Wilk Miejski Wilk Miejski
275
BLOG

Trudna droga do wewnętrznej wolności

Wilk Miejski Wilk Miejski Kultura Obserwuj notkę 5

 



„Człowiek prawdziwie wolny, jest wolnym nawet w celi więziennej”

Andriej Amalryk, dysydent sowiecki.

 

Wolność, to jedno z kilku wielce istotnych pojęć filozoficznych, zwanych uczenie imponderabiliami, na pewno nie potoczne, na pewno nie łatwe i efektownie tłumaczone, ale z tych, których to desygnatów nigdy nie dostrzeżemy, zawsze pozostaną niedookreślone, w mroku wielości znaczeń i fałszywych tropów, ogarnialne jeno intuicyjnie, lecz od tysiącleci wywołujące wielkie emocje i rodzące idealistyczne deklaracje rewolucjonistów i wolnomyślicieli, a także zwrotnie - pianą na ustach tyranów i bezpieczniaków wszelkiej maści ideologicznej. Musimy pamiętać, że idei Wolności, jak i Miłości i Piękna, nigdy nie pochwycimy w swej najgłębszej istocie w klatkę słowa, a możemy jedynie poddawać spekulacjom, co jest ich ostatecznym obrazem, archetypicznym symbolem w naszych dociekaniach - tylko odnalezionym tropem właściwego sensu Wielkiej Idei...

Tak, więc słowo, czyli pojęcie - „wolność”, które, jak ustaliliśmy, jest nie do końca definiowalne, istnieje teoretycznie, nie można zapoznać się z jej desygnatem (przedmiotem, ideą opisywaną) i poddać je policyjnej interrogacji, lub odpędzić zaklęciem: „apage satanas!”. Jedno jest pewne, nie do końca wiemy, co to jest wolność, ale jej żarliwie pożądamy (lub panicznie boimy), nie wiemy, czy ją kiedykolwiek w pełni osiągniemy, nie wiemy, czy tylko jej „przedsionek”, czy walka o osobistą wolność, sztuka dla sztuki, jest cnotą czy zwyczajnym egoizmem, wyzwoleniem od „obowiązków plebsu”, robieniem tylko tego, „co się chce”, tylko dla idei, a więc realizowaniem „wolności od”, czyli wyzwolenia z okowów obowiązków i  zobowiązań, zawsze skutkujące „nieznośną lekkością bytu”, a nie radością bycia wolnym do pogłębiania więzów Rodziny Człowieczej i zdobywania nowych obszarów wiedzy o sobie i labiryntowo mrocznym świecie. Już te dylematy dowodzą, że wszelkie kwestie związane z pojęciem wolności nie są ze swej natury bezdyskusyjne i jednoznaczne, a dociekanie samemu istoty tego pojęcia, de facto skazane jest na niepowodzenie, próżny wysiłek intelektualny, a definiowanie statusu bycia wolnym – niekonkretne i nieprecyzyjne, często groteskowe. Zatem, początkowa konkluzja brzmi: wolności się nie poznaje intelektualnie, wolności się doświadcza, kiedy jest się na nią otwartym, dojrzałym i świadomym siebie. Prawdziwa wolność, to stan ducha, a nie brak represji policyjnych i zdolność do codziennego przekroczenia granicy...

Także sam fakt, czy przypuszczenie, bycia wolnym, jest wielkim dylematem. Wolność, jest przecież nie tylko wyzwoleniem od licznych przymusów i stereotypów, od uwikłania w zależności neurotyczne, ideologiczne, zawodowe czy urojone, ale w swej wersji mniej popularnej, jako „wolność do” jest życiową ścieżką pełną obowiązków, dylematów i ciężkich decyzji, co sprawia, że wielu ludzi w skomplikowanym, niejednoznacznym i „darwinowskim”, bezpardonowym i jawnie niemoralnym świecie (człowiek człowiekowi wilkiem, czyli rywalem, przeszkodą w karierze, zagrożeniem dla dobrego samopoczucia) woli „uciec od wolności”, niż doświadczać jej moralnego i poznawczego ciężaru, bowiem bycie wolnym w sensie nie lukratywnym, uwolnienia od obowiązków i ciężaru życia, to jedno z bardziej wymagających, choć zaszczytnych i szlachetnych doświadczeń ludzkich, ścieżka prawdziwie mocnego „wolnym duchem” człowieka...

Dramat „ucieczki od wolności” obserwowany u współczesnego człowieka rozpoznał i opisał (1957) niemiecki myśliciel pochodzenia żydowskiego, mieszkający przez prawie całe życie w USA, Erich Fromm. Oto kilka refleksji tego wielkiego myśliciela i psychologa związanych z wizją „ucieczki od wolności” i tegoż stanu konsekwencji... „Przerażona jednostka szuka czegoś, albo kogoś, do kogo mogłaby się przywiązać, niezdolna jest już dłużej być swoim własnym, indywidualnym ‘ja’, desperacko usiłuje pozbyć się go i poczuć znowu bezpieczna, zrzuciwszy to brzmię własnego ‘ja’.” Jakiż dramat pobrzmiewa w tych sowach! Jak bardzo wolność, społeczna i decyzyjna, może być dla człowieka bolesnym ciężarem, a to dla tego, że w świecie bez jasnych wartości i przejrzystych ról, każda decyzja, to wysiłek i niepewność, czy aby dobrze podjęta. Wyjściem z sytuacji jest uzależnienie się od partnera, oddanie mu całej władzy nad sobą... Gorzej, gdy jest to uzależnienie od norm społecznych, grupy, ideologii czy zbrodniczego państwa. „Nowoczesny człowiek żyje w iluzji, że wie, czego pragnie – gdy tymczasem pragnie dokładnie tego, czego się od niego oczekuje, że będzie pragnął”... Dodać trzeba, że pragnie tego, co wtłoczono mu w głowę podczas indoktrynacji. Drugi fragment mówi nam, że człowiek współczesny traci wolność nawet w tak głębokiej sferze, jak pragnienia i niczego nie pragnie, prócz tego, czego się od niego oczekuje, co jest dla niego korzystne, daje poczucie bezpieczeństwa, co może pozwolić mu uciec od „złej” wolności.

Konkluzja jest tak, że w skomplikowanym, bezideowym i pozbawionym zasad moralnych społeczeństwie, człowiek ucieka od wolności, bowiem ona to, praktykowana zgodnie z sumieniem i zasadami, „utrudnia” życie, zmusza do heroizmu, wymaga wysiłku i daje poczucie niepewności, gdyż poczucie wolności powoduje także „zaćmienie horyzontów”, wielość opcji, niepewność i strach przed nieznanym: „Nawoływanie się w ciemności nie przynosi światła”.  I tyle w kwestii „ucieczki od wolności”...

Tak więc, rozumienie i swobodne poruszanie się po obszarach społecznych, neurotycznych,  semantycznych, a także metafizycznych związanych z pojęciem „wolności” i posiadanie z tego tytułu satysfakcji poznawczej i bytowej, raczej nas, ludzi nie dotyczy, poznajmy przeto inne aspekty wolności, jej jasne strony i obszary, gdzie ma dla nas miłe prezenty i dobre perspektywy. Nie jesteśmy zwolennikami wolności „totalnej”, ale jej form z obszaru wiedzy dającej władzę, czar hedonizmu czy poczucie siły, a także nie podlegania zewnętrznym opresjom i zagrożeniom, co na pewno mają w pamięci wszyscy ludzie, którzy doświadczyli bezpośrednio „dobrodziejstw” totalitaryzmu, czerwonego i brunatnego…

Zatem jeśli pomówimy o wolności mieszkania w dowolnym miejscu na ziemi, o wolności przemieszczania się,  czy o wolności wyboru pracy lub działalności gospodarczej, to owszem mamy wolność, czujemy się nie ograniczeni zewnętrznymi nakazami czy niekorzystnymi decyzjami, ale wiemy, że to raczej oczywistość we współczesnym świecie, rzecz oczywista i banalna, a czujemy to tylko w kontekście pamięci „totalitarnego systemu nakazowo-rozdzielczego”, kiedy to wszelkie nasze role życiowe i możliwości poruszania się w przestrzeni były w sposób patologiczny ograniczone. Jeśli przypomnimy sobie, że po paszport, dający możliwość oglądu „wolnego świata” czekać trzeba było w kolejce wielogodzinnej w urzędzie paszportowym MSW, a po papier toaletowy w długiej kolejce, po mięso staczając boje ze Staczami-emerytami, zaś cukier był na kartki, a po pralkę trzeba się był zapisać i dyżurować dniami i nocami w kolejce całą rodziną, to wtedy oczywiste właściwości i udogodnienia życia w „wolnym świecie”, postrzegane są jako błogosławieństwa i uroki życia „nie z tej ziemi”...

A teraz spójrzmy na wolność trochę z inne perspektywy.

  •  Czy możesz patrzeć w oczy osobie, którą się oszukało? Nie, bo nie jesteś wolny psychicznie, nieświadomie rządzi tobą wstyd i poczucie winy.
  •  Czy możesz wybaczyć drugiej osobie, że ciebie oczerniła, nazwala pedofilem? Czasem tak, gdy jesteś wielkoduszny, ale przeważnie nie, bo gniew i rozczarowanie, to one rządzą Tobą.
  •  Czy zawsze widzisz wyjście z trudnej sytuacji i czujesz, że masz w sobie wiedzę i moc do rozwiązania? Zazwyczaj nie, ponieważ rządzą tobą poczucie bezsilności i niewiara we własne siły, związane z pamięcią porażek w podobnych sytuacjach.
  •  Czy poznając mądrą, piękna kobietę jesteś pewien, że będzie za kwadrans twą dziewczyną? Oj nie, na pewno nie , bowiem rządzi tobą poczucie małej wartości, nie jesteś bowiem Don Juanem czy sławetnym Kalibabką, oraz także przypuszczenie-stereotyp, że taka piękna kobieta jest trudna, więc jesteś we władzy tych negatywnych myśli, a nie wolny do spontanicznego działania...
  •  Czy zabiwszy człowieka, na rozkaz Komendy AK, boś jest egzekutor, a Twa ofiara, to szmalcownik, masz poczucie winy, choć wykonujesz rozkaz i unicestwiasz złoczyńcę? Tak, bo podczas egzekucji ten człowiek patrzył Ci w oczy, szeptał płaczliwie, że jest niewinny i zasiał w Tobie wątpliwości, które Cię nieustannie, zwłaszcza we śnie, dręczą…

Zapytajmy teraz o ważą kwestię: czy zawsze, bez przeszkód osiągasz cele i świadomie, bez stosowania stereotypów, tworzysz swoje doświadczenia życiowe? Otóż zazwyczaj nie, bowiem w spontanicznym działaniu przeszkadzają ci przesądy, obawy, niepokoje, strach, lęki neurotyczne czy pospolite, a taże niewiara w siebie. Bardzo często dołączają do tego: strach przed porażką, obawa przed popełnieniem błędu i obawa przed publicznym ośmieszeniem, zawsze kiedy wyjdziesz poza swoją strefę komfortu. To one rządzą Tobą, one zabierają możliwość spontanicznego działania, wolność tworzenia własnego życia, wolność od obciążenia neurotycznego i bagażu „złych myśli” . Czy zatem jesteś zawsze i wszędzie wolny? O nie, jesteś wolny w sytuacji wewnętrznego komfortu, wśród znanych ludzi, w powtarzalnych sytuacja, wycięty z życiowego kontekstu przez błogie działanie „psychostymulatora”, bez presji podejmowania decyzji, bez wybierania wariantów nadchodzącej przyszłości, zatem można powiedzieć - w „życiowej piaskownicy”. Ale ten bliski ideału stan był do niedawna (25 lat minęło) jedynie słodkim mirażem, wytęsknioną perspektywą „wolnego świata”, wolnego od trosk, kolejek po jadło i sprzęty techniczne, od strachu o życie, o dzieci, o pracę, o wszystko to, co się nam po prostu należy...

Tak, więc mamy złudzenie bycia wolnym, ale tak na prawdę nie jesteśmy wolni, mamy tylko złudzenie, choć nie chcemy o tym wiedzieć. Rządzą nami wszelkie złe uczucia, złość, poczucie winy, bezsilność, wstyd, żal, strach, pożądanie, zawiść, lęk przed kompromitacją i duma. To one, te natrętne, wszystkie złe uczucia, zaciemniają i paraliżują nasze spontaniczne myśli i świeże, powstałe „tu i teraz” uczucia i odczucia, to one mówią nam, „czy możesz coś zrobić, czy nie”, zabierają pewność decyzji, czy mogę siebie zaakceptować, czy też nie, to one trzymają nas w przeświadczeniu, że „nie mamy wewnętrznej siły”, aby się od nich uwolnić...

I teraz moment zasadniczy, czas aby zadać sobie pytanie: Kto rządzi mym życiem? Ja i moje racjonalne myśli i spontaniczne emocje, czy moje ograniczające, często irracjonalne i negatywne myśli, przekonania i emocje? Zatem pytanie zasadnicze: jak wybrnąć z tej matni, jak przełamać fatalne zniewolenie złą przeszłością i żyć spontanicznie „tu i teraz” odnosząc sukcesy, doświadczając materialnego dobrobytu, mając dobre samopoczucie i pewność siebie, nie zważać na złośliwe opinie otoczenia, być wolnym od neurotycznej przeszłości. Od czego zacząć swoistą autoterapię, aby stać się wolnym, prawdziwie wolnym człowiekiem w obszarze kreowania swego życia, choć nie w filozoficznym rozpatrywaniu „czystego” pojęcia wolności...

Podstawowym „programem negatywnym”, takim „wirusem” wstrzyknięty do Twego umysłu jest powszechnie pokutujące przeświadczenia: nie ma we mnie żadnej siły, aby dokonać zmian, wykorzenić stare, zasadzić nowe, umrzeć „starym”, a narodzić się „nowym” człowiekiem. Jestem bezsilny. Jestem przeciętnym, małym człowieczkiem skazanym na banał i niemoc”. Tak długo, jak postrzegamy siebie jako „ofiarę”, „jednostkę pospolitą”, „bezsilnego durnia”, to tak długo pozostaniemy taką marną, zatrzymaną w rozwoju kreacją, na własne życzenia będziemy cieniem swoich prawdziwych możliwości. Jeśli ciągle słuchamy negatywnych myśli, jakie do nas przychodzą z naszego wnętrza i z zewnątrz, to nigdy się nie wydostaniemy z tego błędnego koła, uwikłania w neurotyczność, czyli zastępczą, patologiczną strukturę osobowości, która chroni nas przed lękiem przez zachowawczość postaw i zachowań, zaś blokuje wszelkie przemiany naszej osobowości, blokuje wolność do przemiany, rozwoju, bycie jednostką twórczą i empatyczną...

Rewolucyjna zmiana myślenia przychodzi, gdy uświadomimy sobie, że nie jesteśmy naszymi myślami i przekonaniami, że jesteśmy czymś więcej, niż to co postrzegamy za pomocą pięciu zmysłów i to, co stanowi naszą przeszłość, zwłaszcza negatywną pamięć doświadczeń. Jeśli to poczujemy, jeśli stwierdzimy, że jesteśmy świadomością, w „zwierciadle” której przeglądamy swe doświadczenia życiowe, ale z nimi się nie utożsamiamy, uczymy się, a nie przywiązujemy do złych, ale wypróbowanych rozwiązań, wtedy sami, bez zewnętrznego potwierdzenia, odkryjemy w sobie moc, osobistą siłę do wzniesienia się ponad te ograniczenia, które zostały nam przekazane przez negatywne doświadczenia osobiste i rodzinne, a także przez naszą kulturę, świat wokół nas. One były i ich nie ma, przeszłość jest za nami, przed nami wielka pula możliwości, a przekonania innych, zwłaszcza negatywne, zupełnie nas nie interesują. Najwyższy czas przestać się na nich koncentrować i przestać z nimi walczyć, bez wiary, dla pogłębienia niemocy. Koniec z tym: proklamujemy wolność od znanego, wolność od społecznych stereotypów, wolność od negatywnego myślenia o sobie, wolność od nachalnej propagandy „faktów medialnych”, wolność od całego BALASTU ŻYCIA...

A teraz musimy zadać sobie pytanie i skierować życiową uwagę na to, o czym marzymy, czego zawiązki mamy w sobie, czyli na zdolności i preferencje, a także, co chcemy osiągnąć, na to, jak chcemy się poczuć, że lubimy wysiłek, jeśli jest celowy, lubimy trud życia, jeśli świadomi jesteśmy jego zadań i kiedy wiemy, kim na prawdę jesteśmy! I co najważniejsze: kochamy siebie, bo to miłość-baza wszelkiej miłości, wszelkiego empatycznego współodczuwania i dawania z siebie serca i czynu potrzebującym i pokrzywdzonym…

A teraz trochę dyscypliny, trochę metody osiągania celu bez pospiechu, krok po kroku. Naszym pierwszym krokiem będzie stanie się obserwatorem, świadomym obserwatorem swoich myśli, wartości, przekonań i uczuć. Jeśli je sobie uświadomimy, nie utożsamiając się z nimi, patrząc na nie, jak na „przelotne chmury na niebie świadomości”, wtedy odkrywamy ich naturę, czyli pozwalamy im rodzić się i umierać, a zwłaszcza pozwalamy im odchodzić, przemijać, nie zatrzymywać się na stałe i blokować nowe zjawiska psychiczne. Nie uwolnimy się od przeszłości i jej negatywnego zabarwienia, jeżeli nie jesteśmy świadomi, że na terenie naszej psychiki działają neurotyczne programy, zabierające świeżość doświadczenia, rozwój i smak życia...

Wiele lat emu, w latach 70-tych, podczas prób studiowania psychologii, miałem do napisania pracę semestralną. Nie miałem wątpliwości, będzie to moja wizja teorii wielkiego humanisty, znawcy duchowości, no i dysydenta, prof. Kazimierza Dąbrowskiego. Dla chcących zapoznać się z Jego teorią polecam posurfować po Internecie, lub przeczytać pozycję „Trud istnienia”, W-wa, 1975 r. Tu tylko o tym, com osiągnął przez publiczne afirmowanie teorii dysydenckiej na komunistycznej uczelni, a więc: negatywną ocenę, potepienie wyboru, „przkonywanie”, że to teoria burżuazyjna, uznanie nielicznych, śmiech wielu, ale wielką radość wewnętrzą, bowiem wbiłem kij w morowisko. A co to jest za teoria, do dziś niepopularna?Zakłada ona, że o pomyślności  własnego rozwoju decyduje „wolność od starego”, zatem należy najpierw rozbić pewną integralną, pierwotną całość umysłową, aby móc następnie składać nową całość psychiczną na wyższym poziomie, z mozaiki części składowych starej i dodanych nowych (nie wszystko stare jest złe), kształtując przez to bardziej doskonałą, twórczą i wartościową formę osobowości, zapewne bardziej wolną od uzależnień i duchowo zorientowaną. Jest oczywistym, że początkowo proces dezintegracji odbywa się często spontanicznie i chaotycznie, ale z czasem stajemy się jego bardziej świadomi, sterujemy zatem świadomie nim i w ten sposób celowo i metodycznie kierujemy rozwojem własnej osobowości. Ten rozwój jest naszym naczelnym życiowym postulatem. Wedle Junga, trudnym, ale realnym celem ostatecznym jest Pełnia, obraz Boga. Tyle wyjaśnień…

Dlatego też następnym krokiem do wyzwolenia, uwolnienia od „destruktywnego programu” paraliżującego przemiany psychiczne, jest podjęcie decyzji o jego odrzuceniu, uwolnieni się, puszczeniu go, jako laski czy kuli, o której kalece lepiej się chodzi, bowiem teraz czeka nas długi, samodzielny marsz! Zatem ostateczne, bezpowrotne uwolnienie się od neurotycznego programu, wyzwolenie z mroku stereotypów, ograniczeń, obaw i złych myśli, wyzwala błogie doświadczenie wewnętrznej wolności, spokoju, szczęścia i wszechogarniającego uczucia miłości. Jeśli sami nie zdobędziemy się na ten radykalny krok, wtedy sami sobie nie pozwolimy na doświadczenie nowego, to możemy być pewni, że stare, paraliżujące i pozbawiające nas siły myśli, zrobią wszystko, aby nas przed tym powstrzymać, nie pozwolą, prawem „zasiedzenia” i przywiązania do starego, zrobią destruktywny kontratak.

Zatem w nas, jest smak wolności, jej bezkresna, magnetyzująca i upajająca swą niewymowną słodyczą i mocą domena, a także, mechanizm ucieczki przed nią, poprzez ugrzęźnięciem w neurozie, jako bezpiecznym i dobrze znanym „futerale”. Bowiem wtedy nasze życie będzie tylko zastępczą atrapą, izolatką przed przerażającą rzeczywistością, a to straszne! Mamy, jak wszyscy wierzący w siebie, w siebie w roli „Dziecka Wszechświata” (Hoimar von Ditfurth), tą cząstkę, a zarazem Całość, jungowską Pełnię, co jest paradoksem dla ludzkiego myślenia, mamy obraz  BOSKIEJ JAŹNI, jako wyraz holograficznej jedności, tej od ponad 4 tys. lat, w starosłowiańskiej i indoaryjskiej świadomości, a określanej jako „Tat Tvam Asi”, czyli „Ty jesteś Nim”. Zatem my, ludzie, jednostki heroiczne i prawdziwie wolne, zdolne do mądrej przemiany siebie, a co za tym idzie i świata, mamy w sobie tą Moc, aby dokonać pozytywnych przemian, siebie, innych a także charakteru i drogi rozwoju świata...

To jest jedno z praw życia, że poznając prawdę o sobie, dokonujemy swego wyzwolenia, odrzucamy starego, uwikłanego, neurotycznego człowieka, żyjemy pełnią życia. "Niech ten, który szuka, nie ustaje w poszukiwaniu, aż znajdzie. I gdy znajdzie, zadrży, a jeśli zadrży, będzie się dziwił i będzie panował nad Pełnią". To rzekł Mistrz, Jehoshua ben Joseph, wielki rebeliant religijny, odrzucający strach przed srogim Elochimem, odkrywający Moc Miłości niebieskiego (niebiosa wolnej duszy) Ojca (ABBA), tak, więc warto to zapamiętać! Bowiem, to jest nasza droga do prywatnej „krainy wolności”, do Pełni, czyli wiedzy o ludzkiej kondycji osadzonej w boskości, do tego jej wymiaru, co choć mieszka w nas stale, to rzadko w świetle świadomości, ale „zza ucha” szepcze wskazania. I to twoja wiedza, to pierwszy, ważny krok ku przemianie świata, bo świat, to tworzący go ludzie i ich bilans wolnego i twórczego współdziałania, owoc „jedności przeciwieństw”, albo uwikłania i irracjonalnego konfliktu wynikający z podziału. Ludzie, ze swej natury, nie chcą podziałów. Chcą tego nekrofilni „dozorcy życia mas”, banksterzy, generały, ksiomdze, imamy, rabiny i specsłużalcy, tak… Ale my powiedzmy NIE! dla zaproszenia do występów w ich teatrze absurdu. Nasze królestwo nie jest z ich świata, jest ze świata Miłości i Solidarności, ot co!

Pamiętajmy: tylko od nas zależy, czy z tego skorzystamy, czy nie, czy będziemy wolni, czy neurotycznie uwikłani, oddani psom wojny i lichwy na pożarcie! Ale tego nie kupimy w sklepie, ani na Allegro, to nasza osobista sztuka życia!

                                                                                *

Ujeścisko, 23 grudnia 2013 roku.                                                                                                                          Antoni Kozłowski

Publicysta, poetą bywa, scenarzysta, satyryk radykalny, performer, fotograf i malarz. Humanista prywatnego sznytu, bez dyplomów, członek SDP. Od lat żyje w osobnej strefie dążenia do ludzkiej prawdy (czym jest Prawda?) poprzez dialog i introspekcję. Niezależny opozycjonista czasów PRL, inwalida po represjach komuszych. Mentalnie krzepki, czynny twórczo, uzależniony od życia, jako bezcennej przygody poznawczej, ale fizycznie - wrak życiowy. Pomimo tego - rasowy Trikster, szyderczo portretujący zło, poszukujący wytrwale dobra w wymiarze prywatnym i Ojczyzny Solidarnej. Patriota i obywatel, gardzi politycznym szambem i aktywnością "replik targowiczan" w starciu z "ministrantami" w spektaklu nad Wisłą. Współzałożyciel stowarzyszenia "Nasz Polski Dom", działającego na rzecz kultury polskiej i wsparcia potrzebujących... I tyle, aż tyle! Resztę pożarły gile, a koszatniczki schowały do piczki, o rety, minarety!

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura