Wilk Miejski Wilk Miejski
925
BLOG

Oblicza Wrzeszcza – pamięć, legenda i edukująca historia

Wilk Miejski Wilk Miejski Kultura Obserwuj notkę 0

Co zmieniło się w świadomości Polaków i Gdańszczan od czasu symbolicznego upadku systemu komunistycznego i powstania demokratycznego państwa? W dziedzinie myślenia obywatelskiego, nieufności wobec politycznej propagandy, zakulisowej manipulacji, poczucia odpowiedzialności za otaczającą rzeczywistość i zapału do wcielania w życie swych pomysłów i koncepcji usprawnień społecznych mechanizmów, śmiało rzec można, że nic. Zasadnicza zmiana zaszła w możliwościach realizowania postaw konsumpcyjnych i głośnych roszczeniach wobec państwa, czyli oczekiwań, aby przyjęło rolę kontrolersko-opiekuńczego, podobnie jak dawna “komuna”. I tak konsumpcja hamburgerów i informacji medialnej, okraszone chamską otoczką werbalną i wirtualnym bełkotem sieci internetowej (z wyjątkami, potwierdzającymi regułę), oto podstawowe formy "zredukowanego" życia społecznego...

Obowiązkiem człowieka myślącego, odpowiedzialnego za tą część świata, która jest jego osobistym i grupowym planem odniesienia, kontekstem życia w realiach cywilizacyjnych, w swoistej atmosferze dokonań kulturowych i obyczajów codziennych, tudzież świątecznych, jest obyczaj publicznych wypowiedzi o jakości i niespełnionych postulatach urządzenia swego “habitatu”, czyli miejskiej przestrzeni, infrastruktury, obyczajów publicznych, symboli kultury i obiektów sakralnych, bowiem miasto, tak jak tabakiera dla nosa, jest dla człowieka, a nie na odwrót, o święta naiwności! Niniejszy tekst jest właśnie głosem w owej kwestii.

Do 1945 roku Wrzeszcz, podobnie jak Gdańsk, był wieloetnicznym skupiskiem ludzkim. Niewątpliwie dominowała tu ludność niemiecka, ale na przestrzeni wieków osiedlali się tu i prowadzili działalność ekonomiczną i kulturalną przedstawiciele różnych narodowości. Kooperacja wielu nacji w obszarach ekonomii, kultury i religijności miała swe mankamenty, ale należała też do najbardziej poprawnych w Europie. Psychoza nazistowska, która w latach 30-tych zniszczyła dawne, dobrosąsiedzkie relacje gdańszczan, nie może być jedynym zjawiskiem historycznym, które określa charakter przejawiania się kultury niemieckiej na terenie Gdańska. Ta tendencyjna perspektywa deformuje stulecia poprawnej, a często wzorowej kooperacji etnicznej. Ogrom zbrodni popełnionych przez nazistów na terenie Gdańska równoważy w historycznym bilansie dewastacja i pacyfikacja zdobytego w marcu 1945 roku przez sowietów Miasta, a mordy, gwałty i deportacje są zbrodniami tej samej kategorii moralnej, co hitlerowska eksterminacja ludności żydowskiej i polskiej, praktykowana od września 1939 roku do końca wojny. Przeszłość, którą nosimy w pamięci świadków i świadomości powojennych pokoleń, może być źródłem poczucia krzywdy, uprzedzeń i jawnej niechęci. Ale na gruncie uprzedzeń, nienawiści i pogardy nie można zbudować zdrowej przyszłości ludzkiej wspólnoty, jedynie labirynt nieufności i uprzedzeń. Ongiś filozof (F. Nietsche) proroczo stwierdził, że aby zniszczyć ludzką duchowość należy pozbawić go historii. Dlaczego, więc znamy tylko "medialne skrawki" preparowanej historii, biernie przyjmujemy do wiadomości ideologiczne kłamstwa, a nie chce się nam zbiorowo popłynąć "do źródeł czasu", co?

Dlatego też, dla elementarnej higieny umysłowej współczesnych Gdańszczan i ich zdolności do budowania świadomości solidaryzmu europejskiego w nowych, politycznie i kulturowo sprzyjających warunkach, powinny mieć miejsce akty zbiorowego, symbolicznego wybaczenia i budowania nowych, twórczych i partnerskich związków z przedstawicielami integrującej się w duchu jedności kulturowej, lecz z poszanowaniem lokalnych odrębności, Europy. Dlatego też warto wskazać wyraźnie wszystkich autorów przeszłych dramatów i ich ofiary, aby w atmosferze niedomówień i zafałszowań nie pozostały w świadomości ludzkiej żale i poczucie niesprawiedliwości. Mocnym, oczyszczającym symbolicznie złą przeszłość, gestem byłoby powstanie w Gdańsku, a może we Wrzeszczu – na postumencie czołgu, sowieckiej atrapy, rzekomego "wyzwolenia" i fałszywego, upokarzającego mitu, godnego jedynie usunięcia – symbolu pamięci niezliczonych ofiar wojen wszystkich epok, które przetoczyły się przez Gdańsk, czyli “Miejsca Pamięci Cywilnych Ofiar Wojen w Gdańsku”, w formie ceglanej rotundy (to propozycja, forma może być inna) z zainstalowaną we wnętrzu multimedialną historią wojen, oblężeń, pogromów, ludzkiego, niewinnego cierpienia, których doświadczył na przestrzeni wieków Gdańsk, a otoczonej zaaranżowany założeniem ogrodowym. Pomnik byłby wyrazem zbiorowej pamięci, wyrazem współczucia dla wszystkich zamordowanych Gdańszczan i potępienia dla zbrodniarzy wszelkich maści ideologicznych, czyli z wyraźnym przesłaniem uniwersalnym...

Symbole, te ważne, jak idea światowego pokoju, pojednania i tolerancji i te marne, jak ekranowy idol sukcesu, seksu czy siły, a nawet jeszcze do dziś pokutujący w miejskim pejzażu sowiecki sołdat lub takiż czołg, oddziaływują długofalowo na ludzkie umysły i kreują postawy. A jakie? Obojętność na symboliczną treść elementów przestrzeni miejskiej, barak poczucia odpowiedzialności za swe otoczenie, bierność wobec niszczenia estetyki i historycznej ciągłości pejzażowi miasta. Czy istnieć będzie wola polityczna, a także oddolna, obywatelska inicjatywa dla powstania takiego pomnika, czas pokaże. Jednak od czasu uzyskania względnej wolności, daty zmiany dekoracji z PRL na III RP, ale bez sprawiedliwego rozliczenia „czerwonej kliki”, ze zgodą na ich bezkarne uwłaszczenie kosztem narodowego majątku, pozostaliśmy bierni i bezwolni, nie naciskamy na władzę, ale bezmyślnie wierzymy, że spełni nasze oczekiwania. Ale pamiętajmy, że naszym zobowiązaniem wobec przeszłości, odczynieniem ran i zafałszowań, jest powołanie do życia takiego symbolu, który wspierał będzie proces odzyskiwania świadomości obywatelskiej, współdecydowania o kształcie i charakterze naszego Miasta. Daję, więc asumpt do dyskusji nad ową ideą, nad powołaniem do istnienia symbolu integrująco-oczyszczającego, do rozumnego i rzetelnego upamiętnienia przeszłości.

Jako przykład ilustrujący działania mądrych i szlachetnych Gdańszczan na rzecz dziejowego pojednania, niech posłuży fakt wcielanej w życie idei “Cmentarz Nieistniejących Cmentarzy”. Od lat żyjąca w świadomości jej inicjatorów (Pani Kalina Zabuska) idea w roku 2000 przyjęła kształt planów realizacji, wspieranych przez władze miejskie, które to doprowadziły do powstania tego miejsca pamięci z pomnikiem-monumentem odsłoniętego 24 Maja 2002 r. To mądry i szlachetny gest, otwierający drogę następnym upamiętnieniom. Podobny pomnik, na bazie przynajmniej ocalałych płyt nagrobnych wkomponowany w zaaranżowaną przestrzeń sanktuarium pamięci, a także tablice informacyjne stanęły w  Parku Akademickim koło Politechniki Gdańskiej. Podobne miejsca pamięci w formie lapidariów, powinny pojawić się w pocmentarnych parkach we Wrzeszczu, bowiem wiele gdańskich parków, to zniwelowane i zdesakralizowane cmentarze Tu bowiem w czasach PRL, w latach 60- i 70-tych zniwelowano najwięcej dawnych, gdańskich cmentarzy. Od lat uparcie poruszałem publicznie tą kwestię w okresie zaduszkowym i mam trochę osobistej satysfakcji…

Lecz dopełnieniem owej idei pamięci o wtrąconych w anonimowość obywatelach Gdańska, powinno być upamiętnienie ofiar wszystkich wojen i XX-wiecznych totalitaryzmów, które zebrały żniwo śmierci w naszym Mieście. Dziś przyszedł czas na mądrą refleksję o rzeczywistej przeszłości Grodu nad Motławą i także jego największej dzielnicy. Czas na szacunek dla historii, zmianę fałszywej optyki i zadośćuczynienie moralnym i historycznym krzywdom. Tam, gdzie nie można dokonać materialnej rekompensaty dzieła zniszczenia, uczynić to może czytelny gest symboliczny, czyli powołanie do życia pokrewnego duchem do “Cmentarza Nieistniejących Cmentarzy”, “Miejsca Pamięci Cywilnych Ofiar Wojen w Gdańsku”, przywrócenie pamięci o przeszłości zgodnej koegzystencji wieloetnicznej społeczności, jej dramacie ofiary życia, pamięci tych niezliczonych istnień ludzkich, które tworzyły materialną i duchową rzeczywistość Miasta, a także tym, bezimiennym, ginącym w wirze wojny i totalitarnej hektakomby. Ten gest szacunku i pokory pozwoli uświadomić nam fakt bycia “gośćmi” w świecie, który ktoś urządził, zaś ktoś inny zniszczył i nasycił fanatycznym okrucieństwem. Zerwana ciągłość lokalnej kultury wymaga symbolicznej naprawy i długofalowej edukacji społecznej, aby Gdańszczanie nie byli jedynie “kolonizatorami” obcego miasta, ale sukcesorami wielowiekowej kultury. Tak, oto wygląda zarys moralnego przesłania do dzieła odtworzenia i kultywowania wieloetnicznych dziejów kultury Wrzeszcza, a także prawdziwej historii Gdańska…

Ale pamięć o materialnym wymiarze miasta, to nie wszystko. Miasto żyje także w sferze symbolu i mitu, w obszarze oddziaływań Genius Locci, a więc w pomnikach, podaniach i legendach. Pamiętajmy, że świadomość mitologiczna, to mniej lub bardziej klarowna i systematyczna próba nadania sensu swemu losowi i kontekstowi życia. Mit jest symboliczną i energetyczną osnową ludzkiego świata, a tam gdzie wygasa lub wyradza się patologicznie, życie ludzkie ulega zwyrodnieniu, autodestrukcji, zaś miasto bez pozytywnej mitologii, to duchowa wydmuszka. Historia i mitologia tworzą wspólnie tkankę ludzkiej świadomości, zatem dbałość o prawdę historyczna i wiedzę o pozytywnej mitologii, to osadzenie obywateli w tożsamości miejsca i sensie życia. Nie wolno zapominać o tym...

Wizje mitologiczne mają tradycyjnie podobną rację bytu w ludzkim umyśle, co oficjalna faktografia. Owe wizje mogą mieć charakter patologiczny np. niemiecki nadczłowiek, spisek żydowski, knowania masońskie, czy konsumpcyjny american dream. Mogą być jednak prastarym motywem funkcji mitu, jako symbolicznej “podszewki” ludzkiej świadomości, mądrością podświadomości, tworzącą wzniosłe i obdarzone sensem wizje życia. Wrzeszcz, który przez stulecia leżał w obszarze mieszania się różnych kultur, a zatem ludzkich wierzeń i prywatnej filozofii życia, posiadał także, jak inne skupiska ludzkie, wymiar mitologiczny, zbudowany na bazie tego niematerialnego tworzywa. Ten właśnie aspekt mitologizowania rzeczywistości, w celu nadania jej blasku tajemnicy i dziejowego sensu, wyraża się najpełniej w charakterze Ducha Miejsca, czyli ludzkiej specyfice mentalnej, zbudowanej z lęków i fascynacji, metafor realnych doświadczeń i duchowych aspiracji. Są jednak także fałszywe i złe mity, wypaczające ambicje i charakter wspólnoty. Wiele miejsc i wydarzeń z przeszłości Wrzeszcza otacza atmosfera lokalnych podań i legend. Ich pełna panorama oddałaby specyfikę mentalnego klimatu osady przemysłowo-rezydencyjnej, a potem przemysłowej dzielnicy, zapis klimatu wyobraźni i ambicji mieszkańców, bo tworzywo kultury jest przecież nie tylko materialne. Tu przedstawiam parę lokalnych legend, które poznałem żyjąc od dziecka we Wrzeszczu. Zapewne więcej jest nieznanych lub przechowywanych w rodzinnych przekazach...

Jako pierwszą wymienić należy owianą legendą cudowności “Świętą Studzienkę”, czyli źródło, którego woda posiadała ponoć właściwości przywracania wzroku. W 1886 roku w okolicy owego źródła powstał z inicjatywy żony cesarza Wilhelma II, Augusty, Instytut dla Niewidomych, gdzie przysposabiano zawodowo i otaczano opieką ludzi ociemniałych. W niedalekiej odległości od tego miejsca położony jest do dziś “Park Marysieńki”, czyli rewitalizowany niedawno patrycjuszowski ogród Zachariasza Zappio, bibliofila i mecenasa sztuki, założony w roku 1664. Tu ponoć (wedle podania) gościła królowa Marysieńka wraz ze mężem, Janem III Sobieskim, który przyjechał do Gdańska paktować ze Szwedami w kwestii militarnej likwidacji Prus Książęcych w sierpniu 1677 roku, a którą otaczała miłość mężowska i aura skandali. Lecz vox populi widział w niej romantyczną muzę wielkiego monarchy. Rzeczywistość była jednak po prostu trywialna, ale ludzka wyobraźnia zawsze pragnie dodać światu urody…

A czy wszystkim wiadoma jest geneza nazwy Srebrzysko, pięknego, bodaj najbardziej urokliwego i  harmonijnie wkomponowanego w leśną dolinę polskiego cmentarza i dużego kompleksu szpitala psychiatrycznego? Otóż już od średniowiecza wzdłuż Strzyży rozwijało się kowalstwo miedzi i srebra, bazujące na sprowadzanej Wisłą na galarach do Gdańska blendzie cynkowe (rudzie zawierającej domieszki metali kolorowych). W XVII wieku miał tu swą kuźnicę (inaczej młotownię) znany w całej Europie gdański, holenderskiego pochodzenia, złotnik Peter van der Rennena, który jest autorem wspaniałego sarkofagu św. Wojciecha w Katedrze Gnieźnieńskiej (1663) i jeszcze okazalszego, choć nie tak sławnego, sarkofagu św. Stanisława w katedrze na Wawelu. Tak więc rzeczka Strzyża była źródłem cennej energii, która poruszała młotownie srebra i dawała bogactwo lokalnym rzemieślnikom, a plebsowi pracę. W jej też podziemny przepływ wstąpił legendarny bohater książki Pawła Huelle, Weiser Dawidek, aby zniknąć bezpowrotnie, oddalając się od brutalnej rzeczywistości świata, który wydał faszyzm i komunizm, nietolerancję i pogardę dla kroczących własną drogą. Czy powróci, aby zadomowić się w realiach wrzeszczańskich, kiedy nastaną lepsze czasy? Na razie nie ma znaków na niebie i ziemi. Natomiast Strzyża pokazała swe jakże inne, niszczycielskie oblicze, kiedy to w lipcu 2001 roku po burzowym "oberwaniu chmury" wezbrała gwałtownie i zalała część Wrzeszcza, paraliżując komunikację, niszcząc  mienie i zabierając życie...

Sławną wielce była w dawnym Wrzeszczu karczma “Jeruzalem”, lecz sława jej złą była. Tu bowiem podawano wiezionym na stracenie skazańcom ostatni poczęstunek i ostatni kieliszek trunku. Kontynuacją “czarnej legendy” jest posępne miejscem straceń we Wrzeszczu, zwane “Szubieniczną Górą” (Galenberg), a zlokalizowane ponad współczesnym skrzyżowaniem ulic Traugutta i Sobieskiego. Jeszcze w połowie XIX wieku stracono tu na szubienicy podpalacza i dzeciobójczynię. Być może, że za przyzwoleniem ekipy egzekucyjnej odpędzali oni trwogę śmierci wypitym pod dachem karczmy “Jeruzalem” trunkiem.

Jeszcze jedną “czarną legendą” jest współczesna historia osady “Diabełkowo”, położonej wokół dzisiejszych ulic Wileńskiej i Grodzieńskiej. Tu ongiś zamieszkiwała gmina żydowska, która uległa zagładzie podczas oblężenia Gdańska przez wojska rosyjsko-saskie w 1734 roku. W tym samym czasie zdewastowany został po raz pierwszy (następnie przez nazistów w roku 1939) cmentarz żydowski na leśnym wzgórzu przy końcu ulicy Traugutta. Tu też, w pobudowanych w 1938 roku, a więc krótko przed wojną, pięknych willach, z charakterystycznymi dla okolic górskich spadzistymi dachami krytymi dachówką, mieszkali ponoć SS-mani, dozorcy z obozu koncentracyjnego w Pieckach. To wielce przewrotna ironia losu, spajająca klamrą miejsca dzieje ofiar i oprawców.

Inną, także „czarą legendą” Wrzeszcz jest makabryczna historia produkcji mydła z ludzkiego tłuszczu, prowadzona pod patronatem anatoma prof. Spannera w Instytucie Anatomii Akademii Medycznej przy ulicy Marii Curie Skłodowskiej. Do niedawna w umieszczonej na tym budynku mosiężnej tablicy (zapewne teraz konserwowanej) widniała informacja, iż tu Niemcy robili z ludzi mydło, opatrzona cytatem z Nałkowskiej: "Ludzie ludziom zgotowali ten los", a tą koszmarną historię pisarka zamieściła w zbiorze opowiadań "Medaliony" (zapewne na zlecenie komunistycznych mocodawców). Wnikliwe badania sprawy doprowadziły do rozstrzygnięcia, iż nie było tu „produkcji przemysłowej”, ale laboratoryjne próby opracowania owej, straszliwej technologii produkcji mydła. Zatem ów makabryczny mit ma realne korzenie – nie było fabryki mydła, była zaś koszmarna amoralna postawa lekarza z szacownym tytułem naukowym i jego starania, aby wesprzeć nieludzko machinę wojenną III Rzeszy. Bo przecież nie chodzi tu o kwestie ilościowe, ale jakość moralną aktywności urągającej przysiędze Hipokratesa, więc atmosfera grozy pozostała...

Z ulicą Jaśkowa Dolina łączy się zaś legenda o sławnym gdańskim złotniku Pawle Jaszke, który przepięknym pierścionkiem własnej roboty zdobył serce córki burmistrza. Będąc już szacownym, bogatym obywatelem zakupił posiadłość położoną w dolinie wśród morenowych wzgórz, którą od nazwiska pierwszego właściciela nazywa się Jaśkową Doliną. Tu także pod koniec XVIII wieku założył przepiękny, leśny park krajobrazowy gdański kupiec i filantrop Jan Labes. I tu właśnie przez wiele lat tętniło bujnym życiem ludyczne centrum rozrywki i rekreacji, a w Noc Świętojańską odbywały się wspaniałe festyny i koncerty muzyczne, które były manifestacją romantycznej idei powrotu człowieka do swych korzeni, czyli do natury. Wedle podania inspiratorami owych świąt byli gdańscy masoni i romantyczni entuzjaści filozofii Herdera, niemieckiego filozofa przyrody. Wiele jest różnych legend masońskich, podobnie jak ułańskich, czy myśliwskich, lecz zazwyczaj, te pierwsze, demonizują tajemnicze bractwo i z ezoterycznej przygody dorosłych marzycieli czynią światowy spisek, tak...

A oto moja, osobista legenda wrzeszczańska, infantylna próba odczytania Ducha Miejsca. Penetrując jako dziecko zapuszczone, porosłe zielskiem i podmokłe tereny Parku Marysieńki i zapuszczając się dalej do lasu, który mój ojciec nazywał “Lasem dębowym”, zawsze starałem się sobie wyobrazić, jak wyglądała ta okolica przed wiekami, kiedy znajdował się tu ogród rezydencyjny gdańskiego patrycjusza i mecenasa sztuki, Zachariasza Zapio. Moja wyobraźnia poszukiwała zwłaszcza skarbu, który w mych dziecięcych rojeniach zakopali na terenie tego parku przedstawicie okolicznej gminy żydowskiej, chroniąc go przed niechybnym rozgrabieniem przez żołnierzy rosyjskich w roku 1734. Do tego stopnia rozgrzało to moją wyobraźnię, że przyśnił mi się sen, w którym posiadłem zdolność do patrzenia w głąb ziemi i odnalazłem skrzynię z rubinami i srebrem zakopaną pod murawą parku. Lecz nie dane mi było cieszyć się namacalnie wspaniałym znaleziskiem, gdyż od skarbu odpędziła mnie nagłą szarżą pasąca się obok wielka krowa, która była jego strażniczką i nazywała się Ralera, o czym powiadomiły mnie obserwujące całe zajście dzieci. Być może to przesłanie senne dotyczyło zakazu wydzierania naturze jej tajemnic i poszukiwania łatwych korzyści z jej eksploatacji, a krowa, symbolizująca Wielką Matkę, przypomniała mi, czego czynić nie wolno. Może to wczesnodziecięce doświadczenie, że mój skarb, to wrażliwe wsłuchiwanie się w impulsy Genius Locci,a także może to być przesłanie, że naszym skarbem jest zieleń ogrodu, płuca i artystyczne piękno ludzkiego wymiaru „natury w mieście”, może. Ale nic nie wiem do końca, więc ów sen może mieć wiele nieodkrytych znaczeń. Bowiem świata, który nas otacza, nie należy postrzegać “jedynie słusznie”, bo to upraszcza i spłaszcza bogactwo życia...

Ostatnia legenda, o której chcę wspomnieć, to czołg-pomnik przy Alei Zwycięstwa. W oczach swych naiwnych apologetów, a przez lata w oficjalnych enuncjacjach propagandowych PRL, był czołgiem porucznika Miazgi (zniszczonym de facto w Gdyni), "bohatera-wyzwoliciela Gdańska". Prawda jest taka, że Brygada Pancerna im. Bohaterów Westerplatte nie wyzwalała Gdańska, a jedynie z pobudek ideologicznych opisał ów fałsz w rozkazie odznaczenia fikcyjnych bohaterów generał Rola-Żymierski. Nakazał także w 2 dni po „wyzwoleniu”, aby Polsce żołnierze pozowali do zdjęcia zawieszania biało-czerwonej flagi na Dworze Artusa. Stworzył w ten sposób legendę. Chorą i żałosną legendę, bo ten czołg, ta stalowa atrapa z sowieckiego demobilu, to symbol wojny, zniszczenia i wieloletniej dominacji sowieckiej ideologii w Gdańsku. Dlaczego, więc jego obecność do dziś zatruwa naszą świadomość? Każda legenda i podanie ma jakiś sens. Ta legenda stworzona została, aby fałszować historię. Czy zależy nam, aby pejzaż Wrzeszcz zaśmiecał fałszywy mit? Twórczy mit bazuje na zalążku prawdy, na potencjale duchowym dojrzewającym do uświadomienia i mobilizuje pozytywne energie mentalne ludzkiej wspólnoty. Mit fałszywy wypacza umysłowo i emocjonalnie jest, więc podwaliną życia zastępczego, biernego i bezmyślnego, niezgodnego z rzeczywistym charakterem przeszłości i potencjałem ludzkich ambicji, a więc tworzy społeczną patologię. Komu, więc dziś zależy jeszcze na propagowaniu (lub tolerowaniu) fałszywego mitu, no komu?!

W Gdańsku nie znajdziemy źródeł dla “chwalebnej legendy wojny”. Ta bezkrytycznie "nekrofilna" postawa mitologizowania przemocy i szaleńczej odwagi nie wydała w tym mieście okazałego plonu. Tu, bowiem przed wiekami, wojna przynosiła tylko pożogę przedmieść, mordowanie Żydów i koszmar zarazy. Filozofia kupieckiego dostatku nie szanowała wojny. Dla współczesnych Gdańszczan uniwersalnie przestrzegający wyraz mają: napis na drzwiach wrzeszczańskiej restauracji Caffe Langfur: “Polakom i psom wstęp wzbroniony” z 1938 roku, a także obrazy rozbitych szyb w żydowskich sklepach, rozbieranej Wielkiej Synagogi, rozstrzelani gdańscy pocztowcy, gwałcone i zabijane przez czerwonoarmistów w marcu i kwietniu 1945 roku gdańskie kobiety, alianckie bombardowania i sowieckie podpalenia, bydlęce wagony wypełnione niemieckimi repatriantami. To ponadczasowe obrazy ludzkiego wynaturzenia, nienawiści i nietolerancji, demoniczne wytwory „machin ideologicznych”, a jednocześnie tragiczna epopeja cierpienia niewinnych. To są, w historii XX wieku, uniwersalne symbole mrocznych sił ludzkiej destrukcji i pogardy wobec życia. Cywilne ofiary wojen i ideologii domagają się czytelnej pamięci. Stwórzmy zatem nową legendę, legendę Miasta, które ceni godność, ale zabiega o swe prawa pokojowo!

Jej podwaliny dał sukces Sierpnia’80,wielki tryumf świadomości obywatelskiej i solidarnego działania na rzecz ludzkich wartości, nie tylko materialnych "ochłapów", czego oczekiwały komunistyczne władze PRL. W gdańsku żyje tradycja kupieckiego pragmatyzmu, poszanowania pracy i jej owoców, godności pracownika i jego trudu, idea pokojowej współpracy dla zysku i budowy pomyślności rodziny i wspólnoty. Atmosferę pogardy dla militaryzmu tworzy “bębniący przeciw wojnie” grassowski Oskarek, a dopełni to symbolu wyrażający lokalny sprzeciw wobec zła, umiłowanie godności człowieczej, sprawiedliwości i dziejowej prawdy, a który przybierze kształt “Miejsca Pamięci Cywilnych Ofiar Wojen w Gdańsku”, zaś jego przesłanie będzie zrozumiałe dla ludzi myślących wszystkich wyznań i kultur. Warto także, aby ta zmaterializowana wizja zastąpiła właśnie kulawą, bo fałszywą, legendę “czołgu-wyzwoliciela”. Będzie to świadoma i wymowna deklaracja naszej społeczności, jakie wspieramy wartości: mit wojny, podległości toksycznej ideologii i zagłady miasta, czy wyraz pamięci o ofiarach koszmaru wojen i zbrodniczych ideologii, które przetoczyły się ognistym walcem przez Gdańsk. Będzie to głos wielkiego apelu o pokój, jako najcenniejszą wartość dla ludzkich planów w “dziejowej ruletce” życia i śmierci...

Wizerunek Miasta rodzi się w doświadczeniu wewnętrznym myślącego odbiorcy, w konfrontacji z zapisem historycznym, mitologią miejsca, kulturą współczesną i wiedzą o charakterze innych organizmów miejskich. Miasto jest żywym i harmonijnym organizmem przestrzennym, jeśli jego kształt tworzą ludzie rozumni i wrażliwi. Nie ważne jest ich etniczne pochodzenie, lecz zrozumienie i szacunek dla tradycji lokalnej kultury, dla impulsów Ducha Miejsca. Ważna jest natomiast świadomość, lub intuicyjne wyczucie, co jest chorego i opacznego w preparowanym obrazie miasta, co nie pozwala żyć ludzkiej zbiorowości w powszechnym zdrowiu umysłowym i akceptacji wspólnego losu. Tak, więc znajomość miasta, to nie tylko wiedza o topografii, to także wrażliwość na wymiar niematerialny. Wrzeszczańskie nekropolie symbolizowały namacalnie minioną przeszłość ludzkiej społeczności oraz żywą pamięć i szacunek następnych pokoleń do dzieła ich ojców i dziadów, a więc przeszłej urody i zasobności Miasta. W każdej kulturze szacunek i duchowa łączność ze światem dokonań i postaw przodków tworzą naturalną ciągłość lokalnej kultury i poczucie sensu egzystencji. Ta ciągłość jest naturalną sztafetą wspólnego dzieła rozpoczętego przed laty…

Zatem społeczność ludzka odcięta od przeszłości, pozbawiona wiedzy o lokalnych dokonaniach kultury, materialnych i niematerialnych owocach wspólnego wysiłku, jest tylko zbiorowiskiem pracowników i konsumentów maskultury, a więc tworem kalekim. Czy powstanie “Cmentarza Nieistniejących Cmentarzy” w Gdańsku przy kościele Bożego Ciała przyczyniło się symbolicznie do odzyskania poczucia zrabowanej przez komunistyczny absurd miejscowej przeszłości? Zapewne dla wielu tak, ale nie do końca wiemy, w jakiej skali. Symbolicznie wyrażona powinna być także pamięć o tych wszystkich ofiarach wojen, które przetoczyły się owym “ognistym walcem” przez Gdańsk i okolice, a stały się przyczyną niewinnej śmierci tysięcy obywateli różnych nacji i wyznań. Zapewne dla wyrażenia tej idei przyjaznym będzie terytorium Wrzeszcza...

Zbiorowym, wymownym i rozumnym aktem oczyszczenia z zaniedbań i win, a także uhonorowania pamięci wszystkich ofiar wojen i totalitarnego ludobójstwa, dokonać może powstanie “Miejsca Pamięci Cywilnych Ofiar Wojen w Gdańsku”, jako symbolu krzywdy niewinnych i pogardy dla ideologicznego fanatyzmu. To idea godna naszych czasów, kiedy przecież spójność Europy zależy od wyzbycia się wszelkiej maści szowinizmów i uprzedzeń, a wyrobienia w sobie zdolności do pokojowej koegzystencji różnych nacji, wyznań i tradycji kulturowych. Zbiorowy sprzeciw wobec koszmaru wojny i zrównanie w etycznym wymiarze wszystkich ofiar, to prawdziwy gest solidarności ludzkiej. Wyrazi to czytelnie ten Pomnik-Miejsce ofiar wszystkich eksterminowanych nacji, bo człowiek udręczony i zabity jest ponadnarodowym wyrzutem sumienia. Będzie to też symbol protestu przeciw stale żywej, bo ideologicznie podsycanej w ludzkich społecznościach, ksenofobii i nienawiści do odmienności kulturowych i religijnych, a w wydaniu islamskiego dżihadu, zagrażających światowemu pokojowi…

Niech ten tekst będzie publicznym zaczynem do zbiorowego aktu zakotwiczenia Gdańszczan we wspólnej, świadomie i uczciwie poznanej, historii, rozpoznaniem autorów przeszłego zła, burzącego pokojową koegzystencję ludzi i przywołaniem do świadomości zatraconej, wieloetnicznej, prawdziwie europejskiej przeszłości Gdańska i Wrzeszcza. Jeśli tak się stanie (zawsze próbować trzeba!), będzie to aktem zrozumienia i uszanowania dla lokalnej kultury i licznych osiągnięć dawnych Gdańszczan, obywateli Rzeczpospolitej, ale wielu wyznań i nacji, w świadomości powojennych, napływowych osiedleńców, nowego pokolenia, ale nie zawsze członków "sztafety pokoleń", a szkoda...

Umiejętność korzystania z impulsów Ducha Miejsca, to przepustka do mądrego kreowania aktualnego wizerunku miasta, zarówno w wymiarze materialnym jak i duchowym, prywatnym i społecznym, symbolicznym i praktycznym. Właśnie te przymioty zaliczyć trzeba do mentalnego elementarza rozumnego człowieka. Bo, bez względu na “garby” przeszłości, zawsze warto być świadomym mechanizmów historii. Nie jesteśmy bowiem tylko bękartami maskulturowego "tu i teraz" zdefiniowanego medialnie, ale dziećmi historii, a ta magistra vitae est. Ale historia nie tylko z gliny faktów jest ulepiona, ale i różnej wartości mitów. Oby, te drugie, były zawsze mądre i wzniosłe, a owocowały harmonią rozwoju dziejów, a nie wiecznym, ludzkim konfliktem, odwieczną, nieszczęsną ksenofobią i nietolerancją podsycaną przez "panów i kapłanów". Historia lubi się powtarzać, gdy jej statystami są głupcy i fanatycy, lecz ludzie świadomi swej przeszłości, jej absurdów i katastrof, budują historię “nauczoną na własnych i cudzych błędach”. Oby było nam dane należeć do świadomej “elity” rodzaju ludzkiego, tych nauczonych żyć mądrze przez historię. Oby!

                                    *

Wrzeszcz, październik 2004 roku.                                                       Antoni Kozłowski

Zobacz galerię zdjęć:

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura