wyznawcy uległości i bezrefleksyjności, podobnie jak u ludów pustyni koczujących pod zwierzchnością swych satrapów i ich kapłanów. Właśnie ci kapłani, cyniczni, inteligentni psychopaci stworzyli boga, a raczej demona o rodowodzie assurycznym, bardziej przypominającego ziemskiego, męskiego, mizogińskiego despotę, niż istotę boską, niepojętą, o imieniu Tajemnica. Jego "aktywność metafizyczna" uruchamia u wyznawcy nastrój „bojaźni bożej”, a następnie taki mechanizm psychiczny: skażona, zła natura, paraliżujące poczucie winy, magiczne przebłaganie i oczyszczenie na “głos kapłana” i oczekiwanie pomyślności w perspektywie wyrzeczenia się grzechu, czyli siebie. Poczucie krzywdy, opuszczenia i bezsensu życia pojawiają się zaraz, gdy zawiedzie ten naiwny mechanizm, czy też człowiek dokona aktu „apostazji”. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest bezmyślne nakręcanie spirali samoudręczeń i zewnętrznej agresji o charakterze ksenofobii dedykowanej innowiercom, bowiem nie należy mieć „innych bogów przed sobą”, a podbijane narody, czcicieli „bałwanów” wycinać w pień, na rozkaz Pana Zastępów, bez szemrania, posłusznie, wraz z dziećmi i trzodami, bo inaczej - Jego klątwa na wiele pokoleń, strach! Dalszą konsekwencją tego modelu wiary jest dziecięcy brak odpowiedzialności za losy świata, który animowany jest przez „Pana Zastępów” czy “Dobrego Ojca”, czyli swego, „doskonałego i jedynego” Stwórcę, więc jego "kreatura" nie ma kompetencji, by dokonywać zmian, poza "czynieniem sobie ziemi poddaną". Ostateczną perspektywą soteriologiczną jest tu osiągnięcie transcendentnego /kosmicznie/ Nieba i wieczność ziemskiego ego, desygnowanego do anielskiego chóru. Dla myślących, to zgroza!
Partnerstwo metafizyczne to “chrześcijaństwo niezrealizowane” z osobą Jezusa, de facto Jehoshui ben Joseph, dysydenta judaizmu, zdeklarowanego wroga kasty kapłańskiej, braterskiego przewodnika po domenie Ojca. To postawa zaangażowanego heroizmu, czyli poznania mechanizmów zła, dochodzącego do głosu w człowieku, a co za tym idzie w ludzkich społecznościach. To poczucie odpowiedzialności za proces “objawienia wewnętrznego”, czyli inicjacji w dojrzałą duchowość, oddzielenie ego od ja prawdziwego, poznanie Jaźni, rozpoznanie podświadomości, jej archetypów, symboli dobra i zła, porządku i chaosu, cząstkowości i Pełni. Na co dzień jest to przeniesienie akcentu z bezmyślnej obrzędowości na umiejętność samopoznania. To wyjście poza ego i osiągnięcie psychicznej pełni, jedności wszystkich funkcji psychicznych, czyli zadośćuczynienie pierwotnej solidarności z całością bytu i tęsknocie do Prajedności, która była na początku, zaś słowo bliższe jest raczej końca, na pewno końca doświadczenia nieskończoności i świętości Życia. Śmierć w tej perspektywie, to wylanie się energii z „pękniętego naczynia ciała” od oceanu Wszechbytu, nie wiemy jednak, czy z uzyskaniem „świadomości kosmicznej”, czy utraty świadomości, bowiem my znamy jej postać: „świadomość pojedynczego w obliczy Wszystkiego”, tak…
Istnieje prawdopodobieństwo, że co raz przyjęło kształt, chociaż go traci, to odczuwa doń powinowactwo, będące kosmicznym prawem. Tłumaczy to także teoria hologramu, że całość i pojedynczość, to tożsamość, jak hinduistyczne pojęcia Brahmana i Atmana, czyli Tat twam Asi. A zatem prawdopodobieństwo reinkarnacji wynika z idei nieśmiertelności energii i nietrwałości form materialnych, a także reintegracji struktur wypróbowanych, materialnie trwałych, a zatem replikowalnych. I wtedy to wieczna, bezpostaciowa energia wciela się w materię prezentując nieskończone możliwości twórcze, choć w swej obfitości ograniczone, bowiem teoria hologramu zakłada Kosmiczny Wzorzec, Kronikę Akaszy, Matrycę Całości, co nobilituje pojedyncze, bo stawia je w równości, kiedy pojmie swą naturę, z Uniwersalnym!!! W tej mnogości tworów istnieją rozwiązania optymalne, obdarzone skłonnością do multiplikacji. Kosmicznym prawem jest idea wiecznego rozwoju, a zatem praca nie zakończona w pierwszym podejściu, może być kontynuowana w następnych, aż do kresu możliwości, czyli samorealizacji, do wypełnienia cyklu, jak Maha Kalpa Brahmy, jego mrugnięcie powieką, co trwa, wedle tradycji hinduistycznej, ok. 17 mld. lat i jest pulsowaniem Kosmosu od nicości ku optymalności i jego ewolucji, inwolucji i anihilacji. Istnieje zatem nieskończoność cykli, a nie jej postać „liniowa”...
Tak można tłumaczyć starą jak świat ludzki wizję wędrówki dusz poprzez niezliczone pokrowce ciał. A wszystko to w obliczu odwiecznego naporu chaosu, czyli Zła. I tu objawia się paradoks zła jako sprężyny wiecznej przemiany. Czy zło to byt cząstkowy i przemijalny, a dobro to nieporuszona Pełnia - Pustka? Odwieczny powrót światów, to przekleństwo, czy błogosławieństwo? Czy też zastanowić się warto, czy przystoi trzepać intelektualną pianę, kiedy tak naprawdę tylko śmiech wyzwala, śmiech rozumiejącego. Wielce ważne są w tej kwestii słowa Jezusa z ewangelii apokryficznej według Tomasza, gdzie jest powiedziane: „Odkryliście już początek, aby poszukać końca; tam bowiem, gdzie jest początek, tam będzie i koniec. Błogosławiony, kto stanie na początku – pozna koniec i nie zakosztuje śmierci”. Do końca nigdy nie poznamy „odkrytej Tajemnicy”, nazwać to można – „programu Poruszyciela Wszechrzeczy”, ale poznanie swej roli w „kosmicznym misterium”, zrozumienie idei „jedności początku i końca”, czyli zrozumienie elementu, który jest tożsamy z Pełnią, to klucz do wyzwolenia z okowów mroku i śmierci za życia, to nowe narodziny! Niby to trudne, a jednak śmiesznie proste, dla tego, który wolny jest od „doktrynalnego zaciemnienia umysłu”...
Bo sprawy Tajemnicy istnienia, o paradoksie i radości, są straszne i śmieszne, jak wedle Rosjan, dosadnie ujmując - ruchanie niedźwiedzia, ot co!
*
Fragment opowieści inicjacyjnej "Leć motylu, leć..." (spisane podczas studiów na KULu w 1978 roku i teraz doszlifowane)
Antoni Kozłowski
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo