Przewodnicząca izby administracyjnej sądu krajowego w Krasnodarze (Kubań, południe Rosji), Jelena Hahaljewa wydawała córkę za mąż. Jedyną córkę (jest jeszcze syn, ale żonaty), więc i uroczystość musiała być na miarę rangi wydarzenia i pozycji matki. Tylko, że chyba trochę przesadziła – złośliwi uważają, że wesele w miejscowym hotelu, na którym bawiło się jakieś 400 – 500 osób i w trakcie, którego występowali popularni rosyjscy artyści estradowi musiało ją kosztować około 2 mln dolarów.
Honoraria występujących na uroczystości gwiazd rosyjskiej estrady (czwórka) oceniane są na nie mniej niż 100 tys. dolarów dla każdej z nich. Młoda para w prezencie ślubnym dostała podobno Bentleya. Z deklaracji majątkowej za rok 2016, dostępnej na stronie sądu, wynika, że pani sędzia w 2016 roku zarobiła 2,6 mln rubli. Jak na rosyjskie warunki to też niemało, ale nawet bardzo oszczędne życie nie pozwoliłoby odłożyć na ślub córki takiej kwoty. Zawistnicy, a takich wszędzie pełno, opublikowali na Instagramie zdjęcia z rodzinnej uroczystości i zaczęli bezczelnie wypytywać skąd u matki panny młodej taka fortuna. Temat podchwyciła prasa i wybuchł skandal, nie na miarę Kubania, ale całej Rosji. Odniósł się sam rzecznik Kremla Pieskow, mówiąc, że nie będzie komentował sprawy, a winny ją sprawdzić właściwe organy. Chyba nie będą musiały długo szukać informacji, bo pan młody, jest w kierownictwie jednego w wydziałów śledczych miejscowej policji. Koledzy pani sędzi, trzeba przyznać początkowo zachowali się jak trzeba. Rada Sędziów Kraju Krasnodarskiego, jak poinformowano, nie będzie zajmowała się całą sprawą. Nie dostała oficjalnego zawiadomienia, a przecież informacje w sieciach społecznościowych nie mogą być powodem do podejmowania urzędowych kroków. Dopiero jak o sprawie zaczęto dyskutować w całym kraju zdecydowali, że jednak trzeba się jej przyjrzeć. Już po tym jak skandal wybuchł uczestnicy weseliska zaczęli mówić, że nie było ono wcale tak wystawne jak na pierwszy rzut oka to wyglądało, ot, po prostu rodzinna uroczystość. Artyści, jak się okazało występowali gratis. A jeden z nich, Josif Kobzon, deputowany znany ze swych nacjonalistycznych i antyukraińskich wystąpień, który w swoim czasie wzywał do bojkotu kijowskiego finału Eurowizji, i zarazem kawaler tytułu „zasłużony artysta Rosji”, nazwał bezczelnością i chamstwem mieszanie się mediów w rodzinne sprawy. „Może jeszcze chcielibyście wiedzieć - grzmiał na antenie jednej z moskiewskich stacji radiowych – czy po nocy poślubnej na prześcieradle były plamy po krwi?”
Ale cała sprawa nie ogranicza się jedynie do skandalu obyczajowego i pytań związanych z kwestią skąd pani sędzia miała na całą uroczystość pieniądze. Jak sama twierdzi, zapłacił za nią jej mąż, obecnie, od kilkunastu lat, były mąż, który jest lokalnym biznesmanem. Przedsiębiorcą, dodajmy, działającym w branży rolniczej. I tu wydaje się, tak przynajmniej sugerują media, leży istota sprawy. Bo pani sędzia również orzekała i nadal orzeka w kwestiach związanych z własnością gospodarstw rolnych na Kubaniu. A te stały się, ostatnio, obiektem zaciętej rywalizacji dużych graczy w branży – mali rolnicy, farmerzy, byli kołchoźnicy są rugowani i pozbawiani, pod różnymi pretekstami, własności. Sytuacja zaogniła się do tego stopnia, że kilka miesięcy temu, kiedy prezydent Putin wraz z szefem FIFA wizytowali obiekty sportowe w okolicy, rolnicy postanowili na traktorach pojechać na spotkanie z Władimirem Władimirowiczem i pożalić się na swój los. Ale nie udało się, policja nie puściła. Media cytują skargi farmerów, z którymi zwracali się do deputowanych. Skargi na to, że w lokalnych sądach rządzą rodzinne kliki – „wszędzie albo mąż, albo córka, szwagier czy zięć”.
Biznes męża pani sędzi też na tym polega, jak informują nieżyczliwi, że w trudnych dla miejscowych farmerów czasach pożyczał im na lichwiarski procent pieniądze pod zastaw ziemi, a potem odbierał działki. Media opisują też schemat jednej z takich inwestycji. Otóż kolektyw jednej z kubańskich stanic zwrócił się, jeszcze w 2008 roku, ze skargą przeciw Hahaljewowi, że ten zabrał im kilkadziesiąt hektarów dobrych pastwisk. Kiedy przyszło do rozstrzygania pokazał on prawomocne orzeczenie miejscowego sądu, z którego wynikało, że jest prawowitym właścicielem terenu. W jaki sposób? Rok wcześniej pożyczył na miesiąc trzem lokalnym rolnikom pewną kwotę pod zastaw ziemi. Nie wiadomo ile, bo w orzeczeniu sądu na ten temat cisza. Podobnie zresztą jak nie ma w nim jakichkolwiek informacji czy dłużnicy byli rzeczywiście właścicielami działek ziemi, które zostały zastawione w umowie pożyczki. Sąd tego nie sprawdził, ograniczył się jedynie do potwierdzenia własności Hahaljewa, a władze stanicy musiały się z nowoczesną sprawiedliwością po prostu pogodzić. Ale to nie jedyne z oskarżeń. Inna grupa farmerów jeździła specjalnie do Moskwy, ba, nagrała wideo, które wysłali do prezydenta Putina zawierające ich wystąpienia i skargi na to, że wszystkie spory z mężem (byłym) pani sędzi kończą się wyrokami na jego korzyść.
Obecnie jego rolniczy holding kontroluje jakieś 7 tys. ha, co jak na rosyjskie warunki jest wielkością mikroskopijną. Ale tym nie mniej jego prowadzenie pozwalało rodzinie wygodnie żyć. Rodzina, jak to na wsi, trzyma też konie – a precyzyjnie rzecz ujmując 44 wierzchowce, ale to już nie dla biznesu, ale dla własnej przyjemności. Sąsiedzi mówią, że ojciec panny młodej, pojawiał się w swoich włościach nieczęsto, ale kiedy już przyjechał, to wiadomo było, że jest ważną figurą – bo wszystkie samochody, których używał (a rodzina ma ich kilka) miały na tablicy rejestracyjnej litery ASK, a przecież wszyscy wiedzą, że są one zarezerwowane dla lokalnej nadzwyczajnej kasty, czyli po ludzku sędziów.
Ale cała rodzina to nie jacyś tam zwykli zjadacze chleba. Tak nawiasem mówiąc sędziowska kariera mamy panny młodej też nie należy do schematycznych, przynajmniej, jeśli chodzi o tempo awansu. Jeszcze na początku wieku pracowała ona w firmie produkującej wyroby gumowe, a teraz jest jednym z najbardziej wpływowych przedstawicieli trzeciej władzy w regionie i do niedawna uchodziła za jedną z najpoważniejszych kandydatek na główne stanowisko sędziowskie w regionie. Panna młoda studiuje prawo i ekonomię (zagadnienie bezpieczeństwa ekonomicznego), pan młody, jak już pisałem, jest policjantem. Wcześniej zajmował się szczególnie istotnymi dochodzeniami, ale niedługo przed ślubem przeniesiony został do Krasnodaru i teraz jest zastępcą szefa wydziału śledczego. Brat panny młodej, jest jednym z najmłodszych deputowanych lokalnej legislatywy, w której pracuje, trudno zgadnąć, w komisji ds. praworządności a zarazem uczestniczy w pracach komisji oceniającej kwalifikacje sędziów. Zaś jego żona jest krewną kierującego lokalnym sądownictwem.
Nowaja Gazieta poświęciła drodze życiowej członków rodziny odrębny artykuł. Co z niego wynika? Zacznijmy od specjalizacji bohaterki – orzeka głównie w sprawach dotyczących sporów własnościowych, głównie gruntów oraz skarg na niezgodną z prawem działalność miejscowych władz. Jak anonimowo mówi jeden z cytowanych miejscowych adwokatów „Jelena Władymirowna odpowiada za jeden z głównych finansowych strumieni w regionie, którego wielkość porównywalna jest tylko z procesami między firmami zajmującymi się ropą naftową.”
Sam pan młody zaangażowany był w sprawę lokalnego biznesmena Sergieja Zirinowa. Jego historia to osobny temat – rzeka, który przejdzie do annałów rosyjskiego wymiaru sprawiedliwości, jako jedna z najbardziej bulwersujących i skandalicznych spraw. W największym skrócie rzecz ujmując chodzi o gang stworzony przez Zirinowa, przedsiębiorcę i byłego deputowanego lokalnej dumy, oskarżony o wymuszenia, groźby a nawet morderstwa. Oskarżeni siedzą już od kilku lat w areszcie, proces trwa, ale wątpliwości miast ubywać jest coraz więcej. Otóż wcale nieodosobnione są głosy, że lokalnego przedsiębiorcę wykończyli konkurenci przy pomocy miejscowych siłowików. Po to, aby przejąć jego nieruchomości i firmy. Proces trwa, oskarżony de facto decyzją sądu pozbawiony został prawa do obrony, bo jego adwokat została wykluczona z postępowania a wyznaczony z urzędu nie specjalnie przejmuje się sprawą. Zatem Zirinow broni się sam. Cały akt oskarżenia opiera się na zeznaniach dwóch skruszonych członków gangu, którzy złożyli obciążające go zeznania. I właśnie tych dwóch osądzonych już ulgowo gangsterów przesłuchiwał pan młody, zięć sędzi Hahaljewej. Tylko, że jak alarmują media przesłuchiwani nie opuszczali w tym czasie aresztu, a są na to dokumenty, w jaki zatem sposób mogli znaleźć się w miejscowej komendzie policji, złożyć zeznania i je podpisać? I kogo przesłuchiwano i czy w ogóle ktoś był przesłuchiwany?
Ciekawych szczegółów z życia lokalnej „nadzwyczajnej kasty” można by przytoczyć jeszcze sporo. Komentatorzy moskiewskiej prasy pytają jak to możliwe, że w kraju, w którym kodeks etyki sędziowskiej nakazuje życie skromne i godne naśladowania, takie zjawiska są możliwe? I namawiają szeroką publiczność, aby próbowała obejrzeć, w jakich warunkach żyją przedstawiciele prawniczej elity Rosji. Bo to ich zdaniem to jeden klan – sędziowie, adwokaci, policjanci, którzy za murami odizolowanych od świata i zamkniętych luksusowych osiedli żyją w symbiozie. W tym świecie nawet nie wypada, bo to wstyd, oszczędzać na weselu córki.
Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka