Dzisiaj w Petersburgu rozpoczęło się kolejne coroczne Międzynarodowe Forum Ekonomiczne. W ostatnich latach, jak zauważają obserwatorzy ma ono znacznie większą wagę polityczną, jeśli idzie o poruszane tam kwestie, niźli ekonomiczną, bo umów i porozumień jest tam relatywnie mało, a nawet, jeśli się zdarzają, to przy bliższej analizie okazuje się, że międzynarodowi partnerzy rosyjskich firm okazują się zarejestrowanymi w rajach podatkowych jak najbardziej rosyjskimi, (jeśli idzie o kraj pochodzenia kapitału) podmiotami. Tak będzie i w tym roku. Co nie zmienia faktu, iż przyjazd do północnej stolicy Rosji prezydenta Francji Macrona, premiera Japonii Abe i prezes Międzynarodowego Funduszu Walutowego ma swoją rangę. Międzynarodowa izolacja Rosji w okresie nasilającej się polityki sankcji świata anglosaskiego? – Mógłby zapytać którykolwiek ze zwolenników rosyjskiego prezydenta, – o czym mówimy? To chyba jakiś żart? I miałby rację, bo spoglądając w kalendarz spotkań lokatora Kremla tylko z ostatniego tygodnia można w nim znaleźć spotkania z premierami Niemiec i Indii, prezydentami Francji, Bułgarii, o mniejszych figurach w rodzaju syryjskiego dyktatora Asada, czy przywódcy republiki Środkowoafrykańskiej nie wspominając. Zatem, i jest to zgodne z intencjami władz Rosji, na petersburskie spotkania spogląda się obecnie głównie przez pryzmat polityki światowej, trwających w niej przegrupowaniach, budowaniu aliansów i porozumień.
Oczywiście dyplomacja rządzi się swoimi prawami, ale czytając takie słowa aż chciałoby się zaapelować o odrobinę przyzwoitości, czy zastosowanie się do złotej zasady formułowanej przez poprzednika obecnego lokatora Pałacu Elizejskiego pod adresem polityków jednego z europejskich krajów (my pamiętamy, którego), że stracili okazję, aby siedzieć cicho. Tak nawiasem mówiąc w europejskich mediach lubi się oskarżać Donalda Trumpa o prowadzenie polityki chaotycznej, brak stałej linii, działanie pod wpływem impulsu, i jeśli zgodzić się z tą diagnozą to jak należałoby określić linię w polityce zagranicznej Macrona?
Wróćmy jednak do rosyjskiej podróży tego ostatniego. Nie ulega wątpliwości, że jednym z zasadniczych tematów prowadzonych rozmów będzie stosunek państw europejskich do umowy z Iranem w sprawie programu jądrowego tego ostatniego. Kilka dni temu amerykański sekretarz stanu Mike Pompeo przedstawił 12-punktową listę warunków, od spełnienia, których Waszyngton uzależnia powrót do umowy. Przypomnijmy najważniejsze z nich – wycofanie się Iranu z Syrii, zaniechanie wspierania radykalnych organizacji islamistycznych w rodzaju libańskiego Hecbollach czy powstańców w Jemenie oraz zamknięcie realizowanego przez Teheran programu budowy rakiet balistycznych. Obserwatorzy zwrócili uwagę na niesłychanie stanowczy, by nie rzec ostry, ton występującego w Fundacji Heritage amerykańskiego Sekretarza Stanu. Mówił on o „skruszeniu” regionalnej potęgi Teheranu. I aby nie było, jak można przypuszczać żadnych wątpliwości, co ma na myśli, to w zeszłym tygodniu izraelskie lotnictwo zaatakowało syryjskie pozycje elitarnych jednostek irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji. A dziś agencje informują o ataku lotnictwa amerykańskiego na pozycje armii syryjskiej na wschodzie kraju.
Zdaniem rosyjskich ekspertów wystąpienie Stanów Zjednoczonych z umowy z Iranem było „zimnym prysznicem” dla liderów europejskich i może w efekcie przyczynić się do poważnych rozdźwięków między sojusznikami położonymi po obu stronach Atlantyku. Niewątpliwie jakieś targi właśnie trwają i Rosja chce ugrać własną grę.
Obecność Asada w Soczi miałaby te pogłoski potwierdzać. Tym bardziej, że po zdobyciu ostatniego bastionu w okolicach Damaszku siły reżimu przegrupowują się na południowym zachodzie i zdaniem rosyjskich ekspertów będą dążyły do wyparcia oddziałów opozycji na terenach przylegających do granicy z Izraelem. A to grozi wybuchem konfliktu zbrojnego na szerszą skalę. Bo jeśli nie teraz to, kiedy? – piszą w swoim ostatnim raporcie analitycy amerykańskiego think tanku Stratfor – mając na myśli wojnę Izraele z Syrią, ale przede wszystkim Iranem. Czy Jerozolima, pytają retorycznie, będzie miała w najbliższej przyszłości bardziej pro-izraelskiego prezydenta niźli Trump, czy skłóconą z Teheranem Arabią Saudyjską będzie kierował tak wojowniczo nastawiony i skłonny do ostatecznych rozstrzygnięć przywódca, jakim dziś jest młody następca tronu? I czy jest, na co czekać, aż Teheran zbuduje rakiety balistyczne średniego zasięgu zdolne do rażenia celów w Izraelu, a Syria chroniona będzie rosyjskimi bateriami obrony antyrakietowej? Czyli ich zdaniem, wojna z Iranem wisi na włosku.
I jak się wydaje Moskwa nie czeka, tylko negocjuje. W poniedziałek po spotkaniu w Soczi Asad powiedział, że jego rząd daje miesiąc wszystkim uchodźcom (właśnie wydano stosowne prawo) na powrót do kraju. W przeciwnym razie majątki nieobecnych zostaną skonfiskowane i przekazane innym, czytaj – alawickiej elicie reżimu. To oczywisty szantaż pod adresem Europy, bo realizacja tego rodzaju polityki może tylko doprowadzić do nowej eskalacji konfliktu i wzrostu fali uchodźców. Raczej nie jest kwestią przypadku, że taki straszak pojawił się po spotkaniu Putina z Merkel.
Teheran też nie ma zamiaru ustępować. Dzisiaj irański prezydent Rouhani sformułował, pod adresem przywódców europejskich, listę warunków dalszego pozostawania jego kraju w atomowym porozumieniu. Są one, łagodnie całą sprawę nazywając, dość stanowcze a nawet bezczelne, i ich przyjęcie wiązałoby się z upokorzeniem Europy. Teheran oczekuje, że państwa europejskie doprowadzą do przegłosowania przez ONZ oficjalnej uchwały potępiającej Stany Zjednoczone, ponadto domaga się „nie poruszania w trakcie negocjacji kwestii związanych z irańskim programem budowy rakiet balistycznych”, zagwarantowania zakupów irańskiej ropy naftowej, wyrównania Teheranowi strat, jakie ten może ponieść w wyniku posunięć Waszyngtonu. Mało tego, Iran chce, aby Europa zagwarantował, że tamtejsze instytucje finansowe będą obsługiwały transakcje płatnicze Teheranu i nie będzie uczestniczyć w jakichkolwiek sankcjach. Jednym słowem, chcecie pokoju, płaćcie, płaćcie i jeszcze raz płaćcie. Stanowiska stron są dość jasne. Stany Zjednoczone i Izrael opowiadają się za rozwiązaniem siłowym. Iran nie zamierza ustąpić. Rosja stoi z boku i zawsze jest gotowa do gry, tym bardziej, jeśli może na tym skorzystać. A Europa? I tak źle i tak nie dobrze. Trudno znaleźć rozwiązanie bez utraty twarzy. I kto znalazł się w pułapce?
Komentarze
Pokaż komentarze (72)