Siedząca w oknie pani Leokadia, sklepowa, lat 58, wdowa po tapicerze, lewitującym epileptyku i przepijającym pensję alkoholiku, od niejakiego czasu obserwowała z zaciekawieniem pewnego, dziwnego jegomościa, co choć wyglądał jak ubrany, był de facto nagi, tak nagi, jak andersenowski król, któremu cyniczni krawcy uszyli ze słów kłamstwa nowe szaty. Obserwowała jego niepokój i jałowe krążenie po nieregularnej pętli, którą to dramatycznie ograniczał swoją, wydreptaną gorliwość ruchową do jałowej ścieżki chomika w niewidzialnym bębnie. Panią Leokadię ogarnęła nagła melancholia, a potem zwyczajna ludzka litość, jednak nie bez lekkiego podtekstu erotycznego, bowiem od pewnego czasu była członkinią portalu internetowego Erodate i pożądała bliźniego swego w członka zaopatrzonego, a że wolna była od małżeńskiego obowiązku poprzez zanik fizyczny małżonka, czyli zgon jego, pożądała ze zdwojoną energią, rzekłbyś - furią, bowiem od 11 lat nie miała „loda w ustach i parówki w kroku”, kiedyś jeno raz do roku, o losie! Tedy pani Leokadia opuściła swój posterunek obserwacyjny w oknie, odziała się w szal pochodzący z Indii, nabyty w niedalekim, tanim butiku, a potem zatrzasnąwszy dynamicznie drzwi i przefrunąwszy drabinę schodów wiodącą ku jasności bramy wejściowej, wybiegła na obszerne podwórko, plac zabaw, miejsce kaźni kotów i fabrykę gówna psiego, z mocnym zamiarem, aby pocieszyć zbłąkanego nieznajomego, co wyglądał na gołego, i co tu mówić, wzbudzał jej pożądanie, nie tylko na tapczanie. A ten właśnie zataczał dramatycznym laufszrytem rytualne kolisko i podążał w prostej linii w jej ramiona. Kiedy tam trafił, zastygł w bezruchu, a pani Leokadia poczuła, że pachnie piżmem, jest spocony, gorący i dyszy. Wzbudziło to jej pożądanie, a ona, w błogim odrętwieniu, uległa mu bez reszty...
- O ja niewierny, o ja zdrajca, o przeklęty, bo ja przecie treścią listu miłosnego, nie kochankiem indywidualnym, dedykowanego swej adresatce, czekającej na karesy i pieszczoty słowne, a tu, pospolicie, dałem się uwieść i innej odbiorczyni rozkosz szczodrze ofiarowałem, wywołałem spazmy miłości, o ja wiarołomny, oszust wierutny, tajemnicę korespondencji na kaskady żeńskiej chuci zamieniłem, oooooch! - tak niespodziewanie ozwał się nieznajomy, a pani Leosia, lejąc zdroje żywe z krocza, o rozkoszy zapomniała, a patrzyła w osłupieniu na jego z nagła wykrzywioną w grymasie rozpaczy twarz...
- A wszystko to przez to, że wypadłem z koperty, kiedy to brutalny listonosz rzucał mnie w czeluść skrzynki, ale nie trafił, bo pijany wódką był, pijany i mlaskający, bo młoda rencistka, cycata Gienia spod 1, poczęstowała go wódką i sromem niewieścim i już nie wie, co lepsze było, ale wszystko lepsze, niż roznoszenie tych jebanych listów... Tak myślał on, brutal i bumelant, pracę swą z nonszalancką pogardą wykonujący i rzucił mnie bezczelnie o lastrykową podłogę klatki wschodowej, a ja jak niepyszny, jak bobas z wózka, jak baba z wozu, jak pijany rowerzysta z siodełka, wypadłem z koperty, ja, ujawniona z nagłą treść listu miłosnego i wrzasku narobiłem - kontynuował już spokojnie Pan treść listu miłosnego i zrozumienie u Pani Leosi znajdował, co wycierała chusteczką uda i spódniczkę skromnie ku klanom obciągała - A jakem wrzasku narobił i rwetesu, ten podły, choć przerażony listonosz dał w długą, aż się spierdział z przelęknienia i nie pojęcia tego, co zobaczył naocznie. A mnie zostawił na pastwę bucisk lokalnego dresiarza, który wykopał mnie na podwórko, gdzie straciłem swój kaliber, a wymiar ludzki uzyskałem, co mocno go przeraziło i zbiegł, dalszej agresji zaniechując, na samotne rozgryzanie dylematu, co czynić zostawił…
Pani Leosia doprowadziwszy się do ładu i wyglądu nie sprawiającego niedobrych skojarzeń zapytała zabłąkanego, pozbawionego zasadniczego przesłania Pana treść listu miłosnego, jak mu można pomóc, bo już o zaspakajaniu chuci nie myśli, ale kierowana miłością bliźniego, pomóc mu bezinteresownie pragnie...
I zastygłszy w pozie modlitewnej, ze złożonymi rękoma, zaczęli się modlić, a tak żarliwie, jak się cieleśnie kochali, a ich modlitwa rychłe posłuchanie u Pana Panów znalazła, zaś koperta na Pana treść listu miłosnego, rozmodlonego wraz z panią Leosią, z nagła zbędną w tym zestawie, spłynęła z wysokości...
Wielka koperta runęła z niebios, powalając na wznak Panią Leosię, a Pana treść listu miłosnego zasysając do środka i znikając ponad dachami miasteczka na rubieży południowej, nieopodal miasta Jasnej Góry położonego malowniczo...
Pani Leosia ocknęła się na podłodze, pod oknem, które sączyło do wnętrza pokoju migdałowe tony zachodu i półmroku letniego wieczoru, a ona przecierała oczy i usta, bowiem z nich to wytoczyła piany wiele, oj wiele, co na Grand Male wyglądało, bo i głowa, od bicia rytmicznego w podłogę, mocno ją bolała, a w kroku i pod pupą zimny kompres moczu znaczył pamiątkowym okładem wielce niezręczny i wstydliwy epizod, co miejsce miał, na szczęście, w domowym odosobnieniu. I pomyślała tylko przytomniejąca Pani Leosia, że jak ją pamięć nie myli, padaczka nie jest chorobą zakaźną, a mąż już dawno nie żyje, w rodzinie zaś przypadków nie było, choć do jasnej świadomości przebijać się zaczęła, całkiem miła, męska treść listu miłosnego i w niej to, w tym Panu, przyczyny sprawczej tej nagłej niemocy zaczęła się dopatrywać...
Ale to nie koniec. Warto zapamiętać, że zapoznawanie się z treścią listu miłosnego tudzież każdego innego, nie tobie dedykowanego, grozi atakiem padaczki, a także śmiercią i kalectwem do lat 55, ale także zapoznanie się z takową treścią może być ciekawsze od wieloletniego pożycia małżeńskiego, a na pewno od donoszenia na posterunek i rozliczenia PIT, obywatelu czytelniku. Pani Leosia doświadczyła więc pierwszego, a nad drugim zastanawiać się zaczęła w nastroju powagi, pozostałe, zaś okryjmy dyskretnym płaszczem milczenia. I to tyle.
*
Ujeścisko, 23 listopada 2013 roku. AntoniK
Komentarze
Pokaż komentarze