Tako rzecze Kozłowski
Awangardowy poeta, Tadeusz Peiper pisał, jak sam twierdził, dla „dwunastki, może dla dwóch dwunastek”. Twórczość Antoniego Kozłowskiego ma znacznie większy krąg odbiorców, być może także za sprawą Pawła Dunin-Wąsowicza, który trzykrotnie publikował go w swej Lampie.
Na pewno też dlatego, że nie jest to bynajmniej twórczość awangardowa, wręcz przeciwnie, forma jego utworów ma zdecydowanie tradycyjny charakter. Jest w nich jednak wbrew pozorom też pewien element awangardowości, a nawet awangardowość absolutna, ponieważ autor wykracza poza konwencję poetycką tak daleko, że jego wypowiedzi przestają być poezją, w której przecież zwykle więcej znajdujemy poza słowem i „między wierszami”.
U Antoniego Kozłowskiego sens zawsze świeci jasno i jednoznacznie, jak słońce nad Saharą, a słowo jest mocne jak „czaj” w więziennej celi. Czytelnicy jego wierszy otrzymują prostą, choć pisaną finezyjnym językiem instrukcję jak należy pojmować zjawiska społeczne, polityczne czy nadprzyrodzone. Nie ma tu żadnych pytań i niedomówień, gdyż autor uskrzydlony misją oświecania, ciężkimi literami (wszystkie manuskrypty autora wyglądają dość osobliwie – długopis żłobi w papierze głębokie koleiny widoczne na kolejnych dziesięciu kartkach brulionu) oznajmia wszystkim prawdę jedyną. Udaje się to jemu bardzo dobrze, gdyż sprzyja mu ta sama muza, która inspirowała wielkich orędowników głoszenia jedynie słusznych poglądów, takich jak Adolf, Benito i Józef. Trzeba tu oczywiście zauważyć różnicę między fanatycznymi realizatorami złowrogich ideologii a zaangażowanym głosicielem idei. Kozłowski, którego żarliwość dorównuje żarliwości mówcy wiecowego, podobny jest zatem do barda, a nie do którejś z ikon totalitaryzmu.
Oprócz spontanicznie, szczerze i krasomówczo pisanych wierszy wchodzących w rzadko odwiedzany przez poezję obszar agitacji, polemiki politycznej i społecznej (było kilka udanych prób: Majakowski, Broniewski), jest też w twórczości Kozłowskiego nurt, w którym autor z zimną głową konstruuje utwory z użyciem całego sztafażu poetyckiego. Są tu więc wszystkie środki wyrazu stosowane przez poetów w celu wyjścia poza definicje zgromadzonych w tekście słów. Niestety Euterpe, muza poezji lirycznej nie jest w stanie uciągnąć ogromnej, ozdobnej karety poetyckiej przeładowanej przepięknymi epitetami i ciężkimi metaforami.
Cóż więc ma począć czytelnik, który właśnie poinformowany został, że nie obcuje tu z poezją? Nic, po prostu tak, jak molierowski pan Jourdain, który ze zdziwieniem dowiedział się, że mówi prozą, niech czyta dalej utwory „poetyckie” Antoniego Kozłowskiego, które nota bene są całkiem dobrą prozą.
Tadeusz Dziewanowski
*
Wiersze wybrane z okresu 1978 - 2015 rok przez autora jako prezentacja. Dla zainteresowanych, więcej na ów temat w korespondencji prywatnej, więcej poezji i dyskusja, a także mile widziane wpisy, czyli minirecenzje krytyczne. Nie spodziewam się wiele, nie jestem "rasowym blogerem", nie uczestniczę w ceremoniach "lizania się po fitach" lub dawania zjebów", tak kolokwialnie, ale na S24 to codzienność, nieprawdaż? Zaś, czy warto wydać tomik poetycki AntoniK'a pt. Pisz Pan z głową, który zredaguje (zapraszała autora wielokrotnie do wspólnego przedsięwzięcia, ale autor uznał, że nie napisał jeszcze "prawdziwej poezji", jeno "metaforycznie filozofuje", więc czeka, aż przestanie obrabiać intelektualnie wynurzonych z "zaumu" gotowych wierszy i poddawać intelektualnej obróbce aby było "widać i czuć" co poeta ma na myśli") znana i znakomita poetka Gdańska, Bożena Ptak, autor zadecyduje sam. Niemniej biorąc pod uwagę istotny czynnik zjawisk ziemskich, czyli tempus fugit, autor zamierza się zabrać do wyboru swych dokonań poetyckich już niebawem i przekazać je w godne, wspomniane już ręce, a dokładnie pod wzgląd krytyczny, a także redakcję tzw. tomiku poezji wybranej, tak. AK
Ps. zainteresowanym, skłonny jestem wysłać w wersji elektronicznej swoje, rzecz jasna wybrane, tomiki poetyckie, a są to:
1. Krwawa piaskownica - poezja polityczna 1978 - 1990
2. Panopticum postkomuny - poezja polityczna 1990 - 2016
3. Niebiański klucz francuski - apokryf biblijny
4. Bańki mydlane
5. Groza szycia
6. Metafizyczny zakalec
7. Helikon rubaszny
8. Wstydliwa przyczyna
9. Taj poems
10. Nowina poems
11. Kryształowy szewczyk - poezja dziecięca
12. Piosenki - teksty piosenek dla zespołu Symetria
*
Motto:
Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy,
Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi;
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.
Dylan Thomas
Jak Grom się spiętrzać - aż stos runie -
Aż w proch się rozsypie majestat
Nad kryjówkami Wszelkich Stworzeń -
To - byłaby Poezja…
Emmily Dickinson
I krew się z tlenem wiąże w rdzawą rdzę
na czarnej skórze porośniętej mchem
zrogowaciałej umyślnie szczeciny.
Linneusz idzie pod prąd czasu, aby
znów się urodzić i między owady,
ryby i słowa wpisać wasze imię.
Rafał Wojaczek
*
Zerwanie maski
Tak, nadszedł czas, jest miejsce
Dokonam więc brutalnej wiwisekcji
Nie poetyckiego mazgajstwa
A psychicznej rozprawy
Rozprawy z wirusem, co zdominował
Nie tylko me metaforotworzenie
Ale cała aparaturę poznawczą
I umysł (bez)krytyczny także
Nastrojony na kreację mitu…
Ujawniam obecność wirusa podłego
Skutecznego w programowaniu aparatury
Ubranego w stylowy ancug fals flag
A jest nim KŁAMSTWO…
Nie jestem kłamcą, bowiem kłamie tchórz
Opętany jestem wizją lepszego świata
Kłamstwo jest nadrzędną poetyką
Jest scenografem mej przestrzeni wewnętrznej
Jest dyktatorem, który mnie zniewolił…
Moje poetyckie zaśpiewy, często skomlenia
To nie tylko afirmacja Mgławicowej Arkadii
I bezwzględne pacyfikowanie przebranego zła
To także próba wyrwania się z dyktatu kłamstwa
Bowiem to mnie boli, starego weredyka
Że aparatura języka, którą uruchamiam
Potrafi jeno mitologizować, czyli kłamać...
Potrafi tylko kreować zamki z mgły
I mroczne lasy z werbalnej pajęczyny
Które prześwietla światłem kłamstwa
Jako ten Luci ferus, niosący światło
Straszliwy demon-sufler podmiotu lirycznego
Nawiedza mnie jako Lucyfer, miłośnik ducha
Napełnia mnie światłem, co czarne wewnątrz
Zabiera mi smak życia, daje lód ducha
Bowiem życie rodzi się w mrocznej macicy
Pozasłowia, w ostępach niewypowiedzianego…
*
Nowina, 24 sierpnia 2013 r. AntoniK
Dylemat stary jak świat
Odszedł ten, co przyszedł nowy
Nowy wkrótce starym będzie
Wszystko wokół nas przemija
Choć ksiądz chodzi po kolędzie
W wielkich cyklach oraz małych
Człowiek krąży jak w maszynie
Trochę w życiu punktów stałych
Reszta w dal nieznaną płynie
Co nam niosą lat wielbłądy
Przez pustyni pętli czasu
W głowach tuczą się poglądy
By narobić znów hałasu
Nowe światy wciąż się rodzą
W ksiąg macicach papierowych
Do kościołów ludzie chodzą
Z pustą głową, w butach nowych...
Wojny toczą się jak kule
W bilardowej grze o zyski
Jahwe się uśmiecha czule
Lejąc napalm do kołyski
W telewizji tłum debili
W ról tysiące wpisywany
Siądź wygodnie, a po chwili
Będziesz z kałem wymieszany
Wszystko wokół jest poważne
Twarz gołębia, stan macicy
Treść kazania w Trąbkach Wielkich
Ryj skinheda na ulicy...
Nienawiścią lud się żywi
Szuka sensu w kroju spodni
Jahwe bogów nienawidzi
I jest ojcem ksenofobii
Zlewem spermy jest vagina
Sztywny kutas, to oś świata
Śluby, zdrady, ciąże, chrzciny
Z nudów mamę kopie tata...
Bezsens wielkim rośnie grzybem
Czasem w atomowym stylu
Ludzie umierają z głodu
Ty na giełdzie grasz debilu
Kolorowo jest na świecie
Twarze, auta i banknoty
Kolorowe sny śnią ludzie
W lunaparku dla miernoty...
Kiedy zamknę czasem oczy
Świat odpływa w czarną dziurę
Czuję gorycz, co jest żywa
Choć przez martwą płynie rurę
Te jasełka śmieszno-krwawe
Tłuste, tudzież chude lata
Przy kieratach tłumy wołów
Zawsze, aż do końca świata
Wielki pochód martwych kukieł
Który niesie Matka-Ziemia
Wszystko dokądś gna w obłędzie
Nic naprawdę się nie zmienia...
Lecz są chwile, kiedy czuję
Że mam kosmos w sobie śpiący
A gdy kocham, to się budzę
Krzakiem jestem, skrycie gorejącym…
A ten ogień w proch mnie spala
Niszcząc stare, nowe wyzwala...
*
31 grudnia 1994 roku AntoniK
Cztery kroki
Wolno, wolno idzie
Daleko, daleko spogląda
Twarz zasłonięta
Ciało z pajęczyny
Słowa to krople deszczu
Wsiąkają w ziemię
I milkną
Ciemna godzina
Zapala oko latarni
Za firanką muru
Biegnie szelest fioletowy
Wznosi się i opada
Pulsuje wątłym drżeniem
Zapada w siebie
W morzu światła wiruje
Ciemna kapsuła ziemi
Pragnienie wytacza przez okno
Bezpłodną łodygę życia
Ślepym tropizmem gnane
Wznosi rusztowanie oszalałe
Jałowo rozkrzewione
Jezioro zieleni
Żywa bryła kryształu
Twarz nieba spokojna
Cicho oddycha wszechświat
Przez wodne krużganki
Miękko przemyka cień
Lodowaty skrzep.
*
Weisenheim, 15 sierpnia 1980 roku AntoniK
Półtora
Dwa małżeństwa homoseksualne w Utrehcie
Trzy tony haszyszu na dnie kontenerowca Apollo
Cztery gwoździe wbite w głowę Jeleny P. przez czetnika
Pięć piw wypitych duszkiem przez ślepego tapicera z Olkusza
Sześć ramion Gwiazdy Dawida wskazujących wybrańca Żyda
Siedem córek przodownika policji zatrutych tlenkiem węgla
Osiem medali na piersi mumii bohatera spod Stalingradu
Dziewięć dni pracy w kopalni uranu warte osiem garnców grochu
Dziesięć bitnych pułków spalonych napalmem w kwiecie wieku
Jedenaście metrów kabla miedzianego z trakcji, dzieło złomiarza
Dwanaście wagonów dolarów wydrukowanych przez BRF
Ku pokrzepieniu serc bankierów
Ku wiecznej chwale i pamiątce
Imienia jego, który jest Jeden
Choć domniemania sugerują
Że Półtora
Doliczywszy procenty od bogobojności
Zysk od posiadanej trzody otumanionych wyznawców
Których traktuje jak węgiel do opału kotła wiary
I nie baczy na parametry fizyczne pogłowia
Jeno kontempluje swe metafizyczne anomalia.
*
Ujejścisko, 8 października 2011 roku, AntoniK
Nie być jak generał Jaruzelski
Onegdaj zachęcano nas obrazkowo-filmowo
Aby kultowo-heroicznie być jak John Malkovich, człowiek-wzorzec...
To żałosna zachęta, aby być bytem powielonym
Tym bardziej więc, po trzykroć z naciskiem odradzam
Aby nie być, nie starać się powielać generała Jaruzelskiego...
Nie odtwarzać, nawet z ironią, dystansem biografii i moralnej marności
A każdy rodzaj, staranie społecznego klonowania Psa Moskiewskiego
Siepacza Ludu Nadwiślańskiego, Kata Wojennostanowego
Inwazjera Czechosłowackiego, Agenta Sowieckiego
Zainstalowanego w siatce przez mundurową swołocz Kiszczaka
Nie jest formą godną ludzkiego naśladownictwa lub deklaracji aprobaty
Może się jej podjąć bezwiednie szakal, marabut, tasiemiec, czy hiena...
A dlaczegoż tak negatywnie, przecież o skoszonych przez Tanatosa
Źle się nie mówi, nie pisze, nie stepuje, nie popierduje kodem...
No więc, to dlatego, że złe są tak zwane konwencje czy stereotypy
Większość kalek stadnego myślenia nakazuje widzieć jednoznacznie
W Cyganie złodzieja, Eskimosie wielorybnika, Żydzie bankiera
A w uszminkowanej kobiecie kurwę czy łysym Skinheda nie mnicha
No więc przeciw stadnej mentalności, przeciw masowej psychozie
Nie życzę nikomu, ni księdzu, ni dziwce, ni lekarzowi bez serca
Ni łowcy głów, sprzedawcy dywanów, myśliwemu, hyclowi, sędziemu
A także chłopu, co żywemu nie przepuści i grabarzowi, co zmarłego uziemi
Nie życzę, nie sugeruję, nie zalecam abyś był jak generał Jaruzelski, tak...
Bowiem jak Mistrz Ekhart naucza, a wie co mówi, bo zaświatowo bywały
Bezmiar zła człowieka, generała, chłopa, chirurga, bednarza, szewca, zbira
Przemienia się w wizji terminalnej w stado demonów, co żelaznymi hakami
Rozrywają twą duszę, co ma kształt twego ciała i jego naturalną bolesność
I odchodząc za horyzont swego spodlonego, wyrodnego życia cierpisz
Doznajesz mąk piekielnych, tantalowych czy przypadłych Piekarskiemu
Zbierasz plon stukrotny, kiedy zdradzasz, donosisz, wysługujesz się tyranom
Jesteś namiestnikiem ideologicznego zła i piewcą ludzkich antywartości
Nawet, jeśli ziemskie trybunały nie nałożyły na ciebie kar adekwatnych
Zbierasz to, co sam zasiałeś, może z woli bożej, może wedle prawa karmy...
Dlatego apeluję: nie bądźcie jak generał Jaruzelski, Stalin, Neron, Pol Pot
To mentalnie niehigieniczne, finalnie dramatyczne, niecne, niegodne
Lepiej być górnikiem z Kopalni Wujek, sprawiedliwym w Sodomie, Nikim
I pamiętajcie, co rzekł w demonicznie demokratycznych Atenach Sokrates:
„Lepiej być zabitym, niż zabójcą”, a wiedział co mówi, zaś wielu nie wie
A zatem, nie bądźcie jak Jaruzelski, nie czekajcie, aż śmierć was oświeci...
*
Ujeścisko, 25 maja 2014 roku AntoniK
Kot nauczyciel
Kiedy kroczy sprężyście ulicą
Kosmos odkrywa z futra gwiazd
Ukryty porządek muzyki sfer
Kiedy ociera się o twoją twarz
Czujesz, że anioł muska cię skrzydłem
Doświadczasz słodkiego dreszczu jedności
Kiedy miaucząc woła do ciebie - jeść!
Przypomina ci, że możesz być matką karmiącą
Choć nosisz w kroku buławę męskości
Kiedy śpi z tobą, futrzany embrion
Śni się tobie stado kuszących syren
Płynące z tobą w głębinie oceanu
Kiedy umiera pierwszy, bo taki rytm
Płaczesz, a deszcz nabiera sensu
Bóg wie swoje, ty masz ludzkie serce
A kot - nauczyciel nieludzkiej mądrości...
*
Ujeścisko, jesień AD 2013 AntoniK
Ubój rytualny
Gunterowi Grassowi, sprawiedliwemu, mierząc rzeczy w duchu prawdy
Mosze wynurzył się zza ruin
I podszedł do siedzącego
Na czerwonej ziemi Elli
Otarł czoło i powiedział od niechcenia
- Szef kazał oczyścić strefę F8
To skupisko domów w zieleni, o tam
Co ty na to, jest południe...
- Zatem uczyńmy ubój rytualny
Nie bądźmy tacy bezrefleksyjni
Ja kończyłem Harvard, Ty Sorbonę
Nie dla nas krwawe jatki
Trzeba sakralizować rzeczywistość...
Mosze i Ellia wystrzelili 16 pocisków
Z amerykańskiego granatnika 82 mm
Czynili to w skupieniu, bez słowa
Rezultat ostrzału był efektowny
Kilka domów i palm daktylowych
Zamieniło się w dymiący chaos...
- Teraz przeczeszecie strefę F8
Powiedział szef od niechcenia
Do uczonych w piśmie i liczbach
Ubranych w mundury khaki
I oddanych armii do misji specjalnej...
- Idziemy sprawdzić jakość owoców
Uboju rytualnego - skwitował Ellia
I poszli przez czerwoną ziemię
Ku dymiącym ruinom...
- Popatrz Mosze - rzekł Ellia
Ten cap palestyński trzyma kamień
W wyrwanej ręce, fanatyk jeden...
- Zatem udał się nam ubój rytualny
Miły Panu jest ten ofiarny pogrom
- Tak miły Panu i Pani Malinowskiej
Z Bank of War, JP Morgan, New York
Otwartego niekoszernie także w soboty
Ku chwale ekspansji zastępów Pana...
*
Ujeścisko, 18. 10. 2013 r. AntoniK
To, co jest
To wszystko jest miękkie
Jak gnijący zewłok
Jak lizany ciemną wilgocią embrion
Jak ciało dotykane w szarpiącym zachwycie
To wszystko jest mną
I tym co poza mną bezimienne
To wszystko jest laną stalą
Głazem omszałym
Lodowcem sunącym z łoskotem
Kosmicznym nieumiarkowaniem
Depczącym kruchość porządku
Mostem bezkresnym nad otchłanią
To wszystko jest skały miękkością krwawą
I jest to puchu struną najtwardszą
Wiatrem co dmucha w swe omdlałe płuca
To wszystko jest tworzywem mego istnienia
I owego zdarzenia przyczyną niepojętą
To wszystko rozpościera się dziwaczną mozaiką
Pomiędzy przyczyną zakrytą a skutkiem nieznanym
To właśnie poczyna mnie i zgładza
I jest mym żywiołem bez spełnionego ujścia…
Miażdżę młotem grozy swą roślinę delikatną
Zamknięty słowem w mrocznym sarkofagu mózgu
Sprzeniewierzam się biegowi metamorfoz świata
Zakrzepły w bryle niewidzialnego betonu istnienia
Doświadczam w bolesnym zachwycie panoramy tego co jest
I tego czego nigdy nie było a wyśnione zostało
To wszystko obrasta mnie gąszczem obcości wrogiej
I jest mną w powleczonych ślepym snem otwartych oczach
To wszystko to karmienie nienakarmialnego głodu
To wszystko płonie nieugaszalnym, odwiecznym pożarem
To wszystko wzrasta obficie na gnoju śmierci
To wszystko umiera dając żyzną glebę swemu odrodzeniu
Karmię się swoją śmiercią
Śmierć moja karmi się mną
Jestem cząstką organiczną niepojętej struktury
Bezkształtnej, niezmierzonej, ślepej Bestii-Świętości
Sycącej głód wieczny swym nieustannie odrastającym mięsem
Co przejrzała we mnie i osłupiała.
*
Lublin, LSM, 19 grudnia 1978 roku AntoniK
Chleba naszego niepowszedniego
Siostrom i Braciom w pogańskim odczuwaniu sakralnych mocy Świata
Chleba naszego powszedniego, chleba
Ryb z rzek, ptactwa wszelkiego
Kosze owoców, stoły zastawione
Spiżarnie pełne, żołądki syte
To wszystko nam potrzebne
Jak powietrze, woda, światło
To wszystko, Twe dary ziemskie
Matko Ziemio, Ojcze Niebieski
To Wasze łzy, pot i uśmiech
Zebrane, zachowane, spożyte, dziękczynione
Z pól zbożem szumiących
Z sadów owocem brzemiennych
Z ogrodów jabłkiem, dynią, kabakiem obfitujących
Z niebios deszcze lejących na suche
Ziemi oblicze, na zasiewy człowiecze
To nasze w świecie zakotwiczenie
Nasze ze światem się mocowanie
Nasz los wszelaki, twardy i nieznany
Raz dobry, raz okrutny
Nasze przez życie pielgrzymowanie
Nasze tęsknoty, trwogi, spełnienia
Nasze w niebo patrzenie
Nasze żmudne sensu wypatrywanie
Na ziemi i w niebie
Na połoninach życia
Na przystankach końcowych śmierci
Nasze o łaskę i szczęście zabieganie
To bieganie i zabiegnie, wieczne dążenie
To nasze rozpędzone kolisko losu
Niechże zawsze pomyślnie się toczy
Niech szczodrością pożywienia, dobra, łaski
Karmi nas, posila nas przez rok cały
Niech duch Lamasu, błogosławieństwo Dażboga
Będzie z nami, dla nas, dla życia i świata…
Ale także łaknijmy i wołajmy:
Chleba naszego niepowszedniego
Strawy duchowej, posiłku świętego
Tego nam potrzeba, tego nam braknie!
Tedy Matko i Ojcze, ducha naszego opiekunowie
Dajcie nam jego, dla duszy pokrzepienia
Dla życia uświęcenia, dla świata Harmonii.
Dajcie z siebie, dajcie krew i ciało. Amen
*
Ujeścisko, 1 sierpnia, Lamas 2013 roku AntoniK
Suwnicowa idzie do nieba
Pani Ani W od serca i małego rozumu na taką biedę.
Suwnicowa idzie do nieba
Przyszło wielu świadków zdarzenia
Gra wojskowa orkiestra
Siwe brody, czarne woalki
Transparenty, sztandary, patos
Salwa poraża demoniczną mocą
Dla złagodzenia obyczaju
Barwnie piętrzy się piramida kwiatów
Suwnicowa wytrwale idzie do nieba
Mowy łapią za serce
Modły budzą odległego Boga
Pieśni łączą odległe brzegi
Wulkan dymi żałobnie
Mudżahedini minują Kandahar
Putin zmienia skarpety
Obama goli włosy pachowe
A Berlusconi testuje Lolitki -
Świat śpi, bawi się, tonie we krwi…
Suwnicowa doszła do nieba
Puka cicho do drzwi
Drzwi otwierają się na oścież
Wchodzi w światło i zapytuje:
- Dlaczego nie mogłam zabrać laski i pantofli?
Dłuższa chwila milczenia
Ze świetlnej otchłani Bóg odległy odpowiada:
- A dlaczego nie skorygowałem trajektorii Tutka
Kiedy wszedł w mgłę i chaos nad Siewiernym?
Chyba jestem niedoskonały
Stworzyliście mnie na wasz obraz i podobieństwo…
Suwnicowa idzie do nieba
Idzie dowiedzieć się prawdy.
*
Wrzeszcz, 21 kwietnia 2010 r. AntoniK
Uzasadnienie istnienia
Nasze istnienie nie może być proste
Nie może być oczywiste i naturalne
Musi być uzasadnione
Inaczej nas nie ma i nie ma świata...
Naszą obecność w świecie uzasadnia
Dowód osobisty i paszport
Nasz chwiejny stan zdrowia uzasadnia
Diagnoza lekarska i wykres EEG
Nasze pretensje do bogactwa
Uzasadnia wyciąg z bankowego konta
Naszą dyspozycyjność wobec bliźnich
Uzasadnia włączony telefon komórkowy
Nasze niezbędne bycie trendy
Uzasadniają słuchawki w uszach
I portki poniżej żeńskich pępków
Nasze poglądy polityczne i na pochodzenie konia
Uzasadnia wiedza telewizyjna i papier dyplomu
Naszą słuszność poglądów lub ich ciemność grodzką
Uzasadnia werdykt autorytetów moralnych
Naszą wiedzę o faktach świata współczesnego
Uzasadniają fakty medialne, fundament prawdy
Naszą małość i spodlenie w oprawie radosnej
Uzasadnia przejechany pies i zamarzły bezdomny
Naszą bierność i wysranie rozumu za stodołą historii
Uzasadnia błogi spokój sytego konsumenta
Naszą wiarę w religijną moc konsumpcji
Uzasadniają ołtarze wystaw i rozwarte księgi reklam
Nasz spektakl na ziemi i jego potworność
Uzasadnia obecność Boga, którego nie ma w owocach
Mityczną obecność omnipotentnego boga
Uzasadnia ludzki lęk, horror vacui
Nasz lęk i poczucie pustki bez poruszyciela
Uzasadnia zło, które czynimy z wdziękiem...
Naszego zła nie uzasadnia grzech pierworodny
Nasze zło uzasadnia grzech wtórny
Grzech sprzedania mądrości i dostojeństwa
Na targowisku Snu Powszechnego
Dozorcom wielbłądów nowej generacji
Co nigdy nie przejdą przez ucho igielne...
*
Wrzeszcz, 20 stycznia 2011 r. AntoniK
Tam czekam na Ciebie
Jeśli jesteś kobietą
Mrocznym nadirem mego zenitu
Czekam na Ciebie w ciele
Które umiera, a więc czuje
Że żyje
Jeśli jesteś chwilą ulotną
Czekam na Ciebie
Na wysypisku pamięci
Gdzie wszystko zastygłe
W pozach śmierci
Jeśli jesteś Słońcem
Mojej galaktyki istnienia
To zatrzymaj się na chwilę
I spójrz na umierającą planetę
Jeśli jesteś Księżycem
Czekam ciebie na brzegu morza
Abyś przyszła promieniem po fali
I zapłodniła ma duszę
Jeśli jesteś Bogiem
Bo w naszej baśni życia
Śnią Ciebie powszechnie i niestrudzenie
To bądź dla mnie Wielkim Nieobecnym
I wypełnij mnie światłem
A jeśli jesteś tym wszystkim
Co powiedziane i niewypowiedziane
To czekaj na mnie cierpliwie
W chwili śmierci
Na pewno się zjawię.
*
Wrzeszcz, 1 sierpnia 2010 r. AntoniK
Matczyzna Gdynia
Przed ponad 50 laty
Bez aptekarskiej precyzji
Lecz karetką pogotowia
Zostałem przywieziony w brzuchu
Matki Teresy
Nie z Kalkuty
Ale z Wrzeszcza
Do Gdyni
Bowiem w lokalnej "bocianówce"
Na Klinicznej
Nie było miejsca w gospodzie
A szczyt demograficzny w narodzie
I siłami natury
Przybyć należało
Pod szpitalnym rejestrem
W przestrzeń postnatalną...
I tak Gdynia
Stała mi się matczyzną
I bokiem mi nie wyszła
Jeno spomiędzy nóg białych
Jak z ojczystej zagrody
W zimny świat ojca
Wysłany kirem ideologii...
*
Wrzeszcz, 22 lutego 2011 r. AntoniK
GOŁĄB
Władkowi Zaporowskiemu w dewocyjnych oparach absurdu
Do nieba udała się komisja SANEPIDU
Przebywszy wielkie obszary kosmiczne
Uważając na czarne dziury i białe karły
Dotarli wreszcie do wrót niebios
Przewodniczący energicznie zapukał we wrota
Otworzył im brodaty rybak i zapytał:
- Dlaczego przedterminowo szukacie tu schronienia?
- Ponieważ skłoniły nas do tego przepisy epidemiologiczne
- Czy ma to związek z eschatonem?
- Tak, niewątpliwy, zwłaszcza w fazie finalnej
- Zatem wchodźcie i czekajcie na audiencję
Po krótkiej chwili weszli do wielkiej, białej sali
Na dwóch tronach siedzieli
Ojciec i syn, duch zaś latał kędy chciał
Przewodniczący komisji SANEPIDU zapytał:
- Czy przebywa z wami biały gołąb?
Ojciec i syn spojrzeli na siebie w milczeniu
Przewodniczący wyjawił sedno swego pytania:
- Podejrzany jest on o ptasią grypę
Syn z żalem spojrzał na ojca i rzekł:
- A mówiłem ci przecież, że najbardziej lubię ryby!
- W istocie synu, ja także nie lubię gołębic, wolę chłopców...
*
Wrzeszcz, czerwiec 2011 r. AntoniK
Kosmos targu kolejowego
Targ kolejowy nie ma lokomotywy
Ma immanentny popęd do życia
Choć w jego godle tylko śmierć
Nie ma przedziałów i biletów
Prócz bankowych, bo bez nich
Traci sens i treść namacalną...
Targ kolejowy ma odwieczną misję
Primum aedere, deinde philosophari
Nie ma wyjątków od tej reguły
Budda umiera zatruty zgniłą rybą
Petroniusz rzyga, aby widzieć piersi Ligi
Neron rzyga, aby spalić Rzym
Stalin nie rzyga, Stalin pije
Krew narodów, duszę świata...
Targ kolejowy, kosmos śmierci
Co daje życie, węgiel do pieca
Lokomotywy historii
Mrówczego kłębowiska
Jej ludzkich wagonów
Wypełnionych zmielonymi
A podanymi jak barwne obrazy
Langustami, krewetkami, liczi
Baraniną, wężowiną, żabiną
Rambutanem, pomello, sumem
Kokosem, jabłkiem różanym...
W kwiecie lotosu
Budda usypia kolisko Samsary
Ponad zwojami jelit
Duch dotyka świetlistej nicości
O nirwano, zbaw nas od grozy
Targu kolejowego.
*
Pattaya, maj 2012 r. AntoniK
Rak
To jest najcudowniejszy rak
Żerujący wszechwładnie na ogromnym
Zgnuśniałym cielsku
Przenika jego skamieniałe tkanki
Burzy martwy, bierny porządek
Oplata swymi tętniącymi mackami
Amorficzną bryłę skrzepłej lawy
Buduje misterne konstrukcje
I rozpruwa je bezlitośnie na strzępy
Tańczy migotliwą i ulotną formą
I rozpływa się w plazmatyczną nicość…
Gnębi demoniczną siłą władcy
Tępą i głuchą materię
Nie dozwala na jej trwanie samoznaczące
Milczące i bezwładne
Piętrzące bezcelowo zwały, arabeski, kształty…
Ów rycerz najświętszej agresji
Ten zdobywca chwalebny, choć niemiłosierny
To Życie.
*
19 lutego 1979 roku AntoniK
Ból istnienia
Dziś znalazłem w swym ciele
Kleszcza, jebańca, jak określiłem ten byt nieludzki...
Dziś zjadłem na obiad flaki, higieniczne, smaczne
Ktoś jednak wypatroszył wieprza
Ktoś zadał śmierć, abym życie swe przedłużył...
Dziś wieczorem nieomal nie nastąpiłem na dzika
Nie przestraszyłem się, las to las
Dzik uciekł w panice, a był silniejszy
Przestraszył się dwunożnego demona...
Nasze istnienie jest rozdawaniem bólu
Jest spektaklem "porządku dziobania"
Jest sztafetą poniżania i ograbiania z radości istnienia...
Jest walką interesów niezliczonych bytów
Na śmierć i życie, na kres i przetrwanie...
Jest krwawą rzeźnią
Choć okrywa ją tapeta, naturalny landszaft
Zachodów słońca, tafli jeziora, obłoków na niebie...
Żyjemy w piekle, żyjemy higienicznie, śpimy u wrót otchłani...
Czasem ból istnienia przypomina nam
Że życie karmi się śmiercią
A piękno ma fundament z konwulsji trwogi...
A co na to bóg?
On też cierpi w naszych umysłach
Nieistnienie, ukrzyżowanie, śmieszność, bezradność
Biernie stojąc u bram Auschwitz
Jadąc w eszelonie na Kołymę...
Jest z tego świata, świata naszego umysłu
Teatru wiecznej farsy i dramatu
Teatru bólu istnienia
I ukojenia w bezkresie niebytu...
*
Nowina, 22 sierpnia 2013 r. AntoniK
Ktoś
Ktoś lepkie pąki pootwierał
I dreszczem zbudził oceany
Ktoś planety w hordy zbierał
I zaczerwienił tulipany
Ktoś napełnił twoje żyły
I nadmuchał mózgu balon
Ktoś wytężył wszystkie siły
Porozdawał grzywy falom
Ktoś przez wieki ciemność jaśni
We śnie światy tworzy nowe
Ktoś się w trawy miękko zaszył
A ty czujesz kły stalowe
Ktoś się z mierzwy wygramolił
I podobny jest do burzy
Ktoś oszronił liście nocą
A ty jesteś bobas duży
Ktoś bez twarzy i imienia
I zamknięta w myśli trwoga
Ktoś, co furią jest tworzenia
A ty chcesz mieć swego boga…
*
Wrzeszcz, 19. 10. 1994 r. AntoniK
Czy już rozumiesz?
Czy mrok cię liże
Czy czas cię zjada
Czy szybki jesteś jako ślimak
Czy śpią czujności twej harty chyże
A ty w sen wchodzisz mrówkojada?
Czy właśnie jesteś
Czyś w stal zakuty
Czy balon ego pod wodą płynie
Czy serca się otwiera bezkres
A ty w ogrodzie zdejmujesz buty?
Czy już rozumiesz
Czy jasno płoniesz
Czy wolny jesteś niczym elektron
Czy się z iluzją pożegnać umiesz
I siebie w górę unieść za kołnierz?
Czy płetwy masz, oraz lwią grzywę
Czy wiesz, że prawdą jest niemożliwe?
*
Wrzeszcz, 16.08. 1998 r. AntoniK
Śledztwo w sprawie dezinformacji
Kto ci powiedział, że jesteś żywy
Możeś ty kiepskie biourządzenie
Kiedy cię losu parzą pokrzywy
Oznaką życia śmieszne cierpienie
Kto ci powiedział, że jesteś mądry
Co dnia w kieracie mentalnych musów
Nasiennych spełnień łapczywie żądny
I wytępienia wiedzy wirusów
Kto ci powiedział, że coś zrozumiesz
Wielu wszak schemat bredni pojęło
Bóg na Kołymie, miłość na krzyżu
To rozumności wymowne dzieło
Kto ci powiedział, że sens istnieje
Wszystko bezsensem wokół wypchane
Filozof pierdzi, a wieśniak sieje
W płaszcz świadomości białko ubrane
Nikt ci nie powie, nikt nie objaśni
Kościelny opis działania boga
Głupszy jest od przesłania baśni
Nieznane w gacie odziewa trwoga
Kiedy zakończysz śledztwo w tej sprawie
Z otwartą głową połóż się w trawie.
Wrzeszcz, 17 09 1998 r. AntoniK
Jedna chwila
Jackowi K. jako bilet do nieba spokoju
Z ograniczenia, mroku, rozkładu
Z gomółki białka, cienia, fantomu
Z prawdą nie dojdę nigdy do ładu
Co mieszka w gwiazdach i śluzie sromu
Dlaczego cierpię niczym ćma w płomieniu
Przez krótką chwilę i tak bezsensownie
I nie przebudzę się już w zrozumieniu
Bo sens objawia się niewymownie
A ja językiem w lochu kłamstw zamknięty
Wtłoczony w przyczyn i skutków dżdżownicę
W czasoprzestrzeni witrynę wpięty
Do punktu wyjścia nic już nie przemycę
Nic nie uniosę z kraju pogromu
Co pod mosiężnym niebem dygoce
A jednak wiem, że wrócę do domu
Gdzie chwilą jedną są dnie i noce
Chwilą tak długą jak nieskończoność
I tak przedziwną jak nieistnienie
Jak wąż porzucę skórę-znikomość
Słonecznym deszczem spłynę na ziemię.
*
Wrzeszcz, 23. 10. 1998 r. AntoniK
*
cdn. czyli niebawem, za rok, dwa doczepię kolejne wagony metafor do lokomotywy...
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura