Wilk Miejski Wilk Miejski
464
BLOG

(Prawie)Wszystkie wagony onirycznej lokomotywy Kozła. Cz.I

Wilk Miejski Wilk Miejski Kultura Obserwuj notkę 0




Tako rzecze Kozłowski

Awangardowy poeta, Tadeusz Peiper pisał, jak sam twierdził, dla „dwunastki, może dla dwóch dwunastek”. Twórczość Antoniego Kozłowskiego ma znacznie większy krąg odbiorców, być może także za sprawą Pawła Dunin-Wąsowicza, który trzykrotnie publikował go w swej Lampie.

Na pewno też dlatego, że nie jest to bynajmniej twórczość awangardowa, wręcz przeciwnie, forma jego utworów ma zdecydowanie tradycyjny charakter. Jest w nich jednak wbrew pozorom też pewien element awangardowości, a nawet awangardowość absolutna, ponieważ autor wykracza poza konwencję poetycką tak daleko, że jego wypowiedzi przestają być poezją, w której przecież zwykle więcej znajdujemy poza słowem i „między wierszami”.

U Antoniego Kozłowskiego sens zawsze świeci jasno i jednoznacznie, jak słońce nad Saharą, a słowo jest mocne jak „czaj” w więziennej celi. Czytelnicy jego wierszy otrzymują prostą, choć pisaną finezyjnym językiem instrukcję jak należy pojmować zjawiska społeczne, polityczne czy nadprzyrodzone. Nie ma tu żadnych pytań i niedomówień, gdyż autor uskrzydlony misją oświecania, ciężkimi literami (wszystkie manuskrypty autora wyglądają dość osobliwie – długopis żłobi w papierze głębokie koleiny widoczne na kolejnych dziesięciu kartkach brulionu) oznajmia wszystkim prawdę jedyną. Udaje się to jemu bardzo dobrze, gdyż sprzyja mu ta sama muza, która inspirowała wielkich orędowników głoszenia jedynie słusznych poglądów, takich jak Adolf, Benito i Józef. Trzeba tu oczywiście  zauważyć różnicę między fanatycznymi realizatorami złowrogich ideologii a zaangażowanym głosicielem idei. Kozłowski, którego żarliwość dorównuje żarliwości mówcy wiecowego, podobny jest zatem do barda, a nie do którejś z ikon totalitaryzmu. 

Oprócz spontanicznie, szczerze i krasomówczo pisanych wierszy wchodzących w rzadko odwiedzany przez poezję obszar agitacji, polemiki politycznej i społecznej (było kilka udanych prób: Majakowski, Broniewski), jest też w twórczości Kozłowskiego nurt, w którym autor z zimną głową konstruuje utwory z użyciem całego sztafażu poetyckiego. Są tu więc wszystkie środki wyrazu stosowane przez poetów w celu wyjścia poza definicje zgromadzonych w tekście słów. Niestety  Euterpe, muza poezji lirycznej nie jest w stanie uciągnąć ogromnej, ozdobnej karety poetyckiej przeładowanej przepięknymi epitetami i ciężkimi metaforami.

Cóż więc ma począć czytelnik, który właśnie poinformowany został, że nie obcuje tu z poezją? Nic, po prostu tak, jak molierowski pan Jourdain, który ze zdziwieniem dowiedział się, że mówi prozą, niech czyta dalej utwory „poetyckie” Antoniego Kozłowskiego, które nota bene są całkiem dobrą prozą.

Tadeusz Dziewanowski

*



Wiersze wybrane z okresu 1978 - 2015 rok przez autora jako prezentacja. Dla zainteresowanych, więcej na ów temat w korespondencji prywatnej, więcej poezji i dyskusja, a także mile widziane wpisy, czyli minirecenzje krytyczne. Nie spodziewam się wiele, nie jestem "rasowym blogerem", nie uczestniczę w ceremoniach "lizania się po fitach" lub  dawania zjebów", tak kolokwialnie, ale na S24 to codzienność, nieprawdaż? Zaś, czy warto wydać tomik poetycki AntoniK'a pt. Pisz Pan z głową, który zredaguje (zapraszała autora wielokrotnie do wspólnego przedsięwzięcia, ale autor uznał, że nie napisał jeszcze "prawdziwej poezji", jeno "metaforycznie filozofuje", więc czeka, aż przestanie obrabiać intelektualnie wynurzonych z "zaumu" gotowych wierszy i poddawać intelektualnej obróbce aby było "widać i czuć" co poeta ma na myśli") znana i znakomita poetka Gdańska, Bożena Ptak, autor zadecyduje sam. Niemniej biorąc pod uwagę istotny czynnik zjawisk ziemskich, czyli tempus fugit, autor zamierza się zabrać do wyboru swych dokonań poetyckich już niebawem i przekazać je w godne, wspomniane już ręce, a dokładnie pod wzgląd krytyczny, a także redakcję tzw. tomiku poezji wybranej, tak. AK

Ps. zainteresowanym, skłonny jestem wysłać w wersji elektronicznej swoje, rzecz jasna wybrane, tomiki poetyckie, a są to:

1. Krwawa piaskownica - poezja polityczna 1978 - 1990

2. Panopticum postkomuny - poezja polityczna 1990 - 2016

3. Niebiański klucz francuski - apokryf biblijny

4. Bańki mydlane

5. Groza szycia

6. Metafizyczny zakalec

7. Helikon rubaszny

8. Wstydliwa przyczyna

9. Taj poems

10. Nowina poems

11. Kryształowy szewczyk - poezja dziecięca

12. Piosenki - teksty piosenek dla zespołu Symetria
                                        
*



Motto:

Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy,

Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi;

Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.

Dylan Thomas

 

Jak Grom się spiętrzać - aż stos runie -
Aż w proch się rozsypie majestat
Nad kryjówkami Wszelkich Stworzeń -
To - byłaby Poezja…

Emmily Dickinson

 

I krew się z tlenem wiąże w rdzawą rdzę
na czarnej skórze porośniętej mchem
zrogowaciałej umyślnie szczeciny.

Linneusz idzie pod prąd czasu, aby
znów się urodzić i między owady,
ryby i słowa wpisać wasze imię.

Rafał Wojaczek

                              *


 

           Zerwanie maski

 

Tak, nadszedł czas, jest miejsce

Dokonam więc brutalnej wiwisekcji

Nie poetyckiego mazgajstwa

A psychicznej rozprawy

Rozprawy z wirusem, co zdominował

Nie tylko me metaforotworzenie

Ale cała aparaturę poznawczą

I umysł (bez)krytyczny także

Nastrojony na kreację mitu…

Ujawniam obecność wirusa podłego

Skutecznego w programowaniu aparatury

Ubranego w stylowy ancug fals flag

A jest nim KŁAMSTWO…

Nie jestem kłamcą, bowiem kłamie tchórz

Opętany jestem wizją lepszego świata

Kłamstwo jest nadrzędną poetyką

Jest scenografem mej przestrzeni wewnętrznej

Jest dyktatorem, który mnie zniewolił…

Moje poetyckie zaśpiewy, często skomlenia

To nie tylko afirmacja Mgławicowej Arkadii

I bezwzględne pacyfikowanie przebranego zła

To także próba wyrwania się z dyktatu kłamstwa

Bowiem to mnie boli, starego weredyka

Że aparatura języka, którą uruchamiam

Potrafi jeno mitologizować, czyli kłamać...

Potrafi tylko kreować zamki z mgły

I mroczne lasy z werbalnej pajęczyny

Które prześwietla światłem kłamstwa

Jako ten Luci ferus, niosący światło

Straszliwy demon-sufler podmiotu lirycznego

Nawiedza mnie jako Lucyfer, miłośnik ducha

Napełnia mnie światłem, co czarne wewnątrz

Zabiera mi smak życia, daje lód ducha

Bowiem życie rodzi się w mrocznej macicy

Pozasłowia, w ostępach niewypowiedzianego…

                                 *

Nowina, 24 sierpnia 2013 r.            AntoniK




 

         Dylemat stary jak świat

 

 Odszedł ten, co przyszedł nowy

Nowy wkrótce starym będzie

Wszystko wokół nas przemija

Choć ksiądz chodzi po kolędzie

W wielkich cyklach oraz małych

Człowiek krąży jak w maszynie

Trochę w życiu punktów stałych

Reszta w dal nieznaną płynie

Co nam niosą lat wielbłądy

Przez pustyni pętli czasu

W głowach tuczą się poglądy

By narobić znów hałasu

Nowe światy wciąż się rodzą

W ksiąg macicach papierowych

Do kościołów ludzie chodzą

Z pustą głową, w butach nowych...

 

Wojny toczą się jak kule

W bilardowej grze o zyski

Jahwe się uśmiecha czule

Lejąc napalm do kołyski

W telewizji tłum debili

W ról tysiące wpisywany

Siądź wygodnie, a po chwili

Będziesz z kałem wymieszany

Wszystko wokół jest poważne

Twarz gołębia, stan macicy

Treść kazania w Trąbkach Wielkich

Ryj skinheda na ulicy...

 

Nienawiścią lud się żywi

Szuka sensu w kroju spodni

Jahwe bogów nienawidzi

I jest ojcem ksenofobii

Zlewem spermy jest vagina

Sztywny kutas, to oś świata

Śluby, zdrady, ciąże, chrzciny

Z nudów mamę kopie tata...

Bezsens wielkim rośnie grzybem

Czasem w atomowym stylu

Ludzie umierają z głodu

Ty na giełdzie grasz debilu

Kolorowo jest na świecie

Twarze, auta i banknoty

Kolorowe sny śnią ludzie

W lunaparku dla miernoty...

 

 Kiedy zamknę czasem oczy

Świat odpływa w czarną dziurę

Czuję gorycz, co jest żywa

Choć przez martwą płynie rurę

Te jasełka śmieszno-krwawe

Tłuste, tudzież chude lata

Przy kieratach tłumy wołów

Zawsze, aż do końca świata

Wielki pochód martwych kukieł

Który niesie Matka-Ziemia

Wszystko dokądś gna w obłędzie

Nic naprawdę się nie zmienia...

 

Lecz są chwile, kiedy czuję

Że mam kosmos w sobie śpiący

A gdy kocham, to się budzę

Krzakiem jestem, skrycie gorejącym…

 

A ten ogień w proch mnie spala

Niszcząc stare, nowe wyzwala...

                         *

31 grudnia 1994 roku        AntoniK

 

 

       

         Cztery kroki

 

 Wolno, wolno idzie

Daleko, daleko spogląda

Twarz zasłonięta

Ciało z pajęczyny

Słowa to krople deszczu

Wsiąkają w ziemię

I milkną

 

Ciemna godzina

Zapala oko latarni

Za firanką muru

Biegnie szelest fioletowy

Wznosi się i opada

Pulsuje wątłym drżeniem

Zapada w siebie

 

W morzu światła wiruje

Ciemna kapsuła ziemi

Pragnienie wytacza przez okno

Bezpłodną łodygę życia

Ślepym tropizmem gnane

Wznosi rusztowanie oszalałe

Jałowo rozkrzewione

 

Jezioro zieleni

Żywa bryła kryształu

Twarz nieba spokojna

Cicho oddycha wszechświat

Przez wodne krużganki

Miękko przemyka cień

Lodowaty skrzep.

                *

Weisenheim, 15 sierpnia 1980 roku     AntoniK

 

 

                               Półtora

 

Dwa małżeństwa homoseksualne w Utrehcie

Trzy tony haszyszu na dnie kontenerowca Apollo

Cztery gwoździe wbite w głowę Jeleny P. przez czetnika

Pięć piw wypitych duszkiem przez ślepego tapicera z Olkusza

Sześć ramion Gwiazdy Dawida wskazujących wybrańca Żyda

Siedem córek przodownika policji zatrutych tlenkiem węgla

Osiem medali na piersi mumii bohatera spod Stalingradu

Dziewięć dni pracy w kopalni uranu warte osiem garnców grochu

Dziesięć bitnych pułków spalonych napalmem w kwiecie wieku

Jedenaście metrów kabla miedzianego z trakcji, dzieło złomiarza

Dwanaście wagonów dolarów wydrukowanych przez BRF

Ku pokrzepieniu serc bankierów

Ku wiecznej chwale i pamiątce

Imienia jego, który jest Jeden

Choć domniemania sugerują

Że Półtora

Doliczywszy procenty od bogobojności

Zysk od posiadanej trzody otumanionych wyznawców

Których traktuje jak węgiel do opału kotła wiary

I nie baczy na parametry fizyczne pogłowia

Jeno kontempluje swe metafizyczne anomalia.

                             *

Ujejścisko, 8 października 2011 roku,       AntoniK

 

 

                             Nie być jak generał Jaruzelski

 

Onegdaj zachęcano nas obrazkowo-filmowo

Aby kultowo-heroicznie być jak John Malkovich, człowiek-wzorzec...

To żałosna zachęta, aby być bytem powielonym

Tym bardziej więc, po trzykroć z naciskiem odradzam

Aby nie być, nie starać się powielać generała Jaruzelskiego...

Nie odtwarzać, nawet z ironią, dystansem biografii i moralnej marności

A każdy rodzaj, staranie społecznego klonowania Psa Moskiewskiego

Siepacza Ludu Nadwiślańskiego, Kata Wojennostanowego

Inwazjera Czechosłowackiego, Agenta Sowieckiego

Zainstalowanego w siatce przez mundurową swołocz Kiszczaka

Nie jest formą godną ludzkiego naśladownictwa lub deklaracji aprobaty

Może się jej podjąć bezwiednie szakal, marabut, tasiemiec, czy hiena...

 

A dlaczegoż tak negatywnie, przecież o skoszonych przez Tanatosa

Źle się nie mówi, nie pisze, nie stepuje, nie popierduje kodem...

No więc, to dlatego, że złe są tak zwane konwencje czy stereotypy

Większość kalek stadnego myślenia nakazuje widzieć jednoznacznie

W Cyganie złodzieja, Eskimosie wielorybnika, Żydzie bankiera

A w uszminkowanej kobiecie kurwę czy łysym Skinheda nie mnicha

No więc przeciw stadnej mentalności, przeciw masowej psychozie

Nie życzę nikomu, ni księdzu, ni dziwce, ni lekarzowi bez serca

Ni łowcy głów, sprzedawcy dywanów, myśliwemu, hyclowi, sędziemu

A także chłopu, co żywemu nie przepuści i grabarzowi, co zmarłego uziemi

Nie życzę, nie sugeruję, nie zalecam abyś był jak generał Jaruzelski, tak...

 

Bowiem jak Mistrz Ekhart naucza, a wie co mówi, bo zaświatowo bywały

Bezmiar zła człowieka, generała, chłopa, chirurga, bednarza, szewca, zbira

Przemienia się w wizji terminalnej w stado demonów, co żelaznymi hakami

Rozrywają twą duszę, co ma kształt twego ciała i jego naturalną bolesność

I odchodząc za horyzont swego spodlonego, wyrodnego życia cierpisz

Doznajesz mąk piekielnych, tantalowych czy przypadłych Piekarskiemu

Zbierasz plon stukrotny, kiedy zdradzasz, donosisz, wysługujesz się tyranom

Jesteś namiestnikiem ideologicznego zła i piewcą ludzkich antywartości

Nawet, jeśli ziemskie trybunały nie nałożyły na ciebie kar adekwatnych

Zbierasz to, co sam zasiałeś, może z woli bożej, może wedle prawa karmy...

 

Dlatego apeluję: nie bądźcie jak generał Jaruzelski, Stalin, Neron, Pol Pot

To mentalnie niehigieniczne, finalnie dramatyczne, niecne, niegodne

Lepiej być górnikiem z Kopalni Wujek, sprawiedliwym w Sodomie, Nikim

I pamiętajcie, co rzekł w demonicznie demokratycznych Atenach Sokrates:

„Lepiej być zabitym, niż zabójcą”, a wiedział co mówi, zaś wielu nie wie

A zatem, nie bądźcie jak Jaruzelski, nie czekajcie, aż śmierć was oświeci...

                                                   *

Ujeścisko, 25 maja 2014 roku                                                 AntoniK

 

 

               Kot nauczyciel

 

Kiedy kroczy sprężyście ulicą

Kosmos odkrywa z futra gwiazd

Ukryty porządek muzyki sfer

Kiedy ociera się o twoją twarz

Czujesz, że anioł muska cię skrzydłem

Doświadczasz słodkiego dreszczu jedności

Kiedy miaucząc woła do ciebie - jeść!

Przypomina ci, że możesz być matką karmiącą

Choć nosisz w kroku buławę męskości

Kiedy śpi z tobą, futrzany embrion

Śni się tobie stado kuszących syren

Płynące z tobą w głębinie oceanu

Kiedy umiera pierwszy, bo taki rytm

Płaczesz, a deszcz nabiera sensu

Bóg wie swoje, ty masz ludzkie serce

A kot - nauczyciel nieludzkiej mądrości...

                                     *

 Ujeścisko, jesień AD 2013                    AntoniK

 

 

              Ubój rytualny


                 Gunterowi Grassowi, sprawiedliwemu, mierząc rzeczy w duchu prawdy

Mosze wynurzył się zza ruin
I podszedł do siedzącego
Na czerwonej ziemi Elli
Otarł czoło i powiedział od niechcenia
- Szef kazał oczyścić strefę F8
To skupisko domów w zieleni, o tam
Co ty na to, jest południe...
- Zatem uczyńmy ubój rytualny
Nie bądźmy tacy bezrefleksyjni
Ja kończyłem Harvard, Ty Sorbonę
Nie dla nas krwawe jatki
Trzeba sakralizować rzeczywistość...
Mosze i Ellia wystrzelili 16 pocisków
Z amerykańskiego granatnika 82 mm
Czynili to w skupieniu, bez słowa
Rezultat ostrzału był efektowny
Kilka domów i palm daktylowych
Zamieniło się w dymiący chaos...
- Teraz przeczeszecie strefę F8
Powiedział szef od niechcenia
Do uczonych w piśmie i liczbach
Ubranych w mundury khaki

I oddanych armii do misji specjalnej...
- Idziemy sprawdzić jakość owoców
Uboju rytualnego - skwitował Ellia
I poszli przez czerwoną ziemię
Ku dymiącym ruinom...
- Popatrz Mosze - rzekł Ellia
Ten cap palestyński trzyma kamień
W wyrwanej ręce, fanatyk jeden...
- Zatem udał się nam ubój rytualny
Miły Panu jest ten ofiarny pogrom
- Tak miły Panu i Pani Malinowskiej
Z Bank of  War, JP Morgan, New York
Otwartego niekoszernie także w soboty
Ku chwale ekspansji zastępów Pana...
                         *
Ujeścisko, 18. 10. 2013 r.        AntoniK

 

 

                  To, co jest

To wszystko jest miękkie

Jak gnijący zewłok

Jak lizany ciemną wilgocią embrion

Jak ciało dotykane w szarpiącym zachwycie

To wszystko jest mną

I tym co poza mną bezimienne

To wszystko jest laną stalą

Głazem omszałym

Lodowcem sunącym z łoskotem

Kosmicznym nieumiarkowaniem

Depczącym kruchość porządku

Mostem bezkresnym nad otchłanią

To wszystko jest skały miękkością krwawą

I jest to puchu struną najtwardszą

Wiatrem co dmucha w swe omdlałe płuca

To wszystko jest tworzywem mego istnienia

I owego zdarzenia przyczyną niepojętą

To wszystko rozpościera się dziwaczną mozaiką

Pomiędzy przyczyną zakrytą a skutkiem nieznanym

To właśnie poczyna mnie i zgładza

I jest mym żywiołem bez spełnionego ujścia…

Miażdżę młotem grozy swą roślinę delikatną

Zamknięty słowem w mrocznym sarkofagu mózgu

Sprzeniewierzam się biegowi metamorfoz świata

Zakrzepły w bryle niewidzialnego betonu istnienia

Doświadczam w bolesnym zachwycie panoramy tego co jest

I tego czego nigdy nie było a wyśnione zostało

To wszystko obrasta mnie gąszczem obcości wrogiej

I jest mną w powleczonych ślepym snem otwartych oczach

To wszystko to karmienie nienakarmialnego głodu

To wszystko płonie nieugaszalnym, odwiecznym pożarem

To wszystko wzrasta obficie na gnoju śmierci

To wszystko umiera dając żyzną glebę swemu odrodzeniu

Karmię się swoją śmiercią

Śmierć moja karmi się mną

Jestem cząstką organiczną niepojętej struktury

Bezkształtnej, niezmierzonej, ślepej Bestii-Świętości

Sycącej głód wieczny swym nieustannie odrastającym mięsem

Co przejrzała we mnie i osłupiała.
                              *
 Lublin, LSM, 19 grudnia 1978 roku            AntoniK

 

 

      Chleba naszego niepowszedniego

                   Siostrom i Braciom w pogańskim odczuwaniu sakralnych mocy Świata

Chleba naszego powszedniego, chleba

Ryb z rzek, ptactwa wszelkiego

Kosze owoców, stoły zastawione

Spiżarnie pełne, żołądki syte

To wszystko nam potrzebne

Jak powietrze, woda, światło

To wszystko, Twe dary ziemskie

Matko Ziemio, Ojcze Niebieski

To Wasze łzy, pot i uśmiech

Zebrane, zachowane, spożyte, dziękczynione

Z pól zbożem szumiących

Z sadów owocem brzemiennych

Z ogrodów jabłkiem, dynią, kabakiem obfitujących

Z niebios deszcze lejących na suche

Ziemi oblicze, na zasiewy człowiecze

To nasze w świecie zakotwiczenie

Nasze ze światem się mocowanie

Nasz los wszelaki, twardy i nieznany

Raz dobry, raz okrutny

Nasze przez życie pielgrzymowanie

Nasze tęsknoty, trwogi, spełnienia

Nasze w niebo patrzenie

Nasze żmudne sensu wypatrywanie

Na ziemi i w niebie

Na połoninach życia

Na przystankach końcowych śmierci

Nasze o łaskę i szczęście zabieganie

To bieganie i zabiegnie, wieczne dążenie

To nasze rozpędzone kolisko losu

Niechże zawsze pomyślnie się toczy

Niech szczodrością pożywienia, dobra, łaski

Karmi nas, posila nas przez rok cały

Niech duch Lamasu, błogosławieństwo Dażboga

Będzie z nami, dla nas, dla życia i świata…

Ale także łaknijmy i wołajmy:

Chleba naszego niepowszedniego

Strawy duchowej, posiłku świętego

Tego nam potrzeba, tego nam braknie!

Tedy Matko i Ojcze, ducha naszego opiekunowie

Dajcie nam jego, dla duszy pokrzepienia

Dla życia uświęcenia, dla świata Harmonii.

Dajcie z siebie, dajcie krew i ciało. Amen

                               *

Ujeścisko, 1 sierpnia, Lamas 2013 roku      AntoniK

 

 

      Suwnicowa idzie do nieba

 

                     Pani Ani W od serca i małego rozumu na taką biedę.

 

Suwnicowa idzie do nieba

Przyszło wielu świadków zdarzenia

Gra wojskowa orkiestra

Siwe brody, czarne woalki

Transparenty, sztandary, patos

Salwa poraża demoniczną mocą

Dla złagodzenia obyczaju

Barwnie piętrzy się piramida kwiatów

Suwnicowa wytrwale idzie do nieba

Mowy łapią za serce

Modły budzą odległego Boga

Pieśni łączą odległe brzegi

Wulkan dymi żałobnie

Mudżahedini minują Kandahar

Putin zmienia skarpety

Obama goli włosy pachowe

A Berlusconi testuje Lolitki -

Świat śpi, bawi się, tonie we krwi…

Suwnicowa doszła do nieba

Puka cicho do drzwi

Drzwi otwierają się na oścież

Wchodzi w światło i zapytuje:

- Dlaczego nie mogłam zabrać laski i pantofli?

Dłuższa chwila milczenia

Ze świetlnej otchłani Bóg odległy odpowiada:

- A dlaczego nie skorygowałem trajektorii Tutka

Kiedy wszedł w mgłę i chaos nad Siewiernym?

Chyba jestem niedoskonały

Stworzyliście mnie na wasz obraz i podobieństwo…

Suwnicowa idzie do nieba

Idzie dowiedzieć się prawdy.

                      *

Wrzeszcz, 21 kwietnia 2010 r.             AntoniK

 

 

 

 

         Uzasadnienie istnienia

 

Nasze istnienie nie może być proste

Nie może być oczywiste i naturalne

Musi być uzasadnione

Inaczej nas nie ma i nie ma świata...

Naszą obecność w świecie uzasadnia

Dowód osobisty i paszport

Nasz chwiejny stan zdrowia uzasadnia

Diagnoza lekarska i wykres EEG

Nasze pretensje do bogactwa

Uzasadnia wyciąg z bankowego konta

Naszą dyspozycyjność wobec bliźnich

Uzasadnia włączony telefon komórkowy

Nasze niezbędne bycie trendy

Uzasadniają słuchawki w uszach

I portki poniżej żeńskich pępków

Nasze poglądy polityczne i na pochodzenie konia

Uzasadnia wiedza telewizyjna i papier dyplomu

Naszą słuszność poglądów lub ich ciemność grodzką

Uzasadnia werdykt autorytetów moralnych

Naszą wiedzę o faktach świata współczesnego

Uzasadniają fakty medialne, fundament prawdy

Naszą małość i spodlenie w oprawie radosnej

Uzasadnia przejechany pies i zamarzły bezdomny

Naszą bierność i wysranie rozumu za stodołą historii

Uzasadnia błogi spokój sytego konsumenta

Naszą wiarę w religijną moc konsumpcji

Uzasadniają ołtarze wystaw i rozwarte księgi reklam

Nasz spektakl na ziemi i jego potworność

Uzasadnia obecność Boga, którego nie ma w owocach

Mityczną obecność omnipotentnego boga

Uzasadnia ludzki lęk, horror vacui

Nasz lęk i poczucie pustki bez poruszyciela

Uzasadnia zło, które czynimy z wdziękiem...

Naszego zła nie uzasadnia grzech pierworodny

Nasze zło uzasadnia grzech wtórny

Grzech sprzedania mądrości i dostojeństwa

Na targowisku Snu Powszechnego

Dozorcom wielbłądów nowej generacji

Co nigdy nie przejdą przez ucho igielne...

                                      *

Wrzeszcz, 20 stycznia 2011 r.                 AntoniK

 

 

 

 

   Tam czekam na Ciebie

 

Jeśli jesteś kobietą

Mrocznym nadirem mego zenitu

Czekam na Ciebie w ciele

Które umiera, a więc czuje

Że żyje

Jeśli jesteś chwilą ulotną

Czekam na Ciebie

Na wysypisku pamięci

Gdzie wszystko zastygłe

W pozach śmierci

Jeśli jesteś Słońcem

Mojej galaktyki istnienia

To zatrzymaj się na chwilę

I spójrz na umierającą planetę

Jeśli jesteś Księżycem

Czekam ciebie na brzegu morza

Abyś przyszła promieniem po fali

I zapłodniła ma duszę

Jeśli jesteś Bogiem

Bo w naszej baśni życia

Śnią Ciebie powszechnie i niestrudzenie

To bądź dla mnie Wielkim Nieobecnym

I wypełnij mnie światłem

A jeśli jesteś tym wszystkim

Co powiedziane i niewypowiedziane

To czekaj na mnie cierpliwie

W chwili śmierci

Na pewno się zjawię.

                        *

Wrzeszcz, 1 sierpnia 2010 r.             AntoniK

 

 



    Matczyzna Gdynia

 

Przed ponad 50 laty

Bez aptekarskiej precyzji

Lecz karetką pogotowia

Zostałem przywieziony w brzuchu

Matki Teresy

Nie z Kalkuty

Ale z Wrzeszcza

Do Gdyni

Bowiem w lokalnej "bocianówce"

Na Klinicznej

Nie było miejsca w gospodzie

A szczyt demograficzny w narodzie

I siłami natury

Przybyć należało

Pod szpitalnym rejestrem

W przestrzeń postnatalną...

I tak Gdynia

Stała mi się matczyzną

I bokiem mi nie wyszła

Jeno spomiędzy nóg białych

Jak z ojczystej zagrody

W zimny świat ojca

Wysłany kirem ideologii...

                    *

Wrzeszcz, 22 lutego 2011 r.       AntoniK

 

 

 

 

                      GOŁĄB

 

                             Władkowi Zaporowskiemu w dewocyjnych oparach absurdu

 

Do nieba udała się komisja SANEPIDU

Przebywszy wielkie obszary kosmiczne

Uważając na czarne dziury i białe karły

Dotarli wreszcie do wrót niebios

Przewodniczący energicznie zapukał we wrota

Otworzył im brodaty rybak i zapytał:

- Dlaczego przedterminowo szukacie tu schronienia?

- Ponieważ skłoniły nas do tego przepisy epidemiologiczne

- Czy ma to związek z eschatonem?

- Tak, niewątpliwy, zwłaszcza w fazie finalnej

- Zatem wchodźcie i czekajcie na audiencję

Po krótkiej chwili weszli do wielkiej, białej sali

Na dwóch tronach siedzieli

Ojciec i syn, duch zaś latał kędy chciał

Przewodniczący komisji SANEPIDU zapytał:

- Czy przebywa z wami biały gołąb?

Ojciec i syn spojrzeli na siebie w milczeniu

Przewodniczący wyjawił sedno swego pytania:

- Podejrzany jest on o ptasią grypę

Syn z żalem spojrzał na ojca i rzekł:

- A mówiłem ci przecież, że najbardziej lubię ryby!

- W istocie synu, ja także nie lubię gołębic, wolę chłopców...

                                                  *

Wrzeszcz, czerwiec 2011 r.                                             AntoniK

 

 

 

 

     Kosmos targu kolejowego

 

Targ kolejowy nie ma lokomotywy

Ma immanentny popęd do życia

Choć w jego godle tylko śmierć

Nie ma przedziałów i biletów

Prócz bankowych, bo bez nich

Traci sens i treść namacalną...

Targ kolejowy ma odwieczną misję

Primum aedere, deinde philosophari

Nie ma wyjątków od tej reguły

Budda umiera zatruty zgniłą rybą

Petroniusz rzyga, aby widzieć piersi Ligi

Neron rzyga, aby spalić Rzym

Stalin nie rzyga, Stalin pije

Krew narodów, duszę świata...

Targ kolejowy, kosmos śmierci

Co daje życie, węgiel do pieca

Lokomotywy historii

Mrówczego kłębowiska

Jej ludzkich wagonów

Wypełnionych zmielonymi

A podanymi jak barwne obrazy

Langustami, krewetkami, liczi

Baraniną, wężowiną, żabiną

Rambutanem, pomello, sumem

Kokosem, jabłkiem różanym...

W kwiecie lotosu

Budda usypia kolisko Samsary

Ponad zwojami jelit

Duch dotyka świetlistej nicości

O nirwano, zbaw nas od grozy

Targu kolejowego.

                                *

Pattaya, maj 2012 r.        AntoniK

 

 

 

   

                     Rak

 

 To jest najcudowniejszy rak

Żerujący wszechwładnie na ogromnym

Zgnuśniałym cielsku

Przenika jego skamieniałe tkanki

Burzy martwy, bierny porządek

Oplata swymi tętniącymi mackami

Amorficzną bryłę skrzepłej lawy

Buduje misterne konstrukcje

I rozpruwa je bezlitośnie na strzępy

Tańczy migotliwą i ulotną formą

I rozpływa się w plazmatyczną nicość…

Gnębi demoniczną siłą władcy

Tępą i głuchą materię

Nie dozwala na jej trwanie samoznaczące

Milczące i bezwładne

Piętrzące bezcelowo zwały, arabeski, kształty…

Ów rycerz najświętszej agresji

Ten zdobywca chwalebny, choć niemiłosierny

To Życie.

                        *

19 lutego 1979 roku          AntoniK

 

 

 

                  Ból istnienia

 

Dziś znalazłem  w swym ciele

Kleszcza, jebańca, jak określiłem ten byt nieludzki...

Dziś zjadłem na obiad flaki, higieniczne, smaczne

Ktoś jednak wypatroszył wieprza

Ktoś zadał śmierć, abym życie swe przedłużył...

Dziś wieczorem nieomal nie nastąpiłem na dzika

Nie przestraszyłem się, las to las

Dzik uciekł w panice, a był silniejszy

Przestraszył się dwunożnego demona...

Nasze istnienie jest rozdawaniem bólu

Jest spektaklem "porządku dziobania"

Jest sztafetą poniżania i ograbiania z radości istnienia...

Jest walką interesów niezliczonych bytów

Na śmierć i życie, na kres i przetrwanie...

Jest krwawą rzeźnią

Choć okrywa ją tapeta, naturalny landszaft

Zachodów słońca, tafli jeziora, obłoków na niebie...

Żyjemy w piekle, żyjemy higienicznie, śpimy u wrót otchłani...

Czasem ból istnienia przypomina nam

Że życie karmi się śmiercią

A piękno ma fundament z konwulsji trwogi...

A co na to bóg?

On też cierpi w naszych umysłach

Nieistnienie, ukrzyżowanie, śmieszność, bezradność

Biernie stojąc u bram Auschwitz

Jadąc w eszelonie na Kołymę...

Jest z tego świata, świata naszego umysłu

Teatru wiecznej farsy i dramatu

Teatru bólu istnienia

I ukojenia w bezkresie niebytu...

                              *

Nowina, 22 sierpnia 2013 r.               AntoniK

 

 

 

 

                Ktoś

 

Ktoś lepkie pąki pootwierał

I dreszczem zbudził oceany

Ktoś planety w hordy zbierał

I zaczerwienił tulipany

 

Ktoś napełnił twoje żyły

I nadmuchał mózgu balon

Ktoś wytężył wszystkie siły

Porozdawał grzywy falom

 

Ktoś przez wieki ciemność jaśni

We śnie światy tworzy nowe

Ktoś się w trawy miękko zaszył

A ty czujesz kły stalowe

 

Ktoś się z mierzwy wygramolił

I podobny jest do burzy

Ktoś oszronił liście nocą

A ty jesteś bobas duży

 

Ktoś bez twarzy i imienia

I zamknięta w myśli trwoga

Ktoś, co furią jest tworzenia

A ty chcesz mieć swego boga…

                     *

Wrzeszcz, 19. 10. 1994 r.        AntoniK

 

       

 

                                                               

 

 

                                                               

                                                     Czy już rozumiesz?

 

                                Czy mrok cię liże

Czy czas cię zjada

Czy szybki jesteś jako ślimak

Czy śpią czujności twej harty chyże

A ty w sen wchodzisz mrówkojada?

 

Czy właśnie jesteś

Czyś w stal zakuty

Czy balon ego pod wodą płynie

Czy serca się otwiera bezkres

A ty w ogrodzie zdejmujesz buty?

 

Czy już rozumiesz

Czy jasno płoniesz

Czy wolny jesteś niczym elektron

Czy się z iluzją pożegnać umiesz

I siebie w górę unieść za kołnierz?

 

Czy płetwy masz, oraz lwią grzywę

Czy wiesz, że prawdą jest niemożliwe?

                       *

Wrzeszcz, 16.08. 1998 r.        AntoniK

 

 

 

              Śledztwo w sprawie dezinformacji

 

Kto ci powiedział, że jesteś żywy

Możeś ty kiepskie biourządzenie

Kiedy cię losu parzą pokrzywy

Oznaką życia śmieszne cierpienie

 

Kto ci powiedział, że jesteś mądry

Co dnia w kieracie mentalnych musów

Nasiennych spełnień łapczywie żądny

I wytępienia wiedzy wirusów

 

Kto ci powiedział, że coś zrozumiesz

Wielu wszak schemat bredni pojęło

Bóg na Kołymie, miłość na krzyżu

To rozumności wymowne dzieło

 

Kto ci powiedział, że sens istnieje

Wszystko bezsensem wokół wypchane

Filozof pierdzi, a wieśniak sieje

W płaszcz świadomości białko ubrane

 

Nikt ci nie powie, nikt nie objaśni

Kościelny opis działania boga

Głupszy jest od przesłania baśni

Nieznane w gacie odziewa trwoga

 

Kiedy zakończysz śledztwo w tej sprawie

Z otwartą głową połóż się w trawie.

 

Wrzeszcz, 17 09 1998 r.          AntoniK

 

 

 

 

                     Jedna chwila

 

                     Jackowi K. jako bilet do nieba spokoju

 

                                Z ograniczenia, mroku, rozkładu

Z gomółki białka, cienia, fantomu

Z prawdą nie dojdę nigdy do ładu

Co mieszka w gwiazdach i śluzie sromu

 

Dlaczego cierpię niczym ćma w płomieniu

Przez krótką chwilę i tak bezsensownie

I nie przebudzę się już w zrozumieniu

Bo sens objawia się niewymownie

 

A ja językiem w lochu kłamstw zamknięty

Wtłoczony w przyczyn i skutków dżdżownicę

W czasoprzestrzeni witrynę wpięty

Do punktu wyjścia nic już nie przemycę

 

Nic nie uniosę z kraju pogromu

Co pod mosiężnym niebem dygoce

A jednak wiem, że wrócę do domu

Gdzie chwilą jedną są dnie i noce

 

Chwilą tak długą jak nieskończoność

I tak przedziwną jak nieistnienie

Jak wąż porzucę skórę-znikomość

Słonecznym deszczem spłynę na ziemię.

                            *

Wrzeszcz, 23. 10. 1998 r.       AntoniK

 

                                                        *

cdn. czyli niebawem, za rok, dwa doczepię kolejne wagony metafor do lokomotywy...

Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura