Polacy zajęli 8 miejsce na tegorocznych mistrzostwach świata w piłce ręcznej.
Taki wynik trzeba uznać za porażkę i ogromne rozczarowanie gdyż nasza drużyna była w ostatnich latach potęgą w tej dyscyplinie sportu. Wicemistrzostwo Świata w 2007, brąz na mistrzostwach świata w 2009, 5 miejsce na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie dawały i przed tegorocznymi mistrzostwami w Szwecji nadzieje na medale.
Planem minimum było zajęcie 7 miejsca gwarantujące udział w kwalifikacjach do Igrzysk w Londynie. Igrzyska te mają być spełnieniem i zwieńczeniem bogatej w sukcesy kariery części naszej kadry m.in. Marcina Lijawskiego, Mariusza Jurasika, Artura Siódmiaka czy też Tomasza Tłuczyńskiego.
Dziś po przegranej, dość łatwej z Węgrami żegnamy się z mistrzostwami. Polscy zawodnicy, nazwani gladiatorami, ludźmi ze stali dziś schodzą z boiska ze spuszczonymi głowami, chyba sami przed sobą wstydzą się swojego wyniku, gry i postawy na tej imprezie.
Czego zabrakło?
Przede wszystkim raziła niemoc w ataku! Takiej bezradności i nieporadności, a także wielkiej liczby strat niewidziałem w polskiej piłce ręcznej od dawna. Bolało to przede wszystkim podczas czasu granego w przewadze - Polacy nie umieli wypracować sobie pozycji grając 7 na 6!
W skutek osłabień ( kontuzje Krzysztofa Lijewskiego i już w trakcie mistrzostw Michała Jureckiego ) "zmusiło" trenera Wentę do postawienia na drugiego z braci Lijewskich i Karola Bieleckiego.
Ten pierwszy był wyraźnie bez formy, bez szybkości, bez pewności siebie, która go przcież charakteryzowała - był wybierany do najlepszych 7 poprzednich wielkich imprez. Karol Bielecki od którego wymagano uważam niepotrzebnie rewelacyjnej gry i mistrzostw życia grał niestety źle. Trzeba pamiętać, że to cud iż ten zawodnik w ogóle wrócił do sporty po stracie oka! Karol grał bardzo nieskutecznie, dużo rzucając i notując sporą ilość strat.
Kompletnie zawiedli inni weterani- Siódmiak, który grał tylko w pierwszych meczach i od razy objął prowadzenie w kwalifikacji przewinień i kar 2 minutowych ( a był ostają naszej obrony na poprzednich rozgrywkach ) oraz Jurasik, skrzydłowy słynący niegdyś z przechwytów, szybkich kontrataków i porażającej skuteczności rzutowej był cieniem samego siebie - ledwo odrywał się od boiska.
Nie można mieć większych pretensji to Sławomira Szmala, który jest i jeszcze przez lata będzie jednym z najlepszych w swoim fachu na świecie.
Nie zawiódł mnie też Bartosz Jurecki - kołowy wchodzący do ataku, grał skutecznie i pewnie.
Tomasz Tłuczyński zdobył najwięcej bramek i to na dobrej skuteczności, szkoda że w ważnych momentach także nie trafiał.
W środku rozegrania nie radzili sobie na przemian: Bartek Jaszka ( grający największą ilość czasu ) Grzegorz Tkaczyk ( przeplatający udane asysty stratami i niecelnymi rzutami ) oraz Tomasz Rosiński ( wyróżniający się głównie szalonymi i nieudanymi rzutami czy też stratami ).
Jakieś nadzieje na przyszłość?
Napewno mamy aspirującego na następce Szmala bramkarza - Wyszomirskiego.
Z dobrej strony pokazał się też Mateusz Zaremba - rzucając odważnie bramki kiedy doświadczonym kolegom to zupełnie nie wychodziło.
Mariusz Jurkiewicz pokazał serce do walki będąc gigantem w obronie i grając ( choć nie zawsze ) dobrze w ataku.
Piotr Grabarczyk - zastąpił Siódmiaka na pozycji głównego obrońcy - człowieka od czarnej roboty i choć brakuje mu jeszcze doświadczenia, pewności i zdecydowania w grze dał sygnał, że może być godnym następcą "Króla Artura".
Być może uleciał gdzieś duch tej żelaznej drużyny z charyzmatycznym Bogdanem Wentą na czele, ale nie traćmy nadziei, że polski szczypiorniak budzić będzie jeszcze respekt i strach wśród wszystkich drużyn świata, a polscy "gladiatorzy" udowodnią, że mistrzostwa w Szwecji były tylko wypadkiem przy pracy.
Inne tematy w dziale Sport