Życie na barce jest zjawiskiem szeroko znanym w świecie. W takich dalekowschodnich miastach jak Hongkong, Singapur, Bangkok, czy Kalkuta dziesiątki tysięcy ludzi wiedzie żywot na barkach. Ich egzystencja nie jest jednak zjawiskiem romantycznym, lecz przymusem ekonomicznym ludzi biednych. Tak jest od tysiącleci, bowiem zakotwiczenie barki przy nadbrzeżu jest niewątpliwie mniejszym wydatkiem od zakupu działki budowlanej, ale bogactwo nie jest powszechną przypadłością rodzaju ludzkiego. Ale mieszkanie w barce, to także styl życia, nie presja ekonomiczna, więc nam chodzi o ten model życia, z nutką wagabundy i poszukiwacza odmiany, życia w wielu odsłonach...
Właśnie tak sprawy mają się z mieszkańcami barek cumujących przy nadbrzeżach kanałów w Amsterdamie. Większość ich mieszkańców ceni sobie ten swoisty styl życia preferujący wolność i dyskretny dystans od sąsiedztwa. Potrzeba mieszkania na wodzie ma także nie mniej istotne względy ekonomiczne. Mieszkanie na barce jest dużo tańsze niż kwaterowanie w stacjonarnym domostwie. W Amsterdamie zacumowanych jest ok. 3000 barek.
Barkę zamieszkiwać można legalnie i nielegalnie. Aby zalegalizować pobyt na barce należy wykupić miejsce do zacumowania, którego koszt wynosi od 100 do 150 tys. guldenów. Jak na lokalne ceny jest to obiektywnie drogo. Pozwolenie na zacumowanie wynosi tu od 80 do 100 tys. guldenów i jest rodzajem dzierżawy czyli innej formy legalności. A oznacza to, że można do barki doprowadzić z miejskiej sieci wodę, centralne ogrzewanie i telefon. Istnieje jednak lokalne powiedzenie, dotyczące przemieszkiwania na barce, a brzmi ono: “nie wolno, ale można”. Wynika z tego, że choć prawo zabrania, to nie jest ono zbyt gorliwie egzekwowane. Owo rozluźnienie restrykcji prawnych powoduje, że liczba nielegalnie cumujących barek jest wielka i stale rosnąca, także przepustowość kanałów z roku na rok maleje. Nie jest to zjawisko pożądane, więc administracja miejska, aby zredukować gąszcz barek zaczęła ostatnimi czasy sprawdzać dokumenty rejestracyjne pływających obiektów. Sami mieszkańcy barek też organizują się, aby bronić swych interesów, czyli walczyć o utrzymanie liczby zacumowanych barek, a także ograniczyć prędkość obiektów pływających po kanałach, które wywołując falę są przyczyną licznych uszkodzeń zacumowanych barek. I tak w atmosferze umiarkowanej przychylności administracji i energicznej obrony stylu życia upływa rozkołysany żywot amsterdamskich barkowców, którzy wyznaczają standard takiej formuły „habitatu ruchomego” .
Składając wizytę we wnętrzach amsterdamskich barek, można naocznie przekonać się, że są to całkiem normalne siedziby ludzkie, a ich charakter jest odzwierciedleniem upodobań mieszkańców. Znajdziemy tu meble i przedmioty spotykane w klasycznej siedzibie ludzkiej. Bo przecież właściciele pływających domostw to nie ekstrawaganci, ale mieszkający inaczej ludzie. Ale widok z okna jest inny. Lustro wody kanału sygnalizuje, że nie uświadczysz twardego gruntu pod podłogą. Z charakterem tego podłoża jest trochę kłopotu zimą. Kiedy kanał zamarza barki o dnach okrągłych wypiętrzane są do góry i tym sposobem nie są miażdżone przez lód. To ich wielka zaleta i gwarancja wielosezonowego eksploatowania.
Barki płaskodenne trzeba chronić przed naporem lodu i wyrąbywać lodową pokrywę wokół kadłuba barki. Tych sezonowych uciążliwości nie doświadczają mieszkający klasycznie. Taka jest więc cena mieszkalnej odmienności i ducha wiecznej wędrówki mieszkającego w domostwie.
Barka wymaga także konserwacji. Zwłaszcza zanurzony w wodzie kadłub narażony jest na jej działanie niszczące. A zatem barkę średnio co pięć lat wydobywa się na ląd i poddaje fachowej konserwacji. Ciekawe, gdzie przemieszkują w tym czasie jej właściciele? Zapewne pod gościnnym pokładem sąsiedniej barki, czy też ruszają w podróż wodną, lądową lub powietrzną, aby twórczo wypełnić czas oczekiwania na odnowiony, pływający dom. A może pikietują w namiocie budynek magistracki, walcząc o większe prawa dla amsterdamskiego klanu barkowiczów. Wszystko jest możliwe, jeśli tak nieortodoksyjnie żyje się na co dzień. Nadbudówki barki utrzymywać zaś można w stanie należytym własnym sumptem. Oto niezbędne informacje o mniej romantycznej stronie stacjonarnej przygody na barce pod niebem Amsterdamu.
I to z grubsza tyle na temat owego zjawiska. Jak każda rzecz ma ona swe dobre i złe strony. Zapewne mieszkańcy barek w Amsterdamie nie zamienili by swoich siedzib na inne, nawet wytworne rezydencje, podobnie jak Mongołowie swoich jurt, a Eskimosi lodowych iglo. Duch miejsca skłania czasem do wyrzeczeń, lecz w zamian oferuje koloryt życia, którego nie doświadczysz nigdzie indziej. Kto nie wierzy, niech sprawdzi osobiście. Zapraszamy do Amsterdamu. Chyba, że znajdzie się prekursor owego zjawiska na Motławie lub Wiśle, czy Odrze, bo nie tylko snobistyczne, ale także materialne względy grają tu rolę, a najważniejsze jednak jest poczucie wolności i rzeczywistego otwarcia na Europę, bowiem barką można opłynąć (tak, tak, to nie sen!) całą Zachodnią Europę. No i co Państwo na to?
*
Wrzesz, jesień 2001 r. AntoniK
Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości