Tak symbolicznie, nieco ironicznie, nazwać można klimaty poetyckie tekstów Jima Morrisona, leadera zespołu rockowego “The Doors”, który był zarówno znakomitym poetą, demonicznym penetratorem ludzkiej podświadomości i prymitywnych, gwałtownych lecz wręcz mistycznych uczuć generowanych przez obszar Erosa, a także wrażliwym kronikarzem ludzkiego zagubienia w labiryncie cywilizacji, ale przede wszystkim wokalistą o niezwykłej sile ekspresji, niczym współczesny szaman, duchowo i fizycznie przyodzianym w skórę węża, legendarnym, trochę kabotyńskim i infantylnym, a przez to autentycznym i niezapomnianym "Królem Jaszczurów". Był wielkim mistagogiem czasu upadku mitów amerykańskich, podważenia wartości “religii konsumpcji”, a nade wszystko piewcą buntu przeciw pustce i fałszowi życia.
Minęło wiele czasu od chwili, gdy wielki, mały człowiek wykreślił się z ziemskiej listy obecności. Przetoczyły się epoki, style, mody kulturowe, snobizmy muzyczne, dekady miałkiej muzyki i bełkotu wokalnego, miast poezji wyśpiewanej, a jednak jego mroczna poezja, rozjaśniona świadomością klęski i nieuchronnego bankructwa "ucznia czarnoksiężnika", który wyzwolił żywioły, nad którymi, ni słowem, ni czynem już nie panuje, jest ponadczasowym świadectwem mocy i blasku ludzkiej autentyczności. Nawet tej uwikłanej w złudne miraże narkotycznych rajów utraconych, desperackiej autodestrukcji i wystawieniem swego życia na scenie publicznej, ekshibicjonistycznej kreacji. Bo prawda o ludzkiej kondycji uczy i oświeca. Nawet ta okrutna, pozbawiona wzniosłego i budujące przesłania, lecz ucząca mądrości na fatalnych, choć teatralnie przyozdobionych przez media, błędach upadku człowieczeństwa i sięgania po wielkość przy pomocy chybionych środków. Prawdziwy dramat bowiem porusza i trwa w świadomości pokoleń, zaś sezonowe, cukrowane, puste mentalnie gwiazdki i ich groteskowe skandale giną z dnia na dzień...
Morrison był więc wielkim performerem własnej destrukcji, z której, podobnie, jak nasz rodzimy Rafał Wojaczek, zrobił publiczny spektakl, śledzony z zapartym tchem przez miliony “ludzi letnich” jako niedościgły wzór “życia ponad dobrem i złem”, czyli wcielenia we własną biografię paranoicznego, nietscheańskiego ideału nadczłowieka z wszelkimi fatalnymi konsekwencjami owego szalonego kroku. Samobójczy autentyzm wielkiego “maga estrady” rozgrzewał wyobraźnię pokolenia i wzbudzał nabożny podziw fanów, którzy bunt epoki i rewolucję wartości przeżywali poprzez swego “bohatera masowej kultury”. Bowiem piękne kłamstwo, choć jest ono podstawowym “towarem medialnym”, jest zawsze gorsze od złowieszczego blasku destruktywnej prawdy, bo to, co nieautentyczne, zawsze śmieszne i tak urocze, jak płód w formalinie. To ku pamięci wszelkich uczestników zabawy w piaskownicy preparowanej rzeczywistości. Bo bez śmierci nie ma życia, tak jak radości bez płaczu... A kto myśli, że jest inaczej, moczy na co dzień rękę w złotym nocniku iluzji, tak...
AntoniK
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura