W samej końcówce ubiegłego roku amerykański portal The Daily Beast opublikował trzy bardzo obszerne artykuły, w których omawia metody pracy operacyjnej i werbunku szpiegów i agentów wpływu przez rosyjskie służby specjalne. Jako bonus trzeba uznać to, że Amerykanie publikują na swej stronie po raz pierwszy w całości podręczniki sowieckiej służby wywiadu (KGB), a precyzyjnie rzecz ujmując Szkoły im. Andropowa. Są to trzy podręczniki instruujące, w jaki sposób postępować z obcokrajowcami przybywającymi do byłego ZSRR, zwłaszcza pełniącymi ważne funkcje publiczne i państwowe, lub z takimi, którzy znajdują się w grupach, którymi są zainteresowani Rosjanie (naukowcy, dziennikarze, liderzy opinii etc.), drugi z nich uczy, jak infiltrować Bliski Wschód i trzeci wreszcie jak przekształcić rosyjskich emigrantów mieszkających poza granicami kraju w sprawne narzędzia wywiadowcze. Podręczniki są relatywnie nowe – „wydane” zostały w latach 1985 – 1989, i nadal używane są przez rosyjskie służby specjalne, o czym świadczy choćby to, że klasyfikowane są do dziś, jako ściśle tajne. Oczywiście, każdy może tam zajrzeć i je przeczytać, ze ściągnięciem są tylko pewne kłopoty, ale to może przypadek. Dodatkowym elementem wartym odnotowania jest to, że z opublikowanych podręczników uczył się, najprawdopodobniej sam Władimir Władimirowicz Putin, który przynajmniej mentalnie, (choć wypada w to wątpić czy tylko) jest nadal oficerem KGB, a jego sposób działania, myślenie, postrzeganie świata, jak argumentuje wielu jego biografów został ukształtowany w latach służby wywiadowczej.
Amerykanie posłużyli się informacjami i instrukcjami zawartymi w ujawnionych skryptach, po to, aby opisać, w jaki sposób rosyjskie służby specjalne starały się spenetrować sztab wyborczy kandydata do Białego Domu Donalda Trumpa. Ale jest to lekcja uniwersalna, bo opisane przez nich metody postępowania jak ulał pasują np. do przygód na Wschodzie niektórych polskich naukowców i publicystów, czy generałów sfotografowanych w czapkach niesławnego okrętu z Petersburga. Watro, zatem poświęcić temu opisowi nieco uwagi.
Ciekawy jest przypadek generała-porucznika Michela Flynna, który w czerwcu 2013 roku będąc jeszcze wówczas dyrektorem wywiadu amerykańskiego Ministerstwa Obrony przybył do Moskwy. Flynn będąc zwolennikiem zdecydowanej walki z islamskim terroryzmem, i z tego też powodu krytykując nieporadność i opieszałość administracji Obamy, przybył do Moskwy z własnej inicjatywy chcąc skoordynować z Rosjanami antyterrorystyczne działania. Jego wizytę organizował ówczesny rosyjski ambasador w Stanach Zjednoczonych Kisliak, i wtedy Panowie się poznali. W Moskwie amerykańskiego generała podejmował generał Igor Sergun, wówczas naczelnik Zarządu Głównego rosyjskiego Sztabu Generalnego (gdyby trzymać się starych nazw to po prostu szef wywiadu wojskowego – GRU). Flynn był w Moskwie trzy dni i wrócił zachwycony gościnnością gospodarzy – chwalił się, że jako pierwszy i jedyny cudzoziemiec mógł odwiedzić siedzibę GRU i spotkać się z pracującymi tam oficerami. Ci podjęli amerykańskiego generała specjalną kolacją, pokazywali mu apartamenty syna Stalina, jednym słowem, okazali słowiańską, gościnną, otwartą duszę. Zorientowali się też, że Flynn jest, jak to się mówi „zafiksowany” na walce z islamskim terroryzmem.
I teraz warto odwołać się do zapisów ujawnionych podręczników sowieckiego wywiadu. Instruują one jak postępować z cudzoziemcami przybywającymi do ZSRR. „Staje się on, - instruuje podręcznik -, obiektem obserwacji wywiadu zaraz po przekroczeniu granicy. W hotelu, w restauracji, w trakcie przemieszczania się z jednego miasta do drugiego zawsze musi podlegać obserwacji.” Dodatkowo, zwłaszcza w sytuacji, kiedy przybyły należy do znaczących postaci, tworzy się specjalną grupę operacyjno – obserwacyjną, której zadaniem jest nie tylko śledzenie figuranta, ale przede wszystkim zbudowanie jego profilu psychologicznego, rozeznanie jego słabych i mocnych stron, jego pasji i skrywanych pragnień. W przypadku zwykłych ludzi, owocem pracy tej grupy może być próba werbunku. Inaczej jednak postępuje się z osobami o specjalnym statusie. I znów odwołajmy się do ujawnionego podręcznika KGB – „końcowym celem operacyjnego rozpracowania osób zajmujących wysokie państwowe i partyjne stanowiska i utrzymującymi oficjalne kontakty z przedstawicielami najwyższych sowieckich władz państwowych i partyjnych, a także w przypadku znanych naukowców i solidnych przedsiębiorców, jest ustanowienie z nimi, jako zasady, relacji opartych na zaufaniu. Nie doprowadza się relacji do poziomu agenturalnego także z aktywistami organizacji postępowych.” Sowiecki, a później rosyjski wywiad, zadawala się relacjami zaufania z takimi osobami, bo w planie politycznym mogą one przynieść o wiele większe korzyści niźli prosta agenturalna robota. W nomenklaturze KGB takie relacje określane są mianem „poufnego związku”, zaś, kiedy z oficjalnych relacji akcent przesuwa się na nieoficjalne (a pamiętajmy, że figurant ani na chwilę nie może zostać sam), najczęściej z osobami związanymi z rosyjskimi służbami, wówczas KGB zakłada na takiego człowieka tzw. DOR, tj. sprawę operacyjnego rozpracowania.
I tak najprawdopodobniej było z Flynnem. Otóż w lutym 2014 roku poznał on w Londynie Swietłanę Łochową, doktoryzującą się pod kierunkiem znanego brytyjskiego specjalisty w zakresie historii Rosji oraz rosyjskich i sowieckich służb specjalnych (Christopher Andrew). Brytyjski profesor był tym, który przedstawił Rosjankę. Flynn zaprosił ją i profesora na obiad, który zorganizował dla niego szef brytyjskiego MI6 i musiał być młodą Rosjanką najwyraźniej zauroczony, skoro zaproponował jej, aby pojechała z nim w charakterze tłumacza do Rosji. Co ciekawe Łochowa, zanim zajęła się pracą naukową u znanego brytyjskiego historyka służb specjalnych, pracowała w zagranicznej filii rosyjskiego Sbierbanku, z którego po konflikcie odeszła. Pozwała bank do sądu i wygrała 3 mln dolarów. Ciekawy przypadek. I znów odwołajmy się do podręcznika KGB - „W procesie obcowania z cudzoziemcem, po ustanowieniu pierwszego kontaktu, pracownik operacyjny lub agent wywodzący się z obywateli sowieckich, rozpoznaje poglądy polityczne figuranta, krąg jego zainteresowań i znajomości, buduje sobie wyobrażenie o jego charakterze i, co szczególnie ważne, tworzy przesłanki dla przedłużenia kontaktów opartych na wzajemnych zainteresowaniach i interesach.” Niedługo po pobycie w Londynie, Flynn, skonfliktowany z administracją Obamy odszedł z funkcji i rozpoczął, można by rzec działalność gospodarczą, otwierając firmę doradczą. Zaczął regularnie występować w charakterze komentatora w mediach, w tym i w rosyjskojęzycznym kanale Russia Today. I taką ewentualność przewidział też podręcznik KGB: „W przypadku cudzoziemca zajmującego dostatecznie wysoką funkcję służbową i społeczną organizuje się wywiady i konferencje prasowe w trakcie, których dzięki zadawaniu specjalnie przygotowanych pytań skłania się go do wkroczenia na tematy interesujące dla wywiadu, sformułowania stanowiska lub zajęcia pozycji korzystnej z punktu widzenia ZSRR.” Z Flynnem sprawy poszły krok dalej. Jako znanego „specjalistę od spraw walki z terroryzmem” zaproszono go do Moskwy na konferencję naukową, poświęconą walce z islamskim ekstremizmem. Bezpośrednim powodem było 10-lecie rosyjskiego kanału informacyjnego RT. W trakcie tej konferencji Flynn został szczególnie wyróżniony – siedział za stołem prezydialnym, w trakcie uroczystej kolacji przy jednym stoliku z Władimirem Putinem, a i honorarium było nie do pogardzenia – 45 tys. dolarów (szkoda, że 25 % wzięła firma pośrednicząca). I o tym też mówi podręcznik KGB – „w szczególnych przypadkach w celu realizacji działań aktywnych z obszaru ZSRR wykorzystuje się oficjalne kanały organizując korzystne z naszego punktu widzenia wystąpienia wpływowych cudzoziemców w naszym radiu, telewizji i na konferencjach prasowych dla zagranicznych dziennikarzy, inspirując zadawanie przez nich takich pytań, które mogą wyraźniej przedstawić stanowisko ZSRR, poruszyć ważny aktualny problem wychodzący za ramy tematyczne konferencji prasowej lub neutralizować prowokacyjne pytania zadawane przez wrogo nastawionych dziennikarzy.”
Zarówno amerykańscy dziennikarze, jak i rosyjscy, z Radia Svoboda opisują podobne, jak Flynna, przypadki pomniejszych aktywistów za sztabu Trumpa, lub osób, które za takie się tylko podawały, a może miały nadzieję na „załapanie” się do idącego w notowaniach w górę kandydata republikanów. Wszystkie one wyglądają dosyć podobnie – pojawia się zagraniczny naukowiec (najczęściej pracujący w Londynie lub w Stanach) o uznanej pozycji, atrakcyjna młoda Rosjanka, wspólne zainteresowania naukowe i publiczne, wizyty w Rosji na zaproszenie instytucji naukowych lub rozmaitych wpływowych klubów, takich jak np. znany w Polsce z uczestnictwa redaktorów z Czerskiej Klub Wałdajski. W tym naukowo – politycznym towarzystwie wygłaszane są sądy, które Moskwa może, jeśli uzna je za korzystne dla siebie, nagłaśniać. Wyjazdom tym towarzyszą często niezwykle szczodre honoraria (Flynn otrzymał np. dodatkowo od Kasperkyego niemal 60 tys. dolarów). Nie ma mowy o żadnej agenturze, szpiegowaniu czy tym podobnych rzeczach. Na tym szczeblu nie ma już takiej potrzeby. A wszystko zadziwiająco zgodne ze schematami postępowania opisanymi w ujawnionych podręcznikach KGB. Dlatego warto je przeczytać.
Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka